Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA / 19

AIDEN

 

Poszedłem do szkoły z okropnym bólem głowy. Wziąłem proszek, przed wyjściem z domu, ale nie rozjaśnił mi, jak na razie logicznego myślenia. Niby miał zacząć działać po piętnastu minutach, a tu minęło już pół godziny i nadal rozsadzało mi czaszkę.

Idąc zatłoczonym korytarzem szkolnym, wstąpiłem do toalety i zażyłem jeszcze jedną tabletkę, popijając dużą ilością wody. Gwar, który rozchodził się echem po każdym zakamarku tego wiekowego budynku, doprowadzał mnie do wariacji. Miałem ochotę wysłać wszystkich uczniów na księżyc, aby tam darli mordy i pozwolili przeciążonemu mózgowi zaznać chwilę ciszy.

Niestety, nie miałem takiej mocy i jedyne, co mi pozostało, to jakoś przetrwać ten kocioł i czekać cierpliwie, aż te pierdolone leki zaczną w końcu działać.

Opuściłem toaletę i ze spuszczoną głową udałem się pod klasę od biologii, gdzie pieprznąłem plecak na ziemię z ogromną siłą. Rozejrzałem się dokoła w poszukiwaniu Nancy; chciałem sprawdzić, czy choć ona jest w lepszym stanie niż ja. Odkąd zerwała z Justinem, była cieniem człowieka, który obijał się od ścian i nie potrafiła robić niczego innego, poza wzdychaniem i wypłakiwaniem oczu.

Byłem tak bardzo wściekły na kuzyna, który doprowadził ją niemal do depresji, że gdyby nie to, że prosiła mnie, abym się nie wtrącał, wpierdoliłbym mu i zdjął ten głupkowaty uśmiech z obłudnej twarzy.

Rozkochał ją w sobie, a później zaproponował mi, jakby była niewolnicą, bez prawa głosu, którą można przekazywać z rąk do rąk.

Wszedłem schodami na pierwsze piętro i dojrzałem jej skuloną sylwetkę, nieopodal sali informatycznej. Siedziała i wpatrywała się przed siebie, jakby w tym miejscu było jeszcze coś ciekawego, a wokół, już wszystko spłonęło i zamieniło się w pył, który rozwiewał silny wiatr.

– Cześć Nancy. – Klapnąłem obok, a ona przechyliła głowę i zerknęła na mnie przytępionym wzrokiem, jakby jej wnętrze również powoli się wypalało.

– Cześć – rzuciła od niechcenia, jakby to, że zakłóciłem jej samotność, wywołało jeszcze większe otępienie.

– Jak się trzymasz? – Wstałem i zacząłem energicznie poruszać nogami, jakbym strzepywał z nich niewidzialny kurz. Poczułem mrowie w udach. – Nadal rozpamiętujesz tego kretyna? – Skinęła głową i zacisnęła szczękę, aż zrobiły się jej dołeczki w policzkach. Po chwili na zmęczonej twarzy pojawił się leciuteńki uśmiech.

– Czuje się dobrze. – Spojrzała w moje zdziwione jej podejrzaną mimiką twarzy oczy. – Wczoraj widziałam…

– Tu jesteś! – ryknęła Amber, podążając w naszym kierunku szybkim krokiem. – Musimy sobie coś wyjaśnić Nancy, bo mam już mętlik w głowie. – Zatrzymała się naprzeciw nas, przyjmując pozycję wojowniczki. – Znów jesteś z Justinem? – Uniosła pytająco brew i założyła ręce na pierś.

– Tak. – Nancy wzniosła oczy na Amber, a na jej twarzy nie było już posępności, lecz radość. – Od wczoraj.

- Co! – Ciśnienie mi skoczyło. – Po jaką kurwę znów wróciłaś do tego idioty, który robi ci burzę mózgu. – Stanąłem obok Amber i wspólnie patrzeliśmy na Nancy z góry.

– Bo go kocham. To nie wystarczy? – Skrzywiła się i spuściła oczy.

– Widziałam ich wczoraj w parku – zabrała głos Amber. – Ściskali się, całowali, a jakieś dwie godziny później Justin przyszedł do mnie i chyba nie muszę wyjaśniać po co. – Wydęła usta i zmrużyła złowrogo powieki.

– Kurwa, co za świnia – wypaliłem, zaciskając pięści. – Znów cię omotał czułymi słówkami, a ty po raz kolejny mu uwierzyłaś. – Wzbierała we mnie coraz większa wściekłość.

– Nie dogadzasz mu dziewczyno, że cały czas przyłazi do mnie, wyposzczony jak mnich na diecie? – spytała Amber zbulwersowanym głosem. – Śpicie w ogóle ze sobą, czy jeszcze nie dałaś mu posmakować cipki? – Poczęstowała Nancy grymasem rozdrażnienia i nie było w tym nic dziwnego, bo Justin z ich obu robił kretynki.

– Amber spuść z tonu – poprosiłem, kładąc jej rękę na ramieniu. – To pytanie było nie na miejscu. – Puściłem do niej oczko i uśmiechnąłem się krzywo.

– Dobrze wiesz, że on woli cię, jeśli chodzi o seks, więc po co zadajesz mi takie głupie pytania? – Nancy wstała i spiorunowała zbulwersowaną Amber lodowatym spojrzeniem. – Mnie tylko przytula i całuje, a ciebie pierdoli – dodała ostrym tonem. – Każda z nas ma swoje zadanie w tym trójkącie. Nie zauważyłaś tego?

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Amber zaczynała tracić zasoby spokoju. – Potrzebuje mnie tylko po to, aby sobie ulżyć?

– Tak. Nieraz mówił, że chodzi mu tylko o seks. – Nie poznawałem Nancy. Była harda i mówiła bez krępacji, co miała na końcu języka. – On kocha mnie.

– Przestań, bo zaraz się posikam ze śmiechu. – Amber obnażyła białe zęby. – On nikogo nie kocha, poza sobą. Naopowiadał ci bajek, bo chciał się do ciebie dobrać i zmienić zalęknioną gąskę w dorodną orlicę – syknęła. – Mamy takie czasy, że dziewicy, to ze świeczką szukać.

– Co? – Nancy wyglądała na zniesmaczoną jej wyznaniem.

– To, co słyszałaś – parsknęła śmiechem, łapiąc się za boki. – Co ty możesz zaoferować takiemu, ogierowi jak Justin. – Amber popukała się po czole w geście wyśmiania oszołomionej Nancy. – Zejdź na ziemię dziewczyno i przestań nabijać sobie głowę marzeniami, że kiedykolwiek zdołasz mi dorównać i spełnić najskrytsze fantazje erotyczne tego chłopaka.

– Amber zamknij się i idź już sobie. – Pochwyciłem ją za ramiona i odciągnąłem na bok, chcąc, aby przestała zionąć jadem na Nancy, która nie była niczemu winna. – Zejdź z niej, bo Justin znów wpadnie w szał i oberwie się całej naszej trójce.

– Wiesz co Aiden… Mam to w dupie! – ryknęła, nie mając zamiaru odpuścić. – Ten, pacan ponoć się w niej zakochał i to mnie wkurwia najbardziej; choć trudno mi w to uwierzyć.

– Amber, wystarczy. Idziemy. – Szarpnąłem furiatkę za ramie i pociągnąłem zdecydowanym ruchem w głąb korytarza.

– Aiden, puść mnie i przestań uciszać! – kipiała ze złości. – Justin oplata Nancy swoją siecią, wiedząc dobrze, że i tak z nią nie będzie. – Wyrywała się z mojego zacisku. – Chcę jej otworzyć oczy i uchronić przed dalszym cierpieniem, bo gołym okiem widać, że się w niego wkręciła, co z resztą sama potwierdziła.

– To nie twoja sprawa i opanuj się do cholery dziewczyno! – Mogłem się założyć, że jeszcze chwila i się wygada, na co nie mogłem pozwolić.

Nancy obserwowała nas spod rzęs z taką miną, że zrobiło mi się jej szkoda. Wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem.

– To jest moja sprawa! – Udało jej się wyrwać z moich ramion. – Nancy, on jest mój i zawsze tak będzie! – krzyknęła. – Jeżeli chcesz być pomiędzy nami i katować serce, to proszę bardzo, ale nie licz na zbyt wiele z jego strony!

Nancy dalej tkwiła w bezruchu, jakby zawładnął nią paraliż. Zignorowała przytyki Amber w swoją stronę i chyba nie zamierzała w ogóle zabierać głosu i wybielać swojej obecności w tym popierdolonym układzie, w który wciągnął ją Justin. Była zielona i nie zdawała sobie do końca sprawy, że jest zabawką w jego rękach.

Jak by ją naprawdę kochał, to kopnąłby Amber w dupę i powiedział Nancy o sobie całą prawdę, a nie karmił białymi kłamstwami, które były gorsze, niż najczarniejsza prawda.

Udało mi się jakoś udobruchać Amber i zamknąć jej rozszczekaną jadaczkę. Wiedziałem, że z jej ust padły same fakty, ale z drugiej strony była Nancy, która i tak się już przez tego idiotę nacierpiała.

Wspierałem biedaczkę i pocieszałem na tyle, ile umiałem i mi na to pozwoliła, ale dopiero teraz się podłamie i nie wiem, czy moje skromne słowa otuchy, zdołają wyciągnąć jej duszę z pogłębiającego się dołka.

***

 

Gdy po pozbyciu się Amber, wróciłem na pierwsze piętro, Nancy już nie było. Ruszyłem szybkim krokiem po schodach w dół, przeskakując co trzeci stopień i udałem się do jej samotni. Na szczęście była tam i znów wypłakiwała oczy w rękaw bluzki.

Serce mi się ścisnęło na widok skruszałej sylwetki, aż miałem problemy, aby zaczerpnąć tchu. Podszedłem bliżej i usiadłem obok, obejmując ramieniem. Wtuliła się we mnie, jak kangurek w torbę mamy i wsparła głowę na torsie.

Było mi jej tak okropnie szkoda, że nie potrafiłem nic więcej z siebie dać, poza bliskością i niemym wsparciem. Słowa w tym przypadku były zbędne, bo nie dało się zaprzeczyć prawdzie i nałożyć na to kolejnych kłamstw, tylko po to, aby podnieść kogoś na duchu.

Siedzieliśmy wtuleni w siebie dłuższą chwilę, a krępującą ciszę pomiędzy nami, rozpraszał cichy szloch. Nancy ściskała mnie tak mocno, jakby w ten sposób, chciała uwolnić emocje, które w niej siedziały.

– Mogę coś dla ciebie zrobić? – zabrałem w końcu głos, bo sytuacja nie ulegała poprawie. Nancy nadal była spięta i nie miała siły, aby odkleić się od mojego ciała. Zaczynałem czuć ból w dole kręgosłupa, bo byłem wygięty, a nie chciałem się wiercić, wiedząc, że mnie potrzebuje.

Po śmierci ciotki zbliżyliśmy się do siebie i byliśmy kimś więcej niż znajomymi. Śmiem przyznać, że staliśmy się przyjaciółmi, którzy potrafili nadawać na tych samych falach i czasami same spojrzenia wystarczyły, abyśmy potrafili odgadnąć własne nastroje.

– Bądź tutaj ze mną. Bez słów, po prostu bądź – szepnęła, wznosząc twarz ku niebu. Gdy odsunęła drżące ciało od mojej klaty, poczułem chłód.

Nie wiem dlaczego, może ze współczucia, ale pochwyciłem dłońmi jej rumianą twarz i przybliżyłem na tyle blisko, że czułem ciepły oddech na nosie; po czym zanurzyłem język w uchylonych, niestawiających oporu wargach. Odwzajemniła się, a ja całowałem delikatnie, jakbym chciał wyssać z jej wnętrza wszystko to, co miało związek z kuzynem.

– Zwiąż się ze mną Nancy – zaproponowałem, odrywając się od miękkich ust. – Lubię cię i z mojej strony nie grozi ci tyle rozczarowań.

– Przestań. – Wybałuszyła oczy, które emanowały niedowierzaniem. – To nie jest takie proste. – Spojrzała głęboko w moje zatroskane źrenice.

– Z czasem o nim zapomnisz, a może pomiędzy nami zrodzi się coś więcej, niż przyjaźń. – Przygryzłem wargę i oblizałem przyszczypnięte miejsce. – Daj nam szansę.

– Skąd ty bierzesz te wszystkie pomysły? – Oparła głowę na moim ramieniu. – Ja i ty razem… to brzmi niedorzecznie.

– Dlaczego? – spytałem i głośno przełknąłem ślinkę. – Przecież chciałaś tego od dawna.

– Właśnie… chciałam – mówiła z przekąsem. – Tamto zauroczenie twoją osobą już dawno się wypaliło, pozostawiając popiół na dnie serduszka. Nie da się sprawić, aby z pyłu powstało coś nowego. Nie jestem feniksem i nie żyjemy w bajce.

– Spróbować zawsze można, a może... – Uniosłem lewy kącik ust i pogładziłem Nancy po włosach. – Wybierzemy się dzisiaj do kina?

Uwielbiałem to robić i czuć pomiędzy palcami delikatne blond pasma, które gilgotały moje receptory poznawcze.

– Umówiłam się już z Justinem o czternastej w parku, więc…

– Chcesz się jeszcze z nim spotkać, po tym wszystkim, co niedawno usłyszałaś z ust Amber. – Nie wierzyłem własnym uszom. – Jesteś masochistką, czy co? Jak długo będziesz przyjmować na siebie ciosy, który on ci zadaje?

– Chcę się z nim rozmówić i tyle. – Odsunęła się nieznacznie i spięła mięśnie. – Mam mu to oświadczyć pisząc SMS-a. – Wzruszyła ramionami. – Zapomniałeś, co było w klubie, kiedy zrobiłam to w ten właśnie sposób.

– To nie idź wcale – zasugerowałem. – Powścieka się i mu przejdzie. Jestem pewien, że domyśli się, że rozmawiałaś z Amber i po sprawie.

– Mówisz tak, jakbyś go nie znał. – Znów jej twarz przybrała wyraz posępności. – Bez wyjaśnień się nie obędzie.

– W takim razie ja z nim porozmawiam i wytłumaczę, tępakowi, że nie jesteś obiektem doświadczalnym.

– Nie rób tego, bo wpadnie w szał i pokiereszuje ci kości. – Złapała mnie za bicepsy. – Nie chcę oglądać siniaków i krwiaków na twojej twarzy, przy następnym spotkaniu.

– Daj spokój i zmieńmy temat, bo zaraz naprawdę pójdę i mu wygarnę. – Wsparłem czoło na czole Nancy i wziąłem dwa głębokie wdechy, czując, jak ciało zaczyna buzować na samo wspomnienie tego imbecyla. – Idziemy? – Skinęła głową z aprobatą. – Przemyśl to, o czym rozmawialiśmy – dodałem, pomagając wstać.

Odprowadziłem Nancy pod klasę i odszedłem, wymigując się skorzystaniem z toalety. Nie wróciłem na lekcję, bo byłem już daleko, poza murami szkoły. Rozpierała mnie energia i poprzysiągłem sobie, że nie zostawię tej sprawy bez finału.

***

 

Po dwóch przesiadkach tramwajem wysiadłem przed szkołą Justina i wyjąłem z plecaka telefon, pisząc do niego:

JA: Po dzwonku przyjdź koło fontanny. Czekam.

Wcisnąłem, wyślij i usiadłem na kamiennym murku, wsłuchując się w delikatny szum wody, która wylatywała z dyszy fontanny – bez końca.

Po upływie dziesięciu minut dostrzegłem kuzyna, jak szedł w moim kierunku, uśmiechając się szeroko.

Zaraz zdejmę ci ten uśmiech z twarzy, pomyślałem i wstałem, szykując pięści.

Gdy tylko podszedł, nie myśląc za długo, wyjebałem mu z całej siły w szczękę, aż się zachwiał. To było moje przywitanie, a po chwili poprawiłem jeszcze raz, odczuwając euforię.

– Na chuja znów namieszałeś Nancy w głowie! – ryknąłem ile sił. Justin uniósł głowę i zawiesił wzrok na mojej zaciętej twarzy, gładząc się po żuchwie. – Chcesz ją wykończyć? – dodałem uniesionym głosem.

– O co ci chodzi i dlaczego mnie uderzyłeś? – Zrobił zdziwioną minę, jak na, idiotę przystało.

– Przez ciebie spędziła dwa dni w szpitalu – syknąłem. – Nie jadła, nie piła, aż zaniemogła. – Wytrzeszczył oczy, jakby nic o tym nie wiedział. – Zrób w końcu coś dobrego Justinie i usuń się w cień.

– Jak to w szpitalu? – Zmarszczył czoło i zmrużył oczy ze zdziwienia. – Nic mi nie powiedziała, a widzieliśmy się wczoraj.

– Co ci miała powiedzieć, co? – Aż mnie nosiło, żeby znów mu przyjebać w tę rozdziawioną gębę. – Wspieram jej załamaną psychikę od paru dni, po tym, jak ubzdurałeś sobie, że cię ze mną zdradza, a teraz jakby niby nic, znów mamisz jej zamroczony intelekt kłamstwami, mówiąc, jak bardzo ją kochasz.

– Bo kocham.

– Nie zesraj się idioto. – Zacząłem się trząść i odruchowo, może i z zamiarem, moja pięść ponownie wylądowała na jego rybiej twarzy. – Odpierdol się w końcu od niej i przestań niszczyć.

– Możesz mnie okładać do woli, ale ja nie mam zamiaru ciebie słuchać, a tym bardziej rezygnować z Nancy.

– Masz dwa… dwa jebane dni, aby wyjawić Nancy swoją tajemnicę… i albo cię zechce, albo znienawidzi – oznajmiłem głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Po upływie tego czasu, jeśli nadal będziesz ją zwodził, sam jej o tym powiem. Zrozumiałeś Justinie Green?

– Zrozumiałem. – Justin wykrzywił usta w bólu, bo ciosy, które zadałem; potęgowane wzburzeniem, były silne i trafne.

– Polubiłem Nancy i nie pozwolę, abyś zjebał jej życie, opierając to, co pomiędzy wami jest na białym kłamstwie. Ona ledwie funkcjonuje, a jeszcze, jakby tego wszystkiego było mało, matka ciśnie ją do nauki przed egzaminami.

– Widziałem, że schudła i nie tylko, ale nie wiedziałem, że jest, aż tak źle.

– Chuja o niej wiesz debilu… Teraz przynajmniej będziesz miał o czym myśleć – burknąłem przez zaciśnięte zęby. – Jak naprawdę ją kochasz, to zrób to, co trzeba; tyle.

Odwróciłem się na pięcie i odszedłem, pozostawiając kuzyna z głupkowatym wyrazem twarzy. Ulżyło mi i miałem nadzieję, że przekaz trafi w końcu do jego dziurawego mózgu.

Gdy jechałem tramwajem z powrotem do szkoły, dostałem wiadomość od Nancy – trwała właśnie przerwa:

NANCY: Dlaczego nie było cię na lekcji? Przepadłeś jak kamfora.

JA: Byłem u pielęgniarki, bo od rana nie mogę pozbyć się uporczywego bólu głowy. Dała mi silniejszy lek i poszedłem na boisko. Zaraz przyjdę.

Gdy wysłałem wiadomość, tramwaj właśnie zatrzymał się nieopodal szkoły. Wysiadłem i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku wielkiego budynku, uśmiechając się pod nosem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania