Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 21

JULIA

 

Związuję włosy w kucyk, poprawiam sznurówki tenisówek i chwytam futerał ze skrzypcami. Podnoszę głowę i staję oko w oko z ogromnym budynkiem. Ze wszystkich stron docierają do mnie urywki przeróżnych melodii, granych na wszystkich możliwych instrumentach. Biorę głęboki oddech i wchodzę do budynku przez oszklone drzwi. Powietrze pachnie kurzem i lakierem do posadzek. Uśmiecham się pod nosem. Czuję, że będę kochać to miejsce.

Podchodzę do recepcji i po kilku chwilach niezręcznego dialogu, udaje mi się zdobyć informacje o drodze do gabinetu dyrektorki. Zmierzam tam, ale moje kroki stopniowo zaczynają robić się coraz wolniejsze, aż w końcu ustają kompletnie.

Zalewa mnie fala wątpliwości. Dopiero co skończyłam trzymiesięczną rehabilitację po śpiączce. Zaocznie odrobiłam zaległości w edukacji, również maturę. Od razu mi spieszno do pracy? A może nie gram tak dobrze, jak mi się wydaje? Co jeśli mnie nie przyjmą...?

Jednak zanim zdołam się porządnie zastanowić, moja dłoń sama zwija się w pięść i puka do drzwi gabinetu dyrektorki.

- Proszę! - Słyszę zza drzwi niski, tubalny głos.

- O cholera - wyrywa mi się, po czym odruchowo zakrywam usta dłonią. Wzdycham, poprawiam włosy i sięgam po klamkę.

Gabinet jest nieduży. Lwią część pokoju zajmuje ogromne biurko wyciosane z ciemnego drewna. Za nim, na oliwkowozielonym fotelu, siedzi kobieta w średnim wieku, która pisze coś na komputerze. Po chwili porzuca swoje zajęcie i obrzuca mnie wzrokiem.

- Usiądź, proszę - rzuca sucho, wskazując na jedno z twardych krzeseł stojących przed jej biurkiem. Nieśmiało przysiadam na brzegu jednego z nich i wyciągam z torby moje dokumenty oraz CV, które widziało lepsze czasy. Składam je przed dyrektorką.

- Pisałam do pani w sprawie pracy, pamięta pani? Umówiłyśmy się na rozmowę - zaczynam, a mój głos wydaje się być dziwnie głośny w tym maleńkim pokoju.

- Tak, tak. - Dyrektorka nie jest szczególnie zainteresowana. - Ale Boże, myślałam, że będziesz starsza! Ile ty masz dziecko lat, osiemnaście?

- W... W następnym roku skończę dwadzieścia, proszę pani - dukam niepewnie, splatając dłonie. Dyrektorka zaczyna przeglądać moje dokumenty, a ja skupiam się na obrazach muzyków, które wiszą na ścianach. Chopin, Vivaldi, Beethoven, Bach, Mozart. Szukam wśród nich Paganiniego, jednak bez skutku.

- A więc... - mówi kobieta, poprawiwszy okulary. - Widzę, że często brałaś udział w  konkursach, jednak niewiele zakończyło się wygraną. Dlaczego?

- Bo ja... - zawieszam się, szukając odpowiedniego wytłumaczenia. - Cóż, miewałam własny sposób grania niektórych utworów.

- Ale najbardziej prestiżowe konkurencje wygrywałaś.

- Ponieważ zazwyczaj można było na nich grać, co się chce. Wybierałam wówczas utwór, który był dla mnie idealny sam przez się, którego nie mogłam zmienić.

Dyrektorka kiwa głową, jakby w pełni mnie rozumiała, po czym przewraca stronę. Wstrzymuję oddech, zamykam oczy i zwijam dłonie w pięści. Teraz na pewno mnie nie zatrudni. Wiedziałam, że trzeba było spalić tę kartkę.

- Epilepsja od wieku niemowlęcego, lekka anemiczność, anemia aplastyczna od jedenastego roku życia, kilkumiesięczne pobyty w szpitalach, nieudana próba przeszczepu szpiku kostnego, śpiączka trwająca cztery lata... - czyta głośno i wyraźnie kobieta, a ja kręcę głową. Jak jest to przedstawiane w ten sposób, to nigdy nie znajdę pracy. Ani faceta.

- Ale... przysięgam, to mi nie przeszkadza w grze! - wołam, desperacko próbując zatrzymać swoją szansę na pracę w tym miejscu. - Lekarze mówią, że na razie mój stan jest stabilny. Zresztą... Nawet, jeżeli się źle czuję, dalej gram! Dlatego... proszę... nie zwracać uwagi na moje choroby.

- Ależ pani Julio, spokojnie. Oczywiście, że pani problemy zdrowotne stwarzają przeszkodę do zatrudnienia pani w moim konserwatorium, jednak nie od tego zależy moja decyzja. Jeszcze nie słyszałam, jak pani gra.

- Czyli...? - W moim głosie wyraźnie słychać nadzieję. Dyrektorka uśmiecha się lekko i unosi brew.

- Zapraszam za mną.

 

Kobieta prowadzi mnie na małą scenę, królującą nad widownią złożoną z granatowych, biurowych krzeseł. Dyrektorka siada na jednym z nich, zakłada jedną nogę za drugą i wyjmuje z kieszeni długopis.

- Zagraj mi coś - nakazuje mi, wskazując na scenę. - Nieważne, co. Pamiętaj, że od tego występu zależy twoja posada. Masz trzy minuty.

Ledwo zdążam wyjąć skrzypce i smyczek z futerału, a dyrektorka już włącza stoper. Przez sekundę mam totalną pustkę, która zaraz potem zostaje zastąpiona nutami. Muzyką.

Moje palce automatyczne zaczynają szarpać struny, a smyczek rozpoczyna swoją pracę. W granej przez siebie melodii odnajduję nowy rytm, harmonię dźwięków, którą się kieruję. Na jakiś czas zapominam o całym świecie, ignoruję nawet oczywisty ból, który pojawia się zawsze podczas grania. Liczą się tylko skrzypce i ja.

Utwór się kończy, więc zaprzestaję gry. Odruchowo się kłaniam i podświadomie oczekuję oklasków. Ku mojemu zdziwieniu, dostaję je.

Podnoszę głowę i widzę z tyłu sali młodego mężczyznę, który energicznie klaszcze w dłonie.

- Brawo! - wydziera się, po czym podbiega do sceny. - To było genialne! Sam Paganini by lepiej nie zagrał swojego kaprysu!

- Ech... Dziękuję - dukam niezręcznie, drapiąc się nerwowo w tył głowy.

- Przesadzasz, młody - mówi dyrektorka takim tonem, że wylatują ze mnie wszystkie pozytywne emocje. - Pani Julio.

- Tak?

- Jeszcze skonsultuję się z innymi. Pełną odpowiedź dostaniesz dopiero jutro albo pojutrze, listownie lub e-mailem. Nie wiem, jak wyjdzie w końcu, ale... Chyba mogę pani zagwarantować pozytywną odpowiedź.

Na te słowa zaczynam się głupkowato uśmiechać i kiwam głową. Zbieram swoje rzeczy i dziękując wszystkim naokoło, wybiegam z konserwatorium.

Kiedy jestem na dworze, z radości kopię słupek i wrzeszczę jak wariatka. Wyjmuję telefon i w euforii dzwonię do rodziców. Olga obiecuje, że zrobi uroczysty obiad i mówi mi, żebym wieczorem wyszła świętować ze znajomymi. To właśnie robię.

- Halo?

- Cześć, co robisz?

- Spaceruję ze swym siostrzeńcem po Łazienkach, a co?

- A wieczorem jesteś wolny? Bo urządzam balangę w jakimś barze.

- Co się stało?

- A niespodzianka!

- Gadaj! Nie wiem, pracę zdobyłaś? Przyjęli cię?

- Nic ci nie powiem! To by było niesprawiedliwe wobec Stefy i Karola.

- Ale zgadłem?

- Hm... Może?

- Nie kituj! Czekaj, na którą byłaby ta impreza?

- Na... powiedzmy, ósmą?

- Aha... To słuchaj, spóźnię się trochę.

- A coś ci wypada?

- W sumie... To Ewelina chciała ze mną o czymś porozmawiać.

- Aha. Okej, spoko. Siła wyższa wzywa. Ważne, żebyś przyszedł w ogóle.

- Zjawię się na pewno. Dobra, kończę. Pa pa.

- To pa.

Łukasz się rozłącza, a ja ściskam komórkę w dłoni. Czemu tak się dzieje? Czemu za każdym razem, kiedy Łukasz wspomina o swojej dziewczynie, robi mi się tak... dziwnie? Czuję się taka smutna, samotna, pusta?

Kręcę głową i ruszam przed siebie. Staram się nie myśleć o Łukaszu ani tym bardziej o Ewelinie. Jednak za każdym razem, kiedy odpędzam od siebie te myśli, one wracają. Szczególnie o... nim.

"Nie no!", myślę, wchodząc do tramwaju. Siadam przy oknie i patrzę na panoramę Warszawy. "Przecież on jest szczęśliwy. Sam mi mówił. W końcu znalazł TĘ JEDYNĄ. Czemu nie mogę się cieszyć dla niego? Jest moim najlepszym przyjacielem, a ja nie umiem nawet radować się z powodu jego szczęścia".

- Jestem koszmarna - mamroczę do siebie, opierając czoło o brudną szybę.

 

Najwyraźniej w mniemaniu Łukasza "lekkie spóźnienie" to pół godziny. Kiedy w końcu się pojawia, my już jesteśmy przy drugim piwie.

- Sorki - mówi na dzień dobry, dosiadając się do nas.

- Sorki, sorki. Sorki to mówimy my, bo już zarezerwowaliśmy Julę na śluby w naszych rodzinach na trzy pokolenia do przodu - odpowiada Karol, popijając swoje piwo i uśmiechając się wesoło.

- Czyli zgadłem! Jula, gratulacjeee! - Łukasz obejmuje mnie przyjacielsko, a mi serce zaczyna mocniej bić. Tfu, tfu, jaka klisza. - Cholera jasna, nic dla ciebie nie mam. Przepraszam, Pawełka ci kupię, jak będziemy wychodzić!

- Nie no, spoko.

Wieczór mija strasznie szybko. Tamci piją piwo, a ja colę, bo mi lekarz odradzał na razie alkohol. Próbuję łyka od Stefy, dziwny smak. Wszyscy dobrze się bawimy, ale Łukasz jest jakiś dziwnie cichy.

- A właśnie, Łukasz, czemu się spóźniłeś? - zagaduje Stefa, a chłopak nagle spuszcza głowę. Wstrzymuję oddech.

- Ja i Ewelina nie jesteśmy już razem - mówi Łukasz poważnym tonem. - Zerwała ze mną.

- Ale... Nie ogarniam. Przecież byliście tacy szczęśliwi. Tak nagle się w sobie zakochaliście i poza sobą nie widzieliście wiele innego. Poszła nawet na tę samą uczelnię, co ty, chociaż planowała Akademię Sztuk Pięknych. Co jej się tak nagle odwidziało? - pyta Karol, gryząc wargę. Łukasz odwraca wzrok.

- Ma innego gościa. Nie wiem, co ona takiego w nim widzi, ale jej argument brzmiał: "Bo on ma wiesz... Dwie nogi".

- A to suka.

- Wiem. Ale dobra. Mam wywalone na nią. Kiedyś znajdzie się ktoś, kto mnie nie zostawi. Ktoś, w kim zakocham się raz i chuj, kropka. Tak na zawsze.

- A może już jest ktoś taki - mówię cicho, nie patrząc nikomu w oczy.

Nikt nie zwraca uwagi na moje słowa. Może i lepiej. Jeszcze by się wydało...

Że to ja jestem taką osobą. Że moje uczucia do Łukasza tak naprawdę nigdy nie umarły. Tylko teraz są silniejsze. Palą moje serce i duszę, cierpię przez nie. Bo kocham Łukasza Obarę. Kocham go, kocham go, kocham go...

 

- O czym tak myślisz? - zagaduję Łukasza, kiedy idziemy razem do przystanku. Jest zimna, październikowa noc, więc na ulicy nie ma nikogo, oprócz nas.

- Co? O... niczym.

- Bezwstydny kłamca.

- Przyganiał kocioł garnkowi.

- Ale na serio. Myślisz o Ewelinie, co nie?

- Mam być szczery?

- Najszczerszy.

- Prawdę powiedziawszy, myślę o tobie.

- Osz, zboczeńcu.

- Wcale nie. Tylko... To zabrzmi naprawdę głupio.

Łukasz wsuwa dłonie w kieszenie bluzy i staje do mnie plecami. Jego włosy powiewają na wietrze, a oczy lśnią w blasku księżyca. Czy celowo mnie patrzy na mnie? Boi się mojej reakcji na to, co ma zaraz powiedzieć.

- W gimnazjum... To ja byłem strasznie w tobie zakochany. O Boże, i to jak. Płakałem za tobą, kiedy zapadłaś w tę śpiączkę, pozostawiając jedynie za sobą ten list, w którym odwzajemniłaś moje uczucia. Dostałem, a jednocześnie straciłem tak wiele. Wiesz, jaki to był dla mnie ból?

- Sorry...

- W każdym razie, czas mijał. Wielu ludzi poznałem, dużo rzeczy się zdarzyło. Miałem parę dziewczyn, w każdej byłej mniej lub bardziej zakochany. Wtedy wróciłaś. No i staliśmy się na powrót NAMI. Znowu byłaś moją najlepszą przyjaciółką, kimś, kogo darzę głębokim zaufaniem. Poznałem Ewelinę i myślałem, że to miłość wieczna. Ona też mi tak mówiła. To był mój pierwszy taki... poważniejszy związek.

- Dlatego, że zaciągnęła cię do łóżka przy pierwszej lepszej okazji.

- Nie zaprzeczam. Chodzi o to, że gdzieś po środku, moje słowa i uczucia kompletnie się rozjechały. Mówiłem, że kocham, a kochałem zupełnie inną osobę. Uświadomiłem sobie, że kochałem ją zawsze. Tylko byłem zbyt głupi, żeby to przyjąć do wiadomości.

- Kogo?

Moje pytanie jest niby od niechcenia, ale zżera mnie ciekawość. Chcę wiedzieć, ale nie chcę. Moje serce... Już nie wytrzyma tego ciężaru.

- Ciebie, Jula.

Słyszę jego słowa. Moje imię wypowiedziane przez jego głos.

- Te, cholera, wszystko schrzaniłem. Znaczy, ten, no... Kocham cię, Jula.

Podchodzę do Łukasza i opieram czoło o jego kark. Śmieję się, bo ta scena jest niewyobrażalnie abstrakcyjna, ale pierwsze łzy szczęścia już płyną po moich policzkach.

- Ja ciebie też.

Splatamy nasze palce w nieśmiałym uścisku. Śmiejemy się oboje, a wiatr niesie nasze głosy w ciemną noc, gdzieś, gdzie już ich nie odnajdziemy.

Pokonam cały świat jedną ręką, jeżeli ty będziesz trzymał drugą...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Slugalegionu 28.12.2015
    Piękne. :D Po tym wszystkim w końcu wychodzą na względną prostą. :) A przynajmniej na chwilę. :D
  • Majeczuunia 28.12.2015
    Oho, dzięki :D
  • Amy 28.12.2015
    Jest kilka literówek i jedno czy dwa powtórzenia, które pewnie sama wyłapiesz, jeśli przeczytasz tekst jeszcze raz. Podobało mi się, zwłaszcza to, że Łukasz miał dziewczynę. Chyba nie mam się do czego przyczepić. :)

    Aha i od wybudzenia się Juli ze śpiączki minęły dwa lata, prawda?
  • Majeczuunia 28.12.2015
    Dziękuję, już idę przeredagować :)
    I... Nie, po czym tak wnioskujesz?
  • Amy 30.12.2015
    Hmm... nie znam się na śpiączkach, ale czy trzymiesięczna rehabilitacja to nie jest mało? Pamiętaj, że przed "zaśnięciem" Jula jeździła na wózku. Okay, to może jest zwykłe czepialstwo z mojej strony, bo się nie znam, ale co do nauki... Jestem pewna, że w trzy miesiące nie da się skończyć gimnazjum i nadrobić całego liceum! A że od wybudzenia Julii minęły dwa lata, wnioskuję po tym, iż przecież powróciła do żywych zaraz po ukończeniu szkoły przez resztę bohaterów, a teraz twierdzi, że ma lat 20. Nie wiem... chyba się pogubiłam, a może muszę jeszcze wliczyć w to tę szkołę policealną Łukasza. Nie wiem jednak, ile lat do niej uczęszczał... W każdym razie uważam, że te dwa lata są potrzebne, żeby Jula w pełni stanęła na nogi. Chyba się pogubiłam. :(
  • Majeczuunia 30.12.2015
    O ile dobrze wiem, szkołę kończy się w wieku 19 lat. Zakładając, że teraz (w tym rozdziale) mamy październik-listopad, to Jula zaokrągla swój wiek do następnych urodzin. W tym rozdziale Łukasz dopiero zaczął tę szkołę albo chodzi do niej przez kilka miesięcy. A i zaocznie, to może się udało. Jeszcze pomyślę, jakby to logicznie wytłumaczyć. Dziękuję za wyłapanie tych nieścisłości :)
  • Lucinda 28.12.2015
    Piękny tekst, opisy przy tej ich rozmowie pod koniec wyglądały trochę jak z jakiegoś filmu:) Podoba mi się ta perspektywa, że już jest dorosła, znalazła pracę i po tej śpiączce wszystko zaczyna jej się układać. Już wcześniej miałam napisać komentarz, ale napisałaś o redagowaniu, jednak po godzinie poprawy nie widzę, więc już nie czekam, no i mam też jakieś uwagi od siebie.
    ,,Dyrektorka zaczyna przeglądać moje dokumenty, a skupiam się na obrazach muzyków" - tu przydało by się ,,a ja", bo jednak zmienia się podmiot, niby domyślny to też podmiot, ale z ,,ja" chyba lepiej by brzmiało;
    ,,mówi kobieta, poprawszy okulary" - ,,poprawiwszy" (,,poprawszy" pochodzi od ,,prać");
    ,,dukam niezręcznie, drapiąc się niezręcznie w tył głowy" - powtórzenie ,,niezręcznie";
    ,,Nie wiem, jak wyjdzie w końcu, ale... Mogę ci zagwarantować pozytywną odpowiedź" - to zdanie mnie zastanowiło, bo dyrektorka mówi, że nie wie, a jednak daje gwarancję;
    ,,Olga obiecuje, że zrobi uroczysty obiad, a wieczorem żebym wyszła świętować ze znajomymi." - tu nie pasuje mi ,,obiecuje", bo tyczy się ona też tej ostatniej części zdania, przez co wychodzi, że Olga obiecuje, żeby wieczorem wyszła świętować;
    ,,Staram się nie myśleć o Łukaszu, ani tym bardziej o Ewelinie" - przed ,,ani" nie stawia się przecinka;
    ,,Najwyraźniej w mniemaniu Łukasza "lekkie spóźnienie", to pół godziny" - bez przecinka, to zwykły równoważnik, a nie zdanie złożone;
    ,, Ktoś, w kimś zakocham się raz" - ,,w kim";
    ,,Czy celowo mnie patrzy na mnie?" - ,,nie patrzy". 5:)
  • Majeczuunia 28.12.2015
    Dziękuję. W sumie to przeredagowania nie zrobiłam, bo czekałam na twe uwagi. Jak zwykle bardzo wdzięczna jestem :D
  • levi 28.12.2015
    już cię chciałam zbesztać, że znowu jula cierpi tym razem przez nie spełnioną miłość, no i za Łukasza że iiną babe sobie znalazł, ale się wybroniłaś :) zostawiam 5
  • Majeczuunia 28.12.2015
    No wiesz, taki jestem troll, hihihi ( ͡° ͜ʖ ͡°) 
  • levi 28.12.2015
    zaczynam podejrzewać że masz jakieś nad luckie zmysły :P może faktycznie jesteś trolik z jakimiś dziesięcioma zmysłami, bo trafiasz w wiele nie możliwych rzeczy do trafienia tym opowiadaniem :)
  • Majeczuunia 28.12.2015
    Z jakimi konkretnie? Dla mnie te skrobanki to największy gniot, jaki można było sobie wymarzyć XD
  • levi 29.12.2015
    a przesadzasz :) a te rzeczy wiążą się z moimi powodami :) widze 3 główne i możesz szczelać oco mi chodzi :) w sumie to nie jest takie trudne :)
  • Majeczuunia 29.12.2015
    E... Nie wiem no, skrzypce? Choroba? Gość o imieniu Łukasz?
  • levi 29.12.2015
    tak + - dobrze, ale nie zagłębiajmy się może kiedy indzej :)
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Już nic nie mówię :)
  • KarolaKorman 29.12.2015
    Mówisz gniot, a wzbudza tyle emocji :) Wielka 5 Ci się należy za dzisiejszą część. Nawet opis gry był świetny, a końcowe motto wspaniałe :)
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Karola, jak zwykle bardzo dziękuję ci za te wszystkie komplementy i emocje ♥

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania