Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Ukojenie cz. 30
– Dlaczego ją zgwałciłeś? – zapytał szatyn, siadając naprzeciw poszkodowanego i opierając plecami o skrzynię.
– Nie wiem, przykro mi, naprawdę. Byłem pijany – tłumaczył się Scott.
– Ja także niedługo będę, więc co? też mam cię wyruchać?! – zagrzmiał Trevor. –
– Albo wsadzić ci w dupę tę pałę, żebyś odczuł to, co czuła ona?! – Pokazał mu kij.
Uwięziony siedział w ciszy.
– Odpowiadaj, gnoju! – Kat zerwał się z miejsca.
– Nie podchodź do mnie! – spanikował Scott, wyciągając przed siebie rękę.
Trevor się zbliżył i mocno nacisnął butem na jego przyrodzenie. Scott znowu jęknął, lecz tym razem robiąc to bardzo cicho. Złapał chłopaka za stopę, próbując ją odsunąć, więc znowu oberwał w twarz, tym razem z pięści.
– Nie dotykaj mnie! – huknął Trevor i się cofnął.
Odpalił papierosa i chwycił za kij. Scott zbladł – mocno odczuł wcześniejsze razy.
– Spokojnie, nie zryję ci dupska. W życiu bym cię nie dotknął, choćby płacili mi nie wiem, jak grube pieniądze, parszywy gnoju – oznajmił. – Nawet kijem – dodał. – Ja już wybrałem dwa razy, teraz kolej na ciebie. – Przystawił mu koniec baseballa do twarzy.
– Odwal się – burknął zrezygnowany Scott.
Trevor zrobił krok w tył.
– Dobra! – Zaśmiał się. – A teraz jak gracze zawodowej ligi – wyjaśnił i z dużą siłą huknął faceta kijem po brzuchu.
Koleś nie dał rady nawet krzyknąć, bo natychmiast stracił oddech. Padł skulony na ziemię, wydając z siebie tylko cichy pomruk. Trevor spojrzał na zegarek – kilka minut po dwunastej. Usiadł na chwilę i znów odpalił fajkę. Napił się oczywiście i patrzył na Scotta, który leżał zwinięty w kłębek i ciężko łapał powietrze. Za chwilę wstał i szarpnął go do pozycji siedzącej.
– Myślałeś pewnie, że chcę cię tylko nastraszyć? To źle myślałeś. Uderzyłeś ją, bo omijała cię szerokim łukiem?! Taki dzielny jesteś?! – Chłopak znowu się zdenerwował i ponownie kopnął Scotta w przyrodzenie.
Blondyn wydał z siebie cichy odgłos udręki.
– Chyba złamałem ci nogę – oznajmił Trevor, podnosząc nogawkę i spoglądając na kończynę, na której widniało małe rozcięcie i zaczęła pojawiać się opuchlizna. – Jak połamię drugą, będę mógł cię rozkuć – dodał z wesołością. – Czy wolisz być przykuty?
– Błagam, przestań. Już mnie ukarałeś – prosił typ.
– Nie, jeszcze chłosta, jak w średniowieczu – Ucieszył się oprawca. – Moja babcia miała gdzieś taki fajny, rzemienny pejcz, tylko nigdzie nie mogę go znaleźć. Mam nadzieję, że nie wyrzuciła, bo nieźle daje się we znaki. Gwarantuję, że jak oberwiesz nim kilka razy, będziesz błagał, żebym wrócił do kija.
Scott milczał, widząc, że prośby na niewiele się zdają.
– Pójdę go poszukać. Nigdzie nie odchodź – zadrwił Trevor i ruszył na górę.
Udał się do szopy. Świtało mu, że gdzieś widział ten bat, ale teraz za cholerę nie mógł przypomnieć sobie, gdzie. Tak się nakręcił na to narzędzie, że przewalił całe pomieszczenie, ale pejcza w nim nie było.
– Kurwa, babciu, nie rób mi tego – marudził.
Wrócił do piwnicy i zaczął przewalać zawartość regału, w którym były najróżniejsze śmieci. Także bez rezultatu. Spojrzał na Scotta – miał przerażenie w oczach.
– Spokojnie, znajdziemy. Został jeszcze strych. Moja kochana babcia składowała tam niepotrzebne rzeczy – zakomunikował i wyszedł.
Wejście na górę było obok drzwi do piwnicy. Trevor od dobrych czterech lat nie był na poddaszu. Gdy otworzył klapę, od razu się zakaszlał od wzbijającego się w powietrze kurzu. Panował tam półmrok i bardzo surowy klimat. Jedyne okienko, które tam było, zostało zabite deskami, gdyż chłopak za młodu wybił w nim szybę. Światło dostawało się do wnętrza tylko przez szczeliny między wyżartymi przez korniki deskami w ścianach.
Wznowił poszukiwania wśród różnorakich szpargałów Było tam chyba wszystko, od starego palta zaczynając, na maszynie do szycia kończąc. Zaczął przewalać pudła, które stały pod zabitym okienkiem. Sprawdził dwa i wziął się za trzecie. To w nim znalazł upragniony, zrobiony z trzech splecionych w całość rzemyków, bicz. Chwycił go i mocno naprężył, aby sprawdzić, czy nadal jest w dobrym stanie – nic mu nie dolegało. Uśmiechnął się i zszedł na dół. Wziął trzecie piwo i udał się do piwnicy. Stanął nad Scottem i dał mu odpaloną fajkę, a obok postawił otwarty trunek.
– Widzisz, jak masz ze mną dobrze? Daję ci piwo, zapalić też ci nie żałuję... żyć nie umierać, prawda? – powiedział złośliwie.
Starszy chłopak nie otwierał ust, aczkolwiek wziął papierosa.
– Powinien świetnie spełnić swoją powinność – powiedział kat, uderzając mocno batem w skrzynię.
Po całej piwnicy rozszedł się świszczący odgłos przecinanego powietrza i głośny trzask. Spojrzał na Scotta – był cały blady i trząsł się coraz bardziej. Twarz mu błyszczała od wilgoci.
– Sprawdźmy… – rzekł chłopak i z całej siły uderzył ofiarę pejczem po prawej nodze.
– Kurwaaa! – Zaklął przeraźliwie Scott, ale tym razem Trevor go nie karcił, pozwolił mu dać upust emocjom.
Jedno uderzenie wystarczyło, żeby rozciąć delikatnie niebieskie jeansy starszego chłopaka i spowodować łzawienie oczu.
– Boli? – zapytał Trevor.
– Taaak – wybełkotał więzień.
Sadysta podszedł z drugiej strony i trzepnął go pejczem w lewą nogę. Scott znowu ryknął, lecz tym razem tak przejmująco, że było go słychać chyba na zewnątrz.
– Żeby prawej nie było smutno… – oznajmił oprawca i przypalił Marlboro. – Chcesz? – zapytał ofiarę.
Scott milczał, ale Trevor już wyłapał, że gość zaczyna chlipać.
– A może dam ci zioła, żebyś bardziej odczuł strach, który dziś u ciebie wywołam? Tak, to dobry pomysł! – stwierdził i zaraz wykonał skręta, którego podał typkowi. – Pal!
Więzień bał się coraz bardziej, więc chwycił używkę i zaczął się zaciągać.
– Widzę, że marihuana nie jest ci obca – rzekł szatyn i spojrzał na godzinę – trzynasta siedem. – Kochałeś ją, czy tylko seks z nią? – zapytał.
– Kochałem.
– Więc to tak po rozstaniu okazuje się sympatię do kobiety?
– Przeprosiłem cię, co mam jeszcze zrobić? – jęczał Scott.
– Jak pejcz mojej babci? Fajny, nie…?
– Nieee.
– Nie podoba ci się? Chyba wiem, czemu? Oberwałeś przez spodnie, to nie oddaje całego piękna chłosty – rzekł chłopak i zaraz ściągnął mu jeansy do kostek.
Gość nie dał rady ruszyć prawą kończyną, gdyż złamanie było bardzo poważne, ale lewą tak, zaczął więc dziwnie nią poruszać, broniąc się przed kolejnym uderzeniem. Trevor przyglądał się temu przez chwilę, po czym uderzył szyderczym śmiechem.
– Co ty, kurwa, uczysz się tańczyć? Myślisz, że jak zaczniesz się wiercić, to nie trafię? Ale pomyśl o tym z dobrej strony – jak poczujesz pejcz, zapomnisz o złamaniu –
– drwił, bawiąc się coraz lepiej.
– Proszę cię, nie bij mnie już. Wystarczająco dałeś mi do zrozumienia, że jestem gnojem – płaszczył się Scott.
– Ooooo… Miło, że to w końcu zrozumiałeś. Szkoda tylko, że tak późno. Ok, która noga teraz?
Cisza. Chłopak nie namyślając się długo, uderzył Scotta biczem po twarzy.
– Kurwaaa, ty pojebie! Przeeestań, do chuuuja! – wydarł się bity i wolną ręką złapał się za policzek.
– Taki twardy chłopczyk, a płacze? – ironizował uśmiechnięty od ucha do ucha Trevor, widząc spływające po policzkach Scotta łzy. – Pokaż. – Odciągnął jego rękę.
Na policzku pojawiło się lekkie rozcięcie i niewielka ilość krwi.
– Przeżyjesz – poinformował oprawca.
– Powinieneś się leczyć! – rzucił załamany więzień.
– Masz rację, powinienem, ale tego nie robię. Wiesz, że zamordowałem siedem osób? Ty będziesz ósmy, twój policyjny sługus dziewiąty, a ja ostatni. Dziesięć – taka ładna, okrągła liczba, prawda?
– Długo się nie pobawisz, zobaczysz. Na pewno już zauważyli moją nieobecność w pracy, czego nigdy wcześniej nie robiłem bez wcześniejszego zawiadomienia. Ted wpadnie tu z chłopakami i wtedy będziesz miał ubaw – pyskował Scott.
– I bardzo dobrze! Nie będę musiał go szukać. Bardzo mi na rękę, jeśli sam się do mnie zgłosi – orzekł Trevor i napił się alkoholu.
Nawet nie zauważył, kiedy w butelce zostało ćwierć, a już złapał smak.
– No dobra, dość tych pogaduszek. Decyduj się – ręka, noga, czy morda? – Chłopak stanął nad blondynem, ale już nie miał uśmiechu na twarzy.
Koleś nie odpowiedział.
– No mów! – Trevor wziął zamach i Scott natychmiast się skulił, zasłaniając ręką. – A może twój niegrzeczny przyjaciel? – kontynuował szatyn, przystawiając rękojeść bicza do rozporka ofiary.
– Nogaaa… – wybełkotał bezradnie jeniec.
– Jak sobie życzysz… – rzucił chłopak i łupnął go batem po prawym udzie.
Wrzask był nie do opisania i nad kolanem momentalnie pojawiła się czerwona, lekko krwawiąca smuga.
– Już dość, błagam cię! Zrobię, co zechcesz! Proszę cię! – Pokrzywdzony już nie chlipał, a głośno płakał, zgięty w pół.
– Jeszcze lewa, prawa oberwała dwa razy. Jakiś porządek musi być! – dowcipkował Trevor, kompletnie nie zwracając uwagi na jego żale.
– Nie, błagam cię, już wystarczy! Wszystko zrozumiałem, błagam cięęę! Co mam zrobić, do cholery?! – żebrał skatowany niewolnik.
Chłopak zignorował jego gadkę i po chwili poszkodowany oberwał batem po lewym udzie. Efekt w postaci rozdzierającego ryku był taki sam. Scott już nie prosił, tylko intensywnie zalewał się łzami. Trevor nigdy nie pomyślałby, że ten wielki facet może tak płakać.
– Dobra, na razie wystarczy – powiedział i odłożył „sprzęt”, ale zaraz spojrzał na podłogę. – Kurwa! Rozlałeś piwo, baranie! – krzyknął i huknął Scotta z pięści w twarz.
Przewrócona butelka leżała w półmetrowej kałuży piwa. Chłopak rzucił porwanemu dużą szmatę.
– Sprzątaj to! Jak wrócę za pięć minut, ma tu być sucho! – syknął i udał się na górę.
Usiadł na schodkach i włączył telefon. Siedział na powietrzu kilka minut, po czym wrócił na dół i spojrzał na miejsce piwnej „katastrofy”. Skatowany wytarł tylko niecałą połowę, gdyż przez uwięzioną rękę nie dał rady sięgnąć dalej.
– To się nazywa wytrzeć do sucha?! – rozdarł się szatyn i kopnął Scotta w połamaną nogę.
Przejmujący do granic możliwości okrzyk cierpienia ponownie rozprzestrzenił się po zimnym piwnicznym wnętrzu. Nagle zadzwoniła komórka ofiary. Scott chciał po nią sięgnąć, ale Trevor był szybszy. Przytrzymał jego rękę, wyciągnął telefon, rzucił go na ziemię i roztrzaskał butem w drobny mak.
– Abonent czasowo niedostępny – rzucił radośnie i znowu pociągnął z butelki. – Jak moje ziółko? Smakowało? Fajnie wykręca, nie?
– Taaak – wybełkotał płaczący Scott.
Trevor sprawdził godzinę – dochodził czternasta.
– Musisz coś zeżreć, pewnie jesteś głodny. Nie mogę pozwolić, aby moi goście byli niezadowoleni. Pizza może być?
Głucho.
– Pytałem o coś! – Trevor chwycił pejcz.
– Tak, może! – krzyknął natychmiast więzień.
– W porządku. Siedź tu cichutko, za pół godziny wracam. – Sadysta uśmiechnął się szeroko, zatkał Scotta tym samym gałgankiem i opuścił piwnicę.
Wiedząc, że ma więźnia w piwnicy i nie może teraz wpaść przed policją, nie jechał samochodem, tylko zamówił taksówkę.
– Jak tam, nudzisz się? – zapytał wesoło ukochaną, dwadzieścia minut później przekraczając próg sklepu.
– Jeszcze nie ma siedemnastej – odparła żartobliwie Emma. – Trevor, obiecałeś, że nie będziesz pił, a widzę, że nie próżnowałeś. Przyjechałeś samochodem?
– Nie, taksówką. Kotku, wypiłem dwa drinki, ale zapaliłem i mam kaca, temu pewnie wyglądam trochę niewyraźnie. – Trevor sztucznie się uśmiechnął. – Zdrzemnę się i wszystko będzie ok, zaufaj mi. Poza tym jestem głodny i przyjechałem po pizzę. Zjem coś, prześpię się i będę jak nowo narodzony, obiecuję. Kupić ci coś?
– Nie, mam tu jakieś danie. Zjem za godzinę – mruknęła Emma. Nie była zadowolona faktem, że nie dotrzymał słowa, ale jak zwykle zaniechała walki.
– Jakie danie? – dopytywał Trevor.
– Jakiś makaron z mięsem do mikrofali, bo tylko taki sprzęt tu mamy.
– To jest jedzenie?
– Sam sobie też takie kupowałeś – broniła się dziewczyna.
– Ja to ja, a ty nie będziesz jeść tego syfu. Zaraz wracam – rzekł szatyn i wyszedł z marketu.
Kupił dużą i małą pizzę i w sklepie Emmy był kilkanaście minut później.
– Cała twoja. Smacznego. – Wyszczerzył się, stawiając przed dziewczyną mniejsze pudełko i pojemniczek z ostrym sosem.
– Dziękuję. – Blondynka uśmiechnęła się niemrawo.
Chłopak poszedł między półki i wziął sześciopak piwa. Emma już go nie pouczała, tylko wzięła pieniądze za trunki.
– Dobra, spadam, będę o piątej. Mogę się spóźnić kilka minut, więc się nie denerwuj – rzekł Trevor i szybko wyszedł, nie chcąc dłużej grać dziewczynie na nerwach.
Gdy pojawił się w piwnicy, Scott już przestał płakać, siedział tylko zobojętniały ze zwieszoną głową. Prawa noga była bardzo mocno spuchnięta, lewa ręka także, w większości palce. Trevor wziął kawałek pizzy, po czym postawił przed więźniem pudełko i otwartą butelkę z piwem.
– Smacznego – powiedział i wyszedł.
Poszedł na górę, zjadł, odpalił papierosa i usiadł na schodkach, myśląc nie wiadomo, o czym. Przesiedział tak prawie piętnaście minut, naćpany w sztok. W końcu się „obudził”, wstał i poszedł do szopy. Wyjął ze starej szafki swój myśliwski nóż i wrócił do piwnicy. Scott zjadł dwa kawałki, chyba ze strachu. Trevor zerknął na zegarek – piętnasta z minutami. Skrzywił usta w grymasie niezadowolenia, czas leciał dziś zdecydowanie za szybko. Godzina ukończenia przez Emmę pracy zbliżała się nieuchronnie, wiedząc jednak, że nic na to nie poradzi, postanowił, że zacznie się tym martwić, gdy nadejdzie czas. Otworzył piwo sobie i klapnął naprzeciw skatowanego chłopaka.
– Co, nie smakuje? – zapytał, wskazując głową pudełko.
– Nie chcę jeść – wystękał Scott.
– A co chcesz?
– Fajkę.
Trevor odpalił papierosa i dał blondynowi. Ręka latała mu na wszystkie strony. Sznyty na nogach i twarzy bardzo zbrzękły, ale krew już nie leciała.
– No to co? Zjadłeś, teraz palisz, więc jak skończysz, kontynuujemy? – zadrwił młodszy chłopak.
– Nie! Proszę cię, kurwa, odpuść już, wynagrodzę wszystko Emmie, przysięgam! Zostaw mnie już, błagam cię! – rozhisteryzował się Scott.
– Jak jej to wynagrodzisz? Cofniesz czas?
– Było, minęło, moja wina. Wiem, jestem zerem. Nie wiem, jak? Wyprowadzę się i już więcej mnie nie zobaczycie, tylko zostaw mnie już w spokoju, błagam cię! – bełkotał pobity, pośpiesznie wyrzucając z siebie niewyraźne słowa.
– Było, minęło?! – ryknął Trevor, zerwał się jak oparzony i chwycił bat. – Nic nie minęło, gnoju!
– Nie, proszę cię, źle się wyraziłem, przepraszam! – krzyknął zdesperowany Scott, natychmiast zakrywając głowę i zwijając się w kłębek. Był przerażony.
– Kładź się na brzuchu! – zawył Trevor.
– Nie, błagam! – powtarzał się blondyn, ponownie uderzając w płacz.
Cały czas siedział skulony, zasłaniając twarz. Szatyn nie prosił dłużej, tylko popchnął go nogą, powalając twarzą do ziemi. Uwięziony znowu chciał się skulić, ale Trevor przycisnął butem jego szyję.
– Leż grzecznie, bo będzie bolało jeszcze gorzej – ostrzegł.
Scott już nie płakał, a wył. Trząsł się już do tego stopnia, że noga szatyna wierzgała wraz z jego ciałem.
– Ile razy ją uderzyłeś, oprócz tych dwóch, o których wiem? – warknął prześladowca.
– Tylko tyle – wystękał Scott.
– Na pewno? Bo wydaje mi się, że kłamiesz. Może ją zapytamy?
– Pytaj, powie ci to samo – odparł Scott, którego bełkot był już ledwie słyszalny.
– Nie wiem, czemu, ale ci wierzę. Plecy czy nogi? – ciągnął Trevor.
– Kurwa, proszę cię!
– Musisz dostać dwa razy, tyle samo, ile ją uderzyłeś – oświadczył spokojnie szatyn.
– Dostałem już cztery. Nie bij mnie, błagam cię – upraszała ofiara.
– Dobra, plecy, tam jeszcze nie waliłem – oznajmił z uśmiechem Trevor.
Widząc, że Scott panicznie boi się bicza, przedłużał ten chorobliwy monolog.
– Kurwa mać! Jeśli myślisz, że ujdzie ci to płazem, to się mylisz! Popamiętasz mnie, gnoju! – wrzasnął w końcu psychicznie wykończony blondyn.
Trevor się zaśmiał i dwa razy huknął chłopaka pejczem po plecach. Odgłos udręki, który wydał z siebie Scott, był jeszcze potworniejszy i już dość chrapliwy. Szatyn posadził go na miejscu, ponownie skuł z tyłu jego obie ręce i ukucnął przed nim z nożem w ręku.
– Widzę smugę na prawym policzku. Dlaczego nie ma też na drugim? To dość nieestetycznie wygląda – rzucił ironicznie, chwycił Scotta za włosy i przejechał mu nożem po lewej części twarzy, robiąc niezbyt głębokie, acz dość długie nacięcie.
Chłopak zawył na całe gardło i z policzka momentalnie popłynęła krew.
– No… już lepiej! – powiedział zadowolony sadysta i wrócił na skrzynkę, chwytając piwo.
– Zabiję cię, brudasie – rzucił załamany więzień...
Komentarze (30)
Szczerze mówiąc, to mi ten porypany ćpun, łukaszenkę przypomina. Tak samo bezwzględne bydlę...
Szybko się uczysz
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania