Ukojenie cz. 8
Gdy zbudził się rano, dziewczyna nadal leżała przytulona, odwrócona do niego twarzą. Głowę miała pod jego brodą. Poczuł potrzebę, odsunął się więc delikatnie i zerknął na zegarek – wpół do dziewiątej. Ruszył do łazienki. Drzwi do salonu były przymknięte, prawie zamknięte. Trevor znowu się uśmiechnął. Załatwił sprawy i zamyślił się przez chwilę. Zapaliłby porannego papierosa, ale że nie chciał wchodzić do pokoju małolata, zmuszony był więc wrócić do łóżka. Nie ponudził się długo, za chwilę Emma się poruszyła.
– Jak się czujesz? – Oparła się o jego klatkę piersiową.
– W porządku. – Chwycił jej dłoń.
– Może powinieneś powiedzieć o tym lekarzowi?
– To zwykłe omdlenie, zresztą zaznaczył, że tak może być. Wszystko jest ok – tłumaczył, nie miał najmniejszego zamiaru oglądać znowu tego szpitala.
– Trzeba się ruszyć, muszę napić się kawy. Bez niej jestem rano nie do życia –
– powiedziała dziewczyna i już chciała wstawać, ale Trevor chwycił ją za ramię.
– Poczekaj... młody chyba nie jest sam.
– Nie szkodzi, nie pierwszy raz. Chodź.
Wzięła go za rękę i pociągnęła w stronę korytarza. Powoli otworzyła drzwi do salonu i cicho poszli do kuchni. Spojrzała na brata – spał w objęciach z obiektem swoich westchnień. Zamknęła drzwi do kuchni i włączyła ekspres. Trevor oczywiście od razu dopadł do papierosów. Zdążył tylko odpalić i pociągnąć kilka razy, kiedy Tommy zaspany pojawił się w kuchni.
– Czy ty musisz łazić od samego rana? – wyskoczył do siostry.
– Muszę.
– Dużo będzie tej kawy? – Przypalił papierosa.
– Tobie wystarczy – odpowiedziała złośliwie Emma.
Młodzik usiadł koło Trevora i palił w milczeniu. Jeszcze się chyba nie obudził. Patrzył niecierpliwie na urządzenie, jakby bardzo pożądał jego zawartości.
– Kurwa, szybciej – burknął i za chwilę zgasił peta. – Zawołasz mnie, jak się zaparzy.
Emma była nieco zdziwiona jego złym humorem, zwłaszcza po udanej, jak sądziła, nocy. Wyciągnęła z lodówki jakieś zawiniątka, chleb i zaczęła robić kanapki. Zrobiła dwie i dała chłopakowi.
– Rano nie mam apetytu – rzucił od razu Trevor.
– Masz je zjeść! – fuknęła Emma. Jej ton głosu był tak „przekonujący”, że przestał się stawiać i zjadł śniadanie.
– Chodź do sypialni – rzekła dziewczyna, chwytając dwie kawy.
Tommy i jego towarzyszka siedzieli już na niezłożonym jeszcze łóżku.
– Cześć. – Emma uśmiechem przywitała Jessicę. – Kawa gotowa. – Spojrzała na brata, nie zatrzymując się.
Szybko przeszli przez salon i usiedli w pokoju. Kawę chłopak sączył trochę strachliwie. Po wczorajszym zajściu bał się, żeby mu ciśnienie nie skoczyło, zwłaszcza, że bardzo rzadko ją pił. Ale powoli wysiorbał całą i trochę się po niej obudził.
– Kiedy to zrobiłeś? – zapytała blondynka, przejeżdżając palcami po małym tatuażu na jego lewej piersi, przedstawiającym znak zapytania.
Ciepło mu się zrobiło po tym dotyku.
– Dawno temu, jeszcze w szkole.
– Czy to bolesne? Zawsze chciałam sobie jakiś zrobić.
– Nie za bardzo. Jak widać, nadal żyję. – zażartował Trevor.
Zapadła chwila ciszy. Chłopak nie patrzył na Emmę, ale wiedział, że jej wzrok znów jest w natarciu. Wzięła w dłoń jego twarz i odwróciła w swoją stronę. Przenikliwie patrzyła mu w oczy, czuł to spojrzenie na wylot.
– Znowu się czymś martwisz? – spytała.
– Nie, zapaliłbym papierosa po tej kawie.
Przeczuwał, co chce zrobić i znowu zaczynał się denerwować. Widziała o tym, mimo to zbliżyła się i delikatnie go pocałowała. Po chwili przestała i uśmiechnęła się, patrząc na ciepło na chłopaka, lecz zaraz ucałowała go ponownie. Po chwili z wolna sprowadziła go do pozycji leżącej, nie przerywając czynności. Dłoń cały czas przytulała do jego tatuażu. Położył odrobinę drżące dłonie na jej plecach – były ciepłe i gładkie.
Dziewczyna z sekundy na sekundę coraz mocniej przylegała do szatyna, a pocałunek stawał się głębszy. Jej aksamitne usta sprawiały, że Trevor już cały chodził w środku. Gorąco mu się zrobiło i niewiarygodnie przyjemnie. Mimo to nadal był spięty. Wiedziała o tym, lecz nie przestawała, wręcz przeciwnie – po chwili leżała już na nim całym swoim ciałem. Całowali się dość długo, w końcu przerwało im pukanie.
– Wychodzę, zaraz wracam! – Usłyszeli głos Tommy'ego.
Emma spojrzała stronę drzwi, lecz za moment położyła głowę na chłopaku. Przytulił ją. Poczuła jego lekko wilgotną skórę.
– Muszę iść do pracy – poinformowała niechętnie.
Trevor nie był zachwycony, poleżałby z nią jeszcze. Dziewczyna poszła do łazienki, a on narzucił koszulkę i oczywiście poszedł zapalić. Siedział w kuchni dziesięć, może piętnaście minut, w końcu Emma wyszła. Ubrana była w białą krótką sukienkę na ramiączkach, sięgającą nieco powyżej kolana. Trevorowi zrobiło się gorąco, bosko się w niej prezentowała. Ale w jego mniemaniu we wszystkim było jej dobrze, byłaby piękna nawet, gdyby nałożyła na siebie worek po ziemniakach.
Uśmiechnął się, rozweselony tym głupkowatym podsumowaniem.
– Świetnie wyglądasz – oświadczył entuzjastycznie, bardzo nakręciła go tym strojem.
– Dzięki. – Puściła kolorki. – Przyjedziesz wieczorem? .
– Nie wiem.
– Dlaczego? Masz coś ciekawego do roboty w tym ponurym domu?
– Trochę boję się prowadzić. Sama widzisz, co się ze mną dzieje.
– Przyjedź taksówką, albo ja przyjadę do ciebie.
Trevor nie był chętny na tą propozycję. Przeczuwał, że znowu może się nawalić i jak się z nią umówi u niego, nie będzie odwrotu. Z wizyty u niej zawsze będzie mógł wytłumaczyć się telefonicznie.
– Dobrze, może przyjadę, ale nie obiecuję. Nie wiem, czy mi coś nie wypadnie – mruknął.
Dziewczyna zauważyła, że coś kręci. Chciałaby, żeby w końcu powiedział, co go gryzie, ale nie chciała naciskać. Niepokoiła się o jego skoki nastrojów. Bała się, żeby coś głupiego nie przyszło mu do głowy, no i obawiała się o jego zdrowie. Przestraszyła się nieco tym omdleniem.
– Obiecaj, że się postarasz – nalegała.
Trevor nic już nie powiedział, nie chciał kłamać. Emma spojrzała na zegarek.
– Idziemy? Muszę być wcześniej.
– Tak.
– Może poczekaj na Tommy’ego, on cię odwiezie?
– Nie, pojadę taksówką, podrzucę cię przy okazji.
Zadzwoniła po transport i wyszli na zewnątrz. Trevor od razu spojrzał na miejsce, gdzie oberwał. Nie było tam już śladów krwi, czas zrobił swoje.
Do sklepu w rozumieniu Trevora dojechali zdecydowanie za szybko. Emma przed opuszczeniem auta ucałowała go w usta.
– Mam nadzieję, że się wieczorem zobaczymy – powiedziała z wyraźnie proszącym akcentem i nie czekając na odpowiedź, zatrzasnęła drzwi wozu.
– Jedziemy cały czas prosto – chłopak sucho poinformował kierowcę. Nie był zadowolony, najchętniej nie rozstawałby się z dziewczyną ani na moment. Żeby tylko jeszcze nie miała pretensji, że pije i pali ponad normę…
Wypił pół szklanki whiskey i za chwilę miał już w dłoni skręta. Leniwie oparł głowę o kanapę. Zielsko fajnie nim ruszyło, ale nie był zadowolony, znów czuł jakieś braki. W tym momencie uświadomił sobie, że oprócz całej sztuki ma jeszcze ćwiartkę LSD, której zapewne smutno samej w portfelu. Sięgnął pod stół, wyjął narkotyk i nie myśląc długo, wsadził pod język. Z braku zajęcia przypomniał sobie o książce, która od kilku tygodni stała nieruszona. Ale nie miał chęci pisać, miał chęć porysować. Wstał, wziął wszystkie niezbędniki, wyjął zdjęcie Emmy i zabrał się do pracy. Gdy naszkicował kontur, zapalił papierosa, napił się odrobinę i wrócił do rysunku. Po jakimś czasie pojawiające się, coraz wyraźniejsze oblicze dziewczyny, zdawało się do niego uśmiechać. Kwas już dał o sobie znać. Obrazek dziwnie falował, wykręcając pociesznie narysowaną na nim twarz. Halucynacje pojawiały się, to znów znikały, poza tym chłopak fizycznie czuł się coraz lepiej. Po następnych kilkudziesięciu minutach skończył szkic, obramowując go maleńkimi, ciernistymi różyczkami.
Narysował ukochaną bardzo dokładnie, portret przypominał czarno-białe zdjęcie. Był bardzo zadowolony ze swojej pracy. Odłożył arkusz na stolik i ruszył do kuchni. Otworzył lodówkę i jeszcze raz zaczął sprawdzać, co mu przywiózł młody. Zobaczył sporo plasterków szynki i sera, chleb, masło, dwie pomarańcze i gulasz mięsny, który jadł u niego. Nie miał jednak apetytu, za to czuł coraz przyjemniejsze uczucie po narkotyku i znów naszła go ochota na wycieczki. Sprawdził zawartość butelki – końcówka. Wypił do dna, wziął kluczyki, szkicownik i zamknąwszy drzwi, ruszył do szopy. Zrobił trzy skręty i wkrótce był w aucie. Rzucił blok z rysunkiem na siedzenie obok i położył ręce na kierownicy – zrobiła się dziwnie miękka. Był zadowolony z faktu, że proch nie rozszalał się za mocno w jego ciele, nie chciał kolejnej porcji koszmaru. Sięgnął pod fotel i pomacał dokładnie ręką.
– Kurwa!
Wysiadł, otworzył drzwi z tyłu i tam zaczął czegoś szukać. No kurwa, gdzie ja go wjebałem? – Stał koło samochodu i dumał. Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć, gdzie schował nóż. Pamiętał, że ostatnio był w samochodzie, ale teraz go tam nie ma. Już był zły. Podszedł od strony pasażera i znów ręka pod siedzenie.
– Kurwaaa! – Wściekał się coraz bardziej.
Poszedł do szopy, do miejsca, gdzie wcześniej była broń. Tam dopiero znalazł. Schował go tam niedawno, o czym oczywiście zapomniał. Zaniki pamięci przez nieustanne ćpanie i chlanie były coraz gorsze
– Pierdolony złom! – Kopnął grata i wrócił do Forda.
Wsadził nóż z tyłu w spodnie, odpalił silnik i ruszył gwałtownie. Skręcił w stronę przeciwległą do Forest Town. Po pół godzinie, w odległości dwóch – trzech kilometrów, widać już było znajome mu zabudowania. Dojechał tam w kilka minut. Gdy zatrzymał wóz przed rodzinnym domem, znów miał niezrozumiały wyraz twarzy. Rozejrzał się za samochodem ojca – nie było go widać. Wysiadł z auta. Wyjął nóż zza spodni i ruszył do drzwi. Delikatnie nacisnął klamkę, lecz były zamknięte. Skierował się na tył domu, żeby się upewnić, że tam auta także nie ma. Wracając zobaczył worek ze szpargałami, stojący koło garażu. Kopnął go z taką złością, że ten pękł i połowa zawartość wywaliła się na trawnik.
– Posprzątałem, pedale! – podsumował nakazy ojca i wrócił pod drzwi. Debilu, tylko spokojnie – zagadał w myślach, po czym nacisnął dzwonek. Wyjął nóż w futerału i ścisnął nerwowo w wilgotnej już dłoni. Po kilku sekundach drzwi się uchyliły. Popchnął je ręką i wszedł do środka, z impetem zatrzasnąwszy za sobą.
– Oddaj mi broń – rzekł spokojnie do stojącej obok matki.
Kobieta spojrzała na przedmiot, który trzyma w dłoni i zbladła. Trevor stał i czekał.
– Nie mam, ojciec ją zabrał – wydusiła drżącym głosem.
– Oddaj! – powtórzył chłopak, opierając rękę o ścianę, przy samej twarzy kobiety.
– Synu, nie mam jej, mówię prawdę – przekonywała zatrwożona rodzicielka.
Rozdrażniony szatyn mocno chwycił matkę za ramię, ścisnąwszy brutalnie.
– Idziemy – Popchnął ją w stronę kilku schodków prowadzących do wnętrza domu.
Weszli do znajdującego się na prawo salonu. Trevor podszedł do ściany, zdjął wiszący na niej obraz i rzucił niechlujnie na ziemię.
– Otwieraj! – Wskazał sejf.
– Nie wiem, jaki jest szyfr, ojciec go zna – wydusiła kobieta.
Trevor był coraz bardziej zniecierpliwiony.
– Kurwa, nie igraj ze mną, tylko otwieraj!
– Naprawdę nie pamiętam, wiesz, że to jego skrytka – przekonywała wystraszona rodzicielka.
Mocno poirytowany już chłopak złapał kobietę za szyję i przystawił jej nóż do twarzy, przyciskając ostrze do policzka.
– Mam ci pomóc? – warknął, przyduszając głowę matki do ściany.
– Dobrze, otworzę – wybełkotała.
Puścił ją. Odwróciła się i trzęsącymi rękoma kilka razy przekręciła pokrętło, ale sejf nadal był zamknięty.
– Jeszcze raz – nakazał szatyn.
Spróbowała ponownie, ale efekt był taki sam.
– Chyba zmienił szyfr – wykrztusiła.
Może naprawdę? Bałaby się skłamać – przekalkulował Trevor, wyjął telefon i podał matce.
– Dzwoń!
Totalnie roztrzęsiona kobieta ledwo wykręciła numer. Czekała kilka sekund.
– Stephen, podaj mi szyfr do sejfu – wyjąkała.
Nastąpiła chwila ciszy, wydobywały się tylko delikatne pomruki z komórki.
– Stephen, on grozi mi nożem! O Boże! – Kobieta już płakała.
Trevor wyrwał jej słuchawkę.
– Dawaj ten pierdolony szyfr, bo będziesz miał ją na sumieniu! Dawaj, mówię, dwa razy nie będę powtarzał! Wkurwij mnie, to spalę ci tę jebaną chatę, rozumiesz, cwelu?! – zagrzmiał furiacko i w tym momencie pięćdziesięciolatka uderzyła jeszcze większym płaczem.
Po chwili milczenia zszokowanego sytuacją ojca w końcu usłyszał cyfry. Szybko otworzył kasetkę, ale broni w niej nie było.
– Wiedziałem, że nie oddałbyś mu go, ale musiałem się upewnić. Gdzie on jest? – zapytał wzburzony chłopak.
Miał wrażenie, że matka coś kręci. Ta się nie odzywała.
– No mów, kobieto, mam cię połamać?! – Trevor nie wytrzymał, złapał kobietę za fraki i mocno uderzył o ścianę
– Synku, uspokój się, błagam cię – wycedziła, podszyta już maksymalnym strachem.
Trevor zignorował jej słowa, złapał matkę za ubranie, pociągnął w stronę sypialni i popchnął na łóżko.
– Nie ruszaj mi się stąd! – zawył, po czym otworzył szafę i zaczął wywalać całą jej zawartość.
Na górze nie znalazł nic. Kurwa, gdzie ona go wjebała. Może w ogóle wyniosła z domu? – dedukował, coraz bardziej rozjuszony.
Schylił się i rozpoczął przewalanie stojących na dole pudeł. Za jego plecami leżała już sterta wszelkiego rodzaju rzeczy. W końcu znalazł – leżał w bucie, schowany głęboko między ubrania. Chwycił go i podszedł do kobiety, która z przerażeniem w oczach obserwowała każdy jego ruch. Pokazał jej broń, podstawiając dość blisko twarzy.
– Czemu mnie okłamujesz?! – huknął.
– Trevor, proszę cię... – apelowała gospodyni, płacząc głośno.
– Siedź na dupie! – rozkazał chłopak i poszedł do salonu, chowając nóż z powrotem w spodnie.
Mocno ściskał broń w latającej dłoni. Otworzył barek i wyjął butelkę z wódką. Po powrocie usiadł koło matki. Pociągnął głęboki łyk. Jeszcze większa trwoga objawiła się na twarzy kobiety, gdy zobaczyła znikający w jego przełyku alkohol. Trzęsła się już cała. Odstawił butelkę i uklęknął przed matką, kładąc ręce na jej nogach. Mocno drżały.
– Czemu się boisz? Wiesz, że bym cię nie skrzywdził. Tego chuja owszem, ale nigdy ciebie. Potrzebna mi ta broń – powiedział, o wiele już spokojniej.
– Po co ci broń? Co chcesz zrobić? Nie rób nic głupiego, błagam cię. Trevor, odłóż go, proszę, wszystko będzie dobrze. – mamlała matka. Perspektywa jego późniejszych poczynań napawała ją coraz większym lękiem.
– Kurwa! Teraz będziesz mi prawić morały?! Co będzie dobrze?! Ja pierdolę, nic już nie będzie dobrze, rozumiesz?! – wrzasnął, zrywając się na równe nogi.
– Synu, potrzebujesz pomocy – wykrztusiła ciężko kobieta.
– Pomocy to potrzebuje twój mąż! Jak chcesz zadzwonić po policję, dzwoń! – Podał jej komórkę. – Ale wiedz, że nie dam się zamknąć – Pociągnął ręką po biurku, zwalając na ziemię budzik, stertę dokumentów, odstawioną flaszkę i kilka innych drobiazgów.
Nie wzięła telefonu, płakała tylko, trzymając dłonie przy twarzy. Dobrze wiedział, że nie zadzwoni. Schował telefon i udał się w stronę drzwi. Przed wyjściem odwrócił się jeszcze do matki.
– I informuję! Jeśli zobaczę w pobliżu gliniarza, zastrzelę się! – oświadczył chłodno, po czym szybko zbiegł po schodach i trzasnął wejściowymi drzwiami.
– Synu, wracaj! Trevor! – krzyknęła kobieta, wyskoczywszy za nim, ale on migiem wskoczył do Forda i przekręcił kluczyk.
Rzucił broń i nóż pod fotel. Matka dopadła do auta.
– Trevor, nie jedź! – wrzasnęła, szarpiąc za klamkę, ale on mocno wcisnął gaz i odjechał jej sprzed nosa.
Do siebie dotarł w pół godziny. W czasie podróży matka dzwoniła trzy razy, po których chłopak wyłączył telefon. Spojrzał na zegarek – czternasta z minutami. Usiadł na kanapie i czekał, aż opadną nagromadzone w nim emocje. Oparł łokcie o nogi, kładąc głowę na dłoniach. Kurwa! Co ja zrobiłem – zaczął wyrzucać sobie, gdy już ochłonął. Dopadły go wyrzuty sumienia, gdy oczami wyobraźni zobaczył minę przerażonej matki. Siedział tak dość długo, klnąc na siebie samego, wreszcie ruszył tyłek, wziął szybki prysznic i przebrał się w świeże ciuchy. Zostawił nóż i wyszedł. Teraz już jechał wolno, miał przecież broń. Schował ją w spodnie i udał się do znienawidzonej knajpy. Jessica stała za barem.
– Cześć! – przywitał się ciepło. – Nalej mi podwójnego Walkera i usiądź ze mną. Nie masz klientów.
Za moment zajęli miejsce przy pierwszym, lepszym stoliku. Chłopak dał brunetce kartkę z numerem.
– Jak Scott się pojawi, zadzwoń do mnie – poprosił.
– Pracuję tylko do piątej – odparła zaskoczona, a może i lekko spłoszona dziewczyna.
– Ok, ale jakby pojawił się wcześniej. Zadzwoń, to ważne – nalegał szatyn.
Jessica nie była zadowolona, chłopak miał dość dziwny wyraz twarzy. Ten szybko wypił drinka i wyszedł. Wsiadł do Forda i ruszył w poszukiwaniu fryzjera. Znalazł go na granicy miasta. Usługa trwała zaledwie dziesięć minut i kwadrans później już był po domem ukochanej. Pistolet zostawił w dziurze w fotelu i zadzwonił na górę.
– Słucham. – Usłyszał przyjaciela.
– Cześć. Mogę?
– Właź. – Zabrzęczała blokada drzwi. – Prosiła, żebym przyjechał, ale jestem wcześniej, bo nie chciało mi się siedzieć w domu. Trzymaj, chciała go – rzekł Trevor, podając młodemu kartkę ze szkicownika
– Świetne, masz talent! – Podekscytował się Tommy. – Zrobiłbyś jeszcze jeden?
– Kto ma być obiektem?
Młodzik uśmiechnął się tylko.
– W porządku, ale nie mam przyborów.
– Zaraz coś znajdę – rzekł Tommy i zaczął przewalać szufladę.
– Nie jest zbyt profesjonalny – mruknął Trevor, oglądając niebieski ołówek.
– Naprawdę? To może kupmy? – bąknął niewyraźnie Tommy.
Szatyn spojrzał na przyjaciela i głośno się roześmiał.
– Stary, ale masz, minę. Wyluzuj, damy radę i tym… na razie. W domu zrobimy inny, profesjonalny – brechał.
Młodzik się nie odzywał, chyba zrobiło mu się głupio.
– Cześć śliczna! – krzyknął jak zwykle Tommy i zaraz ucałował dziewczynę w usta. Zarumieniła się. – Co bierzemy? – Spojrzał na Trevora.
– Podwójnego Walkera, zawsze go piję.
Blondyn zamówił, sam wziął piwo i usiedli przy najbliższym do lady stoliku.
– Trochę tu ciemno – stwierdził Trevor, ale zaraz wziął się do pracy.
Jessica zauważyła, że coś maże, dość często się jej przyglądając. Trochę się speszyła lecz nie reagowała. Tommy się nie odzywał, bacznie obserwując poczynania kolegi.
– Mogłaby się nie ruszać – mruknął w końcu starszy chłopak.
– Pojdę, zagadam. Fakt, kręci się za tym barem, chyba już wyczaiła nasz plan – zażartował młodzik.
Trevor męczył się trochę w tym świetle, ale powoli narysował kontury. Do wykończenia już nie potrzebował modelki. Rysował bardzo długo przez ten półmrok. Jak skończył, spojrzał zapraszająco na Tommy'ego, który natychmiast do niego przyszedł. Zerknął na kartkę.
– Jesteś wielkim artystą! Powinni ci za to płacić! – zapiał.
– I płacą. – Uśmiechnął się szatyn.
– Pijemy coś jeszcze?
– Może jednego. Nie chcę być pod wpływem, i tak jest cięta.
Tommy ruszył po zaopatrzenie. Dziewczyna jednak nie wytrzymała.
– Mogę zobaczyć? – zapytała nieśmiało.
– Jasne, chodź.
– Bardzo ładny – pochwaliła, nabierając kolorków.
– Dzięki. – Trevor uśmiechnął się na całą szerokość twarzy.
– Mogę go dostać? – zapytała nieśmiało Jessica.
Tommy zrobił dziwną minę.
– Nie wiem. Pytaj swojego faceta, to jego obrazek – odparł szatyn.
Dziewczyna zamilkła. Zakłopotany Tommy także, nie miał pojęcia, co robić. Nie był raczej zadowolony.
– Żartowałem! – wyjechał rozweselony Trevor. – Daj jej, zrobię ci drugi... ładniejszy – dodał, spojrzawszy z wesołą złośliwością na speszoną Jessicę.
Jego dowcip sprawił, że dziewczyna zawstydziła się jeszcze bardziej.
– Młoda, wyluzuj, jaja sobie robię. – Chłopak szeroko uśmiechnął się do brunetki. – Ale dostaniesz go później. Muszę go wziąć, żeby przerysować, nie ma tu dobrego światła – wyjaśnił.
Pojawił się klient i małolatka zniknęła.
– Nie dokuczaj mojej lasce – roześmiał się Tommy. – I w ogóle to może już pojedziemy? Zapalimy coś jeszcze, zanim wróci.
Pożegnali się i kwadrans później już stali przy oknie, delektując się ulubioną używką. Na poprawę humoru nie musieli długo czekać.
– Powinna go oprawić. – Młody wskazał obrazek. – To naprawdę mistrzostwo.
– E tam... – Zaśmiał się Trevor..
Siedzieli tak około godziny, pieprząc narkotyczne głupoty i śmiejąc się sami z siebie.
– Muszę wziąć prysznic, bo się nie wyrobię. Posiedzisz chwilę sam? – zapytał gospodarz.
– Jasne, nie zawracaj sobie mną głowy. Zresztą zaraz wraca twoja dama – odparł Trevor, już był spokojny.
Po kwadransie Tommy wyszedł z łazienki. Dochodziła osiemnasta siedemnaście.
– Już powinna być, ale nie... tylko do mnie może się wydzierać za spóźnienia –
– warknął oburzony.
– Jak musisz wyjść, to się zmyję – powiedział Trevor.
– Idę dopiero o siódmej, ale jak nie wróci, możesz przecież poczekać tu.
Szatyn nie był zbyt chętny na siedzenie samotnie w cudzym domu.
– Przyjechałeś specjalnie, szkoda, żebyś wracał – namawiał go Tommy. – Tu i tak prócz telewizora nie ma czego kraść, a lodówki raczej nie udźwigniesz – kontynuował i znów wywołał śmiech.
Czas mijał. Dochodziła dziewiętnasta, a dziewczyny nie widać.
– Nie wiem, co się dzieje. Zawsze uprzedzała, że wróci później. Zadzwonię do jej pracy – rzekł zaniepokojony już młodzik.
Wziął komórkę i wykręcił numer, ale nikt nie odbierał. Trevor zauważył, że zniecierpliwienie przyjaciela powoli zmienia się w zdenerwowanie. Sam już zaczął się zastanawiać i różne myśli przychodziły mu do głowy. Nie wraca, a przecież prosiła mnie o przyjazd – dumał, i, nie wiedzieć, czemu, do głowy od razu wpadło mu znienawidzone imię. Minęła siódma i młody nałożył buty. Trevor ruszył się z miejsca.
– Gdzie idziesz? – zareagował natychmiast kumpel.
– Poczekam na zewnątrz.
– Chcesz się natknąć na tego skurwiela? Poczekaj tu, ona niedługo wróci.
– Zaczekam w samochodzie.
– Nie ma gadki, zostajesz w domu!
– A jak nie wróci? Może do kogoś poszła? – kombinował szatyn.
– Zadzwoniłaby z pracy. Zresztą ja będę za dwie godziny, więc nie ponudzisz się długo. Mam twoje książki, możesz sobie odświeżyć.
Trevor się zaśmiał. Nie czytał ich po wydaniu i nie miał zamiaru.
– Dobra, poczekam tu, tylko nie każ mi czytać tego gówna.
Młody uderzył śmiechem.
– Są niezłe. Dobra, znikam. Częstuj się, czym chcesz. Chodź, zamkniesz drzwi.
Tommy wyszedł i chłopak przekręcił zamek. Nie wiedział, co robić, poszedł więc zapalić. Stanął w oknie i rozglądał się wkoło, w końcu wrócił na kanapę i włączył telewizor. Leciały w nim jakieś głupie wiadomości, żadnego filmu. W końcu wziął szkicownik, ołówek i zabrał się za kopiowanie rysunku. Drugi raz rysował to samo, więc szło mu znacznie szybciej. Gdy skończył, znów zapalił i na powrót usiadł przed ekranem. Gapił się beznamiętnie w telewizor, w końcu go zmuliło. Drzemał, słysząc jednocześnie głosy w telewizji. Przebudziło go szperanie w zamku. Otworzył oczy.
– Cześć. Cieszę się, że jesteś – rzuciła Emma i nie patrząc na chłopaka, szybko umknęła do kuchni.
Od razu wsadziła głowę go lodówki. Trevor szybko do niej podszedł.
– Długo cię nie było, zaczynałem się martwić – rzekł.
– Zatrzymali mnie w pracy – bąknęła dziewczyna, zachowywała się co najmniej dziwnie. Nadal unikała wzroku Trevora, co ten w lot wyłapał.
– Coś się stało? – zapytał groźnie.
– Nic, jestem padnięta – mruknęła, lecz głowę nadal trzymała lekko przekręconą w drugą stronę.
W dalszym ciągu grzebała w lodówce, przekładając rzeczy z jednej półki na drugą, co nie miało większego sensu.
– Kotku, zostaw już to – poprosił ogłupiały i nieco zniecierpliwiony już chłopak.
– Muszę tu posprzątać – wycedziła przez zęby, coraz bardziej nerwowo przetrząsając chłodziarkę.
Babrała się nieporadnie, gubiąc przy okazji wzięte w dłonie rzeczy, w końcu przy trzecim produkcie, który uciekł jej z rąk, Trevor zareagował. Podniósł sałatkę, położył na miejsce i odsunął dziewczynę od lodówki, zamykając jej drzwi przed nosem. Nawet nie spojrzała na ukochanego, tylko zmieniła miejsce pobytu z chłodziarki na zlew. Szatyn nadal przyglądał się ślicznotce, która nie wiedziała, za który talerz złapać. Już pierwszy, który chwyciła, upadł na ziemię, tłukąc się w drobny mak.
– Kurwa! – zaklęła soczyście Emma.
Trevor nie wytrzymał. Zabrał gąbkę stojącej ze spuszczoną głową dziewczynie, delikatnie ujął jej brodę i odwrócił twarz ukochanej w swoją stronę. Zdębiał. Jego oczom ukazał się dość spory, podpuchnięty już, czerwony ślad pod jej lewym okiem. Stał jak łup, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
– Kto ci to zrobił? – zapytał wreszcie, rozdrażniony do granic.
Emma milczała, spuściła tylko wzrok.
– Em. – Chwycił ją za ramiona i odwrócił przodem do siebie. Drżała.
– Kto cię uderzył?! Ten skurwysyn? – Chłopak nie odpuszczał.
Cisza.
– Tak?
Dziewczyna uparcie stała jak posąg, uciekając wzrokiem.
– Kurwa! – wrzasnął rozwścieczony Trevor, zerwał się jak oparzony, migiem włożył buty i wybiegł z mieszkania.
Zdążył jeszcze usłyszeć swoje imię, jak już był na dole. Wskoczył do auta i ruszył jak wariat. Zajebię cię, gnoju, dotknąłeś ją ostatni raz! – szumiał. Był tak rozjuszony, jak chyba nigdy dotąd.
Parkował chwilę później i niemal biegiem ruszył do lokalu. Od razu zobaczył bydlaka – siedział z jakąś dziewczyną. Migiem skierował się w ich stronę. Wziął po drodze stojącą na stoliku, grubą szklankę, podszedł do Scotta i z pełnym rozmachem trzasnął go nią w skroń. Szklanka się pobiła, a chłopak znalazł na ziemi. Trevor natychmiast wskoczył mu na brzuch i zaczął okładać pięściami.
– Zatłukę cię, skurwielu! – wrzasnął, bijąc typa maniakalnie, cios po ciosie. – Ty kurwo! – grzmiał, lejąc go coraz zacieklej. Zachowywał się jak furiat.
Towarzyszka Scotta znieruchomiała, lecz za chwilę wstała i zaczęła odciągać napastnika.
– Zostaw go! – krzyknęła.
Odepchnął ją tak mocno, że upadła na ziemię. Nikt z gości nie reagował. Za chwilę jednak podbiegł barman i zaczął ciągnąć Trevora do tyłu. Chłopak był jednak tak rozjuszony, że zanim gość go odciągnął, Scott wyłapał jeszcze kilka potężnych uderzeń. W końcu pracownik oderwał od niego chłopaka.
– Dzwonię po policję! – oświadczył.
– Nie! – wybełkotał pobity. Twarz miał całą we krwi i prawdopodobnie złamany nos. Aż dziw bierze, że był jeszcze przytomny.
W tym momencie Trevor wywinął się z uścisku znów dopadł do bydlaka. Zdążył jednak zadać tylko dwa uderzenia, bo barman już bez ceregieli objął go za szyję i agresywnie powalił go na ziemię, wykręcając mu ręce do tyłu.
– Uspokoisz się?!
– Zajebię cię, gnoju! Już nie żyjesz, słyszysz. Zdechłeś?! – wrzeszczał do Scotta wściekły chłopak, szamocząc się na posadzce.
Po paru chwilach przestał się jednak miotać.
– Uspokoiłeś się?! – zapytał barman.
– Tak – wybąkał Trevor, ciężko nabierając powietrza.
Po chwili, gdy mężczyzna zwolnił nieco uścisk, Trevor zerwał się na równe nogi i szybko wybiegł z lokalu. Wpadł do samochodu, odjechał i zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej. Oparł ręce kierownicę, zachłannie łapiąc powietrze. Nie czuł nawet bólu pociętej szkłem, krwawiącej ręki, w której tkwił jeszcze kawałek szkła. Spojrzał na ranę, z grymasem na twarzy wyciągnął odłamek i prowizorycznie obwiązał dłoń znalezioną w schowku chusteczką. Dopiero, gdy nieco ochłonął, ból dłoni dosadniej dał o sobie znać.
Zagrała melodia połączenia. Spojrzał na ekran – Emma. Nie odebrał. Komórka za chwilę zaśpiewała ponownie, ale i tym razem to zignorował. Dziewczyna była jednak uparta. Przy trzecim dzwonku nacisnął w końcu guzik i przyłożył słuchawkę do ucha. Milczał.
– Trevor, gdzie jesteś? Nie rób głupstw! – rozkazała sucho dziewczyna.
Jej głos sprawił, że nieco ochłonął.
– Proszę cię, wracaj.
Nie odpowiedział, tylko się rozłączył. Podumał jeszcze chwilę i ruszył. Gdy dojechał, nie wysiadł, nadal tkwił za kółkiem, wciąż emanując złością. Egzystował tak kilka minut, gdy telefon odezwał się po raz czwarty. Nie odebrał, tylko opuścił pojazd i zadzwonił do mieszkania.
– To ja – wybełkotał.
Na górę wchodził ciężko i apatycznie, i gdyby jeszcze trochę zwolnił, pewnie zacząłby się cofać. Dziewczyna już czekała w progu. Gdy go zobaczyła, oniemiała.
– Boże, coś ty zrobił?! – Wzięła jego rękę.
Prowizoryczny opatrunek był już cały czerwony.
– Chodź – Pociągnęła chłopaka do łazienki.
Jak tylko wsadziła mu dłoń pod wodę, zapiekło niemiłosiernie. Syknął cicho. Dłoń była dość mocno rozcięta i krew lała się ciurkiem.
– Jedziemy do szpitala – zarządziła Emma.
– Nie.
– Dlaczego? Znowu mnie nie słuchasz? Trzeba to zszyć!
– Wystarczy dobry opatrunek.
Dziewczyna była już kompletnie zrezygnowana jego wieczną upartością.
– Proszę cię, przecież cię tam nie zatrzymają.
Męczyła go tak długo, że w końcu ustąpił.
– Daj mi kluczyki.
Spojrzał tępo.
– Jak będziesz prowadził jedną ręką?
Dostała je i za kilka minut byli już w jasnym holu izby przyjęć. Lekarz spojrzał
karcąco.
– No, ładnie się pan załatwił.
Zaprowadził go do małej sali, do której za chwilę weszła gruba kobieta. Wzięła przyrządy, dała mu zastrzyk i po kilku chwilach zaczęła czynności. Trevor się niecierpliwił. Założyła sześć szwów i obwiązała rękę cienkim bandażem. Szybko uciekł z pomieszczenia. Dziewczyna od razu zauważyła, że jest mocno wzburzony, dlatego chyba się nie odzywała. Trzymała w ręku jakąś tubkę.
– Co to jest? – zapytał.
– Lekarz mi dał.
Domyślił się, że to na podbite oko. Znów je sobie przypomniał i coś zaczęło w nim rosnąć. Dziwił się, że mordował kobiety, a teraz przejmuje się jakimś sińcem; sam już nie wiedział, co się z nim dzieje.
Ale to nie jest zwykła kobieta...
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania