Przekleństwa anorektyczki [29]
https://www.youtube.com/watch?v=rbsjpw44X8U
– Jak z wagą, Ala? – pyta pielęgniarka, gdy wchodzę do dyżurki i biorę owoc z lodówki. Tego dnia jest brzoskwinia. Około trzydziestu kalorii. Czułabym się znacznie lepiej, gdybym wiedziała, ile waży. Bo na osiemdziesiąt pięć gram tego owocu przypadają trzydzieści trzy kalorie.
– Ostatnio było trzydzieści siedem kilogramów, ale teraz chyba przytyłam – stwierdzam. – Dziwnie się z tym czuję, jeśli mam być szczera.
– Zawsze tak jest na początku. Potrzebujesz bardzo dużo czasu, żeby do tego przywyknąć. Wiem, jak to jest – uśmiecha się, przerywając pisanie czegoś na komputerze. Pewnie jakiś raport.
– Ile lat pani chorowała?
– Jedenaście – oznajmia po chwili. – Zaczęło się w gimnazjum, a skończyło, gdy byłam na studiach. A raczej gdy chciałam iść na studia i wreszcie postanowiłam podjąć kilkuletnią, ciężką walkę o siebie, żeby móc wreszcie zrobić coś, co nie będzie zależne od choroby. Zadbać o własny rozwój, marzenia, zdrowie. To wszystko naprawdę nie jest warte marnowania życia. Jak już wyzdrowiejesz, zrozumiesz to.
Nie odpowiadam. Skupiam się na brzoskwini. Na początku zjadam skórkę, a dopiero potem zabieram się do spożycia miękkiej części owocu. Czuję smak, ale jakby jałowy. Zastanawiam się nad nim – czy jest to dobry smak? Czy innym ludziom to smakuje? Mi nie. Ale to chyba… słodycz. Tak mi się wydaje. Może kiedyś kupię brzoskwinię, poczuję smak i będę mogła powiedzieć, że jest to dobre? Nie wiem. Na razie nie chcę. To jednocześnie ciekawa, przykra i obrzydliwa wizja. Słyszę dwa głosy w głowie. Obecność jednego mnie niepokoi. To ten, który uważa, że powinnam jeść i dać się „wyleczyć”. Ten drugi zaś, znam doskonale, i jego zdanie stawiam, mimo wszystko, na pierwszym miejscu. W każdym razie, waham się. Kogo posłuchać? Potrząsam głową i wracam do rzeczywistości. Nagle przypominam sobie o czymś.
– Proszę pani.
– Tak?
– Nie wiem, czy powinnam o to pytać, ale… Czuła pani coś kiedyś do… starszego od siebie chłopaka? Takiego o wiele starszego.
– Chyba prawie każda dziewczyna przechodzi taki okres, że podobają jej się starsi mężczyźni – mówi pani Wiktoria. – Ja, osobiście, nie uważam, by było to coś złego, ale z własnego doświadczenia wiem, że takie zauroczenia bywają trudne. Ani tu zagadać, jak masz szesnaście lat, ani zaprosić do kina, bo będziesz przecież wyglądać jak córka z ojcem. A on i tak by się nie zgodził, bo ma żonę, dom i dziecko w drodze. Przechodziłam przez to nie raz i nie dwa, i zawsze kończyło się tym samym. Płaczem.
– Wiem. Dla mnie to jest o tyle problematyczne, że… Po prostu strasznie się przywiązuję. Do ludzi. Traktuję kogoś jak bliskiego przyjaciela, a potem…
– ...on znika. Albo musi zniknąć. Bo czasem nawet nie ma pojęcia, prawda? – pielęgniarka wzdycha, jakby przypominała sobie dawne czasy, a po chwili dodaje z lekkim uśmiechem – Ala, powiedz mi szczerze. W kim się zakochałaś?
– Nie wiem, czy to zakochanie. Po prostu coś czuję.
– Jedyny facet, jaki teraz jest w twoim pobliżu, to albo ten koleś ze wzmożonego nadzoru dla dorosłych, który wygląda przez okno i wrzeszczy, jak wychodzicie na spacer, albo jedyny pielęgniarz na tym oddziale. Dobrze myślę, czy poleciałam trochę za daleko z insynuacjami, co?
Czuję, że się rumienię. No nie.
– No, tak. W sumie to dobrze pani myśli – odpowiadam niepewnie.
– Nie wierzę. Robert?
Nie odpowiadam.
– Dobra, już cię nie męczę. Kończ jeść i leć na salę.
***
Po drugim śniadaniu idę do pokoju. Wyciągam z torby szkicownik i ołówek. Przykładam go do papieru, raz lekko, raz mocniej, chcąc wydobyć z rysunku… głębię. Brzmię jak jakiś pseudo–znawca. No, nie uważam się za kogoś, kto rysuje dobrze, raczej sądzę, że moje twory są do bólu przeciętne, ale rysuję od paru lat i naprawdę to lubię. Nawet nieźle wychodzą mi postacie ludzkie, gorzej zwierzęta. Lubię szkicować marionetki i anioły.
Gdy słyszę pukanie, dochodzące od strony drzwi, obracam głowę. Zauważam Michała.
– Mogę wejść? – pyta.
– Po co? Jeżeli przyszedłeś, żeby wyłudzić kolejne tabletki, to nic z tego.
– Chciałem pogadać. Wiem, że na ciebie wczoraj naskoczyłem. Przepraszam – te słowa w jego ustach bardzo mnie dziwią.
– Dobra, wejdź.
– Chcę wiedzieć, dlaczego tak się zdenerwowałaś. Tak nagle. Ala, nie szukam teraz dla siebie żadnego usprawiedliwienia, ale… Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem uzależniony od narkotyków. Nie kontroluję tego. Kiedy znowu poproszę cię o jakieś leki, to nie dawaj mi ich, za żadne skarby. Od jakichkolwiek substancji psychoaktywnych, mój organizm szaleje. Jestem pobudzony, a w takim stanie mógłbym zrobić komuś krzywdę.
– Wiesz, czemu się wkurzyłam? Bo pielęgniarz to widział. Pewnie na kamerze. I powiedział, że mogłam nawet wylecieć z oddziału.
– A nie chcesz tego?
– Ja… Nie wiem. Chcę zobaczyć, czy pobyt tutaj coś mi da.
– Ja też. Najpierw detoks, potem badania na wątrobę, może jakieś odtrutki. A jak to wygląda u ciebie?
– Muszę przytyć. A potem nie wiem. W przyszłym roku kończę osiemnastkę, może wyślą mnie do jakiegoś ośrodka.
– Mnie pewnie też.
– Michał, przepraszam cię za tą tabletkę.
– Przecież to nie twoja wina. Serio. Ale oboje musimy się pilnować. Dla własnego dobra. Ty nie dajesz mi leków, żebym mógł się zaćpać, a ja nie zabieram ci ukradkiem jedzenia na stołówce.
– Miałeś plan zaproponować mi takie wsparcie? – uśmiecham się.
– Już nie.
– Wiesz co, ja chyba pójdę zadzwonić. Do siostry – oznajmiam i wychodzę z pokoju, zostawiając chłopaka samego. Zmierzam do dyżurki, gdzie proszę panią Wiktorię o telefon. Wpisuję numer, przykładam słuchawkę do ucha i czekam. Gdy po którymś sygnale nikt nie odpowiada, włącza się poczta głosowa. Rozłączam się i odkładam komórkę. Przełykam ślinę. Luiza nie odbiera, czyli może jest zajęta. Nie ma czasu, czy coś. Albo coś się stało. Boże, nie mogę o tym myśleć. Na pewno wszystko jest w porządku. A jeśli nie? Jeśli ten drań jej coś zrobił? Nie powinnam siedzieć bezczynnie. Ale co ja mogę? Jestem w psychiatryku, bez możliwości wyjścia, zdana na łaskę ochroniarzy i pielęgniarek. Nie wybaczę sobie, jeżeli Luizie stała się krzywda. Cholera.
– Proszę pani, jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że komuś coś jest, to można zadzwonić na policję, prawda?
– Oczywiście. Ale, Ala… Co jest? Ktoś nie odbiera i myślisz, że coś się stało, tak?
– To… Moja siostra. Mieszka z ojcem. Bywa agresywny, byłam tego świadkiem niejeden raz. I bardzo się o nią boję. Znam tylko jej numer, adresu nie.
– Policja może wyśledzić dom dzięki numerowi. Zadzwonię ze swojego telefonu, a ty podyktujesz mi numer, dobrze?
Przytakuję i odblokowuję telefon. Wchodzę w zakładkę „ostatnie połączenia”.
Komentarze (6)
Dzięki za ocenę i do następnego ;)
Dzięki za ocenę.
Ala mi się podoba, jest szczera i lubi nawiązywać kontakty, pyta o rzeczy, o które wiele innych nastolatek raczej by nie zapytała. Michał podjął jakiś krok, wiedziałam, że się pogodzą :) I jeszcze Iza, co z nią? 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania