Poprzednie częściNiczyja - Rozdział I

Niczyja - Rozdział XIV

Wujek przyjechał piętnaście minut później, zaprowadził Dominikę do biblioteki. Usiadłam na kanapie myśląc o tym wszystkim, co się wydarzyło. W głowie kłębiło mi się od natłochu myśli, wszystko, co uważaliśmy za prawdę okazało się fikcją. Przez nieuwagę strąciłam książkę na podłogę, upadłam, kiedy chciałam ją podnieść, zakręciło mi się w głowie.

Zobaczyłam, że jestem na pogrzebie, stałam obok cioci, która łkała żałośnie. Edmund stał sztywno przy grobie z zaciśniętymi szczękami. Byli tutaj także brat i ojciec Marii, na twarzy wymalowaną mieli rozpacz. Z przestrachem spojrzałam na napis na nagrobku, serce we mnie zamarło. Oto co było napisane: Maria Józefina Zaparowska, urodzona 24.12.2000r., zmarła 1.06.2017r.

Nie wiem jak udało mi się z powrotem usiąść na kanapie i udawać, że nic takiego nie widziałam. Minutę później weszli Maciej, Alicja, Maria i Edmund.

- Hej - przywitała się Ala - wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

Niedługo może to być prawda, pomyślałam.

- Zamyśliłam się - uśmiechnęłam się lekko. - Zaskoczyliście mnie, kiedy weszliście.

Kłamanie nigdy nie sprawiało mi większych trudności, nauczyłam się tego przy rodzicach.

- Powiedz - Alicja usiadła obok mnie na kanapie - że pójdziesz z nami na bal wiosenny.

- Myślałam, że już się odbył? - zdziwiłam się. - A poza tym, po co będę na niego szła, skoro ledwo mogę chodzić?

Dziewczyna ułożyła usta w podkówkę, wyglądała na zawiedzioną.

- A z Gerardem pójdziesz... - urwała, widząc, że strzeliła gafę.

- Gdzie z nim pójdę? - podchwyciłam, nie podobało mi się to, co powiedziała. Nienawidziłam bali i tym podobnych uroczystości.

Alicja uśmiechnęła się chytrze, wstając.

- Nie chcesz iść z nami - pokazała mi język - to nic ci nie powiem.

- To nie - założyłam ręce na piersi.

Udawałam, że mnie to nie obchodzi, miałam więcej zmartwień na głowie. Musiałam dowiedzieć się co takiego ma przydarzyć się Marii i jak tego uniknąć. Teraz to było najważniejsze, a nie to co zaplanował dla mnie Gerard. Edmund z Marią poszli do jego pokoju, Alicja wyszła obrażona, został tylko Maciek.

- Co cię gryzie? - usiadł obok mnie na kanapie.

- Widziałam jej pogrzeb - walnęłam prosto z mostu.

- Kogo? - zdenerwował się . - Alki?

- Nie... - jęknęłam zirytowana. - Kto by ją chciał zabić? Jest za słodka, widziałam pogrzeb Marii.

Mężczyzna odetchnął z ulgą, rozsiadając się na kanapie.

- Jesteś pewna?

-Widziałam napis na grobie - powiedziałam stanowczo - Maria Józefina Zaparowska, zmarła pierwszego czerwca.

- Słabo...

-Zgadzam się - poklepałam go po ramieniu - wymyśl coś.

***

Gerard przyjechał po mnie punkt o czwartej, powiedział, że nie zdradzi mi dokąd jedziemy, jest to niespodzianka.

- Można zapobiec czyjejś śmierci? - zapytałam, kiedy jechaliśmy samochodem.

- Skąd to pytanie? - spojrzał na mnie kątem oka.

- Tobie się udało - kontynuowałam swój wywód, nie bacząc na jego reakcję - uratowałeś mnie od śmierci, a może to nie ty, może to była Jego wola? Podał mi rękę, śmierć nie zadaje bólu, nie jest straszna. Martwi cię to, że zostawisz kogoś kot będzie za tobą tęsknił, kogoś kogo kochasz. To nie my decydujemy o życiu i śmierci, tylko Bóg.

- Aniu?

- Możemy pojechać do jakiegoś kościoła? - przerwałam mu. - Tylko na chwilę.

- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się łagodnie.

Zamknęłam oczy w małym, przytulnym kościółku, pomodliłam się i zrzuciłam ciężar z moich barków. W małych świątyniach czuje się Boga, jego obecność, wie się, że tu zawsze znajdzie się schronienie.

***

- Co tutaj robimy? - zapytałam, gdy wprowadził mnie do swojego domu tylnym wejściem. - Myślałam, że to ma być tylko nasz wieczór.

- I będzie - pocałował mnie w dłoń. - Moi rodzice urządzają skromne przyjęcie, będzie kilkoro gości - znów pocałował mnie w dłoń. - Mamie zależało byś jako moja przyszła żona była obecna.

- Powinieneś mnie uprzedzić - poskarżyłam się. - Nie jestem odpowiednio ubrana.

- Moja mama o wszystko zadbała - uśmiechnął się biorąc mnie na ręce i lekko wbiegając po schodach.

Weszliśmy do tego samego pokoju, w którym mieszkałam parę miesięcy temu. Była tutaj matka Gerarda ubrana w czarną suknie do ziemi.

- Kochanie - zaćwiergotała - jak dobrze, że jesteś, zaraz cię przygotujemy.

Gerard uśmiechnął się współczująco i uciekł.

- Siadaj - była niesamowicie silna - w koku będzie dostojnie, w warkoczu dziewczęco, no cóż, zostaniemy przy koku.

- Wolę warkocz - zaopanowałam.

- Nie ważnie - zlekceważyła mnie upinając moje włosy. - Teraz makijaż - znów zabrała się do pracy ignorując moje protesty. - Biżuteria, szafir będzie dobry...

Po półgodzinie byłam uczesana i umalowana, przeglądałam się w lustrze z podziwem, wyglądałam pięknie. Włosy upięte w luźny kok, różowa, koronkowa suknia podkreślająca moją talię.

- Pięknie wyglądasz - Gerard podał mi ramię.

Ubrany był w czarny frak i białą koszulę, w oczach miał błysk, a na ustach igrał uśmieszek.

- Mówiłam, że cię kocham? - zapytałam wpatrując się w nasze odbicia.

- Nie - pocałował mnie w czoło. - A chcesz mi powiedzieć?

- Kocham cię, Berenie.

- Moja słodka, Luthien - szepnął mi we włosy.

To nie było przyjęcie, to był prawdziwy bal. Po tym jak Gerard prawie zniósł mnie ze schodów, zobaczyłam tłum wystrojonych gości, usłyszałam grającą orkiestrę i służbę wnoszącą tace z jedzeniem.

- Ojej - jęknęłam wtulona w Gerarda - nienawidzę bali.

- Nawet ze mną? - szepnął mi do ucha.

- Boję się - poskarżyłam się.

Pocałował mnie w usta, delikatnie, zbyt krótko.

- A teraz?

- Drżę ze strachu - czekałam z zamkniętymi oczami, przytulił mnie do siebie całując mnie po twarzy.

-Gerrrardzie!!! - starsza kobieta nie kryła oburzenia.

Ukochany odsunął się ode mnie ze śmiechem.

- Ciociu Gertrudo - wyciągnął rękę do kobiety holując mnie za sobą.

Było okropnie, cały wieczór przesiedziałam na krześle sama, Gerard świetnie się bawił wśród gości i będą w centrum zainteresowania. Czułam spojrzenia tych wszystkich ludzi na sobie, bynajmniej nie były przychylne. Wyczekiwałam pierwszej w nocy, kiedy to wujek miał po mnie przyjechać.

- Ślicznie wyglądasz, kochanie - jakaś kobieta usiadła obok mnie.

Nie pamiętałam jak miała na imię, nie miałam do tego głowy. Miała ciemnozieloną suknię i długie, puszczone siwe włosy, przez łagodne rysy wyglądała jak dobra wróżka.

- Dotrzymam ci towarzystwa - poklepała mnie po ręce - nie mogę słuchać jak wszyscy cię obgadują.

Zrobiło mi się przykro, nie chciałam przynieść Gerardowi wstydu, jego wszyscy uwielbiali, świetnie się tutaj czuł. Ja byłam tutaj niepotrzebna, nikt o mnie nie zabiegał, nikt się nie interesował. Starsza kobieta pogawędziła ze mną jeszcze chwilę, po czym podeszła do sędziwego mężczyzny, który skinął mi głową i uśmiechnął się ciepło. Sieć zmarszczek pojawił się wokół jego niebieskich oczach. Zostałam sama próbując ignorować wszystkie te spojrzenia i uśmiechy. Gerard podszedł do mnie dwadzieścia minut później i pocałował krótko, przyjęłam to z obojętnością.

- Chciałabym już iść - powiedziałam chłodno - jestem zmęczona.

- Odwiozę cię - zaoferował się uczynnie.

- Wujek po mnie przyjedzie - uśmiechnęłam się chłodno - pomóż mi dojść do pokoju.

- Stało się coś? - spojrzał mi w oczy. - Co cię smuci?

- Nic - wzruszyłam ramionami - jestem szczęśliwa.

W pokoju walczyłam z łzami i własnym upokorzeniem, Gerard przyglądał mi się bezradnie.

- Powiedz mi o co chodzi - poprosił przytulając mnie do siebie.

- O nic - odepchnęłam go - chcę wracać do domu.

- Nie puszczę cię - chwycił mnie mocniej - póki mi nie powiesz wszystkiego.

- Co chcesz wiedzieć?! - wrzasnęłam na niego. - Że wszyscy o mnie szeptali? Że mieli ze mnie pośmiewisko?! A może, że mnie zostawiłeś całkiem samą?

Gerard popatrzył na mnie z miłością i znów zamknął mnie w uścisku.

- Moja głupiutka, Luthien...Tym się przejęłaś? Najważniejsze jest to, że ja nie widzę świata poza tobą - pocałował mnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kobra 05.05.2017
    Zostawiam 5 jak na każdej innej stronie :-) Prawdę powiedziawszy weszłam na Fantasy z ciekawości i tytuł Twojego opowiadania przykół moją uwagę. Zaczęłam czytac "Niczyją" i teraz czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3
  • Katrina 06.05.2017
    Cieszę się, że choć trochę wciągnęłam Cię w mój świat

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania