Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 16

Na początek przeprosiny za to, że tak strasznie skaczę po miesiącach i akcja pędzi do przodu ;-; I jeszcze coś... Nie znienawidźcie mnie za wydarzenia w następnych rozdziałach, proszę was. Kocham was, więc... Nie zabijajcie mnie :c

Okej, smutanie na boczek, a teraz nowy rozdział!!! <3

 

JULIA

 

Zaciskam dłonie na poręczy tak mocno, aż bieleją mi knykcie. Biorę kilka głębokich oddechów i wierzchem ramienia ocieram pot z czoła. Mam określony cel i nie poddam się, póki go nie osiągnę.

"Właśnie o to chodzi! Nie mogę ci ich oddać! Cały trening polega na tym, żebyś się nauczył chodzić i biegać bez nich!".

Śmieję się pod nosem, wspominając sytuację sprzed paru miesięcy. Ile to było... Łukasza poznałam w lipcu, a jest grudzień. Czyli niedługo stuknie nam siedem miechów znajomości. Teraz nasze role kompletnie się odwróciły, moje i Łukasza. On stoi na własnych nogach, wyszedł na prostą. Akurat wtedy, gdy ja doszczętnie zatraciłam się w bezkresnych ciemnościach.

Tor do nauki chodzenia wydaje mi się nagle podwójnie długi. Nie mam sił. Jestem naprawdę głupia, jeśli chodzi o takie rzeczy. Od miesiąca niczego nie grałam na skrzypcach, teraz ledwo umiem utrzymać smyczek, a tu znienacka się uparłam na rehabilitację. Zaciskam szczękę. Nawet samej siebie nie udaje mi się okłamać.

- Może... Na dzisiaj skończymy, Julko? - pyta nieśmiało pan od rehabilitacji, znając moją buntowniczą naturę. Wbrew sobie, kiwam głową. Mężczyzna przytakuje i zdejmuje mi specjalistyczne buty, po czym pomaga mi wsiąść na wózek. Po przejażdżce przez połowę szpitala siedzę z powrotem w swoim pokoju. Pielęgniarka zostawia otwarte okno, ale to wcale nie pomaga. Wdycham cuchnące opary papierosowego dymu z zewnątrz i w desperacji wtykam nos w szalik, który pozostawiła tu przypadkiem Olga. Pachnie moim domem - perfumami macochy, gotowaniem i wszystkim innym. Głębiej wdycham ten zapach, bo mam okropne przeczucie, że nieprędko zobaczę swoje mieszkanie.

Nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi i kilka kroków. Odwracam głowę i widzę Stefkę, która stoi ze spuszczoną głową opierając się o framugę drzwi.

- Hej - mówi, bawiąc się kosmykiem grzywki. - Mogę... porozmawiać?

- Pewnie, wbijaj - odpowiadam. Stefa podchodzi do mojego łóżka i siada na jednym z niewygodnych, twardych stołków. Patrzy mi w oczy, ale czuję, że zmusza siebie do tego. Mam kiepskie przeczucie co do tej rozmowy.

- Słuchaj... Muszę ci coś powiedzieć. Wyznałam Łukaszowi, że się w nim zakochałam. - Dziewczyna nie owija w bawełnę. To niecodzienne.

- Co?! Kiedy?! - Z kolei ja nie kryję zdziwienia.

- Z... miesiąc temu?

- I nic mi nie powiedziałaś? A co on ci powiedział?

- Jest zakochany w kimś innym. Ale nie o tym chciałam porozmawiać. Ja... teraz chcę być kompletnie szczera.

Stefa zaciska dłonie w pięści i zamyka oczy. Nabieram powietrza w płuca i już zaczynam się bać, chociaż rozmowa się jeszcze nie zaczęła. Wiem tylko jedno: Stefa na pewno nic nie zrobiła. Wina leży wyłącznie po mojej stronie.

- Wiedziałaś o moich uczuciach do Łukasza, jednak zawsze to ty byłaś tą obok niego. Mówiłaś, że to twój przyjaciel, taki jak Karol. Głupiego by to nie nabrało. Nawet przy mnie, nie robiłaś nic, żeby Łukasz na mnie spojrzał. Zamiast tego sama się do niego przybliżałaś, kompletnie nie zwracając uwagi na mnie. A Łukasz jest zakochany w tobie. I ty także w nim. Więc błagam cię, przyznaj się do tego. Bez sensu zaprzeczać, Jula. Bo ty... mnie ranisz.

Jej słowa zostawiają mnie oniemiałą. Rzadko kogo stać na taką szczerość, jedyną osobą znaną mi, która jest do tego zdolna, to Karol. A teraz nagle Stefka mi wyskakuje z takim wyznaniem... Odwracam wzrok. Wstyd pali moją duszę i słusznie. Stefa ma rację, co do joty.

Dokładnie... Gadałam, że nikogo nie chcę ranić, ale przez myśl mi nie przeszło, jak inni cierpią z mojego powodu. Raniłam Stefę przebywaniem z Łukaszem, choć dobrze wiedziałam o jej uczuciach. Mogłam chociaż postarać się udawać... Zawsze byłam kłamczuchą, prawda? Więc dlaczego teraz mi się to nie udało.

- Nie zasługuję - dukam w końcu nieśmiało, zwijając się w kłębek. - Nie zasługuję na taką wspaniałą przyjaciółkę jak ty, Stefcia.

- Co?

- Ja... Potrzebowałam kogoś innego, by wytknął mi, że wszystko robię źle. Nie umiałam dojrzeć sama, jak bardzo ranię tych wokół siebie. Zawsze taka byłam. Jestem cholerną egoistką, ale pozostałam ślepa na własne wady. I dlatego... Tak strasznie cię przepraszam. Choć nie wybaczaj mi. Znowu ci coś zrobię, a ja nie chcę widzieć twojego smutku. Ale wiedz, że strasznie żałuję, że naprawdę nie wiedziałam, że ja... nie chcę być taka, jaka jestem.

Stefa śmieje się z lekkim politowaniem, ale po chwili mnie obejmuje. Teraz wydaje się taka wielka, taka starsza. Jeszcze bardziej się przy niej kurczę.

- Nie opowiadaj głupot. Ja zawsze wybaczam, nie umiem tak po prostu kogoś wyrzucić z serca. Ale... zgadzam się z twoimi słowami. Nie miej mi za złe szczerości, proszę cię. Ja tylko... Nie umiałam dłużej trzymać tego w sobie. Na pewno wiesz, o co mi chodzi. Więc... po prostu od teraz bądźmy szczere. I wybaczam, Julcia.

Moja przyjaciółka zaczyna delikatnie chlipać w moje włosy, a ja natychmiast idę w jej ślady. Przez chwilę płaczemy obie, zgodnym rytmem. Ja również przytulam się do Stefy i dziękuję siłom niebios, że dostało mi się kogoś tak cudownego w swoim życiu.

- Pachniesz lekarstwami - mamrocze Stefa i obie wybuchamy śmiechem. Odsuwamy się od siebie, a ja wyjmuję z szuflady pudełko chusteczek. Przydaje się nam obu.

Dmuchamy nosy, osuszamy oczy i ponawiamy obietnicę, złożoną przed laty. Że nic, nigdy nas nie rozdzieli i że przyjaźń ta będzie trwać aż do grobowej deski. Mam na to szczerą nadzieję, ale w mojej głowie pozostaje tylko jedno pytanie: ile mi zostało do tej grobowej deski?

Dociera do mnie, że znowu myślę o sobie. Cholera.

Po wyjściu Stefy sięgam po długopis i swój pamiętniko-dziennik. Zaczynam od kompletnie świeżej kartki i przelewam swoje emocje na papier. Dłoń strasznie mi się trzęsie, więc trzymam rękę na nadgarstku do zachowania czytelnego pisma. Do kogo ja piszę? Do wszystkich po kolei. Do każdego. Przeprosiny. Wyznania. Jakaś forma pożegnania.

 

ŁUKASZ

 

Cztery miesiące później.

 

- Skończyło się skrzypcowanie - mówi Jula, rzucając listem z hali muzycznej o ścianę. Opada na poduszki i nakrywa na twarz kołdrę. W pokoju zapada niezręczna cisza. Wyłamuję palce i szukam słów pocieszenia, ale obawiam się, że takich nie ma. Co w końcu można powiedzieć komuś, kto dowiedział się, że odebrano mu najdroższą rzecz? Wracają do mnie emocje z okresu po stracie nogi. Byłem przekonany, że to koniec.

- Teraz się poddajesz? Weź, na pewno nie jest tak tragicznie. Patrz na mnie. Pięć lat totalnej dupy, a teraz wyścig za tydzień! W twoim przypadku będzie tak samo. Zagrasz jeszcze nie raz.

- Jeżeli kiedykolwiek zagram nawet jedną marną nutę, to będzie ostatni raz. I cud, na dodatek. Obara, nie da się oszukać. Skrzypaczka nieumiejąca grać na skrzypcach jest absurdem.

- Nie umiesz?!

Jula wygląda zza kołdry i jej wzrok jest skierowany na parę skrzypiec leżących na parapecie. Są pokryte cienką warstewką kurzu i wyglądają na nietknięte. Dodaję dwa do dwóch i milczę. Chcę coś powiedzieć, w jakikolwiek sposób dodać Juli otuchy. Jestem w niej zakochany, ona znaczy dla mnie wiele. W sumie, gdyby nie ona, nie miałbym z powrotem mojego biegania. To już chyba dług na całe życie?

- Jula, nie jesteś w pozycji do przegrania. Ostatnio znowu zaczęłaś rehabilitację po długiej przerwie. Jeszcze mówisz i żyjesz. Nie możesz tracić nadziei, nawet jeśli wszystkie kwiaty więdną, a za oknem ciemno jak w dupie u murzyna. Zagrasz na pewno - mówię, starając się brzmieć stanowczo. Teraz moja kolej na bycie podparciem dla Juli.

- Zmęczona jestem - szepcze dziewczyna i zamyka oczy. Nie wiem, czy śpi, ale tak wygląda. Kojarzy mi się nieco z jakimś aniołem (pomijając usposobienie). Jest taka blada, taka drobna. Aż mi buty więdną, gdy porównuję tę schorowaną, słabą istotę z silną, pełną życia Julą sprzed paru miesięcy. Jednak gdzieś w głębi wiem, że to wciąż to sama osoba. Po prostu walka stała się cięższa.

Wychodzę z pokoju Juli i natykam się na jej ojca. Facet jak dąb, zachowuje się jak stróż prawa, ale od Juli wiem, że jest łagodny jak baranek. A przynajmniej tak ona go opisała, ale coś ciężko mi w to wierzyć.

- Musimy pogadać - mówi pan Adrian ponuro, a mi jeżą się włosy na głowie.

- Pewnie. O co biega? - odpowiadam, wkładając ręce w kieszenie i starając się brzmieć luzacko. Aż chce mi się dorzucić "stary" na koniec odpowiedzi, ale tak daleko się nie posuwam. Mimo wszystko wolę umrzeć w szczęściu.

Ojciec Juli wyciąga mnie na dwór. Szum marcowego deszczu jest niesamowicie głośny. Pan Adrian odwraca wzrok w stronę parku otaczającego szpital. Jula pewnie od małego tu bywała, skoro już od czwartego miesiąca życia miała padaczkę. Czy spacerowała po tych ścieżkach razem ze swoim ojcem, z Olgą?

- Dzięki - mamrocze pod nosem pan Adrian tak, że ledwo go słyszę. Ledwo, ale jednak. Patrzę na niego zdumiony. - Za szczęście, które dajesz Juli.

- Nic takiego nie zrobiłem... - dukam nieśmiało, spuszczając wzrok. Czuję, jak na moje policzki wchodzi rumieniec.

- Przestań pierdzielić. A myślisz, że dla kogo ona się tak stara? Dobra, mniejsza. Wyświadcz mi przysługę i wygraj dla niej ten wyścig.

- Ale... Ja...

- Obiecaj. Jeśli ona cokolwiek dla ciebie znaczy, wiesz, że umiesz dla niej wygrać. A więc zrobisz to?

Zaciskam pięści i patrzę ojcu Juli w oczy. Zdaję sobie sprawy z absurdalności moich słów, bo mam marne piętnaście lat, ale to nie znaczy, że niczego nie biorę na poważnie.

- Zrobię.

 

Stoję na starcie, a serce wali mi jak młotem. Ta obietnica nie ma być na marne, ale co jeśli taka się okaże? Nie chcę schrzanić wszystkiego tak, jak to mam w zwyczaju. Muszę sobie znaleźć motywację. Coś, co pomoże mi dobić do mety.

Jeśli wygrasz, to ona wyzdrowieje. Znikną wszystkie padaczki, anemie i inne śmiecie psujące jej organizm. Pójdę tam do niej do szpitala, a ona będzie cała i zdrowa. Zero lekarstw, kroplówek ani niczego innego. Jej włosy odzyskają barwę, do jej oczu wróci blask. Stara Jula znowu wejdzie w moje życie.

- I już w nim zostanie.

Niecierpliwą ciszę przerywa strzał z pistoletu i natychmiast rzucam się do przodu. Biegnę na swoje życie, jakby od mojej wygranej zależał los mój, los Juli, los całego świata. Nie mogę sobie pozwolić na chociaż jedną, najdrobniejszą pomyłkę.

Nie potrzebuję nagrody. Tak naprawdę największym wynagrodzeniem byłby dźwięk jej głosu, widok jej uśmiechu. Cokolwiek. Teraz biegnę dla ciebie, Jula. Wiesz o tym, prawda?

Dobiegam do mety, chociaż już ledwo dyszę. Przeskakuję przez linię mety i opadam na kolana, wyczerpany. W nadziei patrzę na tablicę wyników. Nerwowo szukam swojego nazwiska.

Widzę je. I wszystko jest rozpisane czarno na białym. No, teoretycznie czerwono na czarnym. "Łukasz Obara" widnieje przy dwójce. Nie powiodło się. Przegrałem, przegrałem, przegrałem...

Chowam twarz w dłoniach, a zwycięzca klepie mnie po ramieniu.

- Hej, brachu, bez załamki, będą inne okazje, Dobrze pobiegłeś - mówi życzliwie i pomaga mi wstać. Kiwam głową, ale wiem, że nie będzie. Nie dla mnie. Złamałem obietnicę.

- Cud, żeś do mety dobiegł! - Nagle boleśnie znajomy głos dociera do moich uszu, a ja odwracam się z niedowierzaniem. - W biegach nie chodzi o pierwsze miejsce, chodzi o dobicie do finiszu! Sam mi kiedyś to mówiłeś.

Wątła dziewczyna ściskająca w dłoniach parę skrzypiec i podpięta do przenośnej kroplówki stoi na rozklekotanej scenie i uśmiecha się do mnie. Już nic więcej nie mówi, tylko puszcza do mnie oczko i przykłada smyczek do strun. Melodia ucieka z instrumentu, mieniąc się tysiącami barw. Piękna muzyka, jednak jej zagranie niesie za sobą koszt. Zbyt duży.

- Czegoś to zrobiła...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Slugalegionu 15.12.2015
    Błędy:
    1) Prze chwilę płaczemy obie [...] ~ Przez.
    2) Skrzypaczka nie umiejąca grać na skrzypcach jest absurdem. ~ nieumiejąca.
    3) W sumie(,) gdyby nie ona [...]
    4) [...] umiesz dla niej wygrasz. ~ wygrać.
    5) Chowam twarz w dłoniach,( )a zwycięzca klepie mnie po ramieniu.

    Pseudo błędy:
    1) Jeżeli kiedykolwiek zagram nawet jedną marną nutę, to będzie ostatni raz. ~ :3 *Serduszko ma jakieś takie ciepłe, ale wie, że się myli. Po prostu serduszko jest głupie*.
    2) Stoję na starcie, a serce wali mi jak młotem. ~ Przydałoby się jakieś "Później" czy coś.

    No i końcówka. ;_; Nie...
  • Majeczuunia 15.12.2015
    Dzięki, już poprawiam :)
  • KarolaKorman 15.12.2015
    ,,Prze chwilę płaczemy '' - przez
    ,, Zdaję sobie sprawy '' - sprawę
    Ja znowu ryczałam. Gdzieś mam takie historie, co ich doczytać do końca nie można, bo się wszystko rozmazuje przed oczami, 5 :)
  • Majeczuunia 15.12.2015
    Karola, największy komplement, jaki mogłam sobie wymarzyć :* :* :*
  • KarolaKorman 15.12.2015
    Ach *** ♥
  • Lucinda 15.12.2015
    Przestraszyłaś mnie trochę tą notką na początku. Co takiego mogłabyś napisać, że byłby to powód do znienawidzenia Cię. Końcówką jak zwykle zaskoczyłaś. Nie spodziewałam się, że Jula się tam pojawi i w dodatku zagra, tylko jaka będzie ta cena? Pewnie niedługo się wyjaśni, a ja czekam na to z niecierpliwością:)
    ,,Wbrew sobie, kiwam głową. Mężczyzna kiwa głową" - powtórzenie;
    ,,stoi ze spuszczoną głową (przecinek) opierając się o framugę drzwi.";
    ,,Rzadko kogo stać na taką szczerość" - bardziej by tu pasowało ,,mało kogo" w znaczeniu ,,niewielu", ,,rzadko kogo" trochę dziwnie brzmi, raczej się tak nie mówi;
    ,,Że nic, nigdy nas nie rozdzieli" - bez przecinka;
    ,,że to wciąż to sama osoba" - ,,ta sama osoba";
    ,,Zdaję sobie sprawy z absurdalności moich słów" - ,,sprawę", ale to już wyłapała Karola. 5:)
  • Majeczuunia 15.12.2015
    Owszem wyjaśni się :) Dziękuję za komentarz i wytknięcie błędów, które poprawię, jak dorwę kompa XD
  • Amy 25.12.2015
    Ooo... Wzruszyłam się. Na początku się uśmiechałam, bo widzę, że wzięłaś pod uwagę moje rady, ale końcówka... Cudownie, że Łukasz nie wygrał!
  • Majeczuunia 25.12.2015
    Dziękuję za komentarz i wywołane emocje :D
  • levi 28.12.2015
    na razie przeczytałam tyle :) nie komentowałam pod każdym opowiadaniem, bo chciałam jak najszybciej przeczytać dalsze części :)
    Niektóre rozdziały były zabawne, inne smutne i wzruszające, jeszcze inne budziły podziw w stosunku do Julki :)

    naprawdę fajnie prowadzisz te opowieść świetny jest Łukasz który jest trwa przy przyjaciółce po mimo tego że jest świadomy że ją traci, jest świetnym chłopakie i przyjacielem lojalnym, wytrwałym, odważnym :)
    Pandusie też polubiłam za żywiołowość, szczerość, bezpretensjonalność, radość z życia :)
    Karol występuje mało ale jest sympatyczny, błyskotliwy i zabawny :)
    Ogólnie bardzo polubiłam całą paczkę przyjaciół, zostawiam 5
  • Majeczuunia 28.12.2015
    Levi, nawet nie wiesz, jaką radochę sprawiłaś mi tym komentarzem :DDD Dziękuję ci, oczywiście z wielgachnym bananem na ryjku :****
  • levi 28.12.2015
    a ten banan z czekolady XD
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Haha XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania