Poprzednie częściTosia - Rozdział I

Tosia - Rozdział XV

W stołówce czekało nas ciepłe powitanie. Ruda zaprosiła nas do głównego stołu i przedstawiła publicznie. Denerwowało mnie to jak przez całą kolację kleiła się do Staśka. Natomiast czarnoksiężnik wydawał się w ogóle tym nie przejmować.

- Jutro wybieramy się na łowy – spojrzała w końcu na mnie. – Może do nas dołączyć? Chyba, że się boisz?

- Tosia… - Stanisław próbował zaprotestować.

- Nie boję się – obudził się we mnie wojownik. – Bardzo chętnie.

Przez chwilę mierzyłyśmy się spojrzeniami i miałam wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddechy.

- Czuję, że się polubimy – w końcu puściła do mnie oczko.

Musiałam mieć głupawą minę, bo parsknęła śmiechem i pogrążyła się w rozmowie z czarnoksiężnikiem. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się o co jej chodziło. Spojrzałam pytająco na Staśka, ale ten wydawał się być myślami daleko stąd. Jak widać sama musiałam głowić się nad intencjami Rudej. Kiedy po kolacji wracaliśmy do domku zaczepił mnie Jeżyk.

- Słyszałem, że jutro polujemy razem – trącił mnie ramieniem.

- Tak? – zdziwiłam się. – Wydawało mi się, że siedzisz dosyć daleko.

Chłopak bezradnie wzruszył ramionami.

- Mam wiele talentów.

Roześmiałam się krótko i przyjęłam wyciągnięte ramię.

- A ty? – zagadnął milczącego Staśka. – Wybierasz się z nami?

Mężczyzna spojrzał na niego tak jakby dopiero się obudził.

- Co? Nie, nikt mnie nie zaprosił.

- O- zastanowił się Jeżyk –rzeczywiście dziwne, że Ruda cię zaprosiła, rzadko kiedy bierze nowych na polowanie.

Teraz zaczęłam się bać, może chce się mnie pozbyć? Będzie mogła wtedy kręcić się wokół Stanisława do woli.

- Widocznie wzbudzam zaufanie – starałam się nadać głosowi lekkie brzmienie.

- Słodziutka jesteś z tymi blond włosami – wypalił nagle Jeżyk.

Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć Stasiek dosłownie wyrwał mnie z uścisku chłopaka.

- Słodziutka i zajęta – powiedział na pozór wesoło – radzę o tym pamiętać.

Jeżyk uniósł obydwie ręce i roześmiał się szczerze.

- Zapamiętam, to do zobaczenia na polowaniu – rzucił na odchodnym.

- Wow – zamrugałam kokieteryjnie – czy to była zazdrość?

- Co poradzę - ujął mnie za rękę i okręcił – że skradłaś moje serce, o pani – w jego oczach dostrzegłam łobuzerskie iskierki.

- Mówisz? – chwyciłam go za koszulę. – I zrobisz wszystko, co zechcę?

Z udawaną powagą skinął głową.

- Co tylko zechcesz.

Przygryzłam wargę i oparłam się o ścianę domu.

- Ucieknijmy stąd - wymruczałam mu do ucha – teraz, zaraz, już – czułam jak mężczyzna sztywnieje. – Wyjedźmy daleko stąd, gdzie nikt nas nie znajdzie, weźmiemy potajemnie ślub i będziemy mieć gromadkę dzieci – nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

Patrzył na mnie jakby niczego nie rozumiał.

- Żartowałam – odepchnęłam go lekko od siebie i weszłam do domu. – Idziesz?! – krzyknęłam już z malutkiego saloniku.

Z ociąganiem dołączył do mnie i dokładnie zamknął drzwi oraz okiennice.

- Boisz się, że nas okradną? – przyglądałam się w milczeniu jego poczynaniom. – Nie bój się, obronię cię.

Nawet nie wiem, kiedy mężczyzna pchnął mnie na kanapę i usiadł okrakiem, ważył chyba z tonę.

- Co teraz zrobisz? – wymruczał mi do ucha, tak jak ja przed chwilą.

- Będę krzyczeć – wysapałam z trudem.

- Spróbuj – zachęcił uprzejmie.

Sama nie wierzyłam w powodzenie tego planu, ledwo wystarczało mi siły na niewielki oddech. Próbowałam zepchnąć go z siebie, ale był na to zdecydowanie za silny. Po pięciu minutach tej przepychanki byłam cała czerwona i zmęczona jak nie wiem, co .

-Ugryzę cię – ostrzegłam kłapiąc zębami.

Mężczyzna odskoczył ode mnie jak oparzony, chowając obydwie ręce za plecami.

- Bez kanibalizmu – zastrzegł zanosząc się od śmiechu.

Odgarnęłam włosy z twarzy i poklepałam miejsce obok siebie. Jeszcze przez długi czas żartowaliśmy i rozmawialiśmy na banalne tematy. Muszę przyznać, że podobał mi się wyluzowany Stanisław i te dołeczki, które robiły mu się w policzkach, kiedy szczerze się uśmiechał.

-Staś? – odważyłam się wreszcie zapytać.

- Mmm – mruknął sennie.

Znowu się zawahałam, co zaalarmowało mężczyznę.

- Strach cię obleciał?

- Tak jakby – zaczęłam skubać rękaw swetra. –Wiesz coś o mojej ciotce, albo o Janku?

Usiadł prosto i przeczesał ręką włosy, zawsze tak robił, kiedy był zdenerwowany.

- Znaleźli go i jeszcze jednego chłopaka. Twój kuzyn jest trochę poturbowany a ten chłopak w stanie ciężkim leży w szpitalu.

Wciągnęłam powietrze ze świstem.

- A jeśli… - bałam się dokończyć to zdanie.

- Tosia – ujął mnie za ręce – twoja ciotka zniknęła, ale tak czy siak czeka ją śmierć.

Zabolało i to bardzo. Mimo, że dawno przyjęłam to do wiadomości to i tak łzy napłynęły mi do oczu a ręce zaczęły się trząść.

- Chyba się położę.

Kiedy wstałam kolana się pode mną ugięły, gdyby nie refleks Staśka to wylądowałabym na podłodze.

- Usiądź – popchnął mnie łagodnie na kanapę. – Przyniosę ci wodę.

- Nie chcę – powiedziałam przez łzy. – Możesz mnie przytulić? – zapytałam łamiącym się głosem.

Mężczyzna przytulił mnie tak mocno, aż bolało. Nie wiem, ile tak przesiedzieliśmy on głaszcząc mnie po plecach a ja łkając.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania