Ukojenie – Epilog
Złożył kartę podobnie jak poprzednią, podpisał: Emma, położył obok rysunku i wrócił do piwnicy. Scott leżał półprzytomny, nie zareagował nawet, gdy chłopak do niego podszedł.
– Daj mi adres swojego sługusa – rozkazał oschle gospodarz.
Natychmiast go dostał.
– Bądź grzeczny. – Uśmiechnął się, zakneblował chłopaka, chwycił broń i wyszedł.
Po chwili był w drodze do Forrest Town. Wciąż czuł przenikliwy ból przebitej kości, ale nie zwracał na to uwagi, jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół osoby policjanta. Po chwili minął kamienicę najdroższej. Rzucił krótkie spojrzenie na budynek i po około minucie zatrzymał się przy aptece. Ludzi nie było, więc szybko kupił mocne leki przeciwbólowe, w sklepie obok nabył oczywiście dwie flaszki i ruszył w dalszą drogę.
Domyślał się, że takie tabletki na niewiele się zdadzą, niemniej jednak miał cień nadziei, że w połączeniu z whiskey choć trochę pomogą w cierpieniu.
Zaczęły się numery zbliżone do tego, który podał Scott, więc chłopak zwolnił. Jechał powoli, oglądając numeracje na budynkach, w końcu dojrzał właściwy. Zaparkował, schował pistolet z tyłu w spodnie i podszedł do drzwi. Facet mieszkał pod osiemnastką i ten guzik nacisnął szatyn. Czekał chwilę, ale nie było odzewu. Ponowił próbę, ale także bez efektu. W końcu wrócił do wozu. Popił dwie pigułki i zajrzał do rany – nadal nie krwawiła. Trevor zacisnął koszulkę bardzo mocno, więc nie spodziewał się niespodzianek. Kończyna odrobinę zsiniała od ściśniętego opatrunku, ale to chłopak także zignorował.
Posiedział jeszcze kwadrans, wypijając niecałe pół butelki, w końcu odpalił silnik i zawrócił w kierunku domu. Po chwili znów mijał kamienicę Emmy i nagle się zatrzymał. Jego wzrok przykuła czarna Toyota, stojąca przed budynkiem. Myślał chwilę
i nagle zrozumiał! – ten sam wóz wiózł mnie na komisariat.
Migiem zaparkował za autem, wyjął broń i wyskoczył z Forda. Najszybciej, jak dał radę, udał się do budynku i w okamgnieniu znalazł na pierwszym piętrze. Przystawił ucho pod drzwi – doszły go jakieś niezrozumiałe dźwięki. Delikatnie nacisnął klamkę – drzwi były otwarte. Uchylił je cichutko i od razu zobaczył bydlaka. Stał do niego plecami i trzymał wyrywającą się, płaczącą dziewczynę przyciśniętą do regału. Prawa ręka mężczyzny znajdowała się pod jej bluzką, lewa natomiast na ustach, z których panna wydobywała niezrozumiałe krzyki.
– Nie szarp się, suko! – ryknął gość, uderzając głową blondynki o kredens i jeszcze brutalniej przydusił do mebla.
Dziewczyna miotała się w panice, bezsilnie próbując wzywać pomocy. Typ był tak zajęty znęcaniem się nad Emmą, że nie usłyszał wkradającego się chłopaka. Ten podszedł i przystawił mu broń do głowy.
– Zostaw ją! – rozkazał i gliniarz momentalnie znieruchomiał.
Dziewczyna natychmiast wyrwała się z uścisku i przykucnęła przy oknie. Trevor wyjął gnata z kabury policjanta i wsadził w spodnie.
– Ręce na widoku! – rozkazał i mężczyzna założył dłonie na mebel.
Trevor, niewiele myśląc, trzy razy uderzył go kolanem w plecy, chwycił za włosy i z pełną siłą łupnął jego głową o drzwiczki szafki. Facet upadł i Trevor od razu zaczął go kopać. Walił po głowie, żebrach, brzuchu – gdzie popadnie. Z każdą sekundą robił to coraz wścieklej, o nodze całkowicie zapomniał.
– Trevor! – krzyknęła w końcu ukochana, dopiero wtedy się zatrzymał i spojrzał na nią.
Siedziała skulona przy oknie i płakała. Przykucnął obok i mocno ją przytulił.
– W porządku?
– Tak – wydusiła.
Wstał i stanął nad gliniarzem, który trzymał się za bolący żołądek.
– Wstawaj! – Wycelował do niego.
– Nie rób nic pochopnego – powiedział mężczyzna i powolutku uniósł się na rękach.
– Szybciej, gnoju! – Chłopak znowu kopnął go w twarz, drugi raz powalając.
– Trevor! – powtórzyła przerażona dziewczyna.
– Ruszaj się grubasie! Migiem! – szatyn darł się na policjanta.
Miał zakrwawioną twarz i cały czas trzymał się za brzuch. Był wielkim facetem, ale ilość uderzeń musiała dać o sobie znać.
– Idziemy! – Trevor skinął w stronę drzwi i koleś powoli ruszył przed siebie.
– Trevor! – krzyknęła Emma, doskakując do niego i obiema rękoma obejmując chłopaka za ramię.
– Stój! – ryknął do gościa i spojrzał na ukochaną.
– Nigdzie nie idź. Zadzwonimy po policję – apelowała dziewczyna, wystraszona jego zachowaniem.
– Tu masz policję! – Trevor wskazał bronią faceta i uwolnił się z uścisku.
– Trevor, co ty chcesz zrobić?! – zapytała płaczliwie Emma, łapiąc go ponownie.
– Puść mnie! – Wymierzył do niej, nie spuszczając wzroku z bydlaka.
Natychmiast się cofnęła, zszokowana.
– Idź! – rzucił do faceta i zaraz wyszedł za nim z mieszkania. – Zamknij drzwi! – nakazał chłodno dziewczynie..
– Trevor! – Emma próbowała jeszcze z progu, lecz bezskutecznie. – Treeevor!
Nawet się nie się nie odwrócił, tylko zaraz wyszedł z gliniarzem na zewnątrz. Chwycił go za fraki, przycisnął mu gnata do pleców i poprowadził do wozu. Otworzył drzwi kierowcy.
– Wsiadaj!
Mężczyzna usiadł za kółkiem, a chłopak na tylnym siedzeniu, za fotelem pasażera.
– Zawróć i jedź! – nakazał szorstko, rzucając mu kluczyki.
Facet posłusznie ruszył.
– Nie rób nic głupiego. Pamiętaj, że jestem policjantem – rzekł, wystraszony.
– To już najmniej istotne.
Po dziesięciu minutach byli na miejscu. Trevor wziął butelkę, wysiadł pierwszy i cały czas trzymając typa na muszce, kazał mu opuścić pojazd.
Za moment Trevor otwierał drzwi do piwnicy.
– Właź! – Odsunął się.
Sam wszedł dopiero, gdy policjant był na trzecim schodku. Gliniarz jeszcze nie dojrzał Scotta, gdyż cały czas oglądał się na szatyna. Po chwili się jednak zatrzymał.
– Kurwaaa! Właź, powiedziałem! – ryknął chłopak i kopnął go w plecy.
Mężczyzna z głośnym hukiem stoczył się ze schodów. Wstał i dopiero wtedy zobaczył skatowanego blondyna. Przerażony natychmiast się cofnął. Scott błagalnie spojrzał na kolegę, wydobywając z zatkanych ust cichy pomruk. Gliniarz stał jak kołek, kompletnie zszokowany. Nie odrywał wzroku od bestialskiego widoku.
– Odsuń się! – ryknął Trevor, pokazując mężczyźnie koniec piwnicy, od strony nóg uwięzionego.
Ten wykonał polecenie. Szatyn odpiął kajdanki od łańcucha i wycofał się na środek schodów.
– Siadaj i przykuj się! – rozkazał, wskazując na wspornik.
– Burnes, zastanów się... – rzucił policjant.
– Kurwaaa! Siadaj, powiedziałem! – zawył Trevor i strzelił mu w nogę.
Facet krzyknął głośno i padł na kolana, łapiąc się za udo.
– Długo mam czekać?! – Rozjuszony chłopak grzmiał coraz głośniej.
Policjant, kulejąc, ruszył w stronę słupka, przy którym zaraz usiadł.
– Burnes, będziesz tego żałował! – odgrażał się, zakuwając z tyłu dłonie.
Dopiero teraz Trevor schował gnata w spodnie i zszedł na dół. Bez słowa wziął szlauch i dał wody przywiązanemu do stołu więźniowi. Usłyszał wyszeptane z rezygnacją: „Dziękuję”, ale już go to nie bawiło. Zadzwoniła komórka. Wiedział, że to Emma, więc nawet nie podszedł do telefonu. Urządzenie zamilkło, lecz za chwilę zagrało ponownie.
– Kurwaaa! – ryknął, chwycił telefon i roztrzaskał go o ścianę.
Ukucnął przy skutym mężczyźnie i zaczął obszukiwać jego kieszenie.
– Co robisz?! – krzyknął facet.
Trevor milczał. Wyciągnął jego komórkę i zakończył jej żywot podobnie, jak żywot komórki Scotta.
– Burnes, jeszcze nic się nie stało. Wypuść mnie, zanim zrobisz coś głupiego – przekonywał gliniarz.
– Jebany cwelu, zamknij w końcu ryj! – Zdenerwowany chłopak doskoczył do faceta i zaczął okładać go pięścią po twarzy.
Nie wiadomo, ile ciosów zadał, ale przestał dopiero, kiedy się zmęczył. Głowa mężczyzny opadła bezwładnie na bok.
– Kurwa! Nie ma chwili spokoju – burczał Trevor i podszedł do stołu.
Scott leżał jak kukła, nawet się nie poruszył. Oczy miał zamknięte i ciężko oddychał. „Kurwa, nie zdychaj jeszcze” – pomyślał chłopak. Widząc, że uwięziony z trudem łapie powietrze, nie zatykał mu już ust. Ponownie ukucnął przy policjancie i wyjął gaz zza jego paska. Zaczął poklepywać go po twarzy i typek po kilku chwilach odzyskał przytomność. Chłopak psiknął mu gazem po oczach.
– Kurwaaa! – Mężczyzna natychmiast odwrócił głowę, z całej siły zaciskając powieki.
– Żebyś się nie nudził – poinformował gospodarz, zakneblował gliniarza i wyszedł.
Wyrwał obrazek, chwycił wszystkie kartki, schował do dużej koperty, na której napisał: „Emma” i z butelką w ręku ruszył do Forda. Niedługo potem był pod kamienicą. Drzwi na dole były zepsute i jak zwykle otwarte, więc chłopak wszedł do klatki. Cicho podszedł do drzwi i przyłożył doń ucho. Usłyszał jakiś szmer, ale nie miał pojęcia, czy to u ukochanej, czy u sąsiadów. Wsunął kopertę pod drzwi i biegiem opuścił budynek.
Gdy już usiadł na swojej kanapie, wyjął pistolet i zaczerpnął Johnniego Walkera. Długo przyglądał się broni, raz po raz popijając. Myślał o dziewczynie – co zrobi, jak zareaguje? Dobrze wiedział, że dogłębnie ją wystraszył i miał nadzieję, że może to sprawi, że podejdzie mniej emocjonalnie do przyszłych wydarzeń. Nie mógł znieść faktu, że już jej nie zobaczy, a jeszcze bardziej tego, że sprawi jej ból. W tej chwili nienawidził sam siebie bardziej niż kogokolwiek.
Opróżniał butelkę coraz szybciej, bijąc się z myślami. W końcu jednak pękł i uderzył w płacz. Zawodził jak dziecko, z każdą sekundą coraz mocniej. Alkohol się skończył, więc udał się do samochodu po kolejny. Usiadł na schodkach i odpalił skręta. Płakał nadal. Opanował się dopiero, gdy wypił ćwierć butelki, wypalając przy tym kilka fajek.
Przez myśli o Emmie kompletnie zapomniał o mieszkańcach piwnicy. Zapalił drugiego jointa i ruszył do „gości”. Gliniarz nadal siedział z zaciśniętymi oczyma, natomiast Scott tylko spojrzał cielęco i zmęczony, opuścił głowę. Trevor chwycił bicz i zawisł nad przykutym mężczyzną.
– Burnes, nie rób nic głupiego – powtarzał się stróż prawa, słysząc stającego przed nim chłopaka.
– Skurwysynu! Co chciałeś jej zrobić?! – ryknął szatyn. – Wiesz, że to był wielki błąd? Cieszę się tylko, że zdążyłem. Nie wiem, co bym ci zrobił, gdyby doszło do czegoś więcej. Ale spokojnie, swoje dostaniesz. Dotrzymasz towarzystwa swemu bogatemu panu. Nie wypada, żeby cierpiał sam, prawda? W końcu jesteście dobrymi kumplami. – Zaśmiał się chłopak.
– Burnes! dobrze ci radzę, zakończ tę farsę. Już powinienem być na służbie. Ostrzegam! Mój partner jest bardzo domyślny – zagroził policjant.
– O kurwa, następny mnie straszy! – Trevor zawył jeszcze głośniej i odpalił papierosa. – Szkoda, że nie mam twojej pały, pokazałbym ci, co czułem, kiedy mnie lałeś. Ale nie martw się, narzędzia się znajdą – oznajmił i trzasnął faceta pejczem po twarzy.
– Kurwa, Burnes, uspokój się! – wrzasnął typ, spuszczając głowę.
– Zamknij ryj! – zagrzmiał Trevor, traktując mężczyznę batem drugi i trzeci raz.
Mężczyzna krzyknął, ale już nie odzywał się do oprawcy.
– Już nie jesteś taki hardy, co? – zapytał szatyn.
– Wal się! – burknął więzień.
Rozdrażniony Trevor powalił faceta na ziemię i zaczął okładać batem po plecach. Tłukł go bardzo mocno, a koleś darł się w niebogłosy. Nagle usłyszał dobiegający z góry, cichy zgrzyt. Podniósł głowę i zobaczył stojącą w drzwiach piwnicy, zasłaniającą twarz Emmę. Kurwa, nie zamknąłem drzwi! – Zganił się, spłoszony.
Wystraszona dziewczyna natychmiast rzuciła się do ucieczki. Trevor biegiem ruszył za nią. Kompletnie nie czuł bólu zranionej nogi. Gdy wybiegł na górę, Emma była już na zewnątrz. Nie odbiegła jednak daleko, dorwał ja po kilkudziesięciu metrach. Ścisnął ukochaą za ramię i zaczął ciągnąć do domu.
– Puuuuść mnie! – wrzasnęła przerażona, ale on nie reagował. – Trevooor! Zostaw mnie! – apelowała, nadal bez skutku.
Szarpała się w napadzie paniki, ale nie miała szans z silnym chłopakiem. Po chwili sprowadził ją po schodach i popchnął w stronę końca piwnicy, od strony głowy Scotta.
– Booożeee! – krzyknęła blondynka, widząc byłego i natychmiast cofnęła się do samej ściany.
– Pomóż mi... – zamruczał półprzytomny Scott.
Emma stała jak zahipnotyzowana, patrząc to na byłego, to na gliniarza. Trevor zaraz do niej podszedł. Zatrwożona ukucnęła przy ścianie. Przykucnął obok. Momentalnie się skuliła, bojąc jego bliskości.
– Nie powinnaś tu być – upomniał łagodnie chłopak.
– Boże, Trevor, co ty robisz?! Bożeee! – Dziewczyna się rozpłakała.
– To, co im się należy.
– Jezu, Trevor, przecież on umiera!
– I bardzo dobrze! Niech zdycha! – ryknął szatyn, wstając z miejsca.
– Powstrzymaj go! – wtrącił policjant.
– Miałeś się zamknąć! – zawył kat, kopiąc go w twarz.
– Dziewczyno, zrób coś! – zagrzmiał gliniarz.
Trevor wyjął broń i przystawił mu ją do twarzy.
– Chcesz zdechnąć już teraz?! – wrzasnął, agresywnie przyciskając lufę do policzka mężczyzny.
– Treeevooor! – krzyknęła Emma. Nie rób tego! – Zebrała się na odwagę i powoli ruszyła w jego stronę. – Miśku, oddaj broń – poprosiła łagodnie, wyciągając dłoń.
– Nie podchodź! – Chłopak przystawił pistolet do swojej głowy.
– Trevor, spokojnie... – Dziewczyna się zatrzymała. – Proszę cię, oddaj pistolet. Wszystko będzie dobrze – prosiła błagalnie, robiąc kolejne dwa kroki.
– Strzelę! – zagroził szatyn.
Dłoń mu drżała. Blondynka stanęła w miejscu, nie dowierzając w to, co się dzieje.
– Cofnij się! – syknął Trevor, celując do niej.
Zrobiła to. Trevor wymierzył do Scotta.
– Treeevor, nieee! – błagała dziewczyna, ponownie zasłaniając twarz.
Padł głośny strzał.
– Booożeee! – krzyknęła Emma, w okamgnieniu cofając się do końca piwnicy.
Z piersi blondyna polała się strużka ciemnowiśniowej cieczy.
– Co się dzieje?! – wrzasnął spanikowany policjant.
Trevor stanął nad nim i przestrzelił mu drugą nogę. Mężczyzna zawył na całe gardło i powalił się na ziemię, chwytając drugą kończynę. Emma już nic nie mówiła, płakała tylko rozpaczliwie. Chłopak chwycił kij i bezemocjonalnie huknął nim w zranioną przed chwilą nogę uwięzionego.
– Nie wyj! Straszysz mi kobietę! – wyjechał cynicznie.
To nic nie dało, facet po tym ciosie wydał z siebie jeszcze donośniejszy krzyk.
– Kurwaaa! Zamkniesz się wreszcie?! – ryknął Trevor i łupnął go baseballem po plecach.
Teraz poskutkowało. Typek jęknął niewyraźnie, kuląc się z bólu.
– Bożeee, Trevor, przestań, proszę cięęę! – wybełkotała ukochana.
Stanął przed nią z obłąkanym wyrazem twarzy. Wyciągnął rękę, chcąc ją dotknąć. Znów zwinęła się w kłębek, kucając w rogu piwnicy. Trzęsła się cała.
– Nie bój się – Pogłaskał dziewczynę po włosach.
Emma milczała, łkając przejmująco.
– Nie powinno cię tu być – oznajmił chłopak. – Dlaczego przyjechałaś?
– Przeczytałam twój list – wydusiła dziewczyna. – Nie możesz tego zrobić, znajdziemy jakieś wyjście. – Chlipała, nie patrząc na ukochanego.
– Kurwaaa! Jakie wyjście?! – Trevor zerwał się do pionu. No powiedz... jakie?! Mam siedzieć do końca życia?! Albo nadal krzywdzić ludzi?! A jak skrzywdzę ciebie?! Ja nie zasługuję na to, żeby żyć, rozumiesz?! On też nie! – wrzasnął chłopak, podszedł do policjanta i bez zastanowienia strzelił mu w głowę.
W tej chwili Emma uderzyła jeszcze głośniejszym, wręcz histerycznym płaczem.
– Przepraszam cię – Trevor ukucnął i mocno ją przytulił.
Dygotała cała, totalnie roztrzęsiona.
– Powinnaś już iść – rzekł szatyn, wkładając w jej dłoń kluczyki od Forda.
Spojrzała na niego. Jej wyraz twarzy ścisnął go za serce. Milczał, patrząc na nią ze łzami w oczach.
– Trevor, proszę cię... – próbowała jeszcze dziewczyna.
– Idź już! – Chłopak wstał, podnosząc ją za ramię.
– Trevor...
– Wypierdalaj! – ryknął i wymierzył do niej z gnata. Już! – Pchnął ją mocno w stronę wyjścia.
Ruszyła wolno, oglądając się co chwila na chłopaka, który szedł za nią. Po chwili byli przy wyjściu z domu.
– Wybacz mi – rzucił szatyn, wypychając dziewczynę na zewnątrz i zatrzasnął drzwi, przekręcając zamek.
Nie czekała długo, odgłos wystrzału rozległ się po kilku sekundach.
– Treeevooor! – krzyknęła i natychmiast otworzyła drzwi swoim kluczem. – Bożeee, nieee! – Padła na kolana, wtulając głowę w martwego chłopaka. – Dlaczego...?
Siedziała przy nim bardzo długo, na zewnątrz już dawno zapadł zmrok.
– Trevor, ja... ja chyba jestem w ciąży. Dlaczego ci nie powiedziałam? Ale... ale ja wczoraj jeszcze nie wiedziałam, a dzisiaj... – mruknęła dziewczyna, tkwiąc w bezruchu przy ukochanym, po czym wyszeptała: – jeśli to prawda i jeśli będzie chłopak, dam mu na imię Trevor...
Dziękuję wszystkim za wizytę. ;)
Komentarze (37)
No szybko, znaczy ja tak za każdym razem wchodzę na Opowi i jest kolejna część... Szybko zleciało :)
Pomyliłeś mnie z kimś, a twój ton bardzo zniechęca do dalszej lektury.
Nie wiem, może zabiją siebie i ją, może na końcu ogarnia go całkowity szał i nie ma już nic z człowieka? Jest tylko tym, kim tak bardzo bał się zostać, na dodatek alkohol i narkotyki zrobiły swoje?
Ta powieść jest dobra. Fajny język i ciekawe akcje. Jedynie, jak dla mnie, zakończenie odstaje.
ZieloniMi, masz piękny dar obrazowania, jakbyś widziała to, o czym piszesz. Rozwijaj to w sobie i miej odwagę wysyłać te teksty do wydawnictw.
Cieszę się, że akurat dzisiaj zakończenie... Powodzenia!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania