Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 12

NANCY

 

Przeniosłam wzrok na Justina, który stał przede mną, że skruszoną miną, trzymając ręce w kieszeniach spodni.

– Witaj kotku. Nie poznałbym cię, gdybyś stała gdzieś dalej. Nie wiedziałem, że jesteś blondynką.

– To już wiesz. – Spuściłam oczy, bo jego widok przywoływał na myśl, jaka jestem łatwowierna.

– Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że wyglądasz pięknie. – Zassał wargę i przejechał po niej zębami. – Zachowałem się jak ostatni głupek, zamiast dać ci czas na zebranie się w sobie. Gdy emocje opadły, dopiero zrozumiałem swój błąd. – Jego głos się łamał. – Próbowałaś mi wszystko wytłumaczyć, ale mój zryty mózg był już w stanie szału. – Słyszałam, jak robi krok w przód, choć nadal wpatrywałam się w trawę. – Dlaczego mi nie odpisałaś? Każdy milimetr mojego ciała na to czekał. – Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Jego oczy pozbawione były blasku. Wpatrywał się we mnie tępo.

– Dla mnie koniec, oznacza koniec. Po co miałam ci odpisywać. Nie wiem już, czy robisz sobie ze mnie żarty, czy traktujesz poważnie.

– Nie było żadnego końca – rzucił, nie wiedząc za bardzo, co ma zrobić z rękoma. Chował je do kieszeni spodni i wyciągał. – Gdy odeszłaś, dotarło do mnie, że nie zrobiłem nic, aby cię zatrzymać. Traktuję cię poważnie kotku, ale czasami mówię i robię coś, czego tak naprawdę nie chcę. – Zrobił maślane oczy. – Jak to mówią: „Człowiek całe życie uczy się na błędach”.

– Tak widocznie miało być. – Chciałam już sobie stamtąd pójść i przestać katować się jego widokiem. – Wiesz, muszę…

– Nancy, nie rób tego – przerwał mi. – Nie odsuwaj się ode mnie. Moje serce tego nie zniesie. – Zacisnął pięści na swojej koszulce i ciągnął mocno w dół. – Chcę, abyś była blisko mnie. – Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja się odsunęłam.

– Nic z tego nie będzie. – Podgryzałam zębami policzek, a nogi zaczęły drżeć.

– Jesteś wróżką, czy co?! Po jednym spalonym pocałunku doszłaś do takiej refleksji?! – Emocje puściły i uniósł na mnie głos, ale szybko się opanował.

– Tak – syknęłam, przez zaciśnięte zęby. – Nie krzycz na mnie.

– Nie słyszałaś nigdy, że: „Do trzech razy sztuka”. Mam jeszcze dwie szanse do wykorzystania.

– Nie masz, bo ja tego nie chcę. – Gdy to mówiłam, umierałam kawałek, po kawałku.

– Ja pragnę tego bardziej niż powietrza. Dlaczego poddajesz się tak szybko? Nie czujesz nic, gdy na mnie patrzysz? – Jego przenikliwe spojrzenie, wywoływało u mnie lekkie zawroty głowy.

– Nic – oznajmiłam beznamiętnym głosem.

– Nie wierzę ci. Odgrywasz przede mną rolę nieczułej suki, a tak naprawdę umierasz z tęsknoty za mną.

– Nie. – Kłamałam w żywe oczy, ledwie trzymając się na nogach. Brakowało mi tlenu i czułam, jak oczy robią się coraz większe i nie mieszczą się już w oczodołach. – Spróbowałam i stwierdziłam, że nie jesteś dla mnie.

– Kurwa mać! Przestań tak mówić! – Złapał mnie za przegub ręki i ścisnął mocno – zabolało. – Kto w takim razie jest dla ciebie?! Ten, tamten, a może ten! – Wskazywał na chybił trafił chłopaków przechodzących nieopodal nas i emanował taką wściekłością, że się go przestraszyłam.

– Żaden. – Wyszarpnęłam rękę i zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce, zerkając na niego z przerażeniem w oczach. – Zachowaj dystans, bo nie chcę, abyś mnie przypadkowo uderzył. Zawładnął tobą demon i zachowujesz się jak furiat – westchnęłam, czując się niepewnie w jego towarzystwie. – Dziękuję ci za to, co było i przestań zawracać sobie mną głowę.

– Teraz mi o tym mówisz, kiedy jest już na to za późno dziewczyno! – Był rozchwiany emocjonalnie. – Powiedź mi Nancy, że to tylko głupi żart i odgrywasz się teraz na mnie. – Głos mu zadrżał. – Nigdy nie uderzyłem żadnej kobiety, to i tobie to nie grozi. Nie bój się mnie kotku. – Skruszał w mgnieniu oka. – Odebrało mi rozum, bo wymykasz mi się z rąk.

Znieruchomiał.

Wytężył wzrok.

Rozchylił wargi.

Czekał.

Zawahałam się i bałam powiedzieć, że: to nie był żart. Tak mocno mnie kręcił, że dostawałam przy nim małpiego rozumu i ruchów leniwca, kończąc jak zawsze… ze łzami w oczach.

Położył dłoń na sercu.

Odrysował je na sobie.

Oderwał dłoń od torsu.

Wyciągnął dłoń w moją stronę.

Podał mi serce na dłoni.

– Weź je i nie mów niczego, co spowoduje, że pęknie na pół i ześliźnie się z dłoni, spadając pod nogi. Daj mi szansę, abym do ciebie dotarł i nauczył się czekać. – Błagał wzrokiem o moją uwagę, robiąc smutną minę.

Był taki potężny, a teraz skurczył się do rozmiarów kornika. Próbowałam zebrać myśli, ale ten jego świdrujący wzrok, mi tego nie ułatwiał. Ręce mu się trzęsły – cały dygotał. Opuścił je po chwili z rezygnacją. Zwisały bezwiednie wzdłuż zwiotczałego ciała. Spuścił głowę i jęknął, jakby go coś bolało.

Wypuściłam drżący oddech, który wyciągnął z wnętrza całą otaczającą mnie niepewność. Czułam, jak ręka wysuwa się w kierunku dłoni Justina, jakby ktoś dokręcał śrubkę w barku. Nie panowałam nad swoim ciałem. Miałam w głowie pustkę, jakbym wpadła w czarną dziurę i wyssała ze mnie cały strach. Obawiałam się go, gdy tak się wściekał, a jednocześnie chciałam przytulić i ukoić nerwy, bo fakt był taki, że to przeze mnie był w takim stanie. Walczył o mnie na swój niemądry sposób.

Zrobiłam krok w przód, pochwyciłam jego dłoń i poczułam pod palcami ciepłą skórę, parzyła, jakby miał gorączkę. Przejęłam drżące serce, zamykając szczelnie w maleńkiej dłoni. Byłam jak w transie i poza tym, co działo się obecnie pomiędzy nami, nie istniało więcej nic. Całe otoczenie wyparowało, rozpłynęło się jak tęcza, po wiosennej burzy. Po chwili poczułam ręce na swoich plecach i drgające, wysuszone wargi na czole i to, jak nakrywał mnie ramionami, jakby był aniołem strzegącym duszy.

– Dziękuję ci kotku. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – wydusił ledwie słyszalnym pod wpływem emocji głosem.

Słyszałam, jakbym była w dźwiękoszczelnej kabinie.

Czułam, jakby opalano mnie na stosie.

Pragnęłam go i miałam, tuż przed sobą.

Oddał mi całego siebie, a ja przyjęłam ten dar.

Tylko on, swoim uporem, mógł przekonać mnie do tego świata.

Tylko on, mógł oswoić mnie z tym, czego się bałam i w razie czego, obronić przed tym.

Tylko on, mógł popchnąć mnie do przodu w nieznane, bez lęku.

***

 

Trząsł się i zachowywał tak, jakbym była ze szkła. Czułam, że chce mnie pocałować, ale wahał się, czy to zrobić. Nie wiem, jak i kiedy, ale moje zardzewiałe trybiki ruszyły i napędziły śpiący mózg, zmuszając do działania. Pogładziłam Justina po policzku i złapałam mocno pomiędzy uszami, przyciągając głowę bliżej swojej.

Gdy zobaczyłam powściągliwą twarz, tuż przed swoimi oczyma, stanęłam na palcach i nakierowałam wilgotne usta, wprost na swoje rozchylone wargi. Gdy poczułam ich ciepło, odpłynęłam i wyłączyłam się, na wszystko inne – poza pierwszym pocałunkiem – przymykając powieki. Niepewnie rozchyliłam Justinowi wargi językiem i wśliznęłam do jego buzi, stykając się z czekającym już na mnie czubeczkiem języka. Poczułam, jak się uśmiechnął, rozluźnił i zaczął masować go delikatnie, a ja się do niego przyłączyłam.

Zarzuciłam mu ręce na szyję i wspięłam się jeszcze wyżej na palcach, robiąc to, co widziałam na filmach: bawiłam się z jego językiem w berka. Zaplatałam na swój jak dwie krzyżujące się w tańcu godowym kobry. Było tak wilgotno i przyjemnie. Justin prowadził mnie krok po kroku, a ja potulnie naśladowałam ruchy swojego nauczyciela. Byłam tak skoncentrowana, że policzyłam mu wszystkie zęby, stwierdzając, że brakuje dolnej szóstki.

– Nancy, doprowadzasz mnie do szaleństwa – szepnął, odrywając się od moich zachłannych ust, ale nie na długo. Przyciągnęłam go na powrót i zaczęłam bawić się dolną wargą, szczerząc zęby ze szczęścia i przygryzając ją – nie za mocno.

Przemogłam się i już nic mnie nie zatrzyma, aby robić to, co właśnie zadziało się w mojej buzi.

Czubkiem języka polizałam mu górną wargę, po czym wśliznęłam się znów do buzi, dotykając jego policzków, podniebienia i tak bez opamiętania. Jego język stawał się coraz bardziej brutalny i sięgał nieomal gardła. Pomrukiwał cichuteńko, ocierając się o biodro swoją nabrzmiałą męskością.

Była duża, twarda i prosiła się o pieszczoty.

Na to przyjdzie jeszcze czas, pomyślałam, prześlizgując się palcami pomiędzy pasmami jego włosów. Zassał się we mnie tak mocno, że myślałam, że wyssie migdałki, oskrzela i płuca. On naprawdę tego pragnął, bo nie potrafił się ode mnie oderwać. Zwalniał na chwilę, łapał oddech i zaczynał namiętny, zawiły taniec od nowa, dając mi coś, czego nie byłam w stanie opisać.

Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę, ile radości wprowadził do mojego ponurego wnętrza. Powoli burzył wszystkie mury, którymi okopał mnie mój własny mózg. Wymiana płynów ustrojowych przerosła moje wyobrażenia i była tak przyjemna, że aż mnie przytykało, pod wpływem emocji, jakie temu towarzyszyły.

– Daj mi odsapnąć, bo zaraz zemdleję. Zatykasz mi drogi oddechowe. – Przygryzł moją dolną wargę i odsunął się, próbując wyrównać wzburzony oddech.

– Zatraciłem się tak dalece, że nie myślałem nawet, że mogę cię udusić. Chciałem poznać każdy skrawek twojej buzi i poznałem. Okazało się nawet, że twój mały języczek, jest sprytniejszy, niż mój wielkolud. Szybko się uczysz i w mig załapałaś, o co w tym chodzi. Było cudownie i chcę tego więcej kotku. Rozpaliłaś mnie do czerwoności i już teraz się ode mnie nie odgonisz.

– Mam dobrego nauczyciela, więc sam rozumiesz – wybuchłam śmiechem, widząc jego uniesione brwi i wybałuszone oczy. – Nie chcę się od ciebie oganiać – już nie. Jesteś cudotwórcą i będę ci wdzięczna na zawsze za upór i że mnie nie wyśmiałeś, Justinie Green.

– Nie potrafiłbym tak postąpić z żadną dziewczyną Nancy Morgan. Mam niewyparzony jęzor i czasami plotę od rzeczy, ale zranić kogoś i pozbawić go widoków na przyszłość, to zupełnie co innego. – Jego ręce błądziły po moich plecach. – Miałem dużo dziewczyn i zawsze kończyłem znajomość po dość krótkim czasie, bo nie było tego czegoś, tej przysłowiowej „chemii”. Przeważnie rozchodziliśmy się na stopie koleżeńskiej.

– Jesteś aż tak kochliwy? – Przejechałam palcem po jego spierzchniętych wargach, a on ugryzł mnie w palec i wsadził sobie do ust, ssąc jak lizaka.

– Kochliwy… nie. – Wyjął z buzi ośliniony palec i wytarł o moje wargi. – Raczej niewyżyty, jak prawie każdy chłopak w moim wieku – jęknął cichuteńko. – Kochałem tylko raz. Tak naprawdę, do szpiku kości. Piękne uczucie, ale też niebezpieczne i zdradliwe.

– Złamała ci serce? – Zauważyłam, jak zaciskał szczęki na wspomnienie tej dziewczyny, a może mojego wścibstwa. – Przepraszam, nie powinnam była pytać. – Spuściłam wzrok i wpatrywałam się w jego trampki.

– Ej kotku, przestań. Było minęło. Odpokutowałem swoje i postanowiłem, że raz do roku w dzień jej urodzin, będę przynosił kwiaty na grób. Ona nie żyje i tamto, co było, też. Była narkomanką i zaćpała się na śmierć.

Nie wiem dlaczego, ale to, co powiedział, wstrząsnęło mną. Gdy usłyszałam słowo „narkomanka”, odruchowo odsunęłam się, robiąc sporą przestrzeń pomiędzy nami.

– Od razu odpowiem na twoje pytanie, które na pewno zaraz padnie. – Zbladł. – Też brałem narkotyki i byłem uzależniony. Od ponad roku jestem czysty, dzięki Aidenowi, który wyrwał mnie ze złego towarzystwa i tego całego bagna. Ojciec postarał się o resztę i wyszedłem z nałogu – powiedział jednym tchem. – Gdy spotkałem cię wtedy w parku, byłem pierwszy dzień na wolności, po długim odwyku. Nie obyło się bez domu wariatów, więc teraz może trochę lepiej zrozumiesz, dlaczego się tak dziwnie zachowuję. Narkotyki i psychotropy zostawiły ślad w moim mózgu.

– Co brałeś? – Przelatywały mi mroczki przed oczami, ale dawałam radę i nadal stałam. Pierwszy szok zaczynał opuszczać obrzmiały od nadmiaru informacji mózg.

– Wszystko. – Wyciągnął w moją stronę dłoń i wskazał na wewnętrzną stronę zgięcia ręki. – Widzisz te maleńkie blizny, tutaj, pomiędzy tatuażem. To po wkłuciach. Nie zawsze trafiałem w żyłę, bo gdy byłem na głodzie, ręce mi się trzęsły. To miejsce było już tak sine, że nawet nie widziałem żył.

– Aiden też?

– Nie tak. On wziął sobie coś od czasu do czasu. Mnie to wciągało, a że byłem wtedy z Samantą tą, która przedawkowała, faszerowaliśmy się nawzajem.

***

 

Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu ławki i gdy ją namierzyłam, ruszyłam szybkim krokiem w jej stronę. Musiałam usiąść, bo traciłam czucie w nogach. Gdy spojrzałam z pewnej odległości na Justina, właśnie kucał i chował twarz w dłoniach.

To, co mi wyznał, mózg przetwarzał w ślimaczym tempie – było tego za dużo na raz. Dygotałam na całym ciele i czułam piekący ból w klatce piersiowej. Byłam w lekkim – wielkim – szoku. Nigdy bym nie pomyślała, że Justin był narkomanem. To, że mi o tym powiedział, musiało go wiele kosztować, bo chwalić się nie było czym.

Usłyszałam głośne klapnięcie i ponownie spojrzałam w jego kierunku. Osunął się na tyłek, zgarbił i zakrył całą głowę ramionami, wpychając sobie pomiędzy nogi. Chciałam do niego iść, ale nie byłam w stanie wstać z ławki. Dotarło do mnie, że gdy widzę, jak cierpi, moje serce krwawi. Zrobiło mi się zimno, jakbym wylądowała nagle na Antarktydzie, z dala od igloo.

– Justin…chodź do mnie, jeśli jesteś w stanie, bo ja nie mogę wstać. – Patrzyłam na niego mętnym wzrokiem i czekałam. Był na pewno w takim samym stanie jak ja, co komplikowało nasze przybliżenie się do siebie. Powiedział mi tak dużo o sobie w kilka sekund, że przeciążony mózg, mimo prób szybkiej analizy – wysiadł.

– Nie dam rady Nancy. Wyraz twojej twarzy pozbawił mnie sił – oznajmił niskim, schrypniętym głosem. – Musiałem to z siebie wyrzucić, bo chcę stworzyć z tobą relację na dłużej, niż parę dni. Ostatnie trzy lata mojego życia już wiesz, jak wyglądały. – Nie miał odwagi unieść głowy i spojrzeć w moim kierunku. Mówił do trawy. – Nie jestem z tego dumny, ale czasu nie cofnę, choć chciałbym mieć taką moc. Wymazałbym dużo ze swojego życia i nie musiałbym teraz, wstydzić się przed tobą – dopowiedział słabym, matowym głosem. Wziął głęboki oddech i… – Jeśli każesz mi odejść, odejdę i już mnie więcej nie zobaczysz. – Nie chciałam, aby tak mówił, nie wspominając już o tym, że dopuszczał do siebie takie myśli. – Serce powoli wykrwawi się w mojej piersi, ale widocznie nie zasłużyłem na normalne życie. To będzie moja pokuta za wszystko zło, jakie wyrządziłem wielu osobom. – Jego słowa raniły moje ściśnięte serce. – Potrzebuję chwilę, aby dojść do siebie, tylko chwilę kotku.

Robiłam wszystko, aby ruszyć swoje zwiotczałe ciało z tej twardej ławki. Mózg nadal był zawieszony w próżni, bez dostępu tlenu. Udało się i wreszcie wstałam, a mroczki przed oczami ustały. Chwiejnym krokiem udało mi się podejść do zdruzgotanego Justina i opadłam na kolana, przytulając najmocniej, jak potrafiłam. Od razu odzyskałam siły, czując go pod sobą, obok siebie, wszędzie.

– Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś. – Pochwyciłam jego twarz i wyrwałam z objęć ud. Uniosłam do nieba i przeciągnęłam palcami po policzku. Jego oczy były czerwone i lekko wilgotne. – Widzisz to radosne słonko, które zagląda ci teraz przez oczy do wnętrza Justinie. Wysyła swoją pozytywną energię i zachęca, abyś się uśmiechnął do niego. Dopóki świeci, bądź pewien, że ja też będę stać u twojego boku, pomimo tego, kim byłeś i jakich głupot narobiłeś w swoim życiu. – Nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Nie chcę, abyś gdziekolwiek odchodził.

– Jesteś aniołem kotku. To, że na ciebie trafiłem to zwykły zbieg okoliczności, albo przeznaczenie. Jesteś taka inna od reszty. – Spojrzał na mnie i widziałam, jak przekrwione oczy wypuszczały łzy szczęścia.

Zamknęłam mu usta namiętnym pocałunkiem, a on odwzajemnił się z taką delikatnością, że ledwie to czułam.

– Dasz radę wstać. Ciągnie od tej ziemi, aż mi kolana skostniały.

– Dla ciebie wszystko. – Podźwignął się i udało mu się stanąć na własnych nogach.

Dołączyłam do niego i od razu pochwycił mnie w swoje rozwarte ramiona. Ściskał tak mocno, jakby się bał, że zmienię zdanie i ucieknę. Całował po szyi tak łapczywie, jakby nigdy więcej nie miał tego robić. Jego ręce wśliznęły się pod moją bluzę i rysował na skórze pleców serduszka oraz nakreślił dużymi, drukowanymi literami: „KOCHAM CIĘ”.

Domyśliłam się tego po tym, co zrobił wcześniej ze swoim sercem, a teraz byłam tego pewna. Moje serduszko kołatało mocno, ciesząc się razem ze mną. Też czułam coś do niego, ale nie wiedziałam, czy to jest miłość? To było dla mnie całkowicie nowe uczucie.

– Co teraz czujesz?

– Urosły mi skrzydła, którymi cię właśnie oplatam. W głowie mam tylko ciebie i pomieszkujesz w każdym milimetrze mojego mózgu. Ciało płonie, pragnąc cię nad życie. Serce kołacze, chcąc wyskoczyć z piersi. Zatyka mi dech, gdy na ciebie patrzę, a gdy dotykam, fruwają po całym ciele motylki i wywołują dreszcze i ścisk żołądka. Ciało daje ci sygnały, jak bardzo jest mi z tobą dobrze.

– Co czujesz, jak mnie nie ma obok ciebie?

– Pragnę na okrągło mieć cię przy sobie. Gdy cię nie widzę, tęsknię i przywołuje wspólne wspomnienia. Boli mnie całe ciało, jakby ktoś wbijał w nie gwoździe. Serce jest osłabione i zaciska się mocno, cierpiąc razem ze mną. Chodzę otępiały i marzę, aby cię znów zobaczyć, usłyszeć twój głos. Tęsknię za twoim dotykiem i ciepłem, które od ciebie bije kotku. To tak z grubsza. Czujesz coś podobnego?

– Po przeanalizowaniu twojego przepięknego opisu, to wszystko. – Wcisnęłam dłoń pod jego podkoszulek i zatrzymałam w okolicach serca. Nakreśliłam to samo, co on mi i uszczypnęłam w sutek, który stanął pod wpływem mojego dotyku.

– Torturujesz moje ciało. Nieładnie Nancy. Masz szczęście, że mi się podobało, bo musiałbym przełożyć cię na kolanie i dać parę klapsów. – Jego twarz rozpromienił szeroki uśmiech.

Romantyczny nastrój przerwało uporczywe wibrowanie jego telefonu. Wyjął go z kieszeni i odebrał od razu, gdy zorientował się, kto dzwoni: kątem oka widziałam, że był to Aiden.

– Mów. – Poruszał głową, aż było słychać głośny trzask nachodzących na siebie kości.

– Ciotka odzyskała przytomność. Dawaj tu szybko. – Jego głos był ostry.

– Już… za chwilę będę. – Justin rozłączył się i chwycił mnie w pasie, kręcąc, jak bym była na karuzeli. – Moja mama się obudziła, nie wierzę. Chodź ze mną kotku, poznasz parę osób z rodziny. To już dzisiaj druga dobra wiadomość.

– Ale…

– Nie ma żadnego, ale. – Zaskoczył mnie i nie dał dokończyć wypowiedzi. – Chcę dzielić z tobą, tę radosną nowinę. Wiem, że Aiden ci o wszystkim powiedział, więc nierób takiej skwaszonej miny. Oni będą w takim samym szoku jak ty. Poza Samantą nie przedstawiłem bliskim żadnej swojej dziewczyny.

– Okej. Dam radę, a jak zemdleję, to szybko znajdziecie pomoc.

– Sam cię ocucę – prychnął. – Po co mi czyjaś pomoc.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania