Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 22

ŁUKASZ

 

Nie do wiary, jak na urwanej z dupy decyzji ktoś może sobie ułożyć życie. Jestem idealnym przykładem. Nie miałem żadnego pomysłu na dalsze życie, aż zobaczyłem wyniki matury. Oba polskie zdane na sto procent. Wtedy sobie pomyślałem: "A może warto byłoby pomyśleć w tym kierunku?". I teraz jestem tutaj. Stoję przed budynkiem, z którego właśnie wyszedłem i gapię się na świstek papieru, który trzymam w ręce. Dyplom Ukończenia Policealnej Szkoły Dziennikarstwa.

Teraz tak sobie myślę: "Na co mi to?" Od kilku miesięcy pracuję w redakcji, piszę felietony. Co prawda jest to na pół etatu, ale co z tego? Robota to robota, nie każdy ją ma.

Dobra, edukacja ukończona. Jedno za mną. Zmierzam na parking i wsiadam do starego nissana, którym poruszam się od niedawna. Niby prowadzenie samochodu to kwestia przyzwyczajenia, ale ja nadal trzęsę portkami, gdy siadam za kierownicę. Jednak z jedną nogą jeździ się o wiele trudniej.

Oczywiście ledwo co wyjeżdżam swoim maleńkim autkiem z parkingu, już otrzymuję miłą niespodziankę w postaci korka. Kiedy tak sobie stoję w bezkresnej fali pojazdów, dzwoni mój telefon.

- Cześć - mówię prosto z mostu, bo wiem, czyj głos zastanie mnie po drugiej stronie linii.

- No hej. I jak, jedziesz już?

- No niby jadę, ale w korku stoję.

- Gdzie? Daleko bardzo?

- Tam gdzieś... Między Chmielną a Złotymi Tarasami. Optymistycznie mówiąc, będę za jakieś pół godziny.

- Aha. No to okej, bo ja tutaj gotuję, a przynajmniej staram się.

- Co gotujesz? Zupki chińskie?

- Ciacho piekę, nie nabijaj się. Przyjeżdżaj szybko, to zabierzemy resztę moich pudeł i spadamy do ciebie.

- No. Okej, cześć.

Rozłączam się i śmieję do siebie jak idiota. To szczęście, które mnie ogarnia po każdej takiej głupiej rozmowie, po każdej najmniejszej, najbardziej banalnej interakcji. Nadal nie wierzę, że ją znalazłem. Patrzę na nią i nie mogę wyjść z podziwu, ponieważ wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, znajduje się tuż przede mną.

- Ej! Baranie! Przejazd blokujesz! - wydziera się z tyłu mnie facet z eleganckim samochodem. Trąbi na mnie, a ja nagle przytomnieję.

- Sorry, zagapiłem się! - krzyczę, po czym wciskam gaz i ruszam przed siebie. Marzec jest niepoprawnie gorący w tym roku, a w moim rzęchu brak takiego udogodnienia, jakim jest klimatyzacja, więc jadę ze wszystkimi oknami otwartymi na oścież. Wiatr huczy i nie słyszę pierdolenia w radiu, ale to nie szkodzi. Wyłączam je i w zamian puszczam muzykę ze swojego telefonu. Po kilku głośnych, rockowych kawałkach zespołów takich jak Escape the Fate albo Thousand Foot Krutch (tak, brzmienia młodości...), przychodzi czas na spokojniejszy utwór. Wzdycham miękko, ponieważ ta piosenka ma dla mnie specjalne znaczenie. To głupie i kliszowe, ale jej tekst przypomina mi o... niej.

"Bo cały ja

Kocha całą ciebie.

Wszystkie twe zakręty i krawędzie

Wszystkie idealne nieperfekcje.

Daj mi wszystko, co masz

Ja oddam ci całego siebie

Mój początek i mój koniec

Kiedy przegram, wciąż wygrywam

Bo oddaję ci całego siebie

I ty oddajesz całą siebie mnie".

 

Wchodzę do mieszkania Juli, zdejmuję buty i zmierzam do kuchni. Tam zastaję moją dziewczynę opierającą się o blat, urobioną po łokcie w mące. W powietrzu unosi się zapach ciasta i zauważam szarlotkę, która wygrzewa się w czeluściach piekarnika. Podchodzę do Juli i obejmuję ją od tyłu.

- Masz mąkę na nosie -  oznajmiam, wlepiając jej na dzień dobry buziaka w policzek.

- O, hej! Czekaj, odsuń się, bo jestem uwalona - śmieje się w odpowiedzi dziewczyna, ale żadne z nas nie przerywa uścisku. Stoimy tak przytuleni do siebie, pośrodku kuchni.

- Wyszła ta szarlotka? - pytam, przerywając ciszę.

- Nie wiem. Zaraz sprawdzimy. - Jula podchodzi do piekarnika, nakłada rękawicę w kształcie koguta i wymuje parujące ciasto.

Próbujemy po kawałku i dochodzimy do wniosku, że szarlotka wyszła całkiem znośna.

- Aneta dobrze gotuje? - pyta Jula, pakując resztę ciasta w folię aluminiową. Prycham ze śmiechu.

- Aneta nie umie tostów zrobić - mówię, chowając twarz w dłoniach.

- W takim razie nie mam się czego wstydzić. - Jula kończy chowanie naczyń do szafek i wzdycha. - Jakby co, to możemy się zbierać. Pojedziemy teraz, to będzie dużo czasu na ogarnięcie wszystkiego.

Kiwam głową. Po kilku wyprawach na dół i z powrotem z ładunkiem kartonowych pudeł, cały dobytek Juli jest elegancko zapakowany do mojego nissana. Wsiadamy do niego i rozpoczynamy podróż do mojego mieszkania.

Kilka godzin później, kiedy Jula rozkłada talerze, rozlega się dzwonek do drzwi. Otwieram je i do mieszkania zwalają się siostra, jej mąż, jeden synek i drugi w nosiku.

- I jest mój nygus - mówię na powitanie do czteroletniego Krzysia, którego wyróżniam, jak na dobrego chrzestnego przystało. - Jak leci, mistrzu? Żółwik z wujkiem.

Mały przybija żółwika i śmieje się, pokazując rządki jasnych mleczaków. W sumie ojciec tego dzieciaka jest dentystą, co ja się będę dziwił ładnych zębów?

Przytulam Anetę, ściskam dłoń jej zimnego męża Tomasza i zagaduję do rocznego Bartka, który nie do końca ogarnia otoczenie i tylko gapi się swoimi niebieskimi gałkami na świat.

Zasiadamy do stołu, usadowiwszy Krzysia na kanapie ze starym zestawem Lego oraz odstawiwszy Bartka na kanapę, żeby zasnął. Wszyscy zachwycają się szarlotką Juli, a ona rumieni się i z uśmiechem dziękuje za komplementy. To do niej niepodobne. Zazwyczaj zaprzecza pochwałom.

- Dobra, przejdźmy do rzeczy. Kiedy ślub? - pyta nonszalancko Aneta, wsuwając kolejny kawałek ciasta.

- Co?! - Oboje z Julą jednocześnie się podrywamy i odwracamy wzrok, żeby jedno nie patrzyło drugiemu w oczy.

- Jak to: co? Jesteście razem już trzy lata, a znacie się od gimnazjum. Czy to nie oczywiste?

- Cóż...

Nie zaprzeczam, że myślałem o oświadczynach, ostatnio coraz częściej. Jednak zawsze odkładałem te rozważania argumentem: jeszcze poczekajmy. Może coś między nami pęknie, może jeszcze wszystko nam się odwidzi?

- Ślub? Czyj? - Krzysio nagle odrywa się od Lego i pakuje mi się na kolana. - Lubię śluby, bo jest tort. I Fanta. A czyj ślub?

- Wujka Łukasza i cioci Julki. Chciałbyś, Krzysio? - zagaduje Aneta prowokująco, patrząc mi w oczy.

- Chciałbym. Fajnie by było.

- No to chyba dziecku nie odmówicie, nie?

- E... Pożyjemy, zobaczymy. - Tymi słowami Jula kończy temat naszego pseudo-ślubu i zaczynamy rozmowę o pracy. Włączam swoje argumenty w dyskusję, ale nadal nie umiem zapomnieć o słowach wypowiedzianych parę chwil temu.

"Czy to nie jest oczywiste?".

Jest? Sam nie wiem. Może gdyby to było takie oczywiste, to już bym się oświadczył? Te wszystkie pytania mnie wkurzają. Najłatwiej powiedzieć, że na razie małżeństwo nie jest dla mnie, po czym poprzeć tę wypowiedź argumentem "i chuj". Jednak w końcu wszystkie znaki zapytania wracają do mnie niczym wyrzucony bumerang. Dlaczego nie umiem podjąć jednej sensownej decyzji? Tylko miotam się między jedną wątpliwością a drugą. Może ślub z Julą byłby jednym z lepszych wyborów? Ona wciąż jest taka krucha, nadal mogę ją stracić. Czy jedną kartką z naszymi podpisami mogę zatrzymać ją przy sobie na zawsze?

 

- Julio, idziemy na miasto - rozkazuję, kiedy rodzina wychodzi z domu. Jula, która właśnie przysiadła na kanapie, jest zaskoczona moimi słowami.

- Nie jesteś zmęczony? Ja jestem padnięta - odpowiada, mimowolnie wstając i boleśnie nadeptując na klocek Lego. - O szit! Ała...

- Już obudzona? Wspaniale, zakładaj buty - mówię, samemu naciągając bluzę. Jula, nadal trochę oszołomiona, wsuwa stopy w tenisówki, chwyta jedną ze swoich kurtek i wychodzi za mną z mieszkania.

Zajeżdżamy pod park, w którym znajdują się Fontanny Warszawskie. Zachodzimy tuż pod nie i niestety, nie zaskakuje nas żaden szał, tylko spokojnie lejące się strumienie wody. Jula wskakuje na murek i rozkłada ramiona. Jej chudym ciałem targa wiatr i odnosi się wrażenie, że dziewczyna zaraz spadnie.

- Zlecisz z tej ściany - mówię sucho, oczekując raz w życiu dojrzałej odpowiedzi.

- Pofrunę! - woła Jula, a ja walę się otwartą dłonią w czoło.

- Pofruniesz - do nieba. Złaź z tego muru, bo się wkurzę.

- A kogo to obchodzi, jeżeli spadnę?

Ona jest taka głupia. Mówi takie rzeczy i myśli, że tym nie pociągnie nikogo na dno.

- Obchodzi mnie, tego gościa, który od prawie trzech lat jest przy tobie. Tego, który cię kocha, choć ty najwyraźniej masz to gdzieś. Tego, który chce wziąć z tobą ślub, ale się boi, żeby nie wyszło głupio.

Na te słowa Jula przestaje iść i w zamian siada na murku. Podchodzę i opieram się o niego. Spuszczam wzrok, żeby ukryć swoje rumieńce. Kurde, teraz żałuję, że się po prostu w język nie ugryzłem.

- Frajerze, takie oświadczyny bez pierścionka? - mówi Jula, śmiejąc się. Po chwili kręci głową i chowa twarz w kołnieżu kurtki. - Serio?

- Se... Serio.

- To jedziemy z tym koksem.

Dziewczyna zeskakuje z murka i bierze mnie za rękę. Obraca się wokół, po czym staje na wprost mnie i posyła mi promienny uśmiech. - To co, zaręczyny dokonane?

Wzruszam ramionami, niby obojętny, ale zaraz potem przytakuję. Zaczynamy iść przed siebie, nie wiedząc gdzie. Nieważne, bo i tak nie zbłądzimy. Póki trzymamy swoje dłonie, żadne z nas nie odejdzie.

Chcę, żeby to trwało wiecznie. Chcę już zawsze iść bezkresną drogą prowadzącą do nikąd, bez określonego celu... Zawsze trzymając ją przy sobie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Slugalegionu 29.12.2015
    Najlepsze oświadczyny ever. XD Nic nie mówię, bo mam pewne przywileje. :v
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Właśnie, mordka w ciup c: Dzięki XD
  • Lucinda 29.12.2015
    Tak, no ciekawe te oświadczyny. Rozbawiła mnie trochę sytuacja przy stole. Bardzo przyjemny rozdział:)
    ,,jak na urwanej z dupy decyzji, ktoś może sobie ułożyć życie" - bez przecinka;
    ,,Oba polskie zdane na sto procent" - hmm... zastanawiam się czy mogę to przeboleć, w sumie jedynym usprawiedliwieniem jest fakt, że to są myśli Łukasza wypowiadane przez niego, a w nich nie każdy dba o poprawność. Chodzi mi oczywiście o te ,,polskie";
    ,,Niby prowadzenia samochodu to kwestia przyzwyczajenia" - ,,prowadzenie";
    ,,Między Chmielną z Złotymi Tarasami" - ,,a" zamiast ,,z";
    ,,ale to nieszkodzi" - ,,nie szkodzi";
    ,,Wchodzę do mieszkania Juli, zdejmuję buty i wchodzę do kuchni" - tu mogłabyś jedno ,,wchodzę" zamienić na jakiś synonim;
    ,,pośrodku kuchnii" - ,,kuchni", zazwyczaj jeśli rzeczownik ma na końcu dwie samogłoski, to są dwa ,,i", ale nie tutaj;
    ,,do mieszkania zwalają się siostra, mąż, jeden synek i drugi w nosiku" - nie wiem czy ,,nosik" to poprawne słowo, poza tym przydałoby się ,,jej mąż (itd.)";
    ,,Zazwyczaj zaprzecza pochwał" - zaprzeczać można komuś lub czemuś, a więc ,,pochwałom";
    ,,znaki zapytania wracają do mnie, niczym wyrzucony bumerang" - bez przecinka, bo to proste porównanie;
    ,,Czy jedną kartką z naszymi popisami mogę zatrzymać ją przy sobie na zawsze?" - chyba ,,podpisami";
    ,,Wspanialne, zakładaj buty" - ,,,wspaniale". 5:)
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Już poprawiam błędy i dziękuję jak zwykle za korektę, która zawsze w cholerę długa ;-; No ale nic, trzeba przeboleć XD
  • Lucinda 29.12.2015
    Majeczuunia, no bardzo mi przykro, że długa, ale mam nadzieję, że z czasem będzie tylko coraz krótsza:)
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Lucinda Wcale nie mam ci tego za złe XD Postaram się :P
  • Neli 29.12.2015
    Przeczytałam i nie wiem. Chyba bardziej podobały mi się oświadczyny z opowiadania przed edycją, bo były takie wzruszające. Ale się zmienili jako dorośli. A właśnie ta piosenka chodzi mi po głowie od południa, ciągle jej słucham, a tu rozdział Majeczuuni z tym tekstem, ale trafiłaś XD
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Haha, też jej słucham XD
  • levi 29.12.2015
    niby starsi ale jakoś nie widać żeby zmądrzeli :) fajny zabawny rozdział, bardzo lekko mi się czytało, nie ma co mówić 5
  • Majeczuunia 29.12.2015
    Właśnie taki komentarz dostaję pod tym opowiadaniem XD Nie wiem, ale moim zdaniem 22 lata to wiek, w którym człowiwk jeszcze jest taki, no... głupi? W sensie, że jeszcze nie musi być taki strasznie dorosły i dojrzały, może sobie jeszcze pozwolić na taką głupotę XD Dziękuję bardzo, miło mi, że się podoba :D
  • KarolaKorman 30.12.2015
    Całkiem na miejscu jak na 22 latków :) Jak zawsze świetne, zabawne dialogi. Wielkie 5 :)
  • Majeczuunia 30.12.2015
    Dziękuję bardzo, Karola, lubię czytać twoje komentarze :)
  • Amy 30.12.2015
    obojęty, - obojętny

    Czy to rozsądne sadzać dwoje dzieci, z których jedno się bawi, a drugie ma zasnąć na jednej kanapie? No chyba że tam są dwie, a ja nic o tym nie wiem.

    Irytuje mnie ten wieczny optymizm Julii. Kiedy ona wreszcie choć trochę spoważnieje... :) Nie no, prócz tych dzieci nie mam się do czego przyczepić. Aha i małe dzieci chyba od tak nie zasypiają. Trzeba było z nim wyjść do innego pokoju, żeby trochę ciszy miał, a jak był w nosidełku, to może jeszcze nakarmić by się przydało... Nie byłabym sobą, gdybym się nie poczepiała.
  • Amy 30.12.2015
    Aha i jeszcze jedno - podstawa i rozszerzenie z polskiego zdane na 100 procent, a on na studia dziennikarskie nie idzie? No dlaczego...! ;( :D
  • Majeczuunia 30.12.2015
    Może mu się nie chciało? XD
  • Majeczuunia 30.12.2015
    Już poprawiam literówkę (jak ją znajdę, cholerka) i co do tych dzieci... Nie wiem, mój brat cioteczny ostatnio zasnął w gwarze rozmów przy wigilijnym stole, więc tym się kieruję XD
  • Amy 30.12.2015
    W sumie tak też można. Dzieci są nieprzewidywalne :D
  • Majeczuunia 30.12.2015
    Wiem, co mnie troszku przeraża XD
  • Slugalegionu 30.12.2015
    U mnie raz było tak. Czytam se dziecku baję do snu, a ono se gada bo dzieciaczkowemu. :v No wiecie... na ga pabhpasouguigutdgh. To był jeszcze etap bełkotu. I nagle zamilkł. No to patrzę na niego a ten śpi.
  • Majeczuunia 30.12.2015
    No nie? Albo ten brat cioteczny - raz jest taki cichutki, tuli, piątki przybija, ja mu: "Michaś!" a tamten mnie kulą brata w łeb XD
  • Amy 30.12.2015
    Mnie najbardziej zadziwia, skąd te dzieci mają tyle energii. Jako że u mnie w rodzinie maluszków nie brakuje, zwłaszcza w weekendy, często mogę je obserwować. No i ja siedzę już taka zmęczona i w ogóle wszystkiego mam dość, a one dalej biegają i biegają! No jak? I jeszcze tak strasznie krzyczą... Ale i tak są kochane

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania