Przekleństwa anorektyczki [37]
Luiza poszła do łazienki kilka minut przed drugą kolacją, więc z Kubą siedzimy sami. Pielęgniarka wypełnia raporty, a pielęgniarz obserwuje, co dzieje się na kamerach i co jakiś czas spogląda w naszą stronę. Na ten posiłek dostaliśmy po dwie kromki z pasztetem, możliwe że drobiowym, co nie zmienia faktu, że wygląda i smakuje obrzydliwie. Pijemy wodę.
– Dasz głowę, że kiedyś nienawidziłam ćwiczeń? – odzywam się nagle, przerywając jedzenie. Chłopak patrzy na mnie, więc kontynuuję. – Na samym początku, ale jak już trochę schudłam. Miałam nadzieję, że waga będzie spadać tylko dzięki zmniejszeniu porcji jedzenia.
– Też tak myślałem, ale szybko zdałem sobie sprawę z tego, że wysiłek fizyczny to najpewniejsza droga do sukcesu.
– Ja uświadomiłam sobie to dopiero po jakimś czasie, jak osiągnęłam bodajże, pięćdziesiąt trzy kilogramy. I za żadne skarby waga nie chciała ruszyć dalej w dół. Na ratunek przyszły ćwiczenia, głównie te, które miałam dostępne w szkole.
– No i dobrze, że to do ciebie dotarło. Inaczej miałabyś luźny tłuszcz, a nie chudą, ale umięśnioną sylwetkę.
– Tak… Ale nawet nie wiesz, jak byłam wtedy załamana. Ćwiczenia zdawały się być dla mnie tak męczącą, ciężką sprawą, a głodowanie było o wiele prostsze. Ale pod koniec gimnazjum wreszcie się przemogłam.
– Ile wam zostało do wypisu? – w rozmowę wcina nam się głos pana Roberta.
– Mi niecałe osiem kilogramów – oznajmiam.
– A mi nie wiem. Pewnie też gdzieś tyle – dodaje Kuba.
– Nie kombinujecie, mam nadzieję?
– Już nie. Albo jeszcze nie – uśmiecham się do mężczyzny, a ten patrzy na mnie pobłażliwie.
– Ala…
– Żartuję! Naprawdę, żartuję.
– Niech ci będzie. Ale pamiętaj, że co jak co, ale ja mam na ciebie oko.
– Jasne, proszę pana.
Gdy pielęgniarz nie patrzy, z Kubą wymieniamy znaczące spojrzenia. Gdy zjadamy ostatnie kęsy chleba, a nasza odsiadka w dyżurce dobiega wreszcie końca, wychodzimy z pomieszczenia i kierujemy się na swoje sale. Ustaliliśmy godzinę spotkania w toalecie. Dwudziesta jedenaście idzie Kuba, a dziewięć minut później ja. Byle nikt się nie zorientował, że coś knujemy.
Już w ubikacji, czekam, aż pod ścianą oddzielającą toaletę męską od damskiej, pojawi się dłoń chłopaka z pudełeczkiem z tabletkami. Nie trwa to długo. Gdy dostaję swoją „działkę”, chowam ją do majtek. Siedzę jeszcze chwilę, spuszczam wodę i wychodzę z kabiny. Myję ręce, a potem wracam do pokoju. Iza siedzi na swoim łóżku z turbanem z ręcznika na głowie, czyta jakąś książkę. Kiedy podchodzę bliżej, podnosi wzrok.
– Dobrze się dogadujecie, co? – w jej tonie wyczuwam ironię. Lekką, ale nadal.
– Jesteś zazdrosna?
– Skądże – stwierdza, zdejmując z głowy ręcznik. Sięga do szuflady po grzebień i zaczyna rozczesywać mokre włosy.
– Przecież słyszę. Iza.
– Co?
– Daj spokój. To tylko kolega.
– Dobrze.
– Za niedługo cisza nocna, byłoby zabawnie, gdyby kogoś dzisiaj przyjęli, nie?
– Nawet nie mów. Mam już dość, chcę wyjść.
– Uwierz, że ja też. Czekaj, co dzisiaj za dzień tygodnia?
– Nie wiem. Ale jutro rano jest chyba ważenie.
– Czyli środa. Jutro czwartek.
– Cholera. Mam nadzieję, że spadłam z wagi.
– Zamknij się, Alka.
– No co? Ty nie chcesz schudnąć?
– Chcę, ale ty jesteś wychudzona, dziewczyno. Też kiedyś nie widziałam, że tak wyglądam. Ale razem z wyjściem z anoreksji, przyszła ta pieprzona bulimia.
– Trzydzieści pięć kilo to jeszcze sporo.
– A ile chciałabyś ważyć?
– Tak dwadzieścia siedem. Byłoby już okej, nie chciałabym chudnąć dalej.
– Wątpię. To błędne koło. Chudłabyś do śmierci.
– Wcale n...
– Przestań, Ala. Ważyłam najmniejtrzydzieści kilo, gdy miałam anoreksję. To prawie tyle, ile ty chcesz osiągnąć. I nie chciałam na tym kończyć, uwierz mi. Ledwo mnie odratowali. Byłam na OIOM-ie, potem na pediatrii, na koniec skierowali mnie do psychiatryka. Spędziłam w nim prawie rok.
– Boże...
– Nie chcę, żeby ciebie spotkało to samo, rozumiesz? Jesteś warta tego, by żyć, a nie powoli umierać.
– Ale...
– Jeszcze do tego wrócimy, Ala. Idź się położyć.
– Chyba muszę ci coś powiedzieć.
– Tak? Mów.
Patrzę w kamerę, chociaż nawet nie wiem czemu, nie mogę być pewna, czy ktoś aktualnie nie spogląda w monitor i nie obserwuje każdego mojego ruchu. Odwracam się do Luizy i wyciągam z majtek tabletki przeczyszczające.
– Ala, co to jest?
– Tabletki...
– Jakie?
– Przeczyszczające.
– Skąd to masz? Od tego nowego, tak?
Nie odzywam się. Jest mi głupio.
– Albo wyrzucisz to sama, albo będę musiała iść do dyżurki.
Przez chwilę się waham, ale ostatecznie podchodzę do śmietnika i wrzucam tabletki do kosza, z ciężkim sercem. W głowie jednak mam już ułożony kolejny plan.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania