Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 15

Dobra, raz dorwałam komputer, to postaram się, żeby rozdział był długi i żeby prezentował jakiś poziom? Dziękuję, że jesteście już ze mną tak długo i że jakoś czytacie te marne wypociny ;) Okej, ja się już zamykam i prezentuję wam nowy rozdział.

 

ŁUKASZ

 

Szkoła to idealny przykład instytutu, który powstał po to, żeby wkurzać... wszystkich. Idealny przykład:

- Łukasz! Masz pracę domową? - pyta głośno matematyczka, a ja orientuję się, że gapiłem się w okno i wcale nie uważałem. A zadania domowego brak.

- Mam ją w domu! - odpowiadam zgodnie z prawdą, a cała klasa pada ze śmiechu. Nauczycielka wzdycha głośno i opiera czoło na dłoniach.

- Łukasz... A wiesz, co ja mam w domu? - jęczy, sprawiając wrażenie potwornie zmęczonej.

- Starą! - wydziera się ktoś z tyłu klasy. Znowu wszyscy ryczą ze śmiechu, rozpoczynają się głupie pogawędki, a poziom decybeli w pomieszczeniu niebezpiecznie wzrasta.

- Łukasz, Piotr, dzienniczki poproszę!

- Ale psze pani, za co?!

Kiedy ludzie mnie spotykają, natychmiast uznają mnie za jakiegoś niewiadomego filozofa, tylko dlatego, że zostałem kaleką w tak młodym wieku. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Jestem normalnym czternastolatkiem, mam zwyczajne życie, rodzinę i znajomych. Czy tym sprawiam zawód ludziom, którzy myśleli inaczej?

 

- Jak ty jesz tą zapiekankę? - pyta zdziwiona Panda, gdy na stołówce jem swój posiłek sztućcami. - Normalnie się to je palcami, jak człowiek, a nie się z widelcem i nożem cyngolisz.

- "Tę zapiekankę" się mówi - zgaszam ją ripostą, pstrykając palcami tuż przed jej nosem.

- Tą!

- Tę.

- Tą!

- Tę!

- Lubię placki.

Komentarz Karola do naszej sprzeczki jest bezcenny. Wszyscy troje padamy ze śmiechu, aż dzieciaki siedzące przy innych stołach się na nas patrzą. Jednak nas to nie obchodzi. Jesteśmy swoją własną grupą, zżytą niepoprawnie mocno. Tylko Juli mi tutaj brakuje.

 

Przychodzę do Juli coraz częściej, prawie codziennie. Czasami wygląda bardzo dobrze, niestety to zdarza się rzadko. Częściej ledwo mówi, ponieważ wszystko ją boli i jest zmęczona. Wtedy tylko ja gadam o sobie i o wszystkich, a ona słucha.

Dzisiaj zastaje mnie zupełnie nowy widok. Jula siedzi na wózku inwalidzkim, ubrana w zwyczajne dżinsy i biały, puchaty sweter. Włosy ma związane w koński ogon, wąsy tlenowe założone i wygląda, jakby za chwilę miała się gdzieś wybrać.

- Idziemy na spacer? - pyta w taki sposób, jakby mi proponowała partyjkę w chińczyka. Prosto i naturalnie.

- Wolno ci?!

- Nie, nie wolno, właśnie chcę złamać wszelkie zasady. Oczywiście, że mi wolno, patałachu, a co myślałeś?

- Ale wolno ci ze mną?

- To się sam zapytaj.

Pytam się, a po chwili jestem z Julą za dworze. Mamy pozwolenie na króciutki spacerek dookoła parku otaczającego szpital. Jula otrzymała surowy nakaz oszczędzania się, ale ledwo co wychodzimy w budynku, ona już zrywa się z wózka inwalidzkiego.

- Wracaj, pogrzało cię?! - wydzieram się, biegnąc za nią.

- Tak! Już kilka razy! - odkrzykuje Jula, beztrosko tarzając się w liściach.

- Jeszcze mi zdechniesz na mojej warcie i wsadzą mnie do pierdla.

- Nie zdechnę!

Dokładnie tak, jak mówił Karol. Jula jest potworną egoistką. Jest zawsze tak uparta, że cię nigdy nie posłucha. Do tego stopnia stawia na swoim, że zrobi to kosztem własnego lub cudzego szczęścia. W takim razie czemu... się w niej zakochałem?

Podchodzę do niej i mocno łapię Julę za nadgarstek. Dziewczyna patrzy na mnie i rumieni się lekko, jednak po chwili zaczyna się mocno wyrywać.

- Boli, baranie! Puszczaj! Pomocy! On mnie molestuje! Co robisz, Łukasz?! - krzyczy na całe gardło, ale ja nie zamierzam odpuścić.

- Puszczę, jak grzecznie usiądziesz na wózku.

- Usiądę, jak puścisz.

Na to się nie zgadzam. Jula w końcu daje za wygraną i siada na wózku, na co ja oddycham z ulgą. Mimo wszystko, z Julą da się wygrać. Problem polega na tym, że jest to o wiele trudniejsze, niż powinno być.

Październik powoli zaczyna przemieniać się w listopad. Na ścieżkach piętrzą się tony liści, aż trudno mi przepchać przez nie wózek Juli. Żwir chrzęści pod moimi nogami i kółkami jej wózka, wiatr gra na ołysiałych gałęziach drzew, a w powietrzu pachnie jesienią. Kiepska pora roku, moim zdaniem. Zwiastuje zimę, której nienawidzę. Chciałbym być urodzony na przykład w kwietniu, nie w lutym.

- Kurwa, żal mi - mówi Jula, zaciskając dłoń na poręczy wózka.

- Julio, Julio, cóż to za słownictwo? - pytam żartem, śmiejąc się do siebie. Bez sensu jest się na nią fochać, w końcu to moja najlepsza przyjaciółka. A nawet więcej.

- Nie, ja teraz na poważnie.

- Co jest?

- Czy ja... Jestem zwyczajną czternastolatką?

- Hm, niech pomyślę. Najprawdopodobniej jesteś. A coś się stało?

- Bo ja... Niby mi mówią, że jestem bardziej dotknięta przez los, więc okej, jeśli będę dojrzalsza od swoich rówieśników. Ale chodzi o to, że ja... Nie chcę taka być. Chcę myśleć o błahostkach, śmiać się ze wszystkiego, co głupie, wiesz... Mogę coś takiego robić?

- Lubię placki - rzucam znienacka i wybucham śmiechem. Jula zaś patrzy się na mnie jak na wariata.

- O czym ty gadasz?

- A skąd ja mam wiedzieć? Też mnie to ciekawi.

- Ale... "placki"?

- Wszelkie skargi do Karola.

Moim zdaniem to najlepszy sposób na bycie "normalnym". Nie zaczynać monologów o życiu, śmierci i sensie sensu, tylko uciąć takie smęty komentarzem w stylu "lubię placki". Wtedy zapomina się o wszystkim.

Jula śmieje się przez chwilę, po czym patrzy się w niebo. Moja próba odciągnięcia jej od negatywnych myśli niestety zawiodła. Dziewczyna gapi się w górę jak zaklęta, a oczy jej się szklą.

- Chciałabym, żeby szczęście było niezniszczalne - szepcze, mrugając szybko. Wzdycha cicho i pociera kark.

Włosy ma związane czerwoną gumką.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Missisipi 13.12.2015
    Hehe, najlepszy! :D
    Co prawda miałam nadzieje na przeczytanie tego, co działo sie po upadku Juli, ale tak tez jest ok. :)
    Zostawię 5 gwiazdek jak będę na komputerze. Xd
  • Majeczuunia 13.12.2015
    Dziękuję :*
  • Slugalegionu 13.12.2015
    Pytam się ~ Bez się.

    Ładnie. :3 Zabijesz mnie za mój fanfik, ale sza. :v
  • Majeczuunia 13.12.2015
    Stary, straszysz...
  • Slugalegionu 13.12.2015
    Wiem. ;_; Ale no po prostu...
  • Amy 13.12.2015
    Cudowny był ten rumieniec! :)

    Podobało mi się, tylko spacer powinien być raczej na dworze, a nie za dworze. :) A tak poza tym, wydaje mi się, że "na dworze" jest niepoprawnie, bo dwór to może być królewski. Nie wiem, ja raczej staram się tego unikać i piszę na zewnątrz, na ulicy albo coś takiego. Co do tego nadgarstka - czy Julia nie powinna mieć siniaka? Jakoś by mi ten siniak pasował. A jeśli nie siniak, to chociaż przelotny grymas bólu na twarzy.
  • Amy 13.12.2015
    A i... daj więcej Karola! Jest cudowny! Byłoby tak pięknie, gdyby się okazało, że jest najdojrzalszy z nich wszystkich... :)

    Ale ja mam marzenia :D
  • KarolaKorman 14.12.2015
    Było tak pięknie i beztrosko i tak smutno się skończyło :( 5
  • Lucinda 14.12.2015
    Świetne jak zawsze:) A Karol był genialny z tym niespodziewanym tekstem, mi też się zachciało śmiać:)
    ,,ale ledwo co wychodzimy w budynku" - ,,z budynku". 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania