Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA / 29

JUSTIN

 

Spędziłem w szpitalu osiem dni – nie odbiegałem od normy i współpracowałem z psychiatrą, więc nie było powodu, abym tkwił tam dalej. W międzyczasie przeszedłem operację uszkodzonych mięśni i ścięgien. Lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy, ale lewa ręka pozostawiała dużo do życzenia. Rehabilitacja poprawiła w znacznym stopniu chwytność dłoni, ale pomimo silnych leków, które mi podawali, odczuwałem dyskomfort i ogromny ból przy gwałtowniejszym ruchu, czy szarpnięciu.

Nancy odwiedzała mnie w szpitalu niemal codziennie i starała się, jak mogła, abym przestał myśleć o własnej głupocie. Irytowało mnie wszystko i nie potrafiłem nad sobą zapanować. Ukochana miała nadzwyczaj anielską cierpliwość, do tych moich gwałtownych zmian nastroju.

Przebąkiwała coś o seksie, kiedy tylko wrócę do domu – udawałem, że nie słyszę i nie podejmowałem tematu. Bałem się, że ją rozczaruje. Pragnąłem jej jak oszalały, ale… właśnie, to głupie „ALE”. Nie mogłem się nią zająć, tak, jak przedtem. Częściowy niedowład ręki i towarzyszący temu ból zamazywał wizje o udanym współżyciu.

Wibrujący telefon przerwał gonitwę myśli i użalanie się nad sobą. Podniosłem go z poduszki i odczytałem wiadomość:

NANCY: Co robisz?

Odpowiedziałem błyskawicznie:

JA: Siedzę w domu. Ojciec pojechał do ciotki, więc mogę trochę odpocząć od ciągłego suszenia mi uszu. Mózg mi spuchł i naciska na czaszkę, od słuchania w kółko o tym, że muszę ćwiczyć i ćwiczyć.

NANCY: Wiem, że byliśmy umówieni, ale na osiemnastą nie dam rady.

JA: Znów szlaban? Miałaś mi pomóc nadrobić zaległości. Egzaminy tuż, tuż.

NANCY: Wiem. Mama pojechała na jakiś wykład i wróci wieczorem. Obiecałam jej, że zostanę w domu do jej powrotu. Wpadnę o dwudziestej.

JA: Ja nic nie obiecałem. Za niedługo u ciebie będę.

NANCY: Racja. O tym nie pomyślałam. Kup coś treściwego do zjedzenia, bo na sałatki nie mogę już patrzeć.

JA: Okej.

Wyszczerzyłem się i czułem, jak motylki łaskoczą skrzydełkami okolice pępka. Plusem mojej nieudolnej próby samobójczej był fakt, że mama Nancy zmiękła i zezwoliła córce na widywanie się ze mną – coś tam osiągnąłem.

Przebrałem się w ciemny dres i wyszedłem z domu. Po drodze napisałem do Aidena, że wieczorem wpadnę po notatki. Odpisał, że jest na działce i abym sam sobie wziął – leżały na biurku. Parę przystanków tramwajem i byłem na miejscu. Szybkim krokiem pokonałem schody i stanąłem pod drzwiami do mieszkania Nancy.

Wcisnąłem dzwonek i zsunąłem kaptur z głowy.

– Szybki jesteś – Otworzyła mi drzwi w szlafroku. – Masz jedzonko, bo na samą myśl, cieknie mi ślinka. – Zawiesiła wzrok na reklamówce i wdychała nozdrzami zapach fast food, który zdążył rozejść się po całej klatce.

Wszedłem do środka i dopadłem jej soczystych ust.

– Brałaś kąpiel? – Przejechałem wzrokiem po jej sylwetce.

– Tak. – Oblizała dolną wargę i wyrwała mi reklamówkę z dłoni. – Jemy?

– Zjadłbym zupełnie coś innego – stwierdziłem. Coraz ciężej było mi utrzymać ręce przy ciele, kiedy pomyślałem sobie, że pod tym niebieskim szlafrokiem jest zupełnie naga.

Poszła prosto do swojego pokoju, a ja podążyłem za nią, jak potulny piesek. Rozsiadła się na łóżku i zanurzyła zęby w jedzeniu.

– Pycha! – zamruczała. – Bierz, bo stygną. – Podała mi hot doga; odmówiłem skinieniem głowy.

Wsadzała bułkę do buzi, a moje zmysły szalały.

Szlafrok się jej lekko rozchylił – widziałem jasny zarys skóry blisko piersi.

Potrzebowałem tlenu, którego w tym pomieszczeniu było stanowczo za mało dla nas obojga. Nancy doskonale wiedziała, że pęknę i pomimo dyskomfortu i samozaparcia ze względu na świeże rany pooperacyjne, nie oprę się jej urokowi.

Lekarz nakazał jak najwięcej ruszać ręką i ona o tym dobrze wiedziała.

– Zaspokoiłaś apetyt? – Opadła plecami na pościel. Wyglądała, jakby nie miała siły wstać.

– Jestem pełna. – Przeciągła się leniwie, a ja zacisnąłem szczękę i zazgrzytałem zębami.

Czy ona zdawała sobie sprawę, co się ze mną działo, kiedy leżała sobie tak, wyginając ciało?

Usiadłem na skraju łóżka, nie potrafiąc oderwać od niej oczu. Nie widziała, jak pożerałem ją wzrokiem, bo miała zamknięte powieki i gładziła się po brzuchu, wzdychając.

– Zaraz pęknę. Pomóż mi wstać, bo chyba przykleiłam się do pościeli. – Spojrzała na mnie i wyciągnęła rękę. – Na trzy. Jeden, dwa…

– Trzy – wtrąciłem i podciągnąłem ją do pozycji siedzącej. Szlafrok rozchylił się jeszcze mocniej. Mój wzrok zardzewiał na jej mostku i w żaden sposób nie chciał spojrzeć w innym kierunku. – Po co było tyle jeść? – Zrobiła nadąsaną minę, po czym klepnęła mnie dłonią w czubek głowy.

– Dla satysfakcji. Podasz mi picie z biurka? – Zrobiła maślane oczy.

– Sama sobie sięgnij. Troszeczkę gimnastyki ci nie zaszkodzi – zażartowałem.

Wzięła moje słowa na poważnie i wychyliła się tuż przede mną, wyciągając dłoń w stronę biurka. Nie mogła dosięgnąć, więc wsparła się wolną ręką na moim udzie i pochyliła bardziej do przodu, wciskając moją nogę w łóżko.

– Nie łatwiej było wstać? – Jej zapach drażnił moje nozdrza, a włosy gilgały po szyi.

– Już prawie – burknęła. – Mam. – Chwyciła, ale nie zdołała utrzymać butelki; spadła na podłogę i potoczyła się pod kaloryfer.

Ręka Nancy zaczęła drżeć z wysiłku i po upływie chwili rozjechała się jak żaba na moich udach.

Czułem jej brzuch, piersi i buzowałem, jak Etna przed erupcją.

– Pomogę ci, bo dźwigu w pobliżu nie mamy. – Przejechałem palcami po jej plecach; nie mogłem się powstrzymać. Zaśmiała się, bo dobrze wiedziałem, gdzie miała gilgotki.

– Przestań. – Nie przestawała się chichrać.

– Wystawiłaś się, więc… – Mój penis wbijał się jej w żebra. – Wygodnie ci tak wisieć z głową przy dywanie?

– Nie za bardzo, ale daj mi chwilę, bo coś strzeliło mi w kręgosłupie. Czuję mrowie.

– W którym miejscu?

– Na dole. – Skierowałem tam rękę i zacząłem masować. Wzdrygnęła się i jęknęła, jakby naprawdę ją bolało.

– Lepiej? – Ogień trawił mnie od środka, kiedy trzymałem dłonie tak blisko jej tyłka. Penis drygnął; nawet już nie pamiętałem, który raz z kolei. Nie umiałem sprawić, aby opadł, nie był psem, który reaguje na komendę: „Połóż się”.

– Uwaga! Podejmuję pierwszą próbę ześlizgnięcia się na ziemię. Jeden, dwa i hop.

Ocierała się o moją męskość jak kot, o nogę właściciela. Pojękiwała, postękiwała, ale zwlekła ciałko z moich ud.

Wstała, poprawiła szlafrok, po czym schyliła się po butelkę z piciem. Miałem lepszy widok niż na Karaibach. Zmrużyłem oczy i skupiłem spojrzenie na firance.

– Nigdy więcej drogi na skróty. – Napiła się prosto z butelki. – Tak mi strzeliło, że zobaczyłam Drogę Mleczną. – Odstawiła picie na biurko i usiadła obok, krzywiąc się.

– Zrobić ci masaż? – Przechyliłem głowę w jej stronę. – Fizjoterapeuta kazał ćwiczyć mięśnie rąk, więc…

– Dobra, ale kiedy poczujesz ból, przestań, dobrze? Nie zgrywaj twardziela, bo nie o to tutaj chodzi. – Położyła się na brzuchu, a ja usiadłem okrakiem poniżej jej pupy.

Zacząłem od barków, a później schodziłem coraz niżej i niżej – wjechałem na pośladki. Jej ciało było rozluźnione. Wyglądała, jakby spała – ja wręcz przeciwnie.

– Koniec dobrego – rzuciłem po paru minutach. Nie chciałem tego, tak pragnąłem nadal błądzić po jej plecach, ale rwący ból w okolicy nadgarstka przybierał na sile.

Uwolniłem ciało Nancy spod swojego ciężaru i sięgnąłem po butelkę z piciem. Wargi miałem wysuszone, jakbym od paru minut stał na mrozie.

– Chcesz? – Kiwnęła przecząco głową i przekręciła się na plecy.

Podszedłem do łóżka, pochyliłem ciało i złożyłem suchy pocałunek na jej wargach. Zarzuciła mi ręce na kark i przyciągnęła bliżej. Pojękiwała cichuteńko i gładziła po napiętych plecach, tak delikatnie, że wywołała gęsią skórkę.

Zdjąłem bluzę, rzuciłem w kąt i powróciłem do jej słodkich ust. Namacałem troczki od szlafroka, rozsupłałem i rozchyliłem materiał, który zasłaniał to, co pragnąłem zobaczyć.

Oczy rozbłysły jak race, na widok obnażonych piersi, które aż się prosiły, aby je polizać. Nakryłem je dłońmi i masowałem do czasu, aż pobudzone sutki zaczęły mnie kłuć. Nancy uniosła się lekko do góry i próbowała zdjąć mi z torsu podkoszulek, który najwyraźniej ją drażnił.

Wspólnymi siłami usunęliśmy przeszkodę, która powędrowała za bluzą. Przymglone oczy Nancy lustrowały moją klatę. W ruch poszły dłonie, które gładziły moje piersi, brzuch i zatrzymały bieg na sutkach. Rolowała je delikatnie, a ja szalałem z rozkoszy.

Byłem całkowicie pod jej wpływem. Widziałem, jak wznosi się i sięga ustami mojego mostka, a następnie zaczyna drażnić językiem sutki. Zacisnąłem zęby i próbowałem zapomnieć o bólu – wisiałem nad nią wsparty na rękach. To, co trzeba, było sprawne, a dłoń… to tylko dodatek. Miałem drugą.

Wyszarpnąłem jakoś szlafrok spod jej ciała i rzuciłem pod kaloryfer. Dopadłem do falujących piersi i ssałem łapczywie na przemian oba sutki, jakby były rzadko dostępną ambrozją.

Nancy wyciągnęła ręce i powędrowała nimi na moje plecy. Przywarłem do jej nagiego ciała i drażniłem kutasem wilgotną cipkę.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co dzieje się teraz w moim ciele. Czujesz, jak drżę? – Skinęła głową. – Prezerwatywy tam, gdzie zawsze?

Odpowiedziało mi milczenie i szeroki uśmiech.

Podszedłem do biurka i szybko odnalazłem to, czego mi brakowało.

– Którą? – Położyłem parę kolorowych opakowań na łóżku. – Najbardziej lubię te cieniutkie, malinowe. – Zagryzłem wargę i wsadziłem jej rękę pomiędzy nogi. Nancy jęknęła i wzięła tę, którą zaproponowałem; resztę strzepała na podłogę.

Poruszałem energicznie ręką, czując na palcach coraz więcej lepkiego śluzu.

– Nareszcie, uparciuchu – Stęknęła i zaczęła mnie macać.

– Ciii. – Wsadziłem palec do jej buzi, a sam skupiłem się na smakowaniu cipeczki.

Zacząłem ssać i naciągać zębami wargi sromowe. Opuszkiem odnalazłem pulsujący dzyndzel – Nancy zajęczała, wygięła ciało w łuk i wplotła palce w moje włosy. Wiła się jak piskorz, mruczała i oddychała nierówno. Gdy zacząłem drażnić koniuszkiem języka nabrzmiałą łechtaczkę, drapała mnie po plecach, karku, szyi i gdzie tylko sięgała. Była tak pobudzona, że nie potrafiła uleżeć w miejscu. Jęki rozkoszy stawały się coraz głośniejsze, a oddech szybszy i płytszy. Moja ślina mieszała się z jej sokami, których było już tak dużo, że aż chlupało.

Drżała i zaciskała uda na mojej głowie. Jej mięśnie były napięte do granic możliwości. Gdy zaczęła odrywać pośladki od pościeli, wiedziałem, co niebawem nastąpi. Chwyciłem ją za miednicę i przycisnąłem mocno do łóżka, aby mi się nie wywinęła i zakończyłem taniec rozpalonego ciała mocnym spazmem.

Wyjąłem głowę spomiędzy jej ud i podążyłem językiem od wzgórka łonowego, aż po drżące wargi, które obdarowałem delikatnym pocałunkiem. Dłonie Nancy błądziły po mojej piersi, brzuchu i dotarły do kępki włosków. Ominęła ją i zacisnęła palce na pulsującym członku, naciągając skórkę.

Zawyłem jak wilk do księżyca, kiedy poczułem miękkie wargi na samym jego czubeczku.

– Kurwa mać!! – Spiąłem pośladki i wpakowałem jej go do buzi. Operowała zwinnie językiem, wznosząc mnie na wyżyny. Jaja miałem tak nabrzmiałe, że nawet najdelikatniejsze muśnięcia opuszkami palców, sprawiały, że wrzałem jak Etna.

– Wystarczy. – Odepchnąłem ją lekko i założyłem gumkę. Dopadłem rozchylonych ust i wsadziłem penisa pomiędzy jej uda, drażniąc główką cipkę. Pochwyciłem Nancy za nadgarstki i skrępowałem ręce nad głową. Wszedłem w nią po same jaja, aż napotkałem koniec tunelu.

Jej cipka była taka ciasna, że parę ruchów i dojdę, bez dwóch zdań. Zaciski puszczały, więc zwiększyłem intensywność pchnięć. Napierałem coraz szybciej, a paznokcie Nancy rysowały białe ślady na mojej skórze. Objęła mnie nogami i dopasowała rytm do mojego.

Oddechy charczały naprzemiennie, serca waliły jak oszalałe, jęki wypełniały przestrzeń, a zmysły walczyły o atencję.

Poruszałem się w niej coraz szybciej. Byłem bliski spełnienia. Nancy pojękiwała i unosiła pośladki, jakby chciała poczuć moją męskość jeszcze głębiej. Wsadziłem dłoń pomiędzy nasze ciała i namierzyłem łechtaczkę.

– Dojdź, Nancy. – Pieściłem pulsujący i nabrzmiały wzgórek, czując pod palcami lekkie skurcze.

Osiągnęła ekstazę i opadła bezwładnie na zmiętoloną pościel.

Wyszedłem z cieplutkiego komina, zdjąłem gumkę i skończyłem na jej brzuchu. Drżałem jak osika. Pot ściekał po ciele, a plecy piekły od zarysowań, jakie pozostawiła twardymi paznokciami. Ległem obok, kompletnie wypompowany i zamknąłem jej drżące ciało w ramionach, chcąc ochronić przed zimnem.

– Kocham cię – szepnąłem i złożyłem pocałunek na jej aksamitnej szyi.

Odburknęła mi to samo i zamknęła oczy.

Było jak podczas burzy: Sucho-mokro, gorąco-zimno, wietrznie-bezwietrznie, a co najważniejsze – namiętnie.

Poczułem palący ból w okolicy nadgarstka. Ręka, którą trzymałem na jej udzie, rwała niemiłosiernie. Łza ściekła kącikiem oka, za nią druga i trzecia. Dobrze, że miałem opaski zaciskowe, bo bez nich najprawdopodobniej musiałbym przerwać miłosne pielesze.

Dałem radę, ale najwyższy czas, aby sięgnąć do kieszeni po tabletki przeciwbólowe.

Wstałem.

Nancy przeciągnęła się niewinnie, od niechcenia, nieświadoma tego, że moje ciało znów było w pełnej gotowości – stałem do niej plecami.

***

 

Pożegnałem ukochaną i wyszedłem – nie miałem ochoty wpaść na jej matkę. Przed klatką naciągnąłem kaptur – padało – i ruszyłem na przystanek tramwajowy. Piętnaście minut później byłem przed domem Aidena.

Pogadałem chwilę z ciotką i poszedłem do jego pokoju. Rzuciłem kluczyki do garażu i motoru, o które prosił na łóżko i podszedłem do biurka. Notatki leżały tam, gdzie napisał, więc pochwyciłem je z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, kiedy moją uwagę przykuł zgnieciony papier, leżący obok kosza – Aiden lubił porządek, więc musiał być zły, skoro nie pofatygował się, aby podnieść kartkę i wsadzić do śmieci.

Ciekawość wzięła górę. Podszedłem, podniosłem i rozprostowałem zmiętolony papier.

– Recepta? – Wytrzeszczyłem oczy i od razu sprawdziłem nazwę leku w sieci. – Po co Aidenowi to gówno? – zachodziłem w głowę.

Postanowiłem trochę poszperać, chociaż nie powinienem. Zajrzałem do biurka, pod łóżko, przetrzepałem szafki – nic. Usiadłem na krześle i rozważałem różne opcje ewentualnej kryjówki. Ciotka nie napomknęła nic, aby Aiden miał problemy zdrowotne. Coś tutaj nie grało.

Zaschło mi w gardle, więc otworzyłem puf – Aiden trzymał tam piwo – i osłupiałem. Pod butelkami, na samym dnie leżały opakowania po lekach. Wyłuskałem po jednej z każdego listka i zapisałem nazwy w telefonie. Straciłem ochotę na browar. Odłożyłem butelkę, pochwyciłem w locie książki i wyszedłem z pokoju.

Kiedy przekroczyłem próg swojego pokoju – ojciec jeszcze nie wrócił – od razu odpaliłem komputer i poczytałem trochę o psychotropach, które znalazłem.

– O co tutaj chodzi? – Zmarszczyłem brwi i wyłączyłem sprzęt.

Miałem mętlik w głowie i nie znajdowałem racjonalnej odpowiedzi na multum pytań, które kiełkowały w mojej głowie.

– Justin – usłyszałem głos ojca z dołu. – Już jestem. Zejdź na dół, kupiłem jedzenie.

– Zaraz – odkrzyknąłem i wsadziłem leki do pudełka po ciastkach.

Postanowiłem, że z samego rana pójdę do znajomego Amber, który był laborantem i poproszę, aby zbadał to, co znalazłem. Jeden lek był w słoiczku, bez etykiety, więc…

Byłem niemal pewien, że Aiden na coś choruje i skrywa przed nami ten fakt.

Następne częściPODCIĘTE SKRZYDŁA / 30 - Koniec

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania