Pokaż listęUkryj listę

Z rozmaitości Czarownika Farloka: Kto ma na pieńku z Najwyższym Taboretem cz.1

Główny klucznik wieży Najwyższego Taboretu przekręcił atrybut swej pracy i życia doczesnego w potężnym zamku. Mechanizm z chrzęstem cofnął trzy klingi, a wrota otwarły się. Za nimi oczom klucznika ukazała się przestronna sala obrad z szeregiem kolumnad, kamiennym stołem na środku znaczonym pieczęciami liczącymi setki, jeśli nie tysiące lat. Ostatnimi czasy służyła głównie do rozpatrywania ekskomunik na niepokornych i nieużytecznych członkach gildii magów, Spółdzielni Magii Samopomoc Czarodziejska. Rada Najwyższego Taboretu odbywała wtedy długie debaty połączone z wymianą myśli, kłótniami, a czasami i wybrykami spoza kodeksu zachowań podczas tego typu spotkań. Zaznaczyć jednak należy, iż dla rady czas doczesny płynął nurtem zupełnie odbiegającym swą naturą od zasadniczego. Tak więc pisząc ostatnio, kronikarz tychże dziwów ma na myśli średnią częstotliwość co dwie do trzech dekad. Sam główny klucznik – Jeremiasz, dwunasty z rodu w linii prostej, pełniący swą funkcję godnie, jako i jego ojciec a przed tym dziadowie kolejni czynili, dwa razy tylko w swym żywocie otwierał wrota sali obrad. Oto nadszedł trzeci, zapewne ostatni. I głowił się Jeremiasz, oczekując przybycia magów z rady, jakiż to powód ważny kazał tym, którzy tworzą magię czasów, zebrać się w jednym pomieszczeniu i jednym głosem na koniec podjąć decyzję słuszną.

***

Czarownik Farlok z trudem i kłującym kolcami cierniowymi ego bólem zrzucił swoją togę, pozostawiwszy odzienie gdzieś na bagnistych nieużytkach, gdzie nawet stopy zagrzybione wiejskich parobków bezrolnych nie stają. Wcześniej, by golizną wzroku gapiów na traktach nie przyciągać, a kurtyzanom jasnych sygnałów nie słać, zaopatrzył się w szatę pospolitą, kupiecką. Teraz tylko długa broda mogła coś niecoś świadczyć o rodowodzie tegoż, który pod postacią małomiasteczkowego kupca próbował umknąć niedogodnościom.

Unikał popularnych gościńców, z utwardzonymi poboczami i wydzielonymi strefami dla piechurów. Wędrował zapomnianymi ścieżkami i traktami wąskimi, o wczesnej i nieefektywnej melioracji. Tam spotykał z rzadka dziadów żebraczych, wygnańców dokonujących żywotów swych pod drzewami. Jedno z takich była mizerna, zagłodzona dziewczyna, siedząca na poboczu zapomnianego traktu. Widząc Farloka, ledwo tylko poruszyła dłonią, wzrokiem nawet już nie błądząc z braku sił. Mag minął nieboraczkę, pewność mając, iż jeszcze przed wieczorem wyzionie ona ducha. Sam przestrzegał swe myśli, by kleszcze głodu nie wpaść. W sakwie brzęczało jeszcze kilka denarów słabszej próby. I choć jadła za niej mag by skosztował w słusznej ilości, tak przeto karczma pełna ślepi mogłaby stać się miejscem ryzyka największego. Cóż jednak począć, gdy żołądek grymasi, warkliwymi zrywami daje znak, że na ząb wypada coś skombinować.

Tuż przed wieczorem, Farlok trafił do opuszczonej wioski. W gęstwinie leśnej dało się wypatrzeć kilka walących się chałup i kolejnych parę już dawno zawalonych. Gdzieś spomiędzy nich dochodziły głosy zwierzyny penetrującej pustostany. Mag ostrożnie stawiał kroki na zarośniętej, ledwo widocznej ścieżce, nasłuchując zwinnych podrygów. Wtem z lewej strony zauważył ruch czegoś większego. Nim zdołał wykonać skuteczny unik, już padał na ziemię, wytrącony z równowagi sprawnym podcięciem.

****

Przez stulecia trwania rady Najwyższego Taboretu jej skład pozostawał niezmienny. Zaszczycali go swą aparycja i istnieniem czarodzieje ziemi, wody, ognia i powietrza. Dzielnie opierali się narastającym zmianom wokół nich. W końcu jednak nawet ci najwięksi musieli ustąpić sile postępu. Gdy klucznik Jeremiasz bez choćby skinienia małym palcem stała obok wrót, przyglądając się nadchodzącym magom, naliczył ich jak zawsze – ośmiu. Rada zasiadła w sali, co oznaczało, że wrota należy zamknąć do czasu zakończenia obrad. I tak się stało.

– Każdy wie, dlaczego się tu zebraliśmy – zaczął Pierun Łatwopalny, mag ognia.

Pozostali odpowiedzieli mu stonowanym pomrukiem.

– Te obrady będą zupełnie symbolicznie, Pierunie. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że działania tej… gadziny mieniącej się czarodziejem to wielka zmaza na honorze Najwyższego Taboretu – stwierdził Wiadrus Ciekłopłynny, przedstawiciel domeny wody.

I znowu lojalne, basowe pomruki, choć mniej zgrane niż te pierwsze, nadal rozbrzmiewały, dając potwierdzenie zgodności całej rady w omawianym temacie palącym niczym posępne hemoroidy o poranku.

– Jak się zwie ten konował, łachudra, wykolejeniec? – zapytał Pierun.

– To Farlok. Farlok, którym mówi o sobie teoretyk wiedzy magicznej.

– Cóż wiemy o tej miernocie?

Do głosu doszedł tym razem Zwiewnik Zgryźliwy, czarodziej domeny powietrza.

– Niewiele. Poza tym, że pochodzenie jego zwiastowało z wyprzedzeniem, iż wybryk ten niby ludzki sprawi wiele niedogodności.

– Skoro tak – zagrzmiał ponuro Pierun – czemuż sposobność do parania się magią otrzymał?

– Możliwe, że decydujące w tym aspekcie były koneksje jego ojca – rzekł Wiadrus.

– Nie sądzę – wtrącił Zwiewnik. – To człowiek małego rozumu i olbrzymiej chuci. Jedno mu we łbie.

– Dosyć! – warknął Pierun. – To nieistotne. Wyrok zapadnie jeden, słuszny i nieodwołalny. Ekskomunika!

– Ekskomunika! – powtórzyli wszyscy zgromadzeni w radzie.

Albo prawie wszyscy. Bowiem jeden z czarodziejów Najwyższego Taboretu zdradzał nieśmiałe oznaki wątpliwości. Był to Ankietus, mag do spraw zrównoważonego wzrostu świadomości społecznej i walki z wykluczeniem mniejszości w środowisku silnego zurbanizowania. Był najmłodszym czarodziejem w radzie. Czuł, że wielu z jego współbraci nie traktuje go poważnie z należytą powagą i poważaniem ogólnym. W ostatecznym rozrachunku jednak ich osobiste opinie nie były wiążące. Każdy głos w radzie miał taką samą wagę.

– A więc postanowione. Bracia, naszą rolą jest strzec niezachwianej wielkości gildii czarodziejskiej. Stawiam na piedestale sądu magicznego czarownika Farloka. Kto z was pragnie jego ekskomuniki, niechaj w tym momencie uniesie prawą dłoń!

Osiem dłoni rady Najwyższego Taboretu gildii czarodziejskiej Spółdzielnia Magii Samopomoc Czarodziejska zastygło ponad głowami.

– Taka jest wola rady! Ekskomunika! – zawołał Pierun, a wszyscy pozostali wtórowali mu okrzykiem. Nawet Ankietus, choć ciągle pełen wątpliwości.

***

Kiedy się ocknął, we łbie szumiały mu melodie, jakie słyszał w pewnym przybytku, gdzie zdroworozsądkowy człek o zdrowej chuci od kurtyzan opędzić się nie mógł. Czemuż akurat te? Tego nie mógł pojąć. Otworzył oczy i ujrzał półmrok. w nozdrza uderzył zapach stęchlizny.

– Ki czort? – rzucił sam do siebie, nie oczekując odpowiedzi.

– Jakby dobrze płacił, byłbyś u czorta, magu – odezwał się chrapliwy głos.

– Ktoś ty? Odpowiadaj nikczemna gadzino!

Nieznajomy zaśmiał się, aż legary starej chałupy, w której się znajdowali, zatrzeszczały niepokojąco.

– Powiadali, że gębę masz niewyparzoną, talent nijaki, ale za to zapaleństwo pierwszorzędne. No i najważniejsze…

– Udław się knagą, łapserdaku!

– Cały Farlok! Nawet w obliczu kompletnej beznadziei nie traci wigoru.

W końcu nieznajoma postać wyłoniła się z półmroku, stanąwszy w świetle dwóch przenośnych latarenek, w których wiły się z bólu i udręki dwie wróżki.

– Kim ty jesteś i czego oczekujesz? Denaru? – zapytał teoretyk wiedzy magicznej.

– Denaru, oj denaru, magu. Tego dostanę pod korek, kiedy tylko dostarczę cię memu zleceniodawcy.

Porywacz był średniego wzrostu. Miał zadbaną czarną niczym rzesza kruków brodę, a z oczu jego bił cynizm i ograniczona chuć, co zapewne było wyznacznikiem większej inteligencji lub wrodzonej choroby potencji. Szaty miał schludne, dokładnie przylegające do nie tak znowuż mizernego ciała.

– Dobre sobie czynisz podchody, łapserdaku. A i humoru się trzymasz jak pijana wszetecznica fallusa. Głupoty jednak nie ukryjesz, skoroś pewny swego, że razem z tobą podążę w drogę.

Tamten zignorował wywód Farloka, potrząsając jedną z latarenek widząc, że wróżka w niej uwięziona na robocie się obija.

– Jestem Papa Zgred. Może dla równowagi ty też o mnie słyszałeś.

– Pragnąłbyś, lecz próżne twe trudy.

– Nie mam ci tego a złe. Fakt, iż dzięki twej głowie ustawie swój żywot na wiele kolejnych lat skutecznie zmiękcza mi podejście do twego nabrzmiałego niczym wrzód ego.

– Może i jestem związany niczym wieprz na rzeź, ale nadal mogę cię poskromić zaklęciem łapserdaku.

Papa Zgred znowu się zaśmiał.

– Niestety, magu. Liny, które cię więżą, zostały nasączone w płynnej klątwie. Taki pierd jak ty nie poradzi sobie z nią. Może jedynie wielka ósemka zdołałaby się z nich uwolnić. Proponuję ci się dobrze wyspać, jutro ruszamy na wymianę.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • TseCylia dzisiaj o 12:38
    O raju! Świetne! XD
  • Aleks99 9 godz. temu
    O, niespodzianka pod Farlokiem, nie spodziewałem się. Fajnie, że trafiłem w gust :)
  • TseCylia 9 godz. temu
    Aleks99 owszem, trafiłeś. Będę nadrabiała zaległości i czytała nowe odsłony.
  • Alienator 9 godz. temu
    wieży Najwyższego Taboretu
    Wieży Najwyższego Taboretu
    Całość to nazwa własna.

    w potężnym zamku
    Tu przez wcześniejsze nawiązanie w tym samym zdaniu do budowli(wieża) trochę znosi uwagę na zamek jako budowlę, a nie mechanizm. Poza tym masz tendencję do nadużywania określeń, jakbyś nie mógł się zdecydować, które wybrać. To wprowadza niepotrzebny chaos. Można to zrobić prościej i czyściej. Zniknęła też niemal zupełnie stylizacja języka, a jest kilka miejsc, gdzie mogłaby podkreślić brzmienie zdania.

    Zaznaczyć jednak należy, iż dla rady czas doczesny płynął nurtem zupełnie odbiegającym swą naturą od zasadniczego.
    Jak się ktoś posuwa do "iż", to można wywnioskować nadużywanie spójnika "że" w zdaniach podrzędnie złożonych.
    Zaznaczyć jednak należy czas doczesny, który płynął dla rady nurtem zupełnie odbiegającym naturą od zasadniczego, przez co... bla, bla, bla

    W sumie mógłbym tak dalej, nie jestem tylko przekonany, czy to ma sens? Czy wystarczy, że napiszę: opko ujdzie, a ewentualne problemy to kwestia niedoskonałości warsztatowych, które wraz z czasem i treningiem znikną?
  • Aleks99 8 godz. temu
    Przez moment byłem pewny, że to jakiś klon xd
  • Aleks99 8 godz. temu
    Alienatorze, no trzeba pracować, bo praca czyni wolnym i tak dalej. Stylizacji mało, to fakt. Muszę wejść mocniej w rytm, bo długo już nie pisałem tego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania