Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 11

AIDEN

 

Szedłem do szkoły z lekka obawą. Wczoraj zaoferowałem kuzynowi pomoc, a dzisiaj kompletnie nie wiedziałem, jak zacząć tę rozmowę z Nancy. Słabo ją znałem i nie mogłem przewidzieć, jak odbierze to całe przepytywanie. Robiłem głębokie wdechy, ale to nie pomagało i nadal czułem napięcie w całym ciele.

Jak się na mnie obrazi albo zwymyśla, że wsadzam nos w nie swoje sprawy, pomyślałem, przełykając ślinkę? Polubiłem ją i nie chciałem przerywać nici porozumienia, która nas połączyła.

Potrafiła słuchać i doradzić na tyle, jak dalece orientowała się w danym zagadnieniu. Miałem wrażenie, jakbyśmy znali się od lat, a nie zaczęli rozmawiać ponad tydzień temu. Ręce mi się spociły i czułem, jak grdyka trze o krtań. Utworzył się mi w przełyku wielki balon, co jeszcze bardziej zwiększało podenerwowanie.

Wiedziałem, gdzie szukać Nancy, więc po opuszczeniu szatni, udałem się prosto do jej azylu. Siedziała zwinięta w kłębek i wpatrywała się w ścianę, jakby działo się na niej coś nadzwyczajnego. Twarz miała posępną i można byłoby ją wziąć za posąg, gdyby nie to, że od czasu do czasu mrugała powiekami.

– Cześć. – Usiadłem obok, a ona ani drgnęła, jakby nie kontaktowała. – O czym tak intensywnie myślisz? – Wzruszyła ramionami, dalej wpatrując się tępo przed siebie.

– O wszystkim i o niczym. – Przechyliła głowę w moją stronę i spojrzała tak, jakby pragnęła powiedzieć, że: „O Justinie, a o kim miałabym myśleć”.

– Przyszedłem do ciebie z misją. – Obdarzyła mnie ciekawskim spojrzeniem. – Spytam wprost, bo i tak czuję się niezręcznie w tej sytuacji. – Zaczerpnąłem powietrza. – Poczułaś coś do Justina? – Wypuściłem oddech i zacząłem bawić się palcami u rąk, czując delikatny uścisk w klatce piersiowej. Gdy była tak blisko Nancy, odczuwałem coś, czego tak naprawdę nie chciałem czuć i nie będę.

Nie odpowiedziała, tylko machnęła od niechcenia ręką, jakby nie chciała o nim słyszeć.

– Wiem, jak się wobec ciebie zachował, ale nie przekreślaj go za to. Ma teraz trudny okres w życiu, ale i bez tego jest niecierpliwy i szybko się zniechęca. Najpierw zrobi coś odruchowo, a później tego żałuje. – Nancy dalej siedziała nieruchomo, jakby ktoś wyłączył jej mózg.

– Nie chcę o nim rozmawiać – rzuciła nagle i wyjęła z plecaka telefon. Na moich oczach zablokowała jego numer i wrzuciła telefon z powrotem do kieszeni plecaka. – Nie potrzebuję jego nauk, bliskości, widoku i w ogóle niczego. Cały czas przed oczami mam jego wyszczerzone zęby i pogardę w oczach. – Jej wzrok był martwy, mroczny i zimny, gdy wzniosła go ku mnie. – Do tego wszystkiego Amber wiesza na mnie psy, choć tłumaczyłam jej, że nic mnie z Justinem nie łączy.

– Rozumiem. – Oblizałem wargi, nie przestając podskubywać paznokci u rąk. – Jego mama jest w szpitalu i może nieświadomie to, co w sobie dusił, wyładował na tobie. Zależy mu na tobie i wasze spotkania dobrze na niego wpływają.

– Nic nie mówił o mamie. Coś poważnego? – Poczułem, jak emanują od Nancy ciepłe emocje i zmartwiła się tym, co usłyszała.

– Miała zawał i od parunastu dni jej stan nie ulega poprawie. Na pewno nie chciał ci mówić o swoich prywatnych sprawach, bo krótko się znacie.

– To prawda. – Skuliła się jeszcze bardziej, jakby ktoś zamknął ją w zamrażalniku, a ona chroniła się przed chłodem.

– Ja na przykład nie życzyłbym sobie, aby obca osoba zapełniała mój mózg swoimi problemami. Każdy z nas jakieś ma i radzi sobie z nimi w otoczeniu najbliższych lub przyjaciół. – Nancy nadal siedziała nieruchomo. – Jak byście byli ze sobą dłużej, to co innego. Powiem ci, że zanudziłby cię na śmierć tymi swoimi opowiastkami i użalaniem się nad sobą. – Obnażyłem delikatnie zęby. – Nie zamykaj się na nowo w skorupie. Życie jest za krótkie, aby je marnować. – Doradzałem, a sam nie byłem lepszy. Też tkwiłem w takiej muszelce. – Justin zrozumiał swój błąd i na pewno zmieni podejście do ciebie. Fakt jest taki, że nie codziennie trafia się taki ewenement jak ty Nancy. – Poklepałem ją po ramieniu i wstałem, bo stwierdziłem, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Wiedziałem już to, po co tutaj przyszedłem. – Do zobaczenia w klasie.

– Jasne. – Spuściła głowę, ale zdążyłem zauważyć unoszące się lekko do góry kąciki ust.

Udałem się na salę gimnastyczną – o tej porze była pusta – i wyjąłem z kieszeni bluzy telefon, łącząc się z kuzynem.

– No, hej. Rozmawiałeś z nią? – spytał niecierpiącym zwłoki głosem.

Wyczułem, że czekał na to, aż zadzwonię.

– Tak. Wyluzuj, bo ci żyłka pęknie. Nie chciała za bardzo rozmawiać. Mogę ci z ręką na sercu powiedzieć, że Nancy jest twoja z moich wstępnych oględzin jej zachowania i sposobu wyrażania o tobie. Sam musisz ją udobruchać. – Usłyszałem głośne westchnięcie ulgi ze strony Justina. – Myśli o tobie tak, jak podejrzewałeś, w sensie: daj mi trochę więcej czasu i poczekaj, aż odzyskam rozum.

– Rozumiem. O której kończycie dzisiaj lekcje?

– O czternastej czterdzieści pięć, a co?

– Podejdę pod szkołę i tam ją dorwę. Albo mnie wysłucha, albo sprzeda liścia. Trzymaj za mnie kciuki. Później do ciebie zadzwonię, to mi pomożesz, bo nie chcę, aby zwiała.

– Robi się Justin. Już je właśnie zaciskam do białości. Będzie dobrze. – Rozłączyłem się i wolnym krokiem, udałem się na kolejne dzisiaj zajęcia.

***

 

Niepokoiło mnie coraz bardziej zachowanie Amber. Posuwała się już do popychania i szturchania Nancy, co z czasem mogło zakończyć się bójką. Zwracałem jej uwagę już parę razy – to samo robił Justin – ale ona była zawzięta i nie miała zamiaru odpuścić. Była strasznie oburzona faktem, że Justin zwrócił uwagę na takie dziwadło, mając u swojego boku seks bombę – czyli ją.

Przez całą lekcję geografii Nancy była spięta. Gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, ujrzałem w jej powiększonych oczach trwogę. Obawiała się Amber – osaczyła ją jak modliszka.

Gdy zadzwonił dzwonek, nie wstała nawet z krzesła, jakby bała się wyjść z klasy na korytarz. Wrzuciłem podręczniki do plecaka i podszedłem do jej przygarbionej sylwetki, wyciągając ku niej dłoń.

– Chodź, bo wyglądasz, jakbyś przyrosła do tego krzesła. – Uniosła oczy do góry. – Idę na fajkę i zabieram cię ze sobą. – Zrobiła zdziwioną minę, ale ruszyła zadek z miejsca, chwytając pomocną dłoń. – Amber nic nie zrobi, spokojnie. Powarczy i przestanie.

– Dlaczego to robi? – Szczęka jej drgnęła i zauważyłem, jak ślina wycieka przez uchylone wargi.

– Do niej nie dociera, że Justin jej nie chce na stałe. Traktuje jak panienkę, którą może przelecieć, kiedy najdzie go ochota. Amber ma na jego punkcie obsesje i zionie toksyczną zazdrością. Prosił mnie, abym się tobą zaopiekował i pohamował tę furiatkę, aby nie zrobiła ci krzywdy.

– Rozumiem. – Ściągnęła brew, bo chyba dotarło do niej, co w trawie piszczy. Na pewno nigdy wcześniej nie była w podobnej sytuacji – trójkącie.

– Na reszcie przerw trzymamy się razem, dobrze? – Skinęła głową z aprobatą. – Porozmawiam z Amber raz jeszcze i mam nadzieje, że dotrze do jej małego móżdżka, że Justin nie jest jej własnością. – Uniosłem kąciki ust i objąłem Nancy ramieniem, bo wydawało mi się, że tego właśnie potrzebowała. – Chodźmy, bo zaraz skończy się przerwa, a strasznie chce mi się palić.

Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze przekroczyć progu klasy, kiedy dobiegł do moich uszu piskliwy głos Amber, a gdy uniosłam wyżej głowę, dostrzegłam zaperzoną twarz.

– Jest nasza różowo włosa gwiazda. Zachciało ci się wyrywać cudzych chłopaków? – Kipiała ze złości, zaciskając mocno wargi. Ręce wykonywały nieskoordynowane ruchy, jakby opędzała się od roju pszczół. – Ochroniarza sobie wynajęłaś?

No i nici z papierosa, pomyślałem, czując wzrost ciśnienia w mózgu.

– Daj jej spokój Amber. – Przytuliłem Nancy mocniej, bo drżała jak osika. – Wiesz, jak się sprawy mają, więc przestań się ciskać. Nie ona pierwsza i nie ostatnia.

– Wiem i nie musisz mi o tym na okrągło przypominać. – Opluła się i odruchowo przetarła wargi rękawem bluzki. – Musiał wybrać akurat ją? – Obniżyła ton i stanęła nieruchomo, wpatrując się w Nancy nienawistnym wzrokiem. – Oślepł, czy co?

– Co tobie za różnica, kogo? Nie próbuj swoich sztuczek i idź, ochłoń, bo ci makijaż spłynie. Zapomniałaś, że: „Złość urodzie szkodzi”.

– Nie zostawię tego tak – furknęła i robiąc naburmuszoną minę, odwróciła się i odeszła, szepcząc pod nosem.

– Ja pieprzę, jaka ona jest upierdliwa. – Pokiwałem głową, pukając się w skroń. – Prawdziwa żmija, która pluje jadem i mam cichą nadzieję, że nie zacznie kąsać. – Pociągnąłem zastygłe ciało Nancy w stronę drzwi wyjściowych. Teraz to ja musiałem zapalić, bez dwóch zdań.

Udaliśmy się na tyły szkoły, gdzie wyjąłem paczkę papierosów z plecaka. Wysunąłem i wsadziłem jednego do ust, podpaliłem i się zaciągnąłem. Od razu poczułem, jak spięte ciało rozluźnia się – już po dwóch machach – a, mózg przestaje prosić o nałóg. Zaciągnąłem się mocno, po czym wypuściłem dym nosem.

– Chcesz? – Przystawiłem papierosa pod twarz Nancy, wpatrując się, jak ulatuje z niego dym.

– Nie palę – odparła, krzywiąc się.

Zaciągnąłem się jeszcze parę razy, ekscytując smakiem dymu, który gilgotał gardło. Byłem tak skupiony na paleniu, że dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że nadal obejmuję ją ramieniem.

– Kurwa, tak szybko. – Rozbrzmiał dźwięk dzwonka, kończącego przerwę, więc wyrzuciłem prawie pół papierosa na ziemię i zgasiłem podeszwą trampka. – Chodź, bo baba od biologii wpisze nam spóźnienie. – Ruszyliśmy równym krokiem do wejścia i po chwili byliśmy już w klasie. Zdjąłem rękę z jej ramienia i puściłem wolno. Od razu udała się na tył klasy i zasiadła obok Hannah, w ostatniej ławce.

Jak to dobrze, że Amber chodziła do innej grupy, bo na dzisiaj miałem dość męczącej zmysły zazdrości o Justina.

Przechyliłem głowę i zawiesiłem wzrok na Nancy. Plotkowała z Hannah, która była tak podekscytowana, że wierciła się na krześle, jakby miała pod pośladkami pinezki.

Odkąd w życiu Nancy pojawił się Justin, zauważyłem, że nie wypatrywała sobie za mną oczu – w ogóle rzadko na mnie spoglądała. Byłem dzisiaj tak blisko, a ona nawet się nie zarumieniła. Wzdychała do mnie tyle lat, a teraz pstryk i zniknąłem z jej głowy i serca.

Szkoda, bo zdążyłem się przyzwyczaić do tych jej nieśmiałych spojrzeń spod rzęs w moją stronę.

Odwróciłem od niej spojrzenie, przenosząc wzrok na tablicę.

– Dzień dobry kochani. – Pani Smitch – od biologii – przywitała nas szerokim uśmiechem, zasiadając za biurkiem. – Mamy ładny dzień i wiem, że macie już dość tych czterech ścian, ale cierpliwości. Już niedługo egzaminy końcowe i upragnione wakacje. – Przeciągnęła dłonią po zaczesanych w kok blond włosach i wlepiła niebieskie oczy w dziennik. – Popytam dzisiaj, bo zapomnicie, czego się nauczyliście. Może… – Spuściła okulary na czubek nosa, zerkając zza nich. – Aiden Stevenson – odkaszlnęła. – Nie, ty nie, bo ostatnio cię nie było – sprawy rodzinne. Więc, do odpowiedzi poproszę: Megi Max.

Mogłem oddychać, bo już zaczynałam się dusić. Dobrze, że przerwę wcześniej powiedziałem pani Smitch o nieprzygotowaniu. Przepytała jeszcze Rona i zaczęła powtórki tematów z drugiego semestru.

Podpierałem brodę dłońmi, bo bałem się, że szczęka opadnie mi na ławkę z nudów. Na szczęście zatarabanił dzwonek i mogłem rozprostować kości. Nauczycielka poprosiła, abym został na chwilę, więc Nancy sama musiała wyjść na korytarz.

Obserwowałem ją spode łba, pakując książki do plecaka. Zanim opuściła klasę, rozejrzała się dookoła, jakby przeczuwała, że Amber czai się za rogiem.

Pani Smitch oddała mi zaległe sprawdziany i mogłem ruszyć za Nancy. Na pewno udała się do swojej samotni, pomyślałem, przyspieszając kroku. Nie zdążyłem się nawet dobrze rozbujać, kiedy wyłapałem podniesiony tembr głosu Amber.

***

 

– Gdzie się tak spieszysz? – syknęła z przekąsem. – Powiem raz i nie będę powtarzać. – Zapadła głucha cisza. – Masz powiedzieć Justinowi, że nie będziesz się z nim spotykać – nigdy. Jak tego nie zrobisz, to powyrywam ci wszystkie kłaki z głowy, wraz z cebulkami, aby nie odrosły.

Przełknąłem głośno ślinkę i przygryzłam sobie czubek języka, gdy jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku, kierując się w stronę automatu ze słodyczami, gdzie mignęła mi sylwetka rozjuszonej Amber. Skrzywiłem się, czując lekkie pieczenie. Nie wiedziałem, jak się zachowam, kiedy już dotrę do miejsca, z którego dobiegały stłumione wrzaski. Miałem wrażenie, jakby ktoś zaciskał dłonie na mojej krtani, miażdżąc ją. Chciałem krzyknąć – nie mogłem.

– Nie dość, że brzydka, to do tego wszystkiego jeszcze głucha. Języka w gębie zapomniałaś? – Byłem już blisko i dostrzegłem, jak Amber drżą ręce ze wściekłości i kiwa głową, z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.

– Co ci mam powiedzieć. – Usłyszałem delikatny głos Nancy. – Pogadaj z Justinem. To on wybrał mnie, nie ja jego.

No i się zaczęło. Nie mogłem już szybciej przebierać nogami, bo miałem naciągnięte ścięgno – przeforsowałem wczoraj na siłowni – a, do dziewczyn biorących się właśnie za łby, miałem jeszcze kawałek.

Amber rzuciła się na Nancy z pazurami, chwytając mocno za włosy. Szarpała, a głowa zaskoczonej dziewczyny latała jak piłka w maszynie do losowania. Puściła poplątane włosy i wczepiła palce w ramiona. Potrząsała nią, jakby była szmacianą lalką, wyszczerzając przy tym zęby. Była jak w amoku i łapała, gdzie się tylko dało, pozostawiając na pewno, podłużne rowki po paznokciach na ciele niebroniącej się Nancy.

Gdy Amber znów złapała Nancy za włosy, dziewczyna odwdzięczyła się tym samym, jakby odzyskała logikę myślenia. Dostała nadprzyrodzonej mocy i przymykając oczy, okładała brunetkę, czując, że też potrafi. Sapały i skakałyśmy sobie do gardeł, jak koguty, chcąc udowodnić, która z nich jest silniejsza. Amber była wysoka i Nancy powinna być z siebie dumna, że nie pozostawała w tyle i dorównywała sprytem, tej” dwumetrowej żyrafie”.

Wokół słychać było wiwaty, oklaski i doping uczniów, którzy przyglądali się walce – przez kosmyki włosów zauważyłem, że nagrywają walczące dziewczyny. Słychać było również klikania aparatów fotograficznych w telefonach i epitety w stosunku do obu: „Dowal jej Amber, przecież ta suka z ciebie zadrwiła”, „Nancy, kopnij tę tyczkę w dupę, niech cię zapamięta” itp.

– Kurwa – jęknąłem, czując silny ból w piszczeli. Gapili się, zachęcali, ale nikt nie wpadł na pomysł, aby rozdzielić. Ten korytarz był na uboczu, także o pomocy ze strony nauczycieli, Nancy mogła tylko pomarzyć.

Nigdy tu żadnego nie widziałem.

– Zabiję cię! – wrzeszczała Amber, okładając rywalkę pięściami.

Nancy zignorowała jej przytyk, zachowując milczenie. Na pewno nie chciała niepotrzebną paplaniną, jeszcze bardziej jej podkręcać. Po chwili byłem wreszcie na miejscu – zajęło to wieczność – i wcisnąłem ciało pomiędzy dwie rozwścieczone tygrysice z rozczapierzonymi pazurami.

– Spierdalaj stad Amber, bo nie będę przejmował się etykietą i wypierdolę ci w ryj. – Odepchnąłem ją z całej siły. Gdy zerknąłem zza pleców, zobaczyłem czerwoną twarz Nancy. – Jeszcze raz ją dotkniesz, to będziesz miała ze mną do czynienia, wariatko. – Odwróciłem się frontem do zalęknionej Nancy i zamknąłem rozdygotane ciało w ramionach.

– Ty też do niej startujesz?! – krzyknęła. – Traktujesz to zero, jakby była twoją dziewczyną! – Amber sapała głośno. Jej oddech był świszczący. Źrenice miała zwężone, jakby stała i wpatrywała się w rażące światło.

Jej słowa wywołały gwizdy wśród publiczności, co jeszcze bardziej ja rozjuszyło.

– Jest moją przyjaciółką. – Zniżyłem ton. – Nadążasz przyswajać to, co do ciebie mówię. – Przekręciłem głowę w jej stronę, dodając: – Gdy Justin się o tym dowie, wtedy nie będziesz już taka harda. Chcesz, aby definitywnie kopnął cię w dupę idiotko.

Spotulniała i rozejrzała się dokoła, napotykając rozbawione twarze i prześmiewczy śmiech z jej wyskoku.

– Masz rację. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Amber spotulniała w ciągu sekundy, a Nancy odchyliła głowę od mojej piersi. Widziałem, jak obserwuje odchodzącą ze spuszczoną głową rywalkę, obejmując mnie mocniej w pasie.

– Potrzebujesz, iść do pielęgniarki? – Zaciskała mięśnie i oddychała szybko, próbując się uspokoić. – Spierdalajcie stąd! Przedstawienie dobiegło końca! – ryknąłem na gapiów, którzy potrzebowali otrzeźwienia, aby zacząć się rozchodzić.

– Nie. Dziękuję. Gdyby nie ty, ta maniaczka wytrzepałaby ze mnie duszę. – Cofnęła się nieznacznie i zaczęła przyklepywać zmierzwione włosy.

– Zawsze do usług. – Puściłem do niej oczko i objąłem ramieniem. – Jak na tak drobną osóbkę, poradziłaś sobie całkiem nieźle. – Obnażyłem zęby. – Kuzyn ma na ciebie dobry wpływ. Z zalęknionej księżniczki, stałaś się wojowniczką.

– On jest uparty jak osioł. Nie dociera do jego mózgu żadne słowo, które zaczyna się na „nie”.

– Trafiłaś w dziesiątkę z tym stwierdzeniem. Jest troszkę upierdliwy i zaborczy, ale charakteru sobie nie wybieramy. Ma swoje za uszami i nawet ja mam kilka powodów, za które powinienem mu złoić skórę. – Nie powiedziałem nic więcej, a ona nie dopytywała.

***

 

Przez dwie kolejne przerwy, byliśmy z Nancy, jak papużki nierozłączki. Dobrze czułem się w jej towarzystwie i wydawało mi się, że ona w moim, również. Przyłapywałem sam siebie, że zbyt często na nią zerkałem. Jej oczy unikały mojego wzroku, co mogło oznaczać tylko jedno: czuła się skrępowana moim nachalnym spojrzeniem.

Na pewno zachodziła w głowę, dlaczego tak ją lustruję i moje przypuszczenia okazały się trafione w dziesiątkę.

Po prostu spytała: – Dlaczego mi się tak przyglądasz?

– Bo… – zająknąłem się. – Jesteś łudząco podobna do kogoś, kogo znałem. Niestety już nie żyje.

– Przykro mi. – Nakryła dłonią, moją zaciśniętą pięść. – Dlaczego? – Twarz mi skamieniała, a wzrok powędrował na dłonie.

– Wybrała ucieczkę od problemów, oddając się śmierci w ramiona. – Oparłem głowę na ramieniu Nancy, jakby stała się zbyt ciężka, aby cienka szyja mogła ją dźwigać. – Była moją bratnią duszą, a pomimo tego, że znaliśmy się jak łyse konie, nie udało mi się wpłynąć na jej poraniony mózg i zachwianą psychikę.

– Nie wiem, co ci powiedzieć, bo nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co czułeś, gdy straciłeś przyjaciółkę – Zerknęła na mnie spod rzęs, a przygaszone oczy emanowały współczuciem.

Zabrałem głowę z jej ramienia i wstałem, bo dostrzegłem Amber, podążającą w naszym kierunku, jak burza piaskowa.

– Do ciebie naprawdę nie dociera to, co się do ciebie mówi? – rzuciłem oschłym głosem.

– Spokojnie, ja na stopie pokojowej. Nancy… – zawahała się, po czym ponowiła monolog. – Chciałabym cię przeprosić za wybuch agresji wobec ciebie. Bądź sobie z Justinem. On niedługo i tak cię zostawi i wróci do mnie – jak zawsze. Był, jest i będzie mój po grób. Jak…

– Nie jestem z nim! Ile razy mam to powtarzać. – Nancy podniosła się ze schodów i podeszła bliżej naburmuszonej Amber. – On się tylko mną bawił. – Łza zakręciła się w jej prawym oku.

- Nie wierzę ci i…

– Amber wystarczy. – Skarciłem ją spojrzeniem i gestem ręki, poprosiłem, aby sobie poszła.

– Ukrywacie coś przede mną, prawda? – Czułem się dziwnie, jakby ktoś dał mi w twarz, bez dotykania.

– Nancy… Justin ci wszystko wyjaśni. Nie chcę się w to mieszać, wiesz – westchnąłem. Zrobiło mi się jej żal. – Jedyne, co mogę ci powiedzieć od siebie, to: nie zakochuj się w nim. To taka koleżeńska rada.

Wzruszyła tylko ramionami i to była odpowiedź na moją sugestię.

Na jej twarzy nie było: żadnych emocji, żadnych podpowiedzi, żadnego grymasu, żadnego uśmieszku. Miałem przed sobą kamienną, gładką maskę i nic więcej.

– Idziemy? – Delikatny tembr głosu Nancy, wyrwał mnie z zadumy. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, jakby organizm próbował mnie przed czymś ostrzec, wysyłając sygnały.

– Jasne. – Puściłem ją przodem. Usłyszałem, jak głośno wypuszcza powietrze, jakby poczuła ogromną ulgę, że jestem obok.

Na szczęście do końca zajęć lekcyjnych, obyło się bez dodatkowych sensacji. Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, zagadałem Amber i szybko spławiłem do domu. Powróciłem do szatni, gdzie – za filarem – czekała na mnie Nancy.

– Idziemy? – Ponaglałem ją, bo chciałem jak najszybciej opuścić mury szkoły.

Byłem głodny.

– Już, daj mi zawiązać buty. Szkoła się pali, czy co? – Zerknęła na mnie spode łba.

– Gorzej. Tam na zewnątrz czeka ktoś, komu płonie serce. Będziesz musiała je ugasić.

– Powiedz mi Aiden, że to nie ten, o którym myślę? – Chwyciła mnie za nadgarstek i ścisnęła najmocniej, jak potrafiła. – Nie chcę z nim rozmawiać, bo po raz kolejny zrobię z siebie idiotkę. Wyjdę tyłem.

Niestety nie mogłem na to pozwolić. Uniosłam jej ciało w powietrze i przerzuciłem sobie przez ramię. Niosłem wierzgającą Nancy jak worek ziemniaków, kierując się w stronę wyjścia.

– Przykro mi, ale nie miałem wyjścia – śmiałem się do rozpuku, a ona wisiała bezwładnie, unosząc od czasu do czasu głowę w górę. Nawet się nie broniła i zamilkła, jakby zapomniała języka w buzi. – Nie uciekniesz przed nim. Jak nie tutaj, to upoluje cię w innym miejscu. Sama powiedziałaś, że: „Jest uparty jak osioł”.

– Puść mnie, wariacie – śmiała się, choć nie było w tym nic zabawnego.

Była mrówką, a ja słoniem. Nagły przypływ energii w jej walecznym ciele nie zmieni faktu, że i tak mi się nie wyrwie.

– Jeszcze kawałek i spełnię twoją prośbę. Już go widzę.

– Ja nie widzę nic poza twoimi plecami Aiden– parsknęła i podskakiwała jak naderwana pajęczyna na wietrze.

- Przesyłka dostarczona. Uważaj, bo wystawiła pazurki. – Opuściłem zrezygnowaną Nancy na ziemię i przybiłem Justinowi piątkę.

Odszedłem, uśmiechając się pod nosem, zadowolony z siebie.

Co będzie się działo dalej, nie było już w moim interesie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania