Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 18

Nie zabić ;-;

 

ŁUKASZ

 

Jej słowa brutalnie wciągają mnie z powrotem w rzeczywistość. Patrzę na Julę pytająco. Ona tylko uśmiecha się krzywo, a po chwili poważnieje. Odwraca wzrok i powtarza:

- Zanik szpiku kostnego.

Nic wcześniej nie mówiła. Wszyscy wiedzieli, że choruje i to poważnie, ale nikt nie wiedział, na co. Byłem przygotowany na wieść, że ma raka lub coś w tym stylu. Jednak z jakiegoś powodu "zanik szpiku kostnego" brzmi o wiele gorzej i upiorniej, niż wszystko inne.

- Nie no, dobra, nie do końca. Tak naprawdę to dopadła mnie niedokrwistość aplastyczna - mówi Jula, a do jej głosu powraca optymistyczny ton. - Mam ją od... szóstej klasy podstawówki? Od początku gimnazjum? Nie bardzo pamiętam... Ale w każdym bądź razie, z tej choroby jest prawdziwa dupa. Szpik kostny mi się wali, nie produkuje odpowiedniej ilości krwinek, przez co jestem osłabiona i krwawię. No i... tak. Nie jestem kwalifikowana do przeszczepu. Lekarze mi to stanowczo odradzają, a ja się upieram. Jestem głupia, ale chcę spróbować. Ponieważ ja... zaszłam już tak daleko...

Dziewczyna chwiejnie wstaje z ławki i zaczyna iść w moim kierunku. Przychodzi jej to z wielkim trudem, zdaje się graniczyć z niemożliwym. Juli udaje się zrobić cztery marne kroki, po których traci równowagę i upada. W ułamku sekundy znajduję się przy niej. Kładę dłonie na jej ramionach, a ona opiera głowę o moją pierś i śmieje się nerwowo.

- Dobra, koniec z tym. Chciałam być silna. Tak bardzo chciałam... Zostać kimś. Żeby każdy, kto kiedykolwiek usłyszy moją grę, zapamiętał moje imię. Nie umiało wystarczyć mi to, że i tak mam grupę osób, które mnie kochają mimo moich wad... Mój własny egoizm mnie przerasta. Tylko że... - szepcze dziewczyna, chowając twarz w mojej koszulce. - Już się skończyło. Wszystko. Dla mnie... nie ma już nic.

Kilka łez wypływa z kącika oka Juli, a ona nawet ich nie powstrzymuje. Spływają z jej szarych oczu po bladych policzkach, zostawiając po sobie mokre ślady. Odnoszę wrażenie, iż nie są to łzy smutku. Bardziej pokonania, pogodzenia się z porażką. Nie rozumiem tego. Walka Juli przecież się nie skończyła.

- Nigdy już nie zagram na skrzypcach. Moje imię nie będzie wypowiadane przez ludzi z podziwem. Nikt mnie nie pokocha tak, jak Romeo kochał Julię. Nie ukończę gimnazjum. Nie urodzę dzieci, nie wyjdę za mąż. Tyle rzeczy mnie ominie... Być może zostanę kompletnie zapomniana. Hej, a ty? Chociaż ty będziesz o mnie pamiętać?

Niepotrzebne to pytanie. O Juli trochę niemożliwe jest zapomnieć, bo ona natychmiast o sobie przypomni. A gdyby jej zabrakło? I tak znalazłaby sposób. Zresztą w głębi duszy wierzę, że ona tylko tak gada. W rzeczywistości nigdzie się nie wybiera.

 

Wracamy do pokoju Juli. Pierwszy raz widzę ją tak uszczęśliwioną na widok tego pomieszczenia. Dziewczyna z westchnięciem opada na poduszki, a ja mimowolnie rozpoczynam rozmowę. Jula odpowiada na moje pytania, ale powieki jej się kleją i mylą się słowa.

- Wybacz. Po prostu jestem... troszkę zmęczona - mówi, uśmiechając się do mnie blado. - Mogę chwilę się przespać?

Kiwam głową, po czym naciągam na grzbiet bluzę i jeszcze chwilę zatrzymuję się w drzwiach. Jula zamyka powieki i oddycha równomiernie, lecz przychodzi jej to ciężej. Waham się jakiś czas, ale ostatecznie odwracam się na pięcie i wychodzę ze szpitala. Składam w myślach cichą obietnicę, że jutro znowu tutaj przyjdę. Porozmawiam z Julą jak zwykle. Nic nie będzie zmienione. Tak sobie myślę, jadąc do domu i jeszcze potem, leżąc w łóżku. Nie zdaję sobie sprawy z tego, że moje słowa przestają być obietnicą, tylko zmieniają się w nadzieję.

 

JULIA

 

Budzę się następnego dnia i witają mnie jaskrawoczerwone mroczki przed oczami. Mrugam, by się ich pozbyć i rozglądam się nerwowo. Dziś ten dzień. Zaciskam dłonie w pięści i sięgam po swój różowo-różowy zeszyt. Mam kilka rzeczy do zrobienia przed wieczorem.

Godziny mijają niezmiernie szybko. Gdzieś pod wieczór przychodzą do mnie tata i Olga. Biorą mnie w ramiona, każde po kolei.

- Nie martw się o nic. Wrócisz do nas cała i zdrowa za kilka godzin. A potem będzie nowe życie. Skończy się smutek, obiecuję ci. Kocham cię, córeczko. Obyś wróciła szybko.

Przytakuję na ich słowa, chociaż wiem swoje. Następnie przychodzi pielęgniarka ze specjalnym wózkiem. Rodzice jeszcze raz szepczą mi do ucha słowa otuchy, po czym zostaję odwieziona na salę operacyjną.

- Wie pani, pani doktor... Ufam wszystkim w tym pomieszczeniu. Dlatego się nie boję, choć powinnam. Takie odnoszę wrażenie.

Ostre światło operacyjnej lampy świeci mi w oczy. Mam mętny wzrok, ale widzę twarze chirurgów, zakryte zielonymi maskami. Dostrzegam w oddali metalowy wózek, na którym leżą wszystkie narzędzia operacyjne. Na filmach przerażają mnie takie sceny, ale w realu jestem przepełniona spokojem. Być może dlatego, że wiem, na co się piszę.

Anestezjolog nakłada mi na usta i nos maskę i każe wziąć głęboki oddech. Wykonuję jego polecenie, a po chwili moje powieki robią się ciężkie. Mimowolne zamykam oczy i tracę przytomność. Nic nie widzę, nawet czerni czy bieli. Czuję się, jakby ktoś mnie wyłączył, wcisnął guzik "OFF".

Mimo tego w duszy uśmiecham się. Chociaż potwornie mi żal i serce mam ściśnięte, to na mojej twarzy gości radosny wyraz.

- Chyba... Odrobiłam całą pracę domową - mówię do paralelnej siebie, splatając dłonie na piersi. Włosy opadają mi na twarz i zauważam, że odzyskały swój dawny kolor. Także znikły wszelkie zasinienia, które miałam na skórze. Śmieję się, ale jednocześnie kręcę głową. Już? Tak szybko? - Okej, skończyło się. Było dobrze. Nie obyło się bez żalu, ale jakoś to przeżyję. Już... wszystko skończone. Mogę odpocząć.

 

ŁUKASZ

 

Jula obiecała wczoraj, że dziś wieczorem do mnie zadzwoni. Może to głupie, ale od godziny trzymam komórkę w ręce i czekam na telefon. Kiedy nic nie przychodzi, zaczynam się zdeczka martwić. Jula nigdy nie łamie obietnic, to nie w jej stylu. Nawet te banalne zawsze są spełnione. Dlaczego więc teraz nic się nie dzieje?

Po namyśle oznajmiam mamie, że idę do szpitala w odwiedziny. Wychodzę z mieszkania i rozpoczynam spacer. Na dworze jest parno, a chmury wiszą upiornie nad miastem.

Pierwsze krople deszczu zaczynają spadać akurat wtedy, gdy dzwoni mój telefon. Wyjmuję go z kieszeni i natychmiast odbieram, nie patrząc na dzwoniącego. W końcu może to być tylko jedna osoba, prawda?

- Halo? - zagaduję do słuchawki, oczekując równie luzackiej odpowiedzi.

- Łukasz? - Głos po drugiej stronie należy do Olgi i teraz jest dziwnie... zmieniony. Gruby i trochę łamiący się. Jakby... właścicielka dopiero co rzewnie płakała. - Ona... Jula...

Nagle staję się odrętwiały, obojętny na wszystko. Słucham słów Olgi z przerażeniem, a okropna prawda wsiąka w moją duszę niczym najpotworniejsza trucizna.

- Przepraszam.

- Niczyja wina. Ja... chyba muszę kończyć. Do usłyszenia.

Kończę połączenie i mój telefon upada na trawnik, na którym stoję. Moja twarz jest całkiem mokra, a ja nawet nie wiem, czy to wina deszczu czy moich łez.

Podnoszę komórkę i wkładam ją do kieszeni. Rozglądam się i nagle widok parku w strugach burzowego deszczu jest dla mnie nie do zniesienia. Rzucam się przed siebie. Biegnę najszybciej, jak mogę, byleby uciec jak najdalej.

"To ona cię tego nauczyła. Radości z życia, chwytania każdego dnia, biegania po raz kolejny. To dzięki niej jesteś teraz tym, kim jesteś. To wszystko była Jula".

Docieram do opustoszałego przystanku autobusowego. Opieram się plecami o plastikową ścianę i dyszę ciężko. Ocieram łzy wierzchem dłoni i patrzę w niebo.

Burza ustaje i chmury znikają. Niebo przybiera unikalny odcień niebieskiego, taki, jak moje oczy. Wszyscy mi to naokoło mówią. "Obara, ty to masz oczy jak niebo po burzy".

Z jakiegoś powodu ten kolor znowu wyciska łzy z moich oczu, jednak tym razem prawie ich nie zauważam. One po prostu wypływają z moich oczu. Ta barwa to pożegnanie. Bolesne, gorzko-słodkie pożegnanie.

Gdzie teraz jesteś, Jula? Tam, w górze? W innym świecie? A może między nami, tylko cię nie widzimy?

"Ja cię nie opuszczę jeszcze przez długi czas, Obara".

- Ale dlaczego musiałaś mnie okłamać?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • KarolaKorman 19.12.2015
    Nie! Coś ty zrobiła? Uśmierciłaś ją, dlaczego? Nie tak przecież miało być! Nie miałaś pomysłu na dalszą część? *wypuszcza powietrze nosem z głośnym fuknięciem, jak wściekły byk* Zostawiłam smutną piątkę :(
  • Majeczuunia 19.12.2015
    Właśnie mam pomysł, który za chwilę się ukaże :D Dziękuję za emocje, które wywołał mój tekst :*
  • Slugalegionu 19.12.2015
    Nie zginęła. :v A przynajmniej mam takie przeczucie. :v Obym miał rację. Obym.
  • Lucinda 19.12.2015
    Część jak zwykle świetna, czytałam z zapartym tchem i po prostu nie wierzę, że to zrobiłaś. Nie mogła umrzeć, tym bardziej, że właściwie wokół niej kręciła się cała historia. Ale przez to z jeszcze większą niecierpliwością czekam na następną część. 5
  • Amy 30.12.2015
    Jakimś cudem przegapiłam ten rozdział, a szkoda, bo jest się czego czepiać. :D

    "Ale w każdym bądź razie, z tej choroby jest prawdziwa dupa."
    Bez "bądź", bo to niepoprawne z tego co wiem i bez przecinka, bo on tu jest niepotrzebny.

    "Kiedy nic nie przychodzi, zaczynam się zdeczka martwić."
    "zdeczka " serio? Taka poważna sprawa, a on używa kolokwializmów? Jak śmiesznie, to śmiesznie, ale chyba nie w obliczu takiego niebezpieczeństwa. Może niech się tylko martwi albo niepokoi. No nie wiem, ale to "zdeczka" mi tu nie pasuje. To jednak tylko moja subiektywna opinia.

    "Kończę połączenie i mój telefon upada na trawnik, na którym stoję. Moja twarz jest całkiem mokra, a ja nawet nie wiem, czy to wina deszczu czy moich łez."
    Powtórzenia zaimków "mój", "moja" i "moich". Przed "czy" nie stawiamy przecinka, chyba że kolejny raz powtarza się w jednym zdaniu. Ty zrobiłaś odwrotnie. A teraz propozycja, jak zmienić ten fragment, żeby, chyba, było lepiej:
    "Kończę połączenie, a telefon upada na trawnik, na którym stoję. Twarz mam mokrą i nie wiem czy od deszczu, czy moich łez."
    Albo:
    "Kończę połączenie i telefon upada na trawnik, na którym stoję. Moja twarz jest mokra, a ja nie wiem czy to od deszczu, czy łez."

    W sumie to chyba nie warto już nic pisać, bo wiem, co się stanie.
  • Majeczuunia 30.12.2015
    Dziękuję za tę korektę :) Pozwolisz, iż wykonam poprawki, kiedy będę na komputerze, ponieważ na telefonie ciężko się pisze :)
  • Amy 30.12.2015
    Nie! Masz dokonać ich tu i teraz! :D
  • Majeczuunia 30.12.2015
    Weź, nie dobijaj :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania