Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [19]

https://www.youtube.com/watch?v=biHfPEnFJRQ

 

Siedzę sztywno i czekam, aż pielęgniarka odłoży telefon. Widzę, że Luiza kończy swój jogurt, a Sara nutridrinka. Po chwili podnoszę wzrok i w wyciągniętej dłoni pani Doroty zauważam małą, dosyć śmieszną buteleczkę z szeroką, fioletową zakrętką. Jest do niej przymocowana zafoliowana rurka. Odbieram swój tynkowy podwieczorek, odrywam rurkę i odkręcam butelkę. Wciągam powietrze, próbując określić, jak pachnie to coś, co zaoferowano mi zamiast ultra-kalorycznej drożdżówy z budyniem i taniego jogurtu z najniższej półki podrzędnego spożywczaka. Nie czuję nic ciekawego. Może waniliową farbę? Albo... Tak jakby ktoś do środka maślanego ciasteczka wsadził krem z lakieru do paznokci, czy kawałek sufitu. Jest to słodko-żrący zapach, podobny do woni niezbyt drogich pomadek. Nim biorę pierwszy łyk, odwracam się do Sary:

– Ile w tym jest kalorii?

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Tak.

– Trzysta.

Co? Taka mała, pieprzona buteleczka, ma w sobie trzysta kalorii? To niby lepsze niż ten jogurcik wątpliwej jakości i bułka z żółtą, ohydnie smakującą mazią, ale... Trzysta kalorii! Trzysta!

Zamykam oczy. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Łyk.

Rzeczywiście, smakiem przypomina to wymieszany z czymś słodkim tynk. Ciastko tynkowe, tort tynkowy, sernik z tynkiem. Nie wiem, czy da się do porównać do czegokolwiek innego.

Piję to tak długo, że gdy jestem w połowie, dziewczynom kończy się siedzenie w dyżurce i mimo że Luiza chce dotrzymać mi towarzystwa, muszą wyjść. Zostaję sama z pielęgniarkami, sącząc smakowity napój.

– Jak się czujesz po zdjęciu sondy? – słyszę pytanie.

– Z jednej strony dobrze, z drugiej koszmarnie. Wolałabym nie przeżuwać. Ale nos mnie bolał od sondy – mówię, przerywając picie.

– Wiesz, że kiedy przychodziłam do pracy, myślałam inaczej o anoreksji – przyznaje nagle. – Że to wymysł. Ale to jedna z najgorszych chorób psychicznych.

– Najgorsza – powtarzam. – Bo nie uważam, że jestem chora.

– No właśnie. I to jest w tym najgorsze.

 

***

 

Po podwieczorku przychodzi czas na zajęcia popołudniowe, w klasie, z blondynką, którą poznałyśmy już na spacerze. Wchodzę do sali razem z Luizą, siadamy gdzieś z tyłu, dalej od reszty. Pani rozdaje kartki, na jakich zapisane jest dziesięć krótkich zdań, wymagających skończenia:

 

1. Mam na imię...

2. Lubię w sobie...

3. Nie lubię w sobie...

4. Moje zainteresowania to...

5. Bardzo lubię...

6. Nienawidzę...

7. Najlepszy dzień w moim życiu to... (uzasadnij)

8. Moje marzenie...

9. Najbardziej na świecie...

10. Sądzę, że życie...

 

Zaczynam pisać. Przychodzi mi to dużo łatwiej, niż wcześniejsze myślenie nad wierszem.

Mam na imię Alicja.

Lubię w sobie... – tego nie wiem, więc nie uzupełniam.

Nie lubię w sobie wszystkiego. Figury, twarzy, włosów, charakteru.

Interesuję się rysunkiem, sztuką, teatrem, literaturą, odżywianiem.

Bardzo lubię deszcz i burzę.

Nienawidzę słońca, dzieci, hałasu i jak ktoś zdrabnia moje imię do "Ala".

Najlepszy dzień w moim życiu to... żaden.

Moje marzenie to znaleźć prawdziwy dom.

Najbardziej na świecie chciałabym porozmawiać z babcią.

Sądzę, że życie jest jak kredki. Takie najtańsze.

– Ktoś chciałby przeczytać swoje? Luiza, skończyłaś?

– Tak – odpowiada dziewczyna. – Mogę zacząć.

– No, to proszę. Cicho, wasza koleżanka będzie czytać! Skupcie się!

– Mam na imię Luiza, nie lubię w sobie nic, interesuję się biografiami starych zespołów i historią, bardzo lubię słuchać muzyki, najlepiej klasycznej i grać na gitarze. Nienawidzę dzieci. Najlepszy dzień w moim życiu to ten, w którym umrze mój ojciec. Moje marzenie to wyprowadzić się z domu. Najbardziej na świecie chciałabym uciec daleko stąd i sądzę, że życie ma sens tylko wtedy, gdy sami go mu nadamy, mając jakiś cel.

– Bardzo... ładnie, Luiza – stwierdza wymownie wychowawczyni. – Ktoś jeszcze? Ala?

– Nie.

– Dobrze, nie musisz. Nikt więcej?

Cisza. Idealnie.

– Teraz niech każdy z was powie mi, czym chce się zajmować. Zacznijmy od ciebie, Janek.

– Chcę zrobić kartkę miłosną.

– Dla kogo? Jeśli mogę wiedzieć, oczywiście.

– Dla Alicji.

– O, to miłe. A ty, Faustynka?

– Ja... Chciałabym się zabić.

– Faustyna, zaraz będę musiała odprowadzić cię na oddział.

– Mogę nożyczki?

– Nie. Idziesz na oddział. Dobrze wiesz, co grozi za takie deklaracje.

Pani blondynka bierze Faustynę za rękę, wychodzi z klasy, zostawiając drzwi otwarte na oścież i po chwili wraca, już sama.

– Sara?

– Sary już nie ma, proszę pani.

– Dobrze. To co ty chcesz robić, Julcia?

– Czytać, wzięłam sobie książkę.

– Michał?

– Rysuję.

– Ala, Luiza?

– Jest tu może gitara? – pyta Luiza.

– Tak się składa, że jest. Zaraz ci po nią pójdę. Czym ty chcesz się zająć, Alusia?

– Szczerze mówiąc, to bardzo chętnie poszłabym spać, ale mogę też zająć się czymś innym. Nie wiem, zrobić jakąś pracę plastyczną, coś narysować, cokolwiek, byle tylko nie siedzieć bezczynnie w miejscu.

– Okej, za chwilkę ci coś zaproponuję...

– KOLACJA! – krzyk pielęgniarki wyrywa nas z rytmu zajęć. Wszyscy podnosimy się z krzeseł i idziemy w stronę wyjścia z sali.

 

***

 

Około dziewiętnastej, opuszczamy klasę i wracamy na oddział. Słyszę głos pana Roberta dochodzący z dyżurki, a po moim karku przechodzi nieznajomy, dosyć przyjemny dreszcz. Przyspieszam kroku i tylko rzucam wzrokiem w kierunku otwartych drzwi gabinetu zabiegowego. Jest sam na nocce. Wchodzę do pokoju i rzucam się na łóżku. Czuję niesamowite zmęczenie, ale nie jestem z tego powodu zła. Wręcz przeciwnie – uwielbiam być zmęczona. I głodna.

– I jak wrażenia po pierwszych zajęciach? – pyta mnie Luiza.

– Świetnie – uśmiecham się ironicznie. – Ta babka wygląda na tak mało zaradną, że miałam ochotę coś odwalić w tej sali, mówię ci.

– Ja też! I ten jej wzrok, gdy przeczytałam, że chciałabym, żeby mój ojciec umarł.

– No! Ja nie cierpię, jak ktoś zdrabnia moje imię...

– Zauważyłam. Ale ona chyba nie, pani Alicjo – śmieje się.

– Weź! – rzucam w nią poduszką. Wzdycham – Gdyby pominąć to, że chodzimy tu na każdy posiłek i nie możemy ćwiczyć, to mogłabym tu zostać na zawsze.

– Wiesz, że ja też? Nie spieszy mi się jakoś do domu i do tego sukinsyna.

Jak na zawołanie, w drzwiach naszej sali, pojawia się ojciec Luizy. W jej wzroku widzę strach. Ba, ogromny lęk. Widzę, jak odruchowo odsuwa się na łóżku bliżej ściany i ciężko przełyka ślinę.

– Pakuj się, Luiza. Zabieram cię stąd – oznajmia donośny, męski głos.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • KarolaKorman 14.08.2017
    ,,czy da się do porównać do czegokolwiek ''- się to
    ,,na jakich zapisane jest '' - na których

    Alicja tak rzadko wspomina o babci i nie myśli też o tym, że została zupełnie sama. No, nie policzyłam kota i tego kolesia, co się nim opiekuje. Czasem czekam na jakieś jej przemyślenia związane z domem, babcią :(
    Szkoda mi się zrobiło Luizy. Tyle co mówiła, że nie chce widzieć ojca i w ogóle wracać do domu, a tu... i wyszedł bardzo ciekawy koniec :) Zostawiłam 5 i do kolejnego odcinka :)
  • Drżączka 14.08.2017
    Dzięki za uwagi i ocenę :)
    Wiem właśnie, że pominęłam kwestię domu, ale mogę zrzucić winę na to, że przez nowe doświadczenia zapomniała trochę o tym, co na jakiś czas zostawiła. Ale to niedługo się zmieni.
  • KarolaKorman 15.08.2017
    Drżączka, bardzo się cieszę, że coś napisałaś. Kiedy tak autor nic nie odpowiada, czytającemu się wydaje, że ma to gdzieś, że ktoś czyta i komentuje. Przyjęłam do wiadomości, co napisałaś na forum i nie będę Cię już nękać :) Chciałam tylko dodać, że czytanie i komentowanie tutaj jest niepowtarzalne. Czytając książkę, nie mogłabym tego robić, a tak, czuje się jakąś wieź z opowiadaniem, z autorem, niewielką, ale jednak. Pozdrawiam :)
  • Drżączka 15.08.2017
    KarolaKorman, oj, naprawdę nie nękasz, serio mi jest miło, tylko po prostu czasem mam dziwne odczucia odnośnie komentowania przez samą siebie :(
  • Tanaris 15.08.2017
    Końcówka przyprawia o gęsią skórkę. :o
  • Pasja 20.08.2017
    Właśnie takie krótkie zapytania, a jak wiele można się dowiedzieć. Tylko ja osobiście uważam, że wszystkie ankiety są takie sztywne. Dla tych dzieciaków powinny być pytania zawoaluowane, owinięte tajemnicą i wtedy to ma sens. Takie krygowanie nic nie wnosi. Nie lubi zdrobnienia swojego imienia? Niuans, ale jaki ważny. Psychika ludzka jest jak książka, codziennie otwierasz ją na nowo i wielkie zadziwienie. Co z Luizą? O chyba nie takie proste zabrać ją, przerywając terapię. Od strony lekarzy to błąd wielki i pewne przeoczenie sprawy na linii ojciec i Luiza. Przecież on ją molestuje. Myślę, że nie zabierze jej. Pozdrawiam 5
  • RubyCrystal 24.08.2017
    "Zaczynam pisać. Przychodzi mi to dużo łatwiej, niż wcześniejsze myślenie nad wierszem.
    Mam na imię Nadzieja."
    "– Michał?
    – Rysuję.
    – Nadzia, Luiza?"
    "– Zauważyłam. Ale ona chyba nie, pani Nadziejo – śmieje się."
    Imię do poprawki :)

    "– Pakuj się, Luiza. Zabieram cię stąd – oznajmia gruby, męski głos." - przyjęło się określenie "gruby głos", ale jest raczej niepoprawne. Zmieniłabym na "niski", lub "donośny".

    Czytam dalej. Uzewnętrznie się z wrażeniami później ;)
  • Drżączka 24.08.2017
    Jak wrócę do domu, to wszystko przejrzę i poprawię, dzięki z góry :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania