Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA / 1 i 2

ROZDZIAŁ 1

JUSTIN

– Hej stary. – Aiden wkroczył do mojego pokoju z szerokim uśmiechem na ustach i reklamówką wypełnioną moim ulubionym piwem Stella Artois. Połykałem ślinkę, od samego patrzenia. Byłem tak wyposzczony, że wypiłbym byle co, aby tylko było piwem. – Oczy ci się świecą jak latarnia za rogiem. Pamiętasz jeszcze ten posmak goryczki w ustach? – Drwił, zemnie, marszcząc nos.

– Moje kubki smakowe śpią, ale zaraz je obudzę. Dawaj. – Rzucił mi butelkę, którą natychmiast otworzyłem o kant biurka. Gdy usłyszałem psyk i wzburzoną, białą pianę, zrobiło mi się ciepło na sercu.

Wziąłem porządny łyk i skrzywiłem się jak przy jedzeniu cytryny. – Odwykłem od tego smaku. – Wziąłem kolejny haust i niebo w gębie. Tego mi brakowało. Złotego likieru, który płynął właśnie moim przełykiem, chłodząc jego ścianki i drażnił swoim gazem moje gardło.

– Myślałem, że będzie gorzej. Widać po tobie starą szkołę. Dwa łyki i butelka pusta. – Wbił we mnie osłupiony wzrok, jakby nie wiedział, na co mnie stać. – Zwolnij tempo, bo jeszcze jedno i będę cię zbierał z podłogi.

– Tak źle, to nie będzie. – Chciałem jak najszybciej otworzyć drugie. Gdy wzniosłem wzrok do góry, Aiden wymachiwał piwem przed moją twarzą, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu, jakby czytał w moich myślach. – Porozumienie bez słów – wybuchnąłem głośnym śmiechem, pozbywając się kapsla z szyjki butelki i od razu wlałem sobie do gardła dużą ilość płynu, czując, jak mój mózg popada w otępienie.

– Więcej ci nie dam, bo zaczniesz odwalać szopki. Przed nami cały wieczór, abyś przypomniał sobie, jak to jest, gdy zgaśnie światło dnia. Za pół godziny ruszamy w miasto i nawet nie próbuj się wykręcać. Nottingham wita ponownie, Justinie Green. – Zacisnął dłoń na moim bicepsie, aż zabolało. – Trzeba uczcić twój pierwszy dzień wolności i musisz powrócić do ćwiczeń, bo zmalało ci tu i ówdzie. - Zmrużył powieki, jakby raził go widok, mojego zapuszczonego ciała.

– Nie jest aż tak źle. – Wstałem i podwinąłem luźną – szarą – bluzkę pod brodę, uśmiechając się pod nosem. – Coś się tutaj ostało.

– Jakim cudem masz taką rzeźbę? – Zmarszczył czoło i podrapał się po brodzie, wybałuszając oczy. Widziałem, jak skakał mu gul.

– Ćwiczyłem, bo co miałem innego do roboty pośród materaców i czterech ścian w tym ośrodku odwykowym. Fakt, że pilnował mnie jeden sanitariusz, ale przynajmniej nie marnowałem czasu na labę. – Zatkało go, o mało nie zbierał szczęki z podłogi, tak szeroko otworzył buzię, gdy zobaczył mój kaloryfer.

– Ten, którego ugryzłeś w rękę? – Widziałem, jak powstrzymuje śmiech. Zdradzały to policzki, które drgały.

– Ten sam. Skąd o tym wiesz? – Głośno przełknąłem ślinę, biorąc kolejny łyk piwa. Byłem w lekkim szoku.

– Lekarze i opiekunowie z ośrodka wydzwaniali do twojej mamy, co najmniej trzy razy w tygodniu, skarżąc na ciebie. W kuchni na szafce wisi lista tego, co tam wyprawiałeś. Jest tego sporo: drapanie, kopanie, wyzywanie, płakanie, wyrywanie sobie włosów – nie tylko z głowy, rwanie materaca, plucie, tańczenie, śpiewanie, mówienie do siebie itp. To wszystko mogę zrozumieć, ale żeby kogoś gryźć. Głodzili cię tam, czy co? – Puknął się w skroń kłykciem i otworzył pierwsze piwo, do którego od razu się przyssał.

– Nie. Był upierdliwy i sam jego widok wywoływał u mnie adrenalinę. Jak by mógł, to zajrzałby mi nawet do tyłka i policzył włoski na penisie. Nie chciał mi dać gazety. Ściskał ją w dłoni i machał nią przed moim nosem, więc sam sobie wziąłem i zostawiłem po sobie pamiątkę, aby wiedział, że nie, zemną takie przepychanki. Za każdym razem, gdy spojrzy na moje pełne uzębienie na swoim przedramieniu, pomyśli pięć razy, zanim zacznie się z kimś przedrzeźniać.

– Kiedy zrobiłeś te wszystkie dziary? Całe łapy i tors. Tylko tam, gdzie serce, pusto.

– Jak ćpałem. Alek ćwiczył na mnie tatuowanie. Ma chłopak talent. – Rozejrzałem się po swoich rękach. - To miejsce na sercu, przeznaczone jest dla kogoś specjalnego. Na razie nikogo takiego nie ma, ale będzie.

– On otworzył zakład i tatuuje dwie przecznice dalej.

– Dobrze wiedzieć. Mam jeszcze plecy i nogi do pokrycia. – zamruczałem pod nosem, podekscytowany nowiną.

– Jak tam było? Chodzi mi bardziej o początki odwyku? – Nabrał powietrza do płuc i wypuścił je ze świstem. Był ciekawy, a ja nie miałem zamiaru dzielić się z nim trudnym okresem ze swojego życia. Nie ufałem mu na tyle, pomimo że byliśmy rodziną.

– Jakoś. Szaro, buro. Ciężko, ale dało się znieść – stwierdziłem, że tyle powinno mu wystarczyć a jak nie, to ma pecha, bo więcej się nie dowie. – Zaplanowałeś coś na mieście? – Zmieniłem temat, widząc jego skwaszoną minę. Nie spodziewał się, że go tak zbędę i poczęstuję okruszkami z ponad rocznego okresu mojej nieobecności.

– Klub. Za parkiem otworzyli znośny i jest w czym przebierać. Dziewczyn tam jak mrówek w mrowisku.

– Amber znalazła sobie kogoś? – Gryzłem zębami wnętrze policzka, czekając, aż odpowie „NIE”, bo podświadomie chciałem, aby tak właśnie było.

– Jest sama. Chcesz do niej wrócić? Odradzam, bo… zresztą sam wiesz, jaka jest. Wulkan seksu ze skrzywioną psychiką. Frustratka, zazdrośnica i wariatka. – Ściągnął brwi, jakby chciał mnie skarcić. – Jest bardziej zakręcona niż tornado w Ameryce i nieprzewidywalna jak huragan na Hawajach.

– Nie mam wyjścia. Chyba że poznałeś jakąś inną, wokół której mógłbym się zakręcić? – Wlepiłem w niego wzrok, przygryzając górną wargę.

– Niestety nie – oznajmił beznamiętnie, a ja zrobiłem posępną minę, wzdychając głośno.

Też miałem dość Amber, ale co miałem poradzić w zaistniałej sytuacji. Nie widziałem jej tyle czasu i wcale się za nią nie stęskniłem. Jednak byłem wyposzczony, a jazda na ręcznym na dłuższą metę jest dołująca. Musiałem gdzieś zakisić swojego zaganiacza, bo mi jaja rozerwie.

– Ma ten sam numer? – zapytałem zachrypniętym, niskim głosem, jakbym tak naprawdę nie chciał tego wiedzieć.

– Tak. Będzie w klubie, bo wie, że wyszedłeś i zawaliła mnie gradem pytań. Naprowadziłem ją na trop, gdzie będziemy dzisiaj balować, tak że na pewno spuścisz z krzyża. Przypomnij jej zasady, bo znając jej dziurawy mózg, zdążyła o tym zapomnieć.

– Dziewczyna za dziewczyną do drugiej bazy, a na deser ona i tak do końca życia. Też mi zasady. – Ściągnąłem brew. – Dobrze, że nie jest brzydka, bo musiałbym chyba udać się do klasztoru. Pisałem z wieloma dziewczynami z pobliskiej okolicy – z dalszej też – anonimowo i nie znalazłem drugiej takiej jak Amber. Ile się naczytałem obelg w moją stronę, to głowa mała. Nigdy więcej takich eksperymentów. Zacisnę zęby i dam radę, a jak coś, to najwyżej ją uduszę, jak stanie się nie do zniesienia.

– Tak trzymaj. – Dopił piwo i sięgnął po kolejne, szczerząc zęby, jak szpak na widok wiśni.

Do pokoju przez uchylone drzwi zajrzała szczupła, wysoka blondynka o szarych oczach i okularach na nosie, posyłając mi lodowate spojrzenie. Spod jej krzaczastych brwi, trudno było dojrzeć, czy patrzy na mnie, czy kogoś obok mnie. Zasłaniały jej pół twarzy, ale tak strasznie bała się depilacji, że daliśmy sobie spokój z dalszym namawianiem jej.

– No pięknie. Od paru godzin w domu, a już pije piwo – stwierdziła rzeczowo Nicole, dając do zrozumienia, że źle zaczynam.

– Cześć siostra. – Wstałem i przytuliłem ją z całych sił. – Stęskniłem się za twoim marudzeniem, wiesz? – Sam, gdzie?

– Zaraz tutaj będzie. Zapomniałeś, że mojemu mężowi wchodzenie po schodach zajmuje wieki. – Zmarszczyła czoło, ale nie wiem po co. Może to odruch.

– Oto i zawitała w nasze progi waga ciężka. Sam Harris, we własnej osobie.– Aiden pokładał się ze śmiechu, a Sam sapał, jakby pokonał maraton na lokacie frajer.

Jego twarz była purpurowa z wysiłku, a pot ociekał po całej twarzy. Zmrużył oczy, jakby się bał, że wyskoczą mu z oczodołów. Fakt był taki, że miał je mocno wytrzeszczone z wysiłku.

– Mogłeś zostać na dole, zeszlibyśmy do ciebie, wielorybie. Ile ważysz? Przytyło ci się, widzę. – Przełknąłem nagromadzoną ślinę i przybiłem mu piątkę. Nie chciałem się do niego przytulać, bo gołym okiem widziałem, że jest cały spocony. Podkoszulek przykleił mu się do piwnego brzuszka, a plamy potu widoczne były w okolicy szyi i piersi – o pachach nie wspomnę.

– Zważaj na słowa, bo mam jeszcze na tyle siły, aby dać ci po pysku. Sto czterdzieści jeden kilo, panie ciekawski. Posuń się, bo nóg nie czuję.

– Zaaklimatyzowałeś się już, widzę. Aiden pisał, że porywa cię dzisiaj na miasto. Gotowy rozwinąć skrzydła? – Nicole zadała ciekawe pytanie, na które można odpowiedzieć „tak” lub „nie”. W moim przypadku odpowiedź brzmiała „nie”.

– To się okaże. Zobaczymy, jak zmieniło się Nottingham, kiedy mnie tutaj nie było. – Skrzyżowałem ramiona na piersi, a tępy ból w mojej piersi przybierał na sile.

Dlaczego czuję tak silny uścisk, skoro nic mnie nie przytłacza? Może to stres? Może lęk przed wspomnieniami, kiedy ujrzę bliskie memu sercu miejsca? Może znajomi, którzy przypomną mi, kim byłem i co robiłem, kiedy spotkamy się przypadkiem?

– Mam dla ciebie propozycje Justinie. – Sam przetarł czoło dłonią i wtarł pot w spodnie, po czym pogłaskał się po łysinie. – Temu gagatkowi już proponowałem, ale mnie wyśmiał. Przeniosłem cukiernię na większy metraż, bliżej placu i przydałaby mi się pomoc. Może chciałbyś sobie dorobić po lekcjach. Dwie godzinki, trzy dziennie? – Wlepił we mnie niewinny wzrok, jakby beze mnie sobie nie poradził.

– Czemu nie. Nie mam nic ciekawszego do robienia. – Odchrząknąłem i uniosłem delikatnie kąciki ust, widząc promienny uśmiech na jego pucołowatej twarzy. – Od kiedy?

– Może być jutro po szkole. Szesnasta ci pasuje?

– Jasne. – Przełknąłem wielką gulę, zatykającą mi przepływ tlenu. Czułem się dziwnie podekscytowany – nie pracą.

Więc czym?

– Chodźcie tutaj na dół. Tkwię tutaj sama, jak kołek w płocie – oznajmiła mama lekko podniesionym głosem. – Wiecie, że bolą mnie kolana i nie dam rady wspiąć się po tych schodach.

– Już schodzimy mamo. – Sandra ruszyła przodem, czochrając mnie po włosach – szedłem za nią – i podszczypywała moje uda – robiła tak, odkąd pamiętam.

Na dole czekała na nas moja mama, w tym swoim znoszonym – błękitnym – fartuszku, przepasanym w pasie. Sięgała sześćdziesiątki i jej włosy pokryły się siwizną. Wyprostowana wysoka, szczupła sylwetka, niebieskie oczy i kok – odkąd pamiętam zawsze upięty w ten sam sposób – dodawały jej uroku.

– Zrobiłam herbatę, a gdy wyszłam z kuchni, wszystkich wywiało. – Wydęła usta, próbując zrobić niezadowoloną minę, ale nie wyszło jej, bo wszyscy zorientowali się, że to nie w jej stylu, być posępną. Uśmiech rzadko kiedy schodził z jej pomarszczonej twarzy.

– Musiałam go uściskać, mamo. Zaraz pójdzie w miasto i tyle z jego towarzystwa. – Siostra zrobiła ustami łódeczkę. – Widzieliście, jak przepakował, masakra. Ma rękę jak Sam, ale pozbawioną tłuszczu.

– Kochanie, wszystko słyszałem. – Schodził właśnie schodami w dół – trzeszczały. – Jak się do mnie przytulasz, to nie narzekasz, że ci niewygodnie.

– Kochanego ciała nigdy nie za wiele. Kocham cię takim, jakim jesteś. Nie liczy się tu – ukłuła go palcem w brzuch – lecz, tu – pocałowała go w czoło.

– Mamo, my będziemy już lecieć. Herbatę wypijemy rano. – Zrobiłem skruszoną minę, przytuliłem ją i podziałało. Rozluźniła brwi, rozpogodziła się i uśmiechnęła, podchodząc bliżej mnie. Chciała, abym został w domu i nie dziwię się jej. – Wiem kochany, że ciągnie cię do ludzi – szepnęła cichuteńko do mojego ucha. – Ciągle zapominam, że nie jesteś już małym chłopcem. – Jej minus to nadopiekuńczość w stosunku do mnie.

– Co to za tajemnice? – oburzyła się – na niby – Nicole, przewracając oczami.

– Zakazane – odparłem i ruszyłem za Aidenem w stronę drzwi wyjściowych.

Gdy zamknąłem je za sobą, wziąłem głęboki wdech i chłonąłem pierwsze oznaki wiosny. Za parę dni kwiecień i z dnia na dzień będzie coraz cieplej. Słońce zbudzi się z zimowego snu i popieści moją bladą cerę swoimi promieniami.

Przeszliśmy przez pasy i pięć kroków później byliśmy w parku – na szczęście nie w tym, w którym bujałem się ze swoim towarzystwem przed odwykiem.

– Nic się tutaj nie zmieniło. Może drzewa trochę urosły. Te same ścieżki, poobdzierane ławki i przeklęte gawrony. – Chyba za mocno dotleniłem płuca, bo poczułem lekkie szumienie w głowie. – Piwo zaczęło działać.

– Ostrzegałem, ale ty zawsze wiesz lepiej. – Uśmiechnął się sztywno, jakby chciał dodać: „Dlaczego jesteś taki uparty”.

– Widzisz to, co ja?

- Gdzie? – Rozejrzał się dokoła i szepnął, drapiąc się w nos. – Nic tutaj niema, masz zwidy?

– Tam. – Dostrzegłem drobną dziewczynę w różowych włosach i nie myśląc długo, krzyknąłem: Różowa landrynko, zabawimy się!

– Zamknij jadaczkę i idź, gdzie masz iść! – Pulchna dziewczyna mi odpyskowała (tak mi się zdawało, że to ona, bo było już szaro).

– Nie na ciebie wołałem, więc po co drzesz mordę! – Ruszyłem szybkim krokiem – po trawniku – w ich stronę, jakby zawładną mną amok.

– Justin stój, gdzie idziesz?! – Poczułem mocne szarpnięcie w ramię. Odruchowo odepchnąłem rękę kuzyna i poszedłem dalej. – Zostaw ich i chodź do klubu. – Podskakiwał obok mnie jak piłeczka do ping-ponga.

– Zaraz, chcę przywitać się z tą małą. To chyba nie jest zabronione? – Zmrużyłem oczy, aby nie raziło mnie sztuczne światło lamp i stanąłem na wprost dwóch dziewczyn i chłopaka. – To ty mi odpowiedziałaś grubasko?

– Zważaj na słowa. – Niski grubasek – chyba jej chłopak – stanął pomiędzy nami jak obrońca stada. – Nie obrażaj jej. Nic ci nie zrobiła.

– Wcisnęła jęzor w mój monolog, który jej nie dotyczył. Wyszczekana jesteś. – Zrobiłem groźną minę, przenosząc na nią wzrok.

– Justin zostaw ich, ja ich znam. Chodź, idziemy.

– Nie i nie szarp mnie. Skoro ich znasz, to przedstaw mnie tej w różowych włosach. – Pomimo tego, że miała spuszczoną głowę, coś w niej przykuwało moją uwagę. Nie mogłem oderwać od niej oczu.

– To jest Nancy Morgan i chodzi, zemną do klasy. Wiesz już, więc rusz dupę, bo czas ucieka. Znów zachowujesz się jak gbur. Wiesz, że nienawidzę, gdy to robisz. Twoje imię już poznała z moich ust.

Wiem, że coś mówił, ale byłem tak pochłonięty taksowaniem tej delikatnej istotki, że wyłączyłem mózg na jego przytyki. Coś mnie do niej przyciągało i oczywiście podszedłem bliżej, oblizując wargi. Cały czas wpatrywała się w ziemię, a ja chciałem zobaczyć jej twarz.

– Zostaw ją idioto! Nie widzisz, że się boi! – Ta grubaska zaczynała mi działać na nerwy i coraz mocniej unosiła swój piskliwy głos. – Posłuchaj kolegi i idź z nim.

Bla, bla, bla.

Wyciągnąłem rękę w jej stronę i dotknąłem jej ramienia. Podskoczyła, jakby ją ktoś oblał lodowatą wodą. Po palcach przeszedł mi prąd. Stanowczym ruchem chwyciłem jej brodę i uniosłem głowę dość wysoko. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. To, co poczułem pod opuszkami palców i to, co rozeszło się po moim ciele, było nie do opisania. Nie czułem nigdy czegoś takiego.

– Ona razi prądem – parsknąłem śmiechem, poszukując jej wzroku, ale przymknęła powieki. Widziałem, jak szybko poruszają się pod nimi jej gałki. – Spojrzysz na mnie, czy mam cię do tego zmusić?

– Justin do cholery! Zostaw ją głupku! Idziemy! – Po raz kolejny mnie szarpnął, co przestało być zabawne.

– Jeszcze raz poczuje twoje łapska na swoim ciele, to wyjebie ci w ryj, rozumiesz? – Zazgrzytałem zębami. – Nawet nie próbuj wydusić z siebie ani jednego mruknięcia, pulchna panienko, bo nie ręczę za siebie. – Kątem oka widziałem, jak zamierzała otworzyć usta. Nie chciałem słyszeć, jak marudzi nad moim uchem.

– Pobijesz mnie. Zostaw ją i spadaj stąd. – Najeżyła się jak indor. Zastanawiałem się, kto w tym związku ma jaja – ona, czy on. Wychodziło na to, że ona.

– Wytłumacz tej panience, że nie lubię się dwa razy powtarzać. – Przechyliłem nieznacznie głowę i spojrzałem Aidenowi prosto w oczy. – Chcę, tylko aby… – próbowałem przypomnieć sobie jej imię – Nancy, spojrzała mi w oczy, tyle.

– Spójrz na niego, to da ci spokój. – Aiden stanął obok niej i o dziwo nie podważył mojej prośby, tylko mnie poparł.

– Nie, to nie. – Chwyciłem ją ponownie za podbródek, lecz tym razem poza tym cudownym prądem i dreszczem napotkałem jej przerażony wzrok.

Wzdrygnąłem się i cofnąłem rękę. Takiej paniki w oczach, to ja jeszcze nie widziałem, a zaglądałem do niejednej pary oczu. Zrobiło mi się głupio i wiedziałem, że przesadziłem.

– Przepraszam. – Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę, chcąc ukryć swoje zażenowanie. Ona bała się tak bardzo, że ledwo utrzymywała swoje ciało, na tych chudych nóżkach. – Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem skąd przyszedłem.

– Przepraszam was za niego, on już tak ma. – Dolatywało do moich uszu, jak Aiden tłumaczy mój wyskok, a po chwili usłyszałem jego kroki za plecami.

– Wstyd z tobą gdziekolwiek chodzić. Nancy to skryta i płochliwa osoba, a ty jeszcze dolałeś oliwy do ognia – mówił, a ja zerknąłem przez ramię, widząc, jak ta grubaska, tuli ją w ramionach.

– Wiesz, jaki jestem, więc nie wtykaj mi. Przesadziłem, to fakt, ale przecież nie chciałem wiele. – Przed oczami cały czas stał mi widok jej zlęknionych oczu. – Popłacze i nic jej nie będzie.

– Wiesz, kto to jest outsider? – spytał, unosząc lekko ręce w powietrze, jakby miał dość mojego egoizmu.

– Tak. Przepytujesz mnie na znajomość określeń? – Próbowałem zebrać myśli i zrozumieć, do czego zmierza. Narzuciłem szybsze tempo, bo trochę zmarzłem, albo to pozostałość po tym przepływie energii, który od niej przejąłem.

– Nancy właśnie nią jest w formie żeńskiej. Teraz wyobraź sobie, co ona musi czuć, po spotkaniu z takim brutalem jak ty.

– Koniec tematu, zrozumiałem przekaz. Daleko jeszcze do tego klubu? – Czułem się fatalnie, ale starałem się to ukryć.

Dlaczego muszę odwalać takie krzywe akcje?

– Już go widać. Kiedyś była tu mała galeria, pamiętasz?

– Tak.

Gdy weszliśmy do środka, myślałem, że mi mózg wypłynie od tej głośnej, dudniącej muzyki. Puszczali jakieś techno, czego nie znosiłem. Nie ma to, jak dobry rok, np.: Linkin Park, Bullet for My Valentine i temu podobne.

Te wszystkie światełka, lasery i sztuczna para podrażniały moje oczy, co wcale nie poprawiło mi humoru. Gdy odwróciłem się na chwilę i powróciłem na poprzednią pozycję, tuż przed sobą ujrzałem zgrabną, wysoką brunetkę, o włosach sięgających pasa, która uśmiechała się do mnie. Od razu porwałem ją w ramiona, wpatrując się w jej ładną i zadbaną twarz. Wyglądała jak modelka z paryskiego wybiegu.

– Jak ja się za tobą stęskniłam przystojniaku. – Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo wcisnęła mi swój język do buzi, penetrując moją buzię. Odwzajemniłem się i po upływie kilku sekund czułem jej ręce na całym ciele. Amber ocierała się o mnie i mruczała mi cichutko do ucha. Jej ręka powędrowała pod moje spodnie i po chwili bawiła się moim penisem, mając wszystkich i wszystko gdzieś. – Nie będę pytać, jak było na wczasach, bo dobrze wiem, że i tak mi nic nie powiesz, mój tajemniczy chłopczyku.

Jęknąłem, bo już dawno mnie nikt tam nie dotykał. Nie chcąc być jej dłużny, wsadziłem swoje łapsko pod jej majtki, czując, jak się pod jarała.

– Nie wytrzymam z wami. Musicie to robić akurat tutaj. – Zerknął na nasze ręce, których nie było i się skrzywił. – Idźcie do kibla.

Amber nie trzeba było zachęcać ani powtarzać. Już po chwili ciągła mnie za rękę i przeciskała się przez tłum tancerzy. Wciągnęła mnie do pierwszej kabiny i uderzyliśmy w ślinę. Po chwili odwróciła się, spuściła majtki – miała miniówkę – i wypięła tyłek. Przejechałem palcami po jej cipce, zderzając się ze sporą ilością śluzu, a ona wyszczerzyła się, ocierając tyłkiem o moją nabrzmiałą męskość, zachęcając, abym ją posiadł.

Zsunąłem spodnie wraz ze slipami i wszedłem w nią jednym mocnym pchnięciem, aż wsparła się o ścianki kabiny. Posunąłem ją paręnaście razy, dochodząc bardzo szybko.

– Później ci dogodzę, a teraz sama rozumiesz. Zbyt długo nie miałem kobiety. – Podciągnąłem ubranie i odwróciłem ją twarzą w swoja stronę, kładąc ręce na jej wielkich piersiach i ścisnąłem je parę razy, aż zajęczała z rozkoszy. Pocałowałem ją jeszcze brutalnie w usta i wróciliśmy do Aidena, który poruszał głową w rytm muzyki, popijając piwo.

Reszta nocy upłynęła naszej trójce na alkoholizowaniu się, całowaniu i bredzeniu od rzeczy. Aiden nie wyrwał żadnej dziewczyny, bo nie chciał. Nad ranem, gdy przez korony drzew przebijały się pierwsze promienie słońca, Aiden poszedł w swoją stronę, a ja z Amber do niej, na ostre rżnięcie.

Przez całą noc w klubie, myślałem o Nancy, zadając sobie pytanie, czy moje zachowanie wobec niej, nie wpłynie na jej psychikę? Byłem porywczy i teraz miałem moralniaka, że ją skrzywdziłem i zachodziłem w głowę, dlaczego to zrobiłem?

 

ROZDZIAŁ 2

 

NANCY

 

Leżałam na łóżku, czując w nozdrzach zapach świeżo zmienionej wczorajszego wieczoru pościeli. Lawendowy płyn do płukania tkanin roztaczał swój aromat po całym pokoju.

Drzwi otworzyły się szeroko i ujrzałam w nich mamę. Jasne światło dnia, dobiegające z korytarza, oświetliło jej szczupłą i niską sylwetkę. Jej krótko przystrzyżone, blond włosy nastroszone były, jak kopka świeżo ściętego zboża. Zapaliła światło – oślepiło mnie – i wbiła we mnie swoje wielkie, niebieskie oczy. Zmarszczyła wydepilowane brwi i poruszyła małym, zadartym noskiem.

– Nancy, budzik dzwonił już cztery razy. Rusz się, bo znów będziesz lecieć za tramwajem – oznajmiła stanowczym tonem. Nawet powieka jej nie drgnęła, kiedy podeszła do okna i mocnym szarpnięciem rozsunęła zasłony, wpuszczając do pogrążonego w szarościach pokoju, jasne promyki słońca.

– Już wstaję. – Zmrużyłam oczy i zawiesiłam wzrok na jej plecach, obserwując, jak gasi światło i szybkim krokiem opuszcza pokój, wzdychając głośno.

Otworzyłam szerzej oczy, wracając do szarości, która otaczała mnie na co dzień, nie chcąc zabarwić moich oczu kolorową tęczą. Miałam odczucie, że wisi nade mną fatum, które oplatało mnie swoją siecią, okradając z resztek marzeń, które coraz rzadziej snuły się w mojej głowie.

Niedługo kończę osiemnaście lat, a jak do tej pory, oprócz beztroskiego dzieciństwa i rozczarowań na etapie szkolnym, los zapomniał wpleść w moje życie troszkę ciepła.

Okres naście, schowam do szuflady, podpisanej porażka, pomyślałam, ziewając.

Podniosłam się z łóżka do pozycji siedzącej i na powrót opadłam na plecy, jakby pociągały mnie w jego kierunku niewidzialne siły.

Kiedy ktoś w końcu zauważy moje istnienie i obdarzy mnie tymi moimi wytęsknionymi fantazjami, doprowadzając moje ciało do rozkoszy?

Wstałam i przeciągnęłam się leniwie, rozprostowując zastałe stawy. Prysznic obudził trochę moje ciało, które poruszało się, jak robot – machinalnie – wykonując codzienne czynności. Wrzuciłam coś lekkostrawnego na ząb i włożyłam – czarny – dres, po czym związałam włosy w ciasny kucyk.

Minęłam się z mamą – jak co rano – w drzwiach wyjściowych, bo otwierała swój gabinet stomatologiczny punktualnie o ósmej rano. Była pracoholiczką i tak naprawdę była mi obca, pomimo więzów krwi.

– Po południu zajadę do siostry, więc mogę wrócić późno – rzuciła, znikając mi z pola widzenia za pobliskim budynkiem i tyle ją widziałam. Była duchem we własnym domu.

W tramwaju siedziałam jak na szpilkach, wpatrując się w widoki za szybą. Różowe włosy schowałam pod czapką w takim samym odcieniu. Pomimo usilnych starań, parę kosmyków wystawało, gilgając mnie po szyi. Kątem oka zauważyłam, że nikt z tutaj obecnych, nie zwracał na mnie uwagi. Tak samo było w szkole – najgorsze były dwa pierwsze dni.

Kolor moich włosów to efekt nieudanej metamorfozy i tyle.

Chciałam zmiany – mam.

Co tym osiągnęłam, poza zrobieniem z siebie pośmiewiska – nic.

Po przekroczeniu progu szkoły od razu udałam się do klasy, siadając obok mojej jedynej bratniej duszy. Hannah była pulchną, niską brunetką, o piwnych oczach. Grzywka osłaniała jej czoło i uwydatniała mały nosek i pełne usta.

Znajomość z dzieciństwa, która przetrwała do dziś, przemieniła się w przyjaźń i nie wyobrażałam sobie, że mogłoby jej zabraknąć u mojego boku. Była bezpośrednia, wyszczekana i nie liczyła się ze zdaniem innych. Dziewczyny z naszej szkoły omijały ją szerokim łukiem, bojąc się, że może skrytykować ich stylizację, makijaż czy uczesanie, nad którymi spędzały dużo czasu przed lustrem. Zawsze stawała w mojej obronie i nie wahała się użyć do tego pięści.

Niektóre jej słowa raniły, jakby wypowiadała je z premedytacją, ale z drugiej strony zmuszały, do myślenia i wyciągania z nich wniosków. Dla Hannah białe kłamstwo nie istniało. Szczerość to jej motto przewodnie i nieważne, jakiego tematu dotyczyła wyrażona przez nią opinia.

– Cześć. Jak samopoczucie po wczorajszym incydencie w parku? Powiedziałam Aidenowi Stevensonowi parę słów do słuchu. Jak można zadawać się z takimi idiotami?

– Dobrze. Nie roztrząsałam tego i jakoś uleciało mi z mózgu. – Zwróciłam uwagę na jej dumną twarz i wzrok, który uciekał w stronę Aidena. Przeszywała go nim na wskroś.

Podążyłam za jej przykładem i zawiesiłam spojrzenie na jego pełnych ustach i jasnobrązowych włosach, sięgających żuchwy z lekko pofalowanymi końcówkami. Wspierał brodę na nadgarstkach, wpatrując się w blat ławki. Po chwili wzniósł głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie zrobiłam tego, co zawsze robiłam w tak krępujących sytuacjach. Nie odwróciłam wzroku i wpatrywałam się w jego zielone oczy, wyłapując, jak często przymyka powieki. Uniósł delikatnie kąciki ust, nie zmieniając pozycji, ani nie przerywając kontaktu wzrokowego.

Byłam w lekkim szoku, bo po paru latach wspólnej nauki, po raz pierwszy napotkałam jego wzrok na dłużej, o uśmiechu już nie wspomnę. Wczoraj po raz pierwszy odezwał się do mnie. To dopiero było dla mnie przeżycie, a nie tam jakiś pijany narwaniec.

– Dlaczego ty tak późno przyjeżdżasz do szkoły? Omijają cię przez to wszystkie nowinki sprzed lekcji. – Głos Hannah wyrwał mnie z zadumy.

– Mam blisko – to po pierwsze. Jestem śpiochem i ciężko mi opuścić moje cieplutkie łóżeczko – to po drugie. – Uszczypnęłam ją w policzek, pozostawiając na nim odcisk swoich chudych palców.

– Aiden rozmawiał dzisiaj z Amber pod automatem ze słodyczami. Pomagał jej wydobyć rogalika, bo ta maszyna, znów nawaliła. Dotknęła go nawet parę razy niby to przypadkowo. On za to nie wykazywał zbytniego zainteresowania jej osobą.

– To w jego stylu. Nie zauważyłaś, że nie interesuje go żadna dziewczyna z naszej szkoły. Wydaje mi się, że spotyka się z kimś spoza. Jak by się nad tym głębiej zastanowić, to trochę dziwne, że taki przystojniak nie ma dziewczyny, nie sądzisz?

– Co racja to racja. Może woli chłopców? – parsknęła tak głośno, że było ją słychać na końcu korytarza.

– Wątpię. Wiesz, że mam go pod lupą. Zauważyłabym, gdyby coś było na rzeczy. On jest jak ślimak. Zamknął się razem ze swoją otoczką w skorupie i nikt o nim za wiele, nie wie. Założył też zbroję, aby nikt nie przeniknął przez skórę do jego wnętrza. – Stukałam paznokciami w telefon i rozejrzałam się wokół, poszukując go wzrokiem.

Nie było go – przepadł.

– Ma swoją paczkę znajomych, ale nawet oni wiedzą o nim niewiele. Trzymają się blisko niego, bo przy nim wyrywają najładniejsze dziewczyny. Kto, o zdrowych zmysłach zrezygnowałby z takiego układu. – Przewróciła oczami, jakby miała na myśli, że: Wykorzystują go.

– Ma oboje rodziców. Mieszka niedaleko szkoły i jak obie wiemy, nie garnie się do nauki. Lubi otaczać się ładnymi dziewczynami i na tym poprzestaje. – Moje uszy tylko tyle o nim usłyszały, podsłuchując po kątach.

– Może ma jakieś problemy rodzinne i nie chce się afiszować albo po prostu już taki jest – skryty. Nie zapominaj, że różne przypadki się ludziom w życiu przytrafiają. – Zrobiła poważną minę. – Co wiem na pewno to to, że na matematyce jego wzrok zatrzymał się na tobie na dłużej.

– Na początku myślałam, że śnię i uszczypnęłam się nawet, aby mieć pewność, że dzieje się to na jawie. Moje włosy nawet jego skłoniły, aby spojrzał w moją stronę. – Wyszczerzyłam się. – Wiesz dobrze, że podkochuję się w nim od początku nauki w tej szkole. Gdy na mnie spojrzał i przytrzymał wzrok, miałam odczucie, jak moje włosy unoszą się, jakby również były w ogromnym szoku.

– Mówiłam ci ze sto razy, abyś dała sobie spokój ze wzdychaniem do niego i rozejrzała się za kimś z twojej półki. Jak sobie przypomnę ten twój smutny wzrok, błądzący za jego sylwetką, albo jak wąchałaś jego kurtkę w szatni, to robi mi się niedobrze. – Skrzywiła się i wsadziła dwa palce do buzi, udając, że wymiotuje. – Ile ty łez przez niego wylałaś dziewczyno. Jakby pozbierać je wszystkie w jednym miejscu, to powstałoby sporych rozmiarów oczko wodne.

[...] „serce nie sługa". Może gdybym nie widywała go codziennie, to zdołałabym zapomnieć jego twarz i wszystkie najmniejsze zmarszczki, których się u niego dopatrzyłam przez te lata.

– Twoje uczucie nadal jest takie silne? Co to w ogóle za uczucie? – Uniosła pytająco brew. To znak, że oczekuje na konkretną odpowiedź.

– Osłabło i tli się leciuteńko na dnie mojego serduszka. Czasami dochodzę do wniosku, że to była zwykła fascynacja i przyzwyczajenie, do jego powalającego widoku. – Na samo wspomnienie, zaschło mi w gardle, a wargi pokryły się cieniutkim, złuszczonym naskórkiem. – Jak sama zdążyłaś zauważyć, jest tylu chłopaków wokół, ale jakoś z żadnym nie nawiązałam głębszej relacji. Wszystko ograniczało się do miłej wymiany słów i stosunków typowo koleżeńskich. Było paru, którzy – na okrętkę – do mnie podbijali. Niebyli w moim typie, ale pomimo tego, nawet przy nich byłam wycofana.

– Pamiętam ich. – Jej oczy śmiały się zamiast ust. – Podrywali wszystkie, byle tylko któraś zgodziła się iść z którymś z nich do kina, czy cukierni. – Zamrugała i pokiwała głową, wykrzywiając usta z niesmakiem. – Tak pomiędzy nami, to u nas w szkole nie ma za bardzo w kim wybierać. Poza Aidenem i paroma chłopakami z jego paczki otaczają nas sami kolesie z półki podpisanej „Nie podchodź, bo i tak nie masz u mnie szans".

– Nawet ty masz chłopaka z innej szkoły. – Zazdrościłam jej tego. – Udało ci się trafić na naprawdę świetnego partnera. Może nie powala urodą, ale za to jest szczery i kocha cię jak wariat.

– Nie jest na szczęście z tej wcześniej wymienionej półki. – Przygryzła wargę i oblizała ją językiem, jakby nagle nabrała ochoty na jego bliskość. – Mam się do czego przytulić i jeszcze nigdy się na nim nie zawiodłam, więc: „Trafił mi się jak ślepej kurze ziarno". Ty w końcu też trafisz na kogoś, kto wykorzeni z ciebie tę nieśmiałość i nauczy cieszyć się każdym nowym dniem. Wiesz, że zależy mi na tym, jak mało komu, abyś znalazła miłość.

– Wiem. Wydaje mi się, że ja mam już chyba fobię społeczną, jeśli chodzi o płeć przeciwną. – Cała lekcja biologii zleciała nam na plotkowaniu i kolejne lekcje również.

 

***

 

Wyszłam z budynku szkoły, rozkoszując się delikatnymi podmuchami wiatru i skierowałam się w stronę straży pożarnej, gdzie czekała już na mnie Ali.

– Idziemy do cukierni? – odezwała się miękko, odrywając wzrok od ekranu telefonu.

– Jeszcze pytasz. Od samego rana marzę o szarlotce – zapomniałam kanapek – albo napoleonce. Gdy sobie przypomnę, jakie pyszne wypieki mają w tej otwartej parę dni temu cukierni za rogiem, to dostaję ślinotoku.

Po krótkim spacerku z nosami w telefonach doszłyśmy na miejsce, czując aromat rozgrzanego tłuszczu i pary z dopiero co opróżnionego pieca. Rozsiadłyśmy się wygodnie, karmiąc nasze wygłodniałe zmysły, tymi wszystkimi zapachami, czekając, aż ktoś podejdzie, przyjąć zamówienie.

Żołądek miałam tak ściśnięty, że czułam, jak zapada mi się brzuch, przyklejając do nerek. Burczało mi w nim tak głośno, że lecąca w tle spokojna muzyka, nie dawała rady go zagłuszyć.

– Co podać? – zapytał beznamiętnie kelner, stojąc cierpliwie i czekając na naszą decyzję.

Próbowałam zebrać myśli, wpatrując się w ulotkę i wybrać coś, co by mnie usatysfakcjonowało. Oferta była duża i ciężko mi było się zdecydować. Najchętniej pochłonęłabym wszystko, co tutaj mieli.

– Dwie lemoniady i dwie napoleonki. – Hannah właśnie podjęła decyzję za mnie, uwalniając mnie od tego dylematu.

Oderwałam się od tej kuszącej ulotki, zatrzymując wzrok na wysokim szatynie. Jego włosy były ulizane i pokrywała je gruba warstwa żelu, połyskująca w sztucznym świetle lamp. Ostra i zarysowana linia szczęki oraz brązowe tęczówki z zaciętym wyrazem wywołały u mnie gęsią skórkę.

Biała koszulka wisiała luźno na jego sylwetce, a on ściągnął brwi, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał. Po chwili zmrużył również oczy i wbił spojrzenie w sufit.

– Za dwie minuty – odparł oschle, jakby był tutaj za karę i odszedł.

Podążyłam za nim wzrokiem, bo kogoś mi przypominał, nie potrafiąc oderwać go od jego sylwetki ani na chwilę.

Widziałam już gdzieś te zimne oczy bez wyrazu, pomyślałam, rozglądając się dokoła.

– Proszę i smacznego życzę. – Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech i ten wścibski wzrok, który prześwietlał mnie milimetr po milimetrze.

Wzruszyłam ramionami i przeniosłam wzrok na apetycznie wyglądające ciastko, które postawił właśnie po mojej połowie stolika. Ciągło mnie, aby jeszcze raz na niego zerknąć, ale zdusiłam pokusę w zarodku.

Sama z siebie zaobserwowałam kogoś, bez skrępowania. Byłam z siebie dumna.

– Cholera – wypaliła Ali, zrywając się z miejsca. – Całkiem zapomniałam, o przyjeździe ciotki. Dobrze, że mama napisała i mi o tym przypomniała, inaczej ciotka obraziłaby się na mnie na amen. Ona strasznie nie lubi niepunktualności. Muszę lecieć. Przepraszam, że tak wyszło, ale sama rozumiesz – wyrzuciła z siebie jednym tchem, znikając mi z pola widzenia.

Zaczęłam delektować się pierwszym posiłkiem dzisiejszego dnia – nie licząc skromnego śniadania. Moje zmysły szalały, kiedy lepki krem rozpływał się w mojej buzi, uwalniając swój smak. Za każdym razem oblizywałam starannie łyżeczkę, aby na nowo zanurzyć ją w ciastku, delektując się jej doskonałością.

Napoleonka znikła w mgnieniu oka, pozostawiając po sobie maleńkie okruszki, które postanowiłam pozbierać, śliniąc wcześniej palce. Podsunęłam sobie pod nos ciastko Hannach – było nietknięte – które kusiło, bardziej niż złoto i zaczęłam je jeść. Znikło tak samo szybko, jak poprzednie, a moje podniebienie i łaknący słodyczy język, prosiły o więcej. Sięgnęłam po lemoniadę i opróżniłam dwie szklanki naraz.

– Mogę prosić jeszcze raz to samo. – zabrałam głos i pstryknęłam palcami, chcąc kogoś przywołać, bo jak na złość cała obsługa zapadła się pod ziemię. W sensie: ten przystojny kelner.

– Znów to samo! – Usłyszałam czyjś krzyk i trzaskanie szafkami. Po chwili rozległ się brzęk tłuczonego szkła. – Czy ty nigdy nie nauczysz się, chować mleka do lodówki! – Ta osoba mówiła dalej podniesionym głosem, karcąc kogoś na zapleczu, a echo niosło jego głos po prawie pustym lokalu.

Poza mną była tutaj kobieta z dzieckiem i para staruszków. Nie było w tym nic dziwnego, że cukiernia świeciła pustkami. Była teraz tak zwana: godzina obiadowa.

Ten, który nas dzisiaj obsługiwał, wyskoczył zza drzwi, wymachując rękoma. Zahaczył łydką o żelazny, prostokątny taborecik i zaklął głośno, wykrzywiając usta, jakby odczuwał silny ból. Podszedł do mnie i wbił wzrok w notes, który trzymał w dłoni. Spuściłam oczy i zaczęłam stukać nerwowo paznokciami o blat.

– To, co wcześniej – wydukałam, czując jak płonę, choć wcale nie było mi za ciepło.

Odwrócił się na pięcie, a mój wzrok zawiesił się – jakby zardzewiał – na jego plecach. Pod podkoszulkiem poruszały się mięśnie, a łopatki wypiętrzały się przy każdym ruchu, jakby wołały: „Złap i nie puszczaj". Był wytatuowany, co bardzo mi się podobało, choć sama nie zdecydowałabym się na taki krok. Za pierwszym razem nie zwróciłam na to uwagi.

Mój mózg spał, a teraz zaczynał się budzić.

Chodził na siłownię, było to widać gołym okiem – miał boskie ciało.

Wrócił po chwili, postawił ciastko i lemoniadę na stoliku i przysiadł się, jakby niby nic.

– Cześć Nancy. – Jego głos był ciepły i zupełnie inny niż parę minut wcześniej.

Był kameleonem, czy raczej miał podwójne ja? Skąd znał moje imię?

– Cześć. – Tylko tyle zdołałam z siebie wycisnąć, nie patrząc na niego w ogóle.

Sparaliżował mnie strach – znowu. Nagle mnie olśniło.

To był on – ten wariat z parku.

Zaczęłam się trząść – chciałam stąd uciec.

– Po twojej minie, choć masz spuszczoną głowę, wnioskuję, że mnie rozpoznałaś. Wczoraj przesadziłem i chciałbym cię za to przeprosić. Byłem trochę wstawiony i pozwoliłem sobie na zbyt wiele. – Spod rzęs widziałam, jak niecierpliwie porusza dłońmi.

– Rozumiem. – Położył dłoń na mojej, a ja zamarłam, czując jego ciepło i własne serce, które pompowało krew dwa razy szybciej, niż powinno.

– Zawsze tak masz? Aiden określił cię wczoraj jednym słowem „Outsiderka". W sensie: dwoje, to już dla ciebie tłum.

– Odkąd pamiętam. – Chciałam powiedzieć coś więcej poza krótkimi stwierdzeniami, ale w moim przełyku rozgościł się intruz, który pożerał słowa, nie dopuszczając, aby rozbrzmiały.

– Obserwowałem cię. Widziałem, jak się garbisz i spinasz. – Gładził moją drżącą i spoconą dłoń bardzo delikatnie. – Gdy przyjmowałem zamówienie, po pierwszym kontakcie wzrokowym, uciekłaś do swojego świata, gdzie czujesz się bezpiecznie. Więcej wiary w siebie dziewczyno.

– Ja... – zaczęłam się zapowietrzać, nie wiedząc jak dopełnić jego trafne spostrzeżenie.

– Spokojnie, bo zaraz mi tutaj zemdlejesz – oznajmił kojącym głosem. – Wiem już chyba wszystko, co chciałem wiedzieć o tobie, więc... – Pochwycił moją dłoń i schował w swojej, a ja drżałam, jak liść na wietrze (kojarzył mi się z seryjnym mordercą). – Nie bój się mnie. Nic ci nie zrobię. Ta twoja nieśmiałość jest taka słodka, że gdy przechodzą przez moje ciało odczucia, które wytwarzasz, czuję się dziwnie spokojny.

– Nie wiem do końca, co miałeś na myśli, ale... – Zaczynało brakować mi tchu, a mój oddech stał się głośny i chrapliwy.

– To. – Przejechał palcem po mojej szyi, aż podskoczyłam. Zjechał niżej do obojczyka i delikatnie prześliznął się po całej długości mojej ręki, zatrzymując się na dłoni, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. – Jeszcze nikt cię nie dotykał w taki – żaden – sposób. Reagujesz bardzo gwałtownie na jakąkolwiek próbę kontaktu mojej skóry z twoim ciałem, nawet przez ubranie.

– Tak już mam. – Wzniosłam głowę i nieśmiałym wzrokiem spojrzałam na jego twarz. Oblizywał właśnie wargi i mrużył powieki. Wplótł swoje palce pomiędzy swoje.

– Masz ładne oczy – niebieskie. Gdy wczoraj w nie spojrzałem, były zalęknione, dzisiaj są spłoszone. – Gdybym wiedział, że jesteś tak rozchwiana emocjonalnie, nie zacząłbym tej głupiej zabawy w odgadywanie jaka jesteś. Na podstawie koloru twoich włosów, wywnioskowałem, że jesteś odważną dziewczyną.

– Chciałam nią być, ale jak sam widzisz – wskazałam na włosy – nie wyszło.

– Rozumiem – zapewnił kojącym głosem, jakby liczył na to, że wymarzę z pamięci to, co mówił i zrobił. – Zacznijmy od nowa. Jestem Justin.

– Nancy. – Czułam, jak zaciska przestrzenie pomiędzy naszymi palcami.

Nie cofnęłam rąk – miał taką delikatną skórę.

Przestałam drżeć – chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej.

Odważyłam się przytrzymać wzrok dłużej na jego ładnej twarzy – odwzajemnił się tym samym.

– Masz bardzo delikatną skórę, jakbyś dopiero co zrobiła pilling i nasmarowała ją oliwką.

– Ty też. – Zaczynałam czuć się przy nim coraz swobodniej. – Jest taka potężna, a jednocześnie delikatna i miękka. Myślałam, że będzie żylasta i twarda jak podeszwa. – Poczułam prąd w dłoni – Mógłbyś już ją puścić, bo bolą mnie palce, gdy tak mocno się pomiędzy nie wbijasz.

– Jasne. – Pomału wyswobodził palce i zanim cofnął dłoń, przeciągnął leniwie opuszkami od moich paznokci po nadgarstek, uśmiechając się i mrużąc przy tym oczy. – Mógłbym tak robić bez końca. Może wcisnąłem je troszkę za głęboko. – Pochwycił moją dłoń, którą trzymałam na stoliku i tym razem wśliznął się pomiędzy moje palce powoli, nie zaciskając dłoni zbyt mocno. – Tak lepiej?

– Tak. – Zarumieniłam się, co nie umknęło jego uwadze.

Namierzył moją drugą dłoń – wspierałam nią szczękę – i zrobił to samo co z tamtą, gładząc delikatnie moją napiętą skórę. Wzruszył ramionami, jakby przeszedł przez jego ciało front lodowatego powietrza.

– Ze mnie, się śmiałeś, a sam łopoczesz, jak flaga na wietrze – wycedziłam, powstrzymując śmiech, który kumulował się w moim gardle. Otwierałam się i mówiłam coraz więcej, nie czując już takiego ścisku w gardle.

– Mamy remis. – Spojrzał na mnie ciepłym wzrokiem. Oczy mu błyszczały. – Wysyłasz w moim kierunku nieznaną mi dotąd energię. Rzadko mi się zdarza, aby moje ciało przy tak zwyczajnym dotyku, wysyłało sygnały, dające przewidzieć, co obecnie czuję.

Telefon w kieszeni spodni za wibrował, więc wyswobodziłam palce jednej dłoni z jego uścisku i wyjęłam go, dostrzegając wiadomość od mamy:

MAMA: Kup chleb, bo zapomniałam i wracaj już do domu.

– Muszę już iść. Ile płacę. – Uniosłam pytająco brew, wyłapując wzrokiem, jak wpatruje się w moje usta i przypomniałam sobie – patrząc na nienaruszoną napoleonkę i lemoniadę – że przy nim, kompletnie zapomniałam, że nadal byłam głodna.

– Gratis za wczoraj w ramach przeprosin. Oddaje ci twoją dłoń, choć przyznam, że niechętnie to robię. – Otaksował ją i wyswobodził palce, kładąc dłoń na swoim kolanie. – Do zobaczenia – dodał i obnażył zęby w szerokim uśmiechu.

– Pa. – Wstałam i wolnym krokiem udałam się w stronę przystanku tramwajowego.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania