Poprzednie częściPiekarnia (wstęp)

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Piekarnia 5

Zaczynało świtać. Otworzył oczy, coś go zbudziło. Nasłuchiwał, adrenalina pobudzała krew. Odruchowo sięgnął po nóż. W pewnej chwili poczuł, że ktoś ciągnie go delikatnie za nadgarstek.

– Gdzie?! – huknął.

– Ja nie chciałem... Na stronę muszę – wyjąkał chłopak.

– Poczekaj, zaraz się rozwidni! Wracaj pod pleda.

Chwilę leżeli w milczeniu. Nagle koń się znarowił. Posłyszeli zbliżające się kroki.

– Ani słowa Zbigniew – wyszeptał. – Zostań tu choćby nie wiem co.

Przeciął wiążący ich sznurek, przykrył syna zupełnie swoim ciężkim płaszczem, po czym szybko wyszedł spod wozu. Słyszał coraz wyraźniejsze kroki. Schował nóż do pochwy paska i przykrył go starannie swetrem. Zamarł w oczekiwaniu. W końcu blisko siebie usłyszał warczenie psa, po chwili przyciszony szept:

– Cicho Bary, spokój!

Wielki owczarek niemiecki wychynął zza zakrętu, płosząc konia. Właściciel złapał go za uzdę i zaczął uspokajać.

– Nooooa Wojtuś, spokojnie. Noaaa!

Zaraz za owczarkiem pojawił się człowiek, który prowadził go na długim sznurku. Zobaczywszy wóz, konia i mężczyznę, zatrzymał się, ściągnął krótko psa i powiedział:

– Pochwalony! – Rozejrzał się na boki. Po nocy został już tylko chłód oraz rosa na trawie.

– Pochwalony - padła odpowiedź.

Na twarzy przybysza można było dostrzec walczące ze sobą uczucia, w końcu odmalowała się wyraźna ulga.

– Jak miło spotkać rodaka na tej obcej ziemi! - W głosie przybysza zabrzmiała fałszywa nuta.

Obcy wyglądał dość schludnie. Ubrany w wytarty, szaro-ciemny płaszcz, przepasany paskiem w biodrach, wojskowe niemieckie spodnie i oficerskie buty, sprawiał wrażenie człowieka, któremu lepiej nie wchodzić w drogę.

– A tego wilka to skąd, chłopie, macie? Wygląda na kawał bydlaka. Trzymajże go krótko, bo mi konia płoszy. No, Wojtuś, noooa. I to juże tera nasze jest, nie obce. Tera to my jesteśmy u siebie, Stalin nam dał przecie te ziemie.

Przybysz zbliżając się do wozu, rzekł:

– Ano dał, tylko jakoś tak nie mogę uwierzyć, aby tak już zostać miało. Moje imię to Marian Nowakowski, jak wasza familia, jeśli można wiedzieć?

– A juści nie tajemnica. Józef Polecki jestem. Wy w tych oficerkach i hitlerowskich gaciach, jak tylko was, chłopie zobaczyłem, to pomyślałem, żeście z Werwolfa. Dokąd to tak samemu? Bez żadnego bagażu, bez niczego?

Polecki zignorował warczenie psa i obszedł wóz, aby wyjść na spotkanie przybyszowi. Tamten wzruszył ramionami, ciągle przy tym bacznie się rozglądając na boki.

– Szedłem z rodziną, tam gdzie kiedyś Prusy były, ponoć domy i ziemie teraz tam rozdają. Na stacji zabraliśmy Szwabom wóz pełen gratów, bez konia niestety, bo tego ruskie zabrały. Moi idą z tyłu, pchają wóz. Targają go powoli, bo ciężki. Ja przodem, co by jaką lepszą chałupę zająć. A wy, Józefie, samyście?

Polecki zbliżył się do przybysza, jakby zupełnie nie zauważając szczerzącego kły i warczącego psa. Właściciel najprawdopodobniej zapomniał przywołać go do porządku. Z trudem utrzymywał szarpiące się zwierzę, trzymając je za obrożę, aby nie rzuciło się na człowieka. Zatrzymał się około dwóch metrów od Nowakowskiego, rozciągnął ciało, aż kości głośno zatrzeszczały, założył ręce na lędźwiach i drapał się pod swetrem.

– Tak, jest jakby tak, jak mówisz bracie rodaku. Jakby taki se sam jestem.

Na twarzy Nowakowskiego odmalował się wyraz sadystycznej euforii, gdy bez słowa, puścił psa, lekko go popychając. Zwierzę, niczym wystrzelone z katapulty, wyskoczyło, aby złapać Józefa za gardło. To, co nastąpiło potem, nie trwało nawet sekundy. Gdy pies miał już dosięgnąć celu, Józef błyskawicznie odchylił się do tyłu, wciskając jednocześnie swoje lewe przedramię w rozwarty pysk owczarka, a gdy jego kły się na nim zatrzasnęły, jednym płynnym ruchem ściągnął go w dół, gdzie czekała już prawa ręka uzbrojona w długi, cienki niczym sztylet, nóż.

Czegokolwiek spodziewał się Nowakowski, to na pewno nie tego, że zobaczy zakrwawione ostrze, wychodzące z tyłu podstawy czaszki owczarka. Józef stał wyprostowany. Martwy wilczur zwisał uczepiony jego lewego przedramienia. Zimnym wzrokiem wpatrywał się w Nowakowskiego, który, niczym zniewolony, nie był w stanie przestać patrzeć na zwłoki psa, a wyraz jego twarzy zmienił się z euforii w zdziwienie, a w końcu w przerażenie. Znalazł siłę, żeby spojrzeć na Józefa, dopiero po dłuższej chwili.

Polecki zrobił krok.

– Ja tttyllko... ja... – wyjąkał.

Józef zrobił krok, który dzielił go od sparaliżowanej ofiary, wbił mu nóż od dołu w podgardle, z taką siłą, że gdy przechodził przez górne kości czaszki, spowodował ledwo słyszalny trzask. Tak brzmiał dźwięk odbieranego życia.

– Wiem. Potrzebowałeś tylko konia. –powiedział beznamiętnie, trzymając głową konającego, niczym nabity na rożen.

Energicznie wyszarpnął ostrze, równocześnie popychając lekko wciąż drgające zwłoki do tyłu. Padły na wznak, niczym stary strach na wróble wywrócony przez wiatr. Chciał podejść, aby je obszukać, lecz zdał sobie sprawę, że wciąż ma uwieszonego na lewej ręce padło psa. Pogmerał mu nożem w pysku, rozcinając mięśnie szczęki, aż ta zwolniła uścisk. Truchło zwaliło się u stóp swojego pana.

Zupełnie nie przejmował się bólem, ani krwawiącą ręką. Zaczął obszukiwać zwłoki. Pod połą na w pół rozpiętego płaszcza, znalazł pistolet niemiecki Walter, który rzucił w stronę wozu, oraz dokumenty na nazwisko Eugeniusz Anusiak. Wcisnął je na powrót w wewnętrzną kieszeń płaszcza zabitego.

– Hm – mruknął.

Niczego więcej nie znalazłszy, bezceremonialnie zaciągnął Anusiaka w przydrożne trzciny. Następnie wrócił po psa. Kiedy doszedł do trzcin, popatrzył na jedną z przydrożnych wierzb, po czym pochylił się, zrobił staranne cięcie wokół szyi zwierzęcia, okręcił głowę, odrywając ją jednym szarpnięciem i cisnął w trzciny. Wyciągnął pasek ze spodni, przywiązał truchło za tylne nogi do gałęzi drzewa. Zdjął skórę i wypatroszył owczarka. Wnętrzności i skóra również zniknęły w trzcinach. Zdjął oprawione mięso i powrócił do wozu.

Całe zajście z Nowakowskim i patroszeniem psa trwało nie dłużej niż dziesięć minut. Popatrzył pod wóz, pledowy płaszcz wciąż leżał tak jak go zostawił, zdradzając nikłe oznaki życia pod sobą. Spojrzał na rękę, krew z rany zaczęła obficie płynąć. Wziął wiadro w połowie pełne wody, aby zapachem krwi jeszcze bardziej nie denerwować wciąż znarowionego zwierzęcia, przeszedł na drugą stronę wozu, gdzie zaczął się obmywać. Podciągnął rękaw zakrwawionego swetra, spłukał krew, – obok rany ukazał się rząd równo wytatuowanych cyfr. Obwiązał rękę paskiem powyżej miejsca broczącego krwią. Gdy skończył się obmywać, przypomniał sobie o pistolecie, który gdzieś tam musiał leżeć. Odszukał go i schował z tyłu spodni, przykrywając swetrem.

– Zbig! Chodź ino tu! – zawołał.

Pod pledem nastąpiło poruszenie. Powstała mała szczelina, z której dobiegł głos chłopca:

– Ale pies... Ugryzie!

– Chodź ino, ci mówię, to chodź! Psa już nie ma! Poszli sobie już!

Zbig wygramolił się spod ciężkiego płaszcza. Widząc zakrwawionego ojca, wytrzeszczył szeroko oczy.

– Ojciec, co się stało? – zapytał. – Co z twoją ręką? Jesteś cały we krwi?!

– No, jestem. Głodny wczoraj byłeś, to zobacz, sarnę upolowałem. – Ruchem głowy wskazał na oskórowane zwierzę na wozie. Oczy Zbigniewa, kiedy zobaczył co leży na wozie, mało nie wyskoczyły z orbit.

– Mięso! Mięso! Ile mięsa!

Chłopak popatrzył na ojca.

– To ona cię ugryzła? Sarny gryzą?!

– Za dużo gadasz. Idź ino, zerwij mi liści babki, o tamte. – Wskazał palcem interesującą go roślinę. – Co bym ranę miał czym obłożyć. Potem nazbieraj suchego drewna, co byśmy mogli sarninę upiec. Ja w tym czasie przygotuję palenisko, jak tylko sobie rękę zaopatrzę.

– Tak tata, lecę! Już lecę!

– Aaaa, Zbig, czekaj no jeszcze! Jak już nazbierasz drzewa, polecisz jeszcze raz tam za zakręt, do tej dziupli, co wiesz. Coś mi się widzi, że teraz będzie właściwy czas.

– Ano, polecę...

Młodemu nogi same rwały się do działania, jednak kątem oka Józef zauważył, że syn spogląda w stronę sadu. Czerwień jabłek wabiła i wzywała zgłodniałego niczym mały niedźwiedź dzieciaka. Ojciec popatrzył na zrujnowany dom z lśniącej czereśniowej cegły oraz na wspaniały sad, który był pierwszą rzeczą, jaką przejeżdżający widzieli z drogi. Przestał zajmować się ręką, zaczął się rozglądać. Tu i ówdzie wzdłuż drogi zauważył wystające z dziko rosnącej trawy niewielkie drewniane tabliczki. Podszedł bliżej i rozgarnął źdźbła, aby odczytać napis znajdujący się na jednej z nich. Jego oczom ukazały się słowa napisane cyrylicą: MIN NIET.

Następne częściPiekarnia 6 Piekarnia 7 Piekarnia 8

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (38)

  • Canulas 03.04.2018
    "– Ja nie chciałem... Na stronę chciałem – wyjąkał chłopak."
    Może: – Ja nie chciałem... Na stronę tylko – wyjąkał chłopak.

    "Chwilę leżeli w milczeniu, nie odzywając się." - Maurycu, no do chuja Wacława. "Pomyślnij" że Ty.
    W milczeniu wystarczy. Na chuj: nie odzywając się?

    "W pewnym momencie koń zaczął okazywać oznaki zdenerwowania. Po minucie dało się słyszeć zbliżające się kroki."
    (Koń się spłoszył. Posłyszeli kroki)

    "– Ani słowa Zbigniew. – Wyszeptał. – Zostań tu, choćby nie wiem co, dopóki cię nie zawołam."
    Bez przecinka wygląda, jakby miał podżadnym pozorem nie wygłaszać słowa Zbigniew. Wyszeptał z małej.

    "Schował nóż do pochwy po prawej stronie paska i przykrył go starannie zniszczonym swetrem." - po co to: po prawej stronie paska?
    Za - Du - Żo. Zbyt dokładnie.

    "Odgłosy zbliżającego się człowieka znacznie przycichły, jednak spotęgowało się warczenie, a gdy wielki owczarek niemiecki wychynął zza zakrętu, zaczął agresywnie ujadać płosząc konia."
    Usłyszał wrczenie. Wielki owczarek niemiecki wychynął zza zakrętu, płosząc konia. -

    Ciężko się zapowiada.

    "– Pochwalony.– Pada odpowiedź." - nie muszisz do każdego dialogu czegoś dokładać.

    Samą gadkę dialogową masz bardzo ok, tylko te ciągłe micro-dookreślenia. Gdzie się złapał, po czym podrapał - za dużo.


    "Józef zrobił krok, który dzielił go od sparaliżowanej ofiary, wbił mu nóż od dołu w podgardle, z taką siłą, że gdy przechodził przez górne kości czaszki, spowodował ledwo słyszalny trzask. Tak brzmiał dźwięk odbieranego życia. Trzymając przez chwilę nabitą niczym na rożen, głowę konającego człowieka, Pelecki beznamiętnie powiedział:

    – Wiem. Potrzebowałeś tylko konia." - łaaaadneeekurwa. Czemu nie może być tak cały czas?

    " Pogmerał swoim nożem w pysku, rozcinając mięśnie szczęki, aż ta zwolniła uścisk." - Maurycu, detal. No swoim nożem, bo jakim. Na chuj te "swoim?"

    "Popatrzył pod wóz, jego pledowy płaszcz wciąż leżał tak jak go zostawił, zdradzając nikłe oznaki życia pod sobą." - ładne

    "Odszukał go i schował z tyłu spodni, przykrywając swetrem, w końcu zawołał." - jesli już koniecznie chcesz anonsować dialog, daj dwukropek.

    "Chłopak podejrzliwie popatrzył podejrzliwie na ojca." - za dużo tych podejrzliwie


    Noo, było jeszcze kilka podobnych "kwiatuszków", ale obadasz sam.
    Mam mieszane uczucia. Po pierwszej połowie tekstu byłem pewien, że cztery gwiazdki to absolutny max. Druga część jednak lepsza. Zapis dialogu masz dziwny. Nie sam dialog, tylko to, co przed nim. Prawie zawsze anonsujesz go słowem: powiedział, szepnął czy co, kiedy możesz równie dobrze, użyć tego w dialogu.
    Ok, jest lepiej, ale pewne kwestie (jak te jebane dookreślenia) odbierają pi 5% życia) Musisz to ogarnąć.
    Dam pińć mniej, ale obadaj.

    Pierwsze części w tym niemieckim domu były przewykurwiste. To jest dobre. Miejscami bardzo rokujące, ale niekiedy flustruje, że fajka mięknie. Nierówne.
    Ok, ja szczerze.
    5-
  • Dobra Can wszystko to co napisałeś bardzo gruntownie przemyśle i postaram się coś pokombinować.
    Bardzo dzięki za tak treściwy komentarz.
    I Canie dobrze, że szczerze.
    Doceniam to najbardziej.
    Pozdro
  • Canulas 03.04.2018
    Maurycy Lesniewski, no ja wiem, dlatego bez krempacji piszę. Nie ma łatwo. Jedyna droga do serca kobiety wiedzie przez klatkę piersiową. Ni ma lekko.
  • Canulas jak będziesz miał wolną chwilę, to możesz jeszcze rzucić jednym okiem, coby powiedzieć „genialnemu mi” czy jest coś lepiej, a tak bardziej po to czy jest jeszcze cos co powoduje u ciebie niestrawności czytając? Ale tylko jednym okiem i jak ci się bedzie chciało, tylko wtedy.
  • Canulas 03.04.2018
    "– Ani słowa Zbigniew. – wyszeptał. – Zostań tu choćby nie wiem co." - pierwsza kropka do usunięcia.

    "Zamarł w oczekiwaniu. W końcu usłyszał warczenie psa, zaraz potem przyciszony szept." - duperela, ale mówi się by nie używać zaraz potem na rzecz "chwilę potem"


    Dużo, dużo, dużo lepiej. Schludniej, czyściej, klimatyczniej.


    "Po chwili założył ręce na swoich lędźwiach rozciągając jeszcze kręgosłup." - wiadomo, że na swoich
    Może:
    Po chwili założył ręce na lędźwiach rozciągając kręgosłup. - jakbyś za każdy wyraz płacił złotókę, miałbyś właśnie 2zł.


    "Józefa, w tym samym czasie desperacko próbując trafić ręką pod połę rozpiętego płaszcza, jednak ta czynność była w tej chwili dla niego niewykonalna. Widząc, a raczej wyczuwając ruch zbliżającego się zabójcy czworonoga, wyjąkał.

    – Ja tttyllko... ja..." - wyciąłem to tak na próbę, żeby coś zobrazować. Kończysz bardzo często narrację określeniem dialogu. Tutaj masz "wyjąkał". Dla równowagi zrób czasem tak, by albo z tego zrezygnować, albo dzielić tym dialog.

    Np.
    – Ja tttyllko... ja... - wyjąkał. (tutaj dookreślasz styl wypowiedzi po dialogu. Natomiast w głuższych dialogach, przecinaj je, takimi wtrąceniami.
    Zara znajdę coś, to zobrazuję.


    "– Wiem. Potrzebowałeś tylko konia." - np tutaj. Idąc Twoim zapisem, to w jakiejś narracji wyżej, keidy byś skończył pisać, dodałbyś "i odparł;" - czyli przygotowujesz pod dialog. A ja bym chciał, żebyś zapisał.
    – Wiem - odparł. – Potrzebowałeś tylko konia. (w taki sposób dla kontrastu i urozmaicenia, bo Twój zapis "przeddialogowy" przywodzi na myśl scenariusz lub akt sztuki.)


    Jest naprawdę dużo, dużo lepiej. Dalej to już tylko drobiazgi z poletka estetyki. Jak choćby:

    "Niczego więcej nie znalazłszy bezceremonialnie, zaciągnął zwłoki w przydrożne trzciny. Następnie wrócił po psa. Zaciągnąć go w to samo miejsce, gdzie pozbył się ciała człowieka." - 2x zaciągnął. No, ale da się z tym żyć. Ja jestem po prostu pierdolnięty.


    "okręcił głowę o sto osiemdziesiąt stopni, odrywając ją jednym silnym szarpnięciem i cisnął ją w trzciny." - 2x ją. + rozwlekłość dookreśleń, która sama w sobie również nie musi być błędem, a moją zjebaną fanaberią.
    Nie jestem autorytetem, tylko głosem z czeluści, o wartości takiej samej jak każdy inny głos. Patrz wiec na moje wywody przez okularki mocno wyczulone, bo ja podaję przez pryzmat silnie subiektywnego odbioru. Tutaj bym dał:

    "okręcił głowę, odrywając ją jednym zarpnięciem i cisnął w trzciny." - i tyle.


    "– No jestem. Głodny wczoraj byłeś, to zobacz, sarnę upolowałem.
    To mówiąc, ruchem głowy wskazał na oskórowane zwierzę na wozie." - tak samo tutaj. Po dialogu już, ale Ty jeszcze dodałeś "to móiąc" i wiesz co. I miałbyś kolejne dwa złote.

    "– No jestem. Głodny wczoraj byłeś. Zobacz, sarnę upolowałem. - Wskazał ruchem głowy oskórowane zwierzę na wozie.


    "Zbig wygramolił się spod ciężkiego płaszcza. Widząc zakrwawionego ojca, wytrzeszczył szeroko oczy i zapytał." - ooo i tu idealny przykład z "zapytał" na końcu.
    – Ojciec, co się stało? Co z twoją ręką? Jesteś cały we krwi?!

    Paaa.

    "Zbig wygramolił się spod ciężkiego płaszcza. Widząc zakrwawionego ojca, wytrzeszczył szeroko oczy.
    – Ojciec, co się stało? — zapytał. — Co z twoją ręką? Jesteś cały we krwi?!


    No i tyle. Dużo, dużo lepiej, choć widać, że obadałeś zajebiscie pierwszą część tekstu, tam, gdzie było najwięcej krzaków. Idzie ku lepszemu.
    Ciao.
  • Can kolejny raz chylę czoła!
    Obadam pózniej i wyprostuje to co zostało.
    Wielkie dzięki.
  • Canulas 03.04.2018
    Maurycy Lesniewski - spox
  • Canulas właśnie jestem w takcie wgłębiania się w Canulasowy sposób myślenia. Jak tak niewielkie wydawałoby sie różnice, dają tak rożne(na plus) efekty.
  • Canulas 03.04.2018
    Czy na plus, to tak jak mówiłem. Słowo vs słowo. Jakby towarzystwo nie było nieśmiała, mielibymy porównanie
  • Jeszcze Kim się zapowiedziała, ona się nie szczypie, może rzuci co jej nie pasi, jak dobije do tej części. No i może Aga... ona też często potrafi bez owijania sypnąć uwagami.
    Fajnie jak czytający rzuca swoje zdanie i pomysły autorowi, zwłaszcza który widać, że ma jeszcze sporo problemów ze składaniem tekstu, jak ja np.
    Ja walę często pod wierszami takie opinie, choć nie wszystkie są pewnie trafione, ale zawsze mnogość opinii daje szansę na poznanie możliwych opcji i dróg którymi można dążyć do celu.
    Więc ja wnoszę o nie pieprzenie się pod moimi tekstami. Opinie negatywne, poparte konstruktywnym komentarzem, nawet nie takim rozległym jak twój Canie, zawsze u mnie mile widziane.
    Powiem jeszcze raz Canie, dzięki wielkie.
  • Canulas 03.04.2018
    Maurycy Lesniewski , ale Ty tak samo pomagasz w wierszach i tych prozie poetyckiej. A własnie, nie czuj się w obowiązku, ale mógłbyś kiedyś TW 02 mi obejrzeć, bo jest dwuczłonowe. A drugi człon - lekko wierszowy. Może byś spostrzeżenia miał.
    Osobisty tekst, to mi zależy ;)
  • Canulas ja lubię Twoje wiersze i wierszopodobne twory. Znam sie, jeśli to mozna nazwać znaniem, tak wyczuciowo, wiec na pewno tam zajrzę bo po prostu mnie właśnie zaintrygowałeś tą informacją.
    Dziś we wyrze po ćmaku już zezuje na telefon to nie, ale jutro to jak najbardziej :)
  • Canulas 03.04.2018
    spox, spox.
  • KarolaKorman 04.04.2018
    ,,oczy i zapytał.

    – Ojciec, co się stało? – zapytał. –'' - tu wywal jedno zapytał
    Bardzo podobają mi się dialogi :) aż widzę tego malca :)
    Kolejna ciekawa część. Chciałabym wiedzieć, czy ten napis na taczkach znaczy coś konkretnego. Podejrzewam, że Józef ma ochotę przygarnąć ceglany dom i obradzający sad. Mama mam ochotę na takie jabłko prosto z drzewa i to nie pryskane :)
    Zostawiam 5 I pozdrawiam :)
  • Dzięki Karola chwast wyrwany :)
    Chodzi ci o napis na tabliczkach zdaje się? Jeśli tak to chodzi o to, że wojsko (polskie i rosyjskie) po rozminowaniu często zostawiało takie tabliczki, bądź pisali na murach budynków o rozminowsniu lub ostrzegało o minach. „Min niet”- nie ma min „Miny”- taki napis świadczył o niesprawdzonym, apodejrzewanym o zamiłowaniu terenie lub budynku.
    I oczywiście masz rację, nasza para bohaterów ma zamiar przygarnąć taki ceglany dom, najlepiej z sądem :)
  • KarolaKorman 04.04.2018
    skąd ja wzięłam te taczki? :) Jednak późna pora robi swoje :)
    Mam nadzieję, że chociaż się uśmiechnąłeś, czytając mają gafę :)
    Do następnego :)
  • Karola ja zamiast z sadem, w komie napisałem „sądem”, po prostu trzeba mieć otwarty umysł, technika wspomagająca, nie zawsze jest najlepsza na świecie :)
    Wydedukowałem, że z Twoimi „taczkami” wyszło podobnie :)
    Do następnego:)
  • Nachszon 04.04.2018
    Wybacz Maurcy, ale nie mogę przebrnąć przez Piekarnię, z jakiegoś powodu odpycha mnie. Strasznie tęsknię za Twoimi rytmicznymi arcydziełkami...
  • Spoko Nachszon, nie wszystko jest dla wszystkich. Tylko ta Piekarnia to jest mój największy projekt jak dotąd i zabiera mi niemal cały wolny czas, więc z pisaniem nnych rzeczy mam kłopot :)
    Dzięki, za miłe słowo odnośnie tamtej twórczości, bo tamto zawsze jest gdzieś tam prosto ze mnie, a tu to... no jest inaczej.
    Widziałem Twój najnowszy wiersz jestem na tak, ciagle go sobie przetwarzam.
    Za jakiś czas wpadnę z komem.
  • MarBe 07.04.2018
    Zawsze zastanawia mnie ta chęć poprawiania dialogu w sposób literacko poprawny, lecz w mowie potocznej nikt tak nie mówi. W tym opowiadaniu mocno stajesz na ziemi i to jest wielki plus.
  • MarBe dzięki za dobre słowo. Mam podobne zdanie na ten temat co Ty, nie wiem czy to jest do końca według literackich standartów, ale cóż :)
    Pozdrawiam :)
  • betti 07.04.2018
    Maurycy Lesniewski czy ta ''Piekarnia'' będzie miała ciąg dalszy?


    Co bym ranę miał czym obłożyć. Potem nazbieraj suchego drewna, co byśmy mogli sarninę upiec. - zbyt blisko siebie to ''bym'', ''byśmy''
  • betti to mówi człowiek bez szkół, (tak mówił w rzeczywistości) nie będę go poprawiał, bo by mi nie brzmiało prawdziwie. Ale dzięki, że zwróciłaś uwagę, bo to znaczy, że czytasz uważnie.
    Odpowiedź na Twoje pytanie brzmi tak, będą dalsze części. Sporo mam napisane, tylko trzeba to mozolnie poprawiać, ktoś ze mną na szczęście nad tym pracuje i w miarę możliwości mnie wspiera.
    Wkrótce kolejna część.
  • Pasja 08.04.2018
    Maurycy po rekonstrukcji bardzo dobry kawałek. Do czego może się człowiek posunąć, aby ratować syna i przezwyciężyć strach, aby żyć.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Dokładnie Pasjo, czasem to czego nawet nie pomyślimy aby zrobić dla siebie, robimy bez względu na koszty dla najbliższych.
    Pozdrawiam :)
  • Szudracz 08.04.2018
    Zaznaczam, że byłam. W tak długim odstępie czasu, nie zauważyłam dużych zmian w treści. :)
  • Dziękuję za zaznaczenie i zaznaczam, że w kolejnej części już na pewno zauważysz zmiany. :)
  • Ozar 09.04.2018
    No jak pode4jrzewam stary człowiek trafił na szabrownika, bo gdyby gość był z Werwolfu to raczej miałby broń. Takich na zachodnich ziemiach odzyskanych było pełno. Rabowali, kradli, zabijali korzystając z braku władzy, albo rzadkich posterunków milicji. Ale trzeba przyznać zadziałał szybko i w jedyny możliwy sposób. Tu nie było miejsca na dyskusję, albo on albo szabrownik. Akcja coraz lepsza a do tego znane mi klimaty. 5 +
  • Dokładnie Ozar, z tego co ja wiem, tamte czasy było to coś w rodzaju dzikiego zachodu, w jednej chwili mozna było stracić wszystko, ci najbardziej bezwzględni mogli obronić się sami, choć często im się to nie udawało.
  • Agnieszka Gu 11.04.2018
    Witam,
    taaa ten fragment pamiętam, ale przeczytałam jeszcze raz. Super... lecim dalej...
  • Dzięki Aga :)
  • Justyska 14.04.2018
    No cóż... Dla dziecka wszystko i z psa sarnina... Ciekawa część.
    Pozdrawiam
  • Jednak brniesz dalej w te moje mroki? Miło mi bardzo, choć sarnina z psa to dopiero preludium...
    Diekuje za wizytę bardzo.
    Pozdrawiam też bardzo :)
    Hejka :)
  • Ritha 07.05.2018
    Witam :)
    " Po nocy został już tylko chłód oraz rosa na trawie" - ładne
    "– Tak, jest jakby tak, jak mówisz bracie rodaku. Jakby taki se sam jestem" :D
    "Czegokolwiek spodziewał się Nowakowski, to na pewno nie tego, że zobaczy zakrwawione ostrze, wychodzące z tyłu podstawy czaszki owczarka" - wow, a tak spokojnie się zaczęło
    "gdy przechodził przez górne kości czaszki, spowodował ledwo słyszalny trzask. Tak brzmiał dźwięk odbieranego życia" - ładnie, bez patyczkowania się
    "– No, jestem. Głodny wczoraj byłeś, to zobacz, sarnę upolowałem" - haha, no pięknie, drobne klamstewko ;) Przynajmniej nie bedą glodni.

    Wątpliwości:
    "przykrył syna zupełnie swoim ciężkim płaszczem" - to "zupełnie" zdaje mi się tu niepotrzebne
    "przepasany paskiem" - to deczko maslo maślane
    "– Ano dał, tylko jakoś tak nie mogę uwierzyć, aby tak już zostać miało" - 2x "tak", pierwsze bym wywaliła
    "Potrzebowałeś tylko konia. –powiedział beznamiętnie" - bez kropki i spacja po myślniku
    "przydrożne trzciny. Następnie wrócił po psa. Kiedy doszedł do trzcin, popatrzył na jedną z przydrożnych wierzb" - 2 x "przydrożne"
    "spłukał krew, – obok" - albo myslnik albo przecinek
    "zwierzę na wozie. Oczy Zbigniewa, kiedy zobaczył co leży na wozie" - 2 x "na wozie"

    Reasumując - jest git, troszku błedów, ale nie za dużo (kątem oka widzę, ze przeczesane było). Poza tym git, zastanawiam się jednak co z tą kobitą i gościem, co dziecko przypadkowo powiesili, chyba, że klimat ewoluowal na stałe?
    Pozdrawiam :)
  • Dzięiki Ritha za wizytę, wyłapanie błędów, to cenne.
    Klimat ewoluował, ale jeszcze ewoluuje, a potem znowu a potem... Tamten wątek co się zastanawiasz jeszcze powinnaś odnaleźć do niego nawiązania (nie wiem czy to dobre słowo akurat). No mam nadzieje, że zechcesz zobaczyć co i jak będzie dalej.
    Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo dziękuję za wizytę :)
  • Kim 08.05.2018
    No i fajna część. Ale ja wciąż czekam, hehe. Nie no, Maur, żartuję. Bardzo fajnie ciągniesz akcję, cały czas jest dynamicznie i ciekawie. Pan Józef bardzo sprawnie operuje nożem, uporał się z jegomościem i jego psem niezmiernie szybko i elegancko. Widać, że ma już dużo doświadczenia. No, wiadomo dlaczego. Swoje w życiu przeżył bidak.
    A z tym sadem to rozumiem, że tam nie wolno chodzić, bo ominowany, tak? Dlatego młodego tam ojciec nie puścił?
    Pozdrówka Maur.
    Lecę dalej :)
  • Kim 23.06.2018
    "– Wiem. Potrzebowałeś tylko konia. –powiedział beznamiętnie, trzymając głową konającego, niczym nabity na rożen." - zaglądnęłam raz jeszcze i tu mi się coś znalazło. Brak spacji przed "powiedział" i chyba "głowę", nie "głową". Pozdro!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania