Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
PODCIĘTE SKRZYDŁA 9
NANCY
– Nic ci nie zrobił? – Hannah obejrzała mnie z każdej strony jak towar na wystawie.
– Nie i nie mówmy już więcej o tym. – Do tej pory trzęsłam się z nerwów. Grubiaństwo Justina doprowadziło mnie do takiego stanu, że jeszcze parę słów z jego zakłamanych ust, a dałabym mu z liścia.
Fakt, że nienawidzę obłudy, spływał po nim, jak lawa z wulkanu.
Nie potrafiłam mu zaufać.
– Zostajemy, czy wychodzimy? – Zagadnął Aaron, drapiąc się po blond włosach, zaczesanych do tyłu i objął Hannah w pasie. – Jakoś straciłem ochotę na dalszą zabawę. – Wyszczerzył zęby i wpatrywał się we mnie niebieskimi oczyma, potrząsając od czasu do czasu nerwowo rękoma.
– Ja szczerze powiedziawszy, to też – stwierdził Hank. Był przezroczysty jak pergamin i po jego minie wywnioskowałam, że raczej się więcej nie spotkamy. – Wracam do domu. Nie dla mnie takie dramy. Widzimy się w szkole Aaronie. Cześć dziewczyny.
– Pa – odpowiedziałyśmy z Hannah w tym samym czasie, a ja odprowadziłam go smutnym wzrokiem.
Szkoda, polubiłam go.
By cię szlag Justinie Green.
– Więc co robimy? – Niecierpliwiła się Hannah i zerknęła na mnie spod przymrużonych powiek, jakby to wszystko, co się niedawno wydarzyło, było wyłącznie z mojej winy. Wiedziała przecież, jaki jest Justin – uparty jak osioł, to w jego przypadku za mało powiedziane.
Gdy rozmawialiśmy, dostrzegłam w jego oczach, coś, co znów wzbudziło moje wątpliwości.
Nie wiem dlaczego, ale on CHYBA powiedział prawdę, odnośnie do relacji z Amber.
Cholera jasna – sama nie wiedziałam, co dalej robić.
Zaczynało mi na mim zależeć.
Był specyficzny – to mnie w nim najbardziej kręciło.
– Wracamy do ciebie. – Zapatrzyłam się na Hannah i skrzyżowałam ramiona na piersi, bo obszedł mnie dreszcz i poczułam wokół podmuchy lodowatego powietrza.
– Kolejnym razem, jak dojdzie do takiej sytuacji, zadzwonię na policję – oznajmiła Hannah, a ja spuściłam oczy, bo było mi wstyd. – Tacy, jak on powinni siedzieć w zakładach zamkniętych. Ten cały Justin dostał paranoi na twoim punkcie Nancy – rzuciła z goryczą, marszcząc nos.
Po jej słowach doszłam do wniosku, że miała dużo racji. Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
Dlaczego chłopak, który okazywał zainteresowanie moją osobą, musiał być taki porywczy?
Może wcale taki nie był, tylko skrywał prawdziwego siebie pod wykreowaną przez siebie postacią.
– Mam nadzieję, że nie wyskoczy zaraz zza któregoś rogu jak goryl, który wali się w piersi, chcąc pokazać swoją siłę – stwierdził Aaron, gdy wychodziliśmy z klubu. – Samo jego spojrzenie – zabija.
– Oby nie, kochanie. Zauważyliście, że Aiden się go boi? – Hannah zerknęła na mnie. – Ten wariat uderzył go lekko, co od razu spowodowało, że nasz szkolny kolega się wycofał. Mam nadzieję, że nie jest bokserem, bo powbija nas w ziemię, bez użycia młota. – Na jej spiętej twarzy zagościł łagodny uśmieszek.
– Nie przesadzaj – wtrąciłam. Robili z niego potwora, nic o nim nie wiedząc – ja zresztą też.
Zbyła mnie milczeniem i obyło się bez komentarza. Namierzyła tylko mój wzrok i posłała ostrzegawcze spojrzenie, jakby chciała powiedzieć: „Nancy nie pakuj się w to gówno. On cię zniszczy”.
– Zerwałaś z nim poprzez SMS-a, nie wyjaśniając dlaczego? Dobrze kalkuluję? – Aaron zmarszczył brwi i uśmiechnął się krzywo.
– Tak. – Gdy tak pytał, zrozumiałam, że źle zrobiłam. Justin miał prawo być poirytowany i żądać ode mnie wyjaśnień. Dolałam oliwy do ognia, swoją ignorancją i traktowaniem jego osoby jak powietrze.
Zablokowałam go oślepiona wściekłością, nie pozwalając się wytłumaczyć.
Ja pieprzę. Byłam zazdrosna o chłopaka, którego znałam parę dni.
Chyba postradałam zmysły.
– Wytłumaczył bodaj to zajście z” niby dziewczyną” pod siłownią – spytała Hannah, a ja potwierdziłam skinieniem głowy. – Tak teraz sobie przypominam, że słyszałam kiedyś, jak Amber mówiła coś o jakimś Justinie, że łączy ich jakiś tam układ – nie pamiętam za bardzo, to było dawno.
– Naprawdę? – Zrobiłam wielkie oczy. – Mi mówił coś podobnego. W sensie: to tylko seks. – Nabrałam zimnego powietrza do płuc, czując, jak chłodzi rozpalone wnętrze. Po chwili wypuściłam ciepły oddech, czując się jak idiotka.
Popełniłam błąd – odrzuciłam go.
Walczył o mnie – teraz ja musiałam zawalczyć o niego.
Czy nie było na to za późno?
Zrezygnował i opuścił skrzydła. Ja je podcięłam.
Powinnam zaufać – nie zrobiłam tego.
Jego oczy były smutne. Uśmiech druzgoczący.
Po kilku minutach marszu – w ciszy – dotarliśmy pod dom Hannah. Pożegnała się z chłopakiem – nie mogli się od siebie odkleić, jakby ktoś polał ich klejem – i udałyśmy się schodami na drugie piętro, pod numer 5.
Wyjęła klucz z maleńkiej puchatej torebki i otworzyła drzwi. Zerknęła spod zatuszowanych rzęs na moją posępną minę i wzruszyła ramionami. Domyśliłam się, że chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego przywarła do mnie ciałem i ścisnęła mocno.
– Zabujałaś się w nim, nieprawdaż? – spytała miękko, patrząc mi prosto w rozbiegane oczy – nie wytrzymała.
Nie odpowiedziałam nic.
Moje samopoczucie i wyraz twarzy oznajmiły to za mnie. Czułam się jak małe jagnię, które nie potrafiło odnaleźć mamy pośród pięćdziesięciu identycznie wyglądających owiec. Rozpłakałam się z bezsilności, podejrzewając, że straciłam kogoś, kto mógł mnie uszczęśliwić i przy okazji czegoś nauczyć.
– Choć spać, Kopciuszku, pogadamy rano. Może wydaliśmy na niego wyrok zbyt wcześnie. – Przyznała się do błędu, co nie było w jej stylu. – Nie wiemy, dlaczego taki jest i czego zaznał w przeszłości? – Odprowadziła mnie do pokoju gościnnego, żegnając szerokim uśmiechem w progu, po czym odeszła, a ja zamknęłam za sobą drzwi.
Skierowałam się w stronę łóżka i opadłam na nie, jakbym mdlała. Wyjęłam z prostokątnej torebki telefon i odblokowałam numer Justina. Po chwili dostałam wiadomość.
JUSTIN: Dlaczego?
Tyle. Więcej nie przyszło nic.
Dalej leżałam na plecach, czując, jakby ktoś siedział okrakiem na mojej piersi, miażdżąc żebra i płuca. Łzy ściekały po policzkach, a mózg wyłączył się akurat, teraz kiedy najbardziej go potrzebowałam.
Było tak, odkąd pamiętam. Tylko ten stan odrętwienia, bojaźni i zawahań, aby nie zrobić czegoś głupiego.
Dlaczego tak miałam? Ja przecież nie robiłam nic, aby choć jednym słowem, czy gestem, wykrzyczeć z siebie, co tak naprawdę chcę i czego mi w życiu brakuje.
Machinalnie sięgnęłam po telefon – opuściłam go obok ucha – i napisałam, co chciałam przekazać. Moje wewnętrzne rozterki i przemyślenia w jednym słowie.
JA: Przepraszam.
Nie liczyłam na odpowiedź, po prostu mi ulżyło. Przekręciłam się na prawy bok i zamknęłam powieki, ściskając zimny telefon w dłoni. Dochodziła dwunasta, więc czas na sen. Może on ulży bolącemu ciału i rozdartej duszy.
Poczułam mrowie w dłoni. Telefon zawibrował i zaświecił, oślepiając przyzwyczajone do mroku źrenice. Przetarłam je, bo nie widziałam kompletnie nic, poza rażącą bielą. Chwilę trwało, zanim oczy przywykły do nowego oświetlenia i mogłam sprawdzić, co przyszło.
Podświadomie pragnęłam, aby była to wiadomość od Justina i wymodliłam, bo tak właśnie było.
JUSTIN: To ja przepraszam kotku. Przesadziłem i zataiłem przed tobą tak istotną sprawę, jak mój układ z Amber. Uwierz mi. Nie pomyślałem nawet, aby o tym wspomnieć, bo przy tobie kompletnie o tym zapomniałem.
JA: Rozumiem. Zachowałam się jak rozpieszczona smarkula. Chyba byłam po prostu o ciebie zazdrosna. Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć.
JUSTIN: Ja miałem tak samo, jak zobaczyłem cię w klubie z tym blondynem.
Moje serce ożyło, jakby strzelił w nie piorun, ładując akumulator. Twarz rozpromienił szeroki uśmiech, a do niedawna ospałe ciało, mogło teraz tańczyć do rana.
Bez wytchnienia.
Bez wspomagaczy.
JUSTIN: Zaczniemy od nowa? Tęsknię za twoją dzikością.
JA: Tak. Mnie również ciebie brakuje. Może wyda się to śmieszne, ale lubię, kiedy pociągasz za te niewidzialne sznurki.
Zachichotałam pod nosem, nakrywając usta dłonią. Byłam taka szczęśliwa – odzyskałam go – że, zaczęłam chodzić po pokoju – każda część mnie wyrywała się w inną stronę.
JUSTIN: Odkąd wróciłem do domu, siedzę i myślę o tobie. Ta świadomość, że miałbym cię już nigdy nie dotknąć, rozwalała mi mózg kotku. Jedziemy jutro rowerami na przejażdżkę?
JA: Nie umiem jeździć na rowerze.
Mama chciała mnie nauczyć, ale wzbraniałam się przed tym rękami i nogami. Teraz pożałowałam tego i plułam sobie w brodę.
JUSTIN: Ty nic nie umiesz. Jutro o 16, w parku. Będę musiał cię nauczyć.
JA: Jak chcesz, ale od razu uprzedzam, że nie będzie łatwo.
JUSTIN: Jakoś to zniosę. Jak będziesz się mocno opierać, to dam ci klapsa.
JA: Chcesz wytrzepać ze mnie resztki tłuszczu?
JUSTIN: Jak mnie do tego zmusisz, to tak. Jesteśmy umówieni. Do zobaczenia jutro, pa.
JA: Pa.
W głowie mi huczało. Odłożyłam telefon i przytuliłam się do ulubionego pluszaka – biały kotek, który towarzyszył mi zawsze, spoczywając na dnie plecaka – i ciesząc się w duszy, po upływie chwili oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
– Wyspałaś się – Hannah weszła do pokoju i usiadła obok mnie na łóżku. – Widzę poprawę nastroju i na pewno ma to związek z naszym panem zagadką. – Świdrowała mnie spojrzeniem.
Wszyscy, których znam, zawsze mówili, że można ze mnie czytać jak z otwartej książki.
Mam wszystko wypisane na twarzy. Czarno na białym.
– Tak. Chciał mnie jeszcze, więc… Hannah… postanowiłam spróbować i zobaczyć jak to będzie. On jako jedyny wyszedł z inicjatywą czegoś więcej, niż: „Dasz spisać zadanie z matematyki”, czy „Jesteś dziwna i nikt cię nie lubi”. – Wbiłam spojrzenie w sufit, bo na samo wspomnienie tego, jak mnie postrzegali, dostawałam mdłości. – Sama zresztą rozumiesz, co chcę powiedzieć.
– Jasne, że rozumiem. Może Justin nie udaje i naprawdę chce z tobą być.
– Hannah. – Myślałam, że wyrwę jej język. – Pożyjemy, zobaczymy. On mi się podoba taki, jaki jest i nie chcę, aby stał się ciepłą kluchą. Ma niekontrolowane odruchy, ale ten w klubie, sama wywołałam, nie wyjaśniając, dlaczego go nie chcę.
– Dobrze, spokojnie. Zaperzyłaś się jak indor. – Odchrząknęła, a rumiane policzki pulsowały, od tłumionego śmiechu. – Przecież nikt ci tego nie zabroni. Jest trochę narwany, ale jak się na niego patrzy, to nogi miękną w kolanach. – Przewróciła oczami. – Pierdolony, jest przystojny w chuj. Bez ubrania musi wyglądać bosko.
– Hannah – uniosłam głos. – Tobie tylko jedno na myśli. – Sama zaczęłam się śmiać.
– No co? Mówię, jak jest. – Próbowała zachować powagę, ale jakoś jej to nie wychodziło. Jej oczy nadal się śmiały, choć usta umilkły. – Chodź coś zjeść.
– Nie jestem głodna. Żołądek mam pełen od nadmiaru powietrza, którego się nałykałam ze szczęścia. – Wyszczerzyłam się. – Napisał, że był zazdrosny o Hanka.
– Co ty nie powiesz. Mam oczy i widziałam, co wyprawiał. – Puknęła mnie w czoło, choć nie wiedziałam za co. – Justin patrzył na ciebie takim błagalnym i namiętnym wzrokiem, że można sobie pomyśleć, że się w tobie zakochał.
– Nie! Przywidziało ci się. – Czułam, jak pobudzony mózg buzuje. – Znamy się dopiero parę dni, a nie wygląda mi na romantyka. – Czy na pewno? – Znudzi się mną szybko, bo nikt o zdrowych zmysłach nie wytrzyma z takim wybrykiem natury jak ja.
– On nie jest normalny, także możesz się miło zaskoczyć Nancy. – Ściągnęła brwi. – Albo się pozabijacie, albo dogadacie. Idę jeść, a ty odżywiaj się dalej tlenem.
– Powiedz lepiej, jak zakończyła się wczorajsza wpadka z mamą? – Uniosłam pytająco obie brwi. – Dalej jest zniesmaczona tym, jak nakryła cię na robieniu loda Aaronowi?
– Daj spokój – żachnęła się, wsadzając palec do buzi. – Zachowuje się wobec mnie, jakby sama tego nigdy nie robiła i patrzy z byka, jakby czuła do mnie obrzydzenie.
– Twoja mama jest głęboko wierząca i może nie miała nigdy w buzi męskiego członka – wybuchłam śmiechem. – Ja na twoim miejscu spaliłabym się ze wstydu, gdyby mama zastała mnie w takiej sytuacji z chłopakiem.
– Spłynęło to po mnie jak po kaczce – rzuciła Hannah. – Niech nauczy się pukać, a nie pcha cielsko do pokoju na krzywy ryj, bez zaproszenia.
– Między tobą a Aaronem jest, jak widzę dobrze – powiedziałam, uśmiechając się szeroko. – Tak cię wczoraj wymęczył pocałunkami, że ledwie szłaś.
– Jasne, tak już mamy i pomimo że spotykamy się od ponad rok, nadal nie potrafimy się od siebie odkleić. – Zmrużyła oczy i jęknęła cicho. – Taka jest właśnie miłość Nancy. – Oblizała wargi, jakby właśnie rozmarzyła się o Aaronie. – Idę na żarełko. – Machnęła ręką, schodząc mi z pola widzenia.
Podeszłam do okna i przesunęłam palcem po zimnej szybie. Chuchnęłam i napisałam Justina imię, po czym zmazałam i usiadłam na łóżku. Odblokowałam telefon w celu sprawdzenia godziny – Hannah nie miała w pokoju zegarka – i ziewnęłam, widząc, że dopiero po jedenastej.
Podskoczyłam, gdy telefon zawibrował w dłoni. Dostałam wiadomość.
MAMA: Wróć jak najszybciej do domu. Musisz mi coś wyjaśnić dziecko.
Moja pierwsza myśl, to: dowiedziała się, że ją okłamałam i zamiast się uczyć, byłam na imprezie.
Serce podeszło mi do gardła, a w brzuchu wierciło, jakby ktoś skręcał i prostował flaki.
– Stało się coś? Jesteś strasznie blada – spytała Hannah, wchodząc do pokoju. Wsadziła ostatni kęs pączka do buzi i zaczęła oblizywać palce.
– Mama kazała mi wrócić do domu, patrz. – Pokazałam treść wiadomości. – Mam złe przeczucia. – Przełknęłam ślinkę i zaczęłam chować rzeczy do plecaka. – Jak da mi szlaban, to oszaleję w czterech ścianach z nosem w książkach.
– Nie panikuj. Na razie nie wiemy, o co chce spytać. – Otoczyła mnie ramieniem, widząc moją zalęknioną twarz. – Może chodzić o szkołę, bo fakt jest taki, że ostatnio się troszkę opuściłaś w nauce.
– Oby właśnie o to chodziło, ale… przecież dzisiaj jest niedziela. Nauczyciele w weekendy nie dzwonią. – Zaczęłam chodzić nerwowo wokół niej, zacierając spocone dłonie. – Boję się iść do własnego domu.
– Jedyne, co ci mogę powiedzieć, to… sama nie wiem. Twoja matka to piła i jak coś niepokojącego doleciało do jej uszu, to współczuję ci dziewczyno. – Wzniosła ręce do sufitu i machała nimi w powietrzu, jakby lamentowała.
– Idę. – Uściskałam ją, chwyciłam plecak w dłoń i opuściłam pokój, kierując się do wyjścia. Odprowadziła mnie i milczała. Domyślała się zapewne, że mam przejebane.
***
Weszłam do własnego mieszkania i udałam się do kuchni. Mama przygotowywała właśnie obiad i nuciła pod nosem – był tylko w niedzielę. Tylko w ten jeden dzień tygodnia nie pracowała.
Nie wyglądała na zdenerwowaną, wręcz przeciwnie. Była radosna.
– Spójrz na mnie dziecko. Jesteś rumiana jak pączek. Dobrze się czujesz? – Zlustrowała mnie wzrokiem, trzymając nóż tuż obok policzka.
– Tak. Biegłam i się zgrzałam. – Pędziłam jak struś po piasku. – Pięknie pachnie. Co to będzie?
– Spaghetti z serem i brokułami – oznajmiła, prężąc pierś. – Muszę zapisać cię do fryzjera, bo z tym czymś na głowie, wyglądasz jak, różowa landrynka. Wiem, że teraz taki kolor jest na porządku dziennym, ale mi się nie podoba. – Zmrużyła oczy, jakby cebula, którą właśnie kroiła, szczypała w oczy. Do wszystkiego ją dodawała, co tylko wywoływało wzdęcia.
Nienawidziłam cebuli.
– Pójdę się odświeżyć, bo jestem cała spocona. – Chwyciłam w palce krakersa ze stołu i już miałam postawić stopę na stopniu schodów, kiedy powiedziała: Zaczekaj. Musimy porozmawiać.
Zamarłam jak figura woskowa. Przylizałam włosy, przełknęłam resztki ciastka i odwróciłam się twarzą w jej stronę.
– Jakieś pół godziny temu spotkałam na klatce sąsiadkę, kiedy wracałam z warzywniaka. – Oderwała się od krojenia cebuli i spojrzała głęboko w moje wytrzeszczone oczy. – Widziała cię w parku z jakimś chłopakiem, jak się przytulaliście. – Powróciła do krojenia, spuszczając ze mnie przenikliwy wzrok. – Ponoć był taki przystojny, że nie mogła oderwać od niego oczu.
Zaraz zamachnie się i odetnie mi głowę tym nożem, pomyślałam, kuląc się jak kurczaczek pod kwoką.
– Musiało się jej coś przywidzieć. – Ledwie stałam na nogach, które zaraz zmuszą mnie do pozycji klęczącej. Nie czułam ich prawie.
– Dlaczego nie powiedziałaś, że masz chłopaka dziecko? – Znów na mnie spojrzała tym znienawidzonym przeze mnie wścibskim wzrokiem. – Bałaś się, że zabronię ci się z nim widywać?
Trafiła w sedno. Tak myślałam, bo w jej mniemaniu, na pewno odciągałby mnie od nauki. Miała fisia na punkcie wykształcenia.
– Tak – wystękałam ledwie słyszalnym głosem, a mama zaczęła się śmiać. – Wiem, że tego nie pochwalasz, ale mam już prawie osiemnaście lat i chcę w końcu mieć coś z tego życia.
– Rozumiem. – Uniosła prawą brew i zaczęła wrzucać cebulę na patelnię. – Nie mam nic przeciwko temu, jeśli ta znajomość nie zakończy się ciążą i nie wpłynie na twoje oceny i przygotowywania do egzaminów.
– Naprawdę. – Nie wierzyłam własnym uszom. – Dziękuję mamo. – Podeszłam do niej i przytuliłam – nie pamiętam, kiedy robiłam to ostatnio. – Wszystko będzie tak, jak do tej pory z tą zmianą, że nie będę już sama.
– Trzymam cię za słowo. Możesz go też zapraszać do domu, jeśli chcesz. – Puściła oczko, ale jej wzrok był smutny. – Mnie tak więcej w nim nie ma, niż jestem – westchnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Musiała ciężko pracować, abyśmy mogły utrzymać się w mieście. Wiedziała, że mi jej brakuje i czuję się samotna, ale tak już musiało być. Było jej z tym tak samo ciężko, jak mi. Myślałam, że wybuchnę, jak wstrząśnięta butelka z gazowanym piciem. Takiej reakcji z jej strony się nie spodziewałam. Podmienili mi mamę.
– Dobrze, a co u cioci? Nastąpiła poprawa, czy nadal leży w łóżku i każe sobie usługiwać?
– Lekarz zapisał ją na kolejną operację. Siadło drugie kolano i jak byłam u niej wczoraj, nie potrafiła wstać z łóżka. – Zrobiła skwaszoną minę. – Postaram się załatwić opiekunkę, bo Mia i Ron (dzieci ciotki Megan) nie dadzą rady, codziennie przyjeżdżać z Londynu. Za duże koszty.
– Biedna ciotka Megan. Muszę ją kiedyś odwiedzić, bo dawno jej nie widziałam – oznajmiłam i odwróciłam się na pięcie. Zostawiłam mamę samą i udałam się do swojego pokoju. Schody pokonałam z taką lekkością, że nawet nie zaskrzypiały – trzeci i piąty stopień był poluzowany.
Usiadłam na łóżku i wyjęłam z kieszeni spodni telefon, przeglądając jego zawartość. Poza Hannah, która życzyła mi miłego popołudnia i powodzenia podczas starcia z mamą, nie było nic więcej. Westchnęłam głośno i rzuciłam go na łóżko, idąc w stronę łazienki ślimaczym tempem, jak na skazanie.
Gdy wyszłam spod prysznica, do moich uszu doleciał podniesiony głos mamy, która oznajmiała, że: Obiad na stole. Muszę wyjść. Właśnie dzwonił Ron, że ciotka ześliznęła się ze schodów i skręciła kostkę. Do zobaczenia później, pa.
Za chwilę usłyszałam trzask zamykających się drzwi i tyle z mamy. Telefon leżący leniwie na łóżku zaświecił się i zawibrował. Osuszyłam wilgotną dłoń ręcznikiem i sięgnęłam po niego. Dostałam SMS-a.
JUSTIN: Śniłaś mi się dzisiaj i do tej pory nie mogę do siebie dojść.
JA: Co robiłam?
JUSTIN: Raczej robiliśmy kotku. Kochaliśmy się przy ognisku, pod rozgwieżdżonym niebem. Nadal mam ten widok przed oczyma. Taki wyraźny, jakby to było wspomnienie, a nie sen.
JA: Też nie masz o czym śnić. Muszę się trochę pouczyć, więc do później.
JUSTIN: Już nie mogę się doczekać.
Skupiłam się nad książkami i wbijałam do głowy regułki, które i tak po pewnym czasie wyparują z mózgu.
Komentarze (3)
"Kochaliśmy się przy ognisku, pod rozgwieżdżonym niebem. Nadal mam ten widok przed oczyma. Taki wyraźny, jakby to było wspomnienie, a nie sen." - Justin to ma jednak tani bajer.
Pod wieczór wpadnę do ciebie, bo widziałam nową część latarnika. Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania