Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 24

Dedykacje dla:

- Lucindy, za korekty, które z jakiegoś powodu zawsze chce jej się robić :v Dziękuję, jesteś niezastąpiona <3

- Sakalusia, który zawsze komentuje i wybacza mi moje spojlery :c

- KaroliKorman, której podoba się to opowiadanie tak samo, jak za pierwszym razem :D

- Amy, za jej "czepianki", które i tak uwielbiam, ponieważ wyłapujesz mi nielogiczności, dziękuję :)

- Levi, za te cieplutkie komentarze i zajebiste teksty typu: "ni z dupy, ni z kasztana" XD

Nie zabijcie mnie jutro ;-;

 

JULIA

 

Przechodzę przez ulicę, przyciskając do piersi plastikowy folder z dokumentami ze szpitala. Szpik kostny nadal mam nieco poturbowany, ale można powiedzieć, że stary przeszczep zakończył się pół-sukcesem. Wiem, że w pełni nigdy nie odzyskam zdrowia, że zawsze moja odporność będzie trochę słabsza. Jednak to nic nie szkodzi. Poza rytualnymi badaniami co jakiś czas, wcale tego nie odczuwam. Czuję się silniejsza niż kiedykolwiek. Wyniki badań, które teraz trzymam, są z zupełnie innego powodu.

Postanawiam dzisiaj ominąć tramwaj i pójść do domu piechotą. Kiedy tak idę, w sumie zapominając o swoim pierwotnym celu, nachodzi mnie ochota na spacer po parku, który obiega mój szpital. Wracam się więc do tego miejsca, chociaż dopiero co z niego wyszłam.

Żwir chrzęści pod moimi stopami, a ja nucę sobie pod nosem skoczne melodie. Moje serce przepełnia bezkresna radość pomieszana ze strachem. Z jednej strony u ramion wyrastają mi skrzydła, które niosą mnie do krainy wiecznej radości, a z drugiej nawiedza mnie mroczny cień ewentualności, że sobie wcale nie poradzę. No i zawsze pozostaje kwestia... jego reakcji.

Potrząsam głową, starając się odpędzić negatywne myśli, jednak obawa nie odchodzi. Nienawidzę tego uczucia. Przez ostatni miesiąc czułam się taka... spełniona, bezpieczna, ukojona błogim spokojem. Tak jakby obrączka spoczywająca na palcu była niewidzialną tarczą, pierzyną, pod którą chowa się przestraszone dziecko. Nie chcę teraz tego stracić.

Decyduję się na szybki powrót do mieszkania. Muszę się przygotować do poważnej rozmowy, a Łukasz wychodzi z pracy tylko dwie godziny później. Staram się iść zrelaksowana, ale przyłapuję się na szybkich krokach, walącym sercu i przyspieszonym oddechu. Czego ja się tak boję? Rozmowy z własnym mężem się cykam? Jula, nie bądź tchórzem i przyjmij wszystko na klatę.

Mimo tych wszystkich słów wsparcia, i tak ręka trzęsie mi się tak, że nie mogę trafić kluczem do zamka. Kiedy w końcu mi się udaje, natychmiast ściągam buty, rzucam wszystkie dokumenty i skrzypce na kanapę i zabieram się za przygotowywanie kolacji, byleby mieć jakieś zajęcie.

Wkrótce kuchnię wypełnia aromat ryżu z warzywami oraz pieczonego kurczaka. Nastawiam sobie płytę z Kaprysami Paganiniego, związuję włosy w kucyk i świetnie się bawię sama ze sobą, dopóki nie słyszę dźwięku otwieranych drzwi, a następnie kroków.

- Co gotujesz? - pyta na powitanie Łukasz, całując mnie w policzek i zaglądając w patelnię.

- Jedzenie, he, he - odpowiadam szybko, nerwowo przebierając drewnianą łyżką w ryżu. - Mógłbyś wyjąć talerze?

Ja i Łukasz zasiadamy do kolacji. Dziś mój mąż jest bardzo rozgadany, najwyraźniej dużo się wydarzyło u niego w redakcji. Ja z kolei jestem małomówna, tylko co jakiś czas przytakuję, wtrącę coś od siebie, ale głównie grzebię sztućcami w posiłku, nagle pozbawiona apetytu.

- Coś się stało? - zagaduje zatroskany Łukasz, a ja tylko uśmiecham się niezręcznie. Nie ma sensu szukać wymówki, od rzeczywistości nie uciekniesz. Wiem to z doświadczenia.

- Dostałam dzisiaj wyniki badań - zaczynam niepewnie, stukając paznokciami o blat stołu.

- Których?

- Wszystkich, które ostatnio robiłam. Wyszło na to... że...

- Co? Coś złego? Błagam, powiedz, że się mylę.

No nie wiem, Łukasz. Wszystko teraz zależy od ciebie.

- Wychodzi na to, że jestem w ciąży.

Moje słowa zawisają w powietrzu i przez chwilę trwają bez komentarza. Boję się spojrzeć na Łukasza. Co on w tej chwili czuje? Czy to w porządku z mojej strony, tak prosto z mostu zrzucać na jego barki tę odpowiedzialność?

- W ciąży? - Ton głosu Łukasza jest taki, jak zwykle, trudno mi wyczytać z niego jakiekolwiek emocje. Spuszczam głowę i przeklinam swój los. I teraz wszystko pójdzie się pieprzyć, jak zwykle...

- Tak. Będziemy mieli dziecko.

Te słowa wypowiedziane przeze mnie brzmią tak nienaturalnie, tak obco. W końcu nigdy nie było mi pisane zostać matką. Od zawsze, kiedy byłam na dość duża, żeby ogarnąć te sprawy, lekarze mi mówili, że stan mojego szpiku kostnego uniemożliwi mi posiadanie dzieci. A tu teraz poszło tak łatwo...

Łukasz wstaje od stołu i podchodzi do mnie. Odruchowo zamykam oczy ze strachu, ale po chwili dowiaduję się, iż niepotrzebnie. Mąż podnosi mnie w powietrze i kręci ze mną młynka, krzycząc coś przy tym. Wydaję z siebie niepoprawnie wysoki pisk i na chwilę zapominam o całej obawie.

- Dziękuję - szepcze Łukasz, delikatnie stawiając mnie na ziemi. - Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się cieszę.

Kiwam głową, uspokojona. A jednak nie zostanę sama. Już nigdy, przenigdy... Nikt mnie nie opuści. Będę dalej iść moją krętą ścieżką życia, dokonując wielu trudnych decyzji. Jednak bez względu na wszystko... Nigdy nie będę samotna. Zawsze będę mogła liczyć na Łukasza.. I na tę córkę lub synka, którego niebawem wydam na świat.

 

Od tamtego dnia moje życie staje się zabiegane. Uważam na siebie bardziej, niż kiedykolwiek, zazdrośnie patrzę na inne matki i tylko odliczam dni do mojego terminu, który wystawiony jest na środek kwietnia, początek maja. Wiosenne dziecko. Cieszy mnie to, ponieważ nie lubię, kiedy dużo osób w rodzinie ma urodziny w tym samym miesiącu. U mnie złożyło się idealnie. Ja z lata, Łukasz z zimy, a nasz potomek z wiosny.

Pewnego dnia nachodzi mnie myśl, że poród w szpitalu to fatalny pomysł. Czytałam, że rodząca musi znajdować się w miejscu, w którym może się zrelaksować. W takim razie szpital odpada. Tam zawsze nawiedzają mnie cienie przeszłości, bolesne wspomnienia i inne rzeczy, które na pewno NIE POMOGĄ mi w zrelaksowaniu się.

Podczas spotkania z moja położną, która jest, na marginesie, kobietą-cud, nieśmiało wtrącam coś o porodzie domowym. Kobieta patrzy na mnie znad wyników badań, które wystawił mi ostatnio mój ginekolog. Wszystkie są bardzo dobrze, powiedział nawet, że pomimo mojej przeszłości w zakresie zdrowotnym, ciąża powinna odbyć się bez żadnych niebezpiecznych powikłań.

- Chce pani urodzić w domu?

- Chciałabym, o ile to możliwe. Pytałam swoich lekarzy i stwierdzili, że jeżeli ciąża nadal będzie przebiegać tak dobrze, jak teraz, to nie widzą przeciwwskazań. Może to i nawet się okazać lepszym rozwiązaniem, jeżeli dom to takie miejsce, w którym rodząca czuje bezkresny spokój. Zresztą... ja lubię być panią siebie. - Mam nadzieję, że moje argumenty są w miarę przekonujące.

- O tym wiem. Pani matka mnie już informowała - mówi położna, obracając w palcach długopis - wspomniała również o tym, żebym w razie czego powstrzymała panią od głupich pomysłów. Nie wiem, czy poród domowy się do nich zalicza, jednak w moim mniemaniu jest to bardzo możliwe.

- Ja... Czuję się pewna swojej decyzji. Wiem, że szpital to przeze mnie miejsce znienawidzone. A ja bardzo bym chciała... żeby poród mojego pierwszego dziecka były niezapomniane. Żeby moja rodzina rozpoczęła się tam, gdzie ja tego chcę. W mieszkaniu, które daje mi poczucie bezpieczeństwa.

Położna kiwa głową, po czym puszcza do mnie oczko i uśmiecha się. Jej oczy błyszczą zalotnie, w młodości musiała być niezłą flirciarą.

- Cóż, nie wiem, jak to się wszystko ułoży. Porozmawiaj z mężem o swojej propozycji. W końcu to rodząca ma prawo decydować, jak i gdzie wyda na świat swoje dziecko.

Dziękując, zbieram swoje rzeczy i wychodzę z domu pani Haliny. Czuję, że będziemy się genialnie dogadywać. Moje stopy wystukują rytm, kiedy idę na przystanek tramwajowy. Łapie mnie deszcz, więc wyciągam podręczny parasol z torby i ochraniam się przed spadającymi kroplami. Chcę szybko dotrzeć do domu i przedstawić swój pomysł Łukaszowi. I reszcie rodziny. Olga i tata na pewno pomyślą, że oszalałam.

Wchodzę do domu, stawiam mokry parasol na stojaku, rozbieram się i wołam:

- Łukasz?

- Ja? - odpowiada mi głos małżonka, dochodzący z naszego zapasowego pokoju, który przygotowujemy dla dziecka.

- Ty. Co robisz? - pytam, zmierzając do pomieszczenia, w którym się znajduje. Zastaję ściany do połowy pomalowane na śliczny biały z lekko pomarańczową poświatą.

- Jak widzisz, maluję pokój swojego syna lub córki. Na razie jak wyszło?

- Genialnie. Super farba, droga była?

- Wiesz co, o dziwo nie.

Nagle przypomina mi się to, co w sumie miałam powiedzieć. Przerywam więc rozmowę o farbach pretekstem, że muszę się napić wody i uciekam do kuchni. Nalewam sobie pełną szklankę i siorbię ją w żółwim tempie, szperając po szafkach.

- Mamy kiszone? - krzyczę do Łukasza, zaglądając do lodówki.

- Zjadłem ostatniego!

- Osz ty draniu!

- Na jutro mamy zaproszenie do Anety na obiad, to nam da.

- Tak w ogóle... To muszę ci coś powiedzieć!

W tym momencie Łukasz wchodzi do kuchni, na szczęście przebrany w czyste ciuchy. Siada przy stole i wlepia we mnie wzrok.

- No, słucham.

Biorę głęboki oddech i odstawiam pustą szklankę na blat. Chcę, żeby w chwili moich słów panowała totalna cisza, ale to niemożliwe. Tyka zegar, huczy pralka, słychać sąsiadów na klatce schodowej,

- Nie chcę urodzić w szpitalu.

- A gdzie, na polu?

- Tutaj.

- E?

- No... Normalnie. Urodziłabym w domu, czyli tam, gdzie żaden lekarz nade mną nie wisi i truje. Chciałabym, żeby to tu miała początek nasza rodzina. Co o tym sądzisz?

- Hm... A to nie jest niebezpieczne?

- Lekarze powiedzieli, że jeżeli ciąża będzie przebiegać bez zarzutu, tak jak do tej pory, to nie ma żadnego ryzyka. A mi bardzo na tym zależy.

- Jeżeli to nie stwarza zagrożenia... To czemu nie? Ale jeśli pojawi się chociaż cień ryzyka, to natychmiast rodzimy w szpitalu. Obiecaj mi, Jula. Bo ja bym dla ciebie zrobił wszystko, wiesz. Ale też nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało. Dlatego zatrzymajmy rozsądek, dobrze?

- Jasne.

I co? Jakoś zawsze wywalczę to, na czym mi zależy. Czy kiedyś spotka mnie za to kara?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Slugalegionu 31.12.2015
    Wiem, że w pełni nigdy nie odzyskam zdrowia, że zawsze moja odporność będzie trochę słabsza. ~ Silniejsza.
    W domu można rodzić? O_o W U.S.A chyba tak, ale w Polsce? EDIT po FB. A i można. :D
    I czemu spoiler, znowu. ;_; No trudno, dzięki komuś o tym wiedziałem. XD
    I dziecko. Będę nazywał je na razie Dakota, bo męsko żeńskie imię. :V Dakota... czy tylko ja myślę, że zginie? Obym się mylił.
  • Slugalegionu 31.12.2015
    Daję pińć. :P
  • Slugalegionu 31.12.2015
    Kuwa, co ja piszę... piwo to zło.
    Wiem, że w pełni nigdy nie odzyskam zdrowia, że zawsze moja odporność będzie trochę słabsza. ~ Silniejsza. ~ Tu jest dobrze oczywiście, zapomnijmy o mnie. XD
  • Majeczuunia 31.12.2015
    Dakota, żeś wymyślił XD
  • Majeczuunia 31.12.2015
    Ile ty tego wypiłeś... ;-; XD
  • levi 01.01.2016
    no i niby dlaczego ona się bała mu powiedzieć o dziecku, ja się już bałam że to coś gorszego :) a tu taka niespodzianeczka :) rozdział lekki, w niektórych miejscach zabawny :)
    no i w morde jeża ten pomysł z porodem w domu strzał w 9,9 :)
    zostawiam 5

    Ps. nie wiem czy wiesz ale jeśli kobietka w ciąży szama ogóreczki kiszone to zazwyczaj jest chłopczyk :)
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Wiem, mój brat narodził się z ogórków XD
    Dziękuję bardzo, levi, twoje komentarze bardzo mnie radują :D
  • levi 01.01.2016
    a mnie radują fajerwerki :D polane szampanem XD
  • Majeczuunia 01.01.2016
    To też XD
  • KarolaKorman 01.01.2016
    Wiem, wiem co będzie dalej, ale czy to pocieszające? Liczę, że w nowej serii coś może się nowego wydarzyć. A z tymi ogórkami i przesądami, to każdy wie swoje, a dziecko swoje :D Najfajniej jest mieć niespodziankę :) Zostawiam 5 :)
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Dziękuję za ocenkę i miłe słowa. Nie mogę nic zdradzić, liczę tylko, że się nie zawiedziesz ;)
  • KarolaKorman 01.01.2016
    Majeczuunia Co byś nie napisała, jestem na tak, a jakbyś coś sknociła nie po mojej myśli, to dam znać :)
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Dobrze XD
  • KarolaKorman 01.01.2016
    A, i dzięki za dedyk :)***
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Proszę bardzo :*
  • Amy 01.01.2016
    Bardzo dziękuję za dedykację, Maju i dziś dla odmiany się nie poczepiam. I nie, nie zrobię tego z dobrej woli, nie myśl sobie. Po prostu przeczytałam rozdział już wczoraj, ale nie chciało mi się komentować, a w oczy żaden rażący błąd mi się nie rzucił. :) Domyśliłam się dość szybko, że Jula jest w ciąży. Podoba mi się pomysł z porodem w domu i doskonale rozumiem, dlaczego tak jej na tym zależy. Pytanie tylko czy będzie mogła go zrealizować.
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Kolejny rozdział właśnie się pisze, więc zobaczysz XD Dziękuję również za śledzenie opowiadania :*
  • Neli 01.01.2016
    Dobrze się czytało. Podoba mi się, że Jula jest ,,inna", ma taką osobowość, pomysły, nie jest zwykłą osobą, tylko wyróżniającą się od innych i to nie tylko ze względu na chorobę. 5 ;)
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Dziękuję :) Mam nadzieję, że nie zawiodę cię następnym rozdziałem
  • Lucinda 03.01.2016
    Z lekkim opóźnieniem, ale jestem. Rozdział świetny, jak zawsze. Zawsze jak czytam to opowiadanie, zapominam o całym świecie. Czuję, jakbym była obserwatorką tych wszystkich zdarzeń, co bardzo mi się podoba. Rozumiem, dlaczego Jula chce rodzić w domu i trzymam za nią kciuki, alby do tego doszło bez żadnych komplikacji:)
    ,,rzucam wszystkie dokumenty i skrzypce na kanapę (przecinek) i zabieram się za przygotowywanie kolacji" - tu dlatego, że spójnik występuje dwa razy;
    ,,Ton głosu Łukasza jest taki, jak zwykle" - bez przecinka;
    ,,Od zawsze, kiedy byłam na dość duża, żeby ogarnąć te sprawy" - bez ,,na";
    ,,Uważam na siebie bardziej, niż kiedykolwiek" - bez przecinka;
    ,,Podczas spotkania z moja położną" - ,,moją";
    ,,Wszystkie są bardzo dobrze" - ,,dobre" (chodziło o wyniki);
    ,,żeby poród mojego pierwszego dziecka były niezapomniane" - ,,był niezapomniany".
    Oczywiście bardzo dziękuję za dedykację. Bardzo miło mi czytać takie słowa. Zostawiam 5:)
  • Majeczuunia 03.01.2016
    Mam nadzieję, że następny rozdział cię nie zawiedzie :) I kuwa,te przecinki jebczane, nienawidzę ich XD Dziękuję :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania