Tosia - Rozdział XIX
Jeżyk brylował w towarzystwie, wszystkich zabawiając opowieściami z dzisiejszych wydarzeń.
- Antonino, złota – wyciągnął ręce, kiedy mnie zobaczył.
Na twarzy miał trochę siniaków i obandażowane ramię.
- Jak się czujesz? – przytuliłam go lekko. – Martwiłam się o ciebie.
- Nie potrzebnie – mrugnął. – Nie przez takie rzeczy się przechodziło.
- Nie żartuj sobie – rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Była tutaj jedna dziewczyna i trzech chłopaków. Dziewczyna siedziała na łóżku i rozmawiała z kimś przez telefon. Rudy chłopak miał duży opatrunek na odsłoniętej piersi i był nieprzytomny. Dwóch pozostałych paliło papierosy i grali w karty, co rusz wykrzykując przekleństwa i łapiąc się za głowy.
- Będzie dobrze – Jeżyk podążył za moim wzrokiem. – Na każdej wojnie są ofiary.
- Mówisz to tak jakby tamci ludzie nic dla ciebie nie znaczyli – powiedziałam z wyrzutem. – Zostali tam w lesie, bo my… - głos mi się załamał.
- Nikt ich nie zmuszał żeby z nami szli – wzruszył ramionami i skrzywił się momentalnie.
W jednej chwili poczułam się na niego tak bardzo zła, że niewiele brakowało a bym go pobiła.
- Pójdę już – wzięłam głębszy wdech. – Powinieneś odpoczywać.
Nie czekając na jego reakcję odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Jakie ten chłopak miał zrobione pranie mózgu. Z taką łatwością mówił o śmierci swoich znajomych.
Wściekła kopnęłam kamień leżący na drodze, nie dość że byłam zła i zmęczona to do tego potwornie głodna. Na pewno było już po kolacji i nie miałam, co liczyć na konkretny posiłek. Mimo to skierowałam swoje kroki do stołówki, licząc, że zostały chociaż kanapki. Ten dzień jednak w żadnym stopniu nie miał być dla mnie łaskawy, ponieważ kawałek dalej zauważyłam całującą się parę. Może przeszłabym obok nich obojętnie, gdyby nie połączenie ogniście rudych włosów i bardzo jasnego blondu. Mimo wszystko byłam z siebie dumna, nie wydałam żadnego dźwięku, który zdradziłby moją obecność. Po prostu, na palcach przeszłam obok i cicho zamknęłam za sobą drzwi. Nie miałam prawo być zazdrosna o Staśka, przecież nawet dobrze go nie znałam, ale dlaczego musiał obściskiwać się akurat z nią? Z jedyną osobą, którą z czystym sercem nazwałabym swoim wrogiem?
Bogu dzięki na stołach zostały jeszcze jakiś kanapki i kompot. Nie zastanawiałam się, co jem jadłam i starałam się o niczym nie myśleć.
- O, tu jest twoja zguba – słysząc ten głos o mało nie udławiłam się przełykanym kęsem.
Zawiśli nade mną jak dwa sępy.
- Martwiłem się o ciebie – głos Staśka był pełen wyrzutów.
Szybko się pocieszyłeś, pomyślałam jednak nie powiedziałam tego na głos.
- Wybacz – uśmiechnęłam się jakbym zjadła cytrynę. – Musiałam się uspokoić a potem strasznie zgłodniałam.
- Tak właśnie mu mówiłam - włączyła się ruda. – Jeszcze chwila a rozniósłby obóz – roześmiała się perliście.
- Ha, ha – zawtórowałam jej niewesoło. – Dobrze, że się nim zaopiekowałaś.
Ruda wypięła pierś do przodu, wiedziałam, że zaraz wbije mi największe ostrze.
- Dziwne, że nas nie widziałaś idąc tutaj, staliśmy niedaleko.
- Byłam zamyślona – nie dałam po sobie nic poznać.
Zapanowała cisza jak makiem zasiał, powstrzymywałam swoje emocje resztkami silnej woli. Nie zamierzałam dać im tej satysfakcji i wybuchnąć gniewem, albo co gorsza rozpłakać się.
- Padam ze zmęczenia – powiedziałam wstając. – Pójdę się położyć.
- Jasne, kochana – ruda pogłaskała mnie po głowie. – Widzimy się jutro na śniadaniu.
Nie zaprotestowałam, kiedy objął mnie ramieniem, nie skrzywiłam się, kiedy pocałował mnie w czoło. Choć, gdy pomyślałam, że przytula mnie tymi samymi rękami, co przed chwilą rudą i całuje ustami, którymi ją całował, miałam odruch wymiotny. Chłodne, wieczorne powietrze podziałało na szczęście orzeźwiająco.
- Martwiłem się o ciebie – mężczyzna przerwał ciszę.
Jasne.
- To miło – udało mi się wykrztusić. – Też się bałam, że tam umrę, albo mnie zostawią w tym lesie. Ale wróciłam – uśmiechnęłam się gorzko – i nie chcę teraz o tym mówić.
Nawet nie zauważyłam, kiedy doszliśmy do domku. Odetchnęłam z ulgą, gdy Stasiek zamknął za nami drzwi i odsunął się ode mnie. Nawet pachniał tak jak ruda.
- Musimy zdać sprawozdanie – powiedział patrząc na mnie niepewnie.
Miałam ochotę dobitnie powiedzieć mu, gdzie mam to jego sprawozdanie, ale wzięłam głębszy wdech i opanowałam się.
- Dasz mi dwadzieścia minut? – starałam się brzmieć naturalnie.
Mężczyzna złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Zadrżałam, gdy przejechał dłonią po moim policzku.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania