Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 16

NANCY

 

– Nancy, zaczekaj. – Usłyszałam za plecami stłumiony głos Aidena.

Nie zatrzymałam się – szłam dalej na oślep, powstrzymując łzy.

– Nancy. – Poczułam dłoń na obojczyku i delikatny zacisk palców. Przystanęłam, wtłaczając ciepły tlen do płuc. – Słyszałaś moją rozmowę z Amber? – Skinęłam głową, nie patrząc nawet na niego.

– Żałuję, że uwierzyłam Justinowi i dałam mu kolejną szansę. – Przeniosłam wzrok na Aidena. Byłam podłamana i zagubiona. – Taki chłopak jak on, nigdy nie opędzi się od dziewczyn podobnych do Amber.

– Śmiem stwierdzić bez ogródek, że będzie to robił zawsze, kiedy tylko najdzie go, na to ochota. – Oddychał głośno, przez szeroko rozwarte nozdrza.

– Nie rozumiem jego pobudek. – Zamrugałam oszołomiona, kiedy delikatna dłoń Aidena dotknęła pulsującego policzku. Starł łzę, która pomimo wysiłku, jaki wkładałam w jej powstrzymanie, wypłynęła leniwie z kącika oka.

– Chłopak jego pokroju, sam siebie nie rozumie. Jest tchórzem i ucieka przed prawdą i odpowiedzialnością. Robi rzeczy, które gryzą się z jego czarnym sumieniem, zamiast stawić im czoła – wydusił jednym tchem. – Wczoraj nawet mi się oberwało, bo chciałem go powstrzymać przed pójściem do Amber. – Otaksował moją smutną twarz i przymknął powieki.

– Nie wiem już, co mam robić, aby spojrzał na mnie tak, jak patrzy na Amber. W sensie: jak na kobietę, która pragnie dać mu to, czego ode mnie nie chce. – Aiden niespodziewanie pochwycił moje drżące dłonie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. – Nie chcę związku, który zawiesił się w połowie drogi, bo Justin ma jakieś wewnętrzne opory, czy już sama nie wiem co. To bardziej w moim stylu. – Wzruszyłam ramionami (jak by mnie nic nie ruszało), a w rzeczywistości wszystko wewnątrz wyło z rozpaczy.

– Chodź, usiądźmy. Jesteś blada i trzęsiesz się na całym ciele. – Otoczył mnie ramieniem, prowadząc na pobliską ławkę, wśród bujnej zieleni, która otaczała ją zewsząd. – Nie wiem, co mam powiedzieć, ale przyznam z ręką na sercu, że czasami wstydzę się, że jesteśmy spokrewnieni. – Aiden zrobił trzy głębokie wdechy. – On na ciebie nie zasługuje. Jesteś dla niego za bardzo normalna, wiesz?

– Rozpala i gasi, jakby testował, do czego jestem zdolna się posunąć. Wyrwał mnie z matni, a teraz za każdym razem, kiedy dochodzi do dwuznacznych sytuacji, odpycha i mówi w koło, że nie jestem na to gotowa.

Byłam gotowa, aby uprawiać z nim seks, bo kochałam, ale on chyba nie do końca. Jego piętą achillesową była Amber i nie potrafił się bez niej obejść.

Aiden przejechał dłonią po moich włosach, wsuwając palce pomiędzy zmierzwione od pędu pasemka. Jego dotyk był kojący i tak inny, od dotyku Justina.

Zero wymuszeń – wszystko takie naturalne. Może powinnam zapomnieć o Justinie i spróbować z Aidenem, skoro w końcu zaczął mnie zauważać i zakolegowaliśmy się w jakimś tam stopniu.

Poczułam się tak błogo, że nie myśląc nad tym, co robię, wsparłam ciężką od zmartwień głowę, na jego torsie. Czułam nierówne bicie serca, które pracowało szybko, tuż pod polikiem. Nawet nie wiem kiedy, uniosłam ręce, które powędrowały na umięśnione plecy Aidena. Zacisnęłam ramiona bardzo mocno – nie zaprotestował.

Wręcz przeciwnie – przybliżył się, objął i oparł głowę na mojej, dając buziaka w czubek głowy.

Boże, jaki on jest słodki i taki delikatny w tym, co robi, pomyślałam, unosząc kąciki warg.

Potrzebowałam go – jego spokój mnie wyciszał jak słuchawki hałas.

Był ostoją – nieruchomymi piaskami.

– Lepiej? – zagadnął, głaszcząc moje spięte i spocone plecy.

Czułam gorące palce przez ubranie. Zapragnęłam poczuć je na skórze, bez tej całej otoczki, ale nie wiedziałam, czy Aiden też by tego chciał?

Raczej nie, bo traktował mnie jak koleżankę, której trzeba okazać pomoc. Odpędziłam niedorzeczne wyobrażenia, nie chcąc zrobić nic, co mogłoby zniszczyć trwającą chwilę.

– Tak. Przy tobie zawsze poprawia mi się samopoczucie. – Wzniosłam oczy ku długiej szyi, zauważając, jak Aiden zaciska mięśnie w okolicy szczęki i przełyka nagromadzoną ślinę.

– Cieszę się. – Na jego ustach pojawił się skąpy uśmiech, jakby moje wyznanie sprawiło mu przyjemność. – Wygodnie ci? – Poruszył się nieznacznie, zacieśniając uścisk.

Teraz mogłam wygodniej wesprzeć się na szerokiej piersi i chłonąć oszałamiający zmysły zapach perfum. Wzmacniały swój aromat, przy każdym najmniejszym ruchu jego boskiego ciała.

Może nie był tak przystojny, jak Justin, ale wcale od niego daleko nie odbiegał.

Przyssałam się do niego, jak pijawka, a ręka, którą trzymał na ławce, ponownie powędrowała na moją głowę. Miałam wrażenie, że lubił dotykać moich włosów i zahaczać palcami o uszy i szyję.

Spiął się nagle, jakby zrobił coś niewłaściwego – nie cofnął jednak dłoni.

– Nancy – wymówił moje imię szeptem i zadarł głowę, jakby węszył w powietrzu.

– Co? – Zmrużyłam powieki, napawając się bliskością i ciepłem jego drżącego ciała. Kiedyś marzyłam o tym dwadzieścia cztery godziny na dobę.

– Nic. – Poczułam miękką skórę dłoni na podbródku, po czym, moja twarz wznosiła się powoli ku niebu i oddalała od twardego torsu.

Koniec przyjemności, pomyślałam, wzdychając głośno, jakby zatrzaśnięto przede mną bramę niebios.

Nasze spojrzenia skrzyżowały bieg i widziałam wyraźnie, jak garbi ciało i pochyla głowę. Zbliżył się na tyle blisko, że dostrzegłam wszystkie najmniejsze zmarszczki i to, jak oblizuje usta językiem.

To były ułamki sekund, kiedy poczułam na wargach, jego mięsiste usta. Zawahał się, ale nie na długo, bo ja też tego chciałam i nie dałam po sobie znać, że jest inaczej. Drażnił moje wargi, nie spiesząc się, aby sięgnąć głębiej.

Objął dłońmi moją twarz i pieścił policzki z taką lekkością, że samo to wywołało falę rozkoszy.

Czułam się, jak glina, którą ktoś pieści, aby nadać jej idealny kształt.

Nie wytrzymałam i wsunęłam język przez uchylone wargi, a Aiden od razu się odwzajemnił. Pomrukiwaliśmy naprzemiennie i w tych samych sekundach, a nasze ręce rozpoczęły wędrówkę po ciałach, poznając ich zakamarki.

Poza tym skupiliśmy się na bardzo zmysłowym poznawaniu języków, policzków i nie tylko.

Odpłynęłam – Justin nie całował mnie w taki bajeczny sposób. Sięgałam najdalej położonych gwiazd.

Aidena język był jak wąż – syczał, wił się, ale nie kąsał.

– Podobało ci się? – Zatopił we mnie zamglony i błyszczący wzrok, unosząc lekko kąciki ust. Skinęłam głową i wystarczyło, aby to powtórzył. – Od dawna chciałem to zrobić – szepnął, wprawiając mnie w osłupienie. – Miałem jednak opory, przed zrobieniem tego kroku.

– Dlaczego? – Miałam minę jak ryba wyjęta z wody.

– Ciii. – Przyłożył palec na moją dolną wargę i rozmasował obrzęk, który sam wywołał. – To dla mnie trudny temat. Bądź cierpliwa, a doczekasz się odpowiedzi, dobrze?

– Rozumiem. – Przytuliłam się do niego, bo dostrzegłam ból, w jego zamglonym spojrzeniu.

– Od dawna mi się podobasz Nancy, ale starałem się, jak mogłem, unikać twojej osoby, jak ognia.

TAJEMNICE, TAJEMNICE I JESZCZE RAZ TAJEMNICE.

Ta ich rodzina, to jedna wielka zagadka.

– Idziemy? – Ściągnął brew, jakby dotarło do niego, że nie chcę. Nie wiem, czy czytał w myślach – może był jasnowidzem – ale, odnalazł moje usta i przywarł do nich, ale już nie tak, jak wcześniej.

Ten pocałunek był zaborczy, jakby wcześniej się hamował. Zakręciło mi się w głowie i przez przypadek – jakbym straciła siły – moja ręka opadła na jego spodnie – był podniecony i stał w całej okazałości. Zostawiłam dłoń w tym miejscu, oddając się rozkoszy jego wprawionego w całowaniu języka.

Kto całował lepiej? – nie wiedziałam. Oboje byli świetni w te klocki.

Nie poznawałam siebie – przy nim nie byłam zalęknioną gąską.

– Nancy, powtórzymy to jeszcze? – spytał niepewnym głosem, opierając czoło, o moje; nasze nosy się stykały.

– Nie wiem, Aiden. – Byłam w lekkim szoku. – Moje serce należy do Justina i…

– Nie mów nic więcej, rozumiem. – Posmutniał, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Gdy ja do niego wzdychałam – olewał mnie.

Gdy on teraz chciał czegoś ode mnie – ja byłam zajęta, ale nie wiedziałam, czy na długo.

***

 

– Chodź. Już piętnaście minut lekcji minęło. – Aiden wstał, a ja ani drgnęłam, jakbym wpadła w szybkoschnący cement i zastygała powoli.

– Nie wracam do szkoły – oznajmiłam beznamiętnie, wspierając brodę na dłoniach. – Nie zdołam się skupić.

– Więc co robimy? – Przykucnął naprzeciw, wspierając twarde łokcie na moich zaciśniętych udach.

– Robimy? – Wybałuszyłam oczy, dostrzegając nieśmiały uśmiech. – Chcesz mi towarzyszyć?

– Zapowiada się ładny dzień, więc dlaczego nie. – Podrapał się po nosie i odgonił muchę, która próbowała usiąść na jego czole. – Mam nawet pomysł, gdzie możemy się skryć przed światem. Tutaj jesteśmy za bardzo na widoku. – Wstał, a rozpromienioną twarz oświetlił ostry blask słońca, które wyłoniło się właśnie zza maleńkiej chmurki. – Idziemy?

Otworzyłam szerzej oczy i przymknęłam natychmiast powieki, kiedy jeden z promieni odbił się od jego zęba i skierował swoje odbicie prosto w moje wybałuszone oczy.

Zaszkliły się, ale nie wypuściły wilgoci.

Pochwyciłam dłoń, którą Aiden wyciągnął w moją stronę i ruszyłam za nim, dotrzymując kroku, co nie było łatwe, bo szedł naprawdę szybko, jakby przed czymś uciekał.

– Zatrzymaj się – sapnęłam. – Wiesz przecież, że z wychowania fizycznego mam same pały, więc na logikę, przy twoim tempie marszu, moje krótkie nóżki wysiadają. – Brakowało mi tchu i miałam problemy, aby nabrać powietrza do płuc.

– No tak, zapomniałem, że słyniesz z grzania ławki, zamiast wzmocnić mięśnie i się troszkę przy tym spocić. – Uniósł brwi i wykrzywił usta. – Zwolnię, ale tylko ten jeden raz i zrobię to specjalnie dla ciebie. Nie lubię poruszać się ślimaczym tempem, bo to tak, jakbym szedł na spacer z ciotką, która chodzi o kulach.

– Dziękuję – rzuciłam i poczułam, jak życiodajny tlen rozchodzi się w piersi, a nozdrza poruszają się coraz wolniej. – Daj mi chwilę, bo widzę Saturna przed oczami.

– Może jednak całą drogę mleczną? – parsknął pod nosem i przyglądał mi się z uwagą. – Jesteś bielsza niż ten rażący neon nad sklepem z upominkami. – Wskazał ręką, po czym wybuchnął gardłowym śmiechem. – Ustoisz na własnych nogach, czy mam rozejrzeć się za jakąś ławką?

– Aidenie Stevensonie, bo zaraz pożałujesz, że naśmiewasz się z Nancy Morgan. – Zrobiłam naburmuszoną minę, wydęłam usta i robiąc dwa kroki w przód, stanęłam przed nim.

Wzniosłam głowę do nieba i dostrzegłam rozbawioną twarz. Aiden nie miał zamiaru spoważnieć i przestać się chichrać, więc skuliłam dłoń w pięść i dałam kuksańca w brzuch, co rozśmieszyło go jeszcze bardziej.

Mnie to się jakoś nie udzieliło i pacnęłam go otwartą dłonią w ramię, a następnie wyminęłam, ruszając przed siebie. Odeszłam już spory kawałek, nadal słysząc ten irytujący rechot. Przygryzłam wargę i szłam swoim tempem, nie oglądając się za siebie.

– Buuu! – wypalił wprost do ucha, kryjąc się za plecami, a jego ręce zaczęły wędrówkę po ciele, aby dotrzeć w okolice pach i smyrgać do pierwszego uśmiechu. – Chciałaś mi uciec? – Przeniósł dłonie na obojczyki i zaczął masować.

Jego palce były tak delikatne, że miałam odczucie, jakby nie dotykał okolic szyi, lecz czegoś, co w każdej chwili mogło rozsypać się na milion małych kawałków. Ciało opuścił stres. Unosiłam się lekko nad ziemią, czując błogostan i emanującą z wnętrza pozytywną energię. Wydychałam poprzez ciepły oddech wszystkie troski i to, co niepokoiło mój umysł i osłabiało serce.

***

 

Niestety nie było mi dane pozostać w tym błogim stanie na dłużej, bo do uszu doleciał uniesiony, dobrze mi już znany głos.

– Aiden! – ryknął Justyn, wyrastając przed nami, jakby podążał naszym śladem, kryjąc się pod ziemią. – Co ty odwalasz!? – Zacisnął pięści i zmierzył lodowatym spojrzeniem.

– Nic. – Czułam, jak ręce Aidena ześlizgują się z mojej szyi. – Co ty tutaj robisz? – zapytał łamliwym głosem. Był wystraszony, tak samo, jak ja.

– Mówiłem ci wczoraj, abyś nic nie kombinował, ale widzę, że nie wziąłeś sobie tych słów na poważnie. – Justin zmarszczył czoło i zmrużył oczy. – Zarywasz do niej?

– Justinie, przestań mówić głupoty. – Aiden odsunął się ode mnie. Odruchowo przechyliłam głowę w jego kierunku, zauważając, jak wczepia wzrok we wszystko, poza mną i kuzynem. – Nancy była spięta, więc…

– To daje ci prawo, aby ją obłapiać? Wyglądaliście, jakbyście byli parą zakochanych. – Zrobił krok w przód, a ja stałam nadal, bez ruchu, jakbym była sparaliżowana. Widziałam po jego nerwowych ruchach i niemocy ustania w jednym miejscu, że jest podminowany i znając jego porywczą naturę, zaraz coś odwali. – Jesteś padalcem Aidenie Stevensonie – dodał, zbliżając się do niego.

– Zostaw go. Nic ci nie zrobił. – Wyrwałam się z drętwoty i stanęłam przed Aidenem. – Jedyną świnią w tym towarzystwie jesteś ty. – Spojrzałam w jego rozszerzone źrenice, które po moich słowach jeszcze bardziej się powiększyły.

– Co? – Wyglądał na zaskoczonego i spuścił z tonu, stając grzecznie z rękoma zwisającymi swobodnie wzdłuż ciała. – O czym ty mówisz, kotku?

– Nie jestem twoim kotkiem i idź sobie tam, dokąd zmierzałeś. – Zrobiłam głęboki wdech, a Justin uniósł pytająco brew. – Niby mnie kochasz i jesteś moim chłopakiem, a co rusz chodzisz do Amber – wycedziłam spokojnym głosem. – Ona mi dokucza, wyrywa włosy z głowy, a ty…– zapowietrzyłam się i zamilkłam. Miałam dość. – Odejdź i daj mi spokój. Zabawa dobiegła końca i możesz sobie darować dalsze udawanie.

– Skąd wiesz, że u niej byłem? – Ściągnął rysy twarzy. – Ty jej o tym powiedziałeś Aidenie? […] nie, ty nie wiedziałeś, że do niej poszedłem… Amber. – Zacisnął szczękę i znów na jego twarzy pojawiła się agresja.

– Nancy słyszała moją rozmowę z Amber na korytarzu – oznajmił Aiden spokojnym tonem. – Zrobiła sobie wagary, a ja widząc, jak opuszcza teren szkoły, poszedłem za nią i oto dlaczego jesteśmy tutaj razem – dopowiedział, wypuszczając nagromadzone w płucach powietrze.

– Nancy… poszedłem z nią porozmawiać i tak jakoś od słowa do słowa…

– Wylądowaliście w łóżku – wtrąciłam. – Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. – Objęłam Aidena w pasie, widząc, jak twarz Justina tężeje.

– Co ty robisz? – syknął i złapał mnie za ramię. – Przepraszam kotku. Już nigdy do niej nie pójdę. Obiecuję ci to. – Położył rękę na sercu i zrobił oczy kota ze Shreka, myśląc, że znów dam się nabrać.

– Justin daj spokój – zabrał głos Aiden. – Na chuja robisz przedstawienie, skoro nie dotrzymasz słowa. Zrób, o co prosi i daj jej spokój.

– Aiden nie wpierdalaj się w to i tak już jesteś tam, gdzie nie powinno cię być – burknął, zaciskając mocniej palce na moim nadgarstku.

Justin próbował odsunąć mnie od Aidena, ale bez skutecznie. Na złość, przytuliłam się do niego jeszcze mocniej i nie zamierzałam ruszać się z miejsca. Przy Aidenie czułam się bezpieczna.

– Jesteście razem? – Justin gotował się ze złości i przybrał pozę wojownika.

– Tak – wypaliłam, nie myśląc o konsekwencjach. – Podkochuję się w nim od dawna, a teraz mam okazję spełnić swoje marzenie bycia z nim.

– Nancy, co ty pieprzysz – oburzył się Aiden, odsuwając się ode mnie. – Po co kłamiesz. Chcesz, aby ten wariat zakatował mnie na śmierć, przez twoje nieprzemyślane słowa. – Jego tembr głosu był ostry, a wzrok błagał, abym przestała rozjuszać Justina, który ledwie nad sobą panował.

– Aiden, jest coś, o czym nie wiem? – Justin wyrzucił ramiona w powietrze i spojrzał na niego nienawistnym wzrokiem, niecierpliwie czekając na odpowiedź.

– Nie. Nic pomiędzy nami nie ma, stary. Nancy mówi to, aby cię wkurwić i odegrać się za Amber. – Jego szczęka zaczęła drgać, a dłonie podrygiwały samoistnie, jakby właśnie pieścił je prąd.

– Nancy. – Justin przeniósł wzrok na mnie, a ja nie wiedząc, co mam powiedzieć, spuściłam oczy. – Nancy, do cholery! Kochasz go?

– Tak – oznajmiłam miękkim głosem, odnajdując jego zmieszany i niedowierzający wzrok. – Aiden mnie nie chce, a ja nie chcę cię. Nic mnie z nim nie łączy i możesz z niego zejść. Źle odebrałam jego intencje.

– Kotku, powiedz, że to głupi żart i mówisz tak tylko dlatego, że jesteś na mnie zła. – Skrzyżował ramiona na piersi i taksował moją sylwetkę, po czym złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie brutalnie, aż się od niego odbiłam. – Kurwa, ty mówiłaś poważnie.

– Wolę wrócić do swojego świata, niż cierpieć przez twoje wyskoki. – Zatelepało mną, a zimny pot wypłynął z por, chłodzą rozpalone ciało. – Nie piszę się na trójkąt.

– Ja pierdolę. Nie wytrzymam z tobą. – Szarpnął mną, aż krzyknęłam z bólu. – Popełniłem błąd i przeprosiłem cię za to.

– Justin przestań nią szarpać. Narobisz jej siniaków idioto. – Aiden przyszedł mi z pomocą. Wyrwał mnie z jego uścisku i stanął pomiędzy nami, choć widać było, że nie było mu to w smak. – Na chuja ją krzywdzisz, skoro i tak niedługo kopniesz w dupę.

– Zamknij ryj Aiden i nie mów nic więcej, bo pożałujesz – oznajmił, przysuwając twarz do jego twarzy. – Skąd wiesz, co zrobię? Siedzisz w mojej głowie i znasz myśli i plany na przyszłość?

– Kurwa. Zakończ to tu i teraz i przestań się ciskać. Przerwij jej cierpienie i swoje przy okazji też.

– O czym wy mówicie? – Nic z ich dialogu nie rozumiałam. Chciałam w końcu dowiedzieć się, w co Justin gra i dlaczego tak mną manipuluje?

– Nie chcę. – Justin spotulniał jak baranek, a cała złość wyparowała w ciągu sekundy. – Kocham ją.

– To powiedz Nancy prawdę – zasugerował Aiden. – Tutaj i teraz albo ja powiem, bo to, co jest pomiędzy wami, zaszło ciut za daleko – mówił to, patrząc Justinowi prosto w rozbiegane oczy.

– Nawet się nie waż, bo zatłukę cię tutaj, na jej oczach. – Justinem na nowo zawładnął demon i odepchnął Aidena z całych sił, aż biedaczek wylądował tyłkiem na ziemi.

– No tchórzu, czekam! – Aiden wstał i stanął obok mnie, obejmując ramieniem. Stałam jak mumia, nie potrafiąc się ruszyć, bo ten, który zawinął na moim ciele bandaże, zacisnął je za mocno. Oddychanie również przychodziło z trudem. – Powiedz to w końcu! Wyrzuć to z siebie albo zostaw ją w spokoju i unikaj jak ognia.

– Aiden, przecież wiesz, że nie dam rady jej tego powiedzieć. Jeszcze nie teraz. – W jego wytrzeszczonych oczach pojawiły się łzy. – Nie zmuszaj mnie do tego. Ja bez niej nie potrafię normalnie funkcjonować.

– Ty w ogóle nie funkcjonujesz tak, jak trzeba! – wydarł się Aiden. – Jesteś pojebany do kwadratu i powinieneś na nowo rozważyć opcję powrotu do wariatkowa.

– Chcesz ją dla siebie, prawda zdrajco? – Justin ruszył na Aidena, ale w porę stanęłam przed nim. Cofnął się i schował pięść.

– Tylko do tego się nadajesz. Do bicia i obrażania ludzi. – Odepchnęłam go, nie myśląc nad tym, czy mu się to spodoba, czy nie.

Najwyżej mnie uderzy, pomyślałam, popychając go mocniej i okładając pięściami, bo coś we mnie pękło i nie potrafiłam przestać tego robić.

– Wystarczy. – Pochwycił moje pięści i odsunął od siebie. – Bierz ja sobie Aidenie i życzę powodzenia z tą dzikuską. – Wyszczerzył się. – Jesteście siebie warci. Ty wzdychasz nadal do byłej dziewczyny, a ty Nancy… szkoda słów.

– Idź już sobie i zostaw nas w spokoju – zabrałam głos i przytuliłam się do Aidena, który trząsł się z nerwów.

– Pierdolę was idioci. – Justin odwrócił się na pięcie i ruszył zamaszystym krokiem przed siebie, burcząc pod nosem.

– Przepraszam, że cię w to wciągnęłam, ale to był jedyny sposób, abym mogła się od niego uwolnić. – Spojrzałam na niego spod rzęs i dostrzegłam lekki uśmiech na twarzy.

– Myślałem, że mi przypierdoli, ale pohamował się ze względu na ciebie. Stanęłaś w mojej obronie jak lwica. – Oddychał płytko i szybko. – Co ci strzeliło do głowy, żeby oznajmić mu prosto w twarz, że coś nas łączy? To było samobójstwo Nancy.

– Może, ale poskutkowało. – Przygryzłam wargę. – Zmuszałeś go, aby się do czegoś przyznał. Powiesz mi, o co chodziło? – Spojrzałam w jego piwne oczy, ale od razu uciekł wzrokiem.

– Nie mogę. On sam to musi zrobić, a teraz to już nawet nie musi, bo właśnie z nim zerwałaś. – Przełknął głośno ślinkę i uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. – Idziemy?

– Jasne, jak najdalej stąd, bo gotów wrócić.

Poszliśmy przed siebie, nie rozmawiając prawie wcale. Musieliśmy ochłonąć. Martwą ciszę przerwał telefon Aidena, który zaczął wibrować w kieszeni spodni. Wyjął, odblokował i zachwiał się w trakcie odczytywania wiadomości.

– Co się stało? – spytałam, widząc, jak przykuca. Był biały jak kreda do pisania po szkolnej tablicy.

- Mama Justina zmarła. – Zamrugał oszołomiony i poderwał się z kucek. Zrobiło mi się gorąco. – Muszę iść Nancy i odnaleźć Justina. Nie odszedł daleko – mówił pospiesznie, rozglądając się dokoła. – Jest w takim stanie, że jak się dowie o śmierci mamy… nawet nie chcesz wiedzieć, co może zrobić. Na razie. – Pobiegł, a ja zostałam sama, nie wiedząc za bardzo, co mam ze sobą zrobić.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania