Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 3

NANCY

 

Obudziłam się wczesnym rankiem i usiadłam na łóżku. Zgięłam nogi w kolanach i podciągnęłam je pod samą brodę, obejmując rękoma. Zgarbiłam się przy tym i spuściłam głowę, wpatrując się intensywnie w różowe kwiatki na białej pościeli. Kącikiem oka widziałam pierwsze promienie słońca, zaglądające nieśmiało przez okno do mojego pokoju. Odzwierciedlały idealnie mój obecny stan emocjonalny – niezdecydowanie. Czy na pewno powinny wślizgiwać się głębiej do tego ponurego pomieszczenia, czy raczej powinny zatrzymać swój bieg na tej fioletowej zasłonce, która stanowiła dla nich solidną barierę?

Poruszając palcami stóp, zastanawiałam się, czy ja aby na pewno jestem z tej planety. Może mój statek kosmiczny zabłądził po drodze albo wypadłam z niego, lądując właśnie tutaj. Nie odnajdywałam się na tym świecie. Wszystko mnie przerażało, a ludzie wydawali mi się kompletnie odmienni ode mnie. Im bardziej pragnęłam się zaaklimatyzować, tym bardziej pogrążałam się w samotności i wycofaniu.

Długo siedziałam w takiej pozycji, nie mając nawet ochoty, odkleić pasemka włosów, które przykleiło mi się do kącika ust. Doszłam do wniosku, że: Justin wydawał się szczery w tym, co mówił i od razu wyczuł, że byłam kosmitką.

Wstałam z łóżka i poszłam wykonać codzienne czynności, czując, jak kąciki moich ust opadają coraz niżej.

***

Gdy dotarłam do szkoły, od razu udałam się na swoją miejscówkę. Był to wąski, uboczny korytarzyk, gdzie rzadko kto zaglądał, chyba że komuś zachciało się akurat pobawić w doktora i zbadać – dogłębnie – pacjentkę, czy pacjenta. Usiadłam w pozycji embrionalnej i uniosłam głowę do góry, gdzie przez maleńkie okienko wpatrywałam się w chmury. Przesuwały się leniwie, jakby wiedziały, że niedługo wyparują i znikną, a ich resztki rozwieje wiatr.

Telefon w moim plecaku zaczął wibrować, więc wyciągnęłam od niechcenia rękę i namacałam go pośród książek i przystawiłam pod nos. Dzwoniła Hannah, więc wcisnęłam przycisk, odbierz.

– Gdzie jesteś? – spytała. Miała podekscytowany głos, co oznaczało, że ma jakieś ciekawe nowinki do przekazania.

– W samotni – odburknęłam beznamiętnie. Szczerze, to nie miałam ochoty na rozmowę z nikim, nawet z nią.

– Zaraz tam będę. Szukałam cię po całej szkole. Myślałam, że zrobiłaś sobie wagary.

– Czekam. – Wcisnęłam przycisk, rozłącz i wepchnęłam telefon z powrotem do kieszeni plecaka.

Po chwili dostrzegłam ją, uśmiechniętą od ucha do ucha. Uniosłam brew, zastanawiając się, co wprawiło ją w taki dobry humor.

– Aiden ma do ciebie sprawę. Zaraz tu będzie.

– Żartujesz sobie, prawda? – Wstałam, krzyżując ramiona na piersi. – Jaką on może mieć do mnie sprawę, po czterech latach milczenia? Jeśli to jakiś kawał, to nie mam dzisiaj na to ochoty. – Wbiłam w nią stanowcze spojrzenie.

– Cześć – odezwał się miękko. Podszedł do nas i otaksował moje nogi, ręce i twarz, unosząc delikatnie prawy kącik ust.

– Cześć – odpowiedziałam ściśniętym i ledwo słyszalnym głosem, wpatrując się w niemogącą ustać w miejscu Hannah. Jednak mówiła prawdę, a już oczami wyobraźni widziałam swoje ręce na jej szyi.

– Szukał cię, więc go przyprowadziłam do ciebie i tyle. Zostawię was samych i widzimy się na historii. – Puściła do mnie oczko i uniosła kciuk do góry, uśmiechając się szeroko.

Odeszła, a on stanął naprzeciwko mnie, wyciągając ręce z kieszeni spodni. Wzruszyłam bezwiednie ramionami i usiadłam na poprzednim miejscu, krzyżując nogi. Płonęłam ze wstydu, bo byłam pewna, że słyszał to, co mówiłam. Usiadł obok mnie, nie pytając o pozwolenie. Oparł przedramiona na zgiętych kolanach i odwrócił głowę w moją stronę, nie mówiąc nic.

Gryzłam zębami wnętrze policzka, czując, jak stres opanowuje moje ciało. Gdy na niego zerknęłam, bawił się swoimi palcami – skupił się na pocieraniu paznokci.

– Nie wiedziałem, że w naszej szkole jest taki korytarz. Nigdy nie zapuszczałem się w tę stronę. Moja trasa kończyła się przeważnie przy automacie ze słodyczami – rzucił, wpatrując się w podłogę.

– Jak widzisz, nie masz czego żałować – wycedziłam, zachodząc w głowę, co go do mnie sprowadza? Nie odważyłam się po raz kolejny spojrzeć w jego kierunku. Nie spieszył się, aby przekazać mi tę informację, a ja zaczęłam się pocić, słysząc jego równy, spokojny oddech.

– Mam ci coś do przekazania. – Wepchnął dłoń do kieszeni bluzy i wyjął z niej pomiętą kartkę. – Trzymaj. – Podsunął mi ją blisko ręki i czekał, aż ją przejmę.

– Co to jest? – Nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je ze świstem, gdy nasze dłonie zetknęły się na ułamek sekundy.

– To numer telefonu do mojego kuzyna. Poznałaś go w parku w nieciekawych okolicznościach. Prosił mnie, abym ci to dał, więc przekazuję do rąk własnych.

– Możesz to zabrać, nie potrzebuję tego. – Oddałam mu kartkę, czując, jak zaczyna mi brakować powietrza.

Byli spokrewnieni i poza podobieństwem, nic więcej ich nie łączyło. Tamten był gburem, a ten był nieosiągalny.

– Jak chcesz. – Wbiłam w niego zamglony wzrok, obserwując, jak napina mięśnie podczas wstawania. Odszedł z głupkowatym uśmiechem na ustach, a ja siedziałam dobrą chwilę z otwartymi ustami, jakby ktoś wepchnął mi coś wielkiego do buzi.

Po chwili przybiegła Hannah, ciekawa, o czym rozmawialiśmy. Jej oczy błyszczały, a usta poruszały się, nie wydając żadnych dźwięków. Była taka podekscytowana, że nie panowała nad własnym ciałem.

– Co chciał? Poprosił cię o chodzenie? Może zaprosił cię do kina lub na lody? – trajkotała, nie dając mi dojść do głosu i powiedzieć, po co tak naprawdę mnie szukał.

– Nic z tych rzeczy. Pamiętasz tego kelnera z cukierni? To był jego kuzyn.

– Nie za bardzo. Nie przyglądałam mu się, tylko złożyłam zamówienie. Co on ma wspólnego ze sprawą Aidena? – Wytrzeszczyła oczy i zrobiła minę, jakby próbowała sobie przypomnieć, jak ten kelner wyglądał.

– Ten kelner i ten wariat z parku, to ta sama osoba. – Widziałam, jak marszczy czoło. – Wczoraj, jak wyszłaś z cukierni, przysiadł się do mnie i chwilę rozmawialiśmy. Przeprosił za swoje zachowanie. – Zacisnęła usta i patrzyła na mnie, jakby właśnie doznała olśnienia. – Aiden przyniósł mi jego numer telefonu.

– Mam nadzieję, że nie wzięłaś, bo ten jego kuzyn, to porąbany i agresywny idiota. W ogóle wyglądał, jakby był obłąkany – stwierdziła rzeczowo, piorunując mnie wzrokiem. – Nancy?

– Nie wzięłam. – Odetchnęła, poluźniając ostre rysy twarzy. – Był wyjątkowo miły. – Zmrużyła powieki i poczęstowała mnie grymasem rozdrażnienia. – Jest taki przystojny, że…

– Co z tego, jak ma dziurawy mózg. Potraktował nas jak śmieci, pokazując swoją głupotę. – Była zbulwersowana i resztkami sił panowała nad sobą, aby nie wybuchnąć. – Jak go jeszcze zobaczysz, to omijaj go szerokim łukiem. Jak cię zaczepi, traktuj go jak powietrze, choć w jego przypadku może to być trudne, bo jest nachalny. On nie jest dla ciebie Nancy.

– Wiem. Nie należę do jego ligi. Spokojnie, bo wybuchniesz jak za mocno nadmuchany balon.

Przez wszystkie przerwy unikałam jej jak ognia. Spaliłam kilogram tłuszczu, od ciągłego biegania i chowania się przed nią po kątach. Na lekcjach obdarowywała mnie przenikliwymi spojrzeniami i kiwała złowrogo palcem.

Wyczuła, że mi się spodobał i nie chciała, abym robiła sobie złudne nadzieje. Miała rację – ja jednak cały czas rozpamiętywałam, jak mnie dotykał.

Gdy rozbrzmiał końcowy dzwonek, wystrzeliłam ze szkoły jak kula z armaty, nie oglądając się za siebie. Po przebiegnięciu pewnego dystansu przeszłam w tryb marszu i łapałam łapczywie oddech, chcąc dotlenić swoje osłabione płuca. Z kondycją było u mnie na bakier, co widać było po moim zasapanym oddechu i trzęsącym się z wysiłku ciele.

Wlepiłam wzrok w ekran telefonu, przesuwając w dół listę utworów w poszukiwaniu jakiejś spokojniejszej melodii, po czym rozsiadłam się wygodnie na pobliskiej ławce. Wzniosłam twarz w niebo, rozkoszując się promieniami słońca, które ogrzewały moją bladą twarz. Moje ciało owiewał delikatny zefirek, studząc nagrzaną skórę, oraz unosił i rozwiewał moje włosy – pasemko, po pasemku.

Oparłam się wygodnie i przymknęłam oczy, czując, jak schodzi, zemnie cały stres. Byłam lekka jak piórko, które spadało chaotycznie w dół, po oderwaniu się od swojego właściciela.

JUSTIN

 

Szedłem właśnie przez park do cukierni, kiedy odrywając wzrok od szarych chodnikowych płyt, dojrzałem znajomą postać, wygrzewającą się na słońcu. Jej różowe włosy mieniły się, a ona delikatnymi ruchami dłoni chwytała pasemka, opadające jej na twarz i próbowała wsadzić je sobie za ucho. Miała zamknięte oczy i uśmiechała się do siebie, jakby myślała o czymś przyjemnym.

Przyspieszyłem kroku i podszedłem do niej, uważając, aby swoją posturą, nie zakłócić przepływu promieni słonecznych i nie rzucić cienia na jej twarz. Nie chciałem, aby mnie spostrzegła i pod byle pretekstem uciekła mi sprzed nosa. Wpatrywałem się w nią, doliczając się pięciu brązowych piegów w okolicy zadartego noska i zatrzymałem wzrok na dłużej, na jej pełnych, różowych wargach.

Usiadłem obok niej – nawet tego nie odczuła – i powróciłem do obserwacji. Podrygiwała od czasu do czasu, poruszając głową. Otwierała usta, ale nie wylatywał z jej buzi żaden dźwięk. Zauważyłem, że jej usta wysuszyły się nieznacznie, marszcząc i ściągając z braku wilgoci. Zapragnąłem pochylić się nad nimi i nawilżyć je swoim językiem, nie omijając ani kawałka.

Oddychała płytko i ruchy jej klatki piersiowej były praktycznie niezauważalne gołym okiem. Zawiesiłem wzrok na dwóch małych wzgórkach, które uwypuklały się pod opiętą bluzką, pogrążone w lenistwie.

Już ja bym je szybko pobudził, pomyślałem, uśmiechając się pod nosem.

Korciło mnie, aby sięgnąć jej szyi, którą wyeksponowała tak, jakby czekała na czyjś dotyk. Chciałem na nowo poczuć, ten jej lęk, przed nieznanym i poczuć, jak jej ciało drży pod moimi palcami. Nie myśląc długo, wyciągnąłem dłoń i skierowałem ją w te kuszące moje zmysły miejsce, dotykając samymi opuszkami – najdelikatniej jak potrafiłem – i zacząłem nimi wić, jak robak drążący tunel w ziemi.

Nie trwało to jednak długo, bo już po upływie kilku sekund poczułem, jak miękka i pulsująca do niedawna szyja, napięła się i stwardniała jak masa szklana. Nie cofnąłem jednak palców, bo te jej niespodziewane reakcje, sprawiały, że chciałem więcej i więcej.

Otworzyła oczy i przekręciła głowę w moją stronę, jakby sprawdzała, co się dzieje. Wystraszyła się na mój widok i przeczuwałem, że zaraz mnie czymś zaskoczy.

– Co ty robisz? – wycedziła i skrzyżowała obronnie ręce na piersi.

Wstała – chciała mi uciec.

Nie chciałem, aby odchodziła.

Wyciągnąłem w jej kierunku rękę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. W jej oczach widziałem niepewność i ciekawość jednocześnie.

Albo się zawiesi, albo odblokuje, pod wpływem chwili – pomyślałem, widząc, jak spuszcza ręce i zaciska palce w pięść.

– Zostań. Zmykasz, bo cię dotknąłem?

Spięła się i zawiesiła wzrok na chodniku, spuszczając głowę. Nie usiadła.

– Czy ja mam gdzieś tutaj napisane jak na automacie: „Wsadź dwa złote i dotknij mnie”.

- Przemówiłaś. Uszczypnij mnie, bo chyba śnię – oznajmiłem, wybuchając śmiechem. – Nie zauważyłem napisu, ale przyjęłaś taką pozycję, że nie mogłem się powstrzymać. – Wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu, tłumiąc śmiech.

Znów zachowywałem się jak natręt, dotykając jej, jakbyśmy byli razem. Tak już miałem, że moja bezpośredniość czasami przejmowała nade mną kontrolę. Walczyłem z tym odruchem, ale mój mózg nie był do końca taki, jak bym chciał. Robiłem – myślałem. Tego najbardziej w sobie nienawidziłem.

– Nie rób tego więcej – oznajmiła z goryczą w głosie, odsuwając się dalej. – Nie jestem królikiem doświadczalnym i nie życzę sobie, abyś sprawdzał moje odruchy.

To, jak się przede mną wzbraniała, kręciło mnie lepiej, niż koka. Chciałem więcej takiej Nancy. Była tak poirytowana, że zapomniała o nieśmiałości.

– Boisz się, że zrobi ci się mokro pomiędzy nogami? Jesteś dla mnie zagadką i moje ręce same z siebie wyrywają się w twoją stronę. – Wbiłem w nią rozbiegane oczy, dostrzegając, jak przygryza wargę ze złości.

– Jedyne, co w tej chwili czuję to to, że mam ciebie dość – oznajmiła, skupiając spojrzenie na mojej ręce, którą nadal trzymałem wyciągniętą w jej stronę, zachęcając, aby usiadła.

– Zachowujesz się, jakbyś wychowała się gdzieś z dala od cywilizacji. – Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że pożałowałem swoich słów. Wiedziałem przecież, jak postrzega świat, a jednak dogryzłem jej z zimną krwią, bez mrugnięcia powieką. – Wzbraniasz się, jakbyś bała się, że gdy cię dotknę, rozsypiesz się na milion kawałków. – Chwyciłem ją za przedramię i powędrowałem palcami w dół, nie przerywając kontaktu z jej ubraniem. – To, co teraz robię, jest naprawdę takie straszne? – Gdy dojechałem do dłoni, cofnąłem rękę.

Kurwa. Nie potrafiłem przestać myśleć o niej, jak o kimś, kto potrzebuje porządnego kopa w dupę, aby wyjść z tej skorupy.

– Nie, ale nie chcę, abyś to robił. – Pociągnąłem ją bliżej siebie i w końcu usiadła – na samym krańcu ławki, jakbym był trędowaty.

– Mogę cię dotknąć? Nie chcę, abyś mnie brała za natręta, czy gbura bez wychowania. Coś mnie do ciebie ciągnie i nie potrafię pohamować w sobie odruchu, aby wziąć cię w ramiona.

Odpowiedziało mi milczenie. Wiem, że nie powinienem, ale zrobiłem to – położyłem dłoń na jej karku i przejechałem palcami przez całą szyję, aż do policzka, który mocno pulsował. Wydawało mi się, że gdy będę czekał na jej pozwolenie, nie doczekam się nawet, aby dotknąć jej kolana.

Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Czułem to tak intensywnie, że zrobiło mi się gorąco. Ponownie pogładziłem ją po napiętym policzku i uśmiechnąłem się, nie mogąc nasycić się jej reakcją. Przesunąłem palcami po całej długości jej ręki, a ona nadal siedziała, jakby ja ktoś zaczarował.

Dopiero gdy dotknąłem opuszkami palców jej dolną wargę, wybiła się z marazmu i odsunęła się gwałtownie w bok. Cofnąłem rękę, która wisiała w powietrzu, jakby ją ktoś zamroził, a ona zachwiała się i upadła na ziemię, zahaczając o kant ławki. Skrzywiła się i jęknęła cichuteńko, łapiąc się za lewy bok.

– Uderzyłaś się? – Zerwałem się z miejsca, a mój uśmiech znikł w mgnieniu oka, ustępując miejsca zatroskaniu. – Daj rękę, pomogę ci wstać. – Miała spuszczoną głowę, ale przez prześwity pomiędzy kosmykami jej włosów, widziałem, że poczerwieniała i wargi jej drżały.

– Odsuń się – oznajmiła stłumionym głosem i uniosła głowę, Po policzku płynęła jej łza.

– Sama sobie zgotowałaś taki los. – Odruchowo kucnąłem obok niej, chcąc otrzeć łzę, która zbliżała się do jej górnej wargi, ale zablokowała moją rękę i zacisnęła mocno dłoń na moim nadgarstku.

– Sama wstanę. – Cofnęła rękę i wspierając się na dłoniach, wstała i usiadła od razu na ławce.

– Pokaż mi to. – Podwinąłem jej lekko bluzkę do góry, natrafiając wzrokiem na małe otarcie. Nie zauważyłem w jej zachowaniu nic, co by oznaczało, że nie życzyła sobie, abym robił to, co właśnie robiłem. – Nie wygląda to źle. Będziesz żyć. – Uśmiech znów zagościł na moich ustach, a pod palcami czułem, jak jej ciałem wstrząsnął silny dreszcz.

– Nie dotykaj, bo mocniej piecze. Zachowaj swoje zarazki dla siebie. – Obciągnęła bluzkę i spojrzała mi głęboko w oczy, rumieniąc się przy tym.

Nie chciałem robić tego, o co prosiła. Chciałem być blisko. Nawet widok Samanty nie wywoływał takiego wow, gdy zaczynaliśmy się spotykać.

Wzdrygnąłem się, gdy przesunęła wzrok w okolice mojego krocza, i poczułem, jak mój penis uniósł się delikatnie, po czym powrócił na poprzednie miejsce. Zmieszała się jeszcze mocniej – była czerwona jak burak na całej twarzy – gdy, zorientowała się, że widzę, gdzie się patrzy i szybko spuściła wzrok w ziemię.

– Teraz lepiej. – Usiadłem obok i chwyciłem ją za podbródek, unosząc twarz do góry. – To twoje zażenowanie jest urocze, aż się lekko podnieciłem. – Przechwyciłem jej zmieszany wzrok i zapatrzyłem się w jej wilgotne oczy, kładąc dłoń na jej kolanie.

– Czego ty ode mnie chcesz? Widzisz przecież, że boję się ciebie jak mrówka – mrówkojada. Dotykasz mnie, jakbym była twoją własnością. Sprawia ci to przyjemność? – Zbladła i spuściła oczy, jakby podejrzewała, że się z niej naśmiewam.

– Nie znam się za bardzo na zdobywaniu dziewczyn, bo one po prostu były… i nie wymagały tyle zachodu, co w twoim przypadku. Próbuję jakoś przełamać lody, ale ty mi tego nie ułatwiasz. Nie wiem czemu, ale pragnę cię dotykać i czuć na swojej skórze twoje ciepło. Do tej pory musiałem oganiać się od kobiecej nachalności – często siłą. Nigdy nie pragnąłem takiego kontaktu, wręcz przeciwnie. Od dawna szukam kogoś, kto będzie podobny do ciebie – nie koniecznie aż taki dziki.

– Więc siedź sobie tutaj i czekaj, aż jakaś podejdzie i cię stąd zabierze. – Wstała i zarzuciła sobie plecak na ramiona, unikając mojego wzroku.

– Dobrze. Siedzę i czekam. – Wysunąłem rękę w jej kierunku. – Możesz mnie stąd zabrać Nancy? – Zrobiłem maślane oczy, a ona spojrzała na mnie oszołomionym wzrokiem, jakby była zaskoczona moją prośbą. – Podoba mi się, jak się złościsz, bo wtedy mówisz bez krępacji, jakbyśmy się znali od lat.

– Żart, prawda? Namierzyłeś szarą myszkę i bawisz się mną, jak bym była bezdusznym i pozbawionym uczuć manekinem. Przekazujesz przez kuzyna swój numer telefonu, jakbyś był pewien, że na ciebie polecę, jak pszczoła do miodu. Na pewno ubzdurałeś sobie, że nie zdołam ci odmówić, bo kto przy zdrowych zmysłach odtrąciłby takiego przystojniaka jak ty – wyrzuciła te słowa drżącym głosem, zaciskając wargi.

W moich oczach stała się jeszcze bardziej krucha, niż w rzeczywistości i zapragnąłem ją przytulić.

Zabolało mnie, że postrzega moją osobę w taki sposób – zirytowało i musiałem jej odpowiedzieć.

– Nie dziwię się, że nie miałaś jeszcze chłopaka. Masz pokręcony mózg i mówisz od rzeczy. Masz równo pod sufitem? To, że cię podpuszczam i prowokuję, abyś się troszkę wyluzowała, nie oznacza, że cię podrywam i czegoś od ciebie chcę (zaprzeczałem sam sobie, odnośnie do tego, co mówiłem wcześniej).

Ugryzłem się w język o dwa zdania za późno. Spojrzała mi prosto w oczy, a jej źrenice rozszerzyły się do granic możliwości. Przymknęła na chwilę powieki, a gdy je ponownie uniosła, z jej wytrzeszczonych oczu, zaczęły wypływać pojedyncze, wilgotne kropelki, trzęsąc się tak samo, jak ona teraz.

– Nie to miałem na myśli i… – Doprowadziłem ją do łez. Na pewno pomyślała sobie, że jest brzydka – w moich oczach była idealna. Niechcący uświadomiłem ją w tym przekonaniu, zniechęcając jeszcze bardziej do płci przeciwnej

– Masz rację. Właśnie tak pomyślałam. – Odwróciła się do mnie plecami i wolnym krokiem ruszyła w stronę przystanku tramwajowego. Widziałem, jak kieruje ręce do twarzy, aby otrzeć łzy, które wywołałem swoimi, za daleko idącymi odzywkami. Miałem ochotę krzyknąć i przeprosić ja za swoje słowa, ale nie zrobiłem tego, nie chcąc dolewać oliwy do ognia.

Pochyliłem się i wsparłem ręce na kolanach, patrząc, jak odchodzi. Wpadła mi w oko i kręciła mnie, ale nie miałem zielonego pojęcia, jak do niej podejść, aby zaczęła traktować to, co mówię i robię poważnie (nie zawsze dobrze). Była tak zalękniona i wycofana, że nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby wzbudzić czyjeś zainteresowanie swoją osobą.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania