Ukojenie cz. 28
Obok mieściła się ekskluzywna restauracja i to w jej stronę udał się szatyn. Usiedli w urządzonym ze zbytnim przepychem lokalu. Zaraz przyszedł kelner, podał im karty i zapytał, co do picia. Trevor zamówił podwójnego Walkera, a Emma lampkę Martini.
– Chodźmy gdzieś indziej, strasznie tu drogo – stwierdziła znienacka dziewczyna.
– Bierz, co chcesz, nie patrz na cenę – odparł Trevor.
Emma siedziała zmieszana, gdyż ceny zapewne były trzy, jak nie cztery razy wyższe niż w ich małej miastowej restauracji. Trzymała menu i wyglądała na zawstydzoną.
– Weź homara, jest bardzo dobry – powiedział w końcu Trevor.
Młoda kobieta spojrzała w kartę i gdy zobaczyła, że kosztuje ponad sto dolarów, od razu mina jej zrzedła. Dostali drinki i chłopak błyskawicznie przyssał się do szklanki. Kelner zapytał, co ma być, lecz dziewczyna nie mogła nic z siebie wydusić.
– Jeszcze chwila – poprosił Trevor i chłopak zniknął.
– Wezmę sałatkę i stek – wycedziła Emma.
– To możesz jeść u siebie, jak jesteś tu, zjedz coś fajnego – przekonywał szatyn.
– Nie, tu jest za drogo.
– Kotku, nie denerwuj mnie, tylko zamawiaj. Jadłaś kiedyś homara?
– Nie.
– No to masz świetną okazję, chyba, że nie lubisz owoców morza.
– Lubię, ale nie za sto dolców.
– Sprawa załatwiona – orzekł twardo chłopak, skinął ręką na kelnera i sam zamówił wspomnianego skorupiaka. – Sałatkę wybierz sobie sama, ja muszę lecieć. Powinienem załatwić to do pół godziny – dodał, kończąc trunek.
Wstał i podszedł do baru.
– Za pół godziny wrócę i zapłacę, dobrze? Mogę się trochę spóźnić – poinformował barmana.
– Nie ma problemu.
Chłopak zniknął z lokalu, wziął kilkaset dolarów z bankomatu i udał się na górę, do biura adwokackiego.
– Cześć, Rob – rzucił z uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia.
– Witaj. – Mężczyzna podał mu rękę.
– Dobra, załatwmy to szybko. Zostawiłem laskę w restauracji, jeszcze każą jej zmywać gary, jak nie wrócę i nie zapłacę. – Roześmiał się chłopak.
– W porządku – odparł rozweselony prawnik.
Trevor spisał testament w niecały kwadrans. Na wstępie wydziedziczył rodziców, następnie dom i wszystkie znajdujące się w nim rzeczy, samochód i połowę pieniędzy z konta zapisał Emmie, a pozostałą część matce Diany. W banku miał ponad dwieście tysięcy, uznał więc, że połowa tej sumy będzie wystarczająca na ich dwuosobową rodzinę, pokryje także koszty nauki nastolatki.
Trevor przez pierwsze trzy lata dość intensywnie pracował, nie wydając dużo, do tego ponad sto pięćdziesiąt tysięcy zostawiła mu babcia, dlatego kwota w bankowym koncie urosła do sporych rozmiarów.
Chciałby zostawić też jakieś pieniądze matce, ale bojąc się, że ojciec położy na nich łapę, zrezygnował.. Nie zapomniał też o Sandrze. Wypisał czek na dwadzieścia tysięcy i nakazał adwokatowi przekazać go dziewczynie za tydzień.
– Jaki jest powód tej nagłej decyzji? Masz jakieś kłopoty? – zapytał Rob.
– Nie, chcę po prostu załatwić tą sprawę i mieć z głowy. Być może wyjadę i chcę zabezpieczyć swoją dziewczynę – skłamał Trevor, po czym zapytał: – czy mój stary nie będzie robił jej problemów?
– Nie, został wydziedziczony, więc jakby się nie starał, z twoich pieniędzy nie dostanie ani grosza.
– W porządku, dzięki. Chcę być spokojny – rzekł chłopak, odetchnąwszy z ulgą.
Zaraz wypisał czek dla mężczyzny za jego dzisiejszą poradę, wpisując w nim podwójną kwotę.
– Napiwek! – rzucił zadowolony. Po chwili panowie uściskali sobie dłonie i Trevor opuścił biuro.
Za moment był w restauracji. Usiadł i zamówił drugiego drinka, a dziewczynie wino. Emma była już po posiłku, ale nadal miała dziwną minę.
– Smakowało? – zapytał chłopak.
– Tak, dzięki.
– A nie mówiłem? – rzucił dumnie i końcu się uśmiechnął.
Dostali alkohole i Trevor znów zachłannie przykleił się do szklanki. Wypił pół i Emma zapytała:
– Czemu nic nie jesz?
– Nie jestem głodny.
– Zjedz coś.
– Nie chcę, nie nalegaj.
Był bardzo spokojny, jakby załatwiona sprawa zrzuciła mu kamień z serca.
– Kończmy, muszę zapalić – poprosił.
Kelner przyniósł rachunek – niecałe sto trzydzieści dolarów. Emma nie wytrzymała.
– Dołożę się – zaproponowała.
– Nie – sprzeciwił się szatyn, ale ona wyjęła z portfela pięćdziesiąt dolarów i chciała położyć koło rachunku. Chłopak złapał ją za rękę.
– Schowaj to! – syknął.
Miał taki wyraz twarzy, że dziewczyna w moment zabrała pieniądze. Trevor wyjął kilka banknotów, rzucił na świstek i po chwili już byli na zewnątrz. Od razu odpalił Marlboro i z papierosem w zębach wsiadł za kółko. Pojechał naokoło, obok domu ukochanej. Zwolnił przy nim, chcąc zobaczyć, czy wszystko w porządku.
– Chcesz zajść? – zapytał.
– Nie.
Przyśpieszył. Gdy przejeżdżał koło swojego domu, zatrzymał auto i zamyślił się przez chwilę, po czym zakręcił w lewo i zaparkował przy chodniku.
– Poczekaj chwilę, zaraz wracam – rzekł i udał się do drzwi.
Zadzwonił i po chwili zobaczył matkę w progu. Nie czekał, aż dojrzy Emmę, tylko szybko wszedł do środka. Kobieta była w totalnym szoku, widząc syna. Chłopak nie wchodził na górę, tylko od razu przy drzwiach mocno ją przytulił.
– Chciałbym cię za wszystko przeprosić – powiedział, ściśle obejmując kobietę.
Stał tak chwilę, w końcu delikatnie go odsunęła.
– Co się stało? – zapytała zaniepokojona.
– A czy coś musi się stać? Po prostu chciałem cię przeprosić, to wszystko. Muszę już iść – mruknął szatyn i chwycił za klamkę, ale matka złapała go za rękę – dobrze znała syna.
– Trevor, o co chodzi? Niepokoisz mnie.
– Mamo, o nic. Daj już spokój, śpieszę się – mruknął.
Rodzicielka, znając upór chłopaka, ustąpiła. Trevor odwrócił się jeszcze w progu.
– Jeśli chodzi o tę dziewczynę... niedługo ją poznasz – rzekł i opuścił dom.
Ruszył bardzo szybko, ale Emma dokładnie widziała stojącą w drzwiach domu kobietę. Mimo to nie pytała i nie komentowała, nie chciała naciskać i denerwować ukochanego. Czterdzieści minut później byli już w Forrest Town.
– Możesz podjechać do sklepu? – poprosiła dziewczyna.
Nie odpowiedział i za moment zatrzymał się przy pierwszym napotkanym markecie.
– Muszę kupić kilka rzeczy. Idziesz ze mną? – zapytała blondynka.
– Nie, leć sama. Zapalę..
Patrzył na oddalającą się dziewczynę i znów coś ścisnęło go za serce. Obróciła bardzo szybko. Po chwili byli już pod jej kamienicą. Trevor otworzył drzwi pasażera i zaraz chciał wracać za kółko, ale silnie go złapała.
– Gdzie jedziesz? Chodź na górę – powiedziała prosząco.
– Nie wejdę więcej do twojego domu – odparł i chciał się uwolnić, ale trzymała go bardzo mocno.
– Trevor, nie jedź. Chodź, zjesz coś, zrobię twoje ulubione – kombinowała.
– Kotku, wybacz, nie mogę.
– Chodzi o Tommy'ego? Nie ma go – nalegała Emma, oraz agresywniej ściskając jego ramię.
– I tak wieczorem będę musiał jechać, więc to nie ma sensu. Poza tym nie jestem głodny – rzekł łagodnie chłopak.
Nie chciał robić jej przykrości w tych ostatnich dniach, mimo to próbował delikatnie się wykręcić. Oczywiście chciał spędzić z nią czas, ale ciągle stała mu przed oczami sytuacja, w której ją uderzył i wstyd brał górę.
– Idziemy, mówię! – Emma się wzburzyła, ciągnąć go za ramię, ale stał jak głaz.
– Kotku, puść mnie. Naprawdę muszę jechać, przespać się jeszcze – wyrwał się.
– Trevor, nie wkurwiaj mnie do jasnej cholery, tylko chodź! Prześpisz się u mnie! –
– krzyknęła, łapiąc go już obiema rękoma. – Dawaj to! – Agresywnie wyrwała mu kluczyki i zamknęła auto, po czym schowała je do kieszeni.
Chłopaka nieco rozbawił tok myślenia dziewczyny, która sądziła, że w jej jeansach kluczyki są bezpieczne. Uśmiechnął się pod nosem.
Szarpnęła ukochanego bardzo mocno, aż się zdziwił, skąd ma taką siłę. Przestał się w końcu zapierać i ruszył za nią ospale. Po chwili byli już w mieszkaniu. Chłopak klapnął obojętnie na kanapie, a Emma udała się do kuchni.
Trevor od czasu incydentu zrobił się strasznie zimny w stosunku do dziewczyny, choć powinno być odwrotnie. Cały czas gryzł się tym policzkiem, dlatego wstydził się ciepło zbliżyć do młodej kobiety. Siedział więc i beznamiętnie gapił się na nią, wkurwiony na samego siebie. Próbował odgonić te myśli, wiedział, że dziewczyna chyba mu wybaczyła, ale mimo usilnych starań, wyrzuty sumienia uparcie drążyły jego głowę.
Spojrzał na zegarek – kilka minut po szesnastej. Czuł się paskudnie, miał kaca i był niewyspany. Emma wrzuciła warzywa na patelnię i podeszła do niego.
– Chcesz piwo? – zapytała.
– Nie, dzięki.
Wróciła do kuchni.. Trevor trwał na sofie i powoli zasypiał, czuł się jak rozjechany chrząszcz. Za kilka chwili spał już na siedząco.
Przebudziło go szarpanie. Uniósł ciężkie powieki.
– Wstawaj, zjesz coś – poprosiła Emma.
– Nie mam ochoty.
– Jadłeś coś dziś? Nie. I bez dyskusji!
Po chwili miał już przed nosem chińszczyznę. Wziął jednak widelec i zaczął skubać potrawę. To, że ją uwielbiał nie pomogło, jadł bardzo opornie. Grzebał się z daniem dobre piętnaście minut, w końcu zjadł wszystko w wielkich mękach.
– Dziękuję – mruknął i odniósł talerz do kuchni.
Zapalił i znów ciężko spoczął na meblu w salonie. Emma chwyciła go za rękę.
– Chodź do sypialni.
Usłuchał. Było mu wszystko jedno. Miał kompletną pustkę w głowie, nic go nie obchodziło, prócz jednej rzeczy… Położył się, a Emma obok, przytulając do chłopaka. Była coraz bardziej poddenerwowana jego apatycznym zachowaniem.
Trevor zapewne chciałby kochać się z najdroższą ten ostatni raz, ale wstydził się ją przytulić, a co dopiero wyjść z inicjatywą. Wziął więc tylko jej dłoń i zamknął oczy. Czuł ciepły policzek dziewczyny leżący na jego torsie i znowu zasypiał...
Przebudził się i spojrzał na zegarek – minęła dwudziesta druga.
– Kurwa mać! – Zerwał się z łóżka. Emmy w nim nie było. Wtargnął do korytarza i zaczął nakładać buty.
– Gdzie idziesz?! – Blondynka natychmiast do niego doskoczyła.
– Zapomniałem ci powiedzieć, żebyś zbudziła mnie o wpół do dziewiątej, jakbym zasnął – wyjaśnił chłopak.
– Trevor, dokąd idziesz?! – dopytywała zaniepokojona dziewczyna.
– Umówiłem się i właśnie jestem spóźniony. Oddaj kluczyki.
– Nie możesz tego przełożyć?
– Nie. Kotku, proszę cię, nie przeciągaj, tylko oddaj mi kluczyki – powtórzył spokojnie.
Dała mu je.
– Nie idź! – próbowała nadal.
– Muszę.
– Kiedy wrócisz?
– Nie wiem – złapał za klamkę, ale chwyciła jego dłoń.
– Jak to nie wiesz? Gdzie jedziesz? Trevor, co ty kombinujesz? – Zdenerwowana do maksimum Emma nie ustępowała.
– Dobrze, przyjadę rano, jak się wyśpię. A teraz mnie puść.
– Weź klucz – Podała mu go, myśląc chyba, że to coś zmieni. – Na jedenastą idę do pracy, poczekaj na mnie, jak się zjawisz – prosiła ze łzami w oczach.
– Dobrze.
Wziął klucz i dopiero wtedy uwolniła jego ramię. Złożył całusa na jej czole i biegiem zszedł do auta. Szybko dojechał w to samo miejsce obserwacyjne, zatrzymując się tylko po piwo. Od razu podszedł do szyby – Scott siedział z tym samym kumplem, z którym był za pierwszym razem. Chłopak uśmiechnął się szeroko i wrócił do Forda. Nie czekał długo, zdążył wypić tylko dwa piwa. Kilkanaście minut przed północą bydlak opuścił pub i chwiejnym krokiem ruszył w stronę domu. Był porządnie nagrzany, chodnik zdawał się dla niego za wąski. Trevor odpalił silnik i wolniutko ruszył za nim. Do kamienicy kolesia było około dwustu metrów, ale jego dzisiejszym tempem byli przy niej dopiero po prawie pół godzinie.
Scott zatrzymał się przed trzema schodkami prowadzącymi do wnętrza i zaczął czegoś niezgrabnie szukać w kieszeni. Trevor zakręcił i cicho zaparkował przy chodniku. Typ był tak nawalony, że nie zauważył i nie usłyszał podjeżdżającego z tyłu samochodu. Nadal grzebał się w kieszeniach, wykonując mocno poalkoholowe ruchy. Szatyn nasączył szmatkę chloroformem, bezszelestnie podszedł do gościa, objął go mocno od tyłu i przyłożył mu ją do twarzy. Ten zaczął mocno się szarpać i szamotać, ale po kilku sekundach osunął się bezwładnie na ręce młodego mężczyzny.
– Grzeczny chłopczyk, śpij... – Trevor soczyście się uśmiechnął i wciągnął go na tylne siedzenie auta.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania