Poprzednie częściDziewczyna Paganiniego-Prolog

Dziewczyna Paganiniego-Rozdział 25

ŁUKASZ

 

Jeszcze raz budzę się w środku nocy, wyrwany z rytmu tym samym snem. Od kilku dni śni mi się stara stacja kolejowa, z której wyjeżdża pociąg. Wiem, że chcę za nim gonić, jednak z jakiegoś powodu nie umiem się ruszyć. Tylko stoję w miejscu, patrząc, jak pojazd powoli znika w oddali, a moje serce ściska się z żalu. Upadam na kolana, po moich policzkach płyną gorące łzy i wiem, wiem, że zawsze będę przeklinać samego siebie za to, że nie pobiegłem za tym pociągiem.

Nie jestem pewien, czy to ma coś znaczyć. W każdym razie, termin Juli zbliża się wielkimi krokami i nie możemy się doczekać. Już rozpoczęliśmy zakupy, bo lista rzeczy przydatnych przy porodzie domowym jest długa, a nie wszystkie pozycje na niej są powszechnie dostępne. Jednak dla nas to teraz nieistotne, bo jesteśmy tak podekscytowani. W sumie brakuje nam niewielu rzeczy, jednak w tym jednej ważnej: imienia dla dziecka.

- Chciałabyś chłopca czy dziewczynkę? - zagaduję jednego dnia, podczas wieczornego spaceru. Jula pociera swój sześciomiesięczny brzuch w zamyśleniu.

- Chciałabym, żeby to dziecko się urodziło i było zdrowe. Płeć nie ma znaczenia. Chłopiec czy dziewczynka, będę je kochać jednakowo.

- Serio? Ja w sumie też się tym nie przejmuję, tak się tylko z ciekawości pytałem. A pomysł na imię jakieś masz?

- Też nie.

- Nie?!

- No... nie. Imię powinno wybierać się wtedy, kiedy zobaczy się dziecko po raz pierwszy. Bo ja miałam się nazywać Ela, a jak rodzice mnie zobaczyli, to stwierdzili, że będzie Julia, bo Elżbieta nie pasuje ani trochę. Jeżeli wybierzemy jakieś imię, a potem się okaże, że nie pasuje, będzie tragedia! A tak będziemy mieli możliwość wybrania imienia, które jest idealne dla naszego dzidziusia.

Po tych słowach Jula podskakuje, jakby ktoś ją czymś zaskoczył. Na jej twarzy maluje się uśmiech spowodowany prawdziwym szczęściem.

- O wilku mowa. Kopnęło!

Kładę dłoń na swoim nienarodzonym dziecku i wyczuwam jego ruchy. Faktycznie, kopie ostro. Pewnie będzie silne.

- Coś czuję, że to mały facecik - mówię, puszczając oczko do Juli.

- Tak sądzisz? No, w sumie to ja przez całą ciążę kiszoniaki wcinałam...

- Z kolei to o niczym nie świadczy.

Te banalne, codzienne rozmowy... Tak bardzo drogie mojemu sercu. Wierzę, że nigdy nie nadejdzie ich koniec. Że to szczęście, które mnie teraz otacza, nie przysłania swoim światłem żadnego smutku ani cierpienia. Skończyłem z tym. Ze łzami, samotnością i sercem w kawałkach. Ze wszystkim skończyłem. Teraz muszę korzystać z radości, którą otrzymałem... I chronić Julę oraz nasze dziecko.

 

Trzy miesiące później.

 

Mieszkanie, kiedy wychodzę rano do pracy, jest ciche i puste, ponieważ Jula jeszcze śpi. Na ostatnie tygodnie ciąży wzięła sobie urlop, gra zresztą i tak przychodziła jej z trudem. Ja sam wstaję wcześniej, nie wiedząc czemu. Może chcę się delektować samotnością, póki jeszcze mam taką możliwość? A może to jeszcze coś innego?

W redakcji jakoś dziwnie się ślimaczę. Siedzę przed komputerem i wystukuję jakieś bzdury na klawiaturze. Nie wiem, czy dzisiaj napiszę cokolwiek.

Słyszę dzwonek telefonu. Przez chwilę grzebię w teczce, szukając go, żeby tylko się zorientować, że jest w kieszeni mojej kurtki. Uderzam się w czoło, karcąc się za swoje rozkojarzenie. Mam nadzieję, że dziś nie będę musiał robić niczego poważnego, ponieważ jestem tak rozmemłany, że nic nie dam rady ogarnąć.

- Mam skurcze - wita mnie głos w słuchawce zamiast zwyczajowego "halo?" czy chociaż "cześć".

- Co?

- No co, to! Skurcze mam! Czekaj, czy ty w ogóle słyszysz, co ja mówię?

Słyszę, owszem, ale dopiero teraz zaczyna to do mnie docierać.

- Sorry. Ale ty... rodzisz?!

- No, na razie nie, ale już coś tam czuję. Ale nieregularnie i bezboleśnie. Zaczęłam rozkładać te folie i inne bzdety, ale nie bardzo sobie z tym radzę. Położna już jedzie, ale będzie późno, bo teraz jest w Radomiu i są korki. Zalecała mi kąpiel. Przyjedziesz?

- Się głupio pytasz. Daj mi dziesięć minut.

Rozłączam się, ale siedzę w miejscu i tylko gapię się w przestrzeń. Kolega trąca mnie łokciem.

- Te, Obara, ile masz lat?

- Dwadzieścia trzy.

- Boże, tyle to mój syn wczoraj skończył. Nie patrz się głupio tylko do żony leć! Ja powiem szefowi.

Tym razem nie trzeba mi dwa razy mówić. Wybiegam z redakcji i zmierzam od razu do mieszkania. Biegnę tak szybko, że mam wrażenie, że zaraz się wywalę. Teraz nie zajmuję się niczym innym. Muszę szybko dotrzeć do celu. Najważniejszy wyścig mojego życia rozpoczyna się teraz.

Kiedy wchodzę do domu, panuje cisza. Kanapa, na której ja i Jula śpimy, jest rozłożona i przykryta chłonnymi podkładami lekarskimi i starymi prześcieradłami. Na kuchence bulgocze rosół, a podłoga jest zabezpieczona folią remontową, która mniej szeleści. Stawiam swoje rzeczy na krześle i zaglądam do łazienki. Nikogo w niej nie ma, chociaż po temperaturze powietrza można wywnioskować, że ktoś się niedawno kąpał.

- Jula?

- Jestem w pokoju dziecięcym.

Wchodzę do wspomnianego przez moją żonę pomieszczenia i zastaję ją tam, jak spokojnie prasuje pieluszki tetrowe dla dziecka. Wygląda zupełnie normalnie, choć co jakiś czas lekko marszczy brwi, pewnie przez skurcze.

- Mówiłaś, że masz skurcze.

- Bo mam. Wspominałam też, że nie są silne, chociaż teraz są już regularne, co cztery minuty.

- Weź, ja się przestraszyłem.

- Bo jesteś facetem.

Jula odkłada żelazko i składa ostatnią pieluszkę w kostkę. Oznajmia, że idzie się chwilkę przespać, więc wychodzi z pokoju. Jedyne, co zauważam, to siniak na jej lewej ręce. Siniaka, którego wcześniej tam nie było.

 

Potem wszystko dzieje się tak... szybko. Wraz z pojawieniem się położnej, Jula zaczyna mieć regularne skurcze, które dają o sobie znać bólem. Odbierająca poród określa, że będzie on trwał jeszcze co najmniej dziesięć godzin. W tym czasie przyjeżdżają Olga i Stary, co okazuje się być kolosalną pomocą. Ich obecność jest wsparciem dla wszystkich, szczególnie, kiedy Jula dostaje krótkiego ataku podczas porodu.

Dwudziesta druga, dwudziesta trzecia, zero, pierwsza, druga, trzecia, czwarta... Godziny mijają, a my wszyscy jesteśmy wyczerpani. Jednak położna zaskakuje nas pozytywną wiadomością, że poród powinien skończyć się za mniej więcej dwie godziny. Na tę wieść nie odkładamy broni i walczymy dalej.

A ja ani razu nie puściłem dłoni Juli.

Dopiero w tym momencie sobie uświadamiam, jak bardzo jestem niedojrzały. W chwili, w której moim ciałem rządzi strach i obawa, zdaję sobie sprawę z tego, że jestem jeszcze dzieckiem. Nie umiem sobie poradzić z tą niepewnością, która towarzyszy mi od kilku godzin. Boję się, że wszystko będzie na marne. Że stanie się coś tak złego, co odbierze mi chęć do życia. Że wszystkie szczęśliwe wspomnienia, które posiadam, rozpadną się w pył, pozostawiając po sobie gorzkie łzy i palący żal.

Z otchłani myśli wyrywa mnie dźwięk. Głośny, donośny płacz nowo narodzonego dziecka.

Dziecięcy płacz. Już koniec? Patrzę na położną w poszukiwaniu odpowiedzi. Kobieta właśnie oporządza małą, wierzgającą się istotkę. Posyła mi pokrzepiający uśmiech.

- Gratuluję. Ma pan córkę, panie Obara.

Daje mi ją na ręce. Jest taka mała i krucha, że boję się, że coś jej zrobię. Spodziewam się, że zaraz się uspokoi, ale mała nie przestaje wiercić się i krzyczeć ani na sekundę. Patrzę na kalendarz. Dziesiąty kwietnia, godzina szósta siedemnaście. Data i godzina narodzin mojego pierwszego dziecka.

[ https://www.youtube.com/watch?v=QmE-HpAXHuc ]

Zwracam się do Juli, która leży na plecach, zdyszana. Jest na skraju wyczerpania, mimo to podnosi powieki, kiedy do niej podchodzę.

- Jula! - Łapię ją za rękę, a ona odwzajemnia mój uścisk. - Już... Już koniec. Genialnie się spisałaś, Jula. My... My mamy córkę!

- Czy mogę... ją zobaczyć? - Głos mojej żony jest cichy i również przepełniony zmęczeniem. Wiem, że na razie jest zbyt słaba, żeby utrzymać małą w ramionach, więc tylko pokazuję ją bliżej. Na jej twarzy pojawia się blady uśmiech.

- Mila.

- Mila jak Milena?

- Jak Melania.

- A Melania to nie Mela?

- Stosunkowo tak, ale Mila ładniej.

- Naprawdę... Teraz nie musisz się już niczym martwić, Jula. Od teraz zaczyna się nasze nowe życie, we trójkę. Od tej chwili... Możemy być spokojni.

- Tak... Cieszę się, że tak sprawnie poszło... Mimo tego, że wcześniej miałam atak, nic się nie stało. To taka ulga...

- Prawda.

Ja nie płaczę, tylko mi się oczy pocą. Ocieram pierwsze łzy, ale jakoś nie mogę się ich pozbyć. Mimo iż wszystko się ustabilizowało, nie mogę pozbyć się poczucia obawy. Z mojej winy Jula musiała tak cierpieć...

- Wiesz... - zaczyna. - Ja jestem... trochę zmęczona. Mogłabym się troszkę przespać?

Jula zamyka oczy i nagle, jej uścisk na mojej dłoni zanika. Przerażony upuszczam jej rękę i patrzę, jak opada bez życia na materac. Wszystko zachodzi mi mgłą. Czuję, jak łzy spływają po mojej twarzy, ale nie reaguję. Czemu już go nie słyszę? Jej oddechu, który przed chwilą świszczał?

Zasnęła. Zamknęła oczy po to, żeby już nigdy ich nie otworzyć. Zasnęła z uśmiechem na ustach. Z uśmiechem, który już nigdy nie zjedzie z jej twarzy.

Już nigdy nie usłyszeć jej głosu. Już nigdy nie zobaczyć jej uśmiechu. Już nigdy nie wziąć jej w objęcia. Już nigdy nie powiedzieć jej, że ją kocham.

To wszystko... Całe moje życie pękło na kawałki w tej jednej chwili.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Slugalegionu 01.01.2016
    Nie umarła. ;_; Pecież można tracić przytomność, więc nie umarła. ;_;
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Mówiłam nie zabić ;-;
  • KarolaKorman 01.01.2016
    Doskonale pamiętałam tę scenę, kiedy pod poprzednią częścią pisałam, że może w nowej serii coś wymyślisz nowego, ale jednak nie. Nie pozwoliłaś się jej cieszyć dłużej swoją córeczką. Ryczę jak głupia, 5
  • Slugalegionu 01.01.2016
    W sensie, że ona tak naprawdę? ;_;
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Przepraszam za łzy :c
  • Neli 01.01.2016
    Pamiętam to opowiadanie całe. Ciągle mi się podoba, mimo że wiem, co wydarzy się dalej. Po poprawkach nie płakałam ani razu.
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Haha, a na oryginale było inaczej? ;)
  • Neli 01.01.2016
    Wtedy nie raz się wzruszyłam. Ale teraz było inaczej, nie dlatego że jest gorzej, tylko po prostu tak wyszło XD
  • Amy 01.01.2016
    Powtórzenia "moje", "moich" na początku tekstu.

    Ten siniak na lewej ręce Julii mnie zaalarmował, ale... po prostu się nie spodziewałam, że ona umrze w domu i w takich okolicznościach. Niby czytałam wcześniejszą wersję, ale to... wstrząsające było i tak bardzo niespodziewane... Co będzie teraz? Powtórzysz to, co działo się w poprzedniej wersji? Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
  • Majeczuunia 01.01.2016
    Dziękuję, Amy :D
  • Lucinda 03.01.2016
    Mnie również zaalarmował ten siniak, podobnie jak Amy. Mimo to na początku było tak dobrze, a później, w miarę zbliżania się do końca, zaczęłam mieć coraz gorsze przeczucia. Ale i tak nie wierzę, że to zrobiłaś.
    ,,Nie patrz się głupio (przecinek) tylko do żony leć!";
    ,,Jula zamyka oczy i nagle, jej uścisk na mojej dłoni zanika" - bez przecinka. 5:)
  • Majeczuunia 03.01.2016
    Dziękuję i przepraszam ;-;

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania