Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 8

JUSTIN

 

– Stało się coś? – Aiden wpatrywał się we mnie badawczym wzrokiem. – Widzę, że jesteś poddenerwowany – stwierdził, jakbym miał to wypisane na czole, po czym dopił resztkę piwa, a ja zaprzeczyłem ruchem głowy, bo nie miałem ochoty wdawać się w dyskusję. – Ściskasz ten telefon, aż ci palce zbielały – dodał, odstawiając pustą butelkę na blat biurka.

– Miałem ciężką przeprawę w cukierni – skłamałem, dla świętego spokoju. – Jakiś mężczyzna – na gazie – zamówił dwie napoleonki i nie chciał zapłacić. Musiałem interweniować. – Wzniosłem głowę i spojrzałem na kuzyna tępym wzrokiem. – Idziemy? – postawiłem pustą butelkę na biurko. Podczas wstawania, czułem, jak mięśnie prężą się pod skorą, pod wpływem stresu.

– Widziałem dzisiaj Nancy z chłopakiem w parku. – Zerknąłem na niego spode łba, myśląc, że się przesłyszałem. – Taki chłystek w okularach. – Aiden otaksował mnie ciekawskim wzrokiem, jakby czekał na jakąkolwiek reakcję.

– Fajnie. – Tylko tyle zdołałem wydusić. Gotowałem się z nerwów od środka, stwarzając pozory obojętnego na usłyszane słowa.

Nie chciałem dać po sobie poznać, że mnie to obeszło.

Rozpierdalało mi mózg, aż zaczął uciskać na czaszkę i gałki oczne.

Nie miałem za bardzo ochoty iść do klubu, ale obiecałem, więc zebrałem się w sobie i ruszyłem za Aidenem, zaciskając szczękę.

Przed wyjściem wychyliłem jeszcze na szybko czwarte piwo, aby zeszło ze mnie ciśnienie – nie pomogło. Nadal byłem poirytowany jak rozjuszony byk.

***

 

Gdy przekroczyliśmy próg klubu, od razu uderzyła do moich uszu, głośna, dudniąca muzyka, która nawet, jak bym chciał, nie pozwalała zebrać myśli. Poszedłem prosto do baru i wziąłem od razu cztery piwa, aby nie lecieć za chwilę po kolejne.

– Trzymaj. – Podałem jedno Aidenowi, a resztę postawiłem na owalnym stoliku. Usiadłem, przymrużyłem oczy i pozbyłem się kapsla z szyjki, wrzucając do szklanej popielniczki. Nie delektowałem się smakiem jasnego piwka, tylko nieomal w całości wlałem sobie złoty płyn do gardła.

– Amber będzie? – zapytał i przekrzywił głowę, wpatrując się w tłum na parkiecie i osoby przemieszczające się bez celu, jakby szukały czegoś, czego nie zgubiły, lub kogoś, kogo tutaj nie było.

– Nie. – Dopiłem piwo i umieściłem opróżnioną butelkę na stoliku. – Wrócił jej brat Kevin (nie było go od miesiąca w domu) i mają naradę rodzinną – burknąłem, przełykając ślinę. – Zdążyłem mu już nawet wpierdolić na dzień dobry. Zasrany damski bokser – syknąłem i spuściłem oczy.

– No tak, zapomniałem już o tym. – Aiden uniósł brew. - Dobrze, że nie złożył na ciebie zawiadomienia, bo nie siedziałbyś teraz ze mną, tylko za kratami, licząc pręty.

– Tylko by spróbował – parsknąłem. – Był tak obsrany, że na pewno zdał sobie sprawę, że lepiej nie mieć we mnie wroga. – Puknąłem lekko pięścią w stolik, na samo wspomnienie tego idioty.

– Ciekawe, gdzie się włóczył przez ten czas?

– Chuj mnie to obchodzi, wiesz. – Moje oczy zlustrowały pomieszczenie i skupiły się na znalezieniu w tym tłumie kogoś, kogo znałem. Niestety nie natrafiłem na nikogo takiego. Uśmiechnąłem się pod nosem – olśniło mnie – i przypomniałem sobie, że stara ekipa, z którą trzymałem, nie zaglądała do takich miejsc.

Skupiłem się na kolejnym chmielowym trunku – tym razem pełna kultura – i nareszcie poczułem ten błogi szum w głowie i wiotkość ciała. Potrzebowałem tego. W końcu, po paru godzinach napięcia, mózg przestał zamęczać mnie tym jednym pytaniem: „Dlaczego?”, które nadal pozostawało bez odpowiedzi.

Nancy chwyciła mnie za serce i tak niespodziewanie puściła, nie wyjaśniając nic. Nie potrafiłem przestać o niej myśleć.

– Idę do toalety, a ty rusz tyłek po następną kolejkę. Mam ochotę nawalić się w cztery dupy i przestać myśleć.– Przecisnąłem się przez zatłoczone przejście i gdy zerknąłem w bok – ktoś mnie przypadkowo dotknął – znieruchomiałem i wybałuszyłem oczy do granic możliwości. – Nie może być. – Przetarłem je dwa razy, myśląc, że mam omamy od nadmiaru alkoholu.

Jednak to, co widziałem, było realne.

Dłonie skuliły się w pięści, a mięśnie spięły tak mocno, że o mało mnie nie rozerwało. Poczułem gorąco i zimno zarazem. Z trudem łapałem życiodajny tlen, a nogi zwiotczały, jakby nafaszerowano mnie lekami uspokajającymi. Zachwiałem się, ale nie dlatego, że byłem podpity.

– Kurwa – syknąłem pod nosem i odczułem nawał poplątanych myśli, które usiłowały rozsadzić czaszkę.

Nie myśląc – jak zawsze – i odzyskując kontrolę nad ciałem, ruszyłem sprężystym krokiem schodami w dół. Zatrzymałem się na dole, otaksowując różowo włosom dziewczynę w zwiewnej, niebieskiej sukience (pierwszy raz widziałem ją tak ubraną i chłonąłem wzrokiem każdy milimetr delikatnego ciała). Wyglądała bosko, aż dostałem ślinotoku, jak wściekły pies.

Zaraz oszaleję, pomyślałem, odczuwając, jak płuca usiłują wyskoczyć z piersi, a za chwilę powracają na miejsce, gilgając podczas obkurczania.

Nancy tańczyła, uśmiechała się, a obok niej podskakiwał jakiś przeciętniak w okularach na orlim nosie. Kiedy podczas wymachiwania rękom, przypadkowo dotknął jej ramienia, coś we mnie nie wytrzymało i stanowczo – bez agresji – zdjąłem jego dłoń – zdążył ją już mocno zacisnąć.

Zatelepało mną, a oczy nie mogły znieść widoku, że dotyka ją ktoś inny, poza mną.

– Co ty robisz? – burknął szczupły blondynek, robiąc zdziwioną minę. Nie rozumiał, o co chodzi i nie dziwiłem mu się.

Nancy szybko zareagowała, mrożąc mnie spojrzeniem.

Jej wzrok zabolał mnie mocniej niż przypalanie papierosem.

– Zostaw go i odejdź stąd Justin. – Oswobodziła dłoń blondyna z mojego uścisku i przytrzymała, co spowodowało ścisk i tak już pobudzonego serca. – Nic ci nie zrobił? – Nadal trzymała blondyna za rękę, a mnie tylko dotknęła, wyznaczając dystans.

Poczułem ciepło na swoim torsie. Cofnąłem się, zaglądając do jej pięknych oczu bez wyrazu.

– Musiałeś ją z kimś pomylić kolego? – odezwał się niepytany okularnik i dodał: Ona jest, zemną.

Szacunek dla ciebie, bo przynajmniej próbujesz jej bronić, pomyślałem, drapiąc się po brodzie, a rozbiegany wzrok ciągle uciekał w stronę Nancy.

– Nikogo nie pomyliłem – odburknąłem, posyłając chłoptasiowi srogie spojrzenie. – Nancy – zwróciłem się bezpośrednio do niej, chwytając za maleńkie dłonie. – Pogadamy?

– Nie mamy, o czym i odejdź stąd, proszę. – Jej głos był miękki i spokojny. Chyba naprawdę chciała, abym zszedł jej z oczu.

– Pięć minut kotku, proszę. – Kurwa powiedziałem to słowo, które zarezerwowane było dla osób, które były dla mnie ważne.

– Głuchy jesteś, czy co?! Powiedziała coś do ciebie! – Poczułem, jak ktoś wciska się pomiędzy nas i drze na mnie mordę. – musiałem puścić dłonie Nancy. –– Zostaw ją w spokoju! Nie jesteś dla niej, bo potrafisz tylko ranić, naśmiewać się i mydlić oczy. – Przed zmrużonymi oczami przelatywały mi rozbiegane palce.

– Właśnie – zgodził się z wypowiedzią grubaski, drugi grubas – jej chłopak tchórz z parku. – Niepsuj nam wieczoru – dopowiedział i dotknął z zamiarem odepchnięcia, ale zareagowałem w porę i strąciłem dłoń ze swojego bicepsa.

Nie rozumiałem, o czym do mnie mówią. Nancy była ostatnią osobą, którą pragnąłem skrzywdzić.

– Jeszcze raz mnie tkniesz panie iks, a pożałujesz – rzuciłem poddenerwowanym głosem, zerkając na zmieszanego grubaska. Oderwałem od niego oczy i zacząłem poszukiwać wzroku Nancy, ale ona uparcie wpatrywała się w podłogę.

– Debil, bez dwóch zdań. – Grubaska zaczęła mnie popychać – była silna. – Nic do ciebie nie dociera, jakbyś nie rozumiał po angielsku. – Ponowiła atak.

– Nie forsuj się dziewczyno, bo i tak tym nic nie wskórasz. – Posłałem jej szeroki uśmiech, zauważając, jak Nancy zbiera się w sobie i wznosi głowę ku mojej twarzy, napotykając proszący wzrok.

– Nie chcę z tobą rozmawiać, przebywać itp. – oznajmiła chłodno. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj, rozumiesz Justin – wyrzuciła z siebie ostrym tonem, nie tracąc kontaktu wzrokowego.

– Właśnie nie rozumiem. – Miażdżące moje uszy słowa, odzierały ciało ze skóry. – Skoro nie chcesz na osobności, to odpowiedz mi tutaj kotku. – Zaczerpnąłem powietrza i wypuściłem ze świstem przez nos. – Dlaczego zmieniłaś zdanie? Zrobiłem coś nie tak?

Jej milczenie raniło mocniej, niż jakbym oberwał nożem.

– Bo przejrzała na oczy – odpowiedziała za nią grubaska i poczęstowała mnie piorunującym wzrokiem. – Nie pozwolimy jej skrzywdzić. Ty jesteś walnięty człowieku i tyle na temat.

Nadal nic z tego nie rozumiałem.

Jak skrzywdzić?

Po co?

- Justin, zostaw ich! – Usłyszałem za plecami stanowczy głos Aidena i poczułem dłoń na obojczyku. – Znów się zgrywasz? – Zawiesiłem na nim spojrzenie, mrużąc oczy. – Nancy już widziała cię w akcji i chyba ma dość twojego widoku na dłuższy czas.

– Spokojnie brachu. Daj mi chwilę. – Puściłem do niego oczko. – Wieszają na mnie psy, a ja chcę tylko uzyskać odpowiedź. – Ponownie powróciłem wzrokiem na spiętą Nancy. – Kotku dlaczego?

– Nie mów tak do mnie! Nie muszę ci odpowiadać! Nie chcę cię! – rzuciła, uciekając wzrokiem w tłum.

Pojawiły mi się mroczki przed oczami i zwiotczałem na całym ciele.

Odrzuciła mnie – nie chciałem tego.

Nienawidziła mnie – ja pragnąłem przytulić.

– Aiden zabierz go stąd, bo zaraz nas pobije. Ma obłąkany wzrok – poprosiła grubaska. – Zieje jadem jak smok ogniem.

– Chodź Justin i wyluzuj. Nie rób przedstawienia.– Aiden chciał mnie wyciszyć, ale było już na to za późno. Posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie.

– Aiden, nie stój jak ciota! To w końcu twój kuzyn i powinieneś wiedzieć, jak uspokoić tego agresora! – Grubaska nie odpuszczała i broniła przyjaciółki jak lwica.

– Nancy, odpowiedź mu, proszę cię. On inaczej nie odpuści i dobrze o tym wiesz. – Aiden podszedł do niej i spojrzał prosto w bladą twarz, błagającym wzrokiem.

– Nie. – odpowiedziała krótko.

Poczułem rękę Aidena, jak zaciska palce na swoim ramieniu, więc obróciłem się i posłałem pięść – lekko – prosto w szczękę, ostrzegając po raz kolejny. Spojrzał na mnie spod rzęs, niedowierzającym wzrokiem. Złapał się za bolące miejsce i już wiedział, że trzeciego ostrzeżenia nie będzie.

Po upływie chwili poczułem silne ściski na przedramionach i kątem oka dostrzegłem, jak ręce wyginają mi się za plecy. Szarpałem się, ale ich było dwóch i wzięli mnie z zaskoczenia. Kiedy ochroniarze wyprowadzali mnie z klubu siłą, zauważyłem uśmieszek na ustach blondyna i byłem pewien, że to on ich wezwał.

***

 

Po minucie wylądowałem na zewnątrz. Ochroniarze puścili mnie parę metrów przed klubem, po czym wrócili do środka, otrzepując ręce. Usiadłem na ziemi w pozycji embrionalnej, próbując opanować wzburzenie i drżenie ciała.

Po chwili dołączył do mnie Aden z tęgą miną i usiadł obok. Westchnął głośno, jakby nie miał już do mnie sił.

– Co ty odpierdalasz, co?! – ryknął, kładąc ręce na kolanach. – Zachowujesz się, jakbyś dostał obsesji na punkcie tej dziewczyny.

– Bo tak jest – wycedziłem, trąc zębami o siebie. Taka była prawda – działała na mnie jak magnes na opiłki metalu. W głowie mi huczało. – Wczoraj zaproponowałem jej chodzenie, a dzisiaj dostałem to. – Podałem kuzynowi swój telefon, dodając: Czytaj.

NANCY: Cofam wczorajszą zgodę, aby być twoją dziewczyną. Wybiegłam zbyt dalece w marzeniach. Jesteś zakłamaną świnią Justin.

– Dziwne, ale widocznie nie jest na to gotowa. – Zmarszczył czoło i przygryzł wargę. – Masz. – Oddał mi telefon.

– Jak zapewne zauważyłeś, odpisałem, ale wiadomość niedostarczona. Zablokowała mnie. – Moja twarz posępniała jeszcze bardziej. – Nancy jest gotowa na związek, ale coś ją przed tym powstrzymuje.

– Ja pieprzę. – Aiden podrapał się po czole. – Ty naprawdę traktujesz ją poważnie. – Zrobił kwaśną minę, jakby właśnie doszedł do wniosku, że oszalałem.

– Śmiertelnie poważnie – odparłem. – Daj mi na chwilę swój telefon i nie pytaj po co – poprosiłem.

Pochwyciłem szybko podany w moim kierunku telefon i napisałem wiadomość (numer Nancy znałem na pamięć).

Wyjdź przed klub. Chcę wyjaśnić ten niezrozumiały dla mnie SMS. Jak nie wyjdziesz, będę tutaj siedział i czekał do zamknięcia. Stąd jest tylko jedno wyjście kotku.

Wcisnąłem, wyślij i oddałem Aidenowi telefon, robiąc w międzyczasie trzy głębokie wdechy.

Modliłem się, aby wyszła – pragnąłem tego mocniej niż ryba wody.

Minęło parę minut – ani śladu jej sylwetki.

Minęło kolejne parę minut – wyłoniła się, a ja poczułem, jak serce odtańczyło taniec radości.

– Mów. – Była spięta i nawet na mnie nie spojrzała, kiedy podeszła.

Czy ona zdawała sobie sprawę, jak bardzo chciałem poczuć jej wzrok na swoim ciele – nie?

– Aiden zostaw nas. – Skinąłem ręką, bo nie chciałem, aby słyszał rozmowę.

– Justin… – zabrał głos, ale zamilkł, gdy napotkał mój łagodny wzrok.

– Nic jej nie zrobię. Za kogo ty mnie bierzesz, stary – odchrząknąłem, nieznacznie się cofając.

– Jak chcesz. – Nie spierał się ze mną. – Nie rób jednak nic, czego będziesz później żałował.

– Dlaczego mi to napisałaś? – spytałem, gdy Aiden był już dość daleko. Machałem chwilę telefonem przed jej spuszczoną głową, po czym schowałem do kieszeni bluzy.

Złapałem Nancy za bezwładnie zwisające ręce i splotłem nasze palce, nie zaciskając mocno. Drżała, co wywołało u mnie falę ciepła.

– Okłamałeś mnie. – Jakbym dostał w twarz. – Śmiejesz się ze mnie i mojego wycofania. – Spojrzała w moje oszołomione oczy, a jej wzrok był smutny i beznamiętny. Dopatrzyłem się w nim również rozczarowania. – Widziałam cię dzisiaj z Amber przed siłownią. Mówiłeś, że jesteś sam. – Gdy skończyła, westchnęła i spuściła oczy.

Zauważyłem, że wypowiedzenie tych kilku słów, kosztowało ją wiele wysiłku. Rozumiałem już wszystko i nie było mi do śmiechu. Zeszło ze mnie całe zgniłe powietrze. Nie miałem nic na swoją obronę, poza prawdą.

Przełknąłem balon, zatykający gardło i nawilżyłem koniuszkiem języka wyschnięte wargi.

– Amber nie jest moją dziewczyną kotku. – Wypuściłem nagromadzone w płucach sfermentowane pokłady tlenu, czując ogromną ulgę. Spojrzała mi głęboko oczy, a do niedawna zacięta twarz zmieniła rysy. Wyrażała teraz ciekawość, a nie odrazę. – Łączy nas wyłącznie seks i nic poza tym – dodałem miękkim głosem, nie potrafiąc się z tego inaczej wytłumaczyć.

– Też mi pocieszenie. – Ściągnęła ostro brwi, przymknęła powieki i odwróciła się plecami, ruszając szybko z miejsca w stronę klubu.

- Nancy, poczekaj do cholery! – Podbiegłem do niej i objąłem przygarbione ciało od tyłu, czując to, za czym zdążyłem się już stęsknić, mianowicie: mocny spazm, który przeszedł po jej ciele. – To, co dzisiaj widziałaś, to było pożegnanie. – Wsparłem brodę na jej obojczyku, czując bardzo intensywnie zapach słodkich – kwiatowych – perfum. – Powiedziałem Amber, że kogoś poznałem i nie będę się z nią więcej widywał. Zgodziłaś się być ze mną, więc zakończyłem tamten układ na seks. Tyle kotku. – Oparłem brodę nad jej uchem i czułem, jak mocno bije moje serce, gdy miałem ją przy sobie.

– Nie potrzebnie to zrobiłeś, wiesz. – Wzniosła brwi i uniosła lewy kącik ust. – Potrzebujesz kobiety takiej jak ona, a nie dziewczynki, która nieobrosła jeszcze w piórka – oznajmiła z rezygnacją w głosie.

Nie mów tak kotku, bo nie wiesz, kogo potrzebuję, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego.

Co sobie o mnie pomyślała – mogłem się domyślić.

Co pomyślała o sobie – wszystko na odwrót tego, co ja o niej myślałem. W sensie: jestem nikim.

– Starałem się, otworzyć cię na mężczyzn dla siebie – na siebie – Nancy, a nie dla jakiegoś chłystka. – Cmoknąłem jej spiętą szyję. – Chcę, abyś to ze mną dzieliła swoje doznania i to mnie zwierzała się ze swoich tajemnic i marzeń.

– Zepsułeś mi wieczór. – Zacisnęła palce na moich rękach. – Pierwszy raz uczestniczę w nocnym życiu i… nie wierzę w ani jedno twoje słowo, które próbujesz wbić do mojego mózgu. Otwórz oczy i przestań grać – jęknęła, kiedy przejechałem językiem po jej uchu.

- Co masz na myśli?

- Siebie. Nie widzisz tego? – Domyśliłem się, co chciała mi przekazać, ale dla mnie nie miało to znaczenia. Dla mnie była Afrodytą.

Moje oczy widziały w niej kogoś, dla kogo warto zaryzykować i otworzyć serce, bez obawy, że widzi we mnie tylko obiekt seksualny.

- Nie wiem, kto cię tak podpuścił – domyślałem się – ale traktuję cię poważnie Nancy. Mogłabyś mi zaufać? – Zrobiłem maślane oczy i wstrzymałem oddech.

- Nie – odpowiedziała bez namysłu. – Puść mnie Justin i najlepiej obieraj inne ścieżkami niż ja. Nie wierzę w twoje intencje. – Odepchnęła moje ręce, które i tak miałem zabrać, bo dalsza rozmowa nie miała sensu.

Zwątpiła we mnie – nie miała racji.

Nie chciała spróbować – szkoda.

Odprowadziłem ją wzrokiem i dołączyłem do Aidena, który, pomimo że stal dość daleko, zapewne słyszał przebieg rozmowy, bo dopatrzyłem się w jego oczach współczucia.

Coś we mnie umarło, wraz z odejściem Nancy.

Przez całą drogę powrotną do domu – spałem dzisiaj u niego – nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Zenza 8 miesięcy temu
    Ciekawie było przeżyć emocje Justina. Zaczynam go rozumieć, co nie zmienia faktu, że uważam za sadystę. Najbardziej w Nancy kręci go to, że mu odmawia.
    Piękny jest ten moment w życiu, gdy znikają kłamstwa, gdy mamy przed sobą tylko prawdę.

    Kursywa to chyba tak <i>tekst</i> lub tak [i]tekst[/i]

    A Tobie Autorko do którego z chłopaków najbliżej?
    Fantastyczny odcinek.
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Dzięki za odwiedziny i jak zawsze ciekawy komentarz. Powiem ci, że Justin, bo podkręca treść i jest nieprzewidywalny. Nie to, co cichuteńki Aiden, który odzywa się tylko wtedy, kiedy musi. Na początku Justin miał być jeszcze ostrzejszy, ale wydawał się przerysowany, więc dałam mu więcej człowieczeństwa. Za wzór na kursywę również dzięki. Ty kogo preferujesz? :)
  • Zenza 8 miesięcy temu
    Też Justina. Jest sobą.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania