Poprzednie częściUkojenie – Prolog

Ukojenie cz. 4

– Otwieraj! – krzyknęła wkurzona dziewczyna.

Drzwi zabrzęczały i Emma odwróciła się do szatyna.

– Wejdziesz?

– Nie, pojadę.

– Śpieszysz się? Chodź, odświeżę się szybko i pójdziemy na śniadanie – nalegała.

Nie odpowiedział, tylko apatycznie ruszył za nią. Nie lubił chodzić po cudzych domach, choć z drugiej strony nie chciał się jeszcze rozstawać. Weszli na pierwsze piętro. Trevor czuł się bardzo niepewnie, ale starał się jak mógł to ukryć.

Gdy stanął w korytarzu, zobaczył szczupłego, dwudziestoletniego chłopaka. Kolor ściętych na jeżyka włosów miał trochę jaśniejszy do Emmy, lecz był definitywnie podobny do siostry. Młodzik siedział wyciągnięty na kanapie i wyglądał na kompletnie niezaineresowanego pojawieniem się dziewczyny. Emma wpadła do salonu i od razu zaczęła krzyczeć:

– Czy ty nie możesz raz posiedzieć w domu?! Nie pomyślisz, że ktoś może zapomnieć kluczy?! Tylko ćpanie ci w głowie! Dobrze, że rodzice tego nie widzą!

– Nie drzyj się, nie moja wina, że masz sklerozę – odpyskował niewzruszony chłopak.

– Szkoda mi słów na ciebie – fuknęła Emma i podeszła do Trevora.

– Chodź, siadaj.

– Postoję.

Blondynkę nie zadowoliła ta odpowiedź, bo natychmiast chwyciła go za rękę i pociągnęła do pokoju.

– Siadaj. To potrwa kilka minut. I nie zwracaj uwagi na tego gówniarza.

Wściekła poszła do łazienki. Chłopak podszedł do młodzika i wyciągnął rękę.

– Trevor.

– Tommy. – Blondyn uścisnął mu dłoń i dopiero wtedy Trevor klapnął koło niego.

Siedział i się nie odzywał, za to młokos co chwila chichotał, rozbawiony lecącym na ekranie filmem.

– Można tu zapalić? – zapytał w końcu starszy chłopak.

– Chodź do kuchni, zawsze wrzeszczy, jak jaram w pokoju.

Małolat był kompletnie wyluzowany. Młodszy chłopak zajrzał do lodówki, po czym odwrócił się do gościa.

– Chcesz coś do picia?

– Nie, dzięki.

W kuchni było trochę jaśniej. Trevor przez dość długi czas przyglądał się oczom Tommy'ego i teraz był już pewny, że trawa to nie jedyny środek, jaki zażył. Pomyślał o Emmie, która nie miała o niczym pojęcia. Nie chciał się wtrącać, ale w końcu nie wytrzymał.

– Co brałeś? – wyjechał.

Chłopaka zamurowało i nagle stracił swój dobry humor.

– Nic – odparł niewyraźnie.

– Nie wiem, co wziąłeś, ale nie rób tego więcej. Ona martwi się o ciebie.

– Nic nie brałem – bronił się Tommy.

Trevor od razu zauważył, że gówniarz stracił pewność siebie, co tylko potwierdziło jego podejrzenia. Siedzieli przez chwilę, milcząc.

– Ona wie, że palisz – rzucił szatyn.

Przerwała im Emma, która weszła do kuchni.

– Wypijmy kawę. W barze nie mają dobrej – zarządziła i włączyła ekspres.

Chłopak wciąż obserwował Tommy'ego i doskonale widział w jego oczach strach, spowodowany perspektywą ujawnienia Emmie prawdy. Milczał jednak, patrzył tylko od czasu do czasu to na niego, to na ślicznotkę. Dostał kawę i zapytał:

– Mogę zapalić?

– Śmiało – odparła dziewczyna. – A ty weź się za sprzątanie, jak wyjdę! – Znów huknęła znowu brata.

– Dobra, nie drzyj się już – syknął Tommy wyraźnie poddenerwowany.

– Chodź, gówniarz działa mi na nerwy.

Usiedli w pokoju. Trevor szybko wypił kawę, dziewczyna jeszcze nie. Znów się jej przyglądał, choć nadal nie czuł się swobodnie.

– Zapomniałam twego rysunku – obwieściła nagle niezadowolona blondynka.

– Zabierzesz innym razem... mam nadzieję – odrzekł chłopak, uśmiechnął się niemrawo.

Nie bardzo chciało mu się gadać. Cholernie źle się czuł i chętnie napiłby się czegoś albo chociaż jeszcze trochę przespał. Od rana katował się wizytą u matki i ciągle to za nim łaziło.

– Idziemy? – zapytała dziewczyna, odstawiając pustą szklankę.

– Tak.

Będąc już w progu spojrzał jeszcze na Tommy'ego, który sprawiał wrażenie szczęśliwego, że już wychodzą. Zaraz byli w samochodzie, a po kilku minutach przy lokalu. Gdy weszli do baru, gdzie spotkał ją na śniadaniu, od razu zauważył wkurzającego barmana. Skrzywił się. Podeszli do lady i złożyli zamówienie. Po trzech dniach głodówki Trevor marzył o czymś do żarcia. Po dziesięciu minutach dostali to samo, czyli stek, tylko dziewczyna jak zwykle z jakimś zielskiem. Trevor zerknął na zawartość jej talerza i nagle uderzył głośnym intensywnym śmiechem.

– Czemu wszystkie kobiety jedzą jakieś rośliny? Przecież to nie ma wyrazu. – Śmiał się jak opętany.

Emma spojrzała na niego jak na idiotę.

– Przepraszam – rzekł Trevor, ale chichotał dalej.

– Cieszę się, że poprawił ci się humor. – Dziewczyna serdecznie się uśmiechnęła.

Już chciał ugryźć swoją porcję, ale zaraz spojrzał na jej talerz i znowu zaczął rżeć. Wstał.

– Przepraszam. Pójdę na chwilę do łazienki.

Stanął w niej i wył dalej, kompletnie nie mogąc się opanować. Tkwił tam kilka chwil, przemył twarz wodą i wrócił do Emmy. Usiadł przy stoliku i delikatnie jeszcze chichocząc, wziął się za posiłek. Wchłonął go momentalnie. Dziewczyna siedziała i przyglądała się jego wariacjom. Spojrzał na nią i zobaczywszy jej dość dziwną minę, od razu się uspokoił. Zrobiło mu się niewiarygodnie głupio, że tak się rzucił na to jedzenie.

– Przepraszam – powtórzył.

– Nie szkodzi. Dobrze, że w końcu coś zjadłeś.

Zapadła chwila milczenia. Trevor spojrzał na zegarek – kwadrans po dziesiątej. Po tej kawie czuł się jeszcze gorzej, ciśnienie mu podskoczyło.

– Masz ochotę na coś jeszcze? – zapytał dziewczynę. Sam chciałby drinka, ale się powstrzymywał.

– Nie, dzięki.

– Chcesz jeszcze posiedzieć, czy pójdziemy? Zapaliłbym papierosa.

– Dobrze, chodźmy.

Trevor już chciał iść w stronę samochodu.

– Przejdźmy się, to dwadzieścia minut drogi – zaproponowała Emma.

Nie odpowiedział, tylko grzecznie poszedł za blondynką. Nieustannie męczył go ten niewdzięczny telefon, przez co cały czas szedł głęboko zamyślony. Emma widziała, że znów od rana coś go trapi, ale nie przerywała jego zadumy. Gdy doszli na miejsce, przystanęli na chwilę. Uścisnęła go.

– Dziękuję ci za wszystko.

Znów poczuł się dziwnie.

– Zadzwoń, jak będziesz miał chęć. Jutro mam wolne – poprosiła, podając mu kartkę z numerem.

– Zadzwonię.

– Cześć – rzuciła, dając mu całusa w usta i zniknęła w markecie.

Przeszedł go miły dreszcz. Tak go zaskoczyła, że nie zdążył jej odpowiedzieć. Stał i patrzył za przez szybę, aż zniknęła na zapleczu. Wkurzony faktem, że już sobie poszła, ruszył do auta. Po pięciu minutach dojechał pod knajpę, gdzie bywał Mike. Wszedł do środka i zaraz zobaczył kumpla.

– Czy ty czasem zmieniasz miejsce pobytu? – Zaśmiał się, stawiając na stoliku dwa piwa.

– Nie.

– Czy prócz zielska sprzedawałeś coś wczoraj jakimś małolatom?

– Jakim małolatom? – Zdziwił się brunet.

Trevor wyjaśnił, o co chodzi.

– Nie, poza tym nic nie mam.

Siedzieli tak około kwadransa, rozmawiając o starych czasach, gdy nagle Trevor zamilkł Do knajpy wszedł natręt z pubu. Od razu zauważył chłopaka i uśmiechnął się złośliwie, choć raczej bez entuzjazmu. Stanął przy ladzie, rzucił na nią jakieś papiery i zaczął rozmawiać z barmanką. Trevor zrobił dość dziwaczną minę. Koleś stał przy barze, a chłopak, wyraźnie już poirytowany, przyglądał mu się co chwilę spode łba.

– Co jest? – zapytał wreszcie Mike.

– Nic. Pójdę po piwo.

Podszedł do lady i stanął obok typka, najbliżej, jak się dało. Ten na chwilę umilkł.

– Poproszę jeszcze dwa razy – rzekł Trevor, patrząc kątem oka na bydlaka.

Gość się nieco odsunął.

– Macie Marlboro?

– Tak

– Wezmę paczkę.

Chwycił wszystko i ruszył do stolika, obejrzawszy się w połowie drogi.

– Stary, co jest grane? – powtórzył widocznie zaintrygowany Mike

Szatyn odpowiedział milczeniem, natychmiast otworzył fajki i poczęstował kolegę. Był w połowie piwa, gdy nagle koleś ruszył w stronę wyjścia. Trevor szybko zgasił niedopałek.

– Na razie. – W pośpiechu wstał, podając rękę przyjacielowi.

Rzucił na stolik parę banknotów i szybko ruszył w stronę drzwi. Mike z lekkim zdezorientowaniem patrzył na oddalającego się chłopaka. Ten wyłonił się delikatnie z knajpy i spojrzał w lewo – gość był już kilkanaście metrów dalej.

Narzucił kaptur na głowę i ruszył za typem. Chwycił po drodze leżącą przy budynku cegłę i mocno zacisnął ją w dłoni. Szedł już dobre dziesięć minut, trzymając się cały czas w tej samej odległości. Coraz mocniej ściskał kamień w dłoni. Bydlak chyba wiedział o obecności chłopaka, bo gdy ten odpalił papierosa, koleś znacznie przyśpieszył. Nie odwrócił się jeszcze ani razu. W końcu po kilku minutach delikatnie się obejrzał. Znowu przyśpieszył.

Trevor śledził faceta jeszcze przez odcinek stu, może stu pięćdziesięciu metrów, w końcu ten zatrzymał się przed ładnym nowym budynkiem. Odwrócił się jeszcze przed wejściem, po czym zniknął za drzwiami. Chłopak chciał wejść za nim, ale drzwi były zamknięte. Przejechał wzrokiem po numerach za szybką, ale nic mu to nie dało. Stał tam dość długo, w końcu zrezygnował i udał w miejsce, gdzie zaparkował samochód. Spojrzał na zegarek – parę minut po dwunastej.

Do domu dojechał bardzo szybko. Po wejściu do środka od razu nalał sobie całą szklankę whiskey, którą wypił zachłannie. Bardzo jej potrzebował. Oczywiście po drinku przyszedł czas na papierosa, po którym zadowolony chłopak legł na niezłożonej jeszcze kanapie. Muliło go na spanie, ale nie chciał przespać wizyty u matki. Mimo to zasnął.

 

Obudził go telefon. Odebrał mocno zaspany.

– No i gdzie ty jesteś? Jest po piętnastej! – Usłyszał ostrą pretensję.

Zarwał się na równe nogi.

– Przepraszam, przysnąłem. Już jadę.

Przemył twarz, pociągnął mały łyk, który pozostał w butelce i za chwilę już jechał, popalając skręta. Całą drogę myślał, jak szybko załatwić sprawę. Nie miał ochoty siedzieć tam długo, poza tym chciał jeszcze spać.

Skończył blanta i senność jakby mu przeszła. Po około czterdziestu minutach był już w mieście, gdzie stał jego rodzinny dom. Napompowany stresem stanął przed drzwiami i powoli nacisnął klamkę.

– Mamo!.

– Tu jestem! – Dobiegło z kuchni.

Wszedł do niej wolnym krokiem, nie bardzo mu się śpieszyło. Kobieta, gdy tylko go zobaczyła, mocno uścisnęła chłopaka. Zioło delikatnie nim poruszyło.

– Co ci jest? Źle wyglądasz. – zapytała zaniepokojona rodzicielka, widząc jego osowiałość.

– Mówiłem, że jestem chory, poza tym nie wyspałem się w nocy – zełgał z pełną obojętnością, choć w środku był bardzo niespokojny. Ściany rodzinnego domu totalnie go przybiły.

– Pewnie jesteś głodny? Chodź. – Kobieta ruszyła do salonu. – Siadaj. – Wskazała mu krzesło przy stole, a sama wróciła do kuchni.

Trevor założył ręce na blat i siedział w milczeniu. Pojawił się koło niego talerz z pieczenią i chleb. Matka spoczęła naprzeciwko i czekała, aż zacznie jeść. Ukroił odrobinę, wziął na widelec i włożył do ust, ale zrobił to bardzo ospale. Następne podejścia niczym się nie różniły, w końcu kobieta zapytała:

– Dlaczego nie jesz? Przecież to twoje ulubione? Nie smakuje ci?

– Nie jestem głodny – wybełkotał ciężko chłopak.

– Synu, co się z tobą dzieje? Znowu coś brałeś? – dociekała rodzicielka, patrząc nerwowo na wyglądającego jak zwłoki Trevora.

Ten siedział i milczał, ale matka nie odpuszczała.

– Chcesz się zabić?

– Nic nie brałem, jestem zmęczony! – rzucił poddenerwowany chłopak.

– Nie wierzę ci, znowu mnie okłamujesz.

Trevor był już poirytowany jej uporczywością.

– Daj mi spokój. Chciałaś coś, więc mów, zaraz muszę wracać – syknął.

Matka nie rozumiała, co się dzieje, nigdy się tak do niej nie odzywał.

– Chciałam cię zobaczyć, czy to zbrodnia?

Szatyn siedział i milczał, gdy nagle trzasnęły wejściowe drzwi.

– Cześć! – Usłyszeli z korytarza.

Chłopak aż podskoczył na krześle, momentalnie oblewając się zimnym potem. Kurwa, znowu będzie to samo – pomyślał od razu, w mig przeszywając kobietę zimnym, pretensjonalnym spojrzeniem.

– Nie miałam pojęcia, że wróci wcześniej – wyjechała rodzicielka, totalnie zagubiona w sytuacji.

Zauważyła, że syn bardzo się zdenerwował. A on siedział i czekał... jak na wykonanie wyroku. W końcu ojciec wszedł do pokoju.

– Cześć, ćpunie! – Uśmiechnął się złośliwie.

Trevor spuścił głowę. Matka była mocno zmieszana. Mężczyzna usiadł niedaleko chłopaka.

– Przeszedł ci apetyt od tych prochów? – zapytał, spojrzawszy na jego talerz.

– Przestań! – zagrzmiała kobieta.

– No co? Zobacz, jak on wygląda, bezdomny na ulicy lepiej się prezentuje. Wychowałaś narkomana.

Matka spojrzała na syna, nie mając pojęcia, co robić. Gdyby znała prawdziwy powód paniki chłopaka, pewnie nie kazałby mu przyjeżdżać. Niejednokrotnie była świadkiem złośliwego zachowania męża w stosunku do niego, lecz o tym, że prawie codziennie katował go jak psa, nie miała pojęcia. Facet dobrze się z tym ukrywał, wiedział, gdzie tłuc. Trevor mimo udręki nie powiedział jej o tym nigdy. Nigdy też nie rozumiał, za co go stary tak nienawidzi.

– Wcinaj, dobrze ci zrobi po ćpaniu – kontynuował szyderczo ojciec.

– Dosyć już! – krzyknęła coraz bardziej zdenerwowana kobieta.

– Muszę iść do łazienki – mruknął szatyn i wstał od stołu.

Sztywno-miękkim krokiem udał się do toalety. Wszedł, i cały mokry i rozdygotany, oparł ręce o zlew. Za wszelką cenę chciał uciec z tego domu. Sterczał w łazience tak długo, jak się dało, w końcu jednak musiał wyjść. Nie zdążył przejść nawet metra, jak wyrósł przed nim ojciec. Chwycił go za gardło i z całej siły przycisnął do ściany. Był wielkim facetem, więc uchwyt był dość bolesny.

– Matka narobiła się dla ciebie. Masz iść i to wszystko zeżreć, bo inaczej tak ci wpierdolę, że cię stąd wyniosą, rozumiesz, śmieciu? – syknął dyskretnie i jeszcze mocniej ścisnął chłopaka, unosząc do góry jego podbródek.

Trevor natychmiast pomachał potakująco głową. Gdy tylko ojciec go puścił, chłopak nie czekał dłużej. Zerwał się do drzwi i błyskawicznie wskoczył do samochodu. Zdążył tylko usłyszeć z progu matczyne: Trevor!

 

Jechał jak wariat, przez łzy prawie nie wiedząc drogi, w końcu zatrzymał wóz na poboczu i rozpaczliwie się rozpłakał. Siedział półprzytomny, ciężko nabierając powietrza – obraz wrednej, wściekłej gęby ojca uporczywie stał mu w oczach, powodując jeszcze większy żal. Po godzinie udało mu się w końcu dotrzeć do domu. Wpadł do środka i od razu do kuchni. Za moment miał już w ręku butelkę, do której przyssał się jak pijawka. Pił bardzo zachłannie, dusząc się przy okazji połączonym ze łzami alkoholem. Ledwo odpalił fajkę trzęsącymi się rękoma. Zanim skończył peta, butelka była w połowie pusta, a po następnych kilku minutach nic już w niej nie było. Wstał po następną – był już dość mocno podcięty. Wypicie w tak szybkim tempie całej butelki whiskey dało o sobie znać. Usiadł w kuchni, otworzył nowy trunek i znów pociągnął łyk. Siedział chwilę, po czym wstał gwałtownie i szybkim krokiem poszedł do szopy. Wyjął schowany pistolet, wsadził za jeansy i wsiadł do samochodu. Z butelką w dłoni przekręcił kluczyk i mocno wcisnął gaz. Jechał bardzo szybko, raz po raz popijając. Policja się w tej chwili zupełnie nie przejmował. Niedługo potem znów parkował pod domem rodziców. Był już dość ostro wstawiony. Wziął z bagażnika klucz do kół i poszedł do drzwi. Gnata trzymał w drugiej dłoni. Pociągnął za klamkę – zamknięte. Zadzwonił dzwonkiem – otworzyła mu matka. Odepchnął ją i wbiegł po schodach. Wpadł do jadalni, gdzie siedział ojciec i rozmachem uderzył go stalowym narzędziem w twarz. Wykręciło mu głowę, ale zaraz chciał wstać.

– Siedź! – zagrzmiał Trevor, wymierzając do niego z broni.

Ojciec usiadł w kompletnym szoku, w podobnym była matka, która wbiegła za chłopakiem.

– Spokojnie – odezwał się mężczyzna.

– Zamknij mordę, zabiję cię, bydlaku! – zagroził szatyn, z trudem cedząc słowa.

– Trevor, oddaj mi broń – błagała go kobieta, podchodząc truchtem.

– Nie podchodź! – krzyknął Trevor, ale ona zbliżała się nadal, bardzo wolno. – Odejdź! – Wycelował do niej.

Przysiadła przy stole, zatrwożona. Trevor obciął ojca lodowatym wzrokiem i powoli cofnął się do stojącej z tyłu szafy. Otworzył ją i wyjął czarny skórzany pasek, z dość grubą, metalową sprzączką.

– No?! Powiedz jej, jak mnie wychowywałeś przez dwadzieścia lat! – Pomachał nim, wyciągając rękę.

– O Boże, Trevor! – jęknęła zszokowana kobieta.

Podszedł do ojca i z całej siły trzasnął go paskiem po twarzy.

– Boli?! – ryknął.

Gdy nie usłyszał odpowiedzi, drugi raz uderzył mężczyznę.

– Nie boli, prawda?!

– Synku... – wydusiła kompletnie roztrzęsiona matka.

Spojrzał na nią, po czym huknął ojca klamrą po plecach. Ten jęknął, wykrzywiając twarz w gorzkim grymasie.

– Ale tak jest bardziej efektywnie, nieprawdaż?! – zadrwił Trevor.

Facet milczał, ale widać było, że jest przerażony i mocno odczuł uderzenia.

– Kładź się, gnoju! – nakazał chłopak, wskazując podłogę.

– Spokojnie – powtórzył bełkotliwie ojciec.

Chłopak znowu mu przyłożył i teraz już mężczyzna wydał z siebie przejmujący odgłos.

– No już!

Ojciec położył się twarzą do ziemi, wtedy Trevor usiadł i zapalił papierosa. Ręce latały mu na wszystkie strony. Nie posiedział jednak długo, za chwilę wstał, podszedł do ojca i z pełnym impetem kopnął go w prawy bok. Ten skręcił się z bólu. Syn spojrzał na mężczyznę i za chwilę drugi raz pociągnął go z nogi.

– Nie przejmuj się, w pracy nie zauważą. Po żebrach nie widać – oświadczył.

– Trevor, błagam cię, przestań! – apelowała kobieta, ale on nie reagował.

Uklęknął obok ojca, przycisnął kolano do jego szyi, chwycił za włosy i zgasił mu papierosa na twarzy. Mężczyzna wydał z siebie głośny syk.

– Nie martw się, to mnie też nie ruszało – orzekł Trevor, patrząc mu prosto w oczy.

Wstał i odpalił drugą fajkę. Matka już nic nie mówiła, płakała tylko głośno. Chłopak spojrzał na stół – stała na nim pusta szklanka. Kopnął ojca w twarz.

– Za niesprzątnięcie po sobie. – Wskazał palcem naczynie. – Za spóźnienie. – Zadał następne uderzenie. – Za pyskowanie. – Kolejny cios, po którym zaczął go już bez przerwy kopać, za każdym razem uświadamiając mu, za co dostaje.

Matka natychmiast zerwała się z krzesła i zaczęła odciągać syna.

– Trevor, przestań, zabijesz go! – błagała, ciągnąc chłopaka do tyłu, lecz z niewielkim skutkiem.

Szatyn zadał mu jeszcze kilka razów, w końcu odpuścił. Przyklęknął i przycisnął mu broń do skroni.

– Pożegnaj się!

– Trevor, nieee! – krzyknęła kobieta, całkiem znieruchomiała.

Chłopak klęczał przy ojcu w milczeniu, a za nim jak posąg stała przerażona rodzicielka. Spojrzał na nią, po czym wstał i usiadł przy ścianie. Oddychał bardzo szybko. Spojrzał na faceta – leżał obolały, cały zalany krwią. Trevor nie wytrzymał, schował głowę w złożonych na kolanach rękach i znów się rozpłakał.

– Już dobrze... – Podeszła matka, przytuliła syna i delikatnie zabrała mu pistolet.

Siedzieli tak kilka minut i Trevor powoli się uspokajał. Nagle uwolnił się z jej uścisku, zerwał z miejsca i wyszedł bez słowa.

Godzinę później był już pod domem dziewczyny. Dochodziła dwudziesta. Przyglądał się na numer mieszkania, ale guzika nie naciskał. Stał tak dobre piętnaście minut zupełnie bez sensu, w końcu wsiadł do wozu i pojechał pod knajpę, gdzie zaczepił ich ten dupek. Gdy był już w środku, rozejrzał się, ale nikogo nie wypatrzył. Lekko chwiejnym krokiem podszedł do baru.

– Poproszę piwo.

Wypił dość szybko i znów udał się pod dom Emmy, ale i tym razem nie zadzwonił. Oddalał się już powoli, kiedy usłyszał:

– Trevor!

Szedł dalej.

– Trevor, poczekaj! – Dogoniła go.

Skąd wiedziała, że tu jestem?

– Czemu nie zadzwoniłeś? – wyjechała pretensjonalnie dziewczyna, łapiąc go za ramię i zatrzymując w miejscu.

Trevor stał ze spuszczoną głową i milczał. Nie patrzył jej w oczy, bo znowu zaczęły napływać mu łzy.

– Co ci jest? Trevor – wypytywała zaniepokojona blondynka.

Nie dał rady się odezwać, kołek w gardle stał się jeszcze większy. Emma chwyciła go za podbródek – wyglądał niezrozumiale, oczy błyszczały.

– Co się stało?! – usilnie wyciągała zeznania, gapiąc się ze współczuciem na przygaszonego chłopaka.

W odpowiedzi wyrwał twarz i spuścił wzrok.

– Chodź. – Pociągnęła go za rękę.

– Nie, musze iść – wybełkotał, uwalniając się z jej uścisku i wolno ruszył wolno w stronę samochodu.

– Trevor! – Szybko go zatrzymała, na powrót łapiąc za ramiona. – Co się stało? Czemu nie chcesz ze mną porozmawiać?

– Zostaw mnie. – Wyszarpnął się.

Dziewczyna dała spokój. Zmartwiona i zdezorientowana stała i patrzyła, jak się oddala.

– Trevor! – krzyknęła jeszcze, ale się nie odwrócił.

Nie poszedł do samochodu, tylko wszedł do położonego nieopodal sklepu i kupił butelkę whiskey, gdyż tamtej zapomniał zabrać od rodziców. Potem wziął telefon i wykręcił numer. Czekał chwilę.

– Gdzie jesteś? – zapytał po usłyszeniu głosu w słuchawce.

– W domu – odpowiedział Mike.

– Masz jakieś zioło? Nie miałem jak wziąć z chaty.

– Przyjedź, dam ci dwa skręty.

Przyjaciel nie mieszkał daleko, więc Trevor poszedł pieszo i zaraz u niego był.

– Co jest, stary? – zapytał Mike widząc, że jest przybity.

– Nic, w porządku.

– Ok. Nie chcesz mówić, nie wnikam, ale nie wyglądasz za dobrze – stwierdził brunet, podając mu narkotyk.

– Mogę tu zajarać?

– Jasne.

Spalił migiem, podziękował kumplowi i wyszedł. Chcąc nie chcąc, znów znalazł się pod domem dziewczyny; coś bezczelnie go tam ciągnęło. Bardzo chciał się z nią zobaczyć, wstydził się jednak, że znowu może się rozpłakać. Alkohol i trawa nie zagłuszyły zażenowania, czuł się jak ciota.

Usiadł na schodach i oparł głowę o poręcz. Mimo konsternacji miał jednak nadzieję, że może znowu wyjdzie. Otworzył butelkę. Pił tak nachalnie, że aż zabrakło mu tchu. Odczekał chwilę i gdy pociągnął drugi i trzeci raz, przyszedł czas na papierosa. Ten zadziałał bardzo nasennie, chłopak nawet nie poczuł, kiedy przysnął. Zauważył go wychodzący z domu Tommy i szybko wcisnął guzik domofonu. Emma pojawiła się po chwili. Młody nie czekał, tylko sobie poszedł.

– Trevor. – Zaskoczona widokiem śpiącego kolegi dziewczyna szarpnęła go za bark.

Bez reakcji.

– Trevor, obudź się! – Potrząsnęła nim porządnie, dopiero wtedy ciężko otworzył oczy.

– Chodź – nakazała, zabrała mu butelkę i pociągnęła za sobą, półprzytomnego. Wciągnęła chłopaka do domu, posadziła na kanapie, a butelkę postawiła w kuchni.

– Daj mi się napić – wyjąkał niewyraźnie.

Widząc, że dziś tego potrzebuje, oddała mu alkohol. Łyknął porządnie. Emma się nie odzywała, czuła, że tej chwili to zbędne. Siedziała tylko i patrzyła, jak robi się coraz bardziej pijany, opróżniając butelkę. Trevor także milczał. Jak wypił już wszystko, wstał. Tak nim machnęło, że o mało się nie przewrócił.

– Nie wstawaj – Dziewczyna posadziła go na miejsce.

– Muszę zapalić.

– Zapalisz tu – oświadczyła bezkompromisowo blondynka, wstając po popielniczkę.

Trevor z trudem odpalił papierosa, kiwając się na wszystkie strony; był już kompletnie nie do życia. Zdrzemnął się zaledwie kilka minut, więc zioło mocno go jeszcze gniotło, do tego przecież przez parę godzin wypił ponad dwie butelki whiskey. To dało widoczne efekty.

– Muszę jechać do domu – wymamlał mało zrozumiale i chciał wstać, ale zaraz kiwnęło go z powrotem do pozycji siedzącej.

– W takim stanie? I może jeszcze chcesz prowadzić? Nigdzie nie pojedziesz, będziesz spał tu! – huknęła wkurzona jego zachowaniem dziewczyna.

Nawet nie protestował. Było mu już wszystko jedno, poza tym nie czuł się na siłach. Odpalił drugiego papierosa od pierwszego. Emma siedziała w ciszy i patrzyła na niego z politowaniem, coraz bardziej zastanawiając się, co się dzieje z tym chłopakiem? Ten już prawie nie widział na oczy, peta, którego obraz skakał z lewej na prawą, trzymał bezwładnie.

– Dosyć już tego palenia! – Emma straciła cierpliwość, odebrała Trevorowi pół używki i położyła go na kanapie.

Narzuciła na chłopaka koc, wzięła pustą butelkę i poszła do kuchni. Wyjęła z lodówki wodę i gdy wróciła, ten już odleciał. Zasnął momentalnie. Postawiła wodę na szafce koło łóżka i gdy upewniła się, że kolega odpłynął na dobre i nie narobi komedii, dopiero wtedy poszła spać.

Wyraźnie dotknęły chłopaka dzisiejsze wydarzenia, bo już tej nocy dały o sobie znać.

Śniło mu się, że wracał ze szkoły. Miał jakieś dwanaście lat. Wszedł do kuchni – matka zbierała się do wyjścia.

– Idę do pracy. Nagrzej sobie jedzenie z garnka – poinformowała i sobie poszła.

Trevor zjadł i usiadł przed telewizorem. Po jakiejś godzinie usłyszał dźwięk otwieranych kluczem drzwi. Momentalnie wyłączył sprzęt. Od razu zauważył, że znowu coś jest nie tak, bo stary zawsze najpierw wchodził do salonu. Ten krzyknął z jadalni:

– Mówiłem ci, żebyś wyniósł graty zza domu do garażu?!

Trevor ze strachu przed biciem nigdy nie zapominał o jego nakazach, ale to kompletnie wyleciało mu z głowy.

– Przepraszam, zapomniałem. Już idę – odpowiedział wystraszony.

Wszedł do jadalni i widząc, że stary ma już w garści znienawidzone narzędzie tortur, zerwał się i chciał uciec, facet jednak zdążył złapać syna i rzucić na podłogę. Zaczął tłuc go po rękach, którymi próbował zasłaniać się chłopak.

Ciekawe, jak długo dzisiaj? – Tylko jedna myśl siedziała w głowie ofiary.

– To już dawno miało być zrobione! – rozdarł mordę oprawca.

Ciosy były potężne, typ się nie patyczkował. Trevor zasłaniał się jak mógł, mimo to kilka uderzeń doszło do celu. W końcu mężczyzna zostawił chłopaka i poszedł do pokoju. Chłopak poniósł się wolno i ruszył zrobić to, co miał zrobić. Nie płakał, był już jakoby zahartowany, lecz oczy się zaczerwieniły. Czuł piekąco-palące smugi na ciele.

Facet pasek stosował rzadko, bo zostawiał ślady, przeważnie częstował syna kilkoma kopniakami lub wykręcaniem rąk. Jednak młodzik pasa bał się najbardziej, był najdotkliwszy.

Zaniósł worek do garażu i wrócił do domu.

– Chodź tu! – Usłyszał.

Wszedł do sypialni.

– Przynieś mi piwo.

Stary nie pił często, ale jak już to robił, to zawsze był podpity. Zaraz dostał butelkę.

– Nie ryczysz? Chyba słabo się przyłożyłem? – Mężczyzna roześmiał się ironicznie.

Trevor stał i milczał, trzęsąc się w środku. Nie wiedział, co go czeka, facet potrafił znienacka wstać i go pobić.

– Odrobiłeś lekcje? – zapytał ojciec.

– Jeszcze nie.

– Telewizor był ważniejszy?

– Nieee – bąknął Trevor, ze strachu już ledwo wydobywając słowa.

Wiedział, że straszną frajdę sprawia mężczyźnie przeciąganie tej rozmowy.

– Chcesz oberwać drugi raz? – kontynuował oprawca, widząc, że małolat już mało nie płacze.

– Nie.

– To spadaj.

Nie trzeba było powtarzać, chłopak migiem umknął do swojego pokoju i wziął się za lekcje. Wiedział, że to jeszcze nie koniec, bo facet sięgnął po piwo. Nie uciekł, bo potem byłoby jeszcze gorzej, do czego doszłyby nieodrobione zadania. Po godzinie stanął nad nim kat, lekko już podcięty.

– Co to, kurwa, ma być? Nie umiesz pisać? – Spojrzał na zeszyt.

Nie dziw, że literki były rozlazłe, skoro młodzik pisał je trzęsącymi się, bolącymi rękoma.

– Pytałem o coś! – warczał mężczyzna.

– Umiem – wydusił Trevor.

Ojciec chwycił go za twarz i przycisnął ją do zeszytu.

– To jest, kurwa, pisanie?! – wrzasnął, przyduszając coraz mocniej.

– Nie.

– Więc czemu to robisz?! – zawył, po czym zaczął okładać chłopaka pięściami w tył głowy.

Ten mógł się tylko zasłonić. Facet miał możliwość swobodnie się wyżyć, guzy nie rzucają się w oczy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Perpetrator rok temu
    👌
  • ZielonoMi rok temu
    Dzięki.
  • Joan Tiger rok temu
    Gdyby nie drzwi, mielibyśmy trzeciego trupa. Tak myślałam, że Trevor zagiął parol na tego typka z baru. :)
    Ja pierdziu; ale ma kochającego ojca - masakra.
    Czuję lekki niedosyt, bo byłam przekonana, że zastrzeli tego brutala, za te wszystkie lata wojskowej musztry, a tu tylko manto. Jednak coś mi się zdaje, że to jeszcze nastąpi i ojczulek za wszystko zapłaci w męczarniach :)))
    Nie dość, że Trevor przeżył koszmar, jaki na co dzień gotował mu ojciec, zanim nie opuścił rodzinnego domu, to jeszcze mu się to wszystko śni. To tak, jakby nigdy nie miał się otrząsnąć z tej matni.:)
  • ZielonoMi rok temu
    Oj, zagiął, i to duży parol. Dziękuję za komentarz. :*
  • ZielonoMi rok temu
    P.s. Gdyby zastrzelił ojca, musiałabym zmienić fabułę, bo policja i te sprawy. A typek z baru czeka na imprezę, więc Trevor musi być na wolności. :)
  • Joan Tiger rok temu
    ZielonoMi, zawsze można zamieść pod dywan, jak tamte wcześniejsze. Żartuję - wiem, o czym mówisz. :)
  • ZielonoMi rok temu
    Joan Tiger 😗
  • Pasja rok temu
    Podoba mi się Emma ze swoją stanowczością. Charakterna babka. Trevor rozchwiany emocjonalnie nie potrafi odnaleźć ujścia dla złych emocji zakodowanych w dzieciństwie. Czy matka nie wiedziała o ty? Czy udawała, że nie widzi? Poniekąd jest szkoda mi jego, bo jest pomiędzy dokonana przeszłością, a niedokonanym jutrem. Dlatego poszukuje rozwiązania w alkoholu o dragach. Zabija strach. Na zewnątrz mocny, a w środku bardzo słaby. Troska o innych i obok niepokazywanie jej, miłość do matki i nienawiść do ojca i szereg niedokończonych spraw rozbudza w czytelniku złość na ciszę, na niemoc. Syndrom opuszczonego dziecka, chłopca, który nie potrafi odnaleźć siebie. Tak rodzą się dwie osobowości... jedna zła, a druga dobra. Tylko, która zwycięży?

    Pozdrawiam
  • Margerita rok temu
    No to ja już wiem dlaczego Traver stał się narkomanem i mordercą
  • ZielonoMi rok temu
    Tak, zostaje w głowie...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania