Pobóg Welebor 3
Co mógł zrobić niewinny Welebor, będąc dłużnym wagę złota równą dziesięciu latom pracy w swoim robotniszczu? Pieniędzy nie pożyczy mu nikt, o tym wiedział; no i kto podszywając się pod niego, zdolny tak dobrze podrobić jego podpis, złoto od kupca pożyczył?
Wtem tknęła go jakaś myśl, podjął z podłogi walające się wśród książek i innych rzeczy rozrzuconych przez drabów pismo ze świątyni – czy możliwe, że tak zasilić skarbiec, wybierając nic nie znaczącego robotnika, aby go okraść z tego, czego nawet nie posiadał, przedsięwzieli ludzie bogom służący? – nie mieściło mu się to w głowie, lecz jedynym będąc wyjaśnieniem, uchwycił się tej myśli. Wstał, do świątyni Gorma postanowił się udać. Zwrot datku nie był, o tym wiedział, możliwy: pieniądze już były święte, żądanie zwrotu byłoby świętokradztwem, ale może wypatrzy tam jakiegoś swojego sobowtóra, który tak podle obszedł się z dobrym imieniem Welebora, którego nie plamiła żadna kradzież najmniejszej rzeczy, żadne wykroczenie poza święte prawa bogów.
Świątynia Gorma była nieopodal, przy tej samej ulicy. Jeszcze jasno było, w powietrzu unosiły się puszki ostu, własną jakąś wolę zdające się posiadać, tak przemyślane zdawały się ich loty, przemknęło przez myśl zmierzającemu do świątyni, strzelistej, ogromnej, z kamienia wzniesionej w dawnych czasach. Po drugiej stronie równie stary wieżowiec, ostro zakończony, lecz wykonany z innego zupełnie surowca, którego tajemnica już zapomniana była; takoż rzeźbiony, jak i świątynia, groźne robił wrażenie, a była to Wieża Kościeja, królewskiego gwiaździarza, to jest gwiazd czytelnika umiejącego losy przyszłe z nichże wyczytać. Uważano czasem Kościeja za prawdziwego władcę, taki miał wpływ na króla Ludosława, a i to, że mieszkał osobno od zamku w tak niebywale wystawnej siedzibie, zabobonnym lękiem jego i wieżę otaczało, i opowieści niesamowite o nim krążyły.
Welebor jednak, nie zerknąwszy nawet w stronę Wieży Kościeja pokierował się na dziedziniec świątynny, ze słynnym starożytnym, ogromnym świętym dębem na nim rosnącym. Będąc w tak trudnym położeniu, jednak nie odmówił sobie chwili podziwu nad budowlą; istotnie była wspaniała, jednak nie da się jej opisać, trzeba zobaczyć samemu... Była jak płomień wykuty w kamieniu, jak szalejący pożar utrwalony przez natchnionych kamieniarzy – Gorm bowiem był panem nie tylko błyskawicy, który dał ludziom władzę nad duchami żywiołów burzy, zwanych pierunami, ale i ognia rodzicem oraz boskim kowalem, twórcą wielu broni i przyrządów znanych z pieśni i podań; jeden taki święty przedmiot znajdował się nawet ukryty w skarbcu świątynnym, a była to Strzelba Gorma, kij ognisty, postrach wrogów boga.
Welebor przemierzywszy dziedziniec wkroczył zatem śmiało przez otwartą bramę do chłodnego wnętrza.
Komentarze (16)
Co mógł zrobić niewinny Welebor, będąc dłużnym wagę złota równą dziesięciu latom pracy w swoim robotniszczu?
Co mógł zrobić niewinny Welebor, dłużny złota jak za dziesięć lat pracy.
robotniszcze - wg mnie przechajpowane określenie.
To ćwiczebny tekst?
Co mógł zrobić niewinny Welebor, dłużny złota jak za dziesięć lat tyrki.
Pozdrawiam 🙂
Pozdrawiam 🙂
Jam na Tak!!↔Pozdrawiam😃:)
Pozdrawiam również 🙂
Nie zdziwi mnie, jeżeli to właśnie władza (Król albo wyżej opisany Kościej) stoi za kradzieżą od osoby, po której nikt nie zapłacze i nikt nie zapyta co się z nią stało. Wszak w rzeczywistości władza łupie społeczeństwo bez najmniejszych skrupułów... Nie patrząc 200 000 trupów w jedną czy w drugą. Piniądź musi się zgadzać.
Pozdrawiam 🙂
Więc jeżeli pieniądze nie były przyczyną ataku personalnego (bo tak uważam, że należy odbierać to co się bohaterowi przytrafiło) to w grę wchodzi jeszcze "kobieta" (towarzyszka, którą ktoś nie chce się dzielić z Weleborem lub zazdrości Weleborowi jej towarzystwa). Tak mi się wydaje.
Pozdrawiam i fajnie, że czytasz 🙂
Samo się czyta 😋
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania