Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 18

JUSTIN

 

– Kogo to moje oczy widzą. – Ken podszedł do mnie i przybiliśmy żółwika. – Sto lat cię nie widziałem. – Poklepał po ramieniu i posadził chude cielsko z powrotem na ławce, wplatając palce w długie, blond włosy.

– Justin! – Usłyszałem za plecami głos Shawna i zwróciłem się w jego stronę. – Dobrze wyglądasz. – Nie przywitaliśmy się, jak należy, bo obie ręce miał obładowane piwskiem.

– Dalej podżerasz po kątach? – Wzniosłem lekko kąciki ust. – Wyglądasz jak krótki baleron nadziany na dwie chude wykałaczki. Jesteś w ciąży? – Poklepałem go po obfitym brzuszku.

– Nie. Wątroba mi siada, ale jeszcze zipię. – Shawn postawił piwa na drewnianym stole. – Dawaj piątkę.

– Właśnie dzwoniła Sarah i powiedziała, że nie da rady przyjąć, bo stara na nią siadła. Stephena również nie będzie, bo już sobie dogodził i nie ma siły wstać – oznajmiła Kim, siadając Billiemu na kolana.

– Alek, brachu. – Morda mi się ucieszyła na widok mięśniaka o czarnych włosach sięgających nosa i wielkich, piwnych oczach, które się właśnie we mnie wpatrywały. – Ty też tutaj? – Przywarliśmy do siebie i poklepaliśmy po plecach.

– Nie mogłem odmówić, chociaż jestem zawalony pracą. – Podrapał się po podbródku. – Kim trudno odmówić.

– Słyszałem, że otworzyłeś salon tatuażu… gratuluję. – Sięgnąłem po piwo. – Kiedy mogę do ciebie wpaść na coś nowego?

– Jesteś mile widziany o każdej porze. Na twoim ciele są moje pierwsze dziary i dzięki tobie, doszedłem w tym, co robię do perfekcji – roześmiał się głośno Alek i spuścił wzrok na ręce. – Na mojej skórze nie znajdziesz różowego koloru, nie wliczając w to twarzy i chuja.

– Bez talentu daleko byś nie zajechał, nawet, jakbyś wytatuował mnie od stóp do głów. – Puściłem do niego oczko. – Kto dziarał ci miejsca, w które nie mogłeś sięgnąć?

– Co racja, to racja. – Uniósł brew. – Mój wspólnik Frank mnie ubarwił. – Alek otworzył piwo i delektował się złotym nektarem. – Co u ciebie? Masz kogoś? Przy okazji przykro mi z powodu śmierci mamy. – Posłał mi ciepłe spojrzenie.

– Dziękuję. – Uśmiechnąłem się krzywo. – Jakoś to moje zjebane życie się toczy – westchnąłem i pozbyłem się kapsla z szyjki butelki. – Zakochałem się, ale przez swoją porywistość znów jestem sam.

– Pierdolony głupiec – rzucił mi prosto w twarz. – Da się jeszcze coś zrobić, czy będziesz teraz zdychał i usychał z tęsknoty. – Twarz Aleka spoważniała.

– Nie wiem. – Wlepiłem wzrok w stół. – Nie powiedziałem jej jeszcze całej prawdy o sobie, więc…

– Kurwa… idiota. – Alek pacnął mnie w głowę. – Dlatego jestem sam i jak coś zaczyna mi się dziać w serduszko, to zawczasu zawijam się i spadam.

– Ja też tak robiłem. – Spuściłem głowę. – Jebnęło mnie tak nagle, że nawet nie wiem, kiedy nie potrafiłem przestać o niej myśleć.

– Pokaż jak tam moje arcydzieła. – Podwinąłem bluzę do góry, a Alek zaczął lustrować klatę.

– Na sercu nadal nic nie zrobiłeś? – Zmarszczył brwi. – Brzydko to wygląda, aż razi w oczy. Wpadnij do mnie po weekendzie, to coś ci tam zapodam.

– Nie coś, tylko coś specjalnego. – Dałem mu kuksańca w bok i przekręciłem głowę w bok, zauważając wysoką, zgrabną, długowłosą szatynkę, która szła właśnie w stronę grilla.

– Alex ma kogoś? – Gapiłem się na nią, jakbym nigdy wcześniej nie widział kobiety. – Nic się nie zmieniła. – Oblizałem wargę i przełknąłem ślinkę.

– Nie – odparł Alek. – Powiedziała, że ma dość partnerów, bo wszyscy, których poznaje, po pierwszym zauroczeniu, zostawiają ją dla innych.

– Ciekawe dlaczego? – Zachodziłem w głowę.

– To ty nie wiesz, że jej były chłopak ją stalkuje i zajebał jej ostatniego chłopaka. – Alek zrobił zaskoczoną minę, jakbym był sto lat za murzynami z nowinkami. – Policja poszukuje go już od trzech miesięcy, ale nie mogą go namierzyć. Dobrze się kryje.

– Nic nie wiedziałem, a zresztą od kogo miałem się tego dowiedzieć. Od sanitariuszy z wariatkowa, a może od Aidena, który nie ma o niczym bladego pojęcia. – Wzdrygnąłem się. – Żyje w swoim świecie i ma wszystko w dupie. Nigdy też nie trzymał z ekipą tak blisko, jak ja, więc…

– Jasne. – Alek zrobił łyka piwa i oparł butelkę o kolano. – Trzymaj się od Alex z daleka. To tak ode mnie i pomiędzy nami Justin.

– Rozumiem. – Mój wzrok ponownie powędrował w jej stronę. – Idę się przywitać. – Wstałem i podszedłem do Alex, napotykając promienny uśmiech, na mój widok.

– Justin! – Zrobiła zaskoczoną minę, jakbym był duchem. – To naprawdę ty? – Poczułem ręce zaciskające się na szyi i ponętne ciało Alex, napierające na mnie. – Miło cię widzieć przystojniaku. – Próbowała mnie pocałować i przywarła do moich rozdziawionych warg, soczystymi ustami, ale przerwałem ten proceder i odsunąłem od siebie.

Dostrzegłem zdziwienie w jej przymrużonych, szarych oczach.

Kręciła mnie, ale nie chciałem jej i to nie dlatego, że jej były chłopak kogoś zabił.

Nie chciałem dlatego, że już jedną taką miałem i kolejna nie była mi potrzebna.

– Witaj Alex. Jak zwykle piękna. – Otaksowałem ją z bliska i zawiesiłem wzrok na rumianej twarzy. – Nie rób tego więcej. Moje serce jest już zajęte.

– Okej. – Skrzywiła się i odeszła. Usiadła kawałek dalej, zerkając na mnie spod sztucznych rzęs. Po wyrazie twarzy można było wywnioskować, że: była rozczarowana i zaskoczona moją postawą.

– Ken, dawaj te kiełbaski! – krzyknął Billi, odrywając się od ust Kim. – W brzuchu mi burczy!

– Już łakomczuchu! – odkrzyknął, podążając w stronę stołu z talerzem pełnym parujących kiełbasek. – Mieliśmy startować o osiemnastej, a nie o szesnastej – dodał, stawiając talerz na stole.

– O osiemnastej to będziemy cię zbierać z podłogi – roześmiał się Billi. – Wszyscy co mieli być, już tutaj są, więc to, na co mamy czekać?

– Racja. – Ken wcisnął dupsko pomiędzy Alex, a Shawna i wyjął z kieszeni bluzy srebrne zawiniątko, które położył ostrożnie przed sobą na drewnianym blacie stołu. – Będę dzielił kreski, więc ręka do góry, kto się pisze.

Oprócz mnie i Aleka wszyscy podnieśli ręce. Impreza dopiero teraz nabierze tempa i wszyscy zaczną odpierdalać.

Skinąłem głową na Aleka i poszliśmy usiąść na uboczu, biorąc sobie po piwie.

– Nie chcecie? – zagadnęła Kim, podeszła bliżej i potarła nos dłonią.

– Wiesz przecież, że jestem czysty i nie biorę – odburknąłem, widząc, że amfetamina zaczyna działać. Jej oczy wyglądały, jakby się śmiertelnie czegoś wystraszyła. – Wystarczy mi piwo, którego też wlewam w siebie stanowczo za dużo.

– Kim! – ryknął Billi. – Chodź tu do mnie kobieto, a nie podrywasz Justina. Miałeś go już kiedyś i jakoś nie doszliście do porozumienia. – Wychylił się tak mocno, że spadł z ławki, co wywołało salwę śmiechu wśród reszty.

– Zamknij dziób -syknęła. – Muszę go poddać wykrywaczowi kłamstw. Nie widzisz, że umiera z tęsknoty.

– Co?! – Alex szybko podłapała temat. – Mówił, że jest zajęty, więc o co kaman?

– Zgrzyty w związku, ale zaraz mu doradzimy, jak to naprawić! – odpowiedziała Kim, kucając naprzeciw mnie. Alex podeszła i przyłączyła się do niej.

– Opowiadaj – zasugerowała Kim, o mało nie lądując na dupie, gdyby nie szybka reakcja Aleka, który ją podtrzymał.

– Nie ma o czym – wypaliłem. – To moja sprawa i tyle. – Urwałem temat, a one spojrzały na mnie ostrym wzrokiem i o dziwo odpuściły dalsze przepytywanie. Wstały z kucek i wróciły do reszty.

– Tak sobie rozmyślałem i doszedłem do wniosku, że chyba wiesz, jaką dziarę chcesz na piersi – zagadnął Alek, stukając paznokciami po kolanie.

– Tak, zrobiłem nawet szkic. – Wyjąłem telefon z kieszeni bluzy. – Nie mam twojego talentu, ale liczę, że naniesiesz lekkie zmiany. – Pokazałem mu zdjęcie.

– Justin… pojebało cię. – Alek wybałuszył oczy. – Naprawdę chcesz to sobie zrobić? – Był w takim szoku, że nie wytrzymałem i ryknąłem ze śmiechu, na widok jego rozdziawionych ust.

– Teraz mnie rozumiesz? – Na moją twarz powróciła powaga. – Wcześniej byłem zamroczony po śmierci mamy, ale teraz, gdy ból po jej stracie zelżył, zaczęły się schody. – Zrobiłem parę łyków piwa. – Ma na imię Nancy i nie potrafię, nie chce i nie będę umiał bez niej funkcjonować.

– Grubo. – Alek poklepał mnie po spiętych plecach i zerknął rozmarzonym wzrokiem, który powiedział więcej, niż potok słów. – Kochasz ją mocniej niż Samantę, prawda?

– Tak. – Kłuło mnie w klatce piersiowej i zaczynałem mieć problemy z oddychaniem. Tlen nie docierał tam, gdzie powinien. – Jak jej nie odzyskam, to… – zawiesiłem się. Głos utkwił w ściśniętym gardle.

– Przestań, bo ci wyjebię – oburzył się Alek i zaczął mnie pukać po czole. – Zrób wszystko, aby ją odzyskać i nie dopuszczaj do siebie czarnych scenariuszy, zrozumiano?

Nie odpowiedziałem, tylko skinąłem głową.

***

 

Alek i ja dołączyliśmy do reszty, która bawiła się w najlepsze. Shawn nakręcił muzykę tak głośno, że nie słyszałem własnych myśli. Patrzyłem spode łba na znajomych i doszedłem do wniosku, że już do nich nie pasuję. Bez koksu nie było tego czegoś i czułem się pośród nich jak borowik pomiędzy muchomorami. Powiedziałem Alekowi i Billiemu, że wracam do domu, co ich nawet nie zdziwiło. Pożegnałem się z resztą i ruszyłem w stronę swojej działki. Zamknąłem altankę i szybkim krokiem poszedłem na przystanek tramwajowy.

Pierwszy tramwaj przyjechał po pięciu minutach, a już po kolejnych dziesięciu wysiadłem naprzeciwko parku. Naciągnąłem kaptur na głowę, bo zacinał chłodny wiatr i garbiąc się nieznacznie, ruszyłem przed siebie, wpatrując się w ekran telefonu.

Miałem na nim jedno, jedyne zdjęcie Nancy, na które gapiłem się godzinami – zrobiłem je, kiedy uczyła się jeździć na rowerze.

Im dłużej wpatrywałem się w jej śliczną twarz, tym trudniej było mi iść. Ciało owładnęła niemoc i miałem uczucie, że zaraz zemdleję. Serce tak mocno kołatało w piersi, że pragnąłem je wyrwać i wyrzucić w krzaki, aby przestać cokolwiek czuć.

Wzniosłem głowę lekko do góry, aby zorientować się, gdzie się obecnie znajduję – byłem pośrodku parku. Nie miałem ochoty wracać do pustego domu, więc postanowiłem udać się nad rzekę, do swojego miejsca. Dotarłem na skraj parku, przeszedłem przez pasy, następnie chodnikiem prosto, kolejne pasy i postawiłem stopę w drugim parku. Nie miałem z niego miłych wspomnień.

W nim brałem narkotyki, rozrabiałem i niedaleko niego umarła Samanta.

Gdy byłem tutaj ostatnio z Nancy – prowadziłem ją do swojego miejsca – nie miałem głowy, aby się po nim rozejrzeć. Teraz mnie przytłaczał i wspomnienia napływały do mózgu. Przeszedłem obok drzewa, pod którym kochałem się z Samantą, po odchyleniu głowy w bok, dojrzałem ławkę, z której spadłem, bo właśnie wstrzyknąłem sobie działkę heroiny. Po zrobieniu paru kroków oczy dojrzały klomb, obok którego skopałem chłopaka z zazdrości o Samantę. Po drugiej stronie, obok fontanny zostałem zwinięty przez patrol policji i spędziłem noc na izbie wytrzeźwień.

W którym kierunku bym nie spojrzał, z każdym z nich wiązało się jakieś wspomnienie. W tym wielkim parku spędzałem bardzo dużo dni i nocy. Naciągnąłem kaptur mocniej na czoło i przyspieszyłem kroku, bo chciałem już być na miejscu i usiąść w ciszy. Dzisiaj w parku było wyjątkowo dużo osób – przewaga kobiet z dziećmi.

Gdy uniosłem głowę wyżej, odrywając wzrok od chodnika, zorientowałem się, że jeszcze parę kroków i będę na miejscu. Przecisnąłem się przez gąszcz krzaków i wynurzyłem tuż obok rzeki, widząc i słysząc jej leciuteńki szmer. Przekręciłem głowę w prawo i zamarłem.

Cztery kroki przede mną siedziała Nancy w pozycji embrionalnej i wpatrywała się przed siebie.

Nogi zrobiły mi się jak z waty. Otworzyłem szerzej oczy, bo wydawało mi się, że mam zwidy. Tak długo wpatrywałem się w jej zdjęcie w telefonie, że mogłem ją sobie tutaj wyobrazić, co zwiastowałoby, że mam nie po kolei w głowie.

– Nancy, jesteś prawdziwa, czy istniejesz tylko w mojej głowie? – Wsparłem się o pobliskie drzewo, wybałuszając oczy, aż zaczęły mnie boleć. – Kotku?

Zwróciła twarz w moją stronę i spojrzała nieobecnym wzrokiem, jakbym był wspomnieniem, o którym nie potrafiła zapomnieć.

– Cześć – odezwała się smutnym głosem i odwróciła ode mnie twarz, powracając do wpatrywania się w dal.

– Naprawdę tutaj jesteś – szepnąłem i podszedłem bliżej, zdając sobie sprawę, że to nie sen. – Myślałem, że z tęsknoty za tobą, dostałem omamów.

– Nie przesadzaj. – Wsparła się na rękach i podniosła ciało z koca, nie patrząc na mnie.

Widziałem ją i to naprawdę była ona. Widok jej przygaszonej twarzy spowodował erupcję krwi do mózgu i serca, które biło szybko. Przeszedł mnie prąd, lecz i on nie zdołał wyrwać intelektu z osłupienia. Odchodziła, a ja nie potrafiłem ruszyć palcem. Gałki oczne podążały za szczupłą sylwetką, ale zaraz i one stracą ją z pola widzenia.

Rusz się idioto! To Nancy!

– Nancy! – zdołałem wydukać tuż za jej plecami. – Nie odchodź. – Odzyskiwałem kontrolę nad sparaliżowanym ciałem. Pierwszy, tak niepotrzebny w tej chwili szok minął. – Zostań, proszę cię.

– Jest mi bardzo przykro z powodu twojej mamy – westchnęła. – Chciałam napisać, ale uznałam, że składanie kondolencji przez SMS-a, byłoby nie na miejscu. – Oczy Nancy nadal na mnie nie spojrzały. – Była już taka poprawa, a tu nagle… – Trzymaj się Justinie.

Wyglądała tragicznie. Schudła i miała otępiałe ruchy, jakby była robotem, któremu niedługo rozładują się baterie. Aiden miał rację i przeze mnie wyglądała jak zombie.

– Kotku, nie zostawiaj mnie samego. – Odwróciłem głowę i napotkałem wypalony wzrok. – Nie potrafię bez ciebie funkcjonować. Zabierasz mi tlen, a bez niego i ciebie u boku umieram. – Chciałem się w nią wtulić i zapomnieć, że kiedykolwiek odeszła. – Mama niespodziewanie dla nikogo dostała zawału i nie dało się dla niej nic zrobić. Widocznie tak miało być.

– Nie tylko ty dusisz się tym życiodajnym powietrzem, Justin… nie tylko ty – wyrzuciła z siebie ledwie słyszalnym głosem. – Chciałabym już przestać oddychać, ale nie potrafię odciąć dopływu tlenu, który wlatuje do moich płuc, choć go tam nie chcę.

– Tak bardzo za tobą tęskniłem. – Zrobiłem krok w jej stronę i pochwyciłem delikatnie za podbródek. – Spójrz na mnie kochanie, proszę. – Przechwyciłem smętne spojrzenie Nancy i dostrzegłem łzę, która zatrzymała się w kąciku oka. – Nie płacz kotku, bo zaraz sam się poryczę.

– Nie mam już siły, aby płakać. – Spuściła oczy. – Jestem sucha w środku.

– Mogę się do ciebie przytulić? – Odpowiedziało mi milczenie. – Jest mi tak strasznie źle i czuję taką wewnętrzną pustkę. Nie było cię obok mnie, kiedy tak bardzo potrzebowałem twojego wsparcia i ciepła – westchnąłem. – Jesteś jednak teraz, gdy coraz intensywniej zaczynam odczuwać twój brak.

– Nie wywlekaj tego, co tak okropnie boli Justin – przyznała miękkim głosem. – Twoje słowa tną bardziej niż najostrzejsza żyletka.

– Twoje wyznanie podczas naszego ostatniego spotkania, że kochasz Aidena, docisnęło szpilkę, która wbijała się milimetr po milimetrze w moje serce. – Objąłem jej twarz. – Dlaczego pozwoliłaś się kochać, a później, tak nagle oświadczyłaś, że mnie nie chcesz?

– Byłam na ciebie zła i tak od słowa do słowa… nie kocham Aidena – wyznała to, patrząc mi prosto w oczy. – Ciebie kocham i wariuję, bo ciągle mnie ranisz. – Położyła dłoń na moim sercu, które wyrywało się z piersi. – Dlaczego nie patrzysz na mnie tak, jak patrzysz na Amber?

– Nie chcę tak na ciebie patrzeć, kotku. – Broda i wargi Nancy zadrżały. – Na nią patrzę jak na panienkę do łóżka, a na ciebie patrzę… jak na kobietę, którą kocham.

– Nie potrafisz się obyć bez seksu? – spytała miękkim głosem, a ja nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. – Wiem, że nic nie umiem, ale ty nawet nie próbujesz mnie tego nauczyć. – Zabrała dłoń z mojej piersi.

– Nancy, boję się, że cię skrzywdzę – wyjąkałem. – Nie wiem, dlaczego jest we mnie tak dużo agresji i nie potrafię nad tym zapanować. – Pogładziłem jej blady i chłodny policzek. – W łóżku lubię być bestią i już nieraz zadawałem sobie pytanie, czy zdołam się pohamować, wiedząc, że jesteś dziewicą?

– Rozumiem. – Znów spuściła wzrok. – Nic z tego nie będzie – stwierdziła i ściągnęła moje dłonie z twarzy. – Pójdę już.

– Nie! – Pochwyciłem ją w swoje ramiona i objąłem z całych sił. – Nie chcę, abyś odchodziła, kotku. Potrzebuję cię, bo bez ciebie nie istnieję. Moim światem jesteś ty, a jak ciebie w nim nie ma, to ja takiego świata nie potrzebuję.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mi ciebie brakowało Justinie Green. – Wtuliła się we mnie, aż czułem wszystkie kości.

– Czułem to samo. – Drżała na całym ciele, a ja cieszyłem się jak głupi, czując te niekontrolowane odruchy. Tak bardzo mi tego brakowało. – Daj mi czas, abym poukładał sobie wszystko w głowie i wyrzucił z mózgu wszystkie hamulce, które spowalniają jego działanie. – Odsunąłem jej głowę od swojego torsu i odnalazłem spragnione pieszczot usta, całują delikatnie, jakby były z najcieńszego szkła. – Dasz mi chwilę, abym się ogarnął i przestał myśleć fiutem, a zaczął głową?

– Mam inne wyjście. – Uśmiechnęła się leciuteńko. – Wystarczy, że jesteś obok i mogę napawać się twoim: ciałem, ciepłem i miłością.

– Dziękuję – jęknąłem, gdy maleńka dłoń wśliznęła się pod moją bluzę i zaczęła gładzić po plecach. – Od razu odzyskałem chęć do życia. Brakowało mi tego i tego też. – Zanurzyłem język w buzi Nancy i penetrowałem wnętrze, bawiąc się z jej językiem w berka.

Rozpierała mnie energia do tego stopnia, że mógłbym skakać po drzewach jak małpa. Cały byłem w skowronkach i chłonąłem jej bliskości, jak pączek, olej.

Serce zwariowało, tak samo, jak mózg, na punkcie tej boskiej dzikuski. Byliśmy znów razem i poza tym, inne sprawy zeszły na dalszy plan. Kochałem ją jak wariat i była to miłość odwzajemniona.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • LBnDrabble pół roku temu
    Zapraszamy do wzięcia udziału w LBnDrabble!
    Tematy do wyboru:
    1. SAMOTNY POWIEW
    2. NADZIEJA GRZECHU
    W tekście można zamieścić obydwa tematy, albo jeden z dwóch. Do wiadomości! Piszemy jedno drabble.
    Piszemy do 13 listopada, do północy. Zatem do dzieła!
    Tutaj znajdziesz odpowiedzi na pytania:
    https://www.opowi.pl/konkursy/
    https://www.opowi.pl/profil/lbndrabble/opis
    Liczymy na Ciebie!

    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania