Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [12]

https://www.youtube.com/watch?v=r_8ydghbGSg

 

Nawet nie zauważam, kiedy zasypiam. Po prostu zamykam oczy, jakby ktoś wstrzyknął mi dużą dawkę narkozy, albo jakbym nafaszerowała się całym pudełkiem narkoleptyków. Budzę się około trzynastej piętnaście. Pierwszy plus - nie zabrali mi zegarka. Drugi - zaczynam myśleć optymistycznie. Właściwie, to zwyczajnie próbuję dostrzec jakiekolwiek pozytywne aspekty tego, że tu jestem, żeby do końca nie zwariować. Wtedy na pewno by mnie zresztą nie wypuścili.

Akurat gdy wstaję, do pokoju wchodzą po kolei cztery dziewczyny, a za kilka minut piąta. Blondynka, którą widziałam w izbie przyjęć, pod gabinetem psychiatry. Czyli przyjęli ją przed chwilą, kiedy jeszcze spałam. Reszta natomiast wraca z jakiejś terapii grupowej, czy coś w tym rodzaju. Nigdy nie byłam w podobnym miejscu, ale domyślam się, że są tu jakieś zajęcia. W końcu trzeba mieć co robić. Gdy współlokatorki orientują się, że jestem nowa, podchodzą do mnie, ale tylko dwie. Pozostałe chyba niezbyt ekscytują się tym, że mają kolejną koleżankę w pokoju. Szczerze mówiąc, ja też nie byłabym zachwycona. A te dwie dziewczyny sprawiają wrażenie wręcz wniebowziętych. Dziwne. Może nadmierna euforia to zaburzenie psychiczne?

Pierwsza wyciąga dłoń ta niższa, z długimi warkoczami.

- Sara - uśmiecha się szeroko. Ma aparat na zęby. Z grzeczności odwzajemniam gest i także podaję jej rękę i się uśmiecham, ale nie otwierając ust.

- Julka - jest prawie tego samego wzrostu, co Sara, ale jednak trochę wyższa. Ma średniej długości rude włosy, bardzo bladą cerę i dużo piegów na policzkach i nosie.

- Za co jesteś? - pyta Sara.

- Moim zdaniem za nic. Ale w papierach mam anoreksję - wzruszam ramionami. - A wy?

- Nerwica natręctw - odpowiada Julka, siadając na moim łóżku. Robię miejsce także Sarze, która przez chwilę milczy, ale w końcu mówi:

- Też anoreksja, ale przytyłam i w ten piątek wychodzę.

- Chyba powinnaś się cieszyć. W sensie, z tego, że wychodzisz. Nie z tego, że przytyłaś - stwierdzam, widząc, że jest zmartwiona.

- Gdy tu przyszłam, ważyłam czterdzieści kilogramów. Teraz ważę czterdzieści osiem. Rozumiesz? Boże, to okropne...

Kazali jej przytyć osiem kilo? To ile każą przytyć mi? Dziesięć? Ważyłabym wtedy prawie pięćdziesiąt... O rany.

- Prawie trzy miesiące temu była tu taka anorektyczka, Diana. Ważyła trzydzieści pięć, a ustalili jej wypisową wagę pięćdziesiąt. Zabiła się w toalecie, wydrapując sobie żyły - Julce uśmiech schodzi z twarzy. - Szkoda. Lubiłam ją. W tym tygodniu mijałby jej maksymalny czas, więc i tak by wyszła. Nie musiała tego robić.

- Była zbyt uparta - dodaje Sara. - Totalnie zawzięta. Nie chciała przytyć. Miała stale założoną sondę, potem jej zdjęli, parę dni dostawała kroplówki i jak przyszedł czas, gdy normalnie miała zjeść z nami śniadanie, nie przyszła. Znaleźli ją, gdy się wykrwawiała. Nie zdążyli jej pomóc.

- To było na zmianie Roberta i Tamary, nie? Jego mi szkoda, ale Tamara to szmata.

- Tamara?

- Pielęgniarka. Jedna z dziesięciu. Mamy jednego pielęgniarza na dziewięć bab, czaisz? Masakra... - szepcze Julka.

- Aż tyle? - dziwię się. - Kogo się wystrzegać?

- Dowiesz się w najbliższych dniach. Ale lepiej nie kombinuj, jak na zmianie jest Tamara, Rita, albo Dorota.

- I tak się nie ogarnę, jak mi podacie imiona. Jakoś to będzie.

- A, i nie śpij pod tą kołdrą. Nie przykładaj twarzy do poduszki.

- Czemu?

- Piorą je wszystkie w bardzo żrących środkach, w końcu to pościel szpitalna. I robią się od niej okropne wypryski.

- Leki! - słyszę wrzask, dochodzący z dyżurki. Głos zapewne należy do jednej z pielęgniarek.

- No, idziemy - Sara bierze Julkę pod rękę i wychodzą z sali. Zostaję sama. Patrzę w stronę blondynki z izby przyjęć. Założyła kaptur na głowę i siedzi skulona na łóżku. Podchodzę do niej.

- Co się dzieje? - pytam. Gdy nie odpowiada dłuższą chwilę, lekko łapię ją za ramię. - Hej?

Dziewczyna wstaje, a kaptur zsuwa się, ukazując jasne blond włosy, będące w jeszcze większym nieładzie, niż poprzednim razem.

- Nie chcę tu być. Nienawidzę siebie - szepcze przez łzy.

- Wiem, jak to jest. Ale może... Nie wiem. Kurwa - przeklinam pod nosem.

- Za co tu trafiłaś?

- Anoreksja. Podobno. A ty?

- Bulimia i depresja egzogenna, a przynajmniej to wyczytałam z diagnozy - pierwszy raz, od kiedy ją zobaczyłam, uśmiecha się. Lekko, ale uśmiecha. I chyba jest to szczery, chociaż nieco kpiący, uśmiech.

- Ta. Wiesz, nie mam na myśli jakiejś przyjaźni, czy koleżeństwa, ale chyba będzie łatwiej, jeśli będziemy trzymać się razem.

- Też tak sądzę - stwierdza. - Jestem Luiza. Ale wolę Iza.

- Alicja.

Dziewczyny wracają do sali, ale widząc, że siedzimy razem, nie podchodzą. Może to nawet lepiej.

- Też masz jadłospis? - pytam. Jestem ciekawa, czy i jaki.

- Tak. Na śniadanie zupa mleczna. Ohyda. A ty?

- Jasne. Pewnie każą mi przytyć z dwadzieścia kilo. Na początek, od dzisiejszego podwieczorku, mam sondę. Nie wiem nawet, na jak długo.

- Sondę? O boże, współczuję ci. Rurka w nosie to nic przyjemnego.

- Przynajmniej nie będę musiała gryźć. Tylko strzykawka do nosa i koniec.

- Mimo wszystko, to musi być okropne. Ale sama się przekonasz.

- Ta... - spoglądam na zegarek. Trzynasta czterdzieści siedem. Czemu ten czas tak szybko płynie?

- Co, nie możesz się doczekać? - śmieje się Iza.

- Tak. Ubolewam nad tym, że jeszcze nie włożyli mi zgłębnika do żołądka - mówię dramatycznie. - Mogę o coś spytać?

- Jasne, wal śmiało.

- Ten facet, który z tobą siedział w izbie przyjęć, to twój ojciec?

- Niestety - oznajmia z niechęcią, poprawiając grzywkę, która opadła jej na oko. - Idiota i tyle. Darzę go permanentną nienawiścią.

 

 

Luiza pożyczyła mi książkę, biografię Zbigniewa Religi. Dochodzi szesnasta, gdy słyszę wołanie na podwieczorek. Mimowolnie przerywam czytanie. Czuję ucisk w brzuchu, jestem zestresowana. Moje nogi przez chwilę odmawiają posłuszeństwa. Nie chcę tam iść, chociaż muszę. Tak czy owak, założą mi sondę. Jeśli nie w dyżurce, to w pokoju. Jak będę się opierać, to jeszcze zapną mnie w kaftan i wtedy nawet nie poczytam. Ruszam się z łóżka, odkładam czytadło na szafkę, a na lewej dłoni piszę sobie stronę, na której skończyłam czytać. Kiedy indziej wykombinuję sobie zakładkę. Luiza już dawno wyszła z pokoju na podwieczorek. Ja zjawiam się w progu dyżurki pielęgniarek równo o szesnastej osiem.

- Luizka, kończ szybko, bo musimy twojej koleżance założyć sondę - mówi rudowłosa kobieta.

Siadam obok Izy na kozetce. Je jogurt, a w kubku ma wodę. Po paru minutach kończy, dopija zawartość kubka i odkłada wszystko obok zlewu. Nim opuszcza pomieszczenie, posyła mi spojrzenie, które chyba ma mnie w jakiś sposób podnieść na duchu. Trochę jej się to udaje, ale nadal cholernie się boję.

- Usiądź sobie wygodnie. To potrwa chwilkę - mówi pielęgniarka. Widzę, jak wyciąga z szafki jakąś tubkę. Druga na moment wychodzi, a potem wraca z długą rurką, zakończoną niebieskim cewnikiem.

Smarują mi nos maścią, pewnie coś w rodzaju znieczulenia. Zamykam oczy, gdy koniec rurki zaczyna zbliżać się do mojej twarzy. Odczekuję chwilę, ale nic nie czuję. Tylko lekkie swędzenie w nosie. Mimo to, boję się patrzeć, co się teraz dzieje.

- Już - słyszę spokojny, kobiecy głos. Dopiero teraz, powoli, otwieram oczy.

- Mogę podejść do lustra? - pytam.

- A podejdź.

Wstaję ostrożnie i zaglądam do lustra, wiszącego nad umywalką. Nie wygląda to aż tak przerażająco, jak sobie wyobrażałam - krew, ból, ogromna rura w nosie, którą widać na kilometr. A tutaj tylko mały skrawek czegoś plastikowego i przezroczystego wystającego z jednej z dziurek, przyklejonego plastrami do policzka i zawieszonego na moim uchu. Lekko dotykam rurki, ale szybko odsuwam dłoń, z obawy przed bólem.

- Spokojnie, możesz z tym normalnie funkcjonować - zapewnia pielęgniarka.

Ja, mimo wszystko, wolę uważać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • blaackangel 31.07.2017
    Rozdział ciekawy. Może pobyt Alicji w szpitalu nie będzie aż taki zły. Poznała koleżanki, sonda też nie taka straszna, a empetrójkę zamieniła na czytadełko :)
  • Tanaris 31.07.2017
    Jest coraz ciekawiej. Opowiadanie naprawdę wciąga. Jest pełne życia, uczuć i pomimo bolesnych doznań idzie nasza bohaterka do przodu. :) 5
  • KarolaKorman 31.07.2017
    Widać Ali nie jest tak wszystko jedno, boi się bólu i niekomfortowych sytuacji, a sonda to faktycznie nic strasznego :) Fajnie, że znalazła przyjazne dusze, szkoda tylko Diany :( 5 :)
  • Alicja 07.08.2017
    Jestem zaskoczona, oczywiście pozytywnie. Alicja odnajduje się w szpitalnych warunkach, a nawet poznaje koleżanki. To duży plus. Może w końcu przekona się i również do jedzenia. 5 :)
  • Pasja 19.08.2017
    Sama podeszła do Luizy, gdzie w szkole nie było to możliwe. Nawiązuje kontakt, ale wszystko jest na nie. Bunt i obawa, ale też pojawia się ból i strach. 5:)
  • Tina12 24.08.2017
    Może będzie jej raźniej skoro są tam ludzie z podobnymi schorzeniami.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania