Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 4

JUSTIN

Leżałem spocony w łóżku Amber i łapałem łapczywie oddech po stosunku. Była tak wyposzczona, że chciałaby, abyśmy w ogóle nie wychodzili z łóżka. Przeciągnęła się leniwie i wstała, kierując się do łazienki. Odprowadziłem wzrokiem jej idealne ciało.

Zawsze lubiłem typ modelek z dużym biustem.

Teraz tak obserwowałem – chodziła nago po pokoju – i doszedłem do wniosku, że już mi się ten typ nie podoba. Przed oczami stały mi dwie maleńkie piersi Nancy.

Ogólnie przed oczami stała mi skromna osoba tej dziewczyny.

– Amber, idź do sklepu, bo wino się skończyło! – krzyknął jej ojciec, przebywający w salonie. – bardziej zabełkotał.

Był alkoholikiem i całe dnie spędzał przed telewizorem, opróżniając kolejne butelki.

– Zaraz. Nie pali się! – odkrzyknęła, zakładając podkoszulek. – Mam dość tego marudy. Amber to – Amber tamto. Masakra.

– Macie do niego anielską cierpliwość. Na waszym miejscu wywaliłbym go z domu. Twoja matka haruje na dwa etaty, aby związać koniec z końcem, a on leży chujem do góry.

– Mama nie chce. Jak to powiedziała: „Przywykłam już do tego, jak jest i nie zamierzam nic z tym robić”. Nie jest agresywny, tylko upierdliwy. Po zrobieniu paru łyków alkoholu usypia jak dziecko.

– To wasz dom i wasze zasady. Nawet nie jest świadom, kto przewija się przez jego mieszkanie. – Kończyła się ubierać, więc poszedłem w jej ślady.

– Gotowy. – Skinąłem głową z aprobatą. – Poczekaj na mnie na klatce schodowej, muszę iść po pieniądze i podwędzę ojcu parę fajek, bo ostatnio zaczął je przede mną chować. Wsadza do kozaków mamy, myśląc, że nie wiem.

Dołączyła do mnie po chwili i podpaliła papierosa, którego trzymała w ustach, mówiąc: Tego mi brakowało do dopełnienia udanego seksu. Ruszyliśmy przed siebie, opuszczając obdrapane ściany klatki schodowej.

– Postanowiłem sobie kogoś znaleźć – oświadczyłem, a Amber zerknęła na mnie spod rzęs, wypuszczając z buzi smużkę dymu. – Te same zasady co zawsze.

– Pamiętam zasady. – Uśmiechnęła się niepewnie i widziałem po jej skrzywionej minie, że było jej to nie w smak. Zawsze tak było, gdy wprowadzałem pomiędzy nas nową dziewczynę. – Tylko żeby dorównywała mi urodą i seksapilem – dodała, zaciągając się.

– Tego nie mogę obiecać. – Naciągnąłem kaptur na głowę, bo było trochę chłodno. – Będę spadał. – Chwyciłem ją w pasie i pożegnałem zaborczym pocałunkiem – lubiła tak. – Do następnego. – Obrałem kierunek dom, nie oglądając się za nią.

Dała mi to, czego potrzebowałem, a resztę miałem w dupie.

***

Przechodziłem właśnie obok placu zabaw – naprzeciwko mojego bloku – kiedy, w moje oczy uderzył niebieski, migoczący blask. Przetarłem je i gdy spojrzałem ponownie w tamtym kierunku, dostrzegłem karetkę pogotowia nieopodal klatki schodowej, prowadzącej do mojego mieszkania. Wokół zgromadziła się pokaźna grupka gapiów. Komentowali, machali rękoma i próbowali zajrzeć przez uchylone drzwi wejściowe do środka w poszukiwaniu sensacji.

Gdy byłem już całkiem blisko zgromadzonych, zauważyłem, jak tworzą korytarz, przepuszczając sanitariuszy, którzy przenosili właśnie nosze przez próg. Otworzyłem szerzej oczy, ciekaw który z sąsiadów wezwał pogotowie i zamarłem. Czułem, jak schodzi, zemnie powietrze, a ramiona opadają, jakby ktoś umieścił na nich dwadzieścia kilo obciążenia. Nogi się pode mną ugięły i gdyby nie słupek, na którym się wsparłem, upadłbym na ziemię. Zamroczyło mój umysł, a nozdrza z ogromnym trudem wciągały powietrze, jakby stało się za gęste, aby przecisnąć się przez moje drogi oddechowe.

Gdy zgięty w pół, próbowałem odzyskać kontrolę nad swoim ciałem, poczułem na ramieniu ciężką rękę i miękki głos, próbujący wyrwać mnie z otępienia.

– Justinie, dobrze się czujesz? – Przechyliłem lekko głowę i jak przez mgłę zobaczyłem sąsiada, który pochwycił mnie w ostatniej chwili, bo nogi rozjechały się jakbym miał na stopach rolki. – Dajcie wody! – krzyknął, wpatrując się we mnie z bardzo bliska.

Nie wiedziałem, co dzieje się do koła, bo powieki toczyły, zemną walkę i wygrały, zamykając się.

Gdy odzyskałem świadomość i otworzyłem oczy, myślałem, że jestem w niebie. Wszystko było białe i zamazane. Dopiero po jakimś czasie, zacząłem rozróżniać kształty i na źrenice powróciły kolory.

Byłem w swoim pokoju i leżałem na łóżku, a obok, na obracanym fotelu siedział Aiden. Wpatrywał się w wyłączony monitor komputera, który stał pół metra przednim. Wzniosłem się i spuściłem nogi na podłogę. Przesunąłem się bliżej brzegu łóżka i spojrzałem na jego posępną twarz.

– Czy moją mamę zabrało pogotowie, czy to był tylko sen? – zapytałem, oblizując spierzchnięte wargi.

– To nie był sen. Miała zawał, a ty zemdlałeś i sąsiad z góry przyniósł cię tutaj. – Odchrząknął, robiąc głęboki wdech. – Listonosz ją znalazł na ziemi. Wiesz, że puka i wchodzi bez pozwolenia, jeśli drzwi nie są zamknięte.

– Muszę do niej jechać. – Zerwałem się na równe nogi, słysząc, jak zęby mi dzwonią ze zdenerwowania. – Do którego szpitala ją zabrali? – Dygotałem, nie odnajdując się we własnym pokoju.

– Spokojnie, siadaj. Niedługo będzie tutaj ojciec i wtedy pojedziemy. W szpitalu jest moja mama i na razie nic konkretnego nie wiadomo. Dzwoniła również do wujka i powiedział, że przyleci pierwszym samolotem, na który uda mu się kupić bilet. Nicole i Sam również powiadomieni. Z Londynu mają blisko, więc niedługo powinni tutaj być.

– Nigdy go niema, gdy jest potrzebny – wycedziłem, zaślepiony gniewem na niego i jego pracę. – Dlaczego ojciec nie mógł sobie znaleźć normalnej pracy, tylko zachciało mu się bawić w polityka i siedzi na okrągło w tej Australii, zaglądając do nas od święta? – Pytałem bardziej siebie, nie rozumiejąc jego pobudek i tej fascynacji władzą.

– Nie wieszaj na nim kołków, bo to nie jego wina. Jest, jak jest i nic na to nie poradzisz. Wiem, że czujesz się osamotniony, ale masz jeszcze wsparcie z innej części naszej rodziny. – Zmarszczył czoło i głośno przełknął ślinę.

– Masz rację. Dzisiaj rano przy śniadaniu mama mówiła, że jest jej duszno i boli ją głowa. Chciałem zostać w domu, ale machnęła ręką i zbagatelizowała problem, każąc iść do szkoły. Często miała takie objawy, więc nie przejęliśmy się tym zbytnio. – Przyciągnąłem ramiona w stronę uszu i opuściłem powoli, czując ogarniającą ciało niemoc.

– Może zadzwoń po Amber. We dwoje zawsze raźniej – zaproponował, wpatrując się we mnie, jakby nie wiedział, co odpowiem.

– Daj spokój. Dopiero niedawno opuściłem jej łóżko. Ona nie umie słuchać, nie mówiąc już o pocieszaniu. Zamiast mnie wspierać, będzie mi grzebać w majtkach. Ta jej chorobliwa obsesja na moim punkcie wychodzi mi już uszami. Gdyby nie to, że… mam swoje potrzeby i muszę od czasu do czasu… Jestem na nią skazany i tyle.

– Chciałbyś mieć jakąś normalną dziewczynę, co? – Spuścił wzrok i zacisnął pięści, aż zbielały mu kostki. – Ja od około roku próbuję sobie kogoś znaleźć, ale mi nie wychodzi.

– Rozumiem. – Spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił więcej niż tysiąc słów. – Marzę o dziewczynie, ale sam wiesz, jak jest – odpowiedziałem smutnym głosem. – Chciałbym się na nowo zakochać i oddać drugiej osobie wszystko, co mogę z siebie dać.

Pragnąłem tego bardziej niż powietrza. Nikt z mojego najbliższego otoczenia nie podejrzewał nawet, jaki jestem samotny. Moja dusza pragnęła dopełnienia, a serce kogoś, kto wbije się w mój rytm.

– Chłopcy, już jestem i możemy jechać do szpitala. – Wujek Brian, postawny brunet o krótko przystrzyżonych włosach wszedł do pokoju, bawiąc się kluczykami od samochodu. – Ruszajcie zadki, bo zaraz zagęści się ruch na drogach i będziemy stać w korku. – Błysnął białymi zębami i zatopił brązowe tęczówki w mojej bladej twarzy.

– Jasne, już idziemy. – Pochwyciłem telefon i schowałem do kieszeni spodni, przypominając sobie o czymś. – Dałeś Nancy mój numer? – zagadnąłem Aidena, wybiegając za nim na podwórko.

Odpowiedziało mi milczenie. Zachowywał się tak, jakby nie słyszał, o co pytałem, albo przeciągał, mając złe wieści.

– Aiden, pytałem cię o coś. – Uśmiechnąłem się krzywo. Zauważyłem jego niepewny wzrok, który skierował w moją stronę.

– Nie wzięła go – oznajmił pozbawionym wyrazu głosem i usiadł na tylnym siedzeniu samochodu.

Przełknąłem wielką gulę, zatykającą gardło i usiadłem obok niego, spuszczając głowę. Nie spodziewałem się, że uniesie się honorem, a może jednak. Źle rozegrałem nasze spotkania i doszedłem do wniosku, że: „To, jak się wobec niej zachowywałem, w ogóle nie było zabawne, a tym bardziej na miejscu”.

Droga minęła nam w milczeniu. Jedynie muzyka Taylor Swift Cruel Summer płynąca z radia – wyczytałem na wyświetlaczu – rozpraszała tę kompletną ciszę. Gdy dochodziliśmy do sali, wskazanej w rejestracji, na korytarzu dostrzegłem ciotkę Catherine, drepczącą w miejscu i burczącą do siebie pod nosem.

Wyglądała jakby w ciągu paru godzin schudła dziesięć kilo – tak była szczupła. Jej jasnobrązowe włosy związane w ciasny kucyk, połyskiwały w sztucznym świetle lamp, a gdy zwróciła w naszą stronę ściągniętą twarz, na pierwszy plan wyłoniły się jej zielone oczy i pełne usta, które wygięła w podkówkę.

– Nareszcie – oznajmiła, ruszając w naszym kierunku. – Jak się czujesz Justinie? – Spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem i objęła ramieniem, prowadząc w okolice ławki.

– Daję radę ciociu. Co z mamą? Wiadomo już coś? Lekarze mówili coś o jej stanie? – Zacząłem trząść się jak galareta, nie potrafiąc opanować tego stanu. Wargi drżały, a czekanie na odpowiedź, wydawało się wiecznością.

– Jeszcze nic konkretnego nie wiadomo. Usiądź, bo znów zemdlejesz dziecko. – Pomogła mi posadzić tyłek na twardej ławce, a ja oparłem się plecami o ścianę, czując lekkie zawroty głowy. – Pielęgniarka powiedziała, że robią badania i została podłączona do respiratora, bo nie potrafiła samodzielnie oddychać. Kazała czekać, aż wyjdzie lekarz i powie, co zdołali ustalić i jakie są rokowania.

Do mojej piersi dolatywały sztylety, które wbijały się w serce, utrudniając przepływ krwi. Odczuwałem jego mocne skurcze i kołatanie, aż musiałem przydusić tors dłonią, bo ból stawał się nie do zniesienia. Łapałem łapczywie oddech, jak ryba wyjęta z wody i czułem, jak łzy spływają po policzkach, a wybałuszone oczy, próbują wyskoczyć z oczodołów i spocząć na kolanach.

Nie pamiętam, jak długo tkwiłem w tym stanie, kiedy nagłe, mocne szarpnięcie – Aiden – w ramię, wyrwało mnie z drętwoty. Uniosłem przekrwione oczy i ujrzałem biały kitel, a dopiero po chwili, gdy wzniosłem głowę wyżej – twarz lekarki o blond włosach.

– Dzień dobry – przywitała się oschłym tonem. – Nie mam dla państwa na chwilę obecną dobrych wiadomości. Stan pacjentki jest krytyczny i gdyby nie respirator, najprawdopodobniej już by nie żyła. Miała bardzo rozległy zawał i jej serce jest bardzo osłabione. Została podłączona do kardiomonitora i na bieżąco sprawdzamy częstotliwość skurczy. Podaliśmy leki i nie pozostało nam nic, poza czekaniem, jak organizm poradzi sobie z tym zagrożeniem.

– Możemy ją zobaczyć? – spytał Brian, a ciotka wbijała paznokcie w moją dłoń, gdy zerwaliśmy się z miejsc, przytłoczeni tym, co usłyszeliśmy.

– Dzisiejszego dnia nie będzie to możliwe. Czy jutro będzie taka szansa, też trudno mi na chwilę obecną powiedzieć? Proszę o zostawienie na rejestracji numeru telefonu i będziemy w kontakcie. – Skinęła głową i omijając nas, poszła na koniec korytarza, po czym otworzyła drzwi i znikła z pola widzenia.

– Co robimy? – Wujek usiadł obok nas, podrygując energicznie nogami.

– Ja i Justin zostaniemy tak długo, jak będzie można, a wy wracajcie do domu – rzuciła Catherine, po czym przywarła do mojego ciała, chowając twarz w dłoniach. Po chwili na korytarzu rozległ się cichuteńki szloch.

– Po drodze zostawię na rejestracji twój numer kochanie i jakby coś nowego było wiadomo, to dajcie nam znać. Trzymajcie się i do później kochani. – Wujek wyjął kluczyki z kieszeni spodni i obejmując Aidena ramieniem, odwrócili się na pięcie i poszli, zostawiając nas samych.

Przytuliłem się mocniej do ciotki i oparłem głowę na jej głowie. Siedzieliśmy tak, słysząc od czasu do czasu jakieś głosy, kroki i trzaski. Lekarka pozwoliła nam zostać, więc całą noc spędziliśmy na tej drewnianej ławce, wsparci o ścianę i wpatrywaliśmy się w płytki na ścianach wąskiego korytarza, przymykając od czasu do czasu oczy. Wiem, że siedzenie tutaj było bez sensu, ale nie chciałem wracać do domu. Chciałem być blisko mamy, nawet, jak oddzieliła nas od siebie gruba ściana.

Przysnęło mi się, bo podskoczyłem na dźwięk ustawionego w telefonie budzika, który budził mnie rano do szkoły. Przetarłem piekące oczy i rozejrzałem się w poszukiwaniu ciotki, której nie było obok mnie. Na całej długości kręgosłupa czułem łamiący ból, jakbym wpadł pod walec drogowy. Pokręciłem parę razy szyją, słysząc, jak strzelają mi zastałe kości. Wstałem i porozciągałem się trochę, nie spuszczając wzroku z drzwi wejściowych na końcu korytarza.

Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i już miałem wyszukać w kontaktach ciotkę, kiedy drzwi uchyliły się i zobaczyłem ją w towarzystwie ojca. Jego wysoka i szczupła sylwetka – jak zawsze odziana była w czarny garnitur i krawat ciasno zawiązany pod szyją. Czarne włosy zaczesane gładko do tyłu oraz brązowe tęczówki wyróżniały się na tle nieopalonej cery – unikał słońca, bo miał na nie uczulenie.

Nie byłem zbyt wylewny w okazywaniu ojcu uczuć, ale tym razem było inaczej. Gdy podeszli bliżej, rzuciłem mu się w ramiona, ściskając z całych sił. Poczułem ulgę, że mogłem się wreszcie podzielić z kimś najbliższym bólem.

– Witaj synu. – Poklepał mnie po plecach i odwzajemnił uścisk, odruchowo wypuszczając walizkę z dłoni. – Stęskniłem się za tobą. – Nieznacznie się cofnął, przyglądając mi się z uwagą. – Przerosłeś mnie o dobre pół głowy. – Znów przywarł do mnie, zachowując powagę, choć zauważyłem, że nie było mu łatwo. Dłonie mu drżały, a oczy błyszczały, gdy nasz wzrok spotkał się na ułamek sekundy.

– Dobrze, że jesteś ojcze. To, co się wydarzyło, nie mieści się w głowie. Dlaczego to musiało spotkać akurat mamę? Wiesz, że kocham ją nad życie i nie widzę, naszej rodziny – domowego ogniska – bez niej – wyraziłem w tych słowach swoją bezsilność i brak perspektyw, na chwilę obecną.

– Nie myśl o tym teraz. Mama jest silną kobietą i wyjdzie z tego. Gdy tylko pozwolą nam do niej wejść, przekażemy jej swoją dobrą energię, zachęcając do walki.

– Dzień dobry wszystkim, witaj wuju. – Aiden podszedł do nas, niosąc w przezroczystej reklamówce parę kanapek i termos z piciem. – Ojciec zaraz będzie, parkuje auto. Wiadomo coś nowego?

– Nie. Cisza jak w eterze, synku. Gdy przyjdzie ojciec, pojadę na chwilę do domu. Muszę się odświeżyć, bo cała przesiąkłam tym specyficznym zapachem. O, właśnie o wilku mowa.

– Witajcie. Siema, stary byku. Szybko przyleciałeś. – Rzucili się sobie w ramiona, poklepując po plecach. – Nic się nie zmieniłeś Tomie Green. Długo z nami zostaniesz?

– Tyle ile będzie trzeba. Nie zostawię syna samego z tym wszystkim. On i tak ma już w życiu pod górkę. – Ojciec objął mnie ramieniem i zacisnął dłoń na przedramieniu. – Tak ci się przyglądam i wiesz co? Przybyło ci parę zmarszczek Brianie Stevensonie. – Wybuchł tłumionym śmiechem.

– Skoro już tutaj jesteś ojcze, to chyba też pójdę zaczerpnąć świeżego powietrza. Od tego szpitalnego zapachu, włoski mi w nosie zesztywniały. – Uśmiechnąłem się lekko, zwracając twarz w stronę Aidena. – Jedziesz, zemną na chwilę za miasto.

– Motorem? – Ściągnął brwi i zmrużył powieki, a ja skinąłem z aprobatą głową. – Ale ja prowadzę, bo ty jesteś zmęczony i niewyspany.

– Jasne. – Przeniosłem wzrok na ciotkę. – Idziesz też, czy jeszcze zostajesz? – zagadnąłem, drapiąc się po brodzie, bo miałem uczucie, jakby oblazły mnie pchły. Całe ciało zaczynało swędzieć.

– Daj mi kluczyki od samochodu kochanie. Za dwie godziny wracam. – Zgodnie w trójkę, opuściliśmy szpital, kierując się na parking. Ciotka podrzuciła nas pod mój garaż i machając, wykręciła i pojechała w stronę domu.

***

Wyjąłem pęk kluczy z kieszeni bluzy i odnajdując odpowiedni, wsadziłem w dziurkę, przekręciłem i otworzyłem blaszane drzwi. Czerwony ścigacz stał pogrążony w szarościach i tylko czekał, aż ktoś wreszcie wyprowadzi go z tej blaszanej puszki.

– Łap. – Rzuciłem Aidenowi kluczyki, a sam poszedłem po kaski i ochraniacze na kolana.

Początek kwietnia był wyjątkowo ciepły i od paru dni temperatura nie spadała poniżej piętnastu stopni Celsjusza.

– Daj jeszcze moją kurtkę – rzucił. – Może jest ciepło, ale nie na motor.

– Trzymaj zmarzluchu. – Rzuciłem mu skórzaną kurtkę i postanowiłem, że sam też włożę, bo gdy słońce zacznie skrywać się za tymi ciemnymi chmurami, może być – ciut – chłodno.

– Całą zimę tutaj stał, aż pająki porobiły sobie na nim swoje domki. Zobacz, ile tutaj wysuszonych much – ohyda. Daj szczotkę, trzeba trochę obmieść staruszka. – Zaczął palcami odrywać pajęczyny i rolował w palcach, wyrzucając na cement. – No, teraz możemy jechać. – Odłożył szczotkę w kąt i rozsiadł się wygodnie na siodełku, odpalając silnik. – Tego warkotu mi brakowało – dodał, wciskając gaz, aż garaż zapełnił się spalinami i dym szczypał po oczach.

Wyprowadził motor, a ja podałem mu kask, aby włożył. Po chwili posadziłem zadek na siodełku i ruszyliśmy w stronę wylotówki za miasto (mieszkaliśmy na obrzeżach miasta). Wiatr owiewał skulone ciało – było zimno – a ja wsłuchiwałem się w rytmiczny warkot silnika. Jazda na motorze była moją odskocznią od smutnej rzeczywistości. Odprężałem się przy tym lepiej niż po udanym seksie. Nie lubiłem jednak jeździć jako pasażer. Aiden prowadził bardzo wolno i ostrożnie, nie wykorzystując mocy, jaką miał pomiędzy nogami. Gdy dosiadałem go sam, rozpędzałem, ile fabryka dała. Wtedy czułem tę adrenalinę, kiedy mijałem kolejne kilometry i wchodziłem ostro w zakręty, balansując ciałem.

Pozostawiliśmy za sobą ten cały zgiełk i budynki, piętrzące się jeden, obok drugiego. Przed nami były tylko: drzewa, pola, łąki, sadzawki i znaki drogowe, które przelatywały przed oczami z prędkością, która zostawiała wiele do życzenia. Po parunastu kilometrach jazdy Aiden przyhamował i skręcił w polną dróżkę, prowadzącą nad jezioro. To było nasze miejsce, które odwiedzaliśmy często w okresie letnim.

Nad tym właśnie jeziorem, przeżyłem swój pierwszy raz, niecałe cztery lata temu. Miałem wtedy – prawie – piętnaście i strasznie chciałem zagłębić się w te seksualne tajniki. Spotykałem się wtedy ze starszą dziewczyną, ale nie zaliczam tego okresu za udany, a seks – jak na moje początki – był z nią słaby. Nie nauczyła mnie niczego, poza robieniem minetki – opanowałem ten kunszt do perfekcji.

Trochę nami trzęsło na tych wybojach, ale było warto. Gdy dotarliśmy na miejsce i zdjąłem kask, od razu uderzyło w nozdrza to wilgotne powietrze i specyficzny zapach porastającego brzegi jeziora mchu. Płuca chłonęły to czyste powietrze pełnym tchem, pragnąc więcej i więcej.

– Nawet koc jest w pajęczynach – rzucił Aiden, trzepiąc nim we wszystkie strony. – Kurzu w nim co niemiara. – Rozłożył nieopodal brzozy i rozsiadł się wygodnie, wzdychając głośno.

– Takie życie to ja lubię. Cisza, spokój i ten ledwie słyszalny szum wody. – Usiadłem obok, wyciągając nogi przed siebie. – Brakuje tylko piwka i jakiegoś towarzystwa.

– Moje ci nie wystarczy? – zażartował, wspierając się na przedramionach. – Ptaszki nam potowarzyszą i zaszczebioczą dla lepszego samopoczucia. Masz. Była w kocu. – Rzucił, prosto na moje kroczę puszkę pepsi.

– Masz cela. Chcesz, zemnie zrobić impotenta w tak młodym wieku. Może rzadko używany, ale się przydaje. Kto wie, może kiedyś zmieni dziurkę na bardziej ponętną, niż ta Amber.

– Co kombinujesz z tą Nancy, którą niemiło przywitałeś w parku? – wypalił ni z gruszki, ni z pietruszki, zupełnie poza tematem.

– Nic. Chciałem się z nią trochę lepiej poznać, ale jest dla mnie za dzika. Fakt, że kręci mnie ta słodka niewinność, ale ona prędzej wydrapie mi oczy, niż pozwoli wsadzić rękę w majtki. – Odetchnąłem głęboko i przymknąłem oczy. Znów przeszedł mnie dreszcz, gdy zacząłem o niej mówić. – Szkoda na nią czasu.

– Ona jest bardzo cicha i to, że zafundowała sobie różowe włosy, nawet mnie wprawiło w osłupienie. Podkochuje się we mnie od początku szkoły. Nieraz łapałem ją, jak wypatrywała za mną oczy, albo wzdychała po kątach, myśląc, że tego nie widzę. Kiedyś nawet zastanawiałem się, czy nie zrealizować jej płonnego marzenia bycia ze mną, ale… - Głos mu się załamał i zamilkł, a twarz zmieniła wyraz na ponury, nawet bardziej, niż to mętne dno jeziora.

– Czemu urwałeś w pół zdania? – Uniosłem pytająco brew, ciekaw, co miał do przekazania.

– Nieważne. – Aiden spuścił wzrok, pozostawiając mnie z pytaniem bez odpowiedzi i nienasyconą ciekawością.

– Rozumiem. – Nie dociekałem, bo i tak nic więcej mi nie powie.

– Też marzy mi się, aby znaleźć bratnią duszę i zatracić się bez pamięci. Czasami chciałbym się komuś wygadać, a tak naprawdę nie mam komu. Znajomi chodzą z głowami w chmurach i myślą tylko o zabawie.

– Miałeś z Nancy kiedyś jakiś kontakt dotykowy? – spytałem tak z ciekawości, podejrzewając, że raczej nie, bo sam przyznał, że: „Traktował ją jak powietrze”, pomimo chwilowego przypływu współczucia dla niej.

– Nie miałem okazji jej dotknąć, nie licząc kontaktu udo-udo przez spodnie, gdy dawałem jej twój numer.

– Nie zadrżała, nie podskoczyła? – Odwróciłem się w stronę kuzyna, ciekaw odpowiedzi. Gdy o niej mówił, czułem dość mocny skurcz i ukłucie w okolicy serca. Miałem tak, gdy mi na kimś zależało, a na niej mi nie zależało, więc było to zastanawiające doznanie.

– Nie wyczułem żadnego z tych objawów, o których wspomniałeś. Może tylko na ciebie tak reaguje. – Uniósł lekko kąciki ust, marszcząc przy tym nos.

– Może być. Napadłem na nią jak Tarzan na biedną Jane. Jak ją gdzieś spotkam, to zagadam, ale już bez tych wygłupów. – Znów poczułem to zdradliwe uczucie w okolicy serca. – Za około półtora miesiąca egzaminy końcowe. – Zmieniłem temat, bo zrobiło mi się gorąco. – Ten czas leci jak oszalały.

– Żebyś wiedział. Przed nami kolejne lata nauki, później ślub, dzieci, praca i tak w koło, do usranej śmierci. Okres szkoły średniej jest chyba najlepszy w całym życiu i najczęściej wspominany. Rodzice jak zaczną opowiadać o swoich pierwszych randkach, pocałunkach i temu podobnych, to powiem ci, że miło się tego słucha.

– Mnie połowa z tych rzeczy ominie. Nie będę miał dzieci i żony raczej też nie – sapnąłem z rezygnacją, wiedząc, ile cudownych chwil przeleci mi pomiędzy palcami.

– Teraz jest taka technologia, że na wszystko znajdą rozwiązanie. Z partnerką, to rzeczywiście może być problem. Pijesz tę pepsi, czy nie?

– Łap. – Odrzuciłem tam, gdzie on mi, śmiejąc się pod nosem. – Mamy remis. Powiem ci, że ten wypad dobrze mi zrobił. Odprężyłem się i teraz z podniesioną głową wrócę do szpitala. Muszę wspierać ojca i mamę, aby jak najszybciej z tego wyszła. Dobrze, że przyjechał, bo wiesz, jak szybko się załamuję.

– Wiem. Gdyby nie ja, nie byłoby cię teraz, zemną. W ostatniej chwili wyrwałem ci tę strzykawkę z ręki. Gdybyś wziął całą tę dawkę heroiny, umarłbyś.

– Wtedy tego właśnie chciałem. Z perspektywy czasu wiem, że nie było to mądre rozwiązanie. Serce zapomniało o Samancie, już po czterech miesiącach od jej śmierci. – Spuściłem wzrok i zwinąłem dłonie, w pieści, zaciskając je do białości.

– Kochałeś ją na zabój i tak szybko cię puściło? – Aiden zrobił zdziwioną minę, jakby nie dowierzał w to, co usłyszał. – Była twoją pierwszą, prawdziwą miłością – Zerknął na mnie, a ja zaciskałem szczęki.

– To, co powiedziałeś, to prawda – westchnąłem, ale nic poza tym – zero emocji. – Nasz seks to była jazda bez trzymanki i bez zabezpieczeń. Przez cały ten okres, gdy z nią byłem, brałem narkotyki i nie pamiętam dnia, żebym był czysty. Prowadziłem beztroskie życie i miałem wszystko gdzieś, szastając pieniędzmi ojca.

– Ja szybko połapałem się, że to całe towarzystwo i zabawa w dorosłego, to nie dla mnie. Tobie zajęło to więcej czasu. Wszyscy z naszej starej paczki siedzą w poprawczakach, są na odwykach albo nie żyją. Doborowe mieliśmy towarzystwo. – oznajmił beznamiętnie, szykując się do wstania. – Wracajmy, bo zmarzłem.

Wróciliśmy do miasta i odstawiliśmy motor do garażu. Udaliśmy się do mnie do mieszkania, wziąć prysznic. Za godzinę planowaliśmy wrócić do szpitala.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zenza 8 miesięcy temu
    Podziwiam pisarski kunszt. Czekam niecierpliwie, czy Justin zapozna bliżej lekarkę.
    ps. Chciałbym mieć nienormalną dziewczynę.
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Dziękuję. Szukaj, jakaś "wariatka" gdzieś tam na ciebie czeka. Pozdrawiam. :)
  • Zenza 8 miesięcy temu
    Już nie czeka, już mnie ma.
    Tak wspomniałem o tej dziewczynie, bo przerażają mnie normalni ludzie.
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Osobiście również wolę, jak mają troszkę zryte mózgi. Nigdy nie wiadomo, która komórka przejmie prym i jak taka osoba zareaguje w danej sytuacji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania