Poprzednie częściUkojenie – Prolog

Ukojenie cz. 29

Do chatki w lesie dojechał bardzo szybko. Wywlekł Scotta z wozu i zaciągnął do domu, klnąc przy tym jak szewc. Facet był bardzo dobrze zbudowany i dość ciężki, Trevor nieźle się namęczył, póki wtargał go do wnętrza. Udał się do korytarza, w którym naprzeciwko sypialni było wejście do piwnicy i to tam zaciągnął typa. Skierował się do starego kredensu i zaczął czegoś w nim szukać. Już po chwili miał w ręku kajdanki, pamiątkę po dziadku, policjancie. Posadził Scotta, oparł go plecami o jeden z pali podtrzymujących strop, skuł mu ręce z tyłu. Poszedł po trawę i po pięciu minutach trzymał już w zębach skręta, a w dłoni całą szklankę whiskey. Wrócił do piwnicy i znalazł trzy szerokie deski, którymi zaraz pozakrywał taką samą ilość okienek. Zapadł półmrok.

Trevor chwycił szkło i usiadł vis–a–vis kolesia. Ten spał w najlepsze ze spuszczoną głową. Chłopak przyglądał się mu z uśmiechem i myślał: już nie jesteś taki mocny, co?

Spojrzał na zegarek – minęła północ. Wiedział, że gość niedługo się ocknie, więc skończył drinka, poczęstował go jeszcze chloroformem, zakneblował starą brudną szmatą i wyszedł. Przekręcił klucz, sprawdził jeszcze, szarpiąc mocno za klamkę, włożył Marlboro w zęby i wyszedł z domu. Po kolejnych dwunastu minutach był już w budynku ukochanej. Cicho wszedł do mieszkania, lecz gdy zobaczył Tommy'ego, natychmiast obrócił się na pięcie i wyszedł. Młodzik wyskoczył za nim.

– Trevor, czekaj! – krzyknął i w mig doskoczył do przyjaciela, zatrzymując go w na schodach. – Sorry za mój wyskok, nie wiem, co mi odjebało.

– W porządku, postąpiłbym tak samo – odparł szatyn, cały czas stawiając kroki w dół, a młodzik przed nim, idąc tyłem.

– Chodź do domu.

Trevor się zatrzymał.

– No chodź, wiem, że zachowałem się jak dupek. Nazwałem cię hipokrytą, a sam odstawiłem szopę, jak byłem nawalony – ciągnął małolat.

– Nie musisz mi się tłumaczyć. Jestem gnojem, jakich mało – stwierdził Trevor.

– Chodź, dama się martwiła, jak uciekłeś.

Trevor niechętnie ustąpił. Od razu dostał piwo. Trevor usiadł i dał młodemu małą karteczkę.

– Tu jest numer do mojego kumpla, możesz kupować od niego zielsko. Ma najlepsze, zresztą sam wiesz... – Roześmiał się. – Ma na imię Mike. Tylko dzwoń do osiemnastej i od razu powiedz, że jesteś ode mnie, bo odłoży słuchawkę – dodał.

– W porządku, dzięki – Tommy wziął świstek i schował do leżącego na regale portfela.

– Nie wychodź za często z domu i miej oko na Emmę. Wczoraj spotkałem gnoja, który mnie skopał i on nadal jej grozi. Lepiej, żebyś przez parę dni częściej przebywał w domu, do czasu, aż go dorwę i się nim zajmę – powiedział Trevor bez jakichkolwiek ogródek.

– Stary, nie dasz mu rady, to potężny chłop, poza tym pies. – Tommy nieco się zaniepokoił.

– Już moja w tym głowa, jak to załatwić. Nie pozwolę żadnemu frajerowi odgrażać się tej dziewczynie – syknął szatyn i skręcił blanta.

Miał dziś straszną ochotę upalić się na amen. Wziął swoją torebkę z marihuaną i połowę wysypał na stolik.

– Chowaj to gdzieś – nakazał przyjacielowi.

– Tommy schował kontrabandę i dał chłopakowi następne piwo.

– Gdzie jest mój obrazek? – zapytał Trevor.

– O kurwa, zapomniałem o nim! – zapiał młody, sięgnął do górnej półki w regale i wyjął z niego grubą książkę.

– Włożyłem go tam, żeby się nie pogniótł i kompletnie wyleciało mi z głowy, żeby pokazać go damie – tłumaczył chłopak, wyjmując szkic.

– Ciekawe, czy było jej tu ciasno? – spytał wesoło Trevor, wskazując księgę.

Ziółko już fajnie działało, a krępująca atmosfera po wyskoku Tommy’ego całkowicie zniknęła.

– Jak chcesz iść spać, to śmiało, ale może masz chęć ze mną popalić? Dawno nie zarwałem nocy – poinformował starszy chłopak.

– No jasne, posiedzimy, tylko jest jeden problem... – uśmiechnął się Tommy – nie mamy już piwa! – Zarechotał jak dureń.

– Mam cztery w wozie – rzekł Trevor.

– Na całą noc? Jedźmy do sklepu.

– Dobra, ale napisz kartkę, zaraz będzie się zamartwiać.

 

– A może wódkę? – wyskoczył Trevor parkując pod sklepem.

– Nie przepadam, ale dobra, walić to – Rozradował się naćpany Tommy.

Wzięli, co trzeba i zawiśli przed kasą. Urzędował przy niej jakiś grubas; stał i patrzył na chłopaków z bardzo oryginalną miną. Ci podeszli do mężczyzny i jak zobaczyli jego kwaśno-zniesmaczony wyraz twarzy, jeszcze głośniej się rozradowali.

– Proszę jeszcze dwie paczki czerwonych Marlboro i dwie niebieskich L&M-ów – powiedział Trevor.

– Zapłacę – rzucił Tommy.

– Jaja sobie robisz?! Pokaż, ile masz kasy.

Młodzik wyjął pomiętolone banknoty. Trevor wyjął swoje – było tam ze cztery razy więcej.

– I co? Odpadasz! – Oświadczył.

– Co z tego, że mam mniej? To nie znaczy, że nie mogę zapłacić – walczył Tommy.

– Coś jeszcze?! – zapytał głośno sprzedawca, wkurzony już ich głupią dyskusją przy ladzie.

– Nie, to wszystko. – Zaśmiał się Trevor, facet był przezabawny. Szybko wzięli torbę i głośno się zachowując, opuścili sklep.

– No nie mogę, co za smutny typ! – wyjechał wesoło Tommy – Widziałeś, jak się nastroszył?! Może wybiera się na walki kogutów?

Ryk, jaki wydał z siebie w tej chwili Trevor, był nie do opisania. Musiał zatrzymać się na chwilę, bo przez tę szajbę nie dał rady prowadzić.

– Kurwa, jesteś fenomenalny! – wrzasnął.

Wariowali dłuższą chwilę, w końcu szatyn ruszył i udało się jakoś dojechać do szczęśliwie do kamienicy. Szli na górę, chichocząc. Starali powstrzymywać się od takiego zachowania, ale na próżno, niewielkie echo na całą klatkę zdradzało ich obecne samopoczucie. Trevor cicho przekręcił klucz.

– Zanieś zakupy, zobaczę, co u kociaka. Pewnie znowu zgubiła kołdrę i marznie.

Ponownie parsknęli tłumionym śmiechem i chłopak udał się do sypialni. Przewidywania okazały się słuszne – Emma jak zawsze była rozkryta. Nakrył ją, ucałował w czoło i wyszedł, zamykając bezszelestnie drzwi. Za chwilę był w salonie, gdzie stały już dwa kieliszki, dwie szklanki i micha chipsów.

Gdy opróżnili po kolejce, Trevor wyskoczył:

– Włącz telewizor, tylko ścisz. Lubię, jak coś brzęczy. – Przymknął drzwi do salonu.

Usiedli obok siebie. Leciał jakiś film nieciekawy film.

– Kurwa, wiecznie jakieś dno. Co by było, gdyby nie istniało DVD? – zapytał Trevor.

– Nie wiem. Chodzilibyśmy wcześniej spać, jak przystoi grzecznym chłopcom. –

– Zarechotał Tommy i znów napełnił szkła.

– Masz jakiś film? – wypaplał Trevor, śmiejąc się.

– Nie mam, ale mam coś lepszego. Zdrówko.

Wypili i młodzik wyjął jakąś starą, nieco zniszczoną książkę dla dzieci.

– Emma mi ją czytała, jak byłem mały. Zabrałem z domu, wiedziałem, że się przyda. Są w niej strasznie pojebane obrazki – oświadczył, dusząc się ze śmiechu.

Otworzył lekturę i już przy drugiej stronie Trevor głośno zawył.

– O ja pierdolę, też sobie taki kupię!

Rysunek przedstawiał stracha na wróble w ogromnym słomianym kapeluszu. Patrzyli na stronnicę, wrzeszcząc jak debile. Śmiech jeszcze bardziej się wzmógł, gdy Tommy pokazał kumplowi piątą stronę. Widniał na niej człowieczek, który niósł wodę w wiadrze, ale ciecz uciekała z niego ciurkiem przez dziurkę w pojemniku. Bohater szedł dalej i nie miał o niczym pojęcia.

– Patrz, to pewnie Scott! Tylko on potrafi być tak tępy! – wykrzyczał Trevor z niemal diabelskim śmiechem.

– Dawaj, zajaramy! – rzucił młodszy chłopak i po chwili stali w kuchni z lufą.

Po tej porcji dymka wykręciło ich już całkowicie. Byli już tak najarani, że toczyli ze sobą coraz bardziej bezsensowną dyskusję. Wrócili do interesującej lektury.

Następny obrazek – dziewczynka zbierająca kwiatki na łące. Miała na głowie śmiesznie zawiązaną, żółtą chustkę i wyglądała trochę jak stara babcia.

– Emma! – wyjechał Trevor.

Czwarty szkic przedstawiał tę samą dziewczynkę, dawała zerwane kwiatki dla jakiegoś chłopczyka. Na jego ramionach wisiał plecak, a w ręku tkwił niewielki badyl.

– O! A tu Emma cię podrywa – stwierdził Tommy.

– Narwała marychy na łące i ruszyła na podryw – sprostował Trevor i znowu donośnie zawyli, kładąc się na kanapie.

– Moglibyście zachowywać się trochę ciszej? – warknęła nagle zaspana dziewczyna, która pojawiła się w drzwiach salonu.

Była kompletnie zaskoczona widokiem wódki na stole i obu panów, którzy bawili się, jakby nic się nie stało. Dochodziła druga piętnaście. Przyjaciele spojrzeli na nią i znowu się rozradowali. Emma tylko westchnęła i poszła do kuchni. Wzięła szklankę, wróciła do salonu i nalała w nią soku.

– Sok należy się tylko do kieliszka – rzucił wesoło Tommy.

Nie skomentowała.

– Może wypijesz jednego? – zapytał Trevor, biorąc ją za rękę.

– O drugiej w nocy? – Oburzyła się.

– A jaka to różnica? Żadna, tylko na zewnątrz jest ciemno – oświadczył szatyn, kolejny raz nie mogąc powstrzymać wybuchu śmiechu.

– Długo zamierzacie tu wrzeszczeć? – Emma spojrzała na brata.

– Nie wiem, aż się zmęczymy. Czytamy tu bardzo poważną i pouczającą lekturę, nie możemy przerwać w środku. Tak nie wypada – odparł Tommy.

Emma spojrzała na książkę i się uśmiechnęła. Trevor już prawie płakał z radości, brzuch go bolał. Sam wstał i nalał wódki do kieliszków, które zaraz wysuszyli.

– Mały, dlaczego tu palicie? Prosiłam, żeby robić to w kuchni – wyjechała pretensjonalnie Emma.

– Sorry, jakoś tak wyszło.

Trevor nabrał odwagi po używkach i przytulił dziewczynę.

– Już nie będziemy. Do rana się wywietrzy – powiedział z uśmiechem.

– Idę spać, nie krzyczcie tak – Dziewczyna ucałowała Trevora i zniknęła za drzwiami.

– Co jej jest? Nie krzyczy, nie fuczy, że bal o drugiej w nocy – zapytał Tommy, bardzo zdziwiony.

– Nie mam pojęcia.

Siedzieli tak do piątej rano, w końcu zmęczeni i totalnie nawaleni rozeszli się spać. Trevor walnął obok ukochanej i od razu ją przytulił. Był tak naćpany, że usnął natychmiast.

 

Obudził się około dziesiątej. Czuł lekkiego kaca, choć nie było najgorzej. Emmy już nie było. Poszedł do kuchni i nalał sobie kawy.

– Miałeś nie pić kawy – Usłyszał.

– Dzisiaj muszę, mało spałem.

– Ile chcesz kanapek?

– Ze trzy – odparł.

Zjarał i zaraz dostał śniadanie, które wchłonął bardzo szybko. Od samego przebudzenia się był potwornie głodny. Nerwowo spoglądał na zegarek, nie wiedząc, co się dzieje w domu. Podziękował za posiłek i odpalił fajkę. Emma także szybko zjadła i zwróciła do niego:

– Idę do pracy. Będziesz, jak wrócę? – zapytała dziewczyna.

– Nie wiem, ale się postaram.

– Podwieziesz mnie?

– Co to za pytanie?

Dochodziła dziesiąta trzydzieści. Młodzik nadal spał, pewnie temu, że napił się wódki, do której nie miał sentymentu. Wyszli z domu i młody mężczyzna podał ukochanej klucz od jej mieszkania.

– Zatrzymaj, mamy swoje.

Kwadrans później parkował pod domem. Wziął broń i z flaszką w dłoni przekręcił klucz w drzwiach piwnicy. Stanął w progu.

Drewniany wspornik, do którego przykuty był Scott, znajdował się dokładnie naprzeciwko wejścia, w odległości około dwóch metrów od ostatniego schodka. Uwięziony spojrzał w górę i gdy zobaczył „brudasa”, natychmiast przerażenie pojawiło się na jego twarzy.

– Witaj, śliczny! Wyspałeś się? Przepraszam za spóźnienie, trochę zabalowałem –

– rzucił wesoło Trevor, schodząc na dół.

Kolesiowi chwilowo odebrało mowę, był kompletnie zaskoczony. Młodszy chłopak wyjął mu knebel z ust, usiadł naprzeciwko, na drewnianej skrzyni i zaczął kręcić blanta, którego zaraz odpalił.

– Gdzie ja jestem? Rozkuj mnie – odezwał się w końcu jeniec.

– Nie wiesz, gdzie jesteś? Przecież taki mądry z ciebie chłopiec – syknął Trevor.

– Muszę się odlać.

Trevor wyjął gnata zza spodni i podszedł do Scotta z kluczykiem w ręce.

– Tylko bez numerów, bo ciężko pożałujesz – poinformował i rozkuł kolesia, trzymając mu pistolet przy głowie. – Lej tam. – Pokazał mu kratkę ściekową w kącie piwnicy. Scott udał się w to miejsce, oglądając się po drodze. Ale Trevor nie był idiotą, cały czas trzymał się dobre trzy metry dalej.

– Szybciej, kurwa! – ryknął, widząc, że typ się ociąga, jakby coś kombinował.

Ten w końcu załatwił sprawę i odwrócił się do chłopaka.

– Siadaj! – Trevor wskazał mu wcześniejsze miejsce pobytu.

Typ usiadł, cały czas patrząc na broń. Młody mężczyzna na powrót go skuł i chwycił za flaszkę. Klapnął na skrzynię.

– Chyba nie muszę ci tłumaczyć, dlaczego tu jesteś? – powiedział oschle.

– Nie rób jaj i mnie wypuść. Niedługo zauważą, że zniknąłem. Ted domyśli się, że to twoja sprawka. Nie chcę być w twojej skórze, jak tu wpadnie po raz drugi.

Trevor roześmiał się na całe pomieszczenie.

– Mam rozumieć, że Ted to twój skorumpowany przydupas? Może mnie odwiedzić, mam dla niego odpowiednie przywitanie. – Pokazał Scottowi broń, dziwiąc się, że ten ma jeszcze odwagę go straszyć.

– Uwolnij mnie i zapomnimy o sprawie.

– Emma też zapomni?

– Nie rozumiem…

Trevor podszedł i z całej siły uderzył Scotta stopą w krocze. Ten wydał z siebie głośny krzyk.

– Nadal nie rozumiesz, czy po prostu masz krótką pamięć? – syknął Trevor, siadając na miejsce.

– To nie było tak, nic nie rozumiesz. Ona sama mnie sprowokowała. – Usłyszał.

Znowu wstał i dwoma szybkimi kopnięciami pociągnął w to samo miejsce. Koleś zawył przejmująco z bólu i wygiął się do samej ziemi.

– Zamknij mordę, bo znowu ci ją zatkam – rzucił wkurwiony szatyn.

Nałożył rękawiczki, wziął nożyce do ścinania żywopłotów, ukucnął przed skutym i zaczął rozpinać mu spodnie.

– Co ty robisz?! Zostaw mnie! – rzucił spanikowany Scott.

Trevor milcząc wydobył narząd chłopaka na wierzch i włożył między ostrza.

– Chyba powinienem ci go obciąć? To będzie najbardziej adekwatna kara do twojego czynu – uśmiechnął się.

– Ej, nie wariuj, nie rób głupot. Błagam cię – skamlał Scott.

Zrobił się blady jak ściana i mokry na twarzy. Trząsł się jak galareta.

– Gdzie twoja odwaga? W pubie, w sklepie, jak podbiłeś jej oko, a przede wszystkim jak ją gwałciłeś... byłeś takim chojrakiem, a teraz co? – Trevor delikatnie ścisnął ostrza nożyczek.

– Zabierz to, przysięgam, że wam to wynagrodzę i zniknę z waszego życia! To moja wina, nie powinienem was zaczepiać, przepraszam! Błagam cię, nic nie rób! – Koleś płaszczył się przed chłopakiem jak zbity pies, ledwo wydobywając słowa.

Był totalnie roztrzęsiony. Czuł zimne ostrze na dolnej części ciała i cały dygotał, patrząc błagalnie na młodego mężczyznę. Trevor wziął krótki łańcuch i obwiązał go naokoło pala, sczepiając oba końce małą kłódką.

– Nie waż się ruszyć! – zagrzmiał, trzymając broń przy skroni Scotta, uwolnił mu prawą rękę, a lewą przykuł do łańcucha.

– Ubierz się sam, drugi raz cię nie dotknę – nakazał.

Koleś w mig schował fujarę w spodnie.

– Nie myśl, że to litość. Skróciłbym ci go, ale potem miałbym problem z zatamowaniem krwawienia, a nie chcę, żebyś mi tu za szybko zdechł – poinformował ironicznie szatyn.

Spojrzał na butelkę – płynu było już na samym dnie.

– Bądź grzeczny.

Zakneblował więźnia i wyszedł z piwnicy. Niedługo potem był przy sklepie Emmy. Zadowolony podszedł do lady.

– Co tu robisz? – zapytała zdziwiona dziewczyna.

– Daj mi butelkę whiskey i fajki.

– Trevor, nie pij od samego rana.

– Kotku, nie będę. Wypiję dwa, trzy drinki i koniec. O szóstej po ciebie przyjadę.

– Na pewno?

– Tak, na pewno.

Spakowała zakupy i zapytała:

– Nie chcesz posiedzieć?

– Nie mogę, muszę załatwić jeszcze jedną sprawę, ale jak chcesz, przyjadę godzinę wcześniej.

– Przyjedź.

– To na razie. – Trevor ucałował dziewczynę i opuścił market.

Szybko był z powrotem w domu.

– Tęskniłeś? – zapytał, stając nad typem. – Głowa nie boli? Wczoraj nieźle pochlałeś. Nie powinieneś pić, jeśli nie umiesz się potem zachować – katował faceta i dał mu piwo. – Chlaj, pomoże na dolegliwości.

Scott był chyba spragniony, bo mocno przywarł do butelki, wypijając ponad połowę.

– Z tym „brudasem” to był taki żart. Nie miałem nic złego na myśli. Wypuść mnie, nikt się nie dowie o tym zajściu. – Więzień ponowił próbę.

– O czym ty pierdolisz? Ty myślisz, że tu chodzi o jakiegoś ”brudasa”? Dlaczego podbiłeś oko mojej damie?

– To nie ja.

Trevor wstał i bez słowa mocno kopnął go w brzuch. Koleś znowu się pochylił, jęcząc.

– Nie ty?! A kto?! Może ja?! – krzyknął.

– Nie wiem. Uspokój się i nie szalej.

– Czy ja szaleję? Dopiero ci pokażę, co to szaleństwo, niech go tylko znajdę... – rzekł szatyn i zaczął czegoś szukać w stosie starych, leżących w kącie rzeczy. Nie znalazł, więc udał się do szopy. Biało-czarny baseballowy kij, leżał na tylnym siedzenie gruchota. Wziął go i wrócił na dół.

– Co ty chcesz zrobić?! Zobaczysz, jak policja tu wpadnie, nie będzie ci już wesoło. –

– Scott próbował na różne sposoby, ale tylko rozbawił prześladowcę.

– Twój piesek z komisariatu też oberwie, spokojna głowa. Szkoda, że nie wiem, gdzie go szukać, bo tak siedziałby tu razem z tobą. No dobra, a teraz powtórzymy zabawę z lasu, w którą bawiłem się z pewnym ćpunem. Tylko że ta będzie bardziej dotkliwa. Tamten kij to była prowizorka, ten będzie lepiej przystawał do gnatów. – Zaśmiał się chłopak. – Wybieraj kolano – rozkazał, opierając się na baseballu.

– Ej, możemy to jakoś załatwić. Zapłacę ci – panikował Scott.

Trevor był bardzo zdziwiony faktem, że facet ma jeszcze jakiekolwiek nadzieje na złagodzenie sytuacji.

– Zapłacisz mi? – Zarechotał. – Śmieszny jesteś. I co z tego, że mi zapłacisz, czy ona zapomni? Nie, nadal będzie pamiętać, a tego ci nie daruję. Już w pierwszym dniu naszego spotkania, w pubie, wiedziałem, że zawlokę cię do tej jebanej piwnicy, rozumiesz? Obiecuję ci gnoju, że ciężko odpokutujesz za to, co zrobiłeś tej biednej dziewczynie. Wybieraj – powtórzył.

– Spierdalaj. – Koleś się zdenerwował.

Trevor bez namysłu przywalił mu baseballem w lewy piszczel.

– Kurwaaaa! Odjebało ci?! – wrzasnął Scott i chwycił się za nogę.

– Powiedziałem ci, nie krzycz! Nie rozumiesz prostych słów?

– Przestań. Chcesz mnie pobić? I co ci z tego przyjdzie. Prędzej czy później policja dowie się o wszystkim.

– Podziwiam cię, naprawdę, że jeszcze masz odwagę mnie straszyć, widząc swoje nieciekawe położenie. Nie, nie chcę cię pobić, chcę cię zabić. Chociaż nie… wpierdol też ci spuszczę. Policja gówno mi zrobi, bo za kilka dni też już będę martwy, ale ty najpierw porządnie oberwiesz. Cieszysz się? – oprawca szeroko się uśmiechnął.

Scott zamilkł.

– Kończ piwo, dam ci drugie. Wiem, że suszy – poinformował i udał się na górę.

Wziął całą whiskey, browar i wrócił do więźnia. Otworzył trunek w brązowej butelce, postawił obok niego, po czym odpalił fajkę i położył obok piwa. Sobie przypalił skręta, mocno się zaciągając. Scott wziął Marlboro – dłoń mu drgała.

– Kutasa ci nie obciąłem, ale palce mogę. One tak mocno nie krwawią. Co o tym sądzisz? – zapytał wesoło Trevor.

– Chyba masz na imię Trevor, tak? Bądź rozsądny i skończ to, póki możesz. Przysięgam ci, że nikt się nie dowie. – Typ twardo kombinował.

– Nie. Mam na imię „brudas” i skończę... ale za dwa – trzy dni – Usłyszał radosną odpowiedź.

Marihuana siała spustoszenie w głowie oprawcy, a szydzenie z bydlaka tylko podkręcało mu fazę.

– Dobra, co teraz? Druga noga, czy może ręka? W lewą mogę lać, nie będziesz z niej korzystał – oznajmił chłopak.

– Kurwa, przestań! Co ty robisz?! – stękał Scott.

– Wybierasz, czy walimy po dłoni? Mów szybciutko – zapytał Trevor, wyszczerzając zęby.

Scott się wyciszył, więc chłopak podszedł z boku i łupnął go kijem po przykutej dłoni.

– Kurwaaa, przestaaań! – Porwany zawył niemiłosiernie na całą piwnicę.

Echo aż paliło w uszy, więc Trevor zaraz kopnął blondyna w twarz.

– Kurwa, ostatni raz mówię, zamknij ryj! Jeszcze raz usłyszę twój parszywy głos, a weźmiemy się za palce, rozumiesz, frajerze?!

Typ ucichł, chyba pojął, że chłopakowi odbiło i wcale nie żartuje...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Grafomanka rok temu
    Posadził Scotta, oparł go plecami o jeden z pali pal podtrzymujących strop, skuł mu ręce z tyłu. pali pal?
    Przekręcił klucz, sprawdzi jeszcze, - sprawdził
    Pmam dla niego odpowiednie przywitanie. - Mam
    Scott wziął Marlboro – dłoń mu się drgała. - bez się

    Przeczytałam 5
  • ZielonoMi rok temu
    Ja naprawdę niedowidzę, ja pierdolę. Dzięki. ;)
  • Łukaszenkow rok temu
    Grafi z minetaurem przybyła do zielonej xD
  • ZielonoMi rok temu
    Łukaszenkow Przestań spamować!
  • Joan Tiger rok temu
    Trevorek się rozkręca, dobrze. :). Po trawie, to ze wszystkiego beka, ale z tą książką, to dobry pomysł.
  • ZielonoMi rok temu
    😘
  • Margerita rok temu
    Ciekawe co zamierza zrobić ze Sportem
  • ZielonoMi rok temu
    Jak to, co? Wpierdol.🤣🤣

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania