Poprzednie częściTosia - Rozdział I

Tosia - Rozdział VII

Kiedy wjechaliśmy windą na ostatnie piętro, Stanisław poprowadził mnie do niewielkiego, całkiem przytulnie urządzonego gabinetu. Rozparty na fotelu siedział mężczyzna koło pięćdziesiątki. Ubrany był w idealnie dopasowany garnitur, który tylko podkreślał jego urodę. Ciemne włosy miał idealnie ułożone a zielone oczy przyglądały mi się przenikliwie, jednodniowy zarost dodawał mu tajemniczości. Czułam, że wie o mnie wszystko i to co zaraz od niego usłyszę przyprawi mnie o zawał serca. Cisza trwała tak długo aż w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam się wiercić, przestępowałam z nogi na nogę a później zaczęłam wyłamywać sobie palce. Jeszcze chwila a przyznałabym się do wszystkiego i poprosiła o sprawiedliwy wyrok, czyli o szybkie ścięcie głowy.

-Antonina Nowak – leniwie otworzył jakąś teczkę.

Czy ty były moje akta? Czy ja już miałam tutaj tak grubą teczkę? Serce zaczęło łomotać mi jak szalone a dłonie miałam wilgotne od potu.

- Niech pani usiądzie – wskazał na obite krzesło.

Chętnie skorzystałam z jego prośby, nie zważając na to, że cała jestem brudna. Po mojej wizycie jasne krzesło będzie nadawać się najwyżej na opał.

- Możesz nas zostawić – zwrócił się do Stanisława. – Dalej poradzimy sobie sami.

- Ale… - mężczyzna chciał zaprotestować.

- Przecież do niczego nie zmusimy pani Antoniny – uśmiechnął się do mnie prawie, że przyjaźnie.

Trzaśnięcie drzwiami poinformowało mnie, że zostaliśmy sami.

- No –mężczyzna mlasnął językiem – to teraz możemy sobie spokojnie porozmawiać.

Z trudem przełknęłam ślinę, jeżeli ten podstarzały typ będzie chciał mnie wykorzystać, to będę walczyć.

- Dużo się tego nazbierało – wskazał na teczkę. – Z pewnością skarzą panią na śmierć, jest pani zbyt zdolna, by rada zdecydowała się na zesłanie lub więzienie.

Po raz kolejny z trudem przełknęłam ślinę.

- Tak – mężczyzna udał zainteresowanie. – Była pani jedną z najlepszych uczennic, same piątki i czwórki, takie wyniki, i to ludzkie dziecko – spojrzał na mnie bystro. – Pani rodzice musieli się zdziwić, gdy zobaczyli, co potrafi ich córka, a raczej czego nie potrafiła kontrolować. Dlatego panią oddali? – miał świadomość, że jego pytanie mnie zabolało.

- Sama chciałam zamieszkać u ciotki – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – U niej mogłam się więcej nauczyć.

- Doprawdy? – uniósł pytająco brew.

- Tak – uśmiechnęłam się uprzejmie.

Przez chwilę udawał zaczytanego.

- O, a pani ojciec? – nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Zginął w wypadku, gdy miałam szesnaście lat – ta rozmowa coraz bardziej mnie denerwowała.

-To trudne dla takiej młodej dziewczyny jak pani – w jego oczach dostrzegłam szczerość.

- Nie byłam sama – odgarnęłam włosy z twarzy. – Jestem tu po to, by zaspokoić pańską ciekawość?

Roześmiał się głośno odrzucając głowę do tyłu, miał przyjemny ciepły śmiech, a gdy się uśmiechał robiły mu się w policzkach urocze dołeczki.

- Nie, nie po to – spoważniał tak szybko jak się rozbawił. – Chcę zaproponować pani układ, który pomoże pani uniknąć konsekwencji jej… haniebnego czynu.

Nie zdołałam się opanować i przewróciłam oczami.

- Nie zgadza się pani, że czyn, którego się dopuściła zasługuje na najsroższą karę i jest pani zdrajczynią? – mężczyzna aż podniósł się z fotela.

Robiło się niebezpiecznie, jednak ja i tak nie miałam nic do stracenia.

- Robiłam to z miłości – spojrzałam mu prosto w oczy – a ona nas bardzo osłabia.

Mężczyzna opadł na fotel i poluzował krawat.

- Uznam, że wyraziła pani w ten sposób skruchę.

Zanim zaczął mówić dalej upił łyk aromatycznie pachnącego napoju. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo chce mi się pić. Mężczyzna udawał lub naprawdę nie zauważył jak łapczywie patrzę na jego kubek.

- Chcę pani usłyszeć moją propozycję? – zapytał oblizując usta.

Bez słowa skinęłam głową.

- Staśka pani już poznała – otworzył kolejną teczkę - poniekąd pasujecie do siebie, on też narobił w życiu głupot.

Tak zaciekawiły mnie jego słowa, że pochyliłam się na krześle.

- Nieważne, może sam pani o tym opowie – zmienił temat. – W Bieszczadach działa grupa istot magicznych, która chce obalenia naszej władzy. Jeżdżą po całym świecie i werbują tych najbardziej uzdolnionych. Z tego, co wiem przewodzi im kobieta o imieniu Maja, która podobno jest bardzo charyzmatyczna – przerwał, by zobaczyć moją reakcję. – Pomaga jej narzeczony Artur, który trenuje istoty magiczne i ustala taktykę, jest bardzo dobry w tym, co robi.

- Nie rozumiem – przerwałam mu. – po co mi to pan mówi i co ma do tego Stanisław?

Mężczyzna uśmiechnął się z politowaniem.

- Będziecie kretami – wyjaśnił.

Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, dalej nie rozumiałam, dlaczego akurat ja mam szansę do zrehabilitowania się.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • wolfie 01.11.2020
    Bardzo dobrze się czyta, ale mogę oprzeć się wrażeniu, że akcja trochę za mocno pędzi. Może przydałoby się nieco złapać oddechu :) Wyłapałam parę literówek, ale poza tym jest ok. Bardzo ciekawy motyw i fajne wykonanie. :)
  • Katrina 02.11.2020
    Dziękuję, miło mi to słyszeć. Postaram się za panować nad moją gonitwą myśli i pomysłów?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania