Anabella cz 21
Gdy do niej podszedł usiłowała stanąć pewniej, ale nogi drżały jej jak u żrebaka który dopiero uczy
się chodzić. Kilkakrotnie odetchnęła głęboko, a kiedy była pewna że głos nie zawiedzie zapytała.
- Co z tym mężczyznom z klubu?
Człowiek o którym mówiła nadal tkwił w zaułku, przyciśnięty do brudnej ściany, szlochając jak dziecko.
Tery wzruszył ramionami, nie było w nim nawet grama współczucia dla biedaka.
-Jest pijany, możliwe że jutro nie będzie o niczym pamiętał. To co się wydarzyło uzna za produkt zmąconego
alkoholem umysłu. Nic nikomu nie powie, z obawy by nie uznano go za wariata.
Anabella uznała że to co powiedział Wilk miało sens, dlatego tylko skinęła głowom. Starając się nie patrzeć
na obciętą głowę modliszki tuż pod stopami, poprosiła.
- Wracajmy do domu- chyba po raz pierwszy nazwała twierdze domem.
- Nie sądziłem że jesteś taka wrażliwa, zastanów się czy na pewno chcesz ze mną jeżdzić.- w głosie Wilka
słychać było pogardę dla okazanej przez dziewczynę słabości.
Wycierając broń z posoki nie zwrócił uwagi, gdy oczy jego towarzyszki po raz kolejny tego wieczoru
rozszerzyły się z przerażenia.
- Gdybyś jednak...
Nim skończył mówić Anabella całym impetem drobnego ciała pchnęła go na metalowy pojemnik na śmieci.
Co do diabła, pomyślał, po sekundzie wszystko jednak było jasne. W okolicy nocnego klubu nie tylko
modliszka poszukiwała czegoś do zjedzenia. Anabella stała jak skamieniała, wpatrując się w przebijającą
jej lewe ramie czarną mackę, zakończoną wypustkami podobnymi do parzydełek. Na przeciw niej stało
stworzenie rozmiarem przypominające sporego psa, otwierając paszcze pełną wielkich strasznych zębisk.
Nim jednak zdążyło zrobić z nich użytek sztylet demonobujczyni zalśnił, i zatopił się w krtani potwora po
samą rękojeść. Macka wysunęła się z rany, a dziewczyna bez czucia upadła na ziemię. Tery nie wiedział
co zrobić. Przecież od śmierci brata marzył by się jej pozbyć, a teraz nadarzała się idealna okazja.
Gdyby ją tu zostawił, ranną i bezbronną, możliwe że nocne istoty dokończyły by dzieła. Ruszył w stronę
motoru. Z każdym oddalającym się krokiem jednak jakiś głos w jego głowie krzyczał; masz jej krew na
rękach, uratowała twoje nic nie warte życie. Wyciągnął z kieszeni telefon, i prawie biegiem wrócił do zaułka.
Kolejna płyta przeleciała przez pokój rozbijając się o solidne drzwi.
- To wszystko jest do dupy- krzyczał Milan roztrzaskując kolejno wszystkie albumy muzyczne.
Do środka zwabiony hałasem zajrzał strażnik. Na jego widok chłopak ryknął jeszcze donośniej.
- Czego tu szukasz, wypieprzaj, ale już.
Poirytowany człowiek na powrót zamknął drzwi od zewnątrz. Milan wiedział że teraz nikt nie zajrzy do niego
przez kilka najbliższych godzin. Od kilku tygodni, celowo, co kilka dni odstawiał dzikie awantury. Teraz strażnicy,
przyzwyczajeni do jego zmiennych nastroi dawali mu spokój. Ten który zajrzał tu przed chwilą nie był
najmądrzejszy. Szanse na powodzenie ucieczki wzrosły do piętnastu procent.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania