Poprzednie częściWspomnienia nieuczesane cz. 1

Wspomnienia nieuczesane cz. 14

George Michael ze smutkiem śpiewał, że „it's hard to love” i „there's so much to hate”. I mnie niestety dopada czasami to uczucie. I wtedy po chwili wiem już na pewno: kocham kochać, kocham miłość. Kocham kochać. Kocham kochać...

 

Istnieją zupełnie bezwartościowe aktywa, za które kupujący oferują niezerowe i całkiem spore kwoty (albo może po prostu nie doceniam kolekcjonerskiej wartości bitcoina). Nawet nie można tego nazwać spekulacyjną bańką, bo byłaby to niezasłużona nobilitacja - napompować można bańkę na czymś, co istnieje i ma jakąś wartość wewnętrzną, choćby potencjalną (jak spółka bliska bankructwa, ale jednak z jakąś szansą na ratunek). W przypadku kryptowalut najbardziej adekwatnym określeniem wydaje mi się piramida finansowa.

(PS: Bank Światowy użył swego czasu określenia: „naturally occurring Ponzi scheme”)

 

Niegdyś popularną praktyką stosowaną wobec rzekomych czarownic było wrzucanie ich do wody (rzeki lub jeziora). Utopienie się podejrzanej dowodziło jej niewinności. Odnoszę wrażenie, że praktyki te przetrwały do współczesnych czasów, tylko w nieco zmienionej formie – dowodem niewinności jest udana próba samobójcza.

 

Hipoteza efektywnych rynków stanowi, iż należy się spodziewać efektywnych wycen wartości towarów i instrumentów finansowych – między innymi dzięki „magicznym” właściwościom niewidzialnej ręki rynku. Dość długo o to się spierano i hipotezę przeformułowywano. Czy można uznać, że (horrendalne) wyceny (absolutnie bezwartościowych) tzw. kryptowalut każą ostatecznie włożyć hipotezę efektywnych rynków (finansowych) między bajki?

 

Żeby przeżyć trzeba przeżywać. Kto nie przeżywa – nie przeżyje.

 

We współczesnym świecie jest zupełnie inaczej niż w szachach. Mamy wszelkie możliwe odcienie szarości. A już najgorzej gdy stają naprzeciw siebie takie armie: szarzy (mocno szarzy) przeciwko prawie białym instrumentalnie traktowanym przez prawie czarnych. (Kurde i szatan tu nie pomoże!)

 

Dzięki Stanisławowi Barei dobrze wiemy, że jeśli jest zima, to musi być zimno. A co jeśli jest ciąża? To musi być ciężko.

 

Mam niepokojące przeczucie, że dopóki cywilizacja zachodnia nie pokona resztek zła (całkiem sporych resztek) w swojej organizacji społecznej, dopóty „ocean Solaris” będzie nam odsyłał to zło z różnych części umęczonego świata - z Moskwy, Afganistanu, Chin, Korei Północnej...

 

Jak wiadomo Philip K. Dick podejrzewał Stanisława Lema o to, że w istocie był wrogą organizacją komunistyczną (L.E.M.) – między innymi ze względu na niewiarygodną różnorodność jego twórczości. Z kolei mi czasami wydaje się, że Stanisław Lem mógł być medium samego Boga, prawdziwym Głosem Pana - choć sam Lem odrzucał wiarę w Stwórcę. Jeśli istotnie Bóg mógłby używać pośredników nieświadomych Jego istnienia – nie dając im świadomości Jego istnienia - jakiż byłby to paradoks.

 

Gdy ktoś nosi nazwisko np. Kukliński, to czy obdarzony poczuciem humoru Stwórca oparłby się pokusie uczynienia go swoją marionetką? Niezwykle skuteczną marionetką.

 

Lech Janerka śpiewał, że „apatia to żaden grzech, gdy wszystko zmienia się w cash”. A cash to pochodna nauki i ciężkiej pracy. A miłość to druga pochodna.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Narrator 19.02.2022
    Moim zdaniem to opowiadanie jest zbyt ogólnikowe, jak na wspomnienia. Naszpikowane niezrozumiałymi dla mnie pojęciami, za to pozbawione osobistych doświadczeń. Z drugiej strony jest zbyt mało fachowe, nie poparte faktami, jak na dobrą publicystykę.

    Takie górnolotne dywagacje, czyli o wszystkim i o niczym. Bez oceny.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania