Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [32]

https://www.youtube.com/watch?v=V2XhZ3AkMmM

 

– Za chwilę pewnie się dowiemy – stwierdza Luiza i wraca do pokoju. Ja i Michał też się wycofujemy.

– Pójdę się umyć – rzucam po chwili, po czym biorę z oparcia swojego łóżka ręcznik, z torby wyciągam szampon, żel i mydło w kostce. Idę do łazienki, zamykam drzwi. Rozbieram się z zamkniętymi oczami, nie chcąc patrzeć na swoje ciało. Zdejmuję zegarek i nim odkładam go na zimny kaloryfer, sprawdzam godzinę. Szesnasta dwadzieścia osiem. Dziewięć. Za pół godziny kolacja. Moje życie od dłuższego czasu wygląda właśnie tak. Wstaję, śniadanie. Drugie śniadanie, obiad. Podwieczorek. Kolacja. W domu moje posiłki prezentowały się różnie. Czasem (na samym początku) jadłam trzysta, dwieście, pięćset, niekiedy nawet ponad osiemset, czy dziewięćset kalorii dziennie, ale co z tego? Co z tego, skoro wewnątrz, nieważne ile jadłam, nadal czułam to samo? Cholerne wyrzuty sumienia, wściekłość na samą siebie, niewyobrażalną rozpacz. Nie wiem, czy istnieją słowa, które opisują to, co czuję każdego dnia, gdy wstaję z łóżka. Jak bardzo nienawidzę siebie i jaki wielki żal do świata i ludzi skrywam w sercu. Każdy, kto chce, może pieprzyć, że anoreksja to wymysł zakompleksionych dziewczynek, że tu chodzi tylko i wyłącznie o idealną figurę, dietę i odchudzanie, ale to kłamstwo.

Wchodzę pod prysznic, nadal nie mogąc otworzyć oczu. Boję się. Bo wiem, że gdy spojrzę na siebie w lustrze, zacznę płakać.

Jedzenie przestało dawać mi przyjemność już dawno. Jadłam tylko po to, by chwilowo zadowolić babcię, móc gdzieś wyjść. Nawet jeśli sięgałam po coś, z pozoru z własnej woli, to czułam się tak, jakbym przegrała. Liczył się tylko ostateczny rozrachunek. Ile spalę i ile zjem. Sześćset kalorii to był maksymalny wynik. Najlepiej, jeśli utrzymywał się poniżej. Albo na minusie. Musiałam oszukiwać i kłamać. Wyrzucać kawałki jedzenia, by zjeść go jak najmniej. Czasem zjadałam wszystko, co mi dawali, o ile kaloryczność była w granicach setki. Ale czy to miało znaczenie, jeśli każdego dnia nienawidziłam siebie i swojego ciała coraz bardziej? Że mówiłam, że wolę mieć nowotwór i schudnąć przez efekt uboczny chemioterapii? Albo zacząć ćpać? Co to było za cholernie obłudne życie? Czy cokolwiek miało – i czy ma – w nim znaczenie?

Woda spływa po moim karku i plecach. Moczę głowę. Za chwilę będę musiała otworzyć oczy, żeby wziąć szampon i nałożyć go na włosy. Czy dam radę? Czy może kolejny raz nie stawię czoła spojrzeniu tej dziewczyny, która na przestrzeni miesięcy, lat, stała się dla mnie kompletnie obca? Czy kolejny raz nie stawię czoła samej sobie?

Patrzę. Udaje mi się. Wreszcie otwieram oczy. Gorące krople kapią mi z brody i z nosa. Dotykam obojczyka. Biorę parę głębokich wdechów, na tyle głębokich, na ile pozwalają mi moje marne płuca. Schylam się po szampon. Pachnie owocami leśnymi.

Czuję trzęsący się na udach tłuszcz. Zagryzam wargi. Gąbką myję nogi, ręce, brzuch. Plecy. Z przyzwyczajenia przesuwam palcami po kręgosłupie i uśmiecham się w duchu. Jedynie ta czynność przynosi mi ukojenie. Dotykanie swoich kości. Kości są piękne. Ale ja nie.

Wykąpana, wychodzę z kabiny. Wycieram się, ubieram w świeżą bieliznę, bordową bluzę i luźne, szare spodnie. Zarzucam ręcznik na ramię, zabieram szampon, mydło, żel. I wychodzę z łazienki. Na korytarzu spotykam „nową”.

– Hej – odzywam się. „Nowa” obraca się w moim kierunku, na jej twarzy pojawia się uśmiech. – Jestem Ala.

– Sara.

– Za co jesteś?

– Wiesz… Nie chcę o tym rozmawiać. Przepraszam.

– Nie ma sprawy, może kiedy indziej pogadamy.

– Tak… Może – dziewczyna odchodzi.

Powiedziałabym, że jest trochę dziwna, ale tu każdy ma w sobie coś z dziwaka, więc tego nie powiem.

– Jak tam kąpiel? – zaczepia mnie Iza, gdy wracam na salę i siadam obok niej. Michała już nie ma. Całe szczęście. Chciałam pobyć z nią chwilę sam na sam. Jak z przyjaciółką.

– Świetnie – odpowiadam. – Kumplujesz się z panem narkomanem, co?

– Ty też, z tego, co zauważyłam. Nie jest taki zły. A tutaj musimy się trzymać razem, bo inaczej nie przetrwamy.

– Przywitałam się z tą nową – zaczynam po chwili. – Teraz jest chyba u lekarza, nie? Nie chciała mi powiedzieć, dlaczego tutaj jest.

– Trudno. Wystarczy na nią spojrzeć. Czemu mogli ją wcisnąć do psychiatryka? Anoreksja? Odpada, chyba, że atypowa, bo jest trochę za gruba. Bulimia, depresja, schizofrenia, autoagresja, nerwica? Opcji jest wiele. Jak chwilę ją poobserwujemy, to się dowiemy.

– Nie zależy mi na tym aż tak bardzo, żeby tracić cenny czas na obserwacje. Skoro nie chce mówić, to trudno. Nie będę tego z niej wyciągać siłą.

– Też racja. Idziemy jeszcze na komputerową, dopóki nie zmieni się dyżur? Posłuchamy muzyki!proponuje blondynka. – Przemyciłam słuchawki – dodaje szeptem.

– O rany, kocham cię – przytulam ją. Nie mija chwila, jak zrywamy się z łóżka i idziemy do sali komputerowej. To jedyne pomieszczenie, poza oddziałem, łazienką i kabinami w toalecie, gdzie nie ma kamer. Luiza wyciąga z kieszeni spodni słuchawki, podłącza je do komputera i włącza go. Jedną słuchawkę daje mi, a drugą bierze sama.

– To czego słuchamy najpierw? – pyta, wchodząc w wyszukiwarkę.

– Polskiego rocka! Kocham lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte. Czemu teraz nie ma takiej muzyki?

– Dobra. To najpierw rock, a potem moja muzyka klasyczna, co?

– Zgoda.

 

***

– Dobry wieczór, dziewczyny – ten głos przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Tym razem jednak nie ze strachu, lecz… No właśnie, z czego? Nigdy się tak nie czułam. To nie miłość, nie zauroczenie, nie zakochanie, więc co? Czasem nie potrafię zrozumieć tak pozornie prostych, banalnych wręcz, reakcji chemicznych swojego organizmu.

Pielęgniarz staje w progu sali, uśmiechając się szeroko. Gdy jego wzrok przesuwa się na mnie, nie uciekam spojrzeniem. Odwzajemniam uśmiech i zadaję pytanie:

– Kto jest z panem na nocce?

– Wasza ulubiona pielęgniarka. Pani Tamara.

No nie, wiedziałam. Dzisiejsza uwaga pani Wiktorii nie wróżyła nic dobrego.

– Żartuję, jestem sam – oznajmia pan Robert, widząc moją, zapewne niezbyt uradowaną minę.

– Naprawdę? – nie dowierzam

– Tak.

– Rany, jaka ulga. Przestraszył mnie pan.

– Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać. Jak waga?

– Dopiero w poniedziałek mam ważenie, ale myślę, że chyba przytyłam. Cieszy się pan?

– Bardzo.

– Brzmi jak sarkazm.

– Ale nim nie jest. Pamiętaj, że o dwudziestej druga kolacja, Ala. I ty, Luiza, też – mówi i wychodzi z naszego pokoju.

– Patrzysz na niego, jak na serniczek. Albo maślane ciasteczko – stwierdza Iza.

– Kiepskie porównanie.

– Jak na wodę mineralną! Bieżnię! Tabletki przeczyszczające! Cholera, Ala!

– Już lepiej – śmieję się.

– Jezu, nie wierzę. Zakochałaś się.

– Nie zakochałam. Nie mów tak, okej?

– Czemu? To prawda.

– Nie – uśmiech znika z mojej twarzy. – Po prostu nie. Nie wracajmy do tego, dobrze?

– No dobra.

– Czy to normalne, że boję się wyników prób wątrobowych? – do pokoju wraca Michał. Na głowę ma naciągnięty kaptur.

– To znaczy, że martwisz się o swoje zdrowie. Dobra oznaka, przyjacielu – Luiza klepie chłopaka po ramieniu.

– Ale serio się boję. Wiecie, jak cholernie śmiesznie byłoby, gdyby okazało się, że potrzebuję wątroby?

– Przestań – odzywam się. – Nawet tak nie mów, Michał.

– Dlaczego?

– Bo ci nie pozwalam, rozumiesz to?

– Nie rozumiem. Raz się na mnie wydzierasz, a teraz sprawiasz wrażenie, jakbyś się martwiła, albo…

– Posłuchaj, kurwa – łapię go za bluzę. Prawie stykamy się nosami. – Życie nie jest czymś, co możesz kupić za grosze na giełdzie, więc nawet nie próbuj żartować mi z pieprzonego przeszczepu. Bo za którymś razem sama wyrwę ci tę wątrobę bez pomocy chirurga i anestezjologa. Będziesz żyć, bo musisz. Dla samego siebie. Teraz rozumiesz?

– Tak… Przepraszam.

– Przeproś siebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Tanaris 25.08.2017
    Emocje poszły górą, ale nie dziwię się. Mam jednak obawy do tego, czy aby wszystko będzie w porządku z wynikami badań. Zobaczymy w kolejnej cześć. 5 :=)
  • Drżączka 25.08.2017
    Nie będę zdradzać co się stanie, rzecz jasna :D Dzięki za 5.
  • KarolaKorman 25.08.2017
    Znowu nowa twarz. Kolejna osoba potrzebująca pomocy. Może taka skryta jest tylko na początku, a po kilku dniach się rozkręci. Z kimś trzeba gadać, żeby jakoś przetrwać te trzy miesiące. Michał zaczyna inaczej myśleć, może to pomoże mu w terapii. Dżem zawsze na czasie :) Gwiazdki są, komentarz też, to do następnego :) Pa, pa :)
  • Drżączka 25.08.2017
    Początki zawsze są trudne, zwłaszcza w tak specyficznym miejscu :)
    O, tak, Dżem ♥
    Dzięki za gwiazdki i komentarz :)
  • Drżączka 25.08.2017
    Początki zawsze są trudne, zwłaszcza w tak specyficznym miejscu :)
    O, tak, Dżem ♥
    Dzięki za gwiazdki i komentarz :)
  • Drżączka 25.08.2017
    Jezu, czemu dwa razy D:

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania