Anabella cz 17
Anabella milczała oczekując dalszych wyjaśnień. Człowiek feniks upił solidny łyk ze swojej szklanki,
w powietrzu dało się wyczuć delikatny zapach alkoholu.
- Po tym jak przywiózł do domu ciało brata, zabrał tyle broni ile dało się przymocować do motoru, i wyjechał.
Nawet nie powiedział czy wróci na pogrzeb.
Przez chwilę milczeli oboje. W takiej sytuacji w jakiej się znależli naprawdę ciężko odszukać jakieś słowa,
które przyniosły by pociechę, i nie brzmiały banalnie. Are nerwowo stukał palcem o brzeg szklanki.
- Tam w fabryce próbowałaś go ocalić, prawda?- zapytał, a kiedy skinęła głową kontynuował- Ale jak?
widziałem że przykładasz ręce do jego rany, co chciałaś zrobić?
Anabella przez chwilę rozglądała się po pokoju, zsunęła się z łóżka, i podeszła do bledziutkiej, rachitycznej
roślinki na parapecie. Podniosła doniczkę po czym położyła ją na kolanach niczego nie rozumiejącego mężczyzny.
- Zniszcz ją- poprosiła, a kiedy ani drgnął, powtórzyła z naciskiem- Zniszcz ją!
Wykonał polecenie. Po chwili w doniczce pozostała złamana łodyżka, i kilka pogniecionych listków. Dziewczyna
na powrót usadowiła się wygodnie na łóżku, i odebrała od Arego resztki roślinki. Odetchnęła głęboko i
wyciągnęła przed siebie ręce. Delikatne listki poczęły wyginać się w stronę życiodajnego blasku, bijącego
od jej dłoni. Nie trwało nawet minuty, a wyglądała piękniej i zdrowiej niż kiedykolwiek.
- Jako następczyni tronu, podczas kryształowej ceremonii otrzymałam dary od strażniczek. Powinny być trzy,
ale moje ciało zaakceptowało tylko dwa. Potrafię leczyć. Często wykorzystywałam tą umiejętność w pałacu,
na przykład kiedy mama miała migrenę, albo ktoś się skaleczył. Nie pojmuję dlaczego dziś zawiodłam.
Człowiek feniks wyglądał na oszołomionego.
- A drugi dar?- zapytał
- Jestem odporna na magie, nie zadziałają na mnie żadne czary. Dzięki temu nie można mnie w rzaden
sposób zmanipulować- tłumaczyła, ale w jej głosie nie było nawet śladu dumy. Moce nie były jej zasługą.
- Niesamowite- wyszeptał mężczyzna potrząsając głową.
Po chwili wstał, i zabierając z sobą swoją szklankę skierował się do drzwi.
- Postaraj się przespać, rano pogrzeb.
Poranek wstał pochmurny, a kiedy wszyscy zgromadzili się wokół stosu pogrzebowego zaczęło padać.
Deszcz mieszał się ze łzami żałobników. Twardzi wojownicy nie kryli swych uczuć, jedynie Tery stał na uboczu
z zaciętym wyrazem twarzy. Jego dusza była czarna od nienawiści.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania