Poprzednie częściUkojenie – Prolog

Ukojenie cz. 2

Był już mniej więcej w połowie drogi, gdy nagle z daleka dostrzegł jakąś dziewczynę, a może kobietę, próbującą najwyraźniej złapać okazję. Zatrzymał się i cofnął nieco wóz. Wjechał na pobocze, zaparkował pojazd koło drzew, aby z daleka nie było go widać, otworzył schowek i zaczął przewalać jego zawartość. W końcu znalazł bibułki. Skręcił blanta i mocno się zaciągnął. Nikt nie przejeżdżał, a dziewczyna czekała.

Spalił zioło w trybie natychmiastowym – tak bardzo go potrzebował. Otworzył flaszkę i napił się odrobinę. Do domu niedaleko, jeden czy dwa łyki nie zaszkodzą – pomyślał. Ale dwa łyki zamieniły się w prawie pół butelki, do czego doszła trawa i odchodzący kwas. Trevor znów poczuł się przyjemnie odurzony. Spojrzał za siebie – widział prawie całą drogę do miasta. Nic nie jechało. Odpalił Forda i mocno wcisnął gaz. Zatrzymał się przy dziewczynie – nie mógł przecież przepuścić takiej okazji. Wyglądała na około dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć lat, była dość ładna i bardzo drobna.

– Dokąd? – zagadał przez uchyloną szybę.

– Wiesz może, gdzie tu jest jakiś motel? – spytała.

Widać było, że jest trochę zmarznięta.

– Jakieś dwadzieścia kilometrów stąd – zełgał dziwnie podniecony, a używki kręciły nim jak oszalałe. Uśmiechał się do niej z fałszywą łagodnością.

– Wsiadaj, podrzucę cię. Co prawda powinienem skręcić wcześniej, ale szkoda, żebyś tu marzła – zaproponował miło.

Dziewczyna wsiadła do samochodu i usiadła koło niego z nutką niepewności. Sięgnął pod fotel i podał jej flaszkę.

– Trzymaj, nieźle rozgrzewa. Przyda ci się teraz rozgrzewka.

Czuł, jak zioło coraz mocniej wykręca mu mózg. Młoda kobieta była wyraźnie zaniepokojona faktem, że koleś prowadzi samochód, mając jednocześnie otwartą butelkę whiskey, z której już sporo ubyło. Poza tym dziwnie wyglądał, był jakiś taki... znużony. Mimo to wzięła trunek i napiła się odrobinę.

– Co młoda dziewczyna robi sama na drodze w środku pustkowia? – zapytał.

Nie patrzył na nią, gapił się przed siebie, zadając to pytanie.

– Pokłóciłam się z chłopakiem, nie chciałam dalej z nim jechać – powiedziała łamliwym głosem.

Trevor unikał jej wzroku. Wiedział, że widać jego odurzenie i może ją za mocno wystraszyć.

– Dzięki. – Oddała mu butelkę.

– Nie boisz się wsiadać do samochodów obcych facetów? – wyjechał złośliwie.

Dziewczyna się speszyła nie odpowiedziała. Spojrzał na nią – uśmiechnęła się, ale on zobaczył w jej oczach strach, który usilnie próbowała ukryć. W tym momencie żałowała chyba, że wsiadła do jego pojazdu, a teraz bała się już z niego wysiąść. Trevor czuł jakąś chorą satysfakcję z tego, że nieznajoma się boi.

– Jedźmy – rzucił wesoło i odpalił auto.

Ruszył jak wariat, aż wcisnęło go w fotel. Jechał bardzo szybko. Nie widział twarzy pasażerki, ale był przekonany, że jest bardzo wystraszona i pewnie najchętniej cofnęłaby czas. Nagle skręcił gwałtownie w leśną drogę.

– Ej, dokąd jedziesz?! Zatrzymaj się! – krzyknęła od razu.

Nie reagował, jechał dalej, patrząc martwo przed siebie.

– Wypuść mnie! – apelowała przerażona dziewczyna.

– Zamknij się! – burknął Trevor.

Autostopowiczka odwróciła się do drzwi i chciała je otworzyć, ale od dawna nie było w nich klamki. Trevor widząc to, głośno się roześmiał.

– Daremne twoje wysiłki. – Rechotał zadowolony.

Dobre dwie minuty szarpała się z nimi całkiem bezsensownie, w końcu chłopak się zirytował.

– Zostaw, kurwa, te pieprzone drzwi! – wrzasnął, uderzając ją pięścią w twarz.

Po chwili gwałtownie zatrzymał samochód i szybko wysiadł, burcząc coś pod nosem.

Wywlókł płaczącą już dziewczynę z wozu i rzucił jak kukłę. Mocno ścisnął ją za policzki, spojrzawszy w oczy przerażonej młodej kobiecie.

– Boisz się? – zadrwił, coraz bardziej nakręcony przerażeniem młodej kobiety.

– Błagam cię, wypuść mnie. Nikomu nic nie powiem – wydusiła.

Trevor w odpowiedzi przyklęknął, przycisnął twarz dziewczyny do ziemi i mocno przydusił. Nieznajoma wydała z siebie cichy jęk.

– Trzeba było jechać z chłopakiem – warknął ironicznie.

Trzymał ofiarę kilka chwil, mocno gniotąc jej policzki, w końcu ją puścił i z impetem kopnął w brzuch. Kompletnie nie zwracał uwagi na to, że ma do czynienia z kobietą. Ta skuliła się na ziemi. Po chwili drugi raz ją uderzył.

– Błagam cię, przestań! Jeśli chcesz pieniędzy, moja rodzina i zapłaci! – apelowała ofiara, wijąc się z bólu.

– Po co mi twoje pieniądze? – Chłopak zaśmiał się wesoło.

Nagle poczuł, że musi się odlać.

– Jak się ruszysz, przestanę być miły – ostrzegł i ruszył za samochód.

Nie było go kilkanaście sekund. Gdy wrócił, zobaczył, że dziewczyna wstała i usiłowała biec, a raczej wlec się przed siebie. Nie przeszła nawet kilkudziesięciu metrów.

– Dokąd?! – Chwycił ją za włosy i drugi raz huknął po twarzy.

Upadła i półprzytomna zaczęła coś do niego mówić, ale on miał to gdzieś. Położył nieznajomą na brzuchu i mocno wykręcił do tyłu jej prawą rękę.

– Puuuuść! To boooli! – krzyknęła bardzo głośno, wyginając w łuk.

– Dlaczego jesteś niegrzeczna? – syknął.

– Błagam cię, nic mi nie rób – zaklinała, płacząc rozpaczliwie.

– Nadal masz ochotę na wycieczki? – zapytał.

– Nie, przepraszam.

Nadał trzymał jej kończynę, widząc, jak mocno cierpi dziewczyna.

– Połamię ci graby, jak się jeszcze raz ruszysz! – zagrzmiał i puścił autostopowiczkę.

Zapalił skręta, oparł się o Forda i patrzył krzywym wzrokiem na kompletnie umęczoną już dziewczynę.

– Rodzice nie przestrzegali cię przed nieznajomymi? – Uśmiechnął się szyderczo.

– Nie zabijaj mnie, błagam cię, zrobię co zechcesz – wybełkotała ofiara, łkając.

– A czego ja mogę od ciebie chcieć? – Roześmiał się.

Wstał, wziął butelkę i przykucnął przy dziewczynie.

– Siadaj – mruknął.

Z trudem usiadła. Z lewego kącika ust sączyła się strużka krwi.

– Skaleczyłaś się, musisz bardziej uważać – rzucił z szyderczą powagą, wycierając ręką jej usta.

Nieznajoma bała się ruszyć. Trzęsła się cała.

– Dalej ci zimno? Napij się jeszcze. – Zaśmiał się złośliwie Trevor, podając jej Walkera.

Młoda kobieta, bojąc się przeciwstawić, pociągnęła łyk z butelki. Widać było, że nie przepada za alkoholem, bo dziwnie przełknęła.

– Dobre? – spytał chłopak.

– Tak.

Zmarszczył brwi, mocno chwytając dziewczynę za twarz.

– Dlaczego kłamiesz?

Milczała.

– Pal. – Puścił jej policzki i podał niecałe pół skręta.

Wzięła go i delikatnie pociągnęła. Ręce bardzo jej drżały.

– Lubisz sobie przyćpać? – Dalej katował dziewczynę.

– Nie.

– Więc czemu palisz?

– Bo mi kazałeś.

– Niczego ci nie kazałem, poczęstowałem cię tylko.

Nieznajoma już nic nie mówiła, spuściła tylko głowę, żeby na niego nie patrzeć. Trzęsła się strasznie. Trevor zauważył, że dziewczyna delikatnie rusza lewą dłonią, jakby czegoś szukała. Odsunął się nieco do tyłu.

– Chcesz mnie zaatakować? – Roześmiał się.

Cisza.

– Ręce na widoku! – ryknął i porwana w okamgnieniu położyła dłonie na nogach.

Znów się przysunął.

– To co, kończymy zabawę? – Wyszczerzył zęby.

– Nie, błagam, zrobię wszystko. Nie zabijaj mnie! – krzyknęła spanikowana dziewczyna.

– Wszystko? To może się zabawimy? Lubisz się pieprzyć? – zapytał, kładąc dłoń na jej piersi.

– Nie, proszę cię…

– Więc po co obiecujesz, skoro nie dotrzymujesz słowa?! – wrzasnął i kolejny raz trzasnął ją po twarzy.

Dziewczyna mocno się zatoczyła.

– Żartowałem... Nie pociągasz mnie – stwierdził z zadowoleniem. – Chcesz żyć?

– Tak, błagam cię, wypuść mnie. Nikt się o tym nie dowie, przysięgam. – Nieznajoma zaczęła powtarzać się w apelach, z wyraźnie emanującą z jej głosu nadzieją.

– Leśna droga jest około dwustu metrów stąd. Jak dojdziesz tam, zanim skończę palić, będziesz wolna – rzucił Trevor i odpalił papierosa.

Młoda kobieta z trudem się podniosła i skulona, powolutku ruszyła przed siebie, trzymając się za bolący brzuch. Trevor się uśmiechnął.

– Postaraj się, ja palę bardzo szybko! – krzyknął.

Brunetka szła nieporadnie, ale co kilka metrów słabła i przysiadała, opierając się na lewej ręce. Chłopak w okamgnieniu spalił używkę. Ofiara nie przeszła nawet trzydziestu metrów. Trevor poczekał jeszcze chwilę, po czym podszedł do dziewczyny i kopnął ją w plecy. Przewróciła się twarzą do ziemi.

– Przykro mi – oznajmił drwiąco, chwycił nieznajomą za ubranie i zaczął ciągnąć z powrotem.

– Nie, błagam, puść mnieee! Zostaw mnieee! Pooomooocyyy! – wydarła się na cały las.

– Kogo prosisz o pomoc? Główna droga jest ponad kilometr stąd – poinformował gorzko Trevor i rzucił dziewczynę obok auta.

Upadła na brzuch. Podniósł nogę i mocno uderzył ją stopą w plecy. Wydała z siebie upiorny krzyk.

– Zamknij mordę! – zawył i poprawił w żebra.

– Ratunkuuu! – Dziewczyna nadal krzyczała, zupełnie bez sensu.

Chłopak się wkurzył, odwrócił ją na plecy i przycisnął stopą lewą pierś.

– Przestaaań! – zawyła z bólu, próbując odepchnąć jego nogę.

– Kazałem ci się zamknąć?! – ryknął, brutalnie uciskając jej ciało.

Młoda kobieta się wyciszyła, płakała tylko przejmująco. W końcu zdjął nogę i kopnął ją z uniesionej kończyny w brzuch. Krzyknęła i zwinęła się w kłębek, odwracając do niego plecami.

– Dam ci jeszcze jedną szansę. Daję ci pięć minut – rzekł wesoło i usiadł przy samochodzie.

Pobita nie dała rady już wstać, zaczęła więc się czołgać. Chłopak palił papierosa, patrzył na dziewczynę i miał wielką uciechę z jej dalszych, nieudolnych prób pełznięcia przed siebie. Oparł głowę o samochód i rozkoszował się swoją ulubioną używką. Gdy skończył, zobaczył, że piękność przeszła „aż” pięć czy sześć metrów. Z uśmiechem psychopaty podszedł do ofiary.

– Godne podziwu! – Roześmiał się i kopnął ją w twarz.

Odrzuciło na bok jej głowę, ale nawet nie jęknęła. Chwycił brunetkę za fraki i zaczął ciągnąć. Ta już była już całkowicie bezwładna. Dociągnął ją do auta.

– Miło było cię poznać – rzekł, po czym huknął jej głową o karoserię.

Osunęła się na ziemię. To go również nie wzruszyło, bo pogapił się na nią chwilę, po czym usiadł i oparłszy się o koło Forda, bez jakichkolwiek emocji namiętnie pociągnął Johnniego Walkera. Spojrzał na dziewczynę – nie ruszała się, a z jej nosa i ust lała się krew. Sprawdził puls – było tak, jak przewidywał. Ogarnęło go zadowolenie, cieszył się że nie musi jej dobijać. Dokończył alkohol, chwycił zwłoki, zaciągnął w pierwszą lepszą gęstwinę i tam zostawił.

 

Wracał okrężną drogą. Jechał wolno, chorobliwie delektując się swoim czynem. Pół godziny później był pod domem. Wyłączył silnik i już na luzie skręcił i odpalił kolejnego blanta. Jarał go z gracją, rozsmakowując się każdym pociągnięciem. Był już tak naćpany, że prawie nie kontaktował. Emocje powoli z niego uchodziły, a oczy lekko się zamykały. Ogarniała go przyjemna senność. Zasnął.

 

Śnił o mrocznym ceglanym domu bez okien. Stał na samym środku jakiegoś zniszczonego pomieszczenia. Było tam okropnie zimno, wręcz lodowato. Z każdej ściany dochodziły do niego niezrozumiałe szepty i krzyki. Z tych dźwięków dobiegało dziwne, zastanawiające ciepło, które fizycznie czuł. Chciał koniecznie stamtąd wyjść, ale były tylko ściany, żadnych drzwi. Dźwięki stawały się coraz głośniejsze i powoli zaczynały go wręcz piec. Wilgotny chłód ceglanego pokoju mieszający się z palącymi go po całym ciele odgłosami, był nie do wytrzymania. Do tego czerwień budynku stawała się coraz ostrzejsza, przenikała jego oczy i powodowała okropny ból.

Skulił się na mokrej podłodze i nakrył głowę rękoma. Łeb mu pękał, był bardzo ciężki. Udręka stawała się coraz większa, a ból czaszki rozszedł się po całym ciele – czuł go wszędzie. Leżał i cierpiał, jednakowoż wiedząc, że to tylko sen.

Egzystował zwinięty w kłębek z jedną myślą – chcę się już obudzić. Z kieszeni spodni rozległ się głuchy dźwięk telefonu...

Zerwał się tak mocno, że trzasnął głową o szybę auta. Komórka nadal dzwoniła w schowku. Ospale otworzył drzwiczki, chwycił telefon i przyłożył słuchawkę do ucha.

– Witaj, synku. – Usłyszał.

Przeszedł go zimny dreszcz i momentalnie się obudził. W okamgnieniu ogarnęła go nerwowa duszność, a ręce rozlatały się na wszystkie strony.

– Halo, jesteś tam? – ponaglała kobieta.

Chłopak nie potrafił wydusić słowa.

– Trevor.

– Tak mamo, jestem. Cześć. – Ledwo wydusił; słowa nie przechodziły mu przez gardło.

– Co u ciebie? Wszystko w porządku? – zapytała ciepło rodzicielka.

– Tak.

– Chciałabym, abyś nas jutro odwiedził.

Aż nim wstrząsnęło, było to dla niego jak potężny lewy sierpowy. Ostatnio matkę widział rok temu. Kochał ją i tęsknił, ale unikał ojca. Nienawidził go i bał się jak ognia. Bardzo dobrze pamiętał jego wychowawczą nadgorliwość.

– Synu, słuchasz mnie? – spytała zniecierpliwiona kobieta.

– Nie mogę, jestem chory – wyjąkał.

– Ojciec wyjechał na dwa dni. Proszę cię, przyjedź. Nie wiem, jak się masz i chciałabym cię w końcu zobaczyć. Jeśli nie przyjedziesz, ja przyjadę do ciebie. – Matka nie dawała się spławić. Zbyt dobrze go znała, wiedziała, że będzie szukał wymówek.

Chłopak zamyślił się chwilę – nie miał ochoty, aby oglądała jego zapuszczony dom.

– Dobrze, o której? – bąknął niechętnie.

– Jak zawsze, na obiad, o trzeciej.

– Dobrze, będę, ale teraz muszę kończyć. Mam gościa.

– Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. Do zobaczenia jutro. Kocham Cię.

– Ja ciebie też. Cześć.

Dość długą chwilę po rzuceniu telefonu na siedzenie obok jeszcze nie mógł dojść do siebie. Czuł, że oczy robią mu się mokre. Rozejrzał się natychmiast w poszukiwaniu napoczętej flaszki, przypomniał sobie jednak, że wypił ją w lesie. Otworzył nową. Ręce nadal mu latały, a napływające łzy dusiły za gardło. Przyssał się do whiskey i zerknął odruchowo na zegarek – kwadrans po siedemnastej. Emma! – Przypomniał sobie. Szybko wysiadł z wozu i biegiem ruszył do domu…

 

Prysznic trwał „moment”. Ubrał się i przysiadł na kanapie. Ciągle był nieswój, gardło nadal miał ściśnięte. Wiedział, że telefon matki będzie go teraz dręczyć. Nie mając jednak czasu na dołowanie się, szybko zarzucił na siebie ciemnoniebieską dżinsową bluzę i ruszył do wozu. Dochodziło wpół do szóstej.

Zajrzał do samochodu – zakupy nadal leżały w środku. Zaniósł je do domu i wrócił do auta. Samopoczucie było do niczego. Miał mętlik w głowie, czuł się cholernie dziwnie i ciasno we własnym ciele. Poza tym był głodny, ale myśl o posiłku przyprawiała go o mdłości. Przespał się, więc efekt skręta pozostał tylko wspomnieniem. Nie palił następnego, nie chciał jechać do dziewczyny pod wpływem. Zrobił jednak trzy sztuki i schował pod siedzenie, w niewielką dziurę w tapicerce. Resztę narkotyku schował w szopie i za moment przekręcał kluczyk

Gdy dojechał na miejsce, widział zza szyby, że Emma jeszcze pracuje. Do szóstej brakowało kilku minut. Chętnie by przyćpał, ale nie chciał w takim stanie pokazywać się dziewczynie. Sięgnął do schowka po paczkę Marlboro...

– Kurwa, co za dureń! Czy ja zawsze muszę o czymś zapomnieć?! – syknął.

Torbę z zakupami rzucił niechlujnie w kuchni, tylko że zapomniał wziąć z niej fajki. Ogarnęła go wściekłość, zwłaszcza, że cała zawartość schowka wywaliła się w tym momencie na podłogę. Płacząc już prawie ze złości nachylił się i zaczął ładować wszystkie śmieci z powrotem. Jak już się z tym uporał, łupnął drzwiczkami z całej siły, ale te nie chciały się zatrzasnąć. Przy trzeciej próbie zamknięcia skrytki papiery znowu powypadały ze środka.

– Kurwa, co za gówno! – wrzasnął, zostawił tak jak jest i wysiadł z samochodu.

Podszedł do sklepu, ale do niego nie wchodził. Chciał trochę ochłonąć. Po pięciominutowym spacerze wzdłuż witryny w końcu wlazł do środka. Za ladą stał jakiś chłopak.

– Poproszę paczkę czerwonych Marlboro – wycedził półgębkiem.

Zapłacił i wyszedł. Czekał na swoją upragnioną towarzyszkę, ale ta się nie pojawiała. Sprawdził godzinę – osiemnasta siedem. Mijały kolejne minuty i odzyskany przez chwilą spokój zaczynał powoli zmieniać się w zniecierpliwienie. Palił już trzeciego papierosa, wędrując wkoło, kiedy usłyszał:

– Przepraszam, szef mnie zatrzymał. Dzięki, że poczekałeś.

Poczuł nieopisaną ulgę.

– Nie ma sprawy, dla tego uśmiechu było warto – odparł niepewnie, znów za komplementem próbując ukryć swoje zawsze pojawiające się przy niej zmieszanie.

Zaśmiała się tak, jak lubił.

– Idziemy czy dzwonimy po taksówkę? – spytała. – To trochę daleko.

– Mam tam samochód, chodź.

Nie był zadowolony z faktu, że muszą jechać, burdel w aucie nieciekawie się prezentował. Sam nie wiedział, czemu był taki głupi i nie skorzystał z taksówki. Otworzył drzwi pasażera i spojrzał na dziewczynę.

– Poczekaj minutkę.

Nachylił się pod schowek, zebrał trochę bajzlu i rzucił do tyłu. Papiery i inne badziewie rozprzestrzeniły się po całym tylnym siedzeniu.

– Przepraszam, miałem mały wypadek – tłumaczył się głupio, zbierając ostatnie śmieci, które złośliwie wylatywały mu z rąk.

Ona stała i śmiała się z sympatią z jego zauważalnej, spowodowanej zapewne zdenerwowaniem, nieporadności. Trevor śpieszył się jak mógł, w końcu podłoga była czysta.

– Proszę, jak nowy! – Zaśmiał się, wskazując siedzenie.

Emma zajęła miejsce, a on zatrzasnął za nią drzwi i usiadł za kierownicą.

– Dokąd jedziemy? Dawno tu nie byłem – zapytał, nieśmiało patrząc na pasażerkę.

– Jedź prosto. Powiem ci, kiedy skręcić.

Trevorowi, nie wiedzieć, czemu, w tej chwili przypomniała się sytuacja sprzed kilku godzin. Spojrzał na śliczną dziewczynę i czuł, że za nic w świecie nie mógłby jej skrzywdzić. Każdego, ale nie ją. Była jakaś taka... magnetycznie przyciągająca. Nigdy czegoś takiego nie odczuwał, w szkole to uczucie było jakieś… inne.

– Coś się stało? – zapytała blondynka, widząc, że chłopak zamyślił się przez dłuższą chwilę.

– Nie, nic… Przepraszam.

Emma nie skomentowała, już dawno zauważyła, że Trevor w jej towarzystwie nieswojo się zachowuje. Chłopak odpalił samochód i ruszył. Jechali już dłuższą chwilę, lecz żadne z nich się nie odzywało. Młoda kobieta zapewne nie chciała naciskać, a on kompletnie nie wiedział, co powiedzieć. Miał pustkę w głowie. Gdyby przyćpał, podróż zapewne wyglądałaby inaczej.

Jechali tak około pięciu minut w jakimś głupim milczeniu, w końcu kazała mu skręcić w prawo.

– Widzisz? To tam. – Pokazała mu niewielki, oddalony o jakieś sto metrów zielony neon i po chwili kierujący zatrzymał się przed knajpą o nazwie: „Green Clover”. Poczuł się dziwnie. Czuł, że jest w niej sporo ludzi, a on nie przepadał za tłumem.

Weszli do środka. Było tam około dziesięciu, może dwunastu osób, lecz pub był dość spory i było jeszcze dużo wolnych miejsc.

– Chodź. – Emma skinęła głową i ruszyła przed siebie.

Podążył za nią. Usiedli przy stoliku na końcu, przy ścianie.

– To mój ulubiony. Nikt tu nie łazi i można spokojnie pogadać – oświadczyła dziewczyna, siadając na granatowej, barowej kanapie.

– Można tu palić? – zapytał, już miał chęć na dymka.

– Jasne.

– Nie będzie ci przeszkadzać?

– Mój brat kopci jak smok, jestem przyzwyczajona. Poza tym są tu inni palący, więc nie zrobisz wielkiej różnicy – zażartowała ciepło Emma, uśmiechając się tak pięknie, że chłopaka przeszedł ciepły dreszcz.

Roześmiał się i odpalił papierosa. Spalił już pół, a kelnera nie widać.

– Ile można czekać? – burknął zniecierpliwiony. – Sam to załatwię. Co chcesz?

– Czerwone Martini z cytryną. Tylko poproszę dużo lodu.

– Zaraz wracam.

Podszedł do baru i zgasił peta w stojącej na nim popielniczce.

– Czy ktoś obsługuje w tym lokalu? – burknął wkurzony. – Czekam już dziesięć minut.

– Przepraszam. Mamy trochę zamieszania na zapleczu, nie zauważyłam nowych gości. Co podać? – odparła młodziutka barmanka.

Powiedział, co ma być i czekał. Nalała mu błyskawicznie. Spojrzał na wino – kilka kostek lodu. Nie wiedział, czy o taką ilość jej chodziło, ale wziął szklanki i wrócił do stolika.

– Czy z lodem ok? Mogę pójść po więcej.

– Jest dobrze, dziękuję.

Usiadł naprzeciwko i zamoczył usta w dawno oczekiwanym drinku. Wypił prawie całego. Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem.

– Chyba bardzo chciało ci się pić?

– Trochę mnie suszy po fajkach.

Emma w odpowiedzi przeszyła go przyjaznym spojrzeniem.

Trevor spiął się jeszcze bardziej, nie wiedział, czy to lubi, czy chce, żeby przestała. On tylko od czasu do czasu na nią zerkał, wzrok kierował to w stronę drinka, to znów gdzieś przed siebie, peszył się zbyt długim patrzeniem w jej niebieskie oczy. Emma siedziała i przez słomkę sączyła swoje Martini. Widziała, że się denerwuje, ale podobały jej się jego włosy i ciągle się im przyglądała. Podeszła barmanka.

– Podać coś jeszcze?

Trevor już skończył swój trunek, ale spojrzał na dziewczynę. Ta się nie odzywała.

– Jeszcze raz to samo – zadecydował. – I nową słomkę.

– Chcesz mnie upić? – zażartowała blondynka.

– Tylko trochę. – Uśmiechnął się skromnie, coraz częściej patrząc na piękną dziewczynę.

Całkowicie zapomniał o matce i jutrzejszej wycieczce. Tylko brak skręta coraz bardziej mu dokuczał.

 

Do klubu weszło trzech gości. Dość głośno się zachowywali. Trevor zauważył, że uśmiech, który zawsze figurował na twarzy dziewczyny, nagle zniknął. Odwrócił się – kolesie stanęli przy barze i zaczęli naśmiewać się z młodej barmanki. Byli mocno pijani. Po kilku chwilach wzięli jakieś alkohole i usiedli na drugim końcu lokalu. Spojrzał na znajomą – miała dziwny wyraz twarzy. Nie miał pojęcia, czy się odezwać, czy milczeć. Trochę się pogubił, chciałby wiedzieć, co się dzieje.

– To teraz prowadzasz się z obdartusami? – rzucił nagle do Emmy, stanąwszy nad głową Trevora jeden z typów, który nagle się koło nich pojawił.

No, ładnie, będą kłopoty – pomyślał od razu szatyn.

– Odejdź, jesteś pijany – rzekła niepewnie blondynka.

Głos miała bardzo niespokojny. Spojrzała na swego towarzysza, ale on jakby zdrętwiał. Siedział i patrzył w stolik. Od zawsze bał się i unikał utarczek z innymi facetami, zwłaszcza takimi nieprzyjemnymi.

– Skąd wyrwałaś tego brudasa? Już drugi raz cię z nim widzę. – Typek oparł się o stolik, bardzo blisko chłopaka, bujając się lekko od stanu upojenia. – Zmienił ci się gust odnośnie mężczyzn? – Złośliwie kontynuował.

– Daj nam spokój! – mruknęła coraz bardziej zdenerwowana dziewczyna.

Trevor w okamgnieniu zauważył, że jakaś dziwna relacja łączy lub łączyła Emmę z kolesiem i że ewidentnie się go boi. Nadal jednak nie miał odwagi się wtrącić, siedział więc w bezruchu z jedną myślą w głowie – idź stąd

– Patrzcie! Księżniczka przygruchała sobie bezdomnego! – krzyknął przybysz do kolegów z wesołością. – Lepiej kup sobie psa – śmiał się na całego – on przynajmniej nie brudzi, jak się go nauczy.

Emma się nie odzywała, ale jej oczy powoli robiły się szkliste.

– Mam nadzieję, że nie zapomniałaś portfela. Nie jestem pewny, czy tego obwiesia stać na twojego drinka – ciągnął chłopak, patrząc na Trevora pogardliwie.

Chłopak zauważył, że teksty gościa stają się dla młodej kobiety coraz bardziej uciążliwe i bardzo chciałby coś zrobić, ale nie mógł wydusić słowa, a co dopiero ruszyć się z miejsca.

– Może przysiądź się do nas? Żal by było, gdybyś musiała zmywać gary za niezapłacony rachunek – zaproponował natręt, kiwając się dalej nad głową Trevora, który był już cały struchlały i czuł, jak skręca mu żołądek. – Ale pali Marlboro, więc może nie jest tak źle. – Typ wyjął fajkę z paczki i odpalił. – A może to ty mu kupiłaś? W takim razie nie będzie miał żalu, że się poczęstowałem – oświadczył cynicznie, bezczelnie szczerząc zęby.

Emma wciąż milczała. Dręczyciel widząc, że towarzysz dziewczyny również nie reaguje, jakby bał się mu przeciwstawić, stawał się coraz bardziej bezczelny i coraz lepiej się bawił.

– Posuwasz ją? – zapytał nagle, dmuchając Trevorowi dymem prosto w twarz.

Tym wstrząsnęło, jakby dostał czymś ciężkim. Gość przesunął się nieco w stronę Emmy i oparł ręce o stolik.

– Czy tylko przyjeżdżasz po fajki? – dodał, patrząc z góry na młodego mężczyznę.

Trevor siedział jak posąg i milczał. Koleś widząc, że chłopak się nie odzywa, z całej siły huknął go otwartą ręką w twarz.

– Pytałem o coś! – zawył.

– Zostaw go! – Emma zerwała się z miejsca.

– Siadaj! – warknął koleś, odpychając ją tak mocno, że w mig wróciła na kanapę.

– A może jesteś ciotą? – Cham brnął dalej, ponownie uderzając wesołością.

Trevor wręcz słyszał, jak mu wali serce. Był już cały mokry. Nie odzywał się, czuł tylko palący policzek.

– Poczęstuję się jeszcze. – Gbur przypalił drugiego papierosa, gasząc pierwszego prawie całego. – Nie dość że brudas, to jeszcze mięczak – powiedział wesoło i znów skierował wzrok w stronę dziewczyny. – Przemyśl moją propozycję odnośnie psa – rzekł, obejmując ją ramieniem – ten przynajmniej będzie cię bronił...

– Chodź, już wystarczy! – Szarpnął go nagle jeden z kumpli, który podszedł, widząc, że koleś za mocno się rozkręcił. Zaczął go powoli odciągać.

– Dobra, idę! – Agresor wyrwał się koledze i ruszył za nim wolno. – Tylko dobrze go wyszoruj, zanim pójdziesz się z nim pieprzyć! – krzyknął jeszcze do dziewczyny, odchodząc z radością.

Szedł, śmiejąc się wesoło, w końcu klapnął przy swoim stoliku. ¬¬Emma wzięła swoją szklankę i wypiła całą jej zawartość. Ręce jej drżały. Siedzieli jeszcze przez chwilę, słuchając dochodzących z oddali śmiechów. Trevor wiedział, kto jest obiektem żartów wywołujących tą wesołość i był już kompletnie wyczerpany psychicznie.

– Chodźmy stąd – wydusiła Emma, szarpnąwszy go nagle za rękę. Nie protestował.

Szła szybko, ciągnąc chłopaka w stronę drzwi.

– Na razie, gołąbeczki! – Usłyszeli, wychodząc.

Trevor zdążył jeszcze przyjrzeć się gościowi, zanim dziewczyna wyciągnęła go na zewnątrz.

– Nie zapłaciłem! – Chłopak zatrzymał się gwałtownie, choć wiedział, że Emma chce jak najszybciej się stamtąd oddalić.

Otworzył samochód i kazał dziewczynie wsiąść. Spojrzał na jej twarz – po jej cudownych policzkach leciały łzy. Wstrząsnęło nim i momentalnie strach zamienił się w złość.

– Poczekaj tu, zaraz wracam – oznajmił.

Wszedł do lokalu i skierował się w stronę miejsca, w którym siedział z Emmą. Musiał przejść przez cały pub.

– Zapomniałeś czegoś, brudasie?! – krzyknął inny już koleś.

Chłopak starał się nie zwracać na to uwagi, ale coś w nim rosło. Podszedł do swojego stolika i położył na nim kilkanaście dolarów. Szedł już w stronę wyjścia, gdy nagle skręcił w stronę żartownisiów. Podszedł bardzo blisko, nachylił się nad gościem, który ich zaczepiał i wyszeptał złowrogo:

– Spotkamy się jeszcze!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Nie dość, że ma zaburzenia, to jeszcze otumania mózg świństwami. Gdy chce, potrafi być miły, jakby miał przebłyski człowieczeństwa. Zauważyłam, że nakręca go lęk, a gdy ofiara milknie, robi wszystko, aby na powrót błagała o życie, co syci jego ego napływem euforii.
    Te jego sny, to tak, jakby śnił o tym, co go czeka i jakich katuszy dozna, kiedy naprawdę trafi w objęcia Lucyfera.
    Trevor nadzwyczaj spokojnie odniósł się do zachowania tego pijaka w barze, jakby był innym człowiekiem, bojącym się własnego cienia. Dwie różne osobowości, skrajne, a jednocześnie połączone w jedno.
    Cały czas utrzymujesz napięcie, co jest super. 5.:)
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Taki był zamysł, chłop na definitywnie dwubiegunówkę. Raz się boi, raz mu odpala (ni stąd, ni zowąd), nad czym nie panuje. Leków nie bierze, alkohol, i tragedia gotowa. Sama końcówka jest bardzo ostrą, więc jak za ostra, wybacz psychopatce piszącej rzeczy nieładne. 😁 Pozdro. ;)
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Uwielbiam oglądać horrory, więc im brutalniej, tym lepiej. Czy będzie ostra, zobaczymy, bo raczej mam stalowe nerwy i wiele już widziałam. :) Ja osobiście dodałabym tutaj jakiś trzask pękających żeber, albo, gdy kopnął ją w plecy, niefortunny upadek i złamanie nogi. Gdy uderzał głową dziewczyny o maskę, na masce zaznaczyłabym pozostałość kilku zębów, ale to sobie dopowiedziałam. Pozdrawiam. :).
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Ty niegrzeczna, hehe. Będzie trzask kości, i nie tylko. :)
  • Pasja 5 miesięcy temu
    Trevor i dwie twarze: Pod wpływem narkotyków obnaża się jego zła osobowość. Zmasakrowanie dziewczyny i pozostawienie w lesie i powrót do normalności chyba jest zaburzeniem. Lepsza osobowość jest podyktowana chyba lękiem wobec silniejszych. Kiedy wraca zapłacić, to jednak pozostawia jakiś zalążek jego mocnego Ja.

    Pozdrawiam
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Trevorek ma napady, zaspokaja chore żądze i wtedy "zdrowy". To dopiero zalążek tego, na co do stać. 😁 Pozro.😜
  • Margerita 5 miesięcy temu
    Trevor ty potworze co ona Ci zrobiła? Jak mogłeś ją zabić a wtedy się dziwisz że nawiedzają cię upiory
  • Margerita 5 miesięcy temu
    No co za drań najpierw zabił tamtą a potem poszedł na spotkanie z Emmą
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Łobuz z niego. 😁

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania