Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA / 20

JUSTIN

 

Siedziałem na tej pierdolonej ławce w parku już od piętnastu minut, wypatrując sobie za nią oczy. Zawsze była punktualna i gdy miała się spóźnić, to mnie o tym powiadamiała. Musiało się coś stać albo Amber puściła farbę, chociaż prosiłem, aby to, co wydarzyło się w nocy, pozostało pomiędzy nami.

Sięgnąłem do kieszeni spodni po telefon i spostrzegłem, że było już piętnaście po czternastej, więc napisałem do niej.

JA: Czekam i czekam, aż zacząłem już przyrastać do tej ławki. Wypadło ci coś?

Trzymałem telefon w dłoni już pięć minut, a odpowiedzi jak nie było, tak nie było. Spiąłem się, bo już byłem pewien, że mi nie odpisze. Jak była zła, nigdy tego nie robiła. Jak była szczęśliwa, odpisywała natychmiast, bo telefon zawsze miała przy sobie.

By cię szlag, Amber – pomyślałem, trzęsąc się z nerwów. Wstałem, bo mnie nosiło i miałem ochotę coś rozwalić. Nie zrobiłem jednak nic, co zwiastowałoby kłopoty i zainteresowanie moją osobą. Postanowiłem wyładować frustrację, bez sensacji.

Podszedłem do najbliższego drzewa i kopnąłem je z buta parę razy, czując, jak schodzi ze mnie całe ciśnienie. Byłem na siebie wściekły, że po raz kolejny okazałem się dupkiem, który myśli fiutem i poszedłem zaspokoić swoje pożądanie, zamiast wrócić do domu i uderzyć w kimono.

– Kurwa! – wrzasnąłem głośno, płosząc gołębie i gawrony, które wzbiły się w powietrze z pobliskich drzew. – Dlaczego ja jestem taki tępy? – Trzęsącą się ręką wyjąłem ponownie telefon z kieszeni spodni i napisałem kolejną wiadomość, licząc na cud.

JA: O co ci chodzi, że mnie olewasz?

Ciało zaczynało wrzeć. Byłem wściekły i załamany jednocześnie. Jak rano otworzyłem oczy i ujrzałem obok siebie nagie ciało Amber, czułem się jak ostatnia świnia, a teraz wcale nie było lepiej.

JA: Nie zasługuję na żadne wyjaśnienie twojego milczenia?

Zagotowałem się i przestałem nad sobą panować, kopiąc pobliską ławkę z całych sił. Tępy ból w piszczeli pohamował mój zapęd; ale nie na tyle, aby nie kopnąć raz jeszcze i jeszcze, do czasu, aż pokazały mi się mroczki przed oczami. Usiadłem i oddychałem głośno, poświstując od czasu do czasu.

Znowu nawaliłem i tym razem nie będzie mi łatwo udobruchać Nancy, pomyślałem, uderzając się z całej siły pięścią w kolano, po czym wyrzuciłem telefon w trawę.

Gdy opadł na przystrzyżony trawnik, zauważyłem, że zamrugał i zgasł. Szybko podbiegłem i podniosłem go z ziemi, dopatrując się wiadomości od Nancy, po jego odblokowaniu.

NANCY: Nie mam ochoty wychodzić z domu, zwłaszcza do takiej zakłamanej osoby, jak ty.

JA: Można więcej szczegółów?

NANCY: Przecież dobrze wiesz, o co chodzi – Amber.

JA: Popełniłem błąd i przepraszam cię za to.

NANCY: Mogłeś przyjść do mnie, ale nie pomyślałeś.

JA: Po co, aby potrzymać cię za kolano, nie przesadzaj i wyluzuj dziewczyno. Potrzebowałem ostrego rżnięcia, a nie umoralniania, a ty nie mogłaś mi tego dać. Potrzebowałem kobiety, a nie panienki do rozdziewiczenia.

NANCY: Rozumiem. Dziękuję za parę słów prawdy. Zabolało, ale lepsze to niż mydlenie oczu.

Wpatrywałem się w ekran telefonu, nie wierząc, że tak jej napisałem. Teraz to już na pewno koniec.

JA: Kotku, nie to miałem na myśli, nie w tym sensie, że: nic mi nie możesz zaoferować. To bardziej w sensie, że: nie jesteś gotowa, aby przyjąć mnie, kiedy jestem nabuzowany.

NANCY: Daruj sobie i żyj sobie dalej w tym dziwnym układzie z Amber. Pa.

JA: Przyjdź do parku, czekam.

Już mi nie odpisała, rozsypałem się, jak piasek na wietrze. Serce kłuło tak mocno, że nie byłem w stanie zaczerpnąć powietrza. Siedziałem na ławce i ściskałem ją z całych sił, aż straciłem czucie w dłoniach. Mózg nie pracował, wyłączył się, jakby zabrakło mu zasilania. Wiedziałem, co zrobiłem i zdawałem doskonale sprawę, że nie zostało mi nic innego, jak…

Wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem do wyznaczonego celu. Zauważyłem, że ludzie, którzy mnie mijali, przyglądali mi się, jakby zobaczyli kosmitę.

– Na chuja się gapisz! – Chwyciłem jakiegoś młodziaka za fraki, kipiąc ze wściekłości. – Podobam ci się?! – Zatrzymałem pięść tuż przed jego twarzą, odzyskując rozum.

– Masz całe spodnie i podkoszulek upaćkane czymś brązowym, jakby samochód obryzgał cię błotem. – wydusił przez zaciśnięte zęby. Trząsł się; wypuściłem go. – Co ja odwalam! – krzyknąłem do siebie. – Przepraszam i dzięki za cynk.

Byłem w takim amoku, że nawet nie czułem bólu, nie mówiąc już o tym, że jestem brudny. Chłopak uciekł w popłochu, więc obejrzałem swoje upaćkane ubranie i machnąłem ręką, mając to gdzieś. To była ta okropna farba z ławki. Jakiś palant zerwał karteczkę „Świeżo malowane”, nawet tego nie zauważyłem. Musiałem odruchowo wytrzeć w jasne ubranie dłonie. Ruszyłem dalej przed siebie jak czołg, taranując wszystkich, którzy stanęli mi na drodze, przeklinając po całości.

Gdy dotarłem na miejsce, stanąłem i próbowałem ochłonąć, co nie było łatwe. Chodziłem tak, jakbym chwilę wcześniej wciągnął kreskę amfetaminy. Musiałem jednak opanować ciało. Gdy zadzwoniłem do drzwi z numerem 8, byłem całkowicie wyluzowany i zacząłem odczuwać ból w lewej nodze i prawej dłoni. Na szczęście w drzwiach nie było wizjera.

Po chwili usłyszałem przekręcający się klucz w zamku i drzwi stanęły otworem. Ujrzałem smutną twarz Nancy i zamarłem, na widok skwaszonej miny i wybałuszonych oczu. Próbowała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale zdążyłem zablokować stopą. Wiedziałem, że mama Nancy jest w pracy, więc się nie krępowałem.

– Zabierz tę girę i cofnij się! – wrzasnęła, aż byłem w lekkim szoku, że ma taki ostry głos.

– Nie. Sama się cofnij. Wpakowałem się do mieszkania, wymijając ją. – Nie skończyliśmy wymiany zdań, kotku. – Byłem w salonie, ale nie usiadłem, bo nie chciałem niczego zabrudzić.

– Ja skończyłam. Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Wyśmiałeś mnie, a teraz śmiesz do mnie przychodzić. – Piorunowała mnie wzrokiem.

– Jestem pojebany… wiem, ale nie potrafię bez ciebie żyć. Jesteś moim całym światem. – Padłem przed nią na kolana. – Nie panuję nad sobą. Tak bardzo cię pragnę, a nie mogę cię mieć. Mam podcięte skrzydła Nancy.

– Ty mnie nie chcesz. – Posyłała mi złowrogie spojrzenia. – Po co zawracałeś mi głowę, skoro nie spełniam twoich oczekiwań?

– Nie mów głupot. Nie wiesz, co siedzi w mojej głowie, więc nie odpowiadaj za mnie. Z Amber sobie jeszcze porozmawiam i pożałuje, że się wygadała. Byłem jej ostatnim kołem ratunkowym, a teraz zostanie sama, bo nikt jej nie zechce. Przy niej mogłem rozwinąć skrzydła, a przy tobie muszę kulić.

– O czym ty mówisz do cholery?! Jest twoją własnością, niewolnicą, że ma się trzymać tylko ciebie, jak pies nogi pana?!

– Nie. – Zamurowało mnie i wszystkie wyrazy wyparowały z mózgu. Nie potrafiłem sklecić zdania.

– Wyglądasz, jakbyś wpadł pod kombajn i bredzisz. Zawsze będziesz do niej chodził na bzykanie, bo Amber cię zaspakaja i jest dobra w te klocki. – Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z politowaniem, pomieszanym z odrazą. – Chciałeś mnie cały czas okłamywać, że tylko ja?

– Jest słaba i seks z nią gór nie przenosi. Kotku… – wyciągnąłem rękę w jej stronę, ale nie przyjęła jej, stojąc jak słup soli. Czułem się jak śmieć, bezużyteczny, wyrzucony w kąt. – Tak. Chciałem ten wyskok przed tobą zataić i kolejny; jak by był, też. Przyzwyczaiłem się już, że Amber po prostu jest.

– Wyjdź Justin! – Jej głos był ostry i stanowczy, ale nie miałem najmniejszego zamiaru się komukolwiek podporządkowywać. – Jesteś obłąkany.

– Przez ciebie.

– Co ja ci takiego zrobiłam, że wyżywasz się na wszystkich wokół? Czepiasz się o byle co, sam robiąc dno. Zdradziłeś mnie; nawet przestałam liczyć ile razy i w twoim mniemaniu, mam paść ci w ramiona, jakby się nic nie stało?

– Tak właśnie bym chciał. Wczoraj nie myślałem głową. Rozpalasz mnie, a ja chcę więcej i więcej.

– Mogłeś sobie wziąć. Dlaczego nie wziąłeś? – prychała. – No tak, pisklątko jest nieopierzone. Nie chcesz to nie. Trafi się ktoś, komu nie będzie przeszkadzało, że jestem dziewicą. Wyjdź stąd i krzyżyk na drogę – powiedziała to, patrząc mi prosto w oczy, bez żadnego zażenowania i mrugnięcia powiekom.

– Chciałem, chcę i będę cię chciał. Nancy ja… – zapowietrzyłem się, a krtań nie pozwala mi wyrzucić z siebie tego, co mnie rujnowało. Musiałem jednak stawić czoło lękowi i wydrzeć to ze swojego wnętrza i gardła.

– Nancy, co? – Skrzyżowała ręce na piersi i zrobiła pozę wojownika gotowego do ataku.

– Nic. – Nie dałem rady. Słabość przegrała z demonem pilnującym moich tajemnic. Wstałem i porwałem ukochaną w ramiona, czego się zapewne nie spodziewała. – Jak dorosnę do tego, to ci powiem, a wtedy zrozumiesz wszystko:

– Moje zachowanie.

– Moje huśtawki nastroju.

– Moją zazdrość.

– Moje wybory.

– Moje rozterki i to, że ranię cię – siebie – przez swoją słabość.

– Puść mnie… cały się lepisz, a do tego wszystkiego po całym domu rozchodzi się odór potu i olejnej farby. Dlaczego tak wyglądasz? – spytała miękko, nie przestając wyrywać się z uścisku.

– Niektóre siniaki są od Aidena, a ten brud, to po spotkaniu z ławką i drzewem. Tym razem wybrałem inny sposób, na wyładowanie frustracji. Nie pobiegłem do Amber, tylko przyszedłem do ciebie, bo ty jesteś moją kobietą i ciebie potrzebuję; nie jej.

– Chciałabym ci wierzyć, ale nie potrafię. – Spuściła głowę i przestała walczyć; ciało zwiotczało i nie czułem już hardości, tylko niemoc. – Kiedy pobiłeś się z Aidenem?

– Dzisiaj rano, a co do zaufania, to potrafisz. Już nigdy nie zanurzę penisa w innej dziurce. Od tej chwili będzie tylko twój, a jak najdzie mnie ochota, to kupię sobie dmuchaną lalę. – Chciałem rozładować napiętą atmosferę, ale jak zawsze spaliłem.

– Teraz zastąpisz mnie zabawką? – westchnęła, jakby słowa, które wypowiedziałem w emocjach, raniły i jak się okazało, tak właśnie było. – Dlaczego mnie tak zwodzisz, Justin? Gdy mnie odtrącasz i idziesz do innej, czuję się jak’’ Shrek’’.

– Kurwa, nie wytrzymam z tobą. – Puknąłem Nancy w czoło. – Jak byś mi się nie podobała, to nie proponowałbym ci związku. Dziewczyno, na Boga, przestań szukać dziury w całym. Tutaj nie chodzi wcale o ciebie, twój wygląd, wagę, czy rozmiar piersi. To ja mam problem z psychiką i muszę przetrawić niektóre zmiany w życiu i wprowadzić do grafiku.

– Przestań już tyle mówić i właź na górę, bo wiem, że i tak nie wyjdziesz. Naprawdę jesteś wariatem. – Popchnęła mnie w stronę schodów, podążając za mną na górę. – Ściągnij te śmierdzące ubrania i idź pod prysznic, bo się zaraz porzygam; dosłownie.

– Jasne. – Ściągnąłem przesiąknięty zapachem farby podkoszulek i wszedłem do łazienki. Gdy zerknąłem zza pleców, uśmiechnąłem się do siebie, widząc, jak odprowadza mnie wzrokiem.

– Zobaczę u mamy, czy nie ma jakiejś podkoszulki, która obejmie twoje mięśnie, a ty się umyj. – Wyszła, zostawiając uchylone drzwi.

Ściągnąłem resztę ubrań i wtoczyłem się pod prysznic. Ciepła woda koiła obolałe ciało, a gdy spojrzałem w dół, zauważyłem, że cała piszczel jest czerwona i opuchnięta, tak samo, jak dół stopy. Na szczęście mogłem ruszać palcami u dłoni, choć trochę spuchły.

– Coś znalazłam, mam nadzieję, że będzie dobra. Idę wyrzucić podkoszulek do kosza i pootwieram okna, bo mama mnie zabije za ten smród, jak wróci z pracy – rzuciła i nastała cisza.

***

Skończyłem się obmywać, ale nigdzie wokół nie zauważyłem ręcznika.

– Przynieś ręcznik. – Przykręciłem strumień wody i zmieniłem ustawienie na chłodniejszą, bo od wysokiej temperatury, bardziej piekła noga.

Przez matowe szyby widziałem, jak Nancy wchodzi i staje metr przed kabiną.

– Masz, wariacie. – Uchyliłem przesuwaną szybę i zamiast chwycić ręcznik z wyciągniętej ku mnie dłoni, pochwyciłem rękę ukochanej i wciągnąłem pod prysznic, przyduszając do zimnej szyby.

– Porąbało cię. Jestem cała mokra. – Nadęła się jak indor, a woda ściekała ze zmoczonych ubrań. – Naprawdę masz zryty mózg. – Wzrok Nancy ześliznął się z mojej twarzy na przyrodzenie. – Jesteś nagi i…

– Podniecony; wiem to. – Przygryzł dolną wargę. – Zażenowana? Nie potrzebnie. Jesteśmy parą, więc to chyba normalne, że będziemy widywać się w negliżu. – Dobrałem się do jej przemoczonej bluzki i zdjąłem. Oczom ukazały się dwie małe piersi – nie miała stanika – które, od razu objąłem dłońmi i zacząłem masować, napierając biodrami na jej zblokowane ciało. – Spokojnie, nie planuję tego, o czym pomyślałaś, jeszcze nie dzisiaj.

– Skąd wiesz, o czym pomyślałam? – Zarzuciła mi ręce na szyję i oparła głowę na torsie, jakby chciała ukryć na wpół nagie ciało, przed moim wzrokiem. – Jesteś wróżem?

– Twój przerażony wyraz twarzy cię zdradził. To też nie będzie nam potrzebne. – Na szczęście prysznic był pojemny i mogłem przykucnąć i zsunąć Nancy spodenki z tyłka; nie protestowała. – Jesteś piękna – szepnąłem, pożerając wzrokiem jej nagie ciało. Ręce zaczęły wędrówkę, odwzajemniła się tym samym, prześlizgując palcami po mokrym torsie i plecach, podążając palcami za kropelkami wody.

– Ty też – oznajmiła nieśmiało, przenosząc wzrok na moją zadowoloną twarz.

Mokre kosmyki włosów poprzyklejały się do jej policzków i szyi. Odgarnąłem lekko w bok i zacząłem pomrukiwać, kiedy jej maleńka ręka gładziła napięty brzuch i schodziła coraz niżej.

– Lubisz chodzić bez bielizny, zauważyłem. – Chwyciłem ją za twarz i sięgnąłem nabrzmiałych ust, penetrując namiętnie buzię językiem. Odwzajemniła się natychmiast i nawet nie wiem kiedy, poczułem ciepłą dłoń na penisie, który ani na chwilę się nie położył. – Widzę, że polubiłaś mojego małego przyjaciela, a on polubił twoją aksamitną skórę na dłoni. Chodź tu do mnie. – Podrzuciłem ją sobie na pas, a ona objęła mnie nogami i zaczepiła się mocno rękoma za szyję.

Zakręciłem wodę i ostrożnie, aby nie wywinąć orła na mokrej posadzce, wyniosłem Nancy spod prysznica i rzuciłem na pościelone łóżko, jak klocek drewna. Wzdrygnęła się, gdy skóra zetknęła się z chłodną narzutą. Szybko znalazłem się nad nią, rozchylając nogi swoim udem i delikatnie zacząłem ocierać się nim o cipkę.

Wygięła się i jęknęła cichuteńko, czego się spodziewałem – czekałem na to. Była podniecona, a śluz przyklejał się do mojej wilgotnej skóry. Darowałem sobie rozchylone lekko usta; zacząłem całować szyję, obojczyki i leniwym tempem zbliżałem się do piersi. Kochałem te niekontrolowane objawy nieśmiałości, jakie wysyłała. Kręciło mnie to lepiej niż alkohol z najwyższej półki.

– Zdołasz się pohamować, bo wiesz…

– Spokojnie. – Wszedłem jej w słowo, zauważając, że boi się tej trzeciej bazy. – Zadowolę cię, bez wchodzenia w ciebie, kotku. Oddychaj i pozwól mi działać. – Na jej ustach zagościł błogi uśmiech, kiedy zacząłem ssać nabrzmiały sutek i poczułem pod palcami, jak schodzi z niej cała obawa. – Rób z moim ciałem, co tylko chcesz i co ci tam przyjdzie na myśl. – Wróciłem wzrokiem na piersi i zająłem się drugim sutkiem, coraz mocniej napierając na kobiecość Nancy swoim udem.

Nie rozumiałem jej. Najpierw na mnie nakrzyczała, że jej nie chcę, a teraz, gdy byliśmy tak blisko stosunku, prosiła, abym tego jednak nie robił. Oszaleję z nią!

Prężyła się i gładziła po plecach, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Skupiłem się na brzuchu, liżąc go językiem, pozostawiając na skórze ślinę, jak ślimak śluz. Dotarłem do wąskiego paseczka, krótko przystrzyżonych włosków i zacząłem go gładzić opuszkami palców. Wycofałem udo spomiędzy jej ud i zastąpiłem palcami wolnej ręki.

– Ja pieprzę. – Nancy przygryzła rękę, co od razu zauważyłem i mocnym szarpnięciem, odciągnąłem jej dłoń od buzi, kładąc sobie na plecach.

– Nie rób tego nigdy więcej. Chcę słyszeć, jak jęczysz i błagasz o więcej, rozumiesz? – oznajmiłem niecierpiącym sprzeciwu głosem i pomachałem złowrogo palcem przed przymglonymi oczami; odkiwnęła głową z aprobatą.

Pochyliłem głowę bliżej piersi, aby bez problemu muc zabawić się sterczącymi sutkami. Zachłannymi wargami prześlizgiwałem się z jednego na drugi, przygryzałem, nie pozwalając, aby choć na chwilę straciły swoją sprężystość.

Gładziłem krocze, czując, jak ukochana wije się pod moim dotykiem. Zmrużyłem oczy i rozchyliłem palcami wargi sromowe, namierzając to, co na chwilę obecną interesowało mnie najbardziej. Położyłem opuszek na łechtaczce i zacząłem ugniatać i pocierać w różnych kierunkach. Nancy zadrżała tak mocno, że sam się wzdrygnąłem, jakby przeniosła swoją całą ekscytację na mnie.

– Chcesz więcej? – Zerknąłem na wygięte w łuk ciało ukochanej i nie czekając na odpowiedź, oblizałem wargi i wcisnąłem głowę pomiędzy rozłożone nogi, drażniąc pulsujący wzgórek czubeczkiem języka.

– Kurwa. – stęknęła i rozszerzyła bardziej nogi, o mało nie robiąc szpagatu. – O Boże. – Uniosła pośladki, jakby chciała mocniejszych doznań.

– Poproś, a zaprowadzę cię do nieba, kotku. – Cofnąłem głowę i zacząłem pieścić okolice pępka, zjeżdżałem coraz niżej i czekałem, na niewypowiedzianą jeszcze prośbę. – Nancy! – Kątem oka zauważyłem, jak chwyta pościel i szarpie z całych sił ku górze. Przejechałem po mokrej cipce wnętrzem dłoni, nadal czekając.

– To, co robisz, odbiera mi logiczne myślenie. Nigdy nie czułam czegoś takiego. – Napięła mięśnie i zamruczała jak kotka.

– Ja jeszcze nic nie zrobiłem. To była tylko rozgrzewka. – Wyszczerzyłem zęby i parsknąłem ironicznym śmiechem. – Nawet nie jesteś świadoma, co cię jeszcze czeka.

– Co! – syknęła, zatrzymując nagle dłonie na mojej piersi. – Proszę, zabierz mnie do gwiazd. Chcę poczuć to wszystko, co widziałam w filmach.

– Wedle życzenia, kochanie. Trzymaj się i nie walcz ze mną w trakcie, bo będę jeszcze bardziej nachalny. Zaufaj mi. Nie zrobię nic, co mogłoby cię zaboleć, albo… nieważne. Puść tę kapę, masz moje ciało od tego i nie denerwuj mnie tymi głupimi pomysłami. Masz mnie dotykać i tyle.

Szkoda mi było czasu na zbędne strzępienie języka. Przybrałem wygodną pozycję, rozsunąłem Nancy nogi i położyłem usta, na wilgotnej szparce. Dłonie ułożyłem na drżącym brzuchu i zaparłem łokcie o miednicę, blokując ukochanej odruch obronny.

– Tylko nie drap. Pamiętaj o tym. – Namierzyłem pulsujący punkcik i przywarłem do niego wargami, wysysając lepkie soki. Nabrzmiał i pulsował rytmicznie pod zwinnym językiem. Nancy zaczęła się wiercić – czego się spodziewałem – więc wzmocniłem zacisk na brzuchu. Cipka mojej, dzikuski smakowała cudownie; zatraciłem się całkowicie i lizałem na każdy możliwy sposób, do utraty tchu.

Język wciskał się do różowej dziurki, poznając cieplutkie wnętrze. Chciałem wcisnąć do wnętrza dwa paluszki, aby pomacać Nancy od środka, ale w ostatniej chwili wybiłem sobie tę myśl z głowy. Ciało pode mną stawało się coraz bardziej pobudzone, a odgłosy donośniejsze.

– Justyn! Nie wytrzymam dłużej. Doprowadzasz mnie do szaleństwa. – Zacisnęła mocno uda na mojej głowie; wyczuwałem, że jest już blisko.

Zacząłem szybciej poruszać językiem; pochwyciła moje rozczochrane włosy, chcąc odepchnąć od swojej kobiecości.

Nie dasz rady, kotku, pomyślałem i energicznie doprowadziłem drżące ciało do orgazmu. Kiedy wyczułem mocny spam przeszywający ciało ukochanej, dopiero wtedy oderwałem usta od łechtaczki i uniosłem głowę, patrząc w jej przymglone oczy z nie ukrywanym zadowoleniem.

Nancy oddychała głośno i przymknęła na chwilę oczy. Uśmiechnęła się szeroko i przyciągnęła moją głowę do swojej, po omacku poszukując ust. Wiedziałem, że spisałem się na medal, gdy zagłębiłem się w jej zatraconych oczach. Były mętne jak dno oceanu. Ich wyraz uszczęśliwił mnie bardziej niż milion słów. Nie pozwoliłem się jednak pocałować; byłem tak pobudzony, aż mnie jaja bolały od wstrzymywania się, aby nie wejść w nią jednym pchnięciem.

Ciekawe, czy zdawała sobie sprawę, jak pragnąłem tego ponętnego ciała i jak bardzo chciałem pokazać, co potrafię z siebie dać, kiedy kocham. Opadłem obok na plecy, naładowany ciśnieniem, które ulatywało uszami, jak świszcząca para.

***

Co? Moja Nancy? Niemożliwe?

Usiadła mi na biodrach i zaczęła ocierać cipkę o moje włosy łonowe. Widziałem, jak śluz wypływa z wilgotnej dziurki i przykleja się do mojej palącej skóry. Zaczęła pieścić językiem sutki, a fiut wsparł się na jej pośladku.

Hola – hola – stop.

Zrzuciłem Nancy i usiadłem, walcząc z mózgiem, aby nie zrobić nic, co byłoby wobec niej nie na miejscu. Nie miałem gumek, a bez tego nie dawałem nawet do buzi.

Tak sobie wymyśliłem i tak już zostało.

– Co się stało? Dlaczego mnie odepchnąłeś? – Widziałem niezrozumienie w jej oczach i to, że to, co przed chwilą zrobiłem, było czystym chamstwem z mojej strony.

– Nic… dobrze jest. – Objęła członka i poruszała energicznie skórką. – Nancy przestań! – warknąłem na nią, chociaż nie zrobiła nic złego; wręcz przeciwnie. – Nie mam gumek, a poza tym nie jesteś jeszcze na to gotowa.

Bingo.

Znów palnąłem.

– Co? – Jej wyraz twarzy był taki, jak suki, której na siłę odbierają szczeniaki. – Chciałam tylko spróbować twojego penisa, ale ty po raz kolejny dajesz mi do zrozumienia, że tego nie chcesz. Powiedz, dlaczego mnie zachęcasz, a po chwili gasisz, jak świeczkę. Po co ci gumka do lizania?

– Bo bez niej ani rusz. Musi być i tyle.

– Amber też tak traktujesz, jak mnie? – Poczułem, że tracę oddech. Patrzyłem na ukochaną spod rzęs, obserwując, jak wstaje i wyjmuje z szafy luźny, czarny podkoszulek i zakrywa to, co ma najładniejsze; nie byłem w stanie jej powstrzymać. – Mam dość Justin. Nie rozumiem twojego zachowania. Owiewasz się tajemnicami, których już nie chcę poznać. Kocham cię, ale lepiej mi będzie bez ciebie. Łap. – Rzuciła mi ciemny podkoszulek mamy, co oznaczało, że mam się ubrać i wypierdalać z jej życia.

Usiadłem i tkwiłem w tej pozycji – sztywny – jak mnich, oddający się pokucie. Doskonale rozumiałem jej pobudki; zgadzałem się z nimi. Robiłem z Nancy idiotkę, chwiejąc się jak boja na środku Atlantyku. Przez tę tajemnicę, raniłem kogoś, kogo powinienem nosić na rękach i nie dopuścić, aby uroniła choć jedną łzę.

Dlaczego urządzałem jej takie piekło emocjonalne?

Dlaczego widząc, jak cierpi, dalej ciągnąłem tę grę?

Dlaczego nie potrafiłem odejść i przestać robić dziur w jej psychice?

Kiedy stałem się tak zawzięty?

Kiedy przyznam się w końcu przed sobą, że bez najgorszej prawdy, ten związek nie pójdzie do przodu?

Kocham, chcę być kochany, a niszczę wszystko, bo jestem zakłamanym i bojaźliwym robalem.

– Wyjdź i zamknij za sobą drzwi. Za słaba jestem na takie zagrywki. – Wyszła; nadal siedziałem nieruchomo jak głaz. Wróciła jednak i otworzyła szufladę biurka, mówiąc: – Masz tę swoją gumkę, przyda ci się NA NOC. – Rzuciła nią we mnie z takim gniewem, że nie wytrzymałem i zacząłem ryczeć jak małe dziecko; Nancy odeszła i miała rację.

Nie wiem, jak długo roniłem łzy, nie potrafiąc pogodzić się z tym, że ją tracę. Nadzieja na normalne życie z Nancy, (która przełamała dla mnie swoje lęki i cierpliwie znosiła humory i porywczą naturę), właśnie umarła.

Musiałem stąd wyjść, nie dlatego, że chciałem, lecz dlatego, że musiałem. Ogarnąłem się – na tyle, ile się dało – i zszedłem na dół, zastając ukochaną, zwiniętą w kłębek i wpatrującą się pustym wzrokiem w wyłączony telewizor.

Wyczuła, że na nią patrzę i stoję w korytarzu, jak zbity pies, ale zbyła mnie milczeniem i brakiem zainteresowania.

– Kotku. Jest coś, o czym staram ci się powiedzieć od dłuższego czasu, ale nie potrafię.

Zwróciła zmęczoną twarz w moim kierunku. Jej oczy były bez wyrazu i pozbawione życia.

– Chorujesz na coś? – spytała delikatnym jak aksamit głosem. Wydaje mi się, że w ten sposób chciała zmotywować mnie, do wyznania skrywanej przeze mnie prawdy.

– Nie, skąd – wypaliłem, zadrżałem, a nogi rozjechały się w kolanach na boki.

Zarzuciło mną, ale to nic, opanowałem to.

Miałem ochotę uciec i rozpłynąć się we mgle, która górowała dzisiaj nad Nottingham.

– Wiem, że... – zaczęła ozięble – karmisz mnie kłamstwami, w które sam nauczyłeś się wierzyć.

– Chcesz go jeszcze? – Spojrzałem na swoje krocze i wyjąłem z kieszeni prezerwatywę, którą we mnie rzuciła.

– Nie – odburknęła. – Pomiędzy nami koniec… Nie będę się prosić o coś, co nigdy nie będzie moje. – Widziałem, jak ból ściąga jej rysy twarzy. – Teraz jest tyle gadżetów do wyboru, że poradziłam sobie bez ciebie.

– Co? – Tępy ból w moim sercu przybrał na sile. – Rozdziewiczyłaś się? – Zastygłem, otworzyłem szeroko usta i aż przykucnąłem z wrażenia.

– Wyraziłam się chyba dość wyraźnie. – Zmierzyła mnie znudzonym spojrzeniem. – Nazwałam swojego przyjaciela „Szczęście, które mnie nigdy nie zawiedzie”. Wracaj do swojego dziwnego życia, ale beze mnie.

– Nancy, ja…

– Wyjdź – przerwała mi. To nie ma sensu. – Wyminęła mnie i otworzyła szeroko drzwi. – Żegnaj Justinie Green.

Wyszedłem ze spuszczoną głową i sercem na ramieniu. Nancy z hukiem zatrzasnęła za mną drzwi.

Straciłem ją.

Nie! Nie pozwolę na to!

Wcisnąłem dzwonek.

Otworzyła.

Płakała – po raz kolejny.

– Kotku, muszę to wyznać, bo… to mnie zabija, a przy okazji rani ciebie. – Bałem się jak cholera, ale nie miałem wyjścia. – Nancy – myślałem, że zemdleję, widząc jej wypalony wzrok. – Kurwa – nie mogłem oddychać. – Wiesz – zacisnąłem pięści, aż paznokcie wbiły mi się w skórę. – MAM HIV. – Powiedziałem to, a demon, który mnie tłamsił, opuścił ciało.

– Co? – Zatrzepotała rzęsami i osłoniła dłońmi usta, wpatrując się we mnie niedowierzającym wzrokiem.

- Mam HIV, kotku. – Wsparłem się ręką o ścianę, bo miałem wrażenie, że lecę na twarz. – Amber też jest zarażona i masz teraz odpowiedź na to, co nas łączy.

– Wyjdź stąd i zostaw mnie samą – rzuciła i zaczęła wypychać moje otępiałe ciało za drzwi. – Szybko mi o tym mówisz, wiesz. – Jej spojrzenie wyssało ze mnie resztki sił i już nawet nie próbowałem o nią walczyć, tylko wyszedłem, słysząc, jak z nerwem zamyka drzwi.

Osunąłem się na kafelki i przyjąłem pozycję embrionalną, wiedząc już, że poniosłem porażkę. Miałem cichą nadzieję, że zrozumie mój lęk i strach przed prawdą, ale pomyliłem się co do niej.

Jej miłość do mnie nie była wystarczająca, aby dźwignąć ten ciężar, który jej właśnie przekazałem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania