Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 11

Ktoś tam się pytał, dlaczego Stefa to Stefa. Dlaczego? Bo to zarąbiste imię! Takie oryginalne i z brzmieniem. Hej, ja bym wolała być Stefą niż taką beznadziejną Mają :P

 

Trzy tygodnie później.

 

ŁUKASZ

 

Idąc do szkoły, myślę o wszystkim, co było na Mazurach. Drugiego sierpnia świętowaliśmy czternaste urodziny Juli. Podostawała wszelkiego rodzaju gadżety, między innymi świecący długopis, kieckę i klamrę do włosów. A ja, głupi, się postarałem i wydałem znaczną część swojego kieszonkowego na łańcuszek, a potem jeszcze dokupiłem do niego zawieszkę. Pół godziny szukałem tego przeklętego wisiora. Stałem przed stojakiem jak baran i kontemplowałem czy lepsza truskawka od wisienki. Ostatecznie miałem zdecydować się na hot-doga, jednak w ostatniej chwili ujrzałem zawieszkę w kształcie smyczka. Ze świecą było szukać lepszego prezentu.

Wyjazd zakończyliśmy skakaniem z pomostu do wody w ubraniach. Potem popstrykaliśmy sobie nieco (no dobra, mnóstwo) fotek zwanych selfie i zapakowaliśmy się do pociągu. Po tym wyjeździe ani się zorientowałem, a wakacje się skończyły i musiałem rozpocząć nowe gimnazjum.

 

Budynek jest ogromny, ale nie przesadnie nowoczesny. Przy płocie rosną rozłożyste kasztany, otaczają całkiem spore podwórko. Nieśmiało przekraczam próg bramy i biorę głęboki oddech.

- Będzie ciężko - mamroczę, rozglądając się wokół. Nie ma to jak motywacja.

Mam znaleźć miejsce zbiórki klasy drugiej e. Byłoby to proste, gdyby nie brak jednej rzeczy, a mianowicie oznaczeń. Na dobór złego, każdy dziś jest ubrany tak samo, czyli na galowo. Zebrana tu młodzież do złudzenia przypomina mi stado zebr.

Nagle ktoś kopie mnie w kostkę od tyłu. W tę sztuczną, ale i tak wydaję z siebie odruchowe: "ała!".

- Zamierzasz olać gimbę i zwiać na wagary? - pyta wesoło głos należący do Juli. Dziewczyna na powitanie wciąga mnie w krótki, przyjacielski uścisk, a mi serce bije mocniej. Serio Jula nie zdaje sobie sprawy, że ktoś jest w niej szaleńczo zakochany? Ktoś mianowicie ja?

To pierwszy raz, kiedy widzę Julę od tygodnia. Ostatni tydzień wakacji spędziła w szpitalu na jakichś tam testach. A przynajmniej tak mówiła mi Stefa. Ja nie odważyłem się pójść tam osobiście. Jestem tchórzem, ale za bardzo przestraszyłem się krwi w splunięciu Juli tamtego dnia.

Potem podchodzą Stefa i Karol. Za bardzo nie gadamy, bo w sumie widzieliśmy się wczoraj. Wtem rozlega się dzwonek, głośny i natarczywy. Znak, że muszę iść do szkoły. Boję się, ale to akurat żadna nowość. Ostatnio całe moje życie to strach.

 

Nowe gimnazjum nie było aż takie złe, poza faktem, że nie znam w klasie prawie nikogo i że nauczycielka od polskiego to istny demon. Wracam z Julą do domu, okrężną drogą. Niby spacer normalną zajmuje tylko dziesięć minut krócej, ale jeśli wybieramy dłuższą trasę, przechodzimy obok Biedronki. Za każdym razem Jula wyciąga mnie na mały spacer po tym spożywczaku i nigdy nie wychodzi z pustymi rękami.

Tym razem jednak przechodzi koło sklepu obojętnie.

- Pawełki już niemodne? - zagaduję, trącając ją łokciem. Oczekuję w odpowiedzi śmiechu, ale Jula tylko się zasępia.

- Hajsu nie mam - rzuca, bawiąc się suwakiem od bluzy. Zauważam, jak łańcuszek ode mnie wyłapuje refleksy zachodzącego słońca i lśni na bladej szyi Juli.

Nie zadaję więcej pytań, a dziewczyna także się nie odzywa. Idziemy w milczeniu, a ja wsłuchuję się w rytm wybijany przez nasze kroki. Nachodzi mnie idiotyczna, pisarska myśl, że to jest taka nasza magia codzienności. Śmiechy, żarty, żelazna przyjaźń. Chociaż znam Julę stosunkowo krótko, chciałbym, żeby nasza relacja przetrwała. Postaram się.

Zatrzymujemy się przed fontanną, która stoi na rogu przed skrętem do naszego osiedla. Zazwyczaj jest nieczynna, ale dziś leci z niej strumień wody, który rozchlapuje dookoła krople, tworząc tęczę. Taki mały szczegół, a w środku miasta tworzy taki piękny widok.

Jula śmieje się i staje w samym środku multikolorowych promieni. Bierze w dłoń wymyślone skrzypce, kłania się i rozpoczyna występ. Z początku zdaje mi się, że tylko nuci melodię, którą gra, ale pod koniec orientuję się, że ją śpiewała.

- ... Bo z tobą melodia jest! Do re mi fa sol! Ty i ja... Twe serce to wciąż symfonia ma!

Jula posyła mi uśmiech, po czym nabiera w dłonie wody z fontanny i wyrzuca ją w powietrze. Przynajmniej wróciła jej sangwinistyczna natura, jednak wciąż coś mi nie gra. Jula, kiedy ty przestaniesz być taką enigmą?

 

JULIA

 

Wieczorem schodzę na dół, aby się czegoś napić. Przed snem mam surowy zakaz picia czegokolwiek innego poza wodą, ale i tak do szklanki nalewam sobie soku. Jest prosto z lodówki i cudownie zimny. Orzeźwiająca słodycz spływa w dół mojego przełyka, niosąc ukojenie. Śmieszne, jak coś tak małego jak szklanka soku, może przynieść taką ulgę i poczucie spełnienia. Zaraz po tej myśli zaczynam się zastanawiać, skąd przyszło mi coś takiego do głowy. Przecież ja jestem prostą czternastolatką, nie Arystotelesem! Dla mnie szklanka powinna być szklanką, a nie sensem chwili.

- Ej! Wydaje mi się, że z ojcem zakazaliśmy ci opijać się sokiem przed spaniem - mówi za mną głos należący do Olgi. Kurde, nakryli mnie.

- Tfu, no tak, faktycznie - odpowiadam, jednak szybko dopijam resztę napoju. Odstawiam pustą szklankę do zlewu i patrzę na Olgę. Jest ubrana w swoją piżamę w niedźwiedzie i kapcie w kształcie królików. Dziwnym trafem, te części garderoby do siebie pasują.

- Cieszę się - zagaduje mnie Olga, opierając się o blat i wsuwając do ust winogrono.

- Z czego?

- Że nie używasz argumentu "nie jesteś moją matką, rozkazywać mi nie możesz".

Kręcę głową z uśmiechem i podchodzę do Olgi. Obejmuję ją od tyłu i mocno przytulam. Obie jesteśmy drobne i mamy podobny wzrost, więc czujemy się bardziej jak siostry niż jak macocha i pasierbica.

- Zrobiłaś dla mnie o wiele więcej, niż moja rodzona matka kiedykolwiek mogła pomyśleć, więc nic nie mów - mówię, wtulając twarz w jej plecy.

- Kocham cię, Julcia. Wiesz o tym?

- Wiem. Ja też ciebie kocham, Olguś.

- Wiesz też, że trzeba podjąć jakąś decyzję, prawda?

Olga próbuje powiedzieć to poważnie, jednak jej głos się łamie. Ja tylko wzdycham cicho. Nie chcę się na nic decydować. Cokolwiek wybiorę, w moim systemie jest to uznawane za przegraną, jedną rzecz, której próbuję uniknąć.

- Wiem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Slugalegionu 07.12.2015
    Wyjazd zakończyliśmy skakaniem z pomistu do wody w ubraniach ~ pomostu.
    O czym oni mówią? O-o Mniejsza, będę miał niespodziankę. :D
  • Majeczuunia 07.12.2015
    Też takie coś robiłam, polecam :)))
  • Lucinda 07.12.2015
    Decyzję? Znowu intrygujesz końcówką. Praktycznie od pierwszego rozdziału tego opowiadania budujesz takie napięcie, co tak naprawdę jest głównej bohaterce, na co ona właściwie choruje (poza tym, co już było wspomniane oczywiście). A ja ciągle czekam, aż coś się wyjaśni i nie nudzi mi się to. Bardzo lubię tę historię:)
    ,,Stałem przed stojakiem jak baran i kontemplowałem, czy lepsza truskawka od wisienki" - bez przecinka, na ogół przed ,,czy" przecinka się nie stawia, a tu nawet nie bardzo pasuje, jeśli się czyta to zdanie;
    ,,że ktoś jest w niej szaleńczo zakochany? Ktoś (przecinek) mianowicie ja?";
    ,,na jakiś tam testach" - ,,jakichś";
    ,,lśbi na bladej szyi Juli" - ,,lśni";
    ,,coś tak małego, jak szklanka soku" - bez przecinka, bo to proste porównanie, nie tworzy zdania złożonego. 5:)
  • Majeczuunia 07.12.2015
    Lucinda, jak zwykle ratujesz mnie korektami i bardzo, bardzo dziękuję za miłe słówka. Co do wyjaśnienia, to będzie, będzie niebawem XD
  • KarolaKorman 07.12.2015
    ,, i lśbi na bladej ''
    Postarał się chłopak z prezentem :) Jak zawsze cudnie się czytało, choć smutna końcówka, 5 :)
  • Majeczuunia 07.12.2015
    Dziękuję za komentarz :D
  • Yūki 08.12.2015
    "A ja, głupi, się postarałem [...]" - Bez obydwóch przecinków.

    "Wyjazd zakończyliśmy skakaniem z pomistu do wody w ubraniach." - pomostu

    "Potem popstrykaliśmy sobie nieco (no dobra, mnóstwo) fotek zwanych selfie i zapakowaliśmy się do pociągu." - "zwanych selfie" oddziel przecinkami, choć sama bym to usunęła :(

    "Mam znaleźć miejsce zbiórki klasy drugiej e." - drugiej E

    "[...] pyta wesoło głos należący do Juli."- Po prostu "pyta wesoło Jula/Julia."

    "Ktoś mianowicie ja?" - Lepiej by brzmiało "Ktoś, a mianowicie ja?".

    "Ja nie odważyłem się pójść tam osobiście." -"Ja" bym wywaliła lub zamieniła na "sam".

    "Zauważam, jak łańczeszek ode mnie wyłapuje refleksy zachodzącego słońca i lśni na bladej szyi Juli." - łańcuszek; zamiast "lśni na szyi Julii" napisałabym "lśni na jej szyi".

    "[...] mówi za mną głos należący do Olgi. Kurde, nakryli mnie." - "należący do" zbędne.

    "Dziwnym trafem, te części garderoby do siebie pasują." - Bez przecinka.

    "- Cieszę się - zagaduje mnie Olga, opierając się o blat i wsuwając do ust winogrono. " - Usunęłabym "Olga", wiadomo, o kogo chodzi.

    Słodki ten prezent od Łukasza dla Julii, choć padłam, jak przeczytałam, że chciał jej kupić przywieszkę w kształcie hot-doga :D
    I znowu jakaś tajemnicza końcówka... Jaka decyzja? Wiem, że coś związanego z chorobą... Podjęcie jakiegoś ryzykownego leczenia?
    Czekam na więcej! :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania