Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA / 28

AIDEN

 

– BRAWO! – Klaskałem, idąc w stronę Justina wolnym krokiem. – Nie mnie się spodziewałeś, prawda? – Podszedłem i rozsiadłem się wygodnie na rozkładanym krześle. – Nancy nie przyjdzie – dodałem z przekąsem i rozciągnąłem usta w szerokim uśmiechu.

– Domyśliłem się tego – mruknął ledwie słyszalnym głosem, bardziej do siebie, niż do mnie. – Dlaczego mi to zrobiłeś, głupku? Dlaczego pozwoliłeś odżyć nadziei? – dopytywał łamliwym głosem.

– Nie zesraj się, Justin! – ryknąłem, aż podskoczył. – Ja ci zrobiłem? – Byłem podminowany i zionąłem jadem, który cisnął mi się do gardła. – Lepiej powiedz, co ty zrobiłeś?

– Nic, a niby co? – Zrobił zdziwioną minę, jakby naprawdę nie wiedział i zerknął na mnie spode łba, zaciskając szczękę.

– Już nie szczerzysz zębów, jak minutę temu? – spytałem uniesionym tembrem głosu. – Obiecałeś, że druga baza i odpuszczasz… nie dotrzymałeś słowa! Jak ty to napisałeś: „Chciałbym cię znów poczuć w środku” – jakoś tak.

– Skąd ty to…? – urwał wypowiedź. Chyba zrozumiał, o czym mowa.

– Przejrzałem telefon Nancy, bo dziwnie się zachowywała. – Położyłem ręce na poręczach krzesła i zacząłem stukać paznokciami w plastikowe zaślepki. Wyciągnąłem nogi przed siebie i skupiłem wzrok na jego niedowierzającym spojrzeniu. – Nie pisała za wiele, ale to, co znalazłem, wystarczyło, aby dodać dwa do dwóch.

– Co przez to zyskałeś? – Justin uniósł pytająco brew. – Nie spotykamy się, a że czasami napiszemy sobie coś miłego, to chyba nie zbrodnia.

– Gdybym wiedział wcześniej, Nancy nie odzyskałaby telefonu. Z drugiej strony, dzięki temu, że jej matka cofnęła karę, poznałem całą prawdę.

– Mów jaśniej, bo nie za bardzo ogarniam.

– Przespałeś się z nią! Ty w ogóle nie masz wstydu! – charknąłem, jakbym całą noc darł japę. – Jednej zmajstrowałeś dzieciaka, a drugą narażasz na zarażenie HIV!

– Przecież jej nie zgwałciłem. Oboje tego chcieliśmy. – Widziałem, jak Justinowi skacze gul.

– Zajmij się Amber, a od Nancy wara. Na chuja narażasz tę cudowną istotę, co? – syknąłem przez zaciśnięte zęby i spiorunowałem kuzyna nienawistnym spojrzeniem.

– Zabezpieczyłem się. O co tyle szumu?

– Zabiję cię, pajacu. – Skuliłem dłonie w pięści. – Nigdy więcej jej nie tkniesz, rozumiesz?

– Posłuchaj, Nancy zaakceptowała moją chorobę, więc twoje wywody są nie na miejscu.

– To cię nie usprawiedliwia. – Napiąłem mięśnie na rozdygotanym ciele. – Nie mogłeś utrzymać ptaka w rozporku?! – Ledwie nad sobą panowałem.

– Nie – przyznał. – Zbyt długo na to czekałem. – Wzniósł kąciki ust i oblizał górną wargę, jakby właśnie rozpamiętywał to zbliżenie. – Próbowałem, powstrzymywałem się naprawdę długo. Nancy jest dla mnie całym światem i byłem w siódmym niebie, kiedy pozwoliła, abym oddał jej całego siebie.

Te słowa wywołały zaćmienie mózgu – przestałem myśleć.

Wstałem i przypuściłem atak. Dwa mocne ciosy trafiły prosto w jego zakłamaną gębę. Jęknął i spojrzał w moje wściekłe oczy.

– Co jest? – zadrwiłem. – Nie oddasz mi? – Zaskoczyła mnie trochę jego postawa.

– Po co… wal – burknął.

Miałem okazję, aby mu wpierdolić i wyrzucić z siebie wszystko, co tłumiłem w zakamarkach duszy. Nie odczułem satysfakcji, bo nie było tak, jak to sobie wyobrażałem. Justin nie podniósł na mnie ręki, nie wpadł w szał – siedział ze spuszczoną głową.

– Dawaj! – ryknąłem. – Na chuja szczerzysz zęby? Zajeb mi, przecież wiem, że marzysz o tym od dawna! Nie powiesz mi, że nie ruszył cię fakt, że zarywałem do Nancy?

– Czekam, aż ci przejdzie – Justin zabrał głos i złapał się za szczękę. – Co ci da, że obijesz mi ryja, skoro ja i tak już nie żyję – fuknął. – Wal mocniej, mam wszystko gdzieś. No bij, na co czekasz! – Justin poderwał się z miejsca i stanął naprzeciwko mnie. – Przywal mi. Zmęczyłeś się?

– Ty…! – wrzasnąłem, wziąłem zamach i uderzyłem ile sił; upadł na ziemię. Zamiast kontratakować, otarł kapiącą ze skroni krew.

– Dowal mi jeszcze, Aiden! – Wstał. – Zasłużyłem na to! Moje życie i tak nie ma sensu! Pobij mnie tak mocno, abym nie musiał: myśleć, pamiętać i czuć! Najlepiej, to zatłucz mnie i zakończ męczarnie, w których żyję od paru dni. – Otarł z ust kapiącą na rękaw bluzy krew. – Wiesz, jak jest mi ciężko. Codziennie snuję się jak cień, umierając z tęsknoty.

– Przestań, bo naprawdę cię zatłukę, idioto. – Po tych słowach, przeszła mi ochota, aby go gnoić.

– Żałuję, że w ogóle się urodziłem! – Justin oblizał nadmiar krwi z górnej wargi językiem. – Nie chcę bez niej żyć i wiem, że dłużej nie dam rady!

Dziwnie do mnie mówił i zastanawiałem się, czy nie potraktowałem go zbyt ostro. Oboje mieliśmy zamkniętą furtkę do Nancy. W sumie osiągnąłem cel – nie byli razem – lecz nadal nie byłem usatysfakcjonowany.

– Siadaj, pogadamy na spokojnie – zaproponowałem, a on zamiast tego, wyjął z kieszeni spodni telefon i grzebał w nim chwilę, uśmiechając się pod nosem. – Justin, siadaj! – Nie zareagował na moje słowa, nie słuchał.

Cisnął telefonem o ziemię, jakby dostał niemiłą wiadomość. Wzniósł na mnie załzawione oczy i wykrzywił usta. Sięgnął ponownie do kieszeni spodni i wyjął coś małego i połyskującego.

Zdębiałem – wstrzymałem oddech.

Oczy o mało nie wyskoczyły mi z oczodołów. Nie wiedziałem, co mam robić?

– Justin, nie! – ryknąłem, budząc mózg z osłupienia.

Przejechał żyletką wzdłuż żył – wbił ją głęboko.

– Kurwa, idioto! – Nie zdążyłem wytrącić mu żyletki z dłoni, pojawiła się kolejna krew. To wszystko trwało ułamki sekund. Nawet super bohater nie podołałby zażegnać nieszczęściu.

Nogi się pode mną ugięły, stałem jak zahipnotyzowany, a on wykrwawiał się na moich oczach. Dźwięk jego słabych stęków wyrwał mnie z paraliżu. Od razu zadzwoniłem po karetkę – wysłałem również pinezkę. Jak błyskawica znalazłem się obok niego, a on stał i patrzył na ściekającą po palcach krew. Szarpnąłem nim i zmusiłem, aby usiadł. Krwi, było dużo – za dużo – a cięcia głębokie.

– W tylnej kieszeni spodni mam list. Daj go Nancy. – Zaczął zgrzytać zębami.

– Co ty najlepszego zrobiłeś, wariacie? – Wygrzebałem białą kopertę i rzuciłem na bok. – Kurwa mać, Justin! – Zdjąłem bluzę, pochwyciłem jego zakrwawione ręce i oplotłem materiałem najlepiej, jak umiałem.

– Wybacz mi. Głupi jestem – wyszeptał ze łzami w oczach. – Przepraszam za wszystko – wybełkotał.

Potrząsałem jego ciałem, bo zaczął zamykać powieki. Ściskałem mocno za bicepsy, zadając ból – nie wiem nawet, czy cokolwiek czuł. Coś we mnie pękło i zacząłem płakać jak bóbr. Tuliłem go, chcąc ogrzać, zaczynał drżeć. Nie chciałem, aby zasnął – jego ciało stało się wiotkie jak gałązka wierzby.

– Boże, jak ja o tym powiem najbliższym. – Pod wpływem emocji podgryzałem wnętrze policzka i zaciskałem tak mocno szczękę, że aż mi coś w niej chrupnęło. – Mów do mnie, słyszysz? Nie zasypiaj.

Krew nadal ciekła. Moje opatrunki były słabo skuteczne.

– Wiesz… czuję wewnętrzne ciepło, ale nie żałuję, że to zrobiłem. Tak będzie lepiej…

– Pierdolisz od rzeczy – syknąłem. – Jak z tego wyjdziesz, manto masz gwarantowane. Kurwa, już drugi raz stawiasz mnie w podobnej sytuacji. Do trzech razy sztuka, pamiętaj o tym.

Justin uśmiechnął się nieznacznie i wydukał: – Już więcej nie chcę, rozumiesz? Najpierw Samanta, teraz Nancy. Pechowy jestem i trzeba przerwać błędne koło.

– Filozof się znalazł.

Pogotowie przyjechało po dziesięciu minutach. Justin był blady i wyziębiony. Sanitariusze odciągnęli mnie od niego siłą – nie chciałem, aby był sam.

Widziałem jak przez mgłę, słyszałem jak przez szybę.

Sanitariusz odwiązał bluzę z jego rąk i zaczął, uciskać ponad porozcinanymi miejscami. Lekarz osłuchał go, a drugi pielęgniarz założył Justinowi na przeguby dłoni, jakieś ciemne gumy – zaciski.

Nadal nie dopuszczałem do siebie tego, co się właśnie – działo – stało.

– Zabieramy go do szpitala centralnego – poinformował lekarz i ruszył za kolegami, którzy zdążyli już ułożyć blade ciało Justina na noszach i wkładali w pośpiechu do karetki.

Opadłem na tyłek i przyjąłem pozycję embrionalną. Usłyszałem sygnał dźwiękowy i kątem oka zobaczyłem, jak odjeżdżają z piskiem opon.

Nie było ich od dawna, a ja nadal siedziałem na wpół żywy, trzęsąc się z emocji. To było straszne i nikomu nie życzę takich przeżyć. Plułem sobie w brodę, że przyczyniłem się do tego, co tutaj niedawno zaszło.

Musiałem być silny, więc otarłem łzy z polików i wzniosłem ciężką głowę – wybrałem numer wujka i gdy tylko odebrał, drżącym głosem opowiedziałem, co zaszło.

Rozłączyłem połączenie i rozejrzałem się dokoła.

Zauważyłem zakrwawioną kopertę, pochwyciłem w palce i odczytałem napis: „Będę na ciebie czekał tam, na górze’’. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie próbowałem ich powstrzymywać – niech lecą.

– Co ja narobiłem!

***

 

Było grubo po dwudziestej. Ja, wujek i Amber siedzieliśmy na twardych krzesełkach – czekaliśmy, aż pojawi się ktokolwiek i poinformuje nas o stanie Justina. Pielęgniarki wchodziły i wychodziły, nie mówiąc nic – rozkładały ręce. Skoro wezwano jeszcze jednego lekarza, musiało być źle.

Reszta rodziny czekała na wieści w domu – na łączach. Chciałem zadzwonić do Nancy, ale ze względu na obecność Amber, zrezygnowałem. Wstałem i zacząłem dreptać wzdłuż korytarza.

– Kiedy ktoś wreszcie udzieli nam jakichś informacji? – spytałem sam siebie. Ani na chwilę nie spuściłem wzroku z wahadłowych drzwi. Amber podeszła do mnie i położyła rękę na ramieniu.

Nad drzwiami sali, w której leżał Justin, zapłonęła czerwona kontrolka.

– Co się dzieje? – zagadnąłem pielęgniarkę, która właśnie biegła na wezwanie.

– Zatrzymanie akcji serca – rzuciła i zniknęła za drzwiami; moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz.

Amber rzuciła mi się w ramiona – straciłem równowagę i o mało nie upadliśmy. Wujek schował twarz w dłoniach, zgiął kręgosłup i oparł głowę o kolana. Był blady jak kreda.

– Będzie dobrze… będzie dobrze – powtarzałem, przytulając drżące ciało Amber.

Wujek poderwał ciało z krzesła i wtargnął do sali operacyjnej. Pielęgniarz wyprowadził go siłą, informując:

– Robimy wszystko, co w naszej mocy. Stracił dużo krwi, a rany są zadane z precyzją. Doskonale wiedział, jak ciąć, aby żyły nie uległy zasklepieniu. Proszę o cierpliwość.

Wuj wrzasnął na cale gardło tak przerażająco, aż dostałem gęsiej skórki. Pomogłem mu usiąść i zasiadłem obok.

– Jest młody, będzie walczył – wydukałem. Wuj nie zareagował na słowa pocieszenia. Patrzył zamglonym wzrokiem na ścianę.

– Nancy wie? – Amber posadziła tyłek obok.

Odniosłem wrażenie, że pogodziła się z faktem, że straciła Justina na zawsze.

– Nie – odkaszlnąłem nadmiar śliny. – Pohamowałem się ze względu na ciebie.

– Jeszcze parę godzin wstecz, powiedziałabym, że z tą miłością do Nancy, to jakaś ściema, ale teraz… – zamilkła i wsparła głowę na moim ramieniu.

– Nie było z nim dobrze, a my nic z tym nie zrobiliśmy – westchnąłem. – ‘’ Po cichu’’ błagał nas o pomoc i wyrozumiałość. Wbijaliśmy w niego kolejne szpile, jakby był poduszeczką krawiecką.

Czerwona lampka nad drzwiami zgasła i po chwili wyszedł lekarz z pielęgniarką.

– Powiem wprost – zabrał głos postawny, siwy mężczyzna, ściskając w dłoni stetoskop. – Ustabilizowaliśmy pacjenta, ale rokowania są ostrożne. – Starł z czoła kropelki potu. – Na chwilę obecną przetaczamy krew. Rany były naprawdę głębokie i poza rozharatanymi ścięgnami, mięśnie również ucierpiały. Wyjdzie z tego, ale nie mogę obiecać, że jego dłonie będą sprawne w stu procentach.

– Dziękuję, panie doktorze – Wuj odetchnął z ulgą i podał lekarzowi rękę.

– Zapomniałbym – powiedział lekarz. – Pacjent ma na piersi świeży tatuaż. Panno, Flint, co tam było napisane? – Zerknął na pulchną pielęgniarkę. – Pięknie wykonane serduszko, na serduszku.

– Zaraz panie doktorze, gdzieś tutaj zapisałam. – Pielęgniarka zaczęła przewracać kartki. – Mam: „To miejsce jest tylko dla ciebie, Nancy: Mój skarb i szczęście. Kocham cię’’.

– Przyczynę samobójstwa już chyba znamy – rzucił i odszedł, mówiąc coś do pielęgniarki.

– To ten tatuaż, który nam pokazywał, ale wtedy był zaklejony folią i zamazany, od nadmiaru ciemnej wydzieliny. – Spojrzałem na Amber.

– Właśnie – burknął wujek. – Jaka sytuacja jest, taka jest, ale Nancy powinna wiedzieć. – Drżącą dłonią wyjął telefon z kieszeni marynarki i wybrał numer jej matki, po czym wyszedł poza korytarz.

– Myślisz, że matka ją puści? – zagadnęła Amber poddenerwowanym głosem.

– Nie wiem – odparłem. – W razie „W”, zniesiesz jej obecność?

– Tak – odpowiedziała bez namysłu. – Czas zakopać topór i żyć dalej.

Nie pozostało nam nic, poza czekaniem. Minuty wlekły się niemiłosiernie, a wujek nie wracał.

– Pójdę zobaczyć co z nim – rzuciłem i odstąpiłem od Amber.

Zrobiłem może trzy kroki i usłyszałem stłumione” plask” – Amber upadła.

Zawróciłem i przykucnąłem przy niej. Pojękiwała i trzymała kurczowo dłonie na brzuchu.

– Potrzebny lekarz! – ryknąłem. Zauważyłem czerwoną plamę krwi na jasnych spodniach, pomiędzy jej nogami. – Dziewczyna w ciąży krwawi!

Pielęgniarka przyprowadziła wózek i z moją pomocą, posadziliśmy cierpiącą Amber na pojeździe. Kobieta popchała wózek i zniknęła za drzwiami.

– Co się stało? – Wuj wbiegł na korytarz ze zdziwioną miną.

– Amber zasłabła i krwawi.

– Jeszcze tego brakowało – fuknął i usiadł na krześle. – Co za dzień. To, żeby nam towarzyszyła, nie było najlepszym posunięciem, ale przecież nie będę nikomu mówił, gdzie ma być.

Musiałem zadzwonić do ojca Amber, aby tutaj przyjechał. Bełkotał, co świadczyło, że jest pod wpływem. Jak narobi burdy, czeka nas cudowna noc.

– Co ci powiedziała? – Wujek wyglądał, jakby nie wiedział, o co pytam. – Mama Nancy.

– Aaaa… tak – przemówił. – Przyjdą jutro. Przejęła się tym wszystkim i nawet życzyła Justinowi powrotu do zdrowia.

Po dziesięciu minutach wyszedł lekarz i zadał pytanie odnośnie do stanu emocjonalnego Justina:

– Czy chłopak cierpiał na depresję?

– Tak – rzuciłem bez zastanowienia – Tak mi się wydaje – sprostowałem wypowiedź i zawiesiłem wzrok na jego brązowych oczach, skrytych za okularami.

– Kiedy odzyska siły, przeniesiemy go do zachodniego skrzydła na obserwację. Wraz z doktorem Snow’em, przejrzeliśmy jego kartotekę i wiemy dużo więcej. Cały czas bełkocze o niejakiej Nancy. To samo imię widnieje na tatuażu. Ktoś z rodziny? Dziewczyna?

– Dziewczyna – odparłem.

Mogą państwo iść do domu i odpocząć. Dzisiaj i tak nie pozwolimy go odwiedzić – dopowiedział, pożegnał się i odszedł.

Przywarłem do roztrzęsionego wujka. Spociłem się, chociaż w szpitalu nie było gorąco. Mózg pracował na najwyższych obrotach, przetwarzając to, co działo się wokół z zawrotną prędkością. Musiałem zachować jasny umysł, chociaż na chwilę obecną, było mi daleko od sensownego myślenia.

– Jak chcesz, to wracaj. Ja zostaję – rzucił wujek miękkim głosem.

– Nie zostawię cię samego – oznajmiłem. – Rano przyjdzie mama, wtedy pójdę.

***

 

Noc zleciała. Kiedy przyszła mama i otoczyła wujka opieką, zostawiłem ich i postanowiłem podpytać w recepcji, gdzie leży Amber. Nie wiedzieliśmy nic, co z nią i dzieckiem.

– Puk, puk, można? – Uchyliłem drzwi i wsadziłem głowę do środka.

– Wejdź.

Amber była bladziutka, podłączana do jakichś kabli. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Widać było, że płakała.

– Jak tam? – Usiadłem na skraju łóżka i pochwyciłem jej dłoń.

– Straciłam dziecko – głos jej drżał. – Niby to dopiero początek ciąży, ale…

– Ciii – Przytuliłem ją, chcąc rozładować napięcie.

– Co z Justinem? – Zamiast skupić myśli na sobie, pytała o niego.

– Sytuacja opanowana. Osiągnąłem cel, a tak naprawdę, nie cieszy mnie fakt, że wróci do psychiatryka.

– Nawarzyliśmy piwa, co? – Nasze spojrzenia były bez wyrazu.

– Szkoda mówić – wysapałem. – Czas zrobić rachunek sumienia i kiedy tylko wróci do domu, przeprowadzić męską rozmowę.

– Mnie czeka to samo. – Amber ściągnęła usta w podkówkę. – Znienawidzi nas.

– Wiem – burknąłem pod nosem. – Przegięliśmy pałę.

– Nancy przyszła?

– Jeszcze nie. Wujek mówił, że na pewno będzie, więc może to i lepiej, że idę do domu, bo nie wyobrażam sobie spojrzeć tej biedaczce w oczy. – Uśmiechnąłem się od niechcenia. – Będę leciał.

– Dziękuję, że przyszedłeś. Straszne tutaj nudy.

– Spoko. – Zawsze miałem Amber za idiotkę, frustratkę i zazdrośnicę. Po tej krótkiej rozmowie zaskoczyła mnie na plus.

Wyszedłem.

Byłem rozbity i targały mną wyrzuty sumienia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania