Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [35]

Czas na chwilę staje w miejscu, podobnie jak moje myśli. Mam wrażenie, że cała rzeczywistość nagle znika. Zostaję sama. Tylko ja i zlepek szarych, zniekształconych odczuć, pośrodku do bólu monotonnej nicości. Klisze ze scenami ostatnich dni rozciągają się przede mną, niby stary film, mkną coraz szybciej i szybciej, jak rollercoaster, aż w końcu znikają. Zamieniają się w pył. Cichy płacz wyrywa mnie ze szponów wyobraźni i przypomina, że w tej chwili istnieje o wiele ważniejsza sprawa, niż to, co mam w głowie. Siadam obok Luizy i kładę Michałowi rękę na ramieniu. Próbuję jakoś dać mu znak, że jestem i że go wspieram. Niezbyt dobrze idzie mi wyrażanie się w słowach, więc w tym momencie polegam na gestach.

– Najgorsze jest to, że przez nałogi i obecność tych wszystkich substancji we krwi, trafię na sam koniec listy do przeszczepu – podejmuje chłopak. – Chyba że lekarze dadzą mi kilka tygodni życia. Wtedy decyzja może się zmienić. Ale jeszcze nie wiadomo. Nic, kurwa, nie wiadomo.

– Jaką masz grupę krwi? – pytam, nagle wstając.

– Be er ha minus.

– Ja też – oznajmiam.

– Ala, czy ty…

– Jeszcze nie wiem. Daj mi pomyśleć, okej? To poważna decyzja, ale jeśli tylko mogłabym pomóc…

– Ala, nawet o tym nie myśl. Nie będziesz poświęcać życia dla kogoś takiego, jak ja. Znasz mnie kilka dni, poza tym, jestem...

– To moja sprawa, dla kogo poświęcam życie.

– Nie tylko twoja, jeśli chcesz poświęcić je dla mnie.

Milczę. Patrzą najpierw na niego, potem na dziewczynę.

– Nic nie powiesz, Iza?

– Nie wiem co. Ale na pewno nie powinnaś podejmować takiej decyzji pochopnie. I samodzielnie. Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle z tym wyskoczyłaś. Tak bez uprzedzenia.

Wzdycham i siadam ponownie na łóżku.

– Ja… Sama nie wiem. Czuję się bezradna.

– Ja też. Cholera, Ala…

– Michał, ciśnienie! – dobiega nas wołanie z dyżurki. Chłopak szybko ociera łzy rękawem bluzy i bez słowa wychodzi z pokoju. Zostajemy same.

– Co możemy zrobić?

– Na razie nic.

 

***

 

Niedziela mija, a to oznacza tylko jedno – nieubłaganie zbliża się pora ważenia. Wstałam już o piątej jedenaście i cały czas patrzę na zegarek, który położyłam sobie na kolanach, wyczekując momentu, w którym pielęgniarka (albo pielęgniarz) wejdzie na salę i powie, żebym przyszła do dyżurki. Tam, jak zawsze, każą zdjąć mi bluzę, wywinąć kieszenie spodenek na drugą stronę, a jeszcze wcześniej iść do toalety się wysikać, żeby waga nie była zawyżona. Pyk, pyk, pyk. Wyobrażam sobie miarowy dźwięk zegara. I wreszcie, po prawie godzinnej udręce, wierceniu się na łóżku i wpatrywaniu w tarczę z cyferkami i wskazówkami, w progu zaważam niską, czarnowłosą kobietę. Ale nie jest ona panią Tamarą.

– Ala, ważenie – mówi krótko, po czym wychodzi. Nie każe mi iść do łazienki, więc tego nie robię. Zdejmuję za to bluzę i wieszam ją na, mam nadzieję, że suchej, umywalce w gabinecie zabiegowym. Staję na wagę, zamykając oczy.

– Trzydzieści dziewięć i cztery.

Przytyłam. Chce mi się płakać, ale jednocześnie… Każdy gram to krok bliżej wypisu, a może nawet… Wyjścia. Wyjścia z anoreksji. Mimo wszystko, z tymi nowymi, dodatkowymi kilogramami, a konkretnie z dwoma nowymi kilogramami, czuję się dziwnie. Inaczej. Czy źle, dobrze?

– Mogę iść?

– Tak.

Wracam do pokoju i siadam na brzegu posłania. Nie ruszam się przez dłuższą chwilę. Trzydzieści dziewięć i cztery. Jeszcze niecałe osiem kilogramów do wyjścia z tego pierdolnika.

– Luiza, ważenie.

Widzę, jak pielęgniarka, której imienia nadal nie znam, próbuje dobudzić Izę, a ta z ociąganiem zwleka się ze swojego łóżka, mamrocząc coś pod nosem. Nim dziewczyna wraca, na korytarzu słychać jakieś poruszenie. Pewnie przyjęcie. Ciekawe, kto tym razem dołączy do naszej psychiatrycznej rodzinki.

– Anorektyk, chyba – stwierdza Luiza, gdy przychodzi z powrotem na salę. – Ma ciekawą fryzurę.

– Jaką?

– Zobaczysz. Przecież będziemy razem siedzieć.

– No tak.

 

***

 

Na śniadaniu nowy kolega siada z nami przy stole. Je najdłużej z nas, ale rozumiem to, w końcu dopiero przyszedł. Ma włosy postawione na żel i wygląda, szczerze mówiąc, jak jakiś model, żywcem wyjęty z okładki magazynu. Może nawet jest modelem.

– Jestem Ala – przedstawiam się, wyciągając do niego dłoń, gdy akurat spogląda w moim kierunku, odkładając na chwilę kromkę z serem.

– Kuba.

– Wiesz już, za ile kilo wychodzisz?

– Nie wiem. Pewnie za… dużo. Ważę czterdzieści trzy.

– Ja trzydzieści dziewięć, przytyłam. Dasz sobie radę.

– Nie gadać, tylko jeść, bo będziecie dłużej siedzieć – głos pielęgniarki przywraca nas do rzeczywistości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • KarolaKorman 01.09.2017
    Fajny gest ze strony Ali, że zaproponowała pomoc Michałowi, ale myślę, że nie powinno do tego dojść. Inny przeszczep byłby adekwatniejszy. Taka młoda dziewczyna. Może się mylę :( Kolejna osoba i kolejny problem. Zapaliłam gwiazdki :)
  • Drżączka 02.09.2017
    Zobaczymy, jaką decyzję podejmie.
    Dziękuję ♥
  • Mała Brunetka 01.09.2017
    5 za oddanie codzienności w metaforyczny i sugestywny sposób.
  • Drżączka 02.09.2017
    Dziękuję :)
  • Pasja 06.09.2017
    Tak naprawdę Alicja nie może być dawcą ponieważ ze względu na swoją chorobę nie dyskwalifikuje się. Dawcą to zdrowy człowiek. Ale liczy się sam pomysł i szlachetny gest. 5)
  • Tanaris 20.11.2017
    Ala to naprawdę dobra dziewczyna. Martwi się o wszystkich, może w końcu zacznie myśleć o sobie, o tym co tak naprawdę chce w życiu osiągnąć. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania