Ukojenie cz. 11
– W porządku? – Trevor przykleił się do pleców stojącej przy kuchence dziewczyny.
– Tak, ale boję się, żeby nie narozrabiał, albo nie władował się w jakieś kłopoty. Widziałeś, jak wyglądał, po trawie się tak nie wygląda. Nie wiesz, co mógł wziąć? Nigdy się tak nie zachowywał.
– Nie mam pojęcia – skłamał chłopak. – Zjemy i pojedziemy go poszukać. Chyba wiem, gdzie może być.
Niebawem steki znalazły się na talerzach. Emma nie ruszyła posiłku.
– Kotku, zjedz trochę – poprosił Trevor.
– Nie chcę.
Nie nalegał. Sam był głodny, więc zjadł wszystko. Gdy skończył wstał i pomacał się po kieszeniach.
– Cholera – burknął.
– Co się stało?
– Chyba wyprałem twoją maść? – Zaśmiał się. – Była malutka i zaplątała się w kieszeni. Zapomniałem, że ją mam. Zaraz kupimy nową.
– Nie trzeba – odparła zawieszona dziewczyna.
– Kotku, wyluzuj. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze – szatyn ukucnął naprzeciwko.
Położyła głowę na jego ramieniu.
– Znajdziesz go? – mruknęła.
– Znajdę – zadeklarował stanowczo. – Jedźmy już.
Dojechali pod dom Mike’a.
– Chodź, poznasz fajnego gościa. – Trevor otworzył drzwi pasażera.
Emma bojaźliwie wysiadła. Wziął ją za rękę i poprowadził za sobą. Mike bardzo się zdziwił się, widząc go z dziewczyną, zawsze ważniejsze mu było ćpanie.
– Właźcie, tylko nie przestraszcie się bałaganu, nie sprzątnąłem jeszcze po imprezie –poinformował gości.
– Spoko. – Trevor wygiął usta i wciągnął Emmę do środka. Była lekko speszona, a być może i nieufna.
– Siadaj, muszę chwilę z nim pogadać – poinformował sympatię i ulotnił się do kuchni.
– To ta laska ze szkoły? – zapytał przyjaciel.
– Ta sama.
– No nieźle. Wszystkiego mógłbym się spodziewać, ale tego? Wy tak na poważnie?
– Mam nadzieję.
– Przeleciałeś ją? – kontynuował bez ceregieli brunet.
Trevor nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko.
– Masz tusze? – zapytał Trevor.
– Coś się znajdzie. Pożyczę ci też maszynkę, twoja do niczego się nie nadaje.
– Znów ratujesz mi tyłek. Daj mi tylko jeszcze jakieś palenie. Może być tyle, co poprzednio.
Mike dał mu trawę.
– Poczekaj chwilę, muszę poszukać – oświadczył.
Trevor wrócił do salonu i mocno przytulił dziewczynę. Nadal wyglądała na wyobcowaną.
– Mam cały nowy zestaw, wybierzesz, co ci potrzebne – rzekł gospodarz, wręczając przyjacielowi maszynkę i torebkę z kolorowymi pojemniczkami.
– Dobra stary, dzięki, Musimy spadać. Jak sprzęt będzie potrzebny, znasz numer. –Trevor zerwał się z sofy, a za nim dziewczyna.
– Miło cię znowu widzieć – rzucił ciepło Mike, spoglądając na Emmę z uśmiechem.
– Wzajemnie – odparła skromnie.
– Schowaj do schowka, tylko trzaśnij mocno, gówno się psuje – poprosił Trevor, dając dziewczynie otrzymane od przyjaciela rzeczy.
Ruszył agresywnie. Ręka go bolała, przez co znowu ogarniała go złość. Zapomniał się i chwycił nią Tommy'ego. Emma znów przecięła go ganiącym spojrzeniem, lecz nie odezwała się słowem. Nie chciała chyba zaogniać sytuacji.
Po bardzo krótkiej podróży Trevor skręcił w piaszczystą drogę i zatrzymał się przy starym pustostanie. Kurwa – zaklął bezgłośnie, nie wiedząc, jak wyjąć ukrytą w tapicerce broń. Dobra. – Po chwili wziął się w garść, wysiadł, otworzył tylne drzwi i dyskretnie wyjął rewolwer, chowając go czym prędzej w spodnie. Emma milczała, patrząc na ukochanego z dużym niepokojem.
– Poczekaj tu, zaraz wracam – rzekł chłopak.
– Trevor, nie idź... nie idź sam – zareagowała natychmiast wystraszona dziewczyna.
– Nie jestem sam – odparł wymownie Trevor, uśmiechając się chytrze.
Nie czekając na jej dalsze sprzeciwy, trzasnął drzwiami i szybkim krokiem udał się do budynku. Wyjął broń. Na miejscu, od razu w pierwszym pomieszczeniu po prawej zobaczył przyjaciela i dwóch innych gówniarzy.
– Tommy, chodź, pogadamy. – Zawisł w progu.
– Kurwa, co to za koleś? – Zaśmiał się jeden z chłopaków.
– Ty jesteś Tommy? – warknął Trevor.
Gość się wyciszył.
– No ruszaj się, nie mam czasu! Do niczego nie będę cię zmuszał! – Szatyn podniósł głos.
Młodzik spojrzał po kolegach, po czym niechętnie wstał i ruszył do chłopaka. Od razu rozległy się chichoty.
– Kurwa, zamknijcie mordy! – burknął młodzik, odwracając głowę.
Wyszli do drugiego pomieszczenia.
– Co to za typ, z którym dziś byłeś? – zapytał sucho Trevor.
– Mój najlepszy kumpel – bąknął Tommy; nie był zbyt pewny siebie.
– Więc bierz go i wracaj do domu. Emma jest przerażona, nie wie, co się z tobą dzieje? Czegoś ty się naćpał, człowieku? Przestań brać ten syf, odwala ci. A gdyby mnie nie było, to co? Pobiłbyś ją? – fuknął szatyn.
Tommy spuścił głowę.
– Jest z tobą? – mruknął
– Jest.
– Nie pójdę.
– Chodź, ona nie będzie cię zaczepiać. Jutro sobie pogadacie... na spokojnie. Tylko muza ciszej i zamknij drzwi, bo to o nie się rozeszło.
Młody stał jak kołek.
– No szybciej! – Trevor się zniecierpliwił. Wiedział, że ukochana czeka i się denerwuje, co jeszcze bardziej go bulwersowało.
– Poczekaj – bąknął Tommy i zajrzał za ścianę. – David, chodź! – skinął głową do kolegi.
Chłopak nie reagował.
– No chodź, kurwa, nie dygaj! – wrzasnął młodzik, dopiero wtedy David ruszył się z miejsca.
– Gdzie idziecie? – zapytał jeden z imprezowiczów.
– Nie interesuj się! – syknął Trevor. – Idziemy.
– Włazić – nakazał cierpko, otwierając tylne drzwi Forda.
Poszedł do bagażnika i dość głęboko schował w nim broń. Wsiadł za kółko i spojrzał na ukochaną – chyba się nieco uspokoiła. Obejrzał się jeszcze na gówniarzy i mocno wcisnął gaz; był już bardzo rozdrażniony. Kilka minut później dotarli pod dom i Tommy z kumplem szybciej niż błyskawica opuścili pojazd. Doskonale odczytali manierę kierowcy.
– Młody... pamiętaj! – ostrzegł chłodno Trevor.
– Chodźmy do domu – odezwała się w końcu Emma, łapiąc dłoń chłopaka.
– Kotku, spokojnie, wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi – rzekł łagodnie szatyn, gapiąc się na nią wnikliwie.
Ustąpiła. Trevor ruszył dopiero, gdy małolaci zniknęli w budynku. Nie przejechał nawet stu metrów, gdy zahamował gwałtownie.
– Co z tatuażem? – Spojrzał na pasażerkę.
– Chcę.
– Na pewno?
– Tak.
– Więc przydałoby się wziąć jakieś ciuchy na zmianę. Będzie ci wygodniej, rana trochę boli – wyjaśnił, cofając wóz.
Emma posłusznie poszła do domu, a chłopak wysiadł i udał się do sklepu po jajka, bekon i chleb. Już chciał wracać za kierownicę, kiedy Emma wybiegła z klatki.
– Trevooor! – wrzasnęła horrendalnie i schowała się w środku.
Biegiem ruszył za nią i jak szalony wpadł do domu – młody leżał na podłodze.
– Dzwoń po karetkę! – nakazał, klękając przy chłopaku.
Sprawdził tętno – było bardzo szybkie. Zaczął klepać go po policzkach.
– Tommy! – Potrząsnął jego głową, ale na próżno. – Tommy, kurwa, obudź się! – wrzasnął, szarpiąc przyjaciela coraz mocniej.
Z ust młodzika polała się biała ciecz.
– Otwieraj drzwi, nie ma czasu! – ryknął zdenerwowany Trevor, podrywając się z miejsca.
Sam nie wiedział, jakim cudem podniósł dwudziestoletniego chłopaka, chyba z nerwów dostał tyle siły. Z niemałym trudem zniósł go do samochodu i ostatkiem sił wtargał na tylne siedzenie.
– Kurwa, jakbym wyczuł! – warknął, mocno wciskając gaz.
Emmy siedziała nad bratem i wyła. Trevor był przerażony, wiedział, co się może stać.
– Sprawdź jego tętno – nakazał dziewczynie.
– Nie wiem, Boże, Trevor, nic nie czuję. Nie znam się na tym!
Chłopak przyśpieszył.
– Coś ty za gówno wziął, cholera! – krzyczał do nieprzytomnego małolata. – Mów do niego, niech nie odpływa!
Wiedział, o czym mówi. Sam kiedyś przedawkował swoje tabletki, ale nie wie, czy był nieprzytomny, bo zdawało mu słyszeć panikującą matkę.
– Boże, Trevor, co ja mam robić?! On zaczyna się trząść! – rozszalała się przerażona dziewczyna.
– Daleko jeszcze ten szpital?
– Jakieś dwa kilometry.
– Kurwa mać!
– Jezu, Trevor, zrób coś, on chyba się dusi! Boże, Tommy! Trevor, kurwa, jedź szybciej! – bełkotała Emma. – Boże, gówniarzu, nie umieraj mi tu, kurwa, błagam cię! – dramatyzowała, tuląc się do brata.
Konwulsje raz rzucały młodzikiem, raz ustawały.
– Boże Trevor, on chyba umiera! Błagam cię, szybciej! – Roztrzęsiona dziewczyna krzyczała coraz głośniej. – Młody, błagam cię, nie zostawiaj mnie!
– Cholera jasna, czy to musi być tak daleko? – Wkurzał się kierowca.
Bał się, że młody nie dojedzie. Gdy z dużej odległości zobaczył budynek placówki, jeszcze mocniej wdepnął pedał gazu. W końcu zatrzymał się pod drzwiami. Biegiem wysiadł i wywlókł przyjaciela z auta.
– Dawajcie lekarza, chłopak wziął jakieś prochy! – rozkrzyczał się na cały budynek i położył Tommy'ego na pierwszym lepszym łóżku.
Czekali chwilę.
– Kurwa, gdzie jest ten jebany lekarz?! Czy on ma tu umrzeć?! – Trevor wydarł się na cały hol.
Młodzik leżał i momentami wyglądał, jakby miał padaczkę. Emma jeszcze bardziej się rozhisteryzowała. Przylegała do niego, jakby chciała swoim ciałem zatrzymać te drgawki. Lekarz zaraz przybiegł i szybko zabrali chłopaka. Dziewczyna od razu przytuliła się do szatyna, zanosząc jeszcze większym płaczem.
– Boże, Trevor, powiedz, że on nie umrze.
Nie odpowiedział, nie chciał jej okłamywać.
– Chodź na powietrze, to potrwa – zaproponował, starając się pokazać swoje pełne opanowanie. Nerwy nosiły go całego, ale chciał za wszelką cenę uspokoić zdesperowaną dziewczynę.
Usłuchała. Trevor od razu odpalił papierosa – ręce latały mu na wszystkie strony. Spalił w okamgnieniu i odpalił drugiego od pierwszego. Trzeci już nie wchodził, wrócili więc do środka. Czekali kilkadziesiąt minut, przez co Trevor wypalił połowę paczki, łażąc w tą i z powrotem. Lekarz pojawił się dopiero po niecałej godzinie.
– Kim państwo są? – zapytał.
– Jestem jego siostrą – wydusiła Emma.
– Miał chłopak szczęście. Jeszcze kilka minut i nie byłoby szans. Dobrze, że wykazaliście się zimną krwią i go przywieźliście. Miał tak wysokie ciśnienie, że serce mogłoby nie wytrzymać, przez to też stracił przytomność. Zażył kokainę i to bardzo podejrzaną.
Emma aż zakryła twarz rękoma. Trevor zdębiał. Skąd on miał to gówno? – pomyślał.
– Nie wziął dużo, to nie jest ilość na takie objawy. Problem w tym, że to, co czasem do niej dodają, aby zwiększyć jej ilość i kopa, jest niewyobrażalne. Uzależniony tego nie odczuje, najwyżej gorzej się poczuje, ale dla początkującego to mieszanka wybuchowa. Choć był przypadek tak brudnego narkotyku, że zmarł chłopak, który brał go już ładnych parę lat. Więcej na temat pani brata powiem państwu jutro. Idźcie do domu, on do rana na pewno się nie obudzi. Daliśmy mu odpowiednie środki i teraz trochę pośpi. Za dwa, trzy dni będzie w domu – poinformował mężczyzna.
– Chcę go zobaczyć! – Dziewczyna wyrwała się Trevorowi.
– Dobrze, tylko ale na chwilę. I nie wchodźcie do sali – przykazał lekarz.
Stanęli za szybą. Emma znowu się rozpłakała, widząc Tommy’ego leżącego jak manekin pod respiratorem. Trevor mocno przytulił ukochaną.
– Najważniejsze, że nic mu nie będzie. Na długo zapamięta tę lekcję – rzekł wściekły.–
– Chodźmy do domu, nic tu po nas. Przyjedziemy rano – poprosił łagodnie.
– Chcę zostać – mruknęła Emma.
– Kotku, idziemy. Naprawdę nie ma sensu tu siedzieć, będziesz się tylko denerwować – nalegał Trevor, chwytając jej rękę.
– Proszę cię, posiedzę przy nim. – Upierała się dziewczyna.
– Nie, nie ma mowy. I tak nic tu nie zdziałasz, wymęczysz się tylko. Słyszałaś – będzie spał do jutra. Idziemy – zadecydował wreszcie chłopak, delikatnie ciągnąc dłoń ukochanej.
Widząc jego zacięcie, ustąpiła.
– Daj, ja to zrobię. – Chłopak zabrał dziewczynie wódkę, widząc, że rozlewa dookoła.
Zrobił drinka i podał dziewczynie.
– A ty? – zapytała.
– Może później. Wolałbym zajarać.
– Nie krępuj się.
Wyjął bibułki i znów próbował zrobić skręta, ale ręka uporczywie mu na to nie pozwalała. Niósł na niej małolata, a potem musiał go wsadzić i wyciągnąć z auta. Natarł ranę, która teraz bolała jeszcze bardziej. Już nie krzyczał, tylko schował towar z powrotem do kieszeni. Emma otworzyła szafkę i dała Trevorowi fifkę.
– Zabrałam kiedyś Tommy'emu. – Uśmiechnęła się niemrawo.
– Dzięki.
Szybko zapełnił i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny.
– Zapal, rozluźnisz się.
– Nie chcę, zrób mi jeszcze drinka – poprosiła, oddając mu pustą szklankę. – Ale zrób też sobie, nie lubię pić sama.
Wykonał prośbę, spalił zioło i usiadł obok, szczelnie otulając dziewczynę ramieniem. Nie mówiła nic, patrzyła tylko w dal, zrezygnowana. Odezwała się dopiero, gdy druga porcja alkoholu zniknęła w jej ustach.
– Boże, Trevor, kokaina? Nie mogę w to uwierzyć. Czemu on bierze takie ciężkie narkotyki, skąd w ogóle je ma Czy już jest uzależniony? – wybełkotała.
– Nie sądzę, zauważyłbym – odparł przekonująco Trevor, mimo że tej chwili stanęły mu przed oczami powiększone źrenice młodego, które widział za pierwszym razem.
– I co ja mam teraz zrobić? – zapytała Emma i znowu zaczęła płakać.
– Może chciał tylko spróbować? Nie panikuj, przypilnujemy go. Ja poznam zawsze, przede mną się nie ukryje. Sam w młodości testowałem różne rzeczy, ale zostałem przy trawie. Jest zupełnie nieszkodliwa. Choć koksu nigdy nie brałem.
– Boję się, że znów coś weźmie i nikogo wtedy nie będzie. A te ubrania? Przecież gdyby nie one, to byśmy nie wrócili i on by umarł – stwierdziła dziewczyna i rozpłakała się na dobre.
Znowu wszystko się w niej trzęsło. Przytulił ją. Zastanawiało go tylko, gdzie zniknął kumpel młodego, przecież nie było ich kilka chwil.
– Ale nic się nie stało. Uspokój się, będzie dobrze. Masz jakieś tabletki na uspokojenie?
– Są chyba jakieś w szufladzie pod zlewem.
Trevor wstał i wziął dwie sztuki.
– Wypij.
Zażyła leki, ale płakała dalej. Chłopak już nie wiedział, co ma zrobić.
– Pójdę zapalić.
– Pal tu. Pod stołem jest popielniczka. – Zatrzymała go.
Wstała i nalała trzeciego drinka, do dna opróżniając butelkę. Wypiła w okamgnieniu. Trevor obserwował ukochaną, która z każdą kolejką podkręcała tempo. Widział, że powoli zaczyna ją łamać.
– Pójdę po jeszcze – rzekła nagle dziewczyna, wstając. Lekką nią zachwiało, głos też już miała poalkoholowy.
– Siadaj, ja pójdę – zaprotestował chłopak, sadzając ukochaną na miejsce. – Czekaj tu grzecznie, zaraz kupię wódkę. A nie wolisz wina?
– Nie.
Obrócił bardzo szybko, nie chciał, aby dziewczyna była zbyt długo sama. Zrobił dwa drinki z lodem, ale teraz Emma wypiła tylko pół. Siedziała, gapiąc się w ścianę, gdy nagle zerwała się jak oparzona, odstawiła szklankę i ruszyła do korytarza. Otworzyła szafę i wywaliła z niej wszystkie ciuchy brata. Zaczęła szperać kolejno po każdej kieszeni. Znalazła w jednej trochę zielska, rzuciła za siebie i przeszukiwała dalej. Jak skończyła, wróciła do salonu i tam z regału, z dolnej szafki, powyrzucała kilka par spodni. Rozpoczęła od nowa. Trevor nie reagował, uważał, że ma rację.
Przewaliła dokładnie każdą parę, ale bez rezultatu. Została łazienka. Emma wparowała do niej jak burza i wytrząsnęła zawartość kosza z praniem na podłogę, lecz tu także niczego się nie doszukała. Wróciła i podała Trevorowi znalezioną marihuanę.
– Nie zabieraj mu, to tylko trawka. Schowaj z powrotem – powiedział.
Posłuchała. Usiadła i dokończyła drinka. Całe mieszkanie usłane było ubraniami. Nie usiedziała jednak grzecznie zbyt długo, za chwilę znowu wstała. Teraz już porządnie nią kiwnęło.
– Siadaj! – warknął Trevor, łapiąc ramiona dziewczyny. – Ja ci zrobię, nie wstawaj.
Nalał jej całą szklankę, z nadzieją, że to wystarczy. Przypalił papierosa i zaczął zbierać cały bałagan.
– Zostaw! – krzyknęła, zła.
– Pij drinka i się nie ruszaj! – nakazał chłodno Trevor, strzelając w ukochaną palcem.
Za kilka chwil było już czysto, ale Emma znowu się podniosła. Zataczając się, podeszła do regału i otworzyła szafkę. Były tam jakieś notatniki, płyty i inne tego typu rzeczy. Zaczęła po kolei. Każdy zeszyt i książkę przewracała do góry nogami, po czym wzięła się za płyty. Kompletnie zwariowała.
– On na pewno by tam tego nie schował – rzekł ze stoickim spokojem Trevor, chcąc oszczędzić jej zachodu.
Do dziewczyny jednak nic nie docierało. Przewaliła gablotkę i już chciała brać się za drugą, w końcu Trevor zareagował. Objął ją mocno ramiona i posadził na kanapie.
– Uspokój się, dziewczyno. Myślisz, że schowałby prochy na twoich oczach? Taki głupi raczej nie jest – przekonywał, widząc, że ukochanej odbiło.
– Daj mi się jeszcze napić – burknęła.
Trevor tylko westchnął i nalał jej następną szklankę. Znów pozbierał bajzel i poszedł na papierosa. Zerkał co chwila na blondynkę, czy siedzi spokojnie. Ta była już kompletnie pijana. Spalił czym prędzej i usiadł obok. Emma skończyła drinka i oparła się o ukochanego, chwyciwszy go za dłoń. Trevor tylko czekał na tą chwilę spokoju. Kilka minut później uścisk się poluzował. Chłopak powolutku wstał, delikatnie wziął dziewczynę na ręce, zaniósł do łóżka i szczelnie opatulił kołdrą. Obejrzał się jeszcze przed wyjściem, czy śpi, przymknął drzwi i teraz on wziął się do dzieła.
Zaczął za szafą, sprawdzając najmniejsze zagłębienie. Poszedł do łazienki i tam przeszukał każdy zakamarek. Wrócił do salonu. Odsunął kanapę i przeglądnął wszystkie porwane miejsca. Też nic nie znalazł. Kuchnia. Obejrzał tylko powierzchownie, była za duża. Zostały jeszcze buty małolata – trzy pary. Przyklęknął i zaczął wyciągać z nich wkładki. Już przy drugiej parze trafił w sedno. Szczerze mówiąc nie spodziewał się, że coś znajdzie, ale jednak… Nie było tego dużo, niecałe pół grama. Schował do kieszeni, poszedł do kuchni i wykręcił numer.
– Halo – usłyszał niewyraźny głos Mike’a.
– To ja. Sorry, że tak późno, ale musze zapytać. Znasz kogoś, kto handluje proszkiem?
– Znalazłoby się. A co, potrzebujesz?
– Nie, ale chcę cię poinformować, że sprzedaje syf.
– Syf? Stary, niemożliwe. Sam czasem biorę i jest w porządku.
– Kurwa! Dwudziestoletni dzieciak o mało się dziś nie przekręcił! – zagrzmiał Trevor. Zaraz się uspokoił, przypominając sobie o śpiącej dziewczynie.
– Czekaj, powoli... on małolatom nie sprzedaje. Zaraz do niego zadzwonię i do ciebie oddzwonię – rzekł Mike.
Trevor siedział i czekał. Poszedł do pokoju i nalał pół szklanki czystej. Popijał wolno, a telefon wciąż milczał. Doczekał się, gdy kończył trunek.
– No i? – zapytał zniecierpliwiony.
– On nie wie, o czym ty mówisz, nigdy nie miał lewego proszku. Gówniarz musiał kupić gdzieś indziej. Popytaj małolatów z fabryki, oni tam uderzają w różne używki.
– Wiem, tak zamierzałem zrobić. Dobra, sorry, że ci dupę zawróciłem.
– A jak ten młody? Co z nim?
– W porządku, ale napędził mi niezłego strachu. Dobra, na razie.
– Jasne.
Trevor już nie wiedział, co robić. Zapalił, poszedł do sypialni, zdjął koszulkę i położył się koło dziewczyny. Sen nie przychodził. Przeleżał ponad dwie godziny, paląc i pijąc jeszcze dwa drinki. Dopiero alkohol pomógł mu usnąć.
Obudził się w nocy – Emmy nie było obok. Dochodziła czwarta rano. Znalazł dziewczynę w kuchni – spała z głową opartą o kuchenny blat.
– Kotku, chodź do łóżka – poprosił łagodnie, nachylając się do ucha dziewczyny.
Nie reagowała.
– Em. – Nie odpuszczał i chciał ją podnieść.
– Zostaw mnie – mruknęła.
– Kotku, chodź położysz się jak człowiek. Czemu tu śpisz? – Zmartwiony chłopak nie dawał za wygraną.
– Nie chcę.
Chwycił twarz dziewczyny, ale się wyrwała.
– Zostaw mnie.
– Kotku, co się dzieje? – Przytulił ją mocno.
– Nic, idź spać. Chcę zostać sama.
Chłopak już nie nalegał i wyszedł z kuchni. Nie wrócił jednak do sypialni, tylko usiadł na kanapie i zapalił. Patrzył wnikliwie na dziewczynę, miał złe przeczucia. Ta siedziała w bezruchu i chyba znów chlipała. Spalił papierosa i nie chcąc jej męczyć, ułożył się na kanapie. Przypatrywał się sympatii jeszcze parę minut, w końcu zasnął.
Gdy się zbudził, nie mógł się ruszyć. Emma wtargnęła do łóżka i owinęła się wokół chłopaka jak wąż, wtulając głowę pod jego brodę. Wydobył lewą rękę z zegarkiem – szósta dwadzieścia jeden. Pęcherz dawał mu się we znaki, wygrzebał się więc niezgrabnie, uważając, żeby jej nie zbudzić. Gdy wrócił, zdjął koc i wziął ukochaną na ręce. Zamruczała coś pod nosem.
– Śpij.
Ponownie zaniósł ją na łóżko i ułożył się obok, ściśle obejmując dziewczynę.
– Przepraszam – usłyszał.
– Śpij już – szepnął, przytulając ją mocniej.
Zadzwoniła komórka chłopaka. Zerwał się, zaspany.
– Słucham.
– Trevor? Obudziłem Cię? – zapytał Mike.
– W porządku, cześć – rzekł cicho szatyn, wychodząc z sypialni.
– Gadałem wczoraj z drugim kumplem. On czasami z nimi wciąga, ale ma swój towar. Oni biorą od jakiegoś łachmaniarza, niestety on nie wie, kto to jest. Powiedział, że taniej im sprzedaje, a jak nie mają kasy, to daje na kredyt. Tylko, że oni biorą od niego dość długo, z rok na pewno, więc może chłop sam nie wiedział, że ma lipę?
– To nieistotne. Koka to dno i nie powinien sprzedawać dwudziestolatkom. Nie wiesz, gdzie można namierzyć tego typa?
– Nie mam pojęcia.
– Rok? Kurwa! – Trevor dopiero się „obudził”.
– O co chodzi? – dopytywał przyjaciel.
– Nie wiem, być może on tyle czasu to ćpa. Znam go tylko chwilę i uzależniony raczej nie jest, poznałbym. Ale wczoraj znalazłem u niego towar, do tego już raz go przyłapałem na nawalonych gałach, więc to daje do myślenia. Myślałem, że dziś to może drugi, trzeci raz, ale widzę, że chyba nie. Już nie wiem, co myśleć i robić, szkoda mi gówniarza. Wiesz, jak skończył Danny – wyjaśnił szatyn, cały czas oglądając się stronę korytarza, czy nie nadchodzi zagrożenie. – Stary, nie uważasz, że to dość dziwne, że frajer daje im na krechę? Kaka niemało kosztuje. Kurwa, coś mi tu bardzo śmierdzi – kontynuował chłopak, znów się nakręcając.
– Szczerze mówiąc mi też. Kumpel raz go widział i stwierdził, że gość sprawia wrażenie, jakby sam nieźle walił. Może to „taniej” w końcu wyszło mu na minus, to dowalił jakiegoś gówna, żeby wyrównać rachunek. Domieszał więcej, bo wiedział, że gówniarze mało biorą, a musi ich kopnąć. I niestety tak się złożyło, że ten twój wziął za dużo i gotowy. Sam nie wiem... – odparł Mike.
– Jak on wygląda... ten dziad?
– Nie mam pojęcia, wiem tylko, że ma długie włosy, ubiera się jak łachmaniarz i non-stop jest przymulony. Poznałbyś na pewno, przewiduję, że to taki… żywy trup. – Zaśmiał się brunet.
– Ok, dzięki za info. Jak będę miał jak, to może wpadnę wieczorem na godzinę, gdzieś tak po szóstej. Będziesz?
– Jasne, to moja domowa godzina. Weź swoją piękną.
– Po co? – zapytał wesoło Trevor.
– A tak, pogadać. Chyba, że masz do mnie jakąś sprawę.
– Nie, chciałem wypić po piwku i zapalić. Ok, jak zechce, to ją przywiozę. Może się trochę oderwie, ten młody to jej brat. Dziewczyna jest kompletnie rozbita.
– Ok, więc jak coś, to czekam. Będę miał pretekst do posprzątania w końcu tego chlewu – roześmiał się Mike.
– W takim razie się nie żegnam – oznajmił Trevor i wyłączył rozmowę. Sprawdził godzinę – dochodziła dziesiąta.
Emma spała jak zabita, zapewne po wczorajszym upiciu się. Nie budził jej, tylko poszedł zrobić kawę. Włączył ekspres i zajrzał do lodówki.
– Cholera jasna.
Chciał zrobić śniadanie, ale zakupy zostały w samochodzie. W okamgnieniu przyniósł torbę i znowu zajrzał do sypialni. Dziewczyna spała, więc chwilowo wstrzymał się z gotowaniem. Zajrzał do szuflady – znalazł buteleczkę spirytusu dezynfekującego. Usiadł w salonie i zaczął powtarzać operację z bandażem. Znowu przy dłoni przykleiła mu się gaza, lecz już nie tak. Tym razem się nie cackał, tylko oderwał szybkim ruchem. Ręka powoli się goiła. Dopiero, jak polał płynem, poczuł drażniące pieczenie. Gorzki grymas wpełzł na twarz chłopaka, lecz dyskomfort po chwili ustąpił.
– Zaraz dam ci bandaż. – Doszło z progu.
Trevor aż podskoczył, przestraszyła go dobitnie. Podreptała do kuchni i wydobyła napój z lodówki. Wyglądała jak siedem nieszczęść, podpuchnięta i niewyspana. Miała kaca giganta, co było aż nadto widoczne. Chłopak uśmiechnął się z politowaniem, lecz nie zaczepiał dziewczyny. Ta noga za nogą poczłapała do łazienki, a Trevor za nią. Wsadził głowę do środka.
– Usmażę jajka – zaproponował.
– Nie chcę, zjedz sam.
Podszedł i uścisnął ją mocno.
– Zjedz, dobrze ci zrobi. Choć odrobinę.
Dziewczyna milczała, więc Trevor odebrał to jako zgodę. Poszedł do kuchni, postawił patelnię na kuchence i wrzucił na nią bekon. Zapalił papierosa. Szukał drugiej patelni, ale nie mógł znaleźć. W końcu zdjął mięso i na tą samą wbił sześć jajek. Pomieszał wszystko, poczekał, aż się zetnie i usiadł zadowolony. Wyjął kilka kromek chleba i położył na nim ser. Nawalił dziewczynie prawie tyle, co sobie. Wyszła z łazienki w odpowiedniej chwili.
– Wcinaj! – rzekł Trevor, dumnie szczerząc zęby.
– Ty chyba nie myślisz, że ja to wszystko zjem? – obruszyła się, lecz wciąż wyglądała na półprzytomną.
Wzięła w rękę kawałek bekonu, ugryzła, ale zaraz zerwała się z miejsca i znowu pobiegła do łazienki. Trevor się rozweselił, wyobrażając sobie, jak wisi nad muszlą i „umiera” Nalał dwie kawy i zasiadł nad śniadaniem. Emma wróciła dość szybko. Wyglądała jeszcze gorzej, była blada jak ściana.
– Trevor, wybacz, ale ja dziś nic nie przełknę – wystękała.
– To może napij się kawy? – Podsunął jej kubek pod nos.
Sam siedział i jadł, był bardzo głodny. Jak zobaczył, z jakim niesmakiem ukochana bierze napój do ust, aż plunął jedzeniem ze śmiechu.
– Przepraszam – wybełkotał z zapchaną buzią. – Zaraz to sprzątnę.
Emma spojrzała na niego tępo – chyba było jej wszystko jedno. Wyjęła dwie tabletki przeciwbólowe i popiła kawą. Trevor, gdy już zjadł i postawił śniadanie dziewczyny do lodówki, wyjął oczywiście papierosy.
– Czemu nie pijesz kawy? – zapytała Emma.
– Nie przepadam.
– Chodź, zawinę ci rękę.
Usiedli w salonie. Ręce jej drżały, miała chyba większego kaca, niż można by sądzić po ilości wypitego alkoholu.
– Może zostaw, już się podgoiło – zaproponował chłopak, widząc, że nie radzi sobie zbyt dobrze.
Ale ona była uparta i w końcu udało jej się zawinąć dłoń.
– Jedźmy – poprosiła.
– Ok.
Komentarze (39)
Teraz czekam na ciąg dalszy...
Jestem ciekawa tej historii, chociaż przypuszczam, że i ją z czasem zamorduje, za dużo wydarzyło się w dzieciństwie, żeby miał szanse na, w miarę, szczęśliwe życie...
Wstawiaj jednak, będę czytała...
"Grafomanka Grubo go dojadę, niech mi tylko jeszcze ponapina...😡"
Możesz do berła klęknąć ino xD
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania