Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [11]

https://www.youtube.com/watch?v=FR9G7ioLLmc

 

Ktoś łapie mnie za ramię i lekko potrząsa. Po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że przysnęłam, a gdy otwieram oczy i rzeczywistość na nowo mnie pochłania, powraca do mnie także przykra świadomość, że za chwilę zostanę zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Nie mam nawet pojęcia, na jak długo. Niechętnie wstaję z kozetki w karetce, zarzucam swoją torbę na ramię i podążam za ratownikiem. Drugi idzie za mną - pewnie po to, żebym nie uciekła. Szkoda. Mam na to niezwykłą ochotę. Zwiałabym daleko stąd i nigdy nie wróciła.

Wchodzimy do izby przyjęć. Kolejka jest strasznie długa, ale towarzyszący mi ratownik podchodzi do pani, która siedzi za izbą i pokazuje jej papier ze skierowaniem. Brunetka czyta pobieżnie cały dokument, kiwa w zrozumieniu głową i mówi, że mamy podejść pod gabinet lekarza dyżurnego.

Minuty strasznie się dłużą. Siedzę na zielonkawym, dziwnie kiwającym się krześle, obok paru osób. Jedną z nich jest dziadek, który ciągle szepcze coś pod nosem i rozgląda się na boki. Jego żona (prawdopodobnie), która próbuje go uspokoić, ale bez skutku. Kobieta z małym chłopcem na kolanach. Dziecko co jakiś czas wydaje z siebie świdrujący w uszach krzyk i próbuje wyrwać się matce. Ostatnim człowiekiem w poczekalni jest blondynka w wielkiej, czarnej bluzie, szerokich dżinsach i brązowych trampkach z kolorowymi sznurówkami. Włosy ma upięte w niedbałego koka. Koło niej mężczyzna z ogromnym brzuchem i zaczerwienioną twarzą, pewnie od alkoholu. Chyba jej ojciec.

Przypatruję się dziewczynie, ale wtem drzwi z tabliczką „Psychiatra” otwierają się i wychodzi zza nich wysoki, łysy mężczyzna.

- Alicja Wilga? - patrzy na mnie. Przytakuję, a on prosi mnie do swojego gabinetu. O ile wcześniej byłam całkowicie spokojna, tak teraz zaczęłam okropnie się stresować, nie wiedząc czym. Przecież doskonale wiem, co mnie spotka. Czego się boję?

- W takim razie ja idę, panie doktorze - mówi ratownik, wstając. Razem z lekarzem znikamy za drzwiami.

- Usiądź, proszę - mówi mężczyzna. Patrzę na krzesło przy jego biurku i wywracam oczami.

- Mogę postać? - pytam retorycznie.

- To trochę potrwa, lepiej usiądź.

Opadam na siedzenie, mimo że chętnie podroczyłabym się z lekarzem jeszcze bardzo długą chwilę.

- Zadam ci parę niezbędnych pytań - podejmuje. Zastanawiam się nad tym, jakiego rodzaju będą to pytania, ale szybko przypominam sobie, czemu tu jestem. Powie coś o wadze, wspomni o odżywianiu, może nawet doda, że mam „sporą niedowagę”. Klasyczna gadka, nic mnie już nie zaskoczy. - Są banalne, więc myślę, że szybko poradzisz sobie z odpowiedzeniem na nie. Potem od razu zostaniesz zaprowadzona na oddział, tam cię ze wszystkim zapoznają.

- Słucham.

- Kiedy dokładnie zaczęłaś dietę i czy miałaś wtedy jakieś problemy osobiste, emocjonalne?

Myślę nad odpowiedzią.

- Tak. Miałam problemy - mówię, nie zmieniając wyrazu twarzy, ale to tylko pozorne. Wszystkie wspomnienia momentalnie powracają.

Mój ojciec, jeśli w ogóle powinnam go tak nazywać, był pieprzonym problemem. Pijak, pedofil i morderca. Jego jedyną wartością w życiu był alkohol i to go zgubiło.

- Dobrze. Następne. Czy uważasz, że twoja waga jest teraz odpowiednia?

- Nie. Chciałabym być chudsza - stwierdzam zgodnie z prawdą. Nie chce mi się już czegokolwiek ukrywać. Jestem w takim miejscu, że tak czy owak, dowiedzą się, czy blefuję.

- Nie akceptujesz tego, że masz sporą niedowagę? - mówiłam, że o to spyta. Punkt dla mnie.

- Nie sądzę, by to było coś złego. Chcę być szczupła jak każda nastolatka.

- Czujesz głód?

- Nie.

- Czy kiedykolwiek prowokowałaś wymioty?

- Tylko raz. Raczej walczę ze zbędnymi kilogramami, ćwicząc. To skuteczniejsze.

- Ile najwięcej trenowałaś, kiedy to było?

- Jeśli czuję motywację, potrafię zrobić dwieście brzuszków, trzysta pajacyków i sto przysiadów za jednym zamachem, a potem jeszcze przebiec kilometr. Ale zazwyczaj po prostu nie jem.

Obserwuję, jak zapisuje wszystko, co mówię, na komputerze. Czuję się jak celebrytka, z którą dziennikarz przeprowadza wywiad. Właściwie, to prawie to samo. Lekarz psychiatra, a dziennikarz i wywiad z gwiazdą, a wywiad środowiskowy. Mogę wyobrazić sobie, że jestem polską Lady Gagą. Nie każdemu przydarza się taka sposobność!

- To wszystko, nie ma potrzeby cię dłużej zatrzymywać. Przy izbie nie musisz niczego podpisywać, z racji, że zostałaś ubezwłasnowolniona. Podobnie na oddziale - gdy kończy wypowiedź, podnosi słuchawkę telefonu, leżącego na biurku i wpisuje krótki, trzycyfrowy numer.

- Dziewczyna, szesnaście lat.

 

 

- Boże, jaka ona jest chuda - słyszę szept pielęgniarki, która rozmawia na boku ze swoją koleżanką, gdy przeszukują moje rzeczy. Odkładają golarkę, lusterko, empetrójkę, słuchawki, a z kosmetyczki wyjmują temperówkę do konturówki i puder, w którym także jest lusterko.

- Nie możesz tego mieć na oddziale. Zostawimy rzeczy w depozycie i zgłosisz się po nie przy wypisie, dobrze? - mówi jedna z nich, wkładając wszystko do worka i podpisując go moim imieniem i nazwiskiem.

Przytakuję.

Otwiera szafkę kluczem i na jednej z półek umieszcza foliową torbę z wszystkim, co jest mi praktycznie niezbędne do życia. Najbardziej żal mi empetrójki. Potem słuchawek. Nie dam rady bez muzyki. Reszta może sobie tam leżeć, jakoś to przeboleję.

- Chodź, Ala, pokażę ci oddział - słyszę głos pielęgniarki. Biorę swoją torbę, „oczyszczoną z zagrożeń” i idę za nią. Oddział wcale nie jest duży. Znajduje się na nim raptem dziesięć pomieszczeń - szatnia, łazienka, toaleta, gabinet lekarzy, dyżurka, pokój psychologa, klasa komputerowa i trzy sale, na których są łóżka. Kobieta prowadzi mnie do jednej z nich i pokazuje, które są wolne. Wybieram jedno z większych i kładę na pościeli swoją walizę.

- Śniadania są o ósmej, drugie śniadania o dziesiątej, obiad o dwunastej, podwieczorek masz o szesnastej, kolację o siedemnastej, a drugą kolację o dwudziestej. Z jadłospisem zapozna cię twój lekarz prowadzący.

Kiwam głową, dając znać, że rozumiem. Siadam na łóżku i przez parę minut patrzę na swoje stopy. Trampki musiałam zostawić w szatni, z racji tego, że mają sznurówki. A na sznurówkach można się powiesić.

- Ala, mogę cię prosić? - w progu pokoju pojawia się wysoka, krótkowłosa kobieta w granatowej sukience. Wstaję i idę za nią do gabinetu lekarskiego. Siadam na fotelu, ona na krześle przy stole, na którym stoi komputer. Kolejny wywiad środowiskowy?

- Na ważeniu przy przyjęciu było trzydzieści dziewięć i siedem kilograma, metr sześćdziesiąt trzy wzrostu - oznajmia. - Masz ogromną niedowagę i stan zagrożenia życia, więc bardzo ważne jest to, żebyś jadła. Przez pierwsze dni będziemy musieli karmić cię przez sondę, ale potem dostaniesz jadłospis, który zaraz z tobą ustalę. Okej?

- Okej - spokój w moim głosie w ogóle nie odzwierciedla tego, co przeżywam. Mam wrażenie, że zaraz rozniosę ten gabinet, oddział i cały szpital. Sonda? Przyjechałam tu, bo mam problemy z jedzeniem, a oni dają mi sondę? Dobra. Może to i lepiej. Gryzienie jest obrzydliwe.

- Pewnie już ci powiedzieli, jakie są posiłki. Tak?

- Tak.

- No to jedna część już za nami. Jeszcze ci przypomnę, przy okazji też powiem, co na każdy będziesz jeść i jakie są zasady - lekarka mówi powoli i wyraźnie. Moją reakcją na każde jej słowo jest „mhm”. - Śniadanie o ósmej. Dwie kromki i dwieście mililitrów picia. Drugie śniadanie, o dziesiątej, drożdżówka, owoc i dwieście mililitrów picia. Obiad, dwunasta. Drugie danie i dwieście mililitrów picia. Podwieczorek o szesnastej. Jogurt, owoc i dwieście mililitrów picia. Kolacja o siedemnastej. Dwie kromki, dwieście mililitrów picia. No, i druga kolacja, punkt dwudziesta, kromka i dwieście mililitrów picia. Zapamiętałaś?

- Zapamiętałam, ale mam pytanie. Nie można by trochę zmniejszyć tych porcji?

- Musisz przytyć, Ala. Porcje są dostosowane tak, byś umiała je zjeść ale również pod kątem tego, że jesteś bardzo chuda.

- Rozumiem.

- Jeszcze jedno. Nie wolno ci ćwiczyć, biegać i wykonywać jakichkolwiek treningów. To wszystko, zobaczymy się w przyszłym tygodniu.

Wychodzę bez słowa z gabinetu i wracam do sali. Jest kompletnie pusta, chociaż wyraźnie widać, że łóżka są zajęte. Dziwne. Może są tu jakieś zajęcia, spacery, czy coś? Jeśli tak, to może nie będzie tak źle. Ale nadal nie mogę zdzierżyć tego, że zabrali mi empetrójkę.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • KarolaKorman 31.07.2017
    To jednak ubezwłasnowolnili Alę, przykre. Posiłki dość często i zero treningów, Ala już wie, że lekko nie będzie i jeszcze ta empetrójka. Może faktycznie są jakieś zajęcia, kogoś pozna i uda się jej nie spędzić w szpitalu dużo czasu. Czekam na cd :)
  • Pasja 31.07.2017
    Zapraszam jeszcze do bitwy na wiersz...do północy. Pozdrawiam
  • Tanaris 31.07.2017
    O kurczę. Czy sobie poradzi? Mam taką nadzieję. Ciekawe, z kim jej przyjdzie mieszkać w sali. 5 :)
  • Tanaris 31.07.2017
    W ogóle jak masz ochotę, to zapraszam również do mojego opowadania: Wrócić na stare śmieci. :)
  • blaackangel 31.07.2017
    Ciekawe jak poradzi sobie w nowym środowisku. Może w końcu nastąpi jakiś przełom i zje to wszystko co powinna
  • Pasja 19.08.2017
    Chyba tak prosto z urzędu ubezwłasnowolnienie następuje. Jak widać w twoim opisie, ona cały czas koncentruje się na jedzeniu. 5Pozdrawiam
  • Tina12 23.08.2017
    To przykre jak zostaje się ubezwłasnowolnionym. Ciekawi mnie jedno gdzie ona zamieszka gdy sie wyleczy
  • Drżączka 23.08.2017
    Czasem ubezwłasnowolnienie jest, niestety, konieczne :(

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania