Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 26
Przepraszam za czekanie ;-; To wina mojego ostatniego uzależnienia od musicali. Czy ktoś był kiedyś w teatrze na "Mamma Mia"? Albo film oglądał? "Nędzników"? Proszę o kontakt XD
ŁUKASZ
**********
- Ścigamy się? - pyta Jula, kiedy wracamy ze szkoły do domu. Przechodzimy obok wspaniale długiej, wysypanej piaskiem ścieżki, wprost idealnej do biegania. - Zakład, że cię przegonię.
- Śmiesz tak mówić przed małoletnim mistrzem Polski? - Poprawiam komicznie okulary, posyłając jej przebiegły uśmiech. Jula tylko suszy zęby.
- Ja mam dwie nogi, w przeciwieństwie do... kooooogoś...
- Pożałujesz. Idziemy!
Zsuwam plecak z ramienia i zerkam na Julę, która ustawia się obok mnie. Nie patrzy w moją stronę, jej wzrok jest absolutnie skupiony na końcu ścieżki. Jej aktualnym celu.
- Start!
Oboje rzucamy się do przodu. W tej jednej chwili kompletnie zapominam o całym świecie. Nawet o Juli, która zazwyczaj jest światłem do mojego cienia. Nie tym razem. Nie pozwolę.
Za każdym razem, kiedy gdzieś idziemy lub gdy o niej myślę, zawsze stają mi przed oczami jej plecy. To ona jest gwiazdą, moją rolą jest pozostanie w tyle. Muszę zawalczyć, bo inaczej... ona się zabiega i bez spoglądania w tył, odejdzie na zawsze.
Dobiegam do końca ścieżki i opadam na kolana. Podnoszę triumfalnie głowę, licząc na zwycięstwo. Dostaję je.
Jula dopiero dociera do mety. Staje przede mną i opiera ręce o uda. Spuszcza głowę, zasłaniając twarz firaną włosów, więc nie widzę jej miny.
Byłem pierwszy. Po raz pierwszy spojrzałem w tył i zobaczyłem Julę stojącą na ścieżce, którą właśnie przemierzyliśmy. Udało mi się ją złapać. Od teraz będziemy iść w równym tępie i nikt ani nic mi jej nie odbierze.
- Wygrałeś - odzywa się Jula, podnosząc głowę. Na jej twarzy maluje się ogromny, szczery uśmiech. Wstaję i patrzę jej w oczy.
- Na... to wygląda?
- Właśnie o to chodziło! Łukasz, wygrałeś!
Jula zarzuca mi ręce na szyję i tylko na ułamek minuty, trwamy w uścisku. Serce wali mi jak młotem i czuję, jakby zaraz miało wylecieć z mojej piersi.
Jednak nadal udaję. Udaję, że nie zauważam tego nienaturalnego zmęczenia, zasinień przy żyłach. To był ostatni dzień, w którym ją taką widziałem. Bez kroplówek, wąsów tlenowych i szpitalnych ubrań. Ostatni raz wróciliśmy razem ze szkoły. Po raz ostatni mieliśmy szansę bezkarnie śmiać się z życia.
**********
Pierwsze nuty znanej mi piosenki wyrywają mnie ze snu na jawie. Dociera do mnie, gdzie jestem. Stoję w tłumie ubranych na czarno ludzi, którzy stoją zbici w ciasną grupkę nad prostym, kamiennym nagrobkiem. Niektórzy płaczą, niektórzy nie pokazują żadnych emocji. Bo po co? Czegokolwiek by nie robili, zmarły do życia nie wróci.
"Julia Obara zd. Amoniec. Urodzona 2 sierpnia 2001 r. Zmarła 10 kwietnia 2024 r. "
Taki napis głosi kamienna płyta, którą opłakujemy. Nie miałem w jej wygląd żadnego wkładu, od organizacji pogrzebu odciąłem się całkowicie. Wolałem siedzieć sam w mieszkaniu i zastanawiać się: jest sens dalej żyć?
Na cmentarzu rozlega się melodia francuskiej piosenki " Je vais t'aimer". Stefa uparła się, że na pogrzebie Juli musi być trochę prawdziwej muzyki, pomijając wszelkie pieśni kościelne. Ale dlaczego wybrała akurat tę piosenkę?
"Będę Cię kochać,
Jak nikt nigdy Cię nie kochał
Będę Cię kochać
Dalej niż wyśniły Twe marzenia
Będę Cię kochać,
Będę Cię kochać
Będę Cię kochać
Jak nikt nie śmiał Cię kochać
Będę Cię kochać
Jak bardzo chciałbym sam być kochanym
Będę Cię kochać,
Będę Cię kochać".
Żałobnicy powoli zaczynają się rozchodzić. Jak wszystko, pogrzeby także dobiegają końca. Tylko ja się nie ruszam z miejsca. Ja i, jak się okazuje, Olga. Niemym wzrokiem wpatruje się w grób, trzymając w ramionach kilkudniową Milę.
- Nie idziesz? - pytam, po czym dociera do mnie, że to brzmi naprawdę głupio. Jeżeli sam nie idę, to po co się pytam?
- Ona nigdy jej nie pozna - mówi Olga, ignorując moje pytanie. Kołysze Milę na rękach, ale mała nadal śpi kamiennym snem. - Nie będzie pamiętać, jak wspaniałym człowiekiem była jej matka. Dlaczego...
Kobieta spuszcza wzrok, ale nie słyszę dźwięku płaczu. Wiem, że tak płaczą ludzie naprawdę rozwaleni. Cierpią w milczeniu, bez wołania o pomoc. Jak ja, trzy dni temu.
Olga odwraca się na pięcie i zostawia mnie samego nad grobem Juli. Cmentarz pustoszeje, a ja czuję okropny ból w środku. Jakby ktoś mi siłą wyrwał serce. Nie chciałem tego. Nie na to się pisałem, kiedy oświadczałem się Juli. Nie tego oczekiwałem, gdy dowiedziałem się o naszym dziecku.
To moja wina. Gdybym nigdy jej nie pomógł po ataku, gdybym się z nią nie zaprzyjaźnił... Nigdy bym się nie zakochał, nie wzięlibyśmy ślubu, Mila nigdy by się nie narodziła... Dokładnie. Mila. Dochodzę do wniosku, że nigdy nie będę umiał spojrzeć jej w oczy. Lepiej będzie, jeżeli nigdy jej nie poznam. A ona nie pozna mnie.
Pięć lat później.
- Muszę z tobą pogadać - mówi Karol, dosiadając się do mojego stolika. Upijam łyk swojego piwa, unikając jego wzroku. Sądząc po jego tonie, znowu będzie mi robił wyrzuty sumienia.
- Co, problemy małżeńskie? Wybacz stary, nie pomogę ci - mówię sarkastycznie, a mój przyjaciel wzdycha z irytacją.
- Nie chodzi o twoją depresję. Nie tym razem.
- Nie mam depresji.
- To mówi każdy cierpiący na tę chorobę. Nie w tym rzecz. Sądzisz, że Mila naprawdę na to zasługuje?
- Skąd nagle temat Mili?
- Tydzień temu były jej urodziny. Nic, zero, żadnego prezentu, kartki żadnej. To dziecko sobie na to zasłużyło?
- Bez przesady. Wysłałem pięćdziesiąt złotych.
- Ponieważ najlepszym prezentem dla pięciolatki są pieniądze.
- Możesz mi powiedzieć, po co tutaj przyszedłeś?
- Żeby ci w końcu uświadomić, że zachowujesz się jak gówniarz. "Nie umiałbym być ojcem". Dosyć mam tego twojego pierdolenia. Albo zaczniesz brać te antydepresanty, które trzymasz w szafce od przeszło czterech lat i zrobisz coś ze swoim życiem, albo siłą cię zaciągnę do psychiatry.
- Ja gówniarz? Jesteśmy w tym samym wieku! A co do psychiatry, to śmiało, próbuj.
- Czasami naprawdę mam ochotę ci przyjebać.
- Ja sobie też.
W tym momencie Karol wstaje.
- Weź na siebie odpowiedzialność, jaką zrzuciłeś na Olgę i Adriana pięć lat temu i zachowaj się jak mężczyzna. Nic nie było winą Mili!
Mężczyzna wychodzi z lokalu, a ja wbijam wzrok w moje piwo. Prawda, jestem tchórzem. Zostawiłem Milę na wychowanie teściom i uciekłem w pracę. Śmierć Juli była dla mnie fatalnym ciosem, po którym nie umiem się pozbierać.
Dzwoni mój telefon.
Komentarze (16)
,,będziemy iść w równym tępie" - ,,tempie";
,,Jula zarzuca mi ręce na szyję i tylko na ułamek minuty, trwamy w uścisku" - tu albo bez przecinka, albo jeszcze przecinek po ,,i". Wtedy zdanie główne jest rozbite, a pośrodku jest podrzędne;
,,Jak ja, trzy dni temu" - tu nie stawiałabym przecinka;
,,Weź na siebie odpowiedzialność, jaką zrzuciłeś na Olgę i Adriana pięć lat temu i zachowaj się jak mężczyzna" - tu przecinek przed ,,i", znowu zgodnie z rozbiorem logicznym zdania. 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania