Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA 14

NANCY

 

Doszliśmy do parku, wtuleni w siebie, jak najmocniej się dało. Usta mnie piekły, bo Justin co chwilę przystawał i chłonął moje wargi, doprowadzając do wariacji. Nie poznawałam sama siebie i rozbrykałam się przy nim jak mały jelonek, poznający uroki życia.

Gdy dotarliśmy na skraj parku, zasłonił mi pół twarzy swoimi dłońmi i stanął za plecami, popychając do przodu. Kierował mną, a gdy zabrał ręce, moim oczom ukazał się zaciszny zaułek wśród świerków, tuż przy rzece.

– Jak tu ładnie. – Chłonęłam rześkie powietrze, karmiąc płuca wilgocią. Podeszłam bliżej brzegu i zanurzyłam dłoń w chłodnej wodzie, próbując zatrzymać jej bieg, rozszerzając palce. Gilgotała i mimo wysiłków, aby ją pochwycić, dalej płynęła swoim nurtem. – Nigdy tutaj nie byłam.

– W tę część parku mało kto zagląda. Ktoś widział kiedyś w tej okolicy dziki i ludzie się boją. Ja przychodzę tu często i jeszcze żadnego nie widziałem. No, chyba że to ja byłem tym dzikiem – wybuchł gardłowym śmiechem, wyjmując z wydrążonego pnia drzewa koc.

– Naprawdę często tutaj bywasz. – Obserwowałam jego napinające się mięśnie przez cienki podkoszulek, kiedy rozkładał koc nieopodal drzewa. Przełknęłam ślinkę i poczułam delikatne pulsowanie pomiędzy nogami. Był taki boski, że czułam wilgoć nie tylko w powietrzu.

– Co się stało, że zrobiłaś się taka rumiana? – Uniósł pytająco brew. – Pomyślałaś o czymś nieprzyzwoitym? – Lustrował mnie, doprowadzając do jeszcze większego zażenowania.

– Gdy tak się napinałeś, zrobiło mi się gorąco i nie tylko. – Spuściłam wzrok, a Justin znalazł się przy mnie tak szybko, jakby cały czas był obok, a nie trzy metry dalej.

- Naprawdę, aż tak ci się podobało, jak użeram się z tym kocem – zamruczał i pogładził po plecach, aż przeszedł mnie dreszcz. Zawiesił wzrok na piersiach i oblizał wargi czubkiem języka. – Gdybym wiedział, to zdjąłbym podkoszulek, wtedy miałabyś lepszy widok. – Pochylił się i chwycił zębami moje ucho, drażniąc delikatnie językiem. Jego ręce pochwyciły za pośladki i przyciągnął mnie do siebie, prężąc się przy tym, jak kocur.

– Nie przesadzaj, zimno jest. – Głupkowaty uśmiech zdradzał jego zamiary.

– Mi jest gorąco, płonę kotku. – Odsunął się nieznacznie i zaczął podwijać podkoszulkę do góry, chcąc ją z siebie zdjąć.

– Przestań, zwariowałeś. – Spiorunowałam go wzrokiem i chwyciłam za podkoszulek, chcąc go obciągnąć, ale było już na to za późno. Pomachał mi nim przed nosem i odrzucił na trawę.

Zdębiałam, widząc klatę nieomal całą w tatuażach, a Justin patrzył na mnie tak, jakby pragnął uwielbienia i abym podziwiała jego wyrzeźbione ciało. Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek, nie mogąc oderwać wzroku od kępki kędzierzawych włosków i mięśni poruszających się pod skórą. Zagotowałam się i czułam, jak się rumienię, trzymając kurczowo ręce przy ciele.

– Dotykaj mnie Nancy. Tak tego pragnę – szepnął i położył moje bezwładne ręce na swoje gołe ciało. – Popieść mnie. – Oczy mu się świeciły i zaciskał mocno szczęki, aż usłyszałam delikatny zgrzyt.

Zaczęłam niepewnie wędrować po torsie, ramionach, plecach, czując, jak się wzdryga i spina. Pojękiwał cichuteńko, odczuwając przyjemność i szukał mojego wzroku, jakby chciał widzieć i wyczytać z twarzy, oczu, co czuję. Jego zapach drażnił moje nozdrza, doprowadzając do lekkich zawrotów głowy. Prześlizgiwałam się palcami pomiędzy kędziorkami na klacie, czując pod opuszkami szybkie bicie serca.

– Pocałuj mnie, o tutaj. – Wskazał na sutek i zaczął błądzić dłońmi po moich ramionach, wywołując gęsią skórkę.

Wyprężył się, kiedy wilgotne wargi objęły sterczący sutek. Podrażniłam go językiem, przypominając sobie w głowie, jak to robili w filmach, które oglądałam na stronach dla dorosłych. Mruczał i prężył się, co mnie jeszcze bardziej ośmielało. Zaczęłam ssać, a sutek rósł w ustach. Dłońmi gładziłam plecy, obrysowując mięśnie, które czułam pod palcami. Oderwałam usta od sutka i przeniosłam na drugi, śliniąc i ssąc jak landrynkę.

Chwycił mnie mocno w pasie i wziął na ręce, niosąc w kierunku koca. Opuścił ostrożnie i zaczął namiętnie całować, aż brakowało mi tchu. Widziałam go nad sobą i moje ręce na nowo zaczęły jeździć po obnażonym ciele, badając je kawałek po kawałku. Oderwał usta od moich warg i dopadł szyi, podgryzając i śliniąc po całej długości.

Wygięłam się i podsunęłam mu piersi przed nos, co nie umknęło jego uwadze. Zwinne dłonie szybko przecisnęły się przez luźną bluzę i zawiesiły na plecach, szarpiąc się z zapięciem od stanika. Gdy się z nim uporał, przesunął dłonie na klatkę piersiową i wśliznął pod stanik, patrząc mi głęboko w oczy. Pieścił dwa małe wzgórki palcami i drażnił sutki opuszkami palców.

To było takie, cudowne uczycie, że aż krzyknęłam, kiedy ścisną je mocno i zaczął rolować w palcach, jakby wałkował ciasto na makaron. Zaczęłam drżeć na całym ciele, jakbym stała na mrozie. Nagle zabrał ręce i odsunął się na znaczną odległość, wzdychając głośno, jakby przebiegł sto metrów.

– Musimy przystopować, bo tracę nad sobą kontrolę kotku. – Patrzył przed siebie, marszcząc czoło. – Podaj mi podkoszulek, leży obok twojej głowy. – Chyba było mu zimno, bo jego ciało pokryło się gęsią skórką.

– Jasne. – Przekręciłam się na bok i rzuciłam podkoszulką wprost w jego twarz. Byłam trochę oszołomiona, kiedy siadałam i rozczarowana, że to, co mi robił, tak szybko się skończyło, ale rozumiałam, o co mu chodziło.

***

 

Wstał, ubrał się i usiadł za moimi plecami, przytulając długimi rękoma. Wsparłam się na nim i wsłuchiwałam w nierówny rytm serca. Nastała krępująca cisza, było nawet słychać delikatny szum wody, płynącej swoim korytem. Wsparł brodę na moim ramieniu, a ja poczułam, jak moje łopoczące serce kurczy się, jakby oplótł je bluszcz i zaciskał się na nim coraz mocniej.

– Kocham cię – szepnął wprost do ucha.

– Ja ciebie też – wyrzuciłam z siebie miękkim głosem, przekrzywiając głowę i zwracając twarz bliżej jego.

– Ty mnie też, co? – Uszczypnął mnie zębami w ucho i zacisnął mocniej ręce na brzuchu.

– Kocham cię. – Poczułam na szyi wargi, które rozchyliły się w szerokim uśmiechu.

– Przesuń się trochę do przodu. – Zrobiłam, o co prosił, a on podążył za mną i naciągnął sobie koc na plecy. – Zimno. – Zgiął nogi w kolanach i objął mnie udami.

– Rozumiem. Moje kości słabo grzeją – zażartowałam i od razu mnie za to ukarał, gilgając mocno po brzuchu. – Przestań. Nie lubię gilgotania.

– To przestań mówić głupoty. Jeszcze raz wspomnisz – bodaj – o swojej sylwetce, to naprawdę tego pożałujesz. Mnie się podoba tak, jak jest i na tym poprzestańmy.

– Dobrze, nerwusie – parsknęłam śmiechem, co Justinowi również się udzieliło. – Cały czas będziesz wobec mnie taki porywczy?

– Tak, bo mam naturę zazdrośnika i lepiej nie rób nic, co doprowadzi mnie do zrobienia czegoś, czego bym nie chciał. Należysz do mnie i tylko do mnie kotku. – Uszczypał mnie w udo. – Jak będzie trzeba, to potrząsnę tobą, abyś odzyskała logiczne myślenie. – Uniósł złowrogo brew. – Krzyknąć też krzyknę, gdy mnie do tego sprowokujesz. Jestem wariatem, co zdążyłaś już pewnie zauważyć.

– Tak.

– Opowiedz mi coś o swoich najbliższych, jacy są, abym mógł się zorientować, co mnie czeka z ich strony?

– Mam tylko mamę, która ma łatkę pracoholiczki i jest bardzo wymagająca wobec mnie. Kładzie duży nacisk na edukację, abym w przyszłości była kimś. Ma porywczy charakter i jak trzeba, potrafi ryknąć. Nie łączy nas głębsza więź, poza zwykłymi rozmowami o bieżących problemach. – Zabrakło mi tchu, więc wzięłam głęboki wdech. – Ojca nie było mi dane poznać, bo zginął w wypadku samochodowym, kiedy mama była ze mną w siódmym miesiącu ciąży – głos mi zadrżał. – Po jego nagłej śmierci, mama przeszła załamanie nerwowe, ale się podźwignęła. Można powiedzieć, że troszkę jej w tym pomogłam. Ponoć strasznie rozrabiałam i kopałam, będąc w brzuchu, przypominając, że ma dla kogo żyć. – Wbiłam tępy wzrok w jego dłonie, spuszczając głowę. – Może przez to jestem taka wycofana, bo nie było wokół mnie mężczyzn, kiedy dorastałam.

– Masz rodzeństwo? – Justin przestawał drżeć, co oznaczało, że zrobiło mu się ciepło.

– Nie. Mam za to kuzynostwo, od strony ciotki Megan, ale nasz kontakt jest słaby. Widujemy się z Mią i Ronem od święta i nie za bardzo mamy o czym rozmawiać. Są moim przeciwieństwem, więc możesz się domyślić, jaka dzieli nas przepaść.

– Może. Nie wiem. – Przytulił mnie jeszcze mocniej, jakby wyczuł, że właśnie tego potrzebowałam. – Teraz masz mnie. Moją najbliższą rodzinę już poznałaś. Aiden jest moim jedynym kuzynem.

– Twój ojciec wyglądał na ostrego. Jaki on jest? – Zżerała mnie ciekawość.

– Bo taki jest – westchnął. – Odkąd pamiętam, trzymał mnie krótko i był wobec mnie bardzo wymagający. Nie krzyczał, lecz bardziej nakazywał wszystko stanowczym głosem. – Pogładziłam go po policzku. – Nie tolerował moich znajomych i walczył jak lew, aby rozdzielić mnie z Samantą. – Ugryzł mnie w palec, kiedy przesuwałam nim w okolicy warg. – Robiłem mu za to na złość i pewnego popołudnia mając serdecznie dość jego niezrozumienia wobec mnie i mojej miłości do niej, uciekłem z domu.

– Żartujesz? – Wpadłam w osłupienie, a on się uśmiechał. – Nigdy nie odważyłabym się na taki krok.

– Tak było. Cała najbliższa rodzina szukała mnie pięć dni. – Napiął mięśnie. – Sam wróciłem do domu, bo skończyły mi się pieniądze, które zwinąłem ojcu z portfela przed ucieczką. Wysłuchałem kazania i znów poszedłem na ulicę. – Uniósł kąciki ust, jakby to, co mówił, było zabawne, a wcale nie było. – Na szczęście ojciec rzadko bywał w domu, bo od paru lat pracuje w delegacji. Australia to jego drugi dom.

– Mama, jaka jest?

– Jak to mówi przysłowie: „Typowa kura domowa”. Wystarcza jej to i nigdy nie próbowała podjąć pracy zarobkowej, w sumie nigdy nie musiała, bo ojciec dobrze zarabia. Jest nadopiekuńcza i do tej pory chucha na mnie i dmucha, traktując jak małego chłopca. – Teraz to ja nie mogłam powstrzymać śmiechu, który cisnął mi się na usta. – Ciotka to dopiero aparatka.

– Przeciwieństwo twojej mamy? – Zdążyłam zauważyć, że Catherine jest bardzo bezpośrednia.

– Dokładnie. Plecie, co jej ślina na język przyniesie, nie zastanawiając się, że wywleka pomiędzy obcych ludzi to, co powinno zostać w rodzinie. Straszna z niej plotkara i potrafi wywęszyć wszystkie nowinki z okolicy, w której mieszka. – Justin zerknął na mnie, a jego oczy świeciły, jak latarnie.

– Siostra jest od ciebie dużo starsza. Znajdujecie wspólny język?

– Nie za bardzo. – Justinem wzdrygnęło. – Przeważnie spotykamy się tylko od święta, prowadząc płytki dialog. Ma swoje życie i kręci się bardziej wokół niego, niż mnie i mamy. Pomiędzy nami jest trzynaście lat różnicy. – Próbował pokazać tę liczbę na dłoniach, ale zbrakło mu palców i przyłożył trzy moje do swoich wielkich dłoni. – Nicole jest cichą i spokojną osobą, tak samo, jak mój szwagier Sam. Lubi dużo zjeść i krzyczy na mnie, bo mam dwie lewe ręce do pracy, ale ogólnie to bardzo serdeczny i pomocny mężczyzna.

***

– Co lubisz poza motorami? – Położyłam dłoń na jego kolanie, smyrając kłykciami.

– Wszystko. Nie jestem wybredny. Panicznie boję się węży i kocham chodzić nago po pokoju i opadać na łóżko, czując pod sobą zimną pościel. – Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, jego oczy były mętne jak dno jeziora, gdzie nie docierało światło dnia. – A ty, kotku?

– Chyba też wszystko. Strasznie obawiam się, że przez tę dolegliwość z tarczycą, nabawię się jakiejś poważnej choroby. – Justin wzdrygnął się tak mocno, że aż się przestraszyłam. – Stało się coś? – Zmrużyłam powieki i oblizałam wargi, wychylając się tak, aby dojrzeć jego twarz. Zbladł, jakbym go przeraziła swoimi słowami.

– Nancy… nawet tak nie myśl. Na nic nie zachorujesz i doczekasz starości, bujając się w fotelu przed kominkiem – chrząknął, ściągnął brwi i zmrużył oczy. Wyglądał tak, jakby chciał o coś zapytać, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.

– Spokojnie, nie umieram. Jeszcze napsuję ci krwi. – Uśmiechnęłam się do niego, ale jego posępna twarz nie zmieniła wyrazu. Ręce mu się spociły i zaczął się wiercić, jakby było mu niewygodnie.

– Noga mi zdrętwiała. – Sięgnął w okolice biodra, masując napięte mięśnie. Przyłączyłam się i po chwili zauważyłam, jak zaczyna poruszać stopą, wykrzywiając usta w grymasie bólu. – Nie lubię, gdy mam odczucie, jakby po moim ciele chodziły mrówki. – Pokręcił głową, cofając dłonie z łydki. – Już, możesz przestać, bo obudzisz jeszcze to, co nie trzeba, tym swoim masażem. – Klepnął się w kolano i opuścił nogę, którą zdążył już rozruszać.

– Spokojnie, śpi, bo go nie czuję. – Zwalczyłam głupkowaty uśmiech, gryząc się w wargę. – Dlaczego nie wybrałeś tego samego ogólniaka co Aiden?

– Nie wiem – sapnął, jakby wkraczanie na temat Aidena go drażniło. – Moje stosunki z kuzynem tak naprawdę nie są takie, na jakie wyglądają. Tolerujemy się, rozmawiamy, ale pomiędzy nami jest niewidzialny mur – oznajmił beznamiętnym głosem. – Często sobie dogryzamy i lejemy po mordach, jak trzeba. Razem źle i osobno źle, rozumiesz? – Skinęłam głową. – Gdy brałem narkotyki, nie panowałem nad tym, co robię i troszkę uprzykrzyłem mu życie. Nie podobało mu się, że odsunąłem się od niego i wybrałem Samantę i towarzystwo, którym się otaczała.

– Jestem przekonana, że zrobiłeś coś, co was podzieliło, prawda? – Byłam ciekawa, co ma do powiedzenia. Tak mało o nim wiedziałam.

– Żeby to tylko jedną rzecz. – Zaczął obgryzać paznokcia, jakby chciał odwlec udzielenie odpowiedzi. – Podrzuciłem mu do plecaka dopalacze, skarżąc na niego wujkowi Brianowi. Wytłumaczył to jakoś przed nim, a mnie wziął sobie na celownik i od tej pory jest do mnie uprzedzony. – Justin przejechał palcami po moich włosach, wplatając w nie palce. – Przepraszałem go za to, ale mi nie wybaczył. Najbardziej denerwowałem go tym, że zwijałem mu laski sprzed nosa – parsknął. Trochę śliny wylądowało mi na szyi. – Jestem od niego odważniejszy i zanim on zaczął działać, ja już miałem tę dziewczynę w ramionach. Taka szczenięca rywalizacja – burknął rozbawionym głosem.

– Nieczysto grałeś Justinie Green – stwierdziłam przez zaciśnięte zęby, krzywiąc się. – Uważaj, bo jak to mówią: „Karma wraca” i on może zrobić ci to samo. – Posłał mi głupkowate spojrzenie. – Sprawdzaj lepiej plecak, zanim założysz go na plecy. – Podrapał się po szczęce, jakby moje stwierdzenie, dało mu do myślenia. Miałam ochotę spytać, nad czym tak myśli, ale odpuściłam, widząc, jak się rozpogadza i uśmiecha nieznacznie.

– Możemy porozmawiać o czymś innym, bo o Aidenie jakoś mi się nie za bardzo uśmiecha. – Moje wcześniejsze spekulacje okazały się słuszne. Coś Justina gnębiło i miało nieodzowny związek z kuzynem.

– Okej. Zarzucaj temat, tylko jakiś łatwy, abym nie dała kolejnej plamy. – Odgarnęłam włosy, które gilgotały mnie w nos i wepchnęłam kosmyk za ucho.

– Może coś poważnego – rzucił, spuszczając wzrok, jakby już się zawstydził tym, o czym miał zamiar rozmawiać. – Jakie jest twoje zdanie na temat związku z osobą, która na coś choruje? Ostatnio mieliśmy wykłady o różnych chorobach w szkole i powiem ci, że zaciekawił mnie ten temat.

– W sensie: rak i jemu podobne? – Uniosłam pytająco brew, a Justin skinął z aprobatą głową. – Nie wiem. Nie znam nikogo takiego i nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Z tobą tworzę swój pierwszy związek. – Poczułam motyle w brzuchu.

– A jak byś znała? – dopytał.

– Nie wiem. Na pewno, gdybym kogoś takiego poznała i przypuśćmy, że zakochałabym się w tej osobie, to pierwsze co bym zrobiła, po poznaniu jego tajemnicy, to odpaliła laptopa i poczytała na ten temat. Jakbym już wiedziała coś więcej, to wtedy podjęłabym decyzję, co dalej. Wiesz, jaka jestem i jak lękam się nieznanego.

– Wiem kotku. – Jego głos się załamał i drżał. – Związałabyś się z kimś takim, jakbyś miała odpowiedzieć tak na szybko?

– Nie – wypaliłam od razu, bez zagłębiania się w czymś, o czym nie miałam pojęcia.

Byłam pewna, że to pytanie nie było przypadkowe i Justin coś przede mną ukrywał, ale co? Bałam się jednak spytać wprost.

Zgarbił się i wyglądał, jakby powoli uchodziło z niego życie. Nie spojrzał na mnie od czasu zadania tego pytania, tylko wpatrywał się w trawę, jakby nie chciał, abym wyczytała coś z jego twarzy.

- A ty, co o tym myślisz?

– Współczuję takim osobą. – Wzniósł wzrok i zawiesił go na moich piersiach, aż zrobiło mi się gorąco. – Są wycofane i ciężej im funkcjonować w normalnym świecie. Zawsze z tyłu głowy mają lęk i mnóstwo pytań, czy powinni skazywać drugą połowę na takie doświadczenia? – Położył dłoń na mojej dłoni i ścisnął mocno, po czym energicznie cofnął i porwał w ramiona tak brutalnie, aż zabolało. Po chwili poczułam gorącą kropelkę na karku.

– Płaczesz? – Chciałam na niego spojrzeć, ale odchylił się w drugą stronę.

– Nie, no co ty kotku – prychnął cicho. – Twoje niesforne włosy podrażniły mi oko. Są twarde i grube. Naelektryzowały się chyba?

Byłam pewna, że to kłamstwo, ale nie dopytywałam. Już i tak był cały spięty, jakby poraził go prąd.

– Późno się zrobiło i jest mi trochę zimno, idziemy? – Puścił mnie i wsparł się na rękach, wstając tak nagle, jakby chciał przede mną uciec.

Co ja znów takiego powiedziałam, że wprawiłam go w tak wisielczy nastrój?

Udzieliło mu się ode mnie i też zaczął się martwić moim stanem zdrowia?

– Jasne. – Zmierzyłam go wzrokiem, ale jego posępna twarz nie zdradzała żadnych emocji, jakby oblał sobie ją woskiem i zastygła. – Masz. – Podałam mu złożony koc i obserwowałam, jak upycha go z ogromną siłą w wyrwie drzewa.

Justin był poddenerwowany i wyraźnie, prowadził wewnętrzną walkę z samym sobą.

– Chodź tu do mnie, proszę. – Podeszłam i zobaczyłam w jego oczach rozpacz i ból. Przytulił mnie i staliśmy tak dłuższą chwilę, bez ruchu, jakbyśmy zostali zamrożeni. – Kocham cię – odezwał się po chwili i pochwycił za dłoń.

Przeszliśmy przez park i dotarliśmy na przystanek tramwajowy. Tam pożegnał mnie namiętnym pocałunkiem i puścił dłoń, wsiadając do tramwaju. Gdy usiadł na siedzeniu, od razu spuścił głowę i już na mnie nie spojrzał. Tramwaj ruszył, a ja stałam tam samotnie, jak strach na wróble w szczerym polu, nie rozumiejąc nic z jego zachowania.

On nie był dziwny, on był skomplikowany jak labirynt i miał tylko jedno wyjście, które pozostawało dla mnie, jak na razie zamknięte.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania