Pokaż listęUkryj listę

Nigdy więcej - Prolog (nowa wersja Totalnego kosmosu)

Cześć :) W końcu znalazłam trochę czasu na poprawianie. Zaczynam od nowa, wprowadziłam kilka zmian odnośnie nazw, wyglądu czy imion bohaterów, no i oczywiście fabuły. Część rozdziałów będzie zupełnie nowa, a część poprawiona w końcu porządnie. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie już tyłu błędów, bo wstyd. Prologu nie było w poprzedniej wersji, ale te wydarzenia przewinęły się gdzieś tam w rozdziałach. Wszelkie uwagi mile widziane :)

 

Kilka lat wcześniej

 

Wpadłam do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi czując, jak łzy spływają mi po policzkach. W sercu miałam wbity nóż, który sprawiał, że krwawiło z bólu. Jak mógł mi to zrobić? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? A już myślałam, że moje życie wychodzi na prostą… Jak mogłam wierzyć, że po tym, co zrobiłam będę mogła normalnie żyć? Że zasługuję na bycie szczęśliwą? Opierając się o drzwi, oddychałam głęboko starając się powstrzymać płacz. Z marnym skutkiem. Podeszłam szybkim krokiem do szafy i wyjęłam sportową torbę, po czym rzuciłam ją na łóżko. To koniec. Mam już tego wszystkiego dość. W tej szkole i tak nigdy nie było dla mnie miejsca. Dyrektor mnie nienawidzi, a ten dupek, któremu oddałam serce, właśnie mi je złamał. Wrzucałam do torby moje ciuchy, nawet nie myśląc, żeby je poskładać. Łzy nie przestawały płynąć i obraz mi się zamazywał, ale nie miałam czasu na zwłokę. Nie spędzę tu ani sekundy dłużej niż to konieczne.

Usłyszałam, że drzwi do mojego pokoju się otworzyły, ale nie miałam ochoty sprawdzać, kto w nich stoi. Stałam do nich tyłem i miałam to w dupie. Już postanowiłam i nikt nie zmusi mnie do zmiany mojej decyzji.

– Tina? – Drzwi się zamknęły i usłyszałam kroki – Co ty robisz? – Zatroskana Keeva dotknęła mojego ramienia, a ja od razu nim szarpnęłam uciekając od jej dłoni. – Płaczesz? Boże, Tina, co się stało?

Keeva. Moja jedyna przyjaciółka w tym pieprzonym miejscu. Jako jedyna widziała we mnie więcej niż inni i jako jedyna potrafiła przebić się przez moje mury obronne. No, może poza Nim. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Jej nietypowa uroda sprawiała, że wszyscy zwracali na nią uwagę. Śniada cera, niebieskie, lekko kręcone sięgające niemal do pasa włosy no i te oczy koloru soczystej pomarańczy z plamkami złota. Miła, pomocna i zawsze uśmiechnięta. Uwielbiana nie tylko przez nauczycieli, ale też uczniów. Nie wspominając już o byciu prymusem. Była najlepsza. We wszystkim, no może poza zajęciami ze sztuk walki, bo tam królowałam ja. Ale nie była nadęta, nie puszyła się. Skromna, słodka i kochana. Cała Keeva. A skoro tu teraz była, nie mogłam się przy niej kompletnie załamać. Musiałam się wziąć w garść. Przynajmniej dopóki nie zostanę sama.

– Zdradził mnie – wyrzuciłam z siebie czując, oprócz bólu, wzbierającą we mnie złość. – Zdradził, rozumiesz?

– Co takiego? Nie wierzę… On nie mógłby… – Zaczęła próbując go bronić, bo zawsze tak robiła. Widziała w ludziach dobro, choćby byli przesiąknięci złem do szpiku kości. Poza tym była też Jego przyjaciółką. – To musi być jakieś nieporozumienie. Znam go dłużej niż ty i…

– Widziałam na własne oczy! – Wrzasnęłam rzucając jej wściekłe spojrzenie. – Nie zauważył, że stoję w drzwiach, bo był tak zajęty wpychaniem języka do gardła tej blond szmaty! Pewnie teraz ją pieprzy, bo już wtedy byli półnadzy! Nawet nie pofatygował się, żeby zamknąć drzwi na klucz, rozumiesz? – Sięgnęłam do szafy po dwie pary butów i wrzuciłam je do torby z taką siłą, że jeden wypadł. – A może specjalnie tego nie zrobił. Może chciał, żebym weszła i ich zobaczyła, bo nie miał odwagi powiedzieć mi w twarz, że mnie nie chce. Pieprzony dupek! – Rzuciłam naszym wspólnym zdjęciem w ramce o ścianę, które już dłuższą chwilę trzymałam w dłoni. – Jebany tchórz!

– Boże, Tinka, tak mi przykro…

– Dlaczego? To mnie złamał serce, a nie tobie. – Wygrzebałam zdjęcie z pozostałości ramki i potargałam je. Na pieprzony milion kawałków. – Odchodzę i nawet nie próbuj mnie zatrzymywać. Podniosłam buta, który leżał obok torby i włożyłam go do niej. W szafie został już tylko mój strój na motor. Rzuciłam go na łóżko, a potem kask i kluczyki. Po moich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez. Przez Niego rozstaję się z moją pasją, z moją ukochaną maszyną, bo kojarzy mi się z Nim.

– Ale zostało ci tylko pół roku… Co ty robisz? Porzucasz swój motor? – Kątem oka widziałam niedowierzanie na twarzy Keevy, moje serce krwawiło podwójnie, ale to jedyne wyjście. Wyjęłam telefon z kieszeni i rzuciłam nim o ziemię, po czym zaczęłam go deptać niszcząc całkowicie. Za dużo było w nim wspomnień w postaci zdjęć i wiadomości.

– Porzucasz też… Mnie? – Jęknęła. – Znowu?

– Nie porzucam – powiedziałam widząc jej zaszklone oczy. – Skontaktuję się z tobą za jakiś czas.

– Za jakiś czas? Czyli kiedy?

– Jak się ogarnę.

– Obiecujesz?

– Obiecuję – podeszłam do niej i przytuliłam ją. – Trzymaj się, Keeva. – Puściłam ją i porwałam niezapiętą torbę z łóżka.

– Uważaj na siebie. – Usłyszałam wychodząc.

Nigdy więcej nie pozwolę, by jakiś facet zburzył moje mury obronne i złamał mi serce, a już na pewno nigdy więcej nie będę przez żadnego ryczeć. Nigdy więcej miłość nie rozwali mi życia.

 

 

Siedziałem na ławce, na jednym z korytarzy szpitala z dudniącym sercem w piersi. Żołądek miałem zaciśnięty w bolesny supeł z nerwów. Jak to się stało? Jakim, kurwa, cudem Ona się tam pojawiła? Spadła z nieba i jak gdyby nigdy nic przyjęła karę za moje grzechy w postaci tuzina trujących strzał na siebie. Teraz leży na jednej z sal walcząc o życie. Dlaczego, do cholery? Nie widzieliśmy się od ponad roku, nie rozmawialiśmy ze sobą, uparcie udawała, że mnie nie zna przy jakiejkolwiek próbie kontaktu z mojej strony. I nagle coś takiego. W głowie miałem mętlik. W duchu modliłem się, żeby przeżyła. Boże, żeby z tego wyszła, bo nigdy sobie nie wybaczę. Pochyliłem się do przodu opierając łokcie na kolanach i ukryłem twarz w dłoniach.

Ciszę przerwały ciężkie, szybkie kroki z drugiego końca korytarza. Opuściłem dłonie i spojrzałem w tamtą stronę. W moją stronę zmierzał Oscar. Jeden z nauczycieli sztuk walki z mojej szkoły, żołnierz i można powiedzieć, że mój kumpel. Był zaledwie kilka lat ode mnie starszy. Wysoki mięśniak z fioletowym irokezem na głowie, o złotych oczach i powalającym uśmiechu, do którego wzdychały prawie wszystkie dziewczyny w szkole.

Wyprostowałem się, kiedy był już blisko. Bałem się jego reakcji, podobno był z Nią bardzo zżyty.

– Co się, kurwa, stało? – Zapytał z mieszanką złości i strachu w oczach próbując zachować kamienną twarz. – Gdzie ona jest?

Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale gardło miałem tak ściśnięte, że nie wydobył się z niego żaden dźwięk. Ona umiera. Przeze mnie. Poczułem piekące łzy napływające mi do oczu. Oscar patrzył na mnie z wyczekiwaniem, ale jego cierpliwość skończyła się dużo wcześniej niż przypuszczałem. Złapał mnie za fraki i postawił na nogi jakbym ważył tyle, co piórko. Nie puścił mojej kurtki, tylko przybliżył swoją twarz do mojej.

– Ogarnij się i gadaj – wycedził. – Albo poznasz mnie od strony, od której nigdy nie chciałbyś mnie znać.

Przełknąłem ślinę, kiedy zobaczyłam złowrogi błysk w jego złotych oczach. Nie żartował. Wiedziałem, że jeśli nie zacznę zaraz gadać, to pożałuję tego bardzo szybko.

– Zabrali ją gdzieś za tamte drzwi – wskazałem palcem, a Oscar zerknął tylko szybko, nie odsuwając się ode mnie nawet na milimetr. – Za drzwiami są strażnicy i nie wpuszczają nikogo, więc czekam tu.

– Dlaczego ją tam zabrali? – Oscar lustrował mnie spojrzeniem sprawiając, że supeł w moim brzuchu zacisnął się jeszcze bardziej, nie tylko ze strachu o Nią, ale też przed nim.

– Bo… – zacząłem z sercem dudniącym w piersi tak mocno, że puls huczał mi w uszach. – Przyjęła na siebie atak wymierzony we mnie. – Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, ale tylko na moment. – Nie mam pojęcia skąd się tam wzięła. Spadła z nieba w ostatniej chwili. Byłem gotowy na śmierć, a Ona… – Zamknął na chwilę oczy wzdychając, po czym puścił mnie robiąc krok w tył. – Nawarzyłem piwa i powinienem je wypić, sam się w to wpakowałem i powinienem ponieść konsekwencje! To wszystko moja wina! To ja powinienem tam leżeć i umierać, a nie Ona!

– Byłbyś martwy w chwili, w której trucizna dostałaby się do twojego krwiobiegu – powiedział Oscar i poklepał mnie po ramieniu. – Jesteśmy silniejsi niż ludzie. Idę się czegoś dowiedzieć. Czekaj tu na mnie. – Ruszył w kierunku drzwi, które mu wcześniej wskazałem.

Usiadłem z powrotem na ławce i oparłem głowę o ścianę patrząc w sufit. Nie wydarł się na mnie ani mnie nie uderzył. Ta złość w jego oczach nie była skierowana w moją stronę. Miałem wrażenie, że doskonale wiedział, dlaczego mnie obroniła. Usłyszałem podniesione głosy i spojrzałem na drzwi, przez które nagle został wypchnięty Oscar.

– Chcę się z nim widzieć! – Krzyknął do strażników. – Przyślijcie go do mnie! – Zacisnął dłonie w pięści, podszedł do mnie i zajął miejsce obok. – Nawet mnie nie przepuszczą – warknął. – Mógłbym się przedostać siłą, ale… – westchnął. – Musi być bardzo źle…

– Nigdy sobie nie wybaczę… – jęknąłem i ukryłem twarz w dłoniach.

– Nie obwiniaj się – poczułem, że kładzie mi dłoń na ramieniu. – To była Jej decyzja. Nie miałeś na to wpływu.

– Oczywiście, że miałem – spojrzałem na niego czując złość na samego siebie. – Gdybym nie wpakował się w to gówno, to wszystko nie miałoby miejsca. To jest i zawsze będzie moja wina.

– Dobrze, że się rozumiemy w tej kwestii – usłyszałem męski, nieznany mi głos. – Ale co ty tu, kurwa, jeszcze robisz?

Przed nami stał czarnowłosy mężczyzna o szmaragdowych oczach. Posturą dorównywał Oscarowi. Skrzyżował ręce na piersi. Na jego twarzy malowała się wściekłość, a w jego oczach dostrzegłem pogardę, kiedy na mnie patrzył. Nigdy wcześniej go nie widziałem, ale było w nim coś znajomego. Oscar zerwał się na równe nogi.

– Wpuść nas do niej, Ryan – zażądał bardziej niż poprosił.

– Nas? – Powtórzył z drwiną zielonooki. – Jakich, kurwa, nas? Nad tobą może bym się zastanowił, ale on? Mam wpuścić tę kupę ludzkiego mięsa, przez którą właśnie umiera w męczarniach moja siostra?

Siostra? To jest jej brat? Dlatego wydawał mi się jakby znajomy. Jakieś podobieństwo między nimi jest. Patrzył na mnie z nienawiścią i pogardą. Zaczynałem się obawiać o własne życie.

– Daj spokój, Ryan. Dobrze wiesz, że nie mógł nic zrobić. – Oscar stanął w mojej obronie.

– Bronisz tego ludzkiego śmiecia? – Warknął Ryan. – Właśnie pozbawiłeś się prawa, żeby do Niej wejść. A ty – spojrzał na mnie z wściekłością. – Masz stąd wypierdalać! – Odwrócił się i zrobił krok w stronę drzwi, zza których przyszedł.

– Że co? Nie możesz mi tego zrobić – zaprotestował Oscar. – Wpuść mnie do Niej! – Ryan jakby nie słuchał idąc w kierunku drzwi. – Ryan, kurwa!

– Dla ciebie Wasza, kurwa, Wysokość! – Wrzasnął odwracając się, żeby posłać Oscarowi wściekłe spojrzenie. – Siadaj na dupie, Shade i mnie nie wkurwiaj!

– Pułkowniku – mruknął Oscar opadając na ławkę próbując hamować złość.

– Coś ty powiedział? – Wycedził przez zaciśnięte zęby Ryan.

– Pułkowniku Shade, jak już chcesz się bawić w tytuły – warknął mierząc go spojrzeniem. – Wasza Wysokość.

Ryan stał na środku korytarza zaciskając dłonie w pięści tak mocno, aż mu kłykcie zbielały. Miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie. Był jak tykająca bomba, a Oscar jeszcze się z nim drażnił. Podziwiam odwagę. Teraz wyraźnie widziałem podobieństwo między zielonookim a Nią – identycznie się wściekali. Boże, jak ja za Nią tęsknię. Ile bym dał, żeby zobaczyć jak się tak wścieka. Nagle drzwi się otworzyły i wypadł z nich zdyszany lekarz.

– Wasza Wysokość!

– Czego?! – Wrzasnął Ryan odwracając głowę w jego stronę.

– Jej serce… – zaczął mężczyzna w białym kitlu, zielonooki zbladł, a mi zrobiło się słabo.

– To co tu, kurwa, jeszcze robisz zamiast Ją reanimować?! – Prawie mu się głos załamał przy ostatniej sylabie i tym razem to lekarz zbladł, po czym rzucił się biegiem w głąb korytarza.

– Antidotum? – Zapytał z nadzieją Oscar wstając.

– Podali pół godziny temu…

– Nie… – jęknął i opadł na ławkę jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa.

– Pozwól mi się z Nią pożegnać – zerwałem się na równe nogi w przypływie odwagi, nie miałem już nic do stracenia – Muszę Ją zobaczyć!

Sekundę później rozwścieczony Ryan przybijał mnie do ściany przyduszając. W zaszklonych od łez oczach miał mieszankę nienawiści i bólu.

– Masz jeszcze czelność mnie o coś prosić, ludzki śmieciu? – Warknął. – To wszystko twoja, pieprzona wina. Powinienem cię teraz rozpierdolić na drobne kawałeczki, zapakować i wysłać tatusiowi w prezencie. – Zaczynało mi brakować powietrza, gdzieś za jego głową mignął mi bordowy uniform pielęgniarki.

– Nie możemy przywrócić akcji serca – powiedział damski głos.

– Jak to, kurwa, nie możecie? – Jego głos był przerażająco lodowaty, odwrócił się w jej stronę puszczając mnie. – Jak to, kurwa, nie możecie?! Nie chcę tego słyszeć! – Blada jak ściana, przerażona pielęgniarka natychmiast uciekła. – Zajebię cię! – Wrzasnął wbijając we mnie przepełnione nienawiścią spojrzenie.

Rzucił się na mnie, przyparł do ściany po raz kolejny i zaczął dusić. Tym razem na poważnie. Nie mogłem oddychać, ale nie szarpałem się, nie próbowałem uwolnić. Zasłużyłem na śmierć.

– Wasza… Ryan, kurwa! Puść go! – Usłyszałem głos Oscara. – Nie zapominaj kim jesteś!

Ryan od razu mnie puścił i zrobił dwa kroki w tył, a ja łapałem oddech ledwo stojąc na nogach.

– Chodźmy do Niej – powiedział Oscar, ale głos mu się łamał.

– Następnym razem jak cię zobaczę, to cię zabiję. Wypierdalaj z mojej planety. – wycedził przez zaciśnięte zęby zielonooki, po czym razem z Oscarem oddalili się zostawiając mnie samego.

Oparłem się o ścianę i zsunąłem się po niej na podłogę. W głowie huczały mi słowa pielęgniarki „nie możemy przywrócić akcji serca”. Piekące łzy znowu pchały się do oczu. Czułem, że rozpadam się na kawałki. Ona nie żyje. Przeze mnie. Serce pękało mi z rozpaczy. Kochałem Ją, ale Ją straciłem. Ją i wszelkie chęci do życia. Nigdy więcej Jej nie zobaczę. Nigdy więcej nie dotknę. Nigdy więcej nie zaznam miłości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Ayano_Sora 27.09.2018
    NIGDY WIĘCEJ - zajedwabisty tytuł !
    Rany, powiem Ci, że już totalnie zapomniałam jak to było na początku, także czytam naprawdę od zera :o To było tak dawno temu xD Kurcze, nawet nie wiem, kiedy przeczytałam ten prolog. Meeega. Pełen emocjii i dramatyzmu.. ale no tak trzeba. Tak było. :( Biedna Tina, Ryanowi wcale sięn nie dziwię, że nie chce widzieć Josha. Bardzo dobrze oddałaś emocje w opisie. Tam, gdzie trzeba - krótkie zdania. Bardzo lubię. Aw. <3 Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy i mam nadzieję, że przez skróconą formę będzie szybciej <3
  • Paradise 27.09.2018
    Dziękuję bardzo :D Prologu nie było w tamtej wersji, tylko jakiś dziwny wstęp xD ja też mam nadzieję, że będzie szybciej :D
  • Elorence 04.10.2018
    Co tu się odwaliło!
    Podoba mi się o wiele bardziej niż początek wersji poprzedniej.
    Wciągnęło mnie na maksa i aż musiałam na koniec zaczerpnąć porządnie powietrza, bo kurczę, zapomniałam o prawidłowym oddychaniu :D Tyyyleee emocji!
    I jaka śmierć? Co? Ja...
    Idę dalej!

    PS: Nie wiem, czemu piszesz z dużej takie słowa jak "jej", "niego" itd. Powinny być z małej :) Z dużej pisze się w korespondencji. Trochę psuje to czytanie, ale nadmiar emocji zamazał te małe błędy :D
  • Paradise 04.10.2018
    Naprawdę? To super, cieszę się bardzo :D
    Yy no piszę je z dużej, bo chodzi mi o konkretną osobę, a nie chcę używać celowo imienia :D
    Ale jeśli faktycznie tak psuje czytanie, to oczywiście poprawię :D
  • Tanaris 05.10.2018
    Jak dla mnie prolog sztosik. Pierwsza część pod względem emocji dużo spokojniejsza, za to w drugiej części wszystko wiruje i człowiek coraz bardziej się wczuwa i przeżywa razem z bohaterem. Brawo ty. Aczkolwiek też muszę dodać, że stylistycznie część pierwsza wypada o wiele lepiej niż druga. Szczególnie jeśli chodzi o:
    "W moją stronę zmierzał Oscar. Jeden z nauczycieli sztuk walki z mojej szkoły, żołnierz i można powiedzieć, że mój kumpel. Był zaledwie kilka lat ode mnie starszy." – mnie, mi, mój, moje popracuj nad ich eliminowaniem lub przynajmniej to ograniczyć, bo psuje całość. W sumie to w drugiej części jest tego sporo. To tyle uwag. Oby tak dalej, trzymasz poziom! ;D
  • Tanaris 05.10.2018
    ogranicz*
  • Paradise 05.10.2018
    Dziękuję bardzo! :D
    Masz rację, za dużo tego. Nie zauważyłam wcześniej, dzięki za zwrócenie uwagi! :)
    Oczywiście poprawię i w następnych rozdziałach będę się ograniczać :D
    Super, że wpadłaś :)
  • candy 08.11.2018
    JESTEM. NADRABIAM.

    – Wasza… Ryan, kurwa! Puść go! - ahahah XD typowo zdanie rozdziału, choć sytuacja lekko tragiczna, ale to mnie rozśmieszyło XDD takie coś w stylu "wasza... AAA JEBAĆ TO"
  • Paradise 08.11.2018
    Jak miło Cię widzieć! <3
    tęskniłam za Twoimi komentarzami ze zdaniami rozdziału :D
  • candy 08.11.2018
    Paradise haha, dobrze, melduję się że powracają :D
  • Paradise 08.11.2018
    candy <3
  • candy 08.11.2018
    Paradise muszę powiedzieć, że zmotywowałaś mnie do pisania mojego nowego "projekciku"! Właśnie napisałam ze dwa rozdziały :D a teraz powracam do czytania :D
  • Paradise 08.11.2018
    candy, nawet nie wiesz jak mi miło! <3 Bardzo się cieszę :D Kiedy będę mogła przeczytać ten nowy "projekcik"? :D
  • candy 08.11.2018
    Paradise ajj, sama nie wiem, czy jeszcze to publikować. Albo inaczej: czy w ogóle to publikować xD
  • Paradise 08.11.2018
    candy, publikuj! Oczywiście, że publikuj. Może nie już, nie od razu, ale publikuj :D
  • candy 08.11.2018
    Paradise haha :D ok ! wezmę sobie to do serca
  • Paradise 08.11.2018
    candy <3
  • DarthNatala 26.03.2019
    OMG! Naprawdę dobry początek będę nadrabiać serie
  • Paradise 27.03.2019
    Dziękuję bardzo! I równie bardzo się cieszę! Mam nadzieję, że kolejne rozdziały nie rozczarują :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania