Poprzednie częściUkojenie – Prolog

Ukojenie cz. 3

Wychodząc usłyszał, że śmiech stał się cichszy. Wsiadł do auta. Emma nie patrzyła na niego, była jakaś nieobecna.

– Odwieź mnie do domu – poprosiła.

– Wszystko ok?

Miał ochotę zapytać o tego dupka, ale się powstrzymał.

– Tak, jedźmy już.

Trevor nie mógł dojść, o co chodzi, co się nagle stało z tą wesołą dziewczyną? Przekręcił kluczyk i wcisnął gaz. Zawrócił w kierunku, z którego przyjechali, ale jechał dość wolno. Co chwila spoglądał na pasażerkę – nadal siedziała jak posąg ze wzrokiem wlepionym w szybę. Gdy w oddali kilkudziesięciu metrów było już widać jej dom, chłopak zatrzymał samochód. Spojrzała na niego.

– Dlaczego się zatrzymałeś?

– Chwila...

Dobrą minutę grzebał ręką pod fotelem, w końcu wymacał skręta.

– Zapalimy? – zapytał zainteresowaną jego wyczynami dziewczynę i podał jej zielsko.

Nie wiedział, czy bardziej chce poprawić humor jej, czy sobie, ale na pewno chciał przedłużyć jej pobyt. Emma zrozumiała intencje chłopaka, więc mimo złego samopoczucia nie chciała mu zrobić przykrości i chwilowo przestała naciskać na powrót do domu.

– Nie paliłam od czasów szkoły, a i wtedy chyba tylko dwa razy – odpowiedziała, lekko zaskoczona sytuacją.

Trevor widząc, że nie bierze od niego skręta, sam go odpalił i zaraz jej podał. Patrzył w jej oczy pierwszy raz szczerze i bez paniki. Wzięła trawę i trochę nieporadnie się zaciągnęła. Zakaszlała głośno, co rozbawiło chłopaka. Czekał cierpliwie, przypatrując się jej nieco zabawnym minom, które pojawiały się przy każdym pociągnięciu. Przy piątym razie zabrał jej zielsko, bo zauważył, że coraz mocniej się do niego przysysa. Widać było, że nie ma o tym pojęcia.

– Dobra, już wystarczy. Nie chcemy, żebyś nam za mocno odleciała – rzekł, wielce rozbawiony.

Widział już lekki uśmiech na twarzy Emmy i że trochę się rozluźniła. Dokończył używkę i wysiadł z samochodu.

– Dokąd idziesz? – Zareagowała natychmiast dziewczyna, robiąc pocieszną minę. Dało się już zauważyć jej coraz większą wesołość.

– Muszę zajarać. Nie chcę cię zadymiać – wyjaśnił.

– Wsiadaj, najwyżej uchyl drzwi.

Usiadł. Emma sięgnęła ręką w kierunku jego papierosa. Nie protestował.

– Zawsze byłam ciekawa, jak to smakuje? – oświadczyła i pociągnęła mocno. Zaraz się jednak skrzywiła i oddała mu peta. – Nigdy nie rozumiałam palaczy – rzuciła z żartobliwą dezaprobatą. Jej wyraz twarzy był coraz bardziej pocieszny, a raczej… głupkowaty.

Trevor był już maksymalnie rozweselony, czując, jak zioło z impetem wkręca mu się do głowy. Zerkał od czasu do czasu na towarzyszkę, która na twarzy miała już uśmiech od ucha do ucha. Był bardzo usatysfakcjonowany faktem, że zapomniała o bydlaku z pubu.

Wsadził rękę w tylną kieszeń spodni, wyjął portfel i zajrzał do banknotów. Spojrzał na godzinę – dochodziła dwudziesta. Rzucił go na deskę rozdzielczą i odpalił silnik.

– Gdzie jedziemy? – zapytała Emma, lecz to nie były już słowa, raczej sam śmiech.

– Kupimy coś do picia.

Podjechał do sklepu, ale silnika nie wyłączał. Zastanawiał się, czy do niego iść, był to market, w którym zaopatrywał się w noc morderstwa. Nie chciał, aby sprzedawcy za często go tam widzieli i pamiętali jego twarz. W razie pytań policji: ”Czy nikt podejrzany się tu nie kręcił?” on zapewne byłby pierwszy na celowniku. Pamięta, że niezbyt dobrze wtedy wyglądał, do tego miał krew faceta na ubraniu i nie wie, czy sprzedawca ją zauważył.

– Trevor! – Doszło do niego.

Spojrzał na pasażerkę otępiale.

– Słuchasz mnie? – spytała zniecierpliwiona dziewczyna. Uśmiech zniknął z jej oblicza. – Dobrze się czujesz?

– Tak.

Ale prócz fizycznej przyjemności po skręcie zaczął czuć się fatalnie. Przypomniał sobie o swojej paranoi i nagle jakby uszło z niego powietrze.

– Przepraszam... muszę się napić – mruknął i zaczął szukać flaszki pod siedzeniem. Znalazł w mig.

– Chcesz? – Podał Emmie alkohol.

– Nie lubię whiskey.

– Na zdrowie! – rzucił sucho i pociągnął spory łyk, a po nim drugi.

Blondynka patrzyła na niego i była kompletnie zagubiona w sytuacji.

– Na pewno wszystko gra? – ponowiła pytanie, patrząc na niego ciepło, choć wesołość już jej przeszła.

– Jasne.

– Nie powinieneś prowadzić.

– To tylko mały łyk. Nie masz się czym martwić, jestem dobrym kierowcą.

Dziewczyna ustąpiła. Trevor, choć wstydliwie, dotknął jej ust – były trochę suche.

– Na pewno jesteś spragniona, trawa nieco wysusza. Jedźmy gdzieś indziej, nie lubię tego sklepu.

Szybko odpalił silnik i ruszył dość ostro. Emma patrzyła na niego, zastanawiając się, co mu jest. Podjechał pod następny sklep – zamknięty.

– Kurwa – wycedził przez zęby.

Założył ręce na kierownicę i spojrzał na dziewczynę.

– Co teraz? – Uśmiechnął się.

– Może dajmy sobie spokój?

– Nie, muszę się napić czegoś gazowanego.

Ruszył dalej i chwilę później z daleka zobaczył znany mu już neon. Emma się nie odzywała, patrzyła tylko na niego z niepokojem. Zakręcił pod feralnym pubem i zaparkował po drugiej stronie.

– Zaczekaj tu – rzekł zdecydowanie, wysiadając.

Uchylił drzwi od jej strony, żeby nie musiała kisić się w aucie, przebiegł na drugą stronę ulicy i stanął przed pubem. Odpalił papierosa i wszedł do środka. Od razu spojrzał na stolik prześladowców – było już ich tylko dwóch. Słyszał złośliwe komentarze, ale śmiech był już cichszy. Podszedł do lady.

– Macie Pepsi?

– Tak.

– Proszę trzy.

Barmanka podała mu trzy małe, niebieskie puszki.

– Nie ma zimniejszych?

– Poczekaj chwilę, sprawdzę w lodówce.

Trevor obejrzał się i spojrzał na poznanego typa. Siedział ostro już nawalony i pieprzył coś do kumpla.

– Takie może być? – Usłyszał z tyłu.

– Tak, dziękuję.

Zapłacił, ponownie podszedł do kolesia i pochylił się do jego ucha.

– Pamiętaj, co ci powiedziałem! – rzucił chłodno, po czym odwrócił się na pięcie i szybko wyszedł z knajpy.

 

Z daleka widział, że Emma wysiadła z auta i z nerwowo wpatruje się w stronę baru.

– To chyba nie trwało długo. – Uśmiechnął się sztucznie.

– Nie, chciałam postać na powietrzu. Dlaczego tam poszedłeś? Niedaleko jest inny sklep.

– Zostawiłem komórkę – skłamał, nie patrząc na dziewczynę. – Wsiadaj. – otworzył drzwi – zawiozę cię tam, gdzie jest aż nadto świeżego powietrza.

– Która godzina? – zapytała Emma.

– Dochodzi za piętnaście dziewiąta.

Zapadła chwila ciszy.

– Wsiadaj, to niedaleko, za godzinę będziesz w domu. – Chłopak wznowił temat, widząc, że jest raczej niechętna na tę propozycję.

W końcu wsiadła do srebrnego Forda. Trevor szybko wskoczył za kółko i podał jej napój.

– Trzymaj, zimne, dobrze ci zrobi.

Odjechali. Po dziesięciu minutach byli już na skraju lasu. Otworzył drzwi i zapalił papierosa.

– Dużo palisz – stwierdziła dziewczyna.

Trevora przeszło dziwne mrowienie, powiedziała to w taki sposób, że zrobiło mu się totalnie wstyd.

– Sam nie wiem, czemu. Ale masz rację, muszę się ograniczyć – wytłumaczył się nieudolnie.

Znów zamilkli na chwilę.

– Przejdziemy się? – zaproponował chłopak.

– Dobrze.

Poszli wolno drogą, którą oświetlały od tyłu światła samochodu. Gdy po kilkudziesięciu metrach powoli zaczęły zanikać i otaczała ich coraz większa ciemność, Emma się zatrzymała.

– Nie idźmy dalej – rzekła dziwnym głosem.

– Spokojnie, nie ma tu żadnych potworów. – Zaśmiał się Trevor.

Wiedział, że trawa tylko wzmagała jej strach przed mrokiem.

– Wracajmy – nalegała blondynka, wyglądała na poważnie wystraszoną.

– W porządku, chodźmy.

Gdy już wsiedli do samochodu, Trevor dopiero zobaczył, jak mocno jeszcze trawa nią targa. Oczy miała totalnie przekrwione.

– Jestem zmęczona. Możesz mnie odwieźć? – poprosiła.

Nie odezwał się ani słowem, tylko uruchomił wóz i energicznie ruszył. Jechał i myślał o zabitej dziewczynie, las go nieco nastroił. Znów poczuł niedostatek. Cholernie chciało mu się alkoholu albo czegokolwiek innego, przez co znowu zaczął być lekko wkurzony. On palił zielsko codziennie, więc potrzebował więcej. Emma była jeszcze nagrzana, a on już prawie nic nie czuł. Żal mu było się rozstawać, a jednocześnie cieszył się, że w końcu sobie dogodzi.

– O czym znowu tak rozmyślasz? – zapytała dziewczyna, która od dłuższego czasu mu się przyglądała i była coraz bardziej pewna, że coś go męczy. – Jak chcesz, możemy pogadać.

– Nic mi nie jest – powiedział zupełnie bez przekonania.

Nie zauważył, kiedy dojechali pod kamienicę. Emma chciała otworzyć drzwi i jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że brak w nich klamki.

– Przepraszam. To stary rzęch, już dawno nie ma tu tego uchwytu – wyjaśnił Trevor, otwierając drzwi od zewnątrz. Ale o tym, że sam go usunął, nie wspomniał.

– Poczekam, aż wejdziesz – poinformował.

– Dzięki za miły wieczór – rzekła z sympatią Emma, całując chłopaka go w policzek.

Ciarki go przeszły po całym ciele po tym aksamitnym dotyku.

– To ja dziękuję – wybełkotał.

Dziewczyna podeszła do drzwi i zaczęła czegoś szukać w torebce. Trwało to dłuższą chwilę, w końcu Trevor do niej podszedł.

– Co się stało?

– Chyba zostawiłam klucze w domu – odparła rozgoryczona.

– Zadzwoń domofonem.

– Nikogo nie ma. Tommy wieczorem zawsze gdzieś łazi, nie mam pojęcia, gdzie go szukać – wyjaśniła zrezygnowana i prawie bliska płaczu.

– Jaki numer?

– Dwadzieścia trzy.

Trevor wcisnął guzik – cisza. Wcisnął drugi raz – znowu nic.

– Zadzwoń do niego. – Podał jej telefon.

– Na pewno bym to zrobiła, gdyby miał komórkę,

– Możemy go poszukać – zaproponował, żal mu się zrobiło dziewczyny.

– To nie ma sensu. Mój brat zapada się jak kamień w wodę, jak się spotka z chłopakami. Może być wszędzie.

Trevor stał oparty o budynek i kompletnie nie miał pomysłu na dalsze działania.

– Chodź, przejedziemy się. A nuż... – rzekł w końcu i pociągnął ją w stronę auta.

Objechali całe miasto i po pół godzinie zatrzymali się znowu pod jej domem. Trevor wyskoczył i ponownie zadzwonił pod numer mieszkania. Wrócił bardzo szybko.

– Nic – oświadczył młodej kobiecie.

– Pewnie gdzieś siedzi i się narkotyzuje – warknęła Emma z ogromną już złością w głosie.

Chłopak zamyślił się chwilę.

– Możesz przenocować u mnie – wyskoczył.

Wiedział, że nie ma zbytniego porządku, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie był szczególnie zadowolony, że przeszkodzi mu w nawaleniu się, a jednocześnie chciał, żeby z nim pojechała. No i nie chciał zostawiać jej samej z tym problemem… nie mógł.

– To chyba nie jest dobry pomysł – odparła, zaskoczona propozycją.

– Masz lepszy? – rzucił chłodno Trevor, lekko już zniecierpliwiony.

Emma stała i milczała.

– Nie jestem gwałcicielem ani mordercą, jeśli o to chodzi. – Uśmiechnął się do niej, samemu nie wierząc, że mówi to z taką lekkością.

Dziewczyna nadal stała niezdecydowana.

– No chodź, nie będziemy tu sterczeć do rana – zadecydował w końcu szatyn, chwycił ją za rękę i otworzył drzwi wozu. – Wskakuj.

 

– Daleko mieszkasz? – zapytała w połowie drogi Emma, jakby chciała się upewnić, że nic jej nie grozi.

– Zaraz będziemy.

Dziewczyna wiedziała, że jest nieśmiały i nie sądziła, aby mógł jej zrobić krzywdę, ale z drugiej strony było w nim coś niepokojącego. Był całkiem inny od większości facetów, a dokładniej rzecz biorąc... nieco dziwny. Bała się tego, lecz pociągało ją to zarazem.

Po kilku minutach byli już na werandzie. Trevor przekręcił klucz i zanim uchylił drzwi, poinformował:

– Mam lekki bałagan, nie zwracaj uwagi. Nie jestem fanem porządków.

– Nic nie szkodzi.

Wpuścił ją przodem.

– Siadaj. – Cisnął w kąt jakieś łachy, oczyszczając kanapę. – Wybacz, sprzątanie nie jest moją mocną stroną – tłumaczył się.

Dziewczyna zauważyła, że znowu zaczyna się denerwować.

– Zjesz coś? – zapytał.

– Nie, dziękuję.

– A może drinka? Mam wino, ale nie mam lodu.

– Może jednego.

Otworzył barek, wyjął butelkę, ponownie schował w nim głowę i zaczął szperać w środku.

– Kurwa! – burknął pod nosem, lecz Emma doskonale to słyszała.

– Co się stało?

– Nie mogę znaleźć korkociągu.

– Ten drink nie jest aż tak ważny. – Zaśmiała się dziewczyna, ale Trevor był już zły.

– Jeszcze chwila.

Chwila minęła, lecz gdy poszukiwania nadal nie przyniosły rezultatu, chłopak trzasnął drzwiczkami barku, zamknąwszy go z hukiem. Poszedł do kuchni, wyjął szufladę i całą zawartość wywalił na kuchenny blat. Rozszedł się metaliczny rumor. W końcu znalazł. Wrócił do salonu i otworzył wino, nalewając Emmie spory kieliszek.

– Na pewno nie jesteś głodna?

– Nie, jadłam przed wyjściem z pracy.

Zdziwił się, że dziewczyna nie ma ochoty na przekąskę po wypalonym blancie. Znów poszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Ukazało mu się kilka plasterków sera i jakaś zmiętolona sałatka. Teraz ogarnęło go szczęście z powodu odmowy posiłku, gdyż lodówka nie zachwycała zawartością, a chleb, który leżał na stole, był już tak twardy, że nadawał się co najwyżej do wbijania gwoździ. Sprawdził górną szafkę – jest paczka krakersów.

– Kretyn ze mnie. Proponuję ci kolację, a mam tylko to. – Uśmiechnął się głupkowato, kładąc ciastka na stole.

Sam nie wiedział, czemu to powiedział i zrobił z siebie jeszcze większego idiotę. Dziewczyna się zaśmiała, rozweselało ją to jego ciągłe zakłopotanie. Wydawał jej się wtedy taki... bezradny. Nie powiedziała nic.

Trevor usiadł obok i spojrzał na zegarek – zbliżała się dziewiąta wieczorem.

– Na którą idziesz jutro do pracy? – zapytał.

– Na jedenastą.

– O której cię zbudzić?

– Nie martw się, pewnie wstanę wcześniej od ciebie. Zawsze wcześnie wstaję.

– Przepraszam na chwilę. – Chłopak zerwał się z miejsca i poszedł do samochodu.

Obrócił w mig z butelką i skrętem w kieszeni. Nalał sobie dość sporo, chwycił szklankę i wrócił na miejsce. Milczał. Ona także siedziała w ciszy, uśmiechała się tylko od czasu do czasu. Trevor zerkał raz po raz na jej śliczną twarz, w końcu, nie mogąc zdobyć się na rozpoczęcie jakiegokolwiek tematu, wstał.

– Pójdę zapalić. Nie masz nic przeciwko? – bąknął speszony, doskonale wiedział, jak idiotycznie się zachowuje.

– Nie.

Wyszedł, usiadł na schodkach i odpalił skręta. Bardzo szybko spalił połowę.

– Miałeś się ograniczyć. – Usłyszał za plecami.

Usiadła koło niego, śmiejąc się. Odsunął rękę z trawą na bok.

– Lubisz to palić? – spytała.

Chłopak siedział i gapił się w schody, kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć. Zrobiło mu się strasznie głupio, że go przyłapała.

– Mój brat też to robi. Próbuję go przekonać do zaprzestania, ale nic do niego nie dociera. Cieszę się tylko, że na trawce się kończy i nie ciągnie go do innych używek.

Trevor siedział i słuchał dziewczyny, ciesząc się, że to ona mówi. Był zażenowany i zupełnie wypompowany z pomysłów na rozmowę. Blanta nadal trzymał w dłoni, ani razu się jeszcze nie zaciągnął. Znów zapadła cisza.

– Rozłożę ci kanapę! – zaproponował nagle, podnosząc się z miejsca; chciał już uciec od tej niezręcznej sytuacji.

Poszedł do kuchni, wykończył resztkę peta i wrzucił do zlewu. Rozłożył wyrko i rzucił na nie kołdrę przyniesioną z sypialni. Zerknął jeszcze, czy posłanie jest w porządku i wyszedł do dziewczyny.

– Gotowe. Pościeliłem w salonie, w sypialni może być trochę chłodno. Nie jest to łoże najwyższej klasy, ale mam nadzieję, że będzie ci wygodnie – oznajmił.

– Na pewno, dziękuję.

Trevor patrzył na jej uśmiech, który był coraz bardziej niewyraźny. Widział, że jest zmęczona, do tego jeszcze rozbita przez tego frajera z pubu. Sam był już lekko skonany.

– Idź się połóż, sen ci dobrze zrobi – zaproponował łagodnie.

– Ok. A ty?

– Zaraz przyjdę.

Emma zniknęła, a Trevor zapalił papierosa. Znów przypomniał sobie niewdzięczny telefon i złość go brała; nie miał ochoty nigdzie jechać.

Skończył palić i wszedł do domu. Przekręcił zamek w drzwiach i wyciągnął z szafy śpiwór. Rozłożył na ziemi, naprzeciw kanapy, rzucił na to jakąś szmatę, która kiedyś przypominała koc i położył się głową w stronę Emmy.

– Tu jest dużo miejsca – zasugerowała, pokazując na wolną, prawą część łóżka.

– Dzięki, tu mi dobrze. Poza tym musisz się wyspać – odparł twardo, skrzętnie ukrywając wstyd. Jasne, że chętnie by się przy niej położył, nie dał rady się jednak przemóc.

– Ja nie gryzę. – Zaśmiała się dziewczyna.

– I tak bym ci nie smakował – odparował Trevor, za żartem próbując ukryć zmieszanie.

Dziewczyna widząc, że broni się jak może, nie nalegała dłużej. Leżał i patrzył w jej oczy, które powoli się zamykały. Sam również zasypiał.

Obudziło go szarpanie. Otworzył oczy i poczuł przeszywające zimno. Zauważył, że jest cały spocony i ma mokrą koszulkę.

– Ciężko cię dobudzić. Krzyczałeś coś przez sen. – Rozbrzmiał cicho głos Emmy.

– Obudziłem cię? Przepraszam – mruknął zażenowany.

– Nie szkodzi. Co ci się śniło? Wydawało mi się, że bardzo cię męczy ten sen.

Trevor zupełnie nie pamiętał koszmaru.

– Nie pamiętam – odparł. – Kładź się. Dzięki że wstałaś, ale niepotrzebnie.

Ruszył się z miejsca, polazł do łazienki i szybko spłukał z siebie efekt sennych majaków. Narzucił pierwszą z brzegu koszulkę i poszedł do kuchni, oczywiście – zapalić. Zaczynał czuć się coraz bardziej głodny, chętnie zjadłby jakiś stek. Spojrzał na zegarek na ścianie – trzecia dwadzieścia. Zdążył się tylko położyć.

– Propozycja nadal aktualna. – Usłyszał, gdy tylko się położył.

Milczał.

– Nie dziwię się, że śnią ci się koszmary, skoro śpisz na twardej zimnej podłodze. – Dziewczyna nie dawała za wygraną.

– Nie jest twarda, mam śpiwór – palnął najgłupiej, jak mógł.

– Jeśli nie przyjdziesz, będę czuła się winna, że śpisz na ziemi.

Teraz już zupełnie nie wiedział, jak ma się wykręcić. Wstał.

– Muszę się napić wody – wystękał; przeciągał, jak tylko się dało.

Poszedł do kuchni i napełnił szklankę. Pił dość opornie. Przypalił drugiego papierosa w nadziei, że dziewczyna zaśnie. W końcu nie mógł już dłużej tam siedzieć i robić z siebie debila, wrócił więc do pokoju.

– Znowu za dużo palisz. Kładź się – nakazała Emma, wskazując wolne miejsce.

Zrozumiawszy jej upór i że nie ma innej opcji, położył się obok niej. Momentalnie przytuliła się do jego ramienia, kładąc rękę na brzuchu chłopaka. Zdziwiło go, że tak się zachowuje po pierwszym spotkaniu.

– Od razu lepiej, prawda? – szepnęła.

– Taaak – wydusił.

Był cały zdrętwiały. Młoda kobieta czuła, że jest spięty, mimo to leżała dalej.

– Dobranoc – powiedziała.

– Dobranoc.

Otoczyło go jej ciepło. Leżał bez ruchu. Czuł się przyjemniej niż po wszystkich świństwach, które do tej pory zażywał. Zamknął oczy i powoli ogarniał go sen.

 

Ocknął się ok szóstej i spojrzał na dziewczynę – nadal spała przytulona. Chciał wstać, napić się wody, ale bał się ruszyć, żeby jej nie zbudzić. Egzystował tak kilka minut, w końcu wysunął się najdelikatniej, jak mógł, spod jej ręki. Stanął na nogi i od razu nim zachwiało. Zawirowało mu się w głowie i miał w niej kompletny nieład. Głód, do tego fizyczne wypalenie po ostatnich używkowych ekscesach dały już o sobie znać. Pierwszy raz od kilku lat... wytrzeźwiał!

Ciężko wlókł się do kuchni. Zapalił, ale już po pierwszym pociągnięciu zerwało go na wymioty. Zgasił prawie całego i udał się do szopy po zioło. Alkoholu nie tknął, ale skręta musiał zapalić. Wiedział, że pomoże mu to chociaż na godzinę. Poza tym musiał odwieźć dziewczynę, a nie był w stanie utrzymać się na nogach, a co dopiero prowadzić samochód.

Kręcił go dobre dwie minuty. Wszystko się w nim trzęsło, miał dziwne dreszcze, napady zimna i gorąca. Usiadł na schodach i odpalił. Jarał szybko, co chwila oglądając się w kierunku kanapy. Skończył błyskawicznie. Wrócił do domu i usiadł pod ścianą. Chęć na fajkę rozrywała mu płuca. Siedział tak parę minut i dopiero gdy poczuł, że narkotyk zaczyna działać, podszedł zapalić. Nie mógł zrozumieć, czemu nie da rady się napić? Zawsze, nawet w najgorszych używkowych zejściach był w stanie sięgnąć po alkohol. Napiję się potem.

Trawa spełniła swoją powinność, poczuł się o niebo lepiej. Sprawdził godzinę – wpół do siódmej. Sen mu przeszedł, wziął więc ołówek, szkicownik i usiadł przy ścianie, naprzeciwko dziewczyny. Spała jak zabita. Na pewno wcześniej wstanę – pomyślał, uśmiechając się pod nosem.

Ręce mu trochę drżały, ale naszkicował ją błyskawicznie. Poza tym ogromną przyjemność sprawiało mu rysowanie jej ładnej twarzy. Gdy skończył, położył rysunek na ziemi i znów poszedł na papierosa. Ten szedł mu już lepiej. Głód męczył go strasznie, zjadłby konia z kopytami. Ponownie spojrzał na zegarek – dochodziła siódma. Kurwa, czemu jest tak wcześnie? – Warczał, ogarnięty złością i zniecierpliwieniem. Przespałby się jeszcze, ale wiedział, że potem ciężko mu będzie wstać. Butelka chodziła za nim jak cień, ale starał się o niej nie myśleć.

Siedział i gapił się na dziewczynę jak zahipnotyzowany. Teraz mógł się w końcu napatrzeć. Nawet nie czuł, kiedy przysnął.

Otworzył oczy i w rozmazanym obrazie zobaczył niewyraźną sylwetkę Emmy. Gdy obraz zaczynał się stabilizować, zauważył, że nie śpi, tylko się mu przygląda.

– Dzień dobry. Wygodnie ci tam? – Uśmiechnęła się.

– Nie najgorzej – odparł luźno, odwracając szkicownik rysunkiem do ziemi.

– Masz talent – pochwaliła

– Amatorszczyzna.

– Mogę go wziąć?

Zamyślił się.

– Jasne.

Nie był zadowolony, aczkolwiek wyrwał kartkę i podał dziewczynie.

– Więc tak wyglądam, jak śpię. – Zaśmiała się. – Pięknie rysujesz.

– Dzięki – Odwzajemnił uśmiech i spojrzał na zegarek – dochodziła ósma.

– Tak, masz rację, musimy się zbierać – oświadczyła Emma. – Muszę tylko skoczyć do łazienki.

– Prosto i w prawo, ostatnie drzwi.

Gdy poszła, Trevor biegiem zerwał się do rzęcha. Nabrał trochę zielska, zawinął w jakiś papier i schował w kieszeń. Odpalił fajkę i stanął w progu. Czekał, aż ślicznotka wyłoni się z toalety. Czas mu się dłużył, w końcu dziewczyna pojawiła się na werandzie.

– Powinieneś coś zjeść – stwierdziła, widząc, że jest jakiś osowiały.

– Jedziemy? – zapytał niezbyt miło.

– Tak.

Wsiedli do samochodu. Przekręcił kluczyk, ale silnik nie odpalał. Przekręcił drugi raz –

– znowu nic. Próbował tak chyba z dziesięć razy.

– Pierdolony złom! – zagrzmiał, trzepnąwszy rękoma w kierownicę, ale po chwili przyjrzał się wskaźnikom na desce rozdzielczej. – No tak, oczywiście nie zatankowałem. Poczekaj minutę.

Poszedł do szopy, podniósł stojący tam kanister, ale zaraz rzucił w kąt.

– Musimy zadzwonić po taksówkę, nie mam paliwa – poinformował.

Wyjął telefon i zamówił środek lokomocji.

– Będzie za dwadzieścia – trzydzieści minut. Chodź do domu.

– Posiedźmy tu.

Spojrzał na dziewczynę, nie odzywając się. Emma również milczała, nie chciała go chyba jeszcze bardziej złościć. Siedzieli tak kilka minut, w końcu Trevor wysiadł z auta. Wyjął zioło i zaczął kręcić blanta. Kompletnie przestało go obchodzić, co ślicznotka sobie pomyśli. Za chwilę już palił. Szybko się z nim uporał i wrócił do wozu, znowu go nosiło. Emma nadal nie otwierała ust, Trevor odniósł wrażenie, że się zlękła.

– Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem – odezwał się w końcu.

– Nie wystraszyłeś, po prostu nie widziałam jeszcze, jak się złościsz – odparła; uśmiech powoli wracał na jej twarz.

Chłopak spojrzał na zegarek.

– Mógłby się pośpieszyć – warknął.

W końcu taksówka przyjechała. Trevor wziął od kierowcy kanister i zatankował samochód.

– Niech pan chwilę poczeka – poprosił i wsadził głowę do Forda. – Chcesz jechać z nim, czy ze mną? – zapytał pasażerkę.

– Z nim tu nie przyjechałam – odparowała dziewczyna, kąśliwie wyginając usta.

Trevor się rozweselił, takiej jej jeszcze nie widział. Wziął portfel z fotela i zapłacił taksówkarzowi. Dochodziła ósma trzydzieści. Po kwadransie Emma już naciskała guzik domofonu. Rozległo się niewyraźne: – Słucham…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Perpetrator pół roku temu
    Czwórka jutro?🙂
  • ZielonoMi pół roku temu
    Ale później, grubo po południu.
  • ZielonoMi pół roku temu
    Jutro wrzucę, dziś nie miałam jak.
  • Perpetrator pół roku temu
    ZielonoMi żarty se robisz?? Dawaj mi to!
    Żartuję 🙂
  • ZielonoMi pół roku temu
    Perpetrator Groźnie...😅
  • Perpetrator pół roku temu
    ZielonoMi jak tam sprawy?
  • ZielonoMi pół roku temu
    Perpetrator Wyjeżdżałam, ale jutro obiecuję dodać. Już na luzie.
  • Perpetrator pół roku temu
    ZielonoMi jutro to już winna jesteś 4 i 5 😁
  • ZielonoMi pół roku temu
    Perpetrator 🤣
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Gentelman całą gębą. Kto by pomyślał, że wytrzyma tak długo w czyimś towarzystwie, nie zdradzając kompletnie swojej odmienności. Zaczarowała go ta cała Emma, czy co?
    Jak można było wsiąść do samochodu obcego faceta i jeszcze na dodatek przenocować w jego domu? Bała się, a mimo wszystko, kierowana ciekawością, poszła. Mega. :)
    Widać, że Trevor to już alkoholik. :(
    ''Nie wystraszyłeś, po prostu nie widziałam jeszcze, jak się złościsz'' - i lepiej, aby tego nie widziała na własne oczy.
    Bardzo delikatnie odebrał negowania Emmy w stosunku do swoich uzależnień, jak baranek. Spokojny rozdział, ale fajny. 5. :)
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Zaczarowała już w szkole. Przy Emmie normalnieje, stąd taki tytuł. Wyjaśniam, bo nie każdy potrafił tytuł prawidłowo zinterpretować. Rozdział spokojny, bo trzeba trochę spokoju. To cisza przed burzą.😈 Pozdrawiam.😉
  • Pasja 5 miesięcy temu
    Czy to zauroczenie, czy już miłość? Jednak jego emocjonalne wahania rysują nieciekawe jutro. Czy Trevor potrafi zapanować nad swoją ekspansyjną naturą? Emma jest rozkojarzona, ale też nie zaprzestaje rozpracowywać Trevora. Jej spokój zastanawia. Bo tak do konca nie wiemy czym się kieruje. Natomiast Trevor bywa powsciągliwy i nawet potrafi się powstrzymywać od nałogu. Myślę, że po czasie wyjdzie z niego powietrze i pokaże swoją drugą osobowość.

    Balondynkass patrzyła na niego i była kompletnie zagubiona w sytuacji? - Może blondynka?

    Pozdrawiam.
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Oj, pokaże, on nie ma po kolei. Kont się pali i się dopali. O masakra, co ja wyprawiam. I poprawiałam. 🤣 Dzięki. Buźka.😘
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    Lont*
  • Margerita 5 miesięcy temu
    Emma bardzo cię proszę bądź ostrożna bo Traver przed chwilą zakatował dziewczynę na śmierć

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania